Oddam konia-rozważania

Kochani wielu z Was pisze, że przyjmowanie koni na emeryture to koszty i nieodpowiedzalna sprawa. Ale co zrobić z koniem ktory regularnie, intensywnie jeźdzony być nie może? Jakie są alternatywy? Mam konika-klacz, która niestety nie nadaje się do ciężkiej jazdy- kuleje. Idealnie nadawałaby się do hodowli (pełne pochodzenie, wpis do ksiegi głownej, wiek 12 lat) na która ja niestety nie mam warunków. Boje się, że konik zamiast do hodowli trafi na handel mięsem.
kamzde, wg mnie jeśli boisz się sprzedać, że klacz źle trafi możesz oddać w dzierżawę jeśli znajdziesz hodowcę chętnego lub utrzymywać w pensjonacie. Są miejsca, gdzie opłaty za hotel są niższe z uwagi na brak warunków do jazdy, hali itp. Koń pozostaje na Twoim utrzymaniu i odpowiedzialności. Wielu ludzi swoje starsze czy kontuzjowane konie w ten sposób utrzymuje dożywotnio.
kamzde, tak jak pisze bera7,  jedyne pewne rozwiązanie to dzierżawa/utrzymywanie konia samemu. W momencie sprzedaży konia/oddania już nie mamy tak naprawdę wpływu na jego los. Z drugiej strony rozumiem ludzi którzy szukają domów dla takich zwierząt, bo nie każdego stać na utrzymywanie żywej kosiarki. Tylko ze jeśli chcey mieć pewnośc, koń musi pozostać nasz.

Ja mojego darmozjada mam już prawie rok na łąkach. Tylko ze jemu zaraz stuknie 21 lat, nie jest kontuzjowany i to była moja decyzja żeby już poszedł na emeryturę.
desire   Druhu nieoceniony...
17 października 2017 15:33
a mnie dziwi, że jakoś na takiego, co to jeździć można z reguły stać, a jak przestaje się nadawać do jazdy to nie stać. 😉
Do 20-tego roku życia jeździłam na mojej klaczy, kolejnych 10 utrzymywałam ją w przydomowej stajni.
desire słusznie
a mnie dziwi, że jakoś na takiego, co to jeździć można z reguły stać, a jak przestaje się nadawać do jazdy to nie stać. 😉



A mnie nie dziwi, że stac na konia do jazdy a już nie do jazdy to nie stac. Ja mam konia po to żeby na nim jeździc. Klacz kuleje właściciel jeździc na niej nie może a pewnie chce (po to ma konia) oczywistym jest, że musi kupic innego do jazdy a nie stac go pewnie na utrzymanie 2 koni w pensjonacie. Czasem wydatek nawet dodatkowych 300 zł to za dużo. Jest w stanie utrzymac jednego zdrowego konia ale już dwóch nie. Ja tak miałam kiedy trzymałam konia w pensjonacie nie dołożyłabym 100 zł więcej a co dopiero jakbym miała utrzymac 2 konie  😲 . Właściciel chce oddac klacz do hodowli. Uważam, że jeżeli klacz ma dobre pochodzenie to jest na to realna szansa.

Nie znam rasy klaczy, ale jeżeli jest to wlkp lub inna to proponowałabym uderzyc bezpośrednio do hodowców i dowiedziec się czy przyjęli by taką klacz. Prowadząc hodowle byłabym zainteresowana taką klaczą.
a mnie dziwi, że jakoś na takiego, co to jeździć można z reguły stać, a jak przestaje się nadawać do jazdy to nie stać. 😉



Nie stać kogoś na DWA konie, a nie na jednego. Nie każdy ma konia po to żeby na niego patrzeć. I skoro jest możliwość oddania/sprzedanie go komuś innemu to dlaczego nie? Tylko że trzeba się liczyć z tym że koń może skończyć różnie.
cxzardasz, i tu dzielimy właścicieli na dwie grupy. Tych co kochają konia i na tych co kochają jazdę konną. Zdrowie mojego konia na dobrych kilka lat ograniczyło moje jeździectwo. Nie mógł on dostosować się do mnie to ja dostosowałam do niego.
bera7

