Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza

fabapi, u Was to i tak nieźle wygląda, bo ludzie mają torby i organizery na boksy, pasze w pojemnikach z Ikei itd., a w Żmiącej np. jedna z pensjonariuszek miała pod boksem zwykły karton 😁 Jeżeli szafki pod żłobami mieszczą coś więcej, niż skrzynkę na szczotki, a w siodlarni jest przestrzeń na skrzynie i paki, to ja bym odgórnie zarządziła, że na podłodze w korytarzu nie może leżeć nic - chociażby ze względu na przepisy p-poż i komfort zamiatania/przejazdu ciągnikiem/wrażenia estetyczne/cokolwiek. Organizery i torby wiszące na boksach imo są ok.

Dambala, ja bym prosiła w takim wypadku o osobny padok z sianem i padokowanie cały dzień (może ktoś z pozostałych pensjonariuszy również byłby chętny) jeżeli nie ma opcji żeby wszystkie konie dostawały siano na padok. IMO 4-5 h to stanowczo za długo i proszenie się o wrzody, za to stanowczo za krótko jak na całkowity czas padokowania, więc nie, nie przesadzasz 😉
Dambala kilkanaście stajni przerzuciłam i proponuję w tej kolejności:
1. Pogadaj z właścicielem czy nie da się np. siana w siatkach wrzucić na wybieg (jak luzem i błoto, to raczej konie z połowe wdepczą).
Jeśli się zgodzi to
2. sprawdź czy faktycznie tak zrobił i to nie raz, bo może być mylące 😉.
Jeśli się nie zgodzi, albo okaże się, że zrobił inaczej niż mówił to
3. poszukaj innej stajni.
Jeśli nie znajdzież nic lepszego, to (jeśli nie masz), rozważ zakup jakiejś twardej rasy (np. hucuł, konik polski, kabardyniec) 😁.
Może trochę przesadzam, ale piszę po własnych doświadczeniach i w desperacji, jak sobie rożne przejścia przypominam.
Od rozmowy z właścicielem zaczęłam. Pytałam o wychodzenie na dwór i siano na padokach bez trawy. Konie wychodzą koło 10 rano i wracają koło 15. O ile powrót jeszcze mogę zrozumieć, bo stajenny chce sprowazdać przed zmrokiem to mogłyby wcześniej wychodzić. Dowiedziałam się, że nie mogą, bo jest za zimno. O siano też pytałam to sie nie zgodziła, bo konie i tak dostają dużo w boksach, więc 4 godziny na padoku wytrzymają. Dlatego zwątpiłam, że może jestem zbyt marudna, ale wolałam zapytać niż załatwić koniowi zdrowie. Stoimy w tej stajni 2 miesiące już. Pierwszy miesiąc był ok, bo wychodziły na pastwisko i faktycznie na dłużej (choć i tak mogłyby wychodzić wcześniej... nie tak się umawiałam jak byłam zobaczyć stajnię).

A co do wrzodów z braku jedzenia, mogłybyście mi polecić jakieś dobre źródła informacji? Bo zaczynam się już strasznie zamartwiać ile tam jeszcze może koń postać bez żadnych konsekwencji. Rozglądam się za ogłoszeniami pensjonatów i zjeździłam te na południu Warszawy, to albo też konie krótko na dworze, albo za małe/za niskie boksy (typu komórka), albo nie ma miejsc. Przy tym szukam tylko dobrych warunków dla konia. Ogrodzony plac do jazdy, który nie jest cały czas bagnem to dla mnie wystarczające.

