Okiem Planty - życie w Teksasie

Lanka_Cathar   Farewell to the King...
06 października 2017 09:12
Faletta, tak, jak napisała Murat-Gazon - nie masz pojęcia o czym piszesz. Najwyraźniej nigdy nie byłaś w sytuacji, gdzie wszyscy wiedzą, że tatuś leje mamusię (i nie tylko), że mamusia często ucieka do rodziny/znajomych i... wraca. Co skutkuje oczywiście laniem, bo... ośmieliła się pokazać na zewnątrz, że coś jest nie halo. Nie byłaś pewnie nigdy w sytuacji, w której są naoczni świadkowie w liczbie sztuk kilkunastu, którzy wzywają policję i potwierdzają, że facet tłucze żonę, bo właśnie stłukł ją na oczach innych, a żona... zapiera się, że walnęła głową w drzwi, bo się potknęła i dlatego ma oko podbite. Albo pod wpływem chwili potwierdza, że jest lana, ale dzień później wycofuje oskarżenie, bo... lejący jest jedynym żywicielem rodziny. Ale w sumie, to dobrze, że nie masz o tym pojęcia.
Murat gazon a Ty chyba nie rozumiesz, że jak ktoś nie opisuje esejów na forum o swoim prywatnym życiu to nie oznacza, że nie przeżył takich czy podobnych sytuacji. Więc proszę nie umiejszaj mojego punktu widzenia, bo nie masz zielonego pojęcia w jakim domu się wychowywałam i co przeżyłam a czego nie  🙄 i wiem, że takich decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień i to wszystko rozumiem, serio. Nie rozumiem jednak przekładania dobra (swojego) koni nad dobro własnego dziecka, bo Planta woli żyć jak dotychczas bo jej samej stać na konie nie będzie i do kawalerki to ona nie pójdzie. Dla mnie to jest dramat. Cały czas o tym mówię - że nie rozumiem tych wartości, a nie że nie rozumiem problemu. Gdyby Planta użyła racjonalnych argumentów to moje stanowisko byłoby inne. To jest tylko moja myśl puszczona w eter. Nie oczekuje, że Planta ją weźmie do serca. Zrobi co będzie uważała za dobre/ wygodne dla siebie. Mam jednak potrzebe zwrócenia jej na to uwagę, że nie jest sama i jest ktoś ważniejszy w przeciwieństwie do niej zupełnie bezradny.
falletta ale ludzie w takiej sytuacji nie działają racjonalnie, bo nie myślą racjonalnie przez to wszystko, o czym napisałam powyżej... Na tym właśnie polega cały dramat.
(Ja też zwracałam jej uwagę na to, że córka ma niestety bardzo duże szanse wylądować w przyszłości tak samo jak ona.)
[quote author=Murat-Gazon link=topic=101270.msg2718701#msg2718701 date=1507281591]
falletta ale ludzie w takiej sytuacji nie działają racjonalnie, bo nie myślą racjonalnie (...)
[/quote]
I tu się z Tobą zgadzam! Dlatego nie klepie Planty po plecach. Jak widzę na ulicy krzywdę dziecka to sorry ale nie zastanawiam się, czy tatuś i mamusia dobrze żyją, czy któreś z nich ma gorszy dzień, czy to obraz codziennej patologii. Mnie to nie interesuje. Ale nie przejdę obojętnie bez reakcji, nie udam że jestem ślepa i głucha. Tak samo podchodzę do tej sprawy. Nie wywodzę się poza ten obszar, nie krytykuje jej męża bo to nic nie da dopóki Planta sama nie podejmie decyzji. Stawiam się wyłącznie za tym dzieckiem z naciskiem, że to ono powinno być najważniejsze w tej sytuacji, nie konie, psy, samochód i miłość do męża/ czy też raczej możliwość za pomocą męża zatrzymania tych powyższych dobr.
busch   Mad god's blessing.
06 października 2017 11:01
Dziewczyny, ale przestańcie zakładać że faletta nie wie o czym mówi. Niektórzy po prostu nie lubą na publicznym forum pisać o tak bolesnych przeżyciach, więc nie możecie nigdy być pewne że ona "po prostu nie rozumie" i "w sumie dobrze że nie rozumie". Traktowanie z góry kogoś, kogo znacie tylko z postów na forum, szczególnie w takim temacie, jest nie na miejscu.

