Re-Voltowicze ZA granicą: pensjonaty, zwyczaje, niecodzienności...

kajpo, słusznie. Sama jestem na dobrej drodze do tego, bo prawda jest taka, że lepiej czasem wydać więcej na coś porządnego, niż co kilka miesięcy zmieniać buty lub bryczesy bo się przetarły. Ja jeszcze potrzebuję trochę czasu choć powoli zaczynam inwestować w lepsze bryczesy, choć do Pikeurów czy tym podobne mi jeszcze daleko 😀 Mi buty o dziwo wytrzymują dość długo, choć to też zależy, na pewno nie polecam kupować w markecie. Ale w takim razie nie powiesz mi chyba, że taki płaszcz z Pikeura ci się szybko niszczy i musisz go po sezonie wymieniać? Czy jakiekolwiek ubrania ze Straussa? Wydaje mi się, że tego typu wydatek jest na lata?
Mam nadzieję że za jakością wykonania idzie także wytrzymałość. Czas pokaże. Jest to aspekt o którym się nie myśli w pierwszym momencie, tylko bierze się stare zużyte ciuchy "do stajni" i jakoś to będzie. A potem rzeczywistość weryfikuje. Też byłam w pracy której głównym atutem było zebranie doświadczenia. Miałam kasy na styk na jedzenie i opłaty, a już na ciuchy nie starczało. Jeździłam w rozpadających się sztybletach do których mi się nabierał śnieg i gnój po sprzątaniu boksów, pomimo że kleiłam je na nieśmiertelną srebrną taśmę. Wyniszczyłam się tam fizycznie. Ludzie, szanujmy się 🙂 🙇
kajpo, bryczesy Pikeura są nie do zdarcia. Mój zawodnik ma takie po kilka lat, a jeździ przecież codziennie po ileś koni. I trzeba przyznać, że wyglądają jak nowe mimo częstego, regularnego prania. Może z kurtkami jest podobnie 😉

Miłka, a co mamy sądzić? Każdy kto w tym zawodzi siedzi wie jak jest. Dobrze, że powstają tego typu artykuły, sprawę trzeba nagłaśniać, a siły wyższe powinny zacząć reagować, bo obecnie pracodawcy robią sobie co chcą i są przy tym zupełnie bezkarni. Póki nie spotykają ich żadne konsekwencje z tego typu traktowania swoich pracowników i póki pracownicy się na to zgadzają, to nic się w tym zawodzie nie zmieni. Niestety, ale gdzie się nie pójdzie/pojedzie to większość luzaków narzeka i jest niezadowolona, mało jest takich co lubi swoją pracą. Od historii jakie można usłyszeć nieraz włos się na głowie jeży, a zresztą samemu też ma się przeróżne doświadczenia.
Powiem, ze w niektórych przypadkach to smutna prawda, a im wyższy rangą zawodnik tym gorzej. Ja swoją ostatnia prace jako luzak przypłaciłam załamaniem nerwowym i realna chęcią odebrania sobie życia, jakkolwiek głupio to teraz brzmi. Sama się sobie dziwie, jakim cudem dawałam się tak gnoić przez tyle czasu, bo kasa dobra, bo TAKIE nazwisko, bo pozycja MANAGERA stajni, no ja nie dam rady...?.l Dziewczyna, która przyszła na moje miejsce tez nie dała rady psychicznie - nawrot anoreksji i hospitalizacja, czego dowiedziałam się ostatnio od wspólnej znajomej, wytrzymała krócej ode mnie. Całe szczęście tylko dwóch szefów takich mi się trafiło, pierwszy i ostatni. Reszta ludzi do rany przyłóż, do tej pory mam bardzo dobre kontakty z byłymi pracodawczyniami. Zależy jak się trafi i jak bardzo sobie pozwolisz na głowę wejść.
Także doznałam mobbingu w pracy, w dwa miesiące szef zrobił ze mnie wraka człowieka. Na szczęście szybko się zawinęłam. Oczywiście nazwisko z samiutkiej czołówki.