Spróbuję jeszcze bardziej stanowczo powiedzieć, że życzę sobie siano na padoku, ale póki co nawet nie mam gdzie się przenieść 🙁 Konia tam wstawiałam na szybko, ale przede wszystkim inaczej te warunki brzmiały jak oglądałam stajnię przed wstawieniem tam konia.
Będzie brutalnie, ale prawdziwie. Stanowcze powiedzenie nic nie da. Dla nich to koszt. Raczej większy niż wtedy jak zabierzesz konia.
Na 9 lat posiadania konia i 12 stajni zaliczyłam dużo podwyżek bez podniesienia standardu. A ani jednego podniesienia standardu (wstawienie siana na wybieg w Twoim przypadku) bez podniesienia opłaty za pensjonat.
Dambala trucie tyłka nic nie da, jeżeli tylko Ty masz z tym wyraźny problem.
Byłam w podobnej sytuacji (z pewnymi wyjątkami), a zakończyła się ona zdaniem: "nie macie co marudzić, w innych stajniach siana nie dają na padok".

Stado zostało zwiększone, ale nie ilość objętościówki. Reasumując, siano schodziło tak szybko, że konie stały bez niego 2h... 3h...
Jedna kobyła nawet mocno schudła, bo była na samym dole w hierarchii i zanim ją dopuszczono do siatki to praktycznie była pusta.
Dambala-tak właśnie zrozumiałam,że to po rozmowie już masz takie wnioski.chyba większość z nas to przerabiala.Szukaj innej stajni,jezdzij,oglądaj jak to wygląda za dnia,rozmawiaj z innymi ludźmi.Patrz jak to wygląda w praktyce zanim przeniesiesz konia.A wrzody..podobno znaczna część koni hodowlanych już je ma..zależy jak wyglądała przeszłość Twojego konia.Mi się  udało w końcu znaleźć takie miejsce,po roku wiem,że dobrze trafiłam-zmiana w wyglądzie/zachowaniu konia/kopytach bardzo na plus.Jeśli świadomie rezygnujesz z własnej wygody/dalsze dojazdy/komfortu jazdy i bajerach dla ludzi- powinno Ci się udać.Może mniejsza stajnia,jakaś przydomowka?Ja jeździłam po wszystkich znajomych i pytałam.Powodzenia!O wrzodach chyba mamy osobny wątek? Dla mnie kurs ze strugania w Stokrotce to był dopiero przełom i początek wielu zmian.Artykuł o żywieniu też jest chyba na stronie.
Bez przesady. Od 2 godzin bez siana koniowi się wrzody nie robią. Moje z dostępem do siana 24 h nie jadły non stop... jak sie zabiera konia na trening, albo na dłuższy spacer do lasu toz czyszczeniem, rozczyszczaniem, siodłaniem też mijają te 2 h...
rajdy trwają cały dzień z krótkimi popasami na trawę i jednym dłuższym na trawę i owies. I tez konie żyją. Ale to sie nieczęsto zdarza. Nie codzień. Nie znam dużo pensjonatów, lae błotnisty padok bez siana na 5 godzin dziennie, to standard.
No właśnie nie zgodzę się, że go standard... w poprzednim pensjonacie moje konie miały siano na pastwisku (fakt , że sama musiałam je zanieść, ale nikt się nie czepiał). W aktualnych stajniach też jest siano...
ani jednego podniesienia standardu (wstawienie siana na wybieg w Twoim przypadku) bez podniesienia opłaty za pensjonat.