Poza tym ja osobiście uważam, że wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny, zwłaszcza w takiej sytuacji jak u Planty, jest pierwszym krokiem do wyrwania się z mentalności ofiary. Rozumiem, że to może trudne postępować racjonalnie, rozumiem że to jest tak naprawdę często uzależnienie o tego cyklu przemocy. Co jest dodatkowym argumentem, żeby powiedzieć sobie - to JA jestem odpowiedzialna za swoje czyny, to JA mogę coś zmienić, to JA mam prawo i obowiązek dbać o siebie i swoją córkę. Im dłużej ofiara żyje w przeświadczeniu, że i tak nic nie może, bo jest za głęboko w tym bagnie, tym dłużej się z niego nie wyrwie.

Przyznanie się przed samym sobą że nie jestem tylko ofiarą, lecz także sama zostałam, kiedy mogłam odejść, że miałam wpływ na to, co mi się przytrafiło - może jest bolesne, może jest trudne, może dokłada psychicznego ciężaru, ale w dłuższej perspektywie czasowej daje siłę i nadzieję na lepsze życie. 

Ja wiem, że to nie jest takie proste powiedzieć sobie "mam siłę" i faktycznie mieć tę siłę. Wiem, że temat ucieczki od oprawcy jest ogólnie trudny i osoby w takich związkach często wracają. Tym bardziej cenne jest odzyskanie odpowiedzialności za siebie i swoje życie. Powtarzanie sobie, że jestem ofiarą i jestem zepsuta, że na pewno jeszcze milion lat będę siedzieć z PTSD i nerwicą u psychoterapeutów - często NIE pomaga. Bo po co odcinać się od oprawcy, skoro i tak nie ma dla mnie nadziei? Skoro i tak jestem ofiarą? Skoro pewnie zaraz znajdę kogoś podobnego, bo jestem jaka jestem? Właśnie przez takie podejście osoby krzywdzone zostają ze swoimi oprawcami.

Oczywiście każdy z nas jest inny i może komuś pomaga użalanie się nad sobą, tym niemniej ja osobiście bardzo w to wątpię i uważam, że wyrwanie się z mentalności ofiary poprzez przyjęcie na siebie siły sprawczej we własnym życiu (ze wszystkimi tego konsekwencjami, negatywnymi i pozytywnymi) jest pierwszym i najważniejszym krokiem do uzdrowienia. Nawet jeśli na początku to jest bardzo na wyrost, to może dać dość otuchy, żeby wreszcie coś zmienić.
busch nie chodzi o użalanie się, tylko o postawę typu "no weźże rusz tyłek i coś zmień, przecież to takie proste", z którą ofiary przemocy domowej bardzo często się spotykają. Owszem, takie rady wynikają często z dobrego serca i szczerej chęci wsparcia, ale bywa, że powodują odwrotny efekt od zamierzonego, bo tylko utwierdzają tę osobę w przekonaniu, że skoro to takie proste, a ona nie umie / nie może / boi się, to rzeczywiście jest z nią coś nie tak i w sumie to sprawca przemocy ma rację w swojej hipernegatywnej opinii. To trzeba mieć zawsze na uwadze.
Weźcie pod uwagę, że Planta nieraz wspominała, że córka jest bardzo mocno związana ze zwierzętami. To jest część jej rodziny! Straciła już ojca, co jeszcze jej można zabrać? Różnie ludzie traktują zwierzaki, niektórzy łatwiej się ich pozbywają, inny zrobią (prawie) wszystko by je zatrzymać. Myślę, że mała była tak wychowywana, że sprzedanie/oddanie zwierząt byłoby dla niej kolejną traumą. Dla mojej (niewiele starszej) córki coś takiego byłoby kosmiczną tragedią. Dla mnie zresztą też.
Dodać do tego trzeba stwierdzoną depresję - osoba z tą chorobą często nie ma siły wstać z łóżka czy umyć zębów - jak ma walczyć z czymkolwiek jeszcze? Tak, sytuacja mogła powodować/nasilać ten stan, ale niełatwo jest wyrwać się z takiego błędnego koła.