Ile masz lat, bo ja już nie naście i wiem, że w życiu bywa różnie i można kochac i konia/konie i jazde konną. Jedno nie wyklucza drugiego więc nie wiem co za przeproszeniem "ma piernik do wiatraka". To bardzo szlachetne, że dostosowałaś się do konia i co teraz mamy ci tu wszyscy zaklaskac i przytaknąc jaka to szlachetna i wspaniała jesteś czy jak? Ja mam też jednego konia chorego, którego lecze i leczyc będę (taka choroba) i mimo wszystko rozumiem rozważania kamzde i uważam, ze są całkowicie słuszne i popieram takie podejście do sprawy.

Uważam, że dobrze napisała też desire " że trzeba sie liczyc z tym, ze koń może skończyc różnie". Zawsze trzeba sie z tym liczyc zarówno jak sie konia oddaje jak i sprzedaje.
Ja mam klacz przyjętą za 10 zł, miała być matką i niestety nie wyszło, nie chodzi pod siodłem bo nie ma kto jej jeździć ale o sprzedaży nie myślę, niech łazi i cieszy moje oczy. Mogę wziąć jeszcze jedną gdyby ktoś oddawał ale niestety każdy grosz się liczy i na transport nie mam wolnych środków. Przy tym ja ponoszę koszty utrzymania to chyba było by słusznym żeby transport był po stronie oddającego?
Są jeszcze tacy jak ja, że kochają konie i tylko na nie patrzą. Gdybym musiała się ich pozbyć to pierwsze zadzwoniłabym do poprzedniej właścicielki.
A mnie nie dziwi, że stac na konia do jazdy a już nie do jazdy to nie stac. Ja mam konia po to żeby na nim jeździc.

I to jest właśnie przedmiotowe traktowanie zwierzęcia, które ponoć nie jest rzeczą.
Jak kogoś nie stać na to, żeby utrzymać zwierzę tylko dlatego, że nie może mu już dłużej służyć do rozrywki, to niech nie kupuje zwierzęcia w ogóle.
Jak Twój facet na starość naturalną koleją rzeczy przestanie zaspokajać Twoje rozrywkowe potrzeby, to co, też się go pozbędziesz i kupisz sobie sprawność młodszego ?
Jak Twój facet na starość naturalną koleją rzeczy przestanie zaspokajać Twoje rozrywkowe potrzeby, to co, też się go pozbędziesz i kupisz sobie sprawność młodszego ?


Oby bogatszego aby było na utrzymanie dwóch koni  😁

i tu dzielimy właścicieli na dwie grupy. Tych co kochają konia i na tych co kochają jazdę konną.


Idealna puenta dyskusji  :kwiatek:

Osobiście klepanie tyłka jest dla mnie niestatysfakcjonujące, przyjemność sprawia mi jedynie rozwój umiejętności własnych i konia- mimo rzekomych predyspozycji sportowych nie jeżdżę konno ok 11lat ze względu na chorobę konia. Chętnie z rzuciłabym balast finansowy z siebie (ale nie na poczet nowego konia tylko całkowitej rezygnacji z pasji) ale na kogo?
Oczywiście mogę udać, że ktoś będzie go utrzymywał następne 17lat z czystej chęci patrzenia na niego a potem wrócę do wątku i będę szukała pocieszenia bo mój ukovhany konik trafił do rzeźni. Źli ludzie nie chcieli go utrzymywać tak samo jak ja ale to oni dali go na hak więc ja cacy a oni be.
Niestety jestem zmęczona wiecznym tłumaczeniem synkowi, że nie wyprawie mu urodzin np. w parku linowym bo 650zł które bym musiała zaplacić musze wydać na konia, że nie dostanie wymarzonego prezentu (również ma swoją pasję) bo mama będąc smarkiem wymyśliła sobie posiadanie konia.
Jeśli będę musiała oddać swego konia to pewnie kiedyś się z tego otrząsne ale jeśli wrócę kiedykolwiek do treningów to tylko dzierżawa/współdzierżawa, abym nie miała powtórki z rozrywki.
edit. literki
rollnick, jak dla kogos kon jest jak substytutem partnera, dziecka etc  to polecam przemyslec priorytety :kwiatek:

W ogole konia w przeciwienstwie do czlowieka mozna miec na wlasnosc, uwlaczajace dla godnosci konioosoby 🤣

Troche nie rozumiem, czemu lubienie jazdy konnej na forum jezdzieckim uchodzi za ciezki grzech 👀 i nie, nie bulwersuje mnie sprzedawanie starszych czy nie w pelni zdrowych koni, o ile sprawa jest stawiana uczciwie. Konie nie potrzebuja milosci i slubow wieczystych, jeno siana, padoku i dobrej opieki 😉
kokosnuss, podpisuję się obiema rękami. Nie dajmy się zwariować, uczłowieczanie koni odbiera im ich majestatyczność o ile rozumiecie o co mi chodzi...
kokosnuss
jak dla kogos kon jest jak substytutem partnera, dziecka etc  to polecam przemyslec priorytety :kwiatek:

A dlaczego?
Może ktoś się zawiódł na facetach i nie chce? A może ktoś nie chce mieć dzieci tylko jeździć? Każdy ma prawo decydować o sobie i o swoim życiu.

Myślę, że nie chodzi o to czy ktoś oddaje konia - ok, oddaje jego sprawa, ale niech nie rozpacza później, że koń zaginął/został sprzedany itd. To tak jak niektórzy sprzedają konie, bo zmieniły im się priorytety/potrzebują konia o innych możliwościach itd. Sprzedaje to wie, że już nie jest właścicielem i tyle.
Chodzi o to, że boli nas to, że póki koń zdrowy to płaci się tysiące, a jak niezdatny do jazdy to od razu ludzie chcą się pozbywać i zastąpić nowym modelem.
Ja np. mam mojego konia, możemy to jeździmy. Jak kiedyś już nie będzie mógł, to nie będę się go pozbywać. Poszukam sobie konia do współdzierżawy i tyle. Nie będę kupowała następnego.
marszylka, ale wiesz, ze nieposiadanie partnera czy dziecka przy jednoczesnym posiadaniu konia nie oznacza, ze kon jest substytutem ktoregos z wyzej wymienionych? 🙂 Jak kto sobie za pomocá konia realizuje ten sam zestaw potrzeb to co nie gra, a najgorzej na mamusiowaniu ze strony wlascicielek wychodza konie niestety :/ Ale to w sumie obok dyskusji.

A jak kto uznaje cos takiego jak bycie wlascicielem konia I uzytkowanie tegoz w ogole (I ma pojecie o koniach na tyle, by wiedziec, ze konie I milosc a'la homo sapiens to zbiory rozlaczne) I rzuca przykladami z partnerem to ani w tym nie ma sensu, ani logiki.

Pozbywanie sie od razu uwazam za mocno nie halo (byly jakies kwiatki z ogloszen w stylu "kon wczoraj zakulal/zerwal sciegno, na weta szkoda to oddam"😉, ale to naprawde mniejszosc. Natomiast nie rozumiem swietego oburzenia, ze dla kogos choc troche wazniejsze jest jezdziectwo niz manie konia 👀
Ja mialam dlugo konia. Jak sie zestarzal i zycie wywalilo mi sie do gory nogami to prawie 2 lata byl kosiarka. I robilam tylko przelewy na pensjonat, pasze albo weta. Nie sprzedalam, nie oddalam bo to byl moj kon zycia i zwyczajnie go kochalam.
Ale teraz wiem, ze  wiecej konia miec nie chce. Bardziej kocham jezdzic. Wiec wole wsiadac na cudze konie, bo mnie interesuje progres moj i konia na ktorego wsiadam. A nie samo wachanie konskich chrap 😉   Nie mam tez juz czasu na calodniowe pobyty w stajni, czy uciekanie do konia od problemow. Dlatego tez uwazam ze posiadanie wlasnego konia to strata pieniedzy. I pozbywanie sie koni niezdolnych do uzytkowania mnie nie oburza, ale wkurza mnie ze ktos szuka jelenia i chce miec kontrole nad tym co sie z koniem dzieje.
Ja jak bym oddala takiego konia, to chyba bym nie mogla po nocach spac, bo nie wiedzialabym co sie z nim dzieje. Chyba mniej by mnie sumienie gryzlo gdybym go zawiozla samodzielnie do Rawicza... .

