kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

Milenka z kim trenujesz?
Milenka
Nikt mnie w sumie w Polsce nie uczyl jezdzic, wiec nie wiem czy to niemiecka szkola jazdy czy nie, ale ja jezdze tak jak napisalas. Wszystkie konie. I ostatnio na ujezdzeniowych treningach było identycznie. A jak uczyli Cie w Polsce?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
30 grudnia 2017 18:29
milenka_falbana, to zawsze wszystko zależy i od konia i od jeźdźca. To nie jest sport zero - jedynkowy, dlatego nie chcę się wypowiadać kategorycznie.

No i co jest jeszcze bardzo, ale to bardzo ważne! Chwalić konia, strasznie mało tego ostatnio u jeźdźców widzę i jest mi przykro. Zobaczcie jak tutaj pięknie trener motywuje jeźdźca i jak pięknie idzie praca z motywowanym koniem:


A tu w ogóle moje ostatnie odkrycie, Emile

Mówi prosto bardzo ważne rzeczy, polecam posłuchać wszystkim w sumie 😀 no i ma śliczny akcent 😀
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
30 grudnia 2017 19:02
Oj serpentyny to ja nigdzie nie wcisnę, bo placyk mam mikroskopijny 22,5x26,5m, do tego na stoku, pochyły więc koń lekko nie ma :/ (młodszy radzi sobie zdecydowanie lepiej niż blondas z tym fantem) ale ósemki czy przeróżne zmiany kierunku z pilnowaniem poprawnego wygięcia i przejścia z jednego w drugie robię.
Trenerkę mam bardzo dobrą, ale niestety za rzadko zdecydowanie mam możliwość z nią jeździć, ma do nas 300km i przyjeżdża na tournee jak się zbierze odpowiednio duża grupa osób, a i to porafi pogoda pokrzyżować.
Co do różnych szkół/metod to czasami jest tak, że chodzi dokładnie o to samo, ale jedna wizualizacja kompletnie do nas nie trafia, a inna jest strzałem w dziesiątkę 🙂
Skąd w paszy może się wziąć wysoka zawartość węglowodanów (55%) podczas gdy skrobia i cukry stanowią 2,8% ?
Nie wiem czy to tutaj czy do wątku z paszami, ale trochę czuję się żółtodziobem nie znając odpowiedzi na to pytanie  😁
dea   primum non nocere
30 grudnia 2017 21:04
Włókno i błonnik to też węglowodany.
Inna sprawa, że na chemii uczono mnie, że węglowodany to synonim cukrów. Jednak popularnie/na etykietach z wartością odżywczą wyraźnie używa się słowa "cukry" w znaczeniu "cukry proste" i pewnie tu też tak jest.
KaNie - podobno ze szkoły francuskiej korzysta m.in. Charlotte więc to na pewno się wszystko miesza 🙂 I dobrze. Ja z moją Panią Trener także dążymy do jak najlżejszego kontaktu i samoniesienia i kiedy opowiedziałam jej o swoich doświadczeniach z kliniki z Karin i pokazałam filmy to wszystko to przyjęła za słuszne. Ale kiedy miałam okazję brać lekcję (jednorazową) u Pana Zagersa to na moje wycie, że mam tonę na rękach odpowiadał tylko "to się zmieni". I katowaliśmy przejścia. Nie zaczynał tematu od głowy chociaż kazał mi jednocześnie trzymać mocno ustawienie... I Heuschmann w sumie też podkreśla, że głową zajmujemy się na końcu, że