[quote author=Murat-Gazon link=topic=101270.msg2718730#msg2718730 date=1507284663]
busch nie chodzi o użalanie się, tylko o postawę typu "no weźże rusz tyłek i coś zmień, przecież to takie proste", z którą ofiary przemocy domowej bardzo często się spotykają. Owszem, takie rady wynikają często z dobrego serca i szczerej chęci wsparcia, ale bywa, że powodują odwrotny efekt od zamierzonego, bo tylko utwierdzają tę osobę w przekonaniu, że skoro to takie proste, a ona nie umie / nie może / boi się, to rzeczywiście jest z nią coś nie tak i w sumie to sprawca przemocy ma rację w swojej hipernegatywnej opinii. To trzeba mieć zawsze na uwadze.
[/quote]

W punkt! Nawet jak bagno jest w naszej głowie to ono jest... Całkiem realne, gęste, śmierdzące i wciąga coraz bardziej... I sensowna terapia może być niezłym kijem podanym tonącemu... Czego ci Planta serdecznie życzę.
busch   Mad god's blessing.
06 października 2017 11:21
Murat-Gazon, ale faletta nigdzie nie napisała postu, który tak by można było odebrać. Nigdzie nie napisała że "to takie proste". To wy sobie takiego straw mana utworzyłyście (tzw. sofizmat rozszerzenia, po angielsku brzmi 10x lepiej :lol🙂 i teraz go atakujecie.

To, że faletta współczuje przede wszystkim dziecku, jest zrozumiałe. Bo akurat dziecko nie może powiedzieć, że MA TĘ MOC, bo akurat jej nie ma. Tylko Planta może coś zmienić w życiu ich obu. I tylko wtedy, kiedy sama podejmie tę decyzję i weźmie odpowiedzialność za swoje życie i swoje decyzje. W innym wypadku kto będzie walczył o to, żeby nie wrócić do tego samego bagna?

Psychoterapia jest świetną pomocą ale to nie jest kwestia jednej wizyty, tylko proces. W którym najcięższą pracę wykonuje właśnie ofiara, a nie psychoterapeuta. Psychoterapeuta może pomóc znaleźć drogę, ale prawdziwa zmiana dokonuje się między sesjami, kiedy pacjent pozostawiony jest samemu sobie.
Bush dokładnie tak!  :kwiatek:
To nie jest tak, ze nie chce niczego zmienic. W tej chwili jednak musze czekac. Zapisalam siebie i corke na terapie, nie wiem kiedy sie zacznie, bo najpierw musza zalatwic z biurem szeryfa sprawy finansowe. Bede tam tez miec pomoc prawnika, ktory pomoze mi wybrac dostepne opcje.
A to moze potrwac kolejne dwa tygodnie.

Uczepilam sie meza? Byc moze. Ale dopoki nie bede pracowac i w stanie utrzymac siebie, dziecko i zwierzeta, musze, ze zwyklyh powodow ekonomicznych. Corka bardzo przezyla smierc Jerrego i nie bede dodawac jej do traumy utrate domu i reszty zwierzat.
Dowiedzialam sie, ze bailing company tzn firma ktora wplacila kaucje za meza, moze domagac sie, ze nie wroci do domu do czasu rozprawy sadowej czyli od 6 do 12 miesiecy.
Ma zamiar wystapic o widzenia z corka. Jesli nie byl bezposrednim sprawca przemocy na niej jak na mnie, jest bardzo duza szansa, ze je uzyska.

Zalatwilam to co moglam ze swojej strony. Wystapilam o food stamps, o pomoc finansowa, dostanie pomocy terapeutycznej i osobe asystujaca w posuzkiwaniu pracy. Tylko ze na to wszystko trzeba poczekac. Co mi da, jesli jutro sie spakuje, jesli nie mam kasy na wynajem niczego bez swiadectwa pracy i zaswiadczenia o zarobkach niczego lekaglnie nie wynajme (tak, przechodzilam przez to i mieszkania na wynajem wymagaja swiadectwa pracodawcy).

Na poczatku bylam w szoku i bezsilna, potem napedzal mnie gniew, teraz znowu jestem na etapie bezsilnosci, i jak wspomnialam terapia moze sie zacznie za dwa tygodnie, moze nie. Codziennie rano zmuszam sie do wstania z lozka. Kto nie byl w depresji, pewnie nie zna tego uczucia.
Nie chce tez podejmowac decyzji pod wplywem emocji, bo Dave dzieki siostrze jest w stanie kupic sobie-i kupil-dobrego prawnika, a ja jestem skazana na pomoc prawnika z urzedu. Moge bardzo duzo przegrac i nawet nie chodzi mi o dom czy mienie, choc to tez jest wazne, ale jesli np uduwdni, ze pezemoc byla przeciw zonei a corke bardzo kocha i jest w ogole super tatusiem, to moze sie okazac ze to on dostanie corke, a ja byc moze bede miec widzenia, jako osoba w depresji i z problemami psychicznymi.