A spotkał się ktoś z obniżeniem ceny wraz z obniżeniem standardu?
ushia   It's a kind o'magic
29 listopada 2017 13:33
tak, slyszalam o obnizeniu ceny na czas wykonywania remontu utrudniajacego korzystanie ze stajni
Moje konie do niedawna miały siana po pachy i w boksie i na padoku. W tej chwili ze względu na to, że siana jest mało musiałam im trochę ograniczyć. W sumie mają między posiłkami po godzinie przerwy. Jak skończy się siano w siatce przez godzinę nie jedzą nic. I chwała za to, bo wreszcie zaczęły się poruszać, a nie tylko stać w jednym miejscu na padoku i żreć.
W sumie dostają o 7 każde po siatce - jedzą do 11, od 11 do 12 łażą i szukają szczęścia 😉, o 12 dostają drugą mniejszą- jedzą do 15, do 16stej na głodzie. O 16 włażą do stajni, gdzie mają kopczyk siana luzem na podłodze. Kolacje dostają o 20 po wielkiej siatce. Żyją i mają się dobrze.
tajnaa, teraz jest rozpusta z sianem u Ciebie. Takie "ograniczenie"  to w wiekszości pensjonatów  ilość, której konie nigdy nie mają  😉.
tajnaa, ja daje dwie godziny oddechu, ew jak mam gdzieś jechać, to głodzę 🙂 tzn jak wyjeżdżam o 10 to trzymam konie do 7:30 w stajni (mają siano i dostają owies) i za pięć dziesiąta niosę siatki 🙂 wtedy mam 3 - 4 godziny spokoju, że żrą i nie kombinują, bo zazwyczaj ze dwie godziny stoją przy sianie a później dwie godziny drzemią ew. dożerają to, co jeszcze zostało w i pod siatkami 🙂
Nie lubię zostawiać ich bez opieki, ale niestety czasem muszę,  a czasem po prostu jadę sobie gdzieś dla rozrywki 😉
Zauważyliście też że jak wprowadzacie się do nowej stajni, to na początku wszystko jest super (trwa to tak do roku), a później zaczyna się psuć. Ja zawsze trafiałam do stajni, które dopiero zaczynały prowadzić pensjonat albo się otwierały i na początku właściciele robili wszystko żeby nie stracić klientów, ale niestety z czasem jak przychodziło więcej koni to było coraz gorzej. Najczęściej właściciele koni nie mieli pojęcia czego one potrzebują, bo były to ich pierwsze konie i myśleli że skoro płacą za pensjonat to mają dobrą opiekę i zapewnione wszystko co potrzebują, a oni przyjeżdżali w weekend tylko pojeździć.
Mam konia 12 lat, jestem w 8 stajni.
1. Typowo sportowa tam kupiłam konia, na początku było super. Później jak zaczęłam tam trenować to trener stwierdził że koń nie może wychodzić na padok, bo sportowe konie nie wychodzą (to był sport amatorski, zawody towarzyskie i regionalne do klasy L). Dochodziło nawet do takich absurdów, że jak latem sama wypuszczałam konia na pastwisko, a później na treningu coś nie wychodziło, to trener twierdził że koń biegając po pastwisku się zmęczył i najadł trawy i dlatego teraz nie chce mu się pracować. Oprócz tego karmienie było 3x dziennie owies i 2x dziennie po plasterku siana.

2. Stajnia rekreacyjna tylko mój koń stał w pensjonacie, na początku też super. Później nagle zaczęło brakować owsa (owies był kupowany, ale właściciel twierdził że nie ma pieniędzy). Konie dostawały 3x dziennie otręby pszenne, w boksach brudno słomy też brakowało. Padoki nieogrodzone, konie wychodziły na dużą łąkę, czasem jak im się nudziło to uciekały do lasu albo drogą biegły na wieś.

3. Stajnia pensjonatowa bez rekreacji, na początku najlepsza. Potem nagle skończyła się słoma, a że właściciel był rolnikiem i owies, siano, słomę miał swoje, to powiedział że nie będzie kupował tylko czekamy na zbiory. Konie miały podścielane spleśniałym sianem. Stajenny z powodu choroby musiał odejść, przyszło dwóch młodych chłopaków, którzy wcześniej konie widzieli chyba tylko na obrazku, ogólnie bali się koni i byli wobec nich agresywni.

4. Tutaj byłam tylko 1,5 miesiąca, okazało się że jest zupełnie inaczej niż umawiałam się z właścicielem, bo w stajni "rządził" stajenny (starszy Pan), który nic nie dał sobie wytłumaczyć.