ona "przyjdzie sama". Choć jednocześnie udowadnia, że tylko przy elastycznej potylicy może się "ugiąć zad". I tak się generalnie uczy w Polsce (chyba) wg szkoły niemieckiej (od zadu do ręki) ale ile kto ma na rękach pozostaje tajemnicą między jeźdźcem a koniem... Dlatego to doświadczenie z Karin bardzo mi teraz pomaga i kiedy w końcu na którymś treningu znów czuję, że mi się siwa zakleszcza w paszczy i mocniejsza aktywacja zadu daje efekt na chwilę to robię RESET i przypominamy sobie, że przecież ma być lekko i miło i wodze nie służą za trzecią nogę 🙂
A to przychodzi tak znienacka. Nie wiadomo kiedy - w moim oczywiście odczuciu. Jak jest lekka to czuję, jak jest cięższa - no, zdarza się przecież na chwilę. Tylko, że ta chwila zaczyna się przedłużać aż do momentu kiedy palnę się w łeb i zdam sprawę, że więcej się wiesza niż jest lekka. Mam nadzieję, że z czasem zacznę szybciej na ten problem reagować i nie dopuszczać do takich sytuacji. Bo to nie jest miłe dla mnie a dla konia tym bardziej. Teoria nitki do mnie przemawia 🙂
Podejrzewam, że wszystko jest trochę kwestią interpretacji a przede wszystkim wyczucia. Problem pojawia się wtedy kiedy taki laik jak ja na przykład zapyta "no dobrze, to jak w takim razie powinien wyglądać prawidłowy kontakt?" I tu jeszcze jest odpowiedź. "Jak go osiągnąć?" No i jest trudniej 🙂
Przepraszam jeśli teoretyzuję zbyt mocno ale nadrabiam w ten sposób braki w doświadczeniu niestety. Czytam, czytam, te same książki po ileś razy(za kązdym razem odkrywając zupełnie nowe treści), jeżdżę na szkolenia i próbuję sobie wszystko poukładać do kupy i przełożyć na wyczucie 🙂 Muszę jakoś nadrabiać mózgiem skoro tyłkiem nie mogę 😀 Nie starczy mi życia żeby być dobrym jeźdźcem mając jednego konia... No taka smutna prawda🙂 Ale te teorie bardzo mnie ciekawią🙂
Tulipan - jeżdżę regularnie pod opieką Pani Marii Gertz-Warchoł, niezwykle ja sobie cenię, ma olbrzymią wiedzę i niesamowite wyczucie koni. Doszkalam się dodatkowo m.in u Elaine (RWYM) dosiadowo i czasem u innych trenerów żeby poznać inny punkt widzenia i inne określenia na to co już teoretycznie znam🙂 Ale czasem inaczej ubrana w słowa wskazówka potrafi zdziałać cuda 🙂 . Ale koniec końców i tak wszystko wałkuję w Panią Marią i wspólnie się zastanawiamy czy warto czy nie warto czegoś tam zmienić. Ostatnio coraz mniej mam ochotę na dodatkowe szkolenia (prócz Elaine 🙂 ) bo doszłam do wniosku, że Pani Maria jest najlepsza  😍