Dlatego bardzo prosze o dalsze wspieranie, ktore daje sile cos robic. Krytyka natomiast bardzo oslabia. Nie chodzi o klepani epo pleckach, ale nawet kilka slow typu 'dasz rade' bardzo duzo znacza.
Tak czytam czasme forum dla kobiet i tam kobiety na wszelkie problemy z mezem czy partnerem maja genialna rade "spakuj mu walizki i wystaw za drzwi'. A to tak nie dziala. Pomijajac legalny aspekt, ale ta osoba ma rowne prawa mieszkac w danym miejscu jako wspolwlasciciel i dopiero rozdzielenie majatkowe moze to zmienic.
To tak jak iscie genialna rada mohjego ojca przemocowca i psychopaty, zebym pakowala sie i przyleciala do domu rodzinnego, zabierajac corke. Preobowalam mu wytlumaczyc ze to jest nielegalne bez zgody ojca dziecka, on sie zaparl zeby to zrobic. Mowie mu ze to kidnaping i juz na lotnisku bede zatrzymana, on ze jakos ja przemyce. I tak ma swoja idee w swojej glowie i nie chce rozumiec realiow. Ze nie wspomne, ze gdy powiedzialam, ze nie mam na bilety, powiedzial, ze juz zaraz wysyla. On, ktory od mamy, ktora w koncu dostala emeryture, pozycza na papierosy. A reszta, zwierzeta? "Cos jest w koncu wazniejsze". A ja juz widze, jak maz bezie w domu sie nimi zajmowal,...tak jak to robil do tej pory.

Na razie wiec musze czekac, az w koncu zaczne dostawac obiecana pomoc, i samej walczyc z depresja i poczuciem bezsilnosci.

Chce tez wyprostowac kwestie kawalerki, bo zostalam niewlasciwie zrozumiana przez osoby nie zorientowane w temacie. Nie chodzi mi o komfort i przestrzen, bo mam to gdzies, ale tu nie ma prywatnego rynku mieszkan do wynajecia. Mieszkania do wynajecia sa oferowane przez firmy, tkre maja kompleksy kilku do kilkunastu budynkow, gdzie sa mieszkania o roznej wielkosci. Ale do wynajecia potrzebne jest zaswiadczenie od pracoawcy, ze jest sie zatrudnionym, i dokument potwierdzajacy wysokosc zarobkow. To dopiero kwalifikuje czy zdecyduja sie wynajac mi mieszkanie czy nie. A ze nie jestem zatrudniona-ergo nie mam czego szukac.
Druga istotta rzecz, ze bardzo trudno znalezc miejsce, gdzie mozna trzymac zwierze, jakiekolwiek, od chomika po psa. Jesli nawet juz sie znajdzie, kaucje sa bardzo wysokie, za ewentualne zniszczenia. Tak wlasnie trafil do nas Ralf, bo osoba ktora go miala, zerwala ze swoim chlopakiem i szukala mieszkania do wynajecia i nie mogla znalezc miejsca, gdzie moglaby zamieszkac z psem. Pies przez ponad tydzien 'mieszkal' w jej samochodzie na noc. A my mamy kota-ukochanego kota corki z ktorym spi i trzy  psy, z czego dwa z rasy uwazanej za agresywna.
Tutaj tez rozwijam swoja szkolke host, z ktora wiaze nadzieje, wiec logiczne dla mnie jest zebym to ja zostala na miejscu.

Zreszta jak pisalam, na razie moge sobie gdybac, bo rownie dobrze moze sie okazac ze maz bedzie musial mieszkac w takiej kawalekrce przez nastepny rok, jesli bailing company tak zdecyduje, ze nie moze wrocic do domu.