5. W tej stajni pracowałam przez wakacje, prowadziłam jazdy i opiekowałam się końmi. To była stajnia idealna, już pierwszego dnia miałam powiedziane, że dla mojego konia nie ma limitów w żywieniu. Jeśli uznam że ma za mało słomy albo siana to mam po prostu mu dołożyć tyle ile uważam. Ponieważ nie chciałam żeby mój koń  chodził pod klientami to płaciłam za niego pensjonat, ale tam była to kwota 400zł. (w poprzednich stajniach 550-600).

6. Stałam tu tylko miesiąc, znowu to była stajnia sportowa, nikt nie umiał dopilnować żeby koń wychodził na padok mimo że przed wstawieniem byłam zapewniana, że jeżeli tylko chcę to będzie wychodził codziennie. 

7. Stajnia przydomowa i znowu przez rok super, a później właściciel przestał wypuszczać koni na padoki na cały dzień, tak jak to było wcześniej, tylko na kilka godzin, bo albo było za zimno albo za gorąco albo padał deszcz albo zrobiła się gruda albo błoto.

8. Obecnie też nie jest idealnie, ale są ogromne pastwiska/padoki z sianem i konie cały dzień na nich stoją, a że konia mam już na emeryturze to dla niego idealnie.

Trochę się rozpisałam, ale w mojej okolicy to naprawdę jest jakaś porażka z tymi stajniami. Wydaje mi się, że ja wcale nie mam wielkich oczekiwań tylko czysto w boksach, padoki/pastwiska i odpowiednie żywienie.
Mnie w przeprowadzkach stajennych na wejściu odstraszało już to, że mój koń wchodzi do boksu po innym koniu. Tylko dościelone było :/
No a co myslicie o stajniach w ktorych nie ma nikogo w nocy z konmi? W sensie nikt nie mieszka przy stajni tylko sa zamykane po ostatnim wieczornym karmieniu i obchodzie, alarmy itp i dopiero rano przyjezdza stajenny na pierwsze karmienie okolo 7-8???
Rooficek, z jednej strony niefajnie (w przypadku pożaru konie nie mają szans). Z drugiej po takich przy których ktoś mieszka i tak nikt w nocy nie chodzi...
Ja bym się na taką nie zdecydowała.  Może nikt nie chodzi, ale jednak, gdy się dzieje coś dziwnego, to zazwyczaj słyszy i reaguje. W poprzedniej stajni np. koń zaplątał mi się w siatkę,  gdyby właściciel nie usłyszał, jak się szamoce, mogłoby się skończyć nieciekawie.
Zależy, jaka stajnia moim zdaniem i na ile bezpieczna.
W poprzedniej stajni przydomowej koniowi co rusz działo się coś i nikt nie widział, jak i kiedy.
W obecnej na noc nie ma nikogo, stoimy tu od trzech lat i nigdy nic się nie stało.
(Tak, oczywiście wiem, że niespodziewane wypadki zawsze mogą się stać - ale po tych doświadczeniach wydaje mi się, że niestety jak koń ma mieć pecha i sobie zrobić krzywdę, to i pod okiem pięciu ludzi sobie zrobi...)
Ja zawsze trafiałam do stajni, które dopiero zaczynały prowadzić pensjonat albo się otwierały i na początku właściciele robili wszystko żeby nie stracić klientów, ale niestety z czasem jak przychodziło więcej koni to było coraz gorzej. 

Też o tym pisałam, nazywam to “syndrom pełnej stajni”.  Dlatego ju nie zdecyduję się na nowo owarty pensjonat, poczekam, aż się „uleży”. Parę stron temu epk okres „uleżenia” oceniła na dwa lata. 

