A ja opiszę moje doświadczenie ku przestrodze. 😤 Jak może niektórzy pamiętają szukałam od paru miesięcy szansy na rozpoczęcie pracy przy koniach. Z racji na brak doświadczenia jako profesjonalista chwytałam się najgorszych ofert. I tak oto znalazła mnie Pani K. Bentermann ( nie będę się bawić w kropkowanie nazwisk bo a nuż widelec ktoś dostanie tę samą ofertę). Wszystko wyglądało fajnie: znalazła się nawet posada dla mojego chłopaka który co prawda nie miał doświadczenia z końmi żadnego ale dwie sprawne ręce i chęci do pracy więc stwierdzili, że biorą nas w pakiecie, a co tam, będzie gnój wywalał. Umówiliśmy się na zakwaterowanie z opłaconymi rachunkami (prąd, gaz, woda, internet itd), samochód do użytkowania, śniadanie i tylko 350 funtów/tydzień na nas dwoje jako, że miał to być miesiąc próbny. Praca 6 dni w tygodniu od 7 do 17 z dwiema przerwami. Oferta może nie wymarzona ale ja jako desperat zmęczony pracą w gastro się ucieszyłam i zdecydowaliśmy się: jedziemy! Kierunek Suffolk, 13h jazdy samochodem z przeprawą promowa. Przyjechaliśmy na miejsce zmęczeni jak mustangi po rodeo, po dość długim poszukiwaniu udało się znaleźć stajnie. I zonk. Zakwaterowanie miało być w domku holenderskim, byłam tego świadoma, pracodawczyni zapewniała, że jest w dobrym stanie ale niestety nie miała zdjęć ... Trzeba było się domyśleć, że coś tu śmierdzi, co nie? 🤣 Oczywiście, domek był w dobrym stanie, ale jakieś 10 lat temu. Grudzień, ogrzewanie farelkami, gorąco jak w piecu a jak wyłączyć-mróz (już nie wspominając, że ten sposób ogrzewania jest jedną z głównych przyczyn pożarów). Ściany całe w zaciekach, wszystko lepkie, śmierdzące stęchlizną, prysznic niezdatny do użytku, jednym słowem dno. Może jestem rozpieszczona ale wiem, że nie dałabym rady harować i mieszkać w takiej norze, nie wspominając o przygotowaniu normalnego posiłku. Przespaliśmy się tylko, jako, że byliśmy padnięci po podróży i z samego rana spakowaliśmy się, powiedzieliśmy szefom, że takie warunki są nie do zaakceptowania i w drogę. Dodam, że szef wcale nie był zdziwiony, podejrzewam, że była to częsta praktyka, może liczyli, że trafią na kogoś, kto nie ma jak wrócić i z braku wyboru tam zostanie.
Koniec końców, udało nam się przenocować u znajomego w Newcastle upon Tyne, potem znaleźliśmy pokój i pracę. Póki co zostajemy tutaj, bo nie opłaca nam się wracać do Francji a zresztą to zawsze jakaś przygoda. Ja dalej marzę o pracy przy koniach ale wiem, że będę o wiele bardziej ostrożna. Tu gdzie wylądowaliśmy, tj. na dalekiej północy jest bardzo mało ofert. Ostatnio jednak w oko wpadł mi post, stajnia 20 min samochodem ode mnie, nie wymagają wielkiego doświadczenia więc a nóż widelec. Jedno mnie tylko zastanawia, od każdego kandydata wymagany jest dwu tygodniowy trial. Jak myślicie, to nie jest przesada? Czy może ja mam wygórowane oczekiwania?
PS. Jeśli ktoś dostanie oferte pracy jako groom w okolicach Bury st. Edmunds, Suffolk, stajnia nazywa się Volo Sport Horses, stanowczo odradzam. Witryna internetowa stajni i sam jeździec oraz jego przejazdy przedstawiają się bardzo profesjonalnie ale traktowanie pracowników pozostawia zbyt wiele do życzenia.
Wstawiam fotorelacje z owego domku:
https://ibb.co/kpzS6bhttps://ibb.co/bKybzwhttps://ibb.co/nP50Rbhttps://ibb.co/hGDn6bhttps://ibb.co/m8TyCGhttps://ibb.co/jDZS6b