Planta- wszystko zatem rozbija się o niezależność finansową i na tym musisz się skupić! Praca i zarobione pieniądze dadzą Ci to, że nie będziesz musiała rezygnować z niczego.
Planta - wspieram dalej duchowo :kwiatek: Bardzo rozumiem to, co przeżywasz, bo trzy lata temu przechodziłam bardzo podobne wydarzenia. Najgorsze jest pierwsze pół roku. Dużo daje terapia, ale najwazniejszą terapię musisz sobie zrobić sama, w domu - terapeuta jedynie naprowadza, całą robotę ze sobą samym trzeba zrobić samemu. I ja osobiście byłam tym faktem przerażona, ale okazało się, że poznawanie siebie, swoich motywów zachowań i znajdowanie rozwiązań pozwoliło mi paradoksalnie znacznie bardziej siebie polubić i lepiej ze sobą poczuć  🙂 chociaż było to droga przez mękę, przez prawdziwą "ciemną dolinę". Ale nie ma sensu się bać! Nie jesteś sama  :kwiatek: Mnie też dużo pomagała kartka i długopis - spisywałam wszystkie swoje plany, myśli, robiłam wykresy, co zrobię w jakiej kolejności, określałam jaka mała czynność doprowadzi mnie do czegoś większego (ważniejszego celu). Łatwiej było mi sprecyzować i rozpocząć te małe zadania (np. u Ciebie to może być rozkręcenie szkółki host), niż od razu zabierać się za wielki, niezwykle przerażający CEL (np. może u Ciebie zdobycie niezależności finansowej). A potem nagle okazywało się, że te małe "celiki" same doprowadzały mnie do tego wielkiego 🙂. Pozdrawiam i łączę się w bólu co do bezsenności (mnie bardzo pomogły takie prozaiczne rzeczy jak: spanie w materiałowych okularach żeby było ciemniej, wyłącznie kompa i światła przynajmniej pół godziny przed pójściem spać, zmiana miejsca, w którym stoi łóżko, zmiana koloru ścian na bardziej stonowany - niby głupoty, ale działają).
Nie którzy z na tym forum zapędzili się mocno w krytyce Planty , mają tylko jedną radę , Planta ma sprzedać konie , psy oraz resztę wartościowych rzeczy i uciekać , zostawić dorobek życia , uciekać . Za mniej więcej dwa tygodnie Planta dostanie pomoc rządową  wymiarze psychoterapeuty ,prawnika , asystenta do spraw zatrudnienia , który pomoże jej znaleźć pracę . Wtedy dużo powinno się wyjaśnić . Planta i jej córka są bardzo przywiązani do swoich zwierząt i sprzedaż ich nie wyszła by im na zdrowie w znaczeniu zdrowia psychicznego . Planta kocha  swoje zwierzęta i może to pomaga jej walczyć z depresją , po sprzedaży mogłaby pogrążyć się całkowicie w depresji . Córka bardzo przeżyła śmierć swojego ulubionego konia , jakby miała stracić resztę zwierząt to mogłaby sobie zadać pytanie czy dobrze zrobiła wzywając policję do tej ostatniej awantury , straciła zwierzęta ,dom a nic nie zyskała . Planta sama musi dokonać wyborów w swoim życiu , a my możemy tylko się przyglądać , ewentualnie delikatnie podsuwać sugestie , anie żądać lub nakazywać . 
Dziekuje Gandalfie, za zrozumienie sedna problemu  :kwiatek:

Nie sztuka jest dzialac pod wplywem emocji. Do licha ciezkiego, to dopiero dwa tygodnie! Nie chce nic robic w kwestii ewentualnego rozwodu, bo chce najpierw porozmawiac z prawnikiem o najlepszych opcjach i rozwiazaniach. Nie uciekne zostawiajc wszystko, wbrew pozorom nie przysluzy sie to i corce.

Fanelio-sprobuje. Ta chroniczna bezsennosc mnie wykancza, bo ciagle sie budze w nocy, mam problemy z zasnieciem, czasem kilkugodzinne, wstaje zmeczona i obolala. To tez nie pomaga podejmowac dobre decyzje i myslec rozsadnie, kiedy sie jest chronicznie niewyspanym. Leki pomagaja uspokoic gonitwe mysli i poczuc sie wystarczajaco zmeczonym, by zasnac. Ale sprobuje z Twoimi radami. Dziekuje  :kwiatek:
Znacie to? “Before you speak ask yourself: Is it kind, is it true, is it necessary, does it improve upon the silence?”

Planta, trzymam kciuki za was 🙂
Bobek, trzeba było napisać po polskiemu, wszystkim by było łatwiej.
Nie sztuka jest dzialac pod wplywem emocji. Do licha ciezkiego, to dopiero dwa tygodnie!