trusia, w mojej opinii w przypadku stajni nowo otwartej albo działającej ale wcześniej bez pensjonatu (np. prywatne konie właścicieli tylko) dopiero po dwóch latach min. można coś powiedzieć. Taki mniej więcej czas z mojego doświadczenia daje stabilizację działania stajni jako pensjonatu i można zacząć oceniać i się cieszyć albo nie. Wg mnie muszą przejść co najmniej dwa sezony zimowe i letnie, żeby było widać jak faktycznie właściciele stajni radzą sobie ze sporą ilością problemów jakie dostarcza prowadzenie pensjonatu. Ale rzeczą, która mnie najbardziej zawsze bawi to okresowe zmiany nastawienia właścicieli pensjonatów do stałych klientów. Jak jest okres, że do stajni ustawia się kolejka to nagle zmienia się podejście do starych klientów i ich oczekiwań 🙂. Tylko, że to się potem odbija czkawką. Stałe migracje w stajniach to też info dla potencjalnych nowych osób, że idealnie nie jest.




horka90 czy może nie piszesz o woj. lubelskim 😁?
tajna ja na takie rzeczy nie zwracałam uwagi, bo bym nie miała gdzie konia trzymać.
Rooficek mój koń o mało takiego systemu nie przepłacił życiem. Na szczeście kolki dostał prawdopodobnie z rana, a nie w nocy. Stajenny zapił i był o 10, ja dowiedziałam się o 13, bo wtedy powiedział właścicielom.
No to może i ja się 'pochwalę'. W naszej 7 letniej tułaczce po różnych stajniach było kilka kwiatków. Na szczęście już trafiliśmy do nieba 😀

1. Sama pracowałam w tej stajni,miałam ją pod opieką w 100%,chociaż byłam tylko pracownikiem,więc koń miał wszystko co potrzebował. Pastwiska od rana do nocy,siano do woli. No ale to ja sama wszystko robiłam,więc nie mógł mieć inaczej. Jednak właściciel był 'śliski'. Znikał bez słowa na kilka miesięcy pozostawiając nas bez funduszy,sami utrzymywaliśmy stajnię z jazd i pensjonatu. Jednak po kolejnym zniknięciu bez słowa,kiedy zarzekał się,że będzie na miejscu,a faktycznie zostawił stajnię zamkniętą na 4 spusty z końmi w środku,na dwa dni, powiedziałam dość. Konia osiodłałam i przestawiliśmy się do pobliskiego,przydomowego pensjonatu.

2. Tu byliśmy z kolei pół roku. Kiedy się 'wstawiliśmy' były tylko dwa konie. Padok i ujeżdżalnia to było jedno miejsce. Ale kiedy byliśmy tylko we dwoje to nie było problemu. Konie na początku wychodziły na dwór na cały dzień,a jak ktoś chciał jeździć,to po prostu chował na chwilę drugiego konia do boksu. Na padoku niestety nie było ani odrobiny siana ani wody. Jak chciałam,żeby było to musiałam sobie dawać sama. Po niecałym miesiącu konie w ogóle przestały wychodzić na dwór,chyba,ze sama sobie go puściłam i schowałam. W między czasie doszły kolejne dwa konie i to właśnie było oficjalnym powodem nie wypuszczania koni na padok. Bo 4 to się nie pomieszczą,pokopią,więc niech lepiej stoją w stajni i patrzą w ścianę. Podziękowaliśmy.

3.Trafiliśmy na kolejną przydomową stajnię z boksami przystosowanymi dla koni w starym budynku obory. No luksusu nie było,ale konie miały dużo miejsca,boksy,mimo ręcznej roboty były bezpieczne. Padoczki były małe,piaszczyste,ale było siano,była woda,konie na dworze w opór. Prowadziła to Pani,która nie miała własnych koni,większego doświadczenia z nimi tez nie,ale lubiła te zwierzaki,więc z zamiłowania sobie to prowadziła. Nie miała wiedzy,ale słuchała,uczyła się. Dla koni chciała jak najlepiej,jeść dostawały naprawdę uczciwie. Była ujeżdżalnia,była siodlarnia. Jedynym minusem było okrutne błoto. Spędziliśmy tam około 2 lat,jednak problemy oddechowe konia zmusiły nas do znalezienia troszkę bardziej trawiastych padoków i przewiewnej stajni. rozstaliśmy się ze smutkiem.

