Pająk i problemy z przełykiem

LatentPony   Pretty Little Pony :)
12 grudnia 2017 22:33
Za namową re-voltowiczów postanowiłam założyc nam osobny wątek aby nie śmiecic już bardziej w kąciku żółtodziobów. Częśc informacji dla przypomnienia pozwolę sobie powtórzyc, aby ten wątek miał ręce i nogi i mógł w przyszłości przysłużyc się jakiemuś końskiemu istnieniu.

Zaczęło się dośc niewinnie...

Sprowadziłam z padoku zdrowego konia, wyczysciłam, założyłam ochraniacze i zorientowałam się że zapomniałam czapraka. Chciałam wrócić do domu więc wpakowałam na chwile zwierza do boksu. Minęły dosłownie 2 minuty, nie zdążyłam nawet zmienić butów i zaczął się dusić, zapluł się jak wściekły, piana z pyska, piana z nosa, koń harczy jak dzik.
Okazało się, że jakiś idiota wyspał mojemu koniowi pół wiaderka owsa.

"Najczęściej do zadławienia lub niedrożności przełyku dochodzi w sytuacjach kiedy koń dostanie się do zakazanej karmy i bardzo się spieszy, aby zjeść jak najwięcej, zanim złapią go na gorącym uczynku."

Zadławił sie tym owsem i zatkał sobie przełyk. Leki rozkurczowe nie pomogły, w końcu skończyło się na sondowaniu. Był tak zatkany, że sonda nie mogła przejść do żołądka. Na szczęście już wrócił do żywych, trochę skubie siano, ale cały przełyk ma podrazniony więc przez kilka dni musi jeść tylko gotowane siemie z otrębami.

Weterynarz mówiła, że przez kilka dni może jeszcze odkrztuszac, kasłac, smarkac i pluc śluzem.

Naprawdę nieźle mnie przestraszył, wyglądał jakby miał zaraz paśc 🙁 czuwałam u niego do 1:30 w nocy, dzisiaj rano od 5 znowu jestem na nogach.

Dodam, że koń był osłuchany, temperatura w normie, koń działa, tylko przełyk nie działa.

Stan taki utrzymywał się kilka dni. O kilka dni za długo. Trzy dni później wprowadziliśmy leczenie niesteroidowymi lekami przeciwzapalnymi, ponieważ wciąż wszystko co zjadł wypływało nosem i pyskiem w formie piany z przeżutym jedzeniem. Koń apetyt miał, owszem. Ale nic z tego co zjadał nie trafiało do żołądka. Przełykając wodę wydawał dźwięk jakby łykał powietrze (a łykawy nie jest i nigdy nie był). Dodatkowo był osowiały, bez życia. Podczas prowadzenia na padok szedł z nisko zwieszoną głową i kasłał wypluwając spore ilości piany.

Postanowiłam skonsultowac jego przypadek z dr. Golonką. Po rozmowie telefonicznej i opisaniu objawów doktor zaproponował jedynie pilne przewiezienie konia do kliniki podejrzewając uszkodzenie przełyku. W tym momencie żarty się skończyły a zaczął się nasz dramat, ponieważ według słów lekarza "Przełyk jest u koni niewymienialny. Koń ma jeden przełyk na całe życie. Jelita można skrócic i zaszyc - przełyku nie." Myszatemu w takim wypadku groziła eutanazja 🙁

Na miejscu została wykonana endoskopia, która wykazała, że przełyk jest lekko naddarty. Większym problemem jest jednak to, że nie podjął pracy. Możliwe jest uszkodzenie nerwów odpowiedzialnych za ruch mięśni okalających przełyk. W przypadku niepodjęcia pracy przez przełyk wciąż wisi nad nami widmo uśpienia...
W klinice wykonano też RTG szyi na którym przełyk wyszedł powiększony.

Bez Myszatego życie jest takie puste... patrzę na padoki i mimowolnie szukam go wzrokiem... Przechodzę obok marchewek w sklepie i już, już sięgam po nie aby wziąć kilka dla konia, a po chwili zdaje sobie sprawę, że nie mam dla kogo...
Muszę trzymac się myśli, że wróci...