Strzyga bardzo lubię Emila Faurie 🙂 A co do chwalenia - absolutnie się zgadzam! Jestem zdania, że koń na każdym etapie szkolenia powinien się czuć jak Mistrz Świata 😀 Na Florentynę pochwały działają niesamowicie motywująco, zaobserwowałam nawet efekt "króla Juliana" hahaha 😀 Jestem zajebista, ach, ach, podziwiajcie mnie! Po peanach na jej cześć autentycznie czuję, że jest strasznie z siebie zadowolona i wręcz czeka na następny trening żeby pokazać jaka jest wspaniała  😍 Osobiście jednak muszę się mierzyć ze swoją skłonnością do chwalenia za "byle co". Nie ma za byle co, koń to czuje, kurcze. Jedna mega pochwała, rzucenie wodzy, smaczek i "peany słowne na cześć" w stosownej chwili zdziałają więcej niż cukierek za każde "troszeczkę, tyćkę bardziej ale nie do końca" 🙂 Ja chwaliłam za często i za byle co przez co miałam konia, który nie uznawał za stosowne się wysilać. Teraz staram sie to zmieniać konsekwentnie i chwalę głosowo za dobrą drogę ale nagrodę w pełni daję za naprawdę serio wysiłek. I efekt jest piorunujący 😀 Może to być niezbyt wymagające ćwiczenie ale wykonane w 101% i jesteś koniu mistrzem świata  😍
dea dziękuję za wyjaśnienie  :kwiatek:
Milenka_falbana
Dzieki za obszerne wyjaśnienie. Ja specjalnie wczoraj wlaczylam sobie film, z jednego mojego treningu , na moim prywatnym koniu. I faktem bylo ze dziewczyna na to , ze mam tone na rece odpowiedziala to samo co Tobie Zagers i robilismy pierdyliard przejsc i zmian. W efekcie potem i tak nigdy nie mialam tego konia na fajnym kontakcie i nie potrafilam zrozumiec, jak mozna cokolwiek sensownego zrobic, majac takie a nie inne odczucia na rece.
Jak zaczelam jezdzic w DE to tez nie wiedzialam tak do konca, jak mam nauczyc mlodego konia akceptacji wedzidla, lekkosci na kontakcie i jakim cudem mam spowodowac zeby kon byl prosty. Dopiero jak zaczelam jezdzic w sposob jaki opisujesz, duzo rzeczy zrobilo sie latwych.
I moj obecny trener w sumie caly czas mowi, ze najpierw mam  spowodowac zeby kon byl luzny w potylicy wlasnie, potem robimy jakiekolwiek elementy. Nie da sie moim zdaniem zrobic dobrych przejsc , wolty na prostym koniu itp, jak ma sie konia ciezkiego, nieprzyjemnego. Nie wiem jakiego slowa uzyc w polskiej wersji, ale zawsze mi trener powtarza "play more on the reins" . I w momencie kiedy slysze "play" wiem ze juz sie spoznilam z pobawieniem sie wedzidlem, ze na 99% wewnetrzna wodza przytrzymala za mocno, byla zbyt bierna i spowodowala ze kon sie zaczal powoli na niej przywieszac. Ciagle mi mowintez, ze jesli wiemmze bede jakis element wykonywala, mam do temo momentu tak przepracowac konia, zeby byl lekki. Ze bezsensu jest robienie czegokolwiek, jesli czuje ciezar na rece.
Cala sztuka w zabawie wedzidlem polega na tym, zeby wyczuc kiedy ktora strona ma zadzialac mocniej, slabiej, wcale itp.
I o tyle o ile na poczatku nie wiedzialam kiedy jest ten dobry moment, a kiedy nie. I kiedy balam sie ze to jest zwykle jezdzenie na lapie, tak teraz juz czuje kiedy kon dobrze sie porusza, kiedy uzywa grzbietu, kiedy faktycznie akceptuje kiełzno, a kiedy nie. Teraz wiem, ze jesli jade konia aktywnie dosiadem, to kwestia rozluzniania konia w potylicy i zabawa wedzidlem przynosza jedynie komfort obu stronom. I nigdy juz nie wrocilabym do innej wersji jezdzenia 😉