Moze to smutne troche, ale ja juz chyba jestem na etapie kiedy kon musi byc dla mnie uzytkowy. Jesli nie jest to mnie tak slabo interesuje... . Kon rozni sie od krowy tylko tym ze mozna na nim jezdzic wedlug mnie. I chyba tylko dlatego nie widuje go u siebie na talerzu.
KaNie, dla mnie koń nijak nie różni się od psa. I tak, jak psa bym nie wyrzucila z domu na starość, tak i konie mają dożywocie, z tym że mnie na to stać. Ale potrzebę pozbycia się problemu (vide nieużytkowego konia) rozumiem, chociaż nie każdą formę tegoż popieram. Przede wszystkim - pewnie jak większość - nie ogarniam sytuacji pozbycia się problemu (sprzedaży / oddania konia) i rzewnych historii jak to konik zniknął (poszedł na karmę dla lisów), albo nagle trzeba go wykupić 3 x drożej bo chudy i zaniedbany...
Sama rozważam oddanie  nieużytkowego konia na łąki (obniżenie kosztów utrzymania, koń nadal mój ale tańszy) ale póki co jakoś emocjonalnie ciężko mi to unieść i obawiam się rozdzielenia pary, która jest razem 14 lat...
Dla mnie mój koń to mój przyjaciel a nie krowa  😉 Lubię wąchać chrapy i przyjeżdżać do stajni na parę godzin po to żeby z nim poprzebywać i się na niego pogapić. Nie sprzedałabym starego konia, który przez lata znosił moje fanaberie i woził moje dupsko. No chyba żeby przestało mnie na niego stać ale wtedy z pewnością nie kupiłabym nowszego modelu.
Gaga
Dla mnie moj osobisty kon był czlonkiem rodziny. Nie bralam nigdy pod uwage pozbycia sie go. Mimo ze zostal w PL jak ja wyjechalam do niemiec ( i to mnie bolalo do samego konca ). A zostal nie ze wzgledu na pieniadze, ale na podroz i warunki w okolicznych stajniach ktore mi nie odpowiadaly ( za mala ilosc godzin na padoku i za mala ilosc siana - za to wypas hala i ujezdzalnia ). I placilam za niego bez bolu serca. Ale tez jezdzilam inne konie i nie tesknilam za jazda. Mogl wiec sobie byc kosiarka i kolejne 10 lat.

Nie sadze zebym jeszcze trafila na takiego konia kiedykolwiek. Zebym miala w stosunku do jakiegos tyle emocji itp. Moze tez po czesci dlatego ze ostatnie lata nauczyly mnie nie przywiazywac sie do koni, tylko je robic i brac kolejne. Moze tez dlatego ze nie szukam konia dla siebie i ze mam swiadomosc tego ze jeden kon bedzie mnie po jakims czasie nudzil. I pewnie wtedy, kiedy by sie zepsul, szukalabym mu nowego domu . Ale chyba nie udawalabym ze mi zalezy na dalszym jego losie. Dlatego uwazam ze nie powinnam miec konia. I miec nie bede. I w tym wszystkim chyba trzeba sobie szczerze odpowuedziec czego sie chce. Czy chce sie jezdzic , czy samo obcowanie z koniem nam w razie czego wystarczy.  Bo ja np jak nie moge jezdaic to nie bywam w stajni. Nie widze sensu zeby w niej przebywac i nie miec dupy z zalu scisnietej ze inni jezdza a ja nie.