Mam pytanko. Chciałabym uzupełnić ten formularz http://www.showgrooms.co.uk/cv-application-form ale nie jestem pewna jak zaznaczyć podpunkt o doświadczeniu. Bo niby mój zawodnik startuje na zawodach rangi 5* ale ja mu pomagam tylko "w domu". Nigdy nie byłam na zawodach i pewnie nie umiałabym zapleść takich cudownych koreczków jak się czasem widzi w ogłoszeniach i w ogóle podejrzewam że jest wiele sytuacji w których jeszcze nie umiałabym się zachować jak "Super Groom 5*".
W ogóle jakby ktoś chciał na PW pomóc ładnie uzupełnić formularz po angielsku to byłam bardzo wdzięczna  :kwiatek:
No to napisz ze jestes home groomem dla zawodnika 5* i będą rozumieć o co chodzi 🙂
Polecam Ci się zapisac też tu: www.thegroomslist.co.uk

Rozumiem że chcesz zacząć być show groomem?
kajpo, jeśli pytają o doświadczenie typu 3*, 5*, FEI to pytają o zawody, nie o pracę w domu 😉 Więc zaznacz do jakiej rangi zawodów luzakowałaś, lub jeśli nie luzakowałaś to zaznacz FEI/national, a na twoim miejscu w ostatniej rubryce w "any extra information" wpisałabym, że pracujesz dla zawodnika 5*, ale w domu, a na zawodach nie byłaś i tyle. Nawet jeśli nie byłaś na zawodach to lepiej zaznaczyć to FEI/national niż student, bo to znacza, że naprawdę masz malutko doświadczenia. Ja ci mogę pomóc wpisać po angielsku jak chcesz 😉
Wracając do wydatków na ciuchy itd. U nas takie rzeczy (no nie gacie i skarpety) zapewnia pracodawca, po prostu dostajemy zwrot kasy.
Z DE z kasy wydanej na ciuchy i sprzet do pracy, mozna sie rozliczac i dostac zwrot.
Dziewczęta z UK - czy macie swoje konie ubezpieczone? Możecie coś polecić i odradzić?  :kwiatek:
majek   zwykle sobie żartuję
14 listopada 2017 11:50
Ja mam ubezpieczonego konia w UK. Place malo bo chyba 12 funtow miesiecznie, moj emeryt ma ubezpieczenie zdrowotne do max 2000 funtow za leczenie (to nie duzo, ale on jest wybitnie malo urazogenny, tzn kulal dwa razy w ciagu ostatnich 10 lat tfu tfu), od smierci nienaturalnej, kradziezy...i ma jeszcze  `ubezpieczenie od poruszania sie po drogach publicznych`. Ja na tej samej polisie mam ubezpieczone zeby 🙂

Generalnie radze skontaktowac sie z jakims towarzystwem i dopasowac sobie oferte... Ja sie przyznam, ze wybieralam najtansza, bo my tylko drepczemy po okolicy.
Moj ubezpieczony w E&L https://www.eandl.co.uk/
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
16 listopada 2017 02:51
W weekend pojechałam z siostrami ze stajni na wielką imprezę jeździecką zwaną Equine Affair.

Na szczęście była ta impreza dość blisko, bo jedynie 2,5 godziny jazdy, w stanie Massachusets w mieście Springfield. Odbywały się tam niezliczone prezentacje, pokazy i kliniki: m.in. dwa razy po godzinie z hakiem była klinika z dresażystą Steffenem Petersem, czterokrotnym olimpijczykiem, jak również z portugalskim (ale mieszkającym w USA) trenerem klasycznego ujeżdżenia.

Klinik westowych nawet nie wymieniam, bo ich nie oglądałyśmy, jedynie kawałek jednej kliniki dyscypliny chyba cuttingu, gdzie było chyba z 10 koni z jeźdźcami i każdy po kolei uczył się podążania za "krową", czyli rozpiętym na krótkiej ścianie na sznurkach kawałkiem czarnego plastkiku, który przemieszczał się raz w jedną, raz w drugą stronę i konie miały za tym czymś podążać.

Wokół hal wystawowo-pokazowych (a było ich 5) cała masa stoisk z żarciem, mało zdrowym, bo głównie smażonym,  jak np. ciasteczka Oreo w cieście smażone na głębokim tłuszczu i inne temu podobne atrakcje kulinarne.

Na niezliczonych stoiskach z dosłownie wszystkim wypatrzyłyśmy takie oto dziwo:

Spódnica jeździecka





Z przodu jest dwustronny suwak, można tak oto ją podwijać.