4. Wróciliśmy do stajni nr 1. jednak miała już innych właścicieli-moich znajomych. Płaciłam uczciwie jak każdy inny,mimo znajomości,a nawet więcej,bo chętnie pomagałam im przy koniach. Na początku wszystko fajnie,konie miały łąki,dostawały jeść...jednak w boksach nie było poideł,pić dostawały z wiadra,nie było by to problemem jak by faktycznie dostawały tyle ile powinny,a nie po  pół wiadra,bo więcej ciężko nosić... No ale,pierwszy miesiąc było dobrze. Potem zaczęły się problemy,konie stały we własnych odchodach,prawie na gołych deskach,bo ilość słomy była ograniczona,siana dostawały tylko dwa razy dziennie 'po plasterku'. W międzyczasie pojawił się u mnie drugi koń,zabidzona kobyła,a więc zainwestowałam w pasze i prosiłam o nieograniczony dostęp do siana,miało być okej,byłam często więc pilnowałam. Ale okazało się,że po moim wyjściu siano z boksu było wyjmowane,pasze znikały w zadziwiającym tempie,a po kobyle nie widać poprawy. Dodatkowo oba moje konie zostały wywalone do komórki,bo klacz tkała,więc nie może stać w głównej stajni. (bo inne się 'zarażą' 🤔 :ke🙂. Postanowiłam odejść,gdy po mojej dłuższej nieobecności (zapowiedzianej) wróciłam do stajni,kobyła ma nogę jak balon i paskudną,ropiejącą ranę z narastającym dzikim mięsem , tuż ponad koronką. Oczywiście nie zostałam powiadomiona,że dzieje się cokolwiek,a jak pytałam, to 'wszystko było okej'. Przyjechałam,zawołałam weta,zajęłam się nogą, i nałożyłam pół kostki siana do boksu na podwieczorek. I tu zaczęła się jazda, facet koleżanki,właściciel,zaczął wykrzykiwać,czy ja własne siano sobie przywiozłam,że jakim prawem ruszam JEGO WŁASNOŚĆ,że to nie jest sanatorium i kobyła lepiej wyglądać nie będzie,więcej jeść niż teraz dostaje nie dostanie(dwa plasterki siana,treściwa była moja własna). Siano z boksu wyjął,kobyła do rana stała bez jedzenia,następnego dnia pojechałam do drugiej stajni.

5. Stajnia typowo rekreacyjna. Padok jeden,nieduży,piaszczysty,ale była woda,było siano. Konie pensjonatowe całe dnie na dworze. Boksy nie za ogromne,ale miały czysto,jedzenia dostawały pod korek. Kobyła po miesiącu wyglądała o niebo lepiej. Były dwie ujeżdżalnie,lonżownik,wachtówka. Ogólnie stajnia w której zaczynałam przygodę z jeździectwem,więc w okół sami życzliwi znajomi,którzy doglądali konia kiedy ja musiałam na dłużej wyjechać. Stalibyśmy tam do tej pory,gdyby nie to,że musiałam przeprowadzić się w inne miejsce Polski.

6. Teraz trafilismy do raju 😍 😍. Stajnia wolnowybiegowa, 4 ha łąk,wielka wiata do dyspozycji,stały dostęp do siana( dwa baloty pod daszkiem,kilka siatek),woda na padoku. W razie konieczności duże,jasne boksy. Małe stado. Wspaniała właścicielka z sercem i z pasją. Do dyspozycji hala,nie jakaś ogromna,ale na spokojnie w pojedynkę można pracować. Wiem,że konie są w najlepszych rękach,prowadzi to osoba doświadczona i naprawdę mają wszystko czego potrzebują. Co prawda sama mam daleko,ale ważne,że konie mają raj na ziemi.  Także bardzo dziękuję Imboz,że zgarnęłaś nas pod swoje skrzydła.