Edit
To wszystko ofc wygladalo zupelnie inaczej jak moj kon byl mlody i zdrowy. Mimo ze moglam jezdzic to bywalo ze siedzialam w stajni i nie wsiadalam. Bo to faktycznie byl dla mnie czlonek rodziny. Ale tak jak mowie. To jedyny taki kon. 
KaNie mam podobnie. To chyba wynik właśnie pracy w stajniach sportowych, ausbildungowych i tak dalej. Oduczyłam się "zakochiwać" w danym zwierzaku, bo póki koń nie jest mój, to szansa na rozstanie zbyt duża. Z czasem konie stały się po prostu "obiektami" w pracy - traktowane z szacunkiem, życzliwością i miłością do koni jako takich, nie do jednostki.
Choć szczerze mówiąc, gdyby moja sytuacja odnośnie pracy i miejsca zamieszkania się trochę unormowała, to być może, za 2-3 lata szukałabym konia dla siebie. Choć pewnie wiązałoby się to ze ściąganiem czegoś z Europy 😉 co na razie mnie powstrzymuje dość skutecznie. Tym bardziej, że mój narzeczony ma tu ziemię i z ewentualną emeryturą konia nie byłoby większych problemów.
cxzardasz, metryką tu szastać nie będę, ale swojego konia utrzymuję od 20 lat i różnie bywało. Ma obiecane dożywocie i tylko moja śmierć może coś w tej kwestii zmienić. Miałam tez inne konie, kupione - sprzedane. Ale nigdy dlatego, że koń się popsuł. Czasem były kupowane z myślą o ich zrobieniu i dalszej odsprzedaży, czasem okazywało się, że nie pasujemy do siebie i konie wędrowały w inne ręce. Bo to nie sprzedaż mnie bulwersuje, ale "szukanie jelenia do płacenia". Jak zdrów to mamy kasę na utrzymanie, treningi, zawody i czapraki z metką. A jak koń się zepsuje to szukanie komu by tu wcisnąć darmozjada.

Sprzedaj, ale nie becz później, że koń w rzeźni skończył.
Miałam tez inne konie, kupione - sprzedane. Ale nigdy dlatego, że koń się popsuł.
W samo sedno ! 🙂
Tylko wiecie. Konie się psują. I to również ta zadbane, kochane i użytkowane rekreacyjnie. Każde się psują. Jak konia sprzedamy komuś innemu i wtedy się popsuje i skończy w rzeźni? Jaka to różnica, niż oddanie/sprzedanie konia już kontuzjowanego gdzie nowy nabywca jest świadomy sytuacji? Gdzie leży ta święta granica?

Też uważam że skoro się konia sprzedało to sory panie, nie ma lamentowania. Ale takie podejście że koń to pies jest dla mnie słabe. Koń to nie pies. Nie przywiązuje się emocjonalnie, nie spakujesz go do samochodu i nie wywieziesz na drugi koniec świata. Nie utrzymasz go za 100zł miesięcznie. Nie podrzucisz go babci, cioci, wujkowi czy własnemu dziecku jak jesteś chory, wyjeżdżasz czy masz inne plany.

Ja mam jednego emeryta i naprawdę nie chcę mieć kolejnego. Kocham go, jest członkiem rodziny i mam nadzieję do końca życia będzie radosnie jadł trawę i pielęgnował swój wielki bebzun. Ale to jest ogromne zobowiązanie, obciążenie na bóg wie ile lat. Nie każdego naprawdę na to stać.