Spódnice robi babka z Alaski, która opowiadała, że firmę założyła 1,5 roku temu. Spódnice robione są na Alasce, szyją je lokalne kobiety które, jak podkreślała, są wyznania prawosławnego. Spódnice te są wykonane z różnych materiałów, w tym z grubego materiału wełnianego, są też wersje z olejaka.

Na ich stronie są piękne zdjęcia jak się te spódnice na koniu prezentują i nie tylko

https://www.arctichorsegear.com/collections/insulated-skirts
😍  😜  😍 To jest przepiękne, mój styl. Chcę i nie wiem jak, ale będę taką mieć! I będę w niej jeździć w westówce. Masz może namiar na nich, jakiś internetowy sklep mają może? Po cichu liczę, że jak dobre zdjęcia by były to może jakaś hiper krawcowa by umiała ze zdjęcia uszyć... Szkoda, że moja babcia nie żyje (krawcową nie była, ale uszyła prawie wszystko)  😕
majek   zwykle sobie żartuję
16 listopada 2017 10:29
nie w stym stylu, ale uhip szyje spodnice do jazdy.
Piekne sa. Ela, jak kupilas sobie taka to pokaz rzuty, bedziemy szyly
nie chodze w spódnicach, ale te mają wielką zaletę. W największe mrozy (-20, -30) na pewno nogi nie zmarzną. Stopy moga zmarznąć, ae łydki, kolana i uda, nie zmarzną. Tylko ta zaleta jest doceniana na Alasce. U nas nie ma takich mrozów. I w takie mrozy nikt nie jeździ.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
16 listopada 2017 14:19
😍  😜  😍 To jest przepiękne, mój styl. Chcę i nie wiem jak, ale będę taką mieć! I będę w niej jeździć w westówce. Masz może namiar na nich, jakiś internetowy sklep mają może? Po cichu liczę, że jak dobre zdjęcia by były to może jakaś hiper krawcowa by umiała ze zdjęcia uszyć... Szkoda, że moja babcia nie żyje (krawcową nie była, ale uszyła prawie wszystko)  😕


Mają sklep internetowy, nawet do kontynentalnego USA za darmo wysyłają zamówienia, z formularza zakupowego wynika że  do Polski też wysyłają, ale już trochę ta wysyłka do PL kosztuje (65$)

Tu ich strona gdzie można zamawiać  https://www.arctichorsegear.com/collections/all


nie w stym stylu, ale uhip szyje spodnice do jazdy.
Piekne sa. Ela, jak kupilas sobie taka to pokaz rzuty, bedziemy szyly


Ja nie kupiłam , ale kupiła jedna z sióstr i powiedziała, że przywiezie do stajni i każdy chętny będzie mógł wypróbować na koniu, więc obfotografuję na pewno.

nie chodze w spódnicach, ale te mają wielką zaletę. W największe mrozy (-20, -30) na pewno nogi nie zmarzną. Stopy moga zmarznąć, ae łydki, kolana i uda, nie zmarzną. Tylko ta zaleta jest doceniana na Alasce. U nas nie ma takich mrozów. I w takie mrozy nikt nie jeździ.


Ta babka założycielka firmy mówiła, że spódnice te służą jej nie tylko do jazdy, ale też do obrządku, właśnie dlatego, że trzymają ciepło lepiej niż cokolwiek innego. Ale fakt, u nich te mrozy są nieporównywalne do klimatu w Polsce czy chociażby tu w rejonie Nowego Jorku, gdzie jak się zrobi -10C to już ludzie stękają, że zima stulecia (natomiast śniegu owszem z metr co zimę dowala).
majek   zwykle sobie żartuję
16 listopada 2017 16:38
o rety.. to musi byc cudowne tyle sniegu i nie tak zimno...

Ja najbardziej tesknie za sniegiem wlasnie.
Ja nie kupiłam , ale kupiła jedna z sióstr i powiedziała, że przywiezie do stajni i każdy chętny będzie mógł wypróbować na koniu, więc obfotografuję na pewno.