Wybaczcie moje wywnętrzanie,ale dopiero teraz do mnie dotarło,że WRESZCIE mam święty spokój jeśli chodzi o stajnię. Dotychczas zazwyczaj była to jakaś walka,zamartwianie,coś trzeba było robić samemu,świadomość,że jak nie dotrę to konie nie będą miały tak jak bym chciała. Ale teraz na szczęście już znalazłam raj i dla koni i dla siebie,mimo,że mam ponad 40 km w jedną stronę. 🙇 🙇
Muchozol - woj. śląskie
No a co myslicie o stajniach w ktorych nie ma nikogo w nocy z konmi? W sensie nikt nie mieszka przy stajni tylko sa zamykane po ostatnim wieczornym karmieniu i obchodzie, alarmy itp i dopiero rano przyjezdza stajenny na pierwsze karmienie okolo 7-8???

Ja mieszkam w tym samym budynku co stajnia, ale jakby coś się działo i tak bym nie słyszał. Najlepiej założyć w stajni monitoring i od czasu do czasu rzucać okiem, takie rozwiązanie się rzeczywiście sprawdza. A jeszcze lepiej jak dostęp do monitoringu ma kilka osób.
W stajni w której stoję jest monitoring i podobno mikrofon, pseudo elektroniczna niania, która na noc jest włączana i jak coś się dzieje to słychać w pomieszczeniu nad socjalem.
Ale kurcze popatrzcie - i tak stajnie, w których ścielą zgnitą słomą, spleśniałym sianem, trzymają  w brudnych boksach i wypuszczają na błotniste padoki bez siana mają wzięcie i klientów  🤔wirek:
drabcio Wygląda na to, że  o powodzeniu stajni decyduje głównie jej położenie, jak znajduje się w mieście lub jego pobliżu, to nie ma siły ludzie zawsze się znajdą. Ja mieszkam w pobliżu dwóch kiepskich stajni i ludzi im nie brakuje.
Ale kurcze popatrzcie - i tak stajnie, w których ścielą zgnitą słomą, spleśniałym sianem, trzymają  w brudnych boksach i wypuszczają na błotniste padoki bez siana mają wzięcie i klientów  🤔wirek:

No ja w takiej stałam 5 lat. Z tym, że spleśniałą pasza była w tym roku po raz pierwszy. Nie było ograniczeń w samodzielnym sprzątaniu i ścieleniu. Miałam osobne pastwisko i sama wieszałam siatki z sianem (również bez ograniczeń)... Atutem stajni, poza położeniem była najniższa cena w okolicy i hala do jazdy (mała, namiotowa, ale galopować się dało). Jakby nie patrzeć jest spora różnica między stajnią za 650 a stajnią za 1 000 zł - szczególnie jak się ma więcej, niż jednego konia :/
Niestety ta stajnia przyczyniła się do tego, że mam teraz tylko jednego sprawnego konia.  Na to że tak to się może skończyć nie wpadłam 🙁
Ja co prawda własnego konia nie mam, ale jako współdzierżawca też doświadczam "uroków" pensjonatów.  😉 Z niektórymi końmi zmieniałam stajnie na nowe, czasem musiałam rezygnować ze względu na odległość nowego pensjonatu, ale przez to poznałam sporo ośrodków.

1. Stajnia z dość dobrym dojazdem komunikacją miejską/autem z większego miasta i na to wygląda, że cieszy się zainteresowaniem przede wszystkim z tego względu. Dysponuje ogromnymi łąkami, latem konie stoją na nich 24/7. Brzmi super, gdyby nie to, że łąka nie jest w żaden sposób wydzielana i przez to w dużej części wyjedzona i częściowo zniszczona. Zimą konie stoją cały dzień, ale przeważnie nie dostają żadnego siana. Jeśli już - to tyle, że słabsze osobniki nie mają szansy się do niego dostać i po krótkim czasie nic już nie zostaje. Karmienie rano i wieczorem, niestety ilość siana znikoma i to tylko na wieczór. W boksach brudno. Dopóki tam byłam nie było jeszcze zakazu samodzielnego poboru siana i słomy, więc przychodząc do "swojego" konia, zaczynałam od sprzątania boksu i zimą karmienia go sianem, bo była to jego jedyna szansa na posiłek w ciągu dnia. Niektóre boksy zdecydowanie za małe, wszędzie sufit za nisko. Place do jazdy z beznadziejnym i często niebezpiecznym podłożem. Na plus fajne tereny w niedużej odległości.
Klientów nie brakuje, na miejsce tych niezadowolonych niemal od razu wchodzą nowi. Przenoszę się z koniem do stajni nr. 2.