Dwa tygodnie od czego?
Jeżeli chodzi o przemoc, to była ona wcześniej, dużo wcześniej. Planta nie oszukuj samej siebie.
"Bo do tanga trzeba dwojga" - cytat z piosenki, a jak dużo mówi.
Z tego co piszesz wynika, że Dave nie będzie tańcował, oj nie.
Cały czas życzę Ci jak najlepiej  :kwiatek:
kokakola, racja, chodzi o to:

"Zanim się odezwiesz zapytaj siebie: czy moja wypowiedź będzie życzliwa, prawdziwa, niezbędna, czy będzie lepsza od zachowania milczenia?
Planta i dziewczyny, nie da się z dnia na dzień wszystkiego zostawić, zapomnieć, nie mieć uczuć. Człowiek kupując masło sie zastanawia, które ma wziąć z półki, a co dopiero mowa o podejmowaniu życie zmieniających decyzji. Czasem wiele spraw musi się zazębić, żeby można wiedziec co dalej robić. A wiadomo na wszystko trzeba czasu, jedne rzeczy sa zależne od innych.
Uważam, że z boku wszytsko łatwiej widac i można oceniać, ale nie myśli się wtedy o uczuciach towarzyszących ludziom. Łatwo się mówi z boku, weź go kopnij. Ale jak tu nagle życ dalej bez niego.
Mam nadzieję, ze szybko otrzymacie pomoc terapeuty bo nie ma jak to fachowa pomoc.
Podziwiam Cie Planta, że masz tyle siły i tak wszytsko ogarniasz.
Znacie to? “Before you speak ask yourself: Is it kind, is it true, is it necessary, does it improve upon the silence?”


Idealna rada do tej całej dyskusji,
ja też trzymam kciuki mocno, mimo, że tylko przyglądam się rozmowie.
Czasem faktycznie, pewne sprawy muszą "dojrzeć", ludzie muszą dojrzeć do pewnych decyzji.
To tak jak z Frodem, można mu było zabrać pierścień i rzucić we wnętrze góry, ale to by go złamało. Musiał to zrobić sam, pokonując wszystko i siebie przede wszystkim.


Planta, całe szczęście prawo daje Ci jakiś czas na ogarniecie spraw. Nie musisz działać pochopnie, możesz się zastanowić i zebrać informacje jak najkorzystniej wyjść z sytuacji. W PL nie ma takiego komfortu.

Już pomijając aspekt trzymania zwierząt dla własnego komfortu psychicznego to jest to jednak sposób na życie, pewien dorobek (jeden zbiera na nowe auto inny na konia czy psa ulubionej rasy) i zwyczajnie nie rozumiem, dlaczego ktoś namawia do porzucenia tego wszystkiego. Planta walczy o córkę, zwierzęta, finanse (przecież te niezapłacone przez męża rachunki to też jej długi w ramach wspólnoty majątku). W takich zwrotach życia trzeba się rozejrzeć w przepisach, prawach, zagrożeniach i na spokojnie przemyśleć warianty. Przygotować się taktycznie do walki o swoje życie. Nie sztuką jest uciec, sztuką jest zostać i rozegrać to na swoją korzyść.
Planto, odpowiedziałabym Ci epos przy okazji demontując najwyraźniej mylne odebranie moich postów, ale daruję sobie i tak wyczytasz to co będziesz chciała a nie sens mojej wypowiedzi. Życzę wszystkiego dobrego. Masz dużo szczęścia w tym nieszczęściu, że mieszkasz gdzie mieszkasz .Mam nadzieję, że chociaż to zrozumiesz.
Gandalf biały ależ się zagalopował. Prrr szalony! Kto tu coś nakazuje i żąda od Planty?!  😲 to jest Jej życie Jej decyzje i tylko Ona będzie dźwigać ciężar ich konsekwencji. Na spółkę z Córką. Nie ja, nie Ty, nie r-v.  Nikt jej tu palcem nie grozi i nie układa życia za nią. To jest forum, skoro Planta postanowiła dzielić się na nim swoim życiem to nie ma w tym nic dziwnego, że użytkownicy komentują i sugerują zwrócenie uwagi na 'x,y,z'. Ale to nie znaczy, że żąda się od Niej czegokolwiek  🙄
Ps. Wróć do swoich wcześniejszych postów i przeczytaj co i w jakim tonie pisałeś. Rozdwojenie jaźni? Pozdrawiam
Falletta , moje wcześniejsze wypowiedzi pisane były w tonie łagodnej sugestii , dotyczyły spraw ogólnych . Nigdy bym się nie odważył udzielać rad tak daleko idących ja Twoje , sprzedaż koni , sprzedaż samochodu , ucieczka z domu do kawalerki . Pozdrawiam .
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
08 października 2017 18:21
Wtrącę się- kto pisał o sprzedaniu zwierząt? Chyba tylko lsw.