Jak najdokładniej, proszę, jak dasz radę. Z każdej strony, na człowieku i najlepiej bez. Niestety, cena jest dla mnie zabójcza i nie do przyjęcia. Nawet bez wysyłki do Europy. Nie kupię spódnicy wartej tyle co oba moje siodła  🤔

Ale moja mama też kiedyś nieźle szyła więc jak dostanie zdjęcia z zaznaczeniem gdzie ma być zapięcie/rozcięcie żeby się dało jeździć to może coś da się pokombinować.
vissenna   Turecki niewolnik
16 listopada 2017 22:52
Ja ostatnie dwa dni spędziłam w stajni niestety. Nie dość, że posypały mi się przez to egzaminy z tureckiego, to miałam rodzinę w szpitalu. Brat miał dziś wysłać bardzo ważną paczkę i nie wiadomo, czy dziś wyjdzie, bo akurat tą ulicę zamknęli ze względu na wieść o ataku terrorystycznym (w Bydgoszczy!) i rozbrajano coś robotem saperskim...  😵

A dwa dni temu przyjeżdżam do stajni, idę do "swojego" ogiera na padok i taki widok: Koń mokry, widać, że świeżo się tarzał a padok suchy jak pieprz (dwa tygodnie nie padało już dobrze). Kolka.  🤔
Zabieram go do stajni a jego wałach towarzysz zaczyna się tarzać o oglądać na boki zirytowany. Podwójna kolka.  😵
Szybki telefon do sąsiada weta. Stępujemy oba konie. Przyjeżdża, daje zastrzyk rozkurczowy. Czekamy.
Wałach wygląda lepiej i widać, że mu ulżyło. Ogierek nadal się pokłada. Sąsiad wet jest od małych zwierząt i średnio ma sprzęt na cokolwiek innego. W promieniu 100km od nas dosłownie trzech wetów zna się na koniach. Do dwóch nie daje się dodzwonić. Trzeci, pracujący na pobliskim torze wyścigów konnych w końcu odbiera. Ma być za godzinę (czytać: będzie może za 3 godziny, bo to Turcja). Zaczyna być już nerwowo.
W końcu wet przyjeżdża. Kolejne zastrzyki, sonda do żołądka z wlewką. Ilość gazów poszła jak z sondy mogłaby pewnie zapełnić mały sterowiec. Ogier wygląda jakby mu ulżyło. Wet odjeżdża, bo ma następne wezwanie, my idziemy na kawę.
Po godzinie koń nadal odpoczywa, więc jeżdżę innego zwierza. Wieczorem cała sytuacja od początku. Koń się pokłada i jest cały nerwowy. Telefon do weterynarza - nie przyjedzie bo jest przy trudnym porodzie na torze, może będzie trzeba cesarkę robić. Daje nam tylko namiary na emerytowanego weta od koni. W międzyczasie już szykujemy transport do kliniki (400km do najbliższej sensownej).
W nocy wreszcie przyjeżdża mocno starszy pan.  Rozkurczowe raz. Nie pomaga. Zakładamy kroplówkę, bo koń już dobę nie pije. Sonda niewiele daje, gazy są w dalszej części jelita. Ostateczna decyzja zapada na nakłuciu jelita i jeśli to nie pomoże, to liczymy na brak korków na autostradzie.  🙁
Pół godziny później koń zaczyna się wreszcie uspokajać i nawet szukać żarcia. Obie z właścicielką ryczymy jak głupie, nie wiem czy zmęczone ponad dobą walki, czy emocjami. Robimy sobie śniadanie w stajni obserwując Siwego. Wygląda dobrze, powiadamiamy klinikę, że alarm odwołany.
Oddzwaniają obydwaj weci, którzy wczoraj mieli wyłączone telefony.  🙄
Na szczęście historia dobrze się kończy.
Podejrzewamy, że jakiś sąsiad albo dzieciaki z okolicy uraczyli naszych chłopaków jakimś "smakołykiem", bo dwa kolkujące konie z jednego padoku to nie przypadek. Jutro zakładamy drugie, zewnętrzne ogrodzenie z pastucha pod prądem...
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
17 listopada 2017 02:00
Visenna: nie zazdroszczę przeżyć 🙁

A język turecki łatwo ci wchodzi do głowy?