Z aktualnych na dzień dzisiejszy dobrych wiadomości - nie jest gorzej. Bardzo płynny mesz jakoś wchodzi, w klinice pomału zaczynają wprowadzać niewielkie porcje siana i obserwują jak sobie radzi. Niestety musimy uzbroić się w cierpliwość... Jego leczenie będzie długotrwałe, aby nie narobić więcej szkód, także jego stan nie zmienia się dynamicznie. Najważniejsze jest to, że małymi kroczkami idziemy do przodu.

Wstępna kwotę udało się uzbierać, niestety muszę zwiększyć kwotę zbiórki z powodu przedłuzonego pobytu w klinice. Byłabym bardzo wdzięczna za każdą złotówkę... Będę walczyć o tego zwierza do samego końca, niezależnie od tego jak bardzo musiałabym się zadłużyć. Jest on dla mnie członkiem rodziny i sensem życia. Jeżeli ktoś chciałby nas wspomóc to będziemy niesamowicie wdzięczni.

Oczywiście po zakończonym leczeniu upublicznię fakturę. Po konsultacji z Met prowadzącą fundację Nasza Szkapa zdecydowałam się też każdą pozostałą po leczeniu Pająka sumę ze zbiórki przekazać na konto fundacji, aby wspomóc ratowanie kolejnych istnień, które również często wymagają kosztownego leczenia i pomocy.

Jeżeli nie możesz nas wspomóc - udostępnij proszę. Pomóżcie mi po raz kolejny uwierzyc, że życie nie ma swojej ceny...

https://pomagam.pl/pajak


Stan wydatków na chwilę obecną wygląda tak:
- pierwsza wizyta (01.12.2017 godzina 12:30) - podanie leków rozkurczowych które nie zadziałały - 80 zł
- druga wizyta (01.12.2017 godzina 17😲0) - sondowanie w celu usunięcia zatoru w przełyku - 80 zł
- trzecia i czwarta wizyta (04.12.2017 i 05.12.2017) - rozpoczęcie leczenia niesteroidowymi lekami przeciwzapalnymi i antybiotykiem - 100 zł
- transport do kliniki (06.12.2017) - transport "stajenny", o kosztach jeszcze nie rozmawiałam, jednak wiem, że będę musiała je pokryc
- leczenie w klinice (od 06.12.2017 do chwili obecnej) - koszt obecnie nieznany, dzwoniłam dzisiaj z prośbą o podsumowanie na chwilę obecną i mam czekac na telefon z tą informacją. Jednak nie zapowiada się różowo...

Wierzę, że jeszcze nie raz polecimy ponad ograniczeniami. Muszę w to wierzyc. Nie możemy się poddac. Nie po tym wszystkim, co razem przeszliśmy.

Tak wyglądał we wtorek (05.12.2017):




A tak wyglądał w dniu transportu do kliniki:



Poszło ode mnie. Trzymam kciuki!  🙂
Moon   #kulistyzajebisty
13 grudnia 2017 07:26
LatentPony, dobrze, że wstawiłaś osobny wątek, bo cały czas odświeżałam kącik żółtodziobów 😉
Trzymam mocno kciuki za Szarego gagatka, symbolicznie poszło ode mnie, trzymajcie się ciepło!
Latent wpłacam symbolicznie, bo sama mam jeszcze kupę wydatków, ale wiem, że każdy grosz się liczy. Trzymam kciuki za zdrowie (patrz beznadziejny przypadek Rewii, że już dobrze), bo zbiórka wiem, że się uda. Revolta jest super w takich tematach.

LatentPony   Pretty Little Pony :)
13 grudnia 2017 09:01
Dziękuję Wam bardzo za wsparcie. Każde kciuki, każde udostępnienie i każda złotówka przywracają mi wiarę w ludzi. Nieważne czy wpłata symboliczna czy mniej symboliczna. Każda złotówka jest cenna, tak samo jak cenne jest każde dobre słowo.

Ile ja już się nasłuchałam aby go uśpic, bo "on nie jest wart leczenia", "mogłabyś miec za tą kasę o wiele lepszego konia", "zastanów się czy warto pakowac się w kredyty do końca życia" itp. historie. Do niektórych ludzi nie może dotrzec fakt, że ktoś naprawdę może traktowac konia jak członka rodziny. Tak samo jak nie może dotrzec fakt, że życie nie ma takiej ceny, której nie byłoby warto zapłacic.