Okresy kiedy Edi miał kontuzje nie wspominam dobrze. Miałam dość konia, stajni, wszystkiego. Miejsce które miało być odprężeniem było dla mnie okropne, dołujące. Nie każdy tak chce funkcjonować, nie każdy może zaakacpetować fakt wiecznie niezdatnego do jazdy konia. Ja miałam to szczęście że moje zwierze sę wyleczyło. Ale nie każdy tak ma.
cxzardasz, metryką tu szastać nie będę, ale swojego konia utrzymuję od 20 lat i różnie bywało. Ma obiecane dożywocie i tylko moja śmierć może coś w tej kwestii zmienić. Miałam tez inne konie, kupione - sprzedane. Ale nigdy dlatego, że koń się popsuł. Czasem były kupowane z myślą o ich zrobieniu i dalszej odsprzedaży, czasem okazywało się, że nie pasujemy do siebie i konie wędrowały w inne ręce. Bo to nie sprzedaż mnie bulwersuje, ale "szukanie jelenia do płacenia". Jak zdrów to mamy kasę na utrzymanie, treningi, zawody i czapraki z metką. A jak koń się zepsuje to szukanie komu by tu wcisnąć darmozjada.

Sprzedaj, ale nie becz później, że koń w rzeźni skończył.


Tyle, że mowa jest o klaczy która ma 12 lat i śmiało może byc użyta w hodowli. Nie jakiś stary koń z zaawansowanym RAO czy inną wymagającą ciągłego leczenia dolegliwością. Podejrzewam że klacz trzymana w pensjonacie a pan nie jest hodowcą. Tak więc nie widzę niczego złego w zmianie profilu "użytkowania" klaczy. Ja też nie jestem za pozbywaniem się koni na prawdę chorych i starych, które nie nadają się ani do hodowli, ani na spacer czy do oprowadzań w przypadku takich koni to raczej ich oddanie będzie miało jeden finał. Smutne ale prawdziwe. Ja mam na utrzymaniu konia chorego i szczerze ten koń kosztuje mnie tyle co 3 zdrowe.
Bizon   Lach bez konia- jak ciało bez duszy.
18 października 2017 20:05
Ja pamiętam jak swojego czasu szukałam konia do hipo i w jednej likwidowanej stajni natknęłam się na szlachetniaka z RAO. Stał w stajni i kaszlał- II stopień chyba.  Z tego co mówił właściciel raczej może mu się nie powieść w życiu... Odjechałam, popłakałam parę godzin i miałam zamiar wyrzucić go z głowy, ale mój mąż wyskoczył z pomysłem, że możne by tak uratować. (Konisko było piękne, ale nie pode mnie- jeżdżę rekreacyjne tuptusie) Byłby więc ozdobą stajni (przy dużym nakładzie finansowym- boks wolnostojący 4tś., zaparzarka do siana 1tyś. + kosultacje weta). Byłam w stanie go przygarnąć, myślałam, że dobry uczynek zrobię, właściciel jednak podał kwotę- niewielką(ok1000), ale jak na za kosiarkę za dużą i zrezygnowałam. I nie chcę opiewać swojej,, wielkości'', ale 5 tyś., które by mnie kosztował (bez kwoty za niego) to i tak dużo i można by było nabyć fajnego tuptusia. W sumie dobrze się stało..
cxzardasz, przeczytałaś mój pierwszy post w temacie  na górze strony?
[quote author=xxagaxx]Ja mam jednego emeryta i naprawdę nie chcę mieć kolejnego. (...) Ale to jest ogromne zobowiązanie, obciążenie na bóg wie ile lat. Nie każdego naprawdę na to stać. [/quote]
Kogoś nie stać na leczenie konia - cóż, tak bywa.
Kogoś nie stać na utrzymanie konia - też tak bywa.
Kogoś nie stać na utrzymanie swojego chorego konia, ale szuka sobie nowego ? To jest [i tu proszę sobie wstawić stosowny wulgaryzm] !
kamzde, wg mnie jeśli boisz się sprzedać, że klacz źle trafi możesz oddać w dzierżawę jeśli znajdziesz hodowcę chętnego lub utrzymywać w pensjonacie. Są miejsca, gdzie opłaty za hotel są niższe z uwagi na brak warunków do jazdy, hali itp. Koń pozostaje na Twoim utrzymaniu i odpowiedzialności. Wielu ludzi swoje starsze czy kontuzjowane konie w ten sposób utrzymuje dożywotnio.