Ogólnie wątek przemienił się na ,,przemoc w rodzinie od strony ofiary".
faletta myślę, że Gandalf Biały chodzi o tą wypowiedź:
to takie zaparcie się przy tych koniach i psach, że nerkę by za nie oddała... Absolutnie nie naskakuje na Planetę
Nie mnie oceniać, kto ma rację, to pokaże czas. Cytat tylko w formie przypomnienia jak było napisane, żeby dalszych niedomówień/pomówień/przeinaczeń nie było.
Muchozol szczęście, że słowa pisanego nie można się wyprzeć za to zinterpretować... hoho
Ja nie wiem jakim cudem ktoś w tym zdaniu wyczytał "sprzedaj konie!". I nie była to moja 'złota rada' tylko odniesienie do jednej z wypowiedzi Planty. No ale trudno, jeżeli ktoś się nie nauczył czytać ze zrozumieniem w szkole to ja na forum tym bardziej tego nie uczynię. Czuję się jak idiota tłumacząc słowa, których nigdy nie użyłam.


Gandalf Biały skoro tak uparcie wciskasz mi rady, których nie udzielałam to ja Ci przypomnę
[quote author=Gandalf Biały link=topic=101270.msg2718261#msg2718261 date=1507138285]
Planta , jeżeli dojdzie do rozwodu , musi do niego dojść bo  Dawid  Cię nie szanuje (...)
[/quote] to jest ta Twoja delikatna sugestia? I na tym proszę zakończmy dialog, bo nie widzę w Tobie partnera do dalszych konwersacji.
to ja się wyłamię z obecnego nurtu "czytania między wierszami i przecinkami" 😉 i zapytam wprost, Planta, co u Ciebie?
  Faletta, przepraszam  :kwiatek: :kwiatek: za nadinterpretację twoich postów . Takie są skutki jak piszę się w pośpiechu i brakuje czasu na dokładne sprawdzenie co autor komentowanego wpisu miał ma myśli. Dodatkowo straciłem chłodną głowę i górę wzięły emocję , za bardzo emocjonalnie podchodzę do kłopotów Planty i Aerwynn .
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
10 października 2017 15:02
Planta jak sytuacja? Jak się trzymasz? :kwiatek:
Zyje, czekam na obiecana pmoc. A na razie usiluje ogarnac inne rzeczy, jak to, ze nagle z ponad 20 stopni zrobily sie przymrozki i w nocy padal marznacy deszcz. Zaderkowalam konie. kiedy byl cieply dzien, wymieszalam i wylalam kolejne pol tony cementu na wylewke w stajni, teraz w samochodzie mam kolejne 10 workow i zastanawiam sie kiedy je zawiezc bo bloto na pastwisku i moj samochod zrobi koleiny.
W miedzyczasie klade gladz na scianie miedzy sypialnia i lazienka. Moje dziecko mialo 5 dni wolnego od szkoly, wiec musialam sie nia zajac.

Praca fizyczna mnie uspokaja, ale ostatnio nawet nie mialam zbytnio ochoty na nia. Moze kiedy antydepresant zacznei dzialac, odzyskam radosc zycia i checi do roboty, na razie sie snuje, pije duzo herbaty-moj napoj zycia plus odzywiam sie glownei cukrem w niej zawartym, bo nie mam ochoty na jedzenie.
Planta, uważaj na przymrozki . Jako wyborowy budowlaniec  🙂 wiesz czym się kończą roboty betoniarskie prowadzone w ujemnych temperaturach . Roboty betoniarskie to ciężka fizyczna praca , ciężka nawet dla mężczyzny a Ty dajesz sobie rade , na dodatek masz pięknie utrzymany ogródek przydomowy. Zaimponowałaś mi . 
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się