Niektórym ludziom naprawdę należy współczuc... Cytując film "zebra z klasą" - "patrząc na konia nie widzi piękna tylko pieniądze". To bardzo przykre...
smartini   fb & insta: dokłaczone
13 grudnia 2017 09:12
LatentPony, też ode mnie poleci, wiem aż za dobrze co to znaczy rachunek z kliniki. A w wątku o ciężko gojących się ranach przeczytałam, że na moim miejscu to pewna osoba konia by uśpiła... cóż, Budyń po usunięciu rozszarpanego mięśnia, metrowym szyciu wiszącej na nerwach skóry, oderwanej skóry od mięśni na powierzchni całej łopatki i części brzucha, rozerwaniu szwów i przeszczepie skóry ma się świetnie i do tego jest w pełni czysty we wszystkich chodach. Także dla Was też jest nadzieja, będzie dobrze 😉
Moon   #kulistyzajebisty
13 grudnia 2017 09:16
LatentPony, taaa, sami mędrcy... Ale już "jadąc po bandzie" - zapewne owi wujkowie (i ciocie) dobra rada nie wiedzą, że za utylizację zwłok konia też trzeba zapłacić i to też niemało...
A w wątku o ciężko gojących się ranach przeczytałam, że na moim miejscu to pewna osoba konia by uśpiła... cóż, Budyń po usunięciu rozszarpanego mięśnia, metrowym szyciu wiszącej na nerwach skóry, oderwanej skóry od mięśni na powierzchni całej łopatki i części brzucha, rozerwaniu szwów i przeszczepie skóry ma się świetnie i do tego jest w pełni czysty we wszystkich chodach. Także dla Was też jest nadzieja, będzie dobrze 😉
Tak, ja tak napisałam. Szkoda, że znów to wyciągasz i nie przeczytałaś do końca co napisałam 😉. Mucha jest tak słaba, że nie mogę jej podać delikatnego głupiego jasia aby zrobić zęby. I wet mi wyraźnie powiedział, że w razie "czegoś poważniejszego" trzeba będzie konia uśpić, bo organizm nie wytrzyma znieczulenia i to będzie tylko dodatkowa męczarnia dla zwierzaka. A, że ten wet już jej 3 razy ratował życie (i jakoś nie uśpił :hihi🙂, to mam do niego pełne zaufanie.
I nigdzie nie pisałam, żeby Budynia uśpić. Pielgrzym by to raczej wytrzymał i bym ratowała. Mucha ma lat 20, jej serducho ledwie bije.
I jak była nadzieja to rok temu udało się ją uratować i sobie żyje na emeryturze, płacę za jej święty spokój. Nie robiłam zbiórki, więc nie wiecie ile poszło na leczenie, nie wiecie ile poświęciłam, żeby tego konia postawić na nogi, żeby miał chociaż emeryturę (bo na powrót pod siodło nie było szans). Więc nie oceniajcie i nie przekręcajcie tego co napisałam.
Bo wygląda jakbym tego konia specjalnie chciała się pozbyć. Więc w takim razie dlaczego utrzymuję emeryta od półtora roku? Dlaczego nie wystawiłam nawet ogłoszenia "oddam konia do towarzystwa" skoro taka straszna i bezduszna jestem?
Nie znacie mojej sytuacji, więc nie oceniajcie.
vissenna   Turecki niewolnik
13 grudnia 2017 09:40
LatentPony Trzymam kciuki za Was!
Też sypnę jakimś groszem (dla Agi i Rewii też), ale przed Nowym Rokiem, bo dopiero wtedy będę miała kasę na polskim koncie.