Ten?
" Są miejsca, gdzie opłaty za hotel są niższe" - ale to i tak kilka stówek 😉 dalej:
"Koń pozostaje na Twoim utrzymaniu i odpowiedzialności" - oprócz kosztów samej opłaty za hotel dochodzi jeszcze - szczepienie, odrobaczanie, kowal - rozczyszczanie jest tak czy owak. A jak zdarzy się, że konia będzie trzeba zeszyc, albo kolka albo... coś jeszcze innego później albo co gorsza w przyszłości dojdzie jakaś choroba wymagająca ciągłego leczenia konia (zaś + kilka stówek), dodatkowa opieka - koń będzie wymagał innego żywienia bardziej absorbującego w jego przygotowywaniu chociażby  🙄 (+ stówka) , podawania obiadu (nie wszędzie jest w standardzie). Dodatkowej lub innej paszy, witamin, suplementów?
A co jak tańszy hotel okaże się niewypałem? Szukac kolejnych? Jak daleko od domu?
Poza tym klacz ma 12 lat to dobrze utrzymywana jeszcze z 10 lat pociągnie co nie  😉 albo drugie tyle. A jest "sprzedażowa" bo : 1. Nie jest wałachem. 2. Ma pochodzenie i wpis do księgi więc może byc użyta w hodowli. 3. Jest koniem a przynajmniej powinna byc mimo kontuzji w sile wieku.
Więc dlaczego ma ją trzymac "do grobowej deski" skoro komu innemu może się jeszcze przysłużyc?  I kto będzie z niej zadowolony i dla kogo nie będzie ciężarem?
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. Staram się byc neutralna.

rollnick:
"Kogoś nie stać na utrzymanie swojego chorego konia, ale szuka sobie nowego ? To jest [i tu proszę sobie wstawić stosowny wulgaryzm] !"

rollnick
utrzymanie konia chorego to często przynajmniej jeszcze raz taki wydatek jak za pensjonat dodatkowo miesięcznie! A czasem jeszcze więcej! To wcale nie jest takie proste a mówi się łatwo, ktoś kto nie miał/ma chorego konia nie powinien się w ogóle wypowiadac w temacie.
desire   Druhu nieoceniony...
18 października 2017 21:12
[quote author=desire link=topic=43405.msg2721685#msg2721685 date=1508250788]
a mnie dziwi, że jakoś na takiego, co to jeździć można z reguły stać, a jak przestaje się nadawać do jazdy to nie stać. 😉



Nie stać kogoś na DWA konie, a nie na jednego. Nie każdy ma konia po to żeby na niego patrzeć. I skoro jest możliwość oddania/sprzedanie go komuś innemu to dlaczego nie? Tylko że trzeba się liczyć z tym że koń może skończyć różnie.
[/quote]

O dokładnie tak mam. Na 1 mnie stać, czasem na niego wsiąde, ale sory, nie oddam go, bo jest stary i przestał mnie wozić, woził mnie kupe lat, pierwsze zawody, hubertus.. No nie, po prostu. Zasłużył żeby na niego patrzeć, ja nie mam parcia, jeszcze zdąże sie najeździć. 😉

bera7, nie będe cytować, z większością Twoich wypowiedzi sie zgadzam 🙂


cxzardasz, to ciekawe, jak jest do oddania 12letnia kobyła to wszystko ok, bo "do hodowli", ale jakby ktoś napisał, że odda 25letniego wałacha, bo już jezdzić nie można, to ciekawi mnie jakie byłyby tu komentarze. 😉 
Utrzymanie konia chorego to taki wydatek, jak przy zdrowym, regularnie startującym - przynajmniej raz, jak nie dwa taki wydatek dodatkowo miesięcznie. Chyba moge sie wypowiedzieć, bo i kiedyś troszke tych kosztów liznęłam, a i kontuzja konia też była, ponad rok dochodził do siebie. Teraz jest starym darmozjadem i kosztuje, no trudno, jeszcze mnie na to stać 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się