Jak chcesz pogadać na ten temat wiecej to zapraszam na PW.

Strzyga
Uwielbiam Emile Faurie. Plus pracy w mojej fabryce jest taki, ze mozna go czasami spotkac  😜 I dla Niego moglabym jezdzic dressage 😉 I Jego akcent bardzo lubie tez. A poza tym On jest super trenerem. I to co mowi no na filmach jest strasznie proste do zrozumienia, nawet dla kogos kto ujezdzenia nie jezdzi profesjonalnie.
Jakie ćwiczenia są dobre na poprawę impulsu?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
01 stycznia 2018 15:28
rosi, przejścia i zamiany tempa 😀

KaNie, powiedz następnym razem, ze ma fankę w Polsce 😀
KaNie, play on the reins "pobawić się",moja trener dokładnie tak do nas mówi 😉
milenka_falbana, często stosujemy elementy stylu francuskiego D'orgeix wtedy, kiedy szczególnie młode konie próbują  opadać na przód, łapać za rękę i usztywniać się w potylicy. Szybko łapią, o co chodzi, puszczają potylicę, przenoszą ciężar na zad i szybciej reagują na działanie ręki.
Właśnie mam problem z moją młodą kobyłą jeżdżoną wcześniej na mocnym kontakcie i pełnym zamknięciu w pomocach. Koń pędzący elektryczny kompletnie nie umie się odnaleźć na lekkim kontakcie, nie ma własnej równowagi rozpada się i pędzi. Ma tendencję do rolowania i caplowania. Ciągle się rozprasza ciężko ją skupić na robocie. Koń najchętniej byłby nad wędzidłem a praca i czekanie z "bierną" ręką na przyjście do wędzidła nic nie daje. Przy mocniejszym zamknięciu ręki odpuszcza w potylicy po czym przy lekkim oddaniu wodzy znów zadziera głowę. Staram się zachęcić ją właśnie taką zabawą wędzidłem  do odpuszczania i rozluźniania ale ciężko to idzie. Dopiero pod koniec jazdy trochę się rozluźnia. Siodło sprawdzone, masowana regularnie plecy sprawdzane zęby też. W stępie trochę śpieszy ale już fajnie się równoważy i odpuszcza a galopie też jest jej łatwiej, ale kłus to czasem tragedia. Bawię się już z nią cztery miesiące równowaga się nam poprawiła widać to zwłaszcza przy pracy z ziemi ale bywają dni większego pobudzenia i wtedy hulaj dusza piekła nie ma.
ewelin_n
Bedzie ciężko żeby Ci ktoś pomógł przez internet. Sprowadz sobie kogoś kto zobaczy skąd sie bierze problem i znajdzie pomysł na rozwiązanie  :kwiatek:
KaNie
Trenerkę mam na miejscu i dojazdowo Daria Kobiernik ale ciężko ją złapać. Kobyłę widziała, wsiadła i kazała zwolnić, uspokoić i popracować nad rozluźnieniem. Cudownych rad raczej nie dostanę - praca, praca i cierpliwość. Właśnie czekamy na następne konsultacje.
Pewne rzeczy jednak trzeba przepracować samemu. Trener nie powie teraz odpuść, teraz przytrzymaj teraz łydka  😉 Szukam na nią jakiegoś klucza próbuję różnych rzeczy.
Poprzednia moja kobyła była bardzo jezdna i łatwa do ogarnięcia. Ostatnio dzierżawiony wałek typ do popędzania i rozjechania raczej walił się na rękę więc wystarczyło pilnować ruchu do przodu i lekkości kontaktu. Chyba jestem na etapie że książkowe jechanie od tyłu do przodu i czekanie z lekką ręką aż koń przyjdzie do ręki nie działa tak jakbym chciała, robię za dużo albo za mało...
Dziewczyny, nie uciekajcie na pw, bo to świetne rozważania i zdecydowanie za mało takich na rv w ostatnich czasach 😉 Prooooszę!

Moim zdaniem temat dość trudny, bo znowu wszystko rozbija się o świadomość i intuicję jeździecką. Myślę, że nie można kategorycznie opowiedzieć się po jednej ze stron, tylko - jak zwykle - dopasować metodę do danego konia, a nawet do pary koń-jeździec. Jako instruktor najczęściej tłumaczę to tak, że obieg pomocy należy domknąć. To znaczy, że jeśli nawet mówimy o rozluźnieniu konia w potylicy i stosujemy najprostsze ściągnięcie presji w momencie gdy koń opuszcza głowę - to przecież robimy to współdziałając wewnętrzną łydką, prawda? Czy robicie to całkowicie odrębnie od dosiadu i ręki?
Dziwiłoby mnie to, bo przecież działając najpierw dosiadem i łydką, potem ręką i współpracując z koniem na codzień powoli doprowadzamy do tego, że do rozluźnienia potylicy nie potrzeba ręki, albo potrzeba jej bardzo niewiele, bo koń rozpoznaje sygnał dosiadu i łydki do skrócenia się, podniesienia grzbietu i rozluźnienia w potylicy.
Wracając do teorii z "domknięciem obiegu pomocy", to staram się uczyć, że zawsze prosimy konia o cokolwiek w kolejności dosiad, łydka, ręka, i że tenże ruch rozpoczęty dosiadem należy zawsze domknąć działaniem ręki, tylko w różny sposób - w zależności od tego czego wymagamy od konia.

W Waszych rozważaniach na temat jazdy "od przodu" brakuje mi jasnego określenia co dzieje się wtedy z resztą pomocy? Nic? Bo ciężko mi w to uwierzyć 😉 A jeśli się coś dzieje, to nie jest to już jazda od przodu, prawda? Bo