Znałam kiedyś konia z podobnym przypadkiem. Rokowania miał ostrożne, długi czas rekonwalescencji (nerwy regenerują się powoli), ale po roku czasu jadł, pił i rżał jak dawniej. Myszaki są twarde - dacie radę!
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
13 grudnia 2017 09:41
LatentPony  Również kciuki trzymam za Pająka :kwiatek: Myszy są z tytanu, wiliże się chłopak! 🙂
Cudowne ma imię btw. 😍
Będzie dobrze, trzymajcie się! Poszła symboliczna kwota bo sama mam konia w klinice.
ZDRÓWKA! :kwiatek:
Moja klacz nie jadła ani nie piła prawie 3 tygodnie, badania nie wykazały nic co mogło to spowodować... Próbowałam umawiać innych wetów żeby ją obejrzeli, ale nikomu terminy nie pasowały, jak wstałam rano z postanowieniem wiezienia jej na klinikę do Berlina to kobyła zaczęła jeść i pić - chyb nigdy się tak nie cieszyłam, że koń wpierdziela siano. Schudła tragicznie, my byliśmy przemęczeni - kilkukrotne kroplówki w ciągu dnia jednak dają w kość, ale po roku doszła do siebie kondycyjnie. Mojej się udało, choć to niby wątła arabka 😉 to i Twój da radę. Trzymam kciuki.
Latent- Dorota Ingram z terra spei ma konia po zatkaniu przełyku i zabiegu- jest skarbnicą wiedzy o opiece- pogadaj z Nią🙂
my trzymamy kciuki i udostępniamy dalej- opiniami ludzi się nie przejmuj, nikt nie ma prawa zaglądać Ci w portfel i decydować co masz zrobić z Twoim koniem!
LatentPony   Pretty Little Pony :)
13 grudnia 2017 10:08
Dziewczyny, jesteście niesamowite. Znowu się poplakalam czytając Wasze posty. Jeszcze raz bardzo dziękuję za każdą dobre słowo. Obiecuję, że będziemy walczyć do samego końca i nie poddamy się.
"W życiu są rzeczy o które trzeba walczyć do samego końca." A mój koń zdecydowanie zalicza się do takich "rzeczy".
LatentPony, wiesz ile walczyłam o Byśkę i nadal walczę. Pomimo, że za 3 miechy Kataira skończy 20 lat - zawsze będzie dla mnie kochanym ogoniastym, którego zdrowie i życie ma wysoki priorytet. W jej wątku pomocowym sprzed niespełna 2 lat też były wpisy o zakończeniu cierpień... a dziś , pomimo pękniętego oka i urwanego w dużej części miedzykostnego w zadzie (uroki poprzedniego pensjonatu) - Byśka przeżywa drugą młodość. Robi wszystko aby stać się matką Polką, pomimo niemieckiego pochodzenia i dziadka w Wermachcie 😁 Lata po 7 ha pastwiska z mikrostadem i jest zwyczajnie totalnie wyluzowaną emerytką, podrywającą młode łogry zza płota 😉 Zatem jak widać zawsze warto walczyć. Jest o co!!!
Zdrówka dla myszatego. Będzie dobrze , przecież musi być 🙂
ode mnie coś też małego poleciało.
trzymajcie się !
To, że laicy, nie mający styczności z końmi, nie rozumiejący tej więzi mówią o uśpieniu to normalne. Można jeszcze to zrozumieć. Ale usłyszeć od koniarza - uśpij, kupisz nowego - no sorry, to nie zabawka.

Moja wetka powiedziała, że głupio uśpić konia na oko, i trzeba robić co się da, żeby ją ratować. I nie chodziło o wyciąganie kasy, bo kobitka naprawdę się przejęła i jestem jej bardzo wdzięczna za pomoc. Wiem jak to jest ciężko być w potrzasku i motać się skąd kasę wziąć. Ja właśnie mam tak dzisiaj przez te leki. No sama nie wiem już co robić, ale walczyć trzeba bo bez leków nie mogę jej zostawić.