Dziś w stajni nastąpiła prezentacja spódnicy jeździeckiej Arctic Horse. Jeździłyśmy wszystkie trzy: ja i siostry i każdej bardzo spódnica pasowała (rozmiar maxi, S)

A tu spódnicę prezentuję ja:

Fajny patent na stepowanie zimą. Derka i spódnica w jednym 😀
vissenna   Turecki niewolnik
17 listopada 2017 17:19
ElaPe To dość trudny język, bo jego gramatyka nie ma nic wspólnego z tą, jaką znamy z języków europejskich. Turecki cechuje aglutynacyjność (czyt. nieskończone doklejanie „końcówek”), jest trochę podobny do węgierskiego i innych języków z terenów pomiędzy Mongolią a Chinami. Stamtąd Turcy się wywodzą, więc myślenie o nich jako o plemieniu Arabskim to wielki błąd, bo poza religią (w wersji light) to Turcy z Arabami nie mają nic wspólnego. Język ma też naleciałości chińskie, perskie i arabskie.
To właśnie te końcówki (sufixy) są zmorą, bo do każdego przypadku, czasu i osoby są inne i występują w 4 lub 8 formach dobieranych na podstawie ostatniej samogłoski.  😵

Swoją drogą taka spódnica to fajna sprawa. Z chęcią bym używała, bo jednak w nocy już jest zimno (koło 10st). Ja wiem, że dla niektórych to dziwnie brzmi, ale jak się organizm przyzwyczaja do długiego (8 miesięcy) lata z temp 35-40, to później takie ochłodzenie jest dla mnie koszmarem...

No to chyba trzeba stworzyć manufakturę szyjącą takie spódnice na starym kontynencie. ElaPe zostajesz szpiegiem przemysłowym - prosimy o techniczne zdjęcia  😉
visenna współczuję. Nic tak nie dobija jak świadomość że czas oczekiwania na weterynarza może się tak wydłużać, szczególnie w przypadku kolki. My mamy zastęp weterynarzy gotowych zjawić się w stajni w każdej chwili... A jak sytuacja wygląda groźnie to zanim w ogóle wet się pojawi, to transport do kliniki jest już przygotowany w razie czego.
Ciekawa sprawa z tymi kieckami, pod spód wkładasz normalnie bryczesy?

Podejrzewamy, że jakiś sąsiad albo dzieciaki z okolicy uraczyli naszych chłopaków jakimś "smakołykiem", bo dwa kolkujące konie z jednego padoku to nie przypadek. Jutro zakładamy drugie, zewnętrzne ogrodzenie z pastucha pod prądem...



vissenna, dużo szczęścia miałyście. U nas kiedyś po takim "uraczeniu" dwóch kumpli padokowych (tak podejrzewaliśmy wtedy), jeden się nie podniósł po operacji skrętu a drugi miał całą noc sondy z przodu i z tyłu i jakoś przetrwał zatkanie jelita ślepego. Ten który przeżył, był mój. Od tej pory bardzo nerwowo reaguję jak obcy ludzie wyciągają rękę w stronę mojego konia...., ja mam na szczęście do kliniki 35 km i to praktycznie głównie autostradą.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
17 listopada 2017 21:31
andzia1: tak, jak najbardziej pod spodem spódnicy mam normalny strój jeździecki czyli bryczesy.

Klopsik: jak najbardziej na stępowanie się nadaje, zamiast terki ciach i spódnico-derkę zakładamy.

Visenna: to nie zazdroszczę tych końcówek w iluś odmianach. W języku polskim jest sporo wyrazów tureckiego pochodzenia z kolei z kaftanem i kiecą na czele. Z drugiej strony z wymową zapewne trudności żadnych nie ma.

SzalonaBibi: zdjęcia dziś robiłam ale trochę nie tak wyszły, zrobię jutro lepsze.
Na_biegunach   "It's never the horse - it's always you!" R. Gore
17 listopada 2017 21:33
ElaPe, zrób od razu z przyłożoną metrówką 😀 Ciekawa rzecz, chociaż mi się bardziej podoba węższa wersja.
vissenna   Turecki niewolnik
17 listopada 2017 21:35
DanceGirl wolę nawet nie myśleć, czy koń przetrwałby transport. Co prawda mamy w odległości 50km klinikę, ale ona głownie jest dla koni wyścigowych i raczej do diagnostyki aparatu ruchu i nie wiem na ile weci tam są przygotowani na kolki. Bardzo chciałabym sobie za 2-3 lata sprowadzić z Europy tu jakieś sympatyczne konisko do jazdy, ale sama zmiana otoczenia i diety to już stres o kolkę. A przy tej infrastrukturze jaką tu mam, to trochę się tego boję...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się