2. Stajnia ze zdecydowanie cięższym dojazdem, bo tylko autem (ewentualnie kombinacja pociąg + pieszo/rowerem). Początki bardzo obiecujące - karmienie 3xdziennie, boksy duże, bezpieczne i czyste, siano na padoku do oporu, więc mimo braku trawy jest całkiem fajnie. Na padoku stoi wiata, możliwe padokowanie 24/7. Tereny raczej słabe, ale plac do jazdy w porządku.
Niestety z czasem zaczęło się psuć - konie dostawały siano na padok tylko rano, liczba karmień zmniejszyła się do dwóch.  Koń zmienia stajnię już beze mnie, bo mam dużo za daleko do nowej. To już jego trzecia zmiana, przed stajnią nr. 3 był trzymany przy domu.

3. Stajnia sportowa.  😉  Czyli prawie 24/7 w boksie, nie licząc treningu. Wypuszczanie na kwaterki na własną rękę. Gdyby nie te dwie rzeczy, to w sumie spoko, bo dla jeźdźca fajne warunki, czysto. Osobiście było mi strasznie ciężko i przykro tam przebywać, nie byłam tam długo i zawsze starałam się zabierać konia chociaż na trawę poza jazdą.
Koszt duży - grubo ponad 1000zł. Tutaj zaczęła i skończyła się moja znajomość z tym koniem - ale on też zmienił stajnię.

4. Kolejna stajnia w centrum miasta. Super dojazd komunikacją miejską, autem. Koszt duży - ponad 1000zł. Latem konie (przynajmniej pensjonatowe) wychodzą na trawiasty padok, obecnie na kwatery, nie dostają na nich siana. Za to są karmione 3xdziennie, zawsze dostają siana do oporu, nie można narzekać. Boksy sprzątane codziennie do zera, wszystko ogarnięte na top, nie trzeba się martwić o konia jeśli się nie przyjdzie. Jeśli trzeba, to można bez problemu dorzucić siana/słomy. Słabe tereny do jazdy (ale jest plaża poza sezonem), jest hala ale tylko w godzinach wieczornych, plac zewnętrzny ze słabym podłożem.
Mimo wszystko fajnie byłoby jednak mieć lepsze warunki dla siebie do jazdy i większe łąki dla konia, więc obecnie szukamy nowej stajni.  To będzie również trzecia (?) zmiana dla tego konia, w swojej poprzedniej stajni był kilka lat. W tej kilka miesięcy.
Obecnie nie ma miejsc, ale zanim przyszliśmy, było ich aż 5 od dłuższego czasu.

Znam jeszcze więcej pensjonatów, ale tylko w tych czterech + jednej przydomowej  stajni spędziłam najwięcej czasu i  poznałam "od środka", więc tylko je opisałam.
Zanim trafiłam do każdej z nich, razem z właścicielami naszukałam się innych opcji i... jest ciężko. Szczególnie  gdy staraliśmy się pogodzić dojazd dla mnie i właściciela (dwa skrajne końce Trójmiasta), oczywiście mając na uwadze dobro konia jako priorytet.
Jakbym miała własnego konia, to wydaje mi się, że chyba wiedziałabym gdzie się udać. Na pewno już wiem których miejsc unikać  😂 A na razie chyba jestem skazana na takie częste zmiany, czy to stajni czy koni.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się