Także kciuki dalej trzymam
Poszło ode mnie. Trzymam kciuki, wiem co to znaczy koń w klinice.
Poszedł grosik i trzymam kciuki 😉
Również dołączam się do zbiórki 🙂 sama we wrześniu przeszłam zatkanie przełyku owsem u mojej 26 letniej babci, też pluła i smarkała takimi samymi glutami i pianą...brr...okropny widok :/ przez chwilę też się bałam, że ją stracę, na szczęście u nas skończyło się na sondowaniu w klinice i kilku dniach na glucie z siemienia także trzymam kciuki za powrót do zdrowia!
I ode mnie troszkę srebrników poszło  😁. Prymitywy niestety najłatwiej są skreślnane, jeszcze jak ma się konia szlachetnego, sensowniej coś robiącego to "ludzie" jakoś przymykają oko. Z prymitywem kwota leczenia niemalże na wstępie przewyższa wartość rynkową konia. Tyle, że znaczenie konia dla nas, to nie jego wartość rynkowa. Dla mnie, jak i agulaj79 już napisała, najbardziej niezrozumiałe jest, jak takie podejście mają koniarze. Oczywiście,że można by utrzymywać znacznie lepszego konia w świetle spojrzenia obiektywnego,ale w naszym subiektywnym, to nasz koń ma prawo dla nas być najważniejszy. Przez, jak dotąd 9 lat utrzymywania prymitywa, dbania,żeby miał to, co powinien,często kosztem wszystkiego innego, nie raz słyszałam,że pooo co? Bo przecież taki prymityw to nie musi mieć dopasowanego siodła, odpowiedniej paszy tym bardziej a leczyć to już w ogóle,kto to widział... Największy hit był-jak już wspomniałam w innym wątku, jak dwa lata temu mój koń tracił wzrok. Początkowo nie wiadomo było,czy nie oślepnie w ogóle. Na co dzień byłam pytana, co zrobie jak będzie ślepy, po co mi ślepy koń i w ogóle,że to nie ma sensu. Nie rozumiałam, o co ci ludzie mnie pytali. Oczywiste było dla mnie,że jedyne, co mogłam zrobić, to zapewnić mu maksimum normalności i bezpieczeństwa w danej sytuacji. Dla niektórych osób było to nie do zrozumienia. A mój koń zrobił taki mały psikus i jedną patrzałkę jak dotąd pozostawił sobie zdrową  😁. Nie ma co się przejmować wszystkim, co ktoś powie, chociaż wiem,że to czasami potrafi zaboleć. Najważniejsze to walczyć,kiedy trzeba i iść do przodu.
Mega trzymam kciuki za Myszatego  :kwiatek:
agulaj79 i za Rewulca kciuki nadal zaciśnięte  🏇
Skromny grosik i ode mnie. Kciuki są .
darolga   L'amore è cieco
13 grudnia 2017 18:00
I my ze Ślepym przesyłamy wsparcie - i przelewem, i mentalnie, trzymajcie się i walczcie, będzie dobrze - wiemy co mówimy, niejedna z pozoru beznadziejna sytuacja za nami! Ściskamy mocno!
Obiś no bo jak wytłumaczyć sobie sprzedaż konia po 22 latach przyjaźni, jazdy (trochę krócej bo jednak była źrebakiem jak ją dostałam), i ogólnego bycia razem, bo się popsuła i chcę kupić sobie jakiegoś zdrowego. I co, w zamian, że przewiozła mnie na swoim grzbiecie tyle km, była, po prostu była w najtrudniejszych dla mnie chwilach, mam ją sprzedać i to prosto na hak. Wierz mi, że dzisiejszy dzień i wieści mnie przetyrał, ale wiem, że i tak jakoś sobie dam radę. Myślę, że z tego samego założenia wychodzisz ty, Gaga i wiele innych osób z forum.

Myszaty da radę bo ma masę kciuków za sobą. Poza tym jakby było beznadziejnie i bez szans, myślę, że w klinice by to jasno powiedzieli.
Jak wrócę z Warszawy to ode mnie również coś pójdzie, po części (niewielkiej części ale jednak ) wiem co czujesz bo mój zrobił to samo jakieś 2 tyg temu tylko na szczęście nie doszło do porażenia ani uszkodzenia przełyku.
LatentPony trzymam mocno kciuki i wspieram grosikiem.
Będzie dobrze, trzymaj sie!
Trzymam kciuki, MUSI być dobrze!. I ode mnie poszło parę groszy.
Jak wrócę z Warszawy to ode mnie również coś pójdzie, po części (niewielkiej części ale jednak ) wiem co czujesz bo mój zrobił to samo jakieś 2 tyg temu tylko na szczęście nie doszło do porażenia ani uszkodzenia przełyku.
matko Kaja współczuje bardzo... jak tylko wpadna srodki to i od siebie dorzuce. mam nadzieje ze jednak przełyk ruszy... swoja droga wlasciciel stajni powinien tez Ci pomoc w koncu jakim cudem u konia który owsa nie je od kiedy pamietam ląduje owies...
Bardzo poruszyła mnie Twoja historia.
Boję się pająków, więc jak zobaczyłam temat to od razu tu weszłam.

Też się dorzucam do zbiórki i przesyłam ogromne kciuki. Z nie takich opresji już konie wychodziły. Pamiętam jak wiele lat temu jeden koń uciekł w nocy z boksu i też w stresie szukał jedzenia i połknął nie pamiętam już co. Była akcja ratunkowa i wszystko skończyło się happy endem 🙂

Będzie dobrze Kochana, walcz do końca, a będzie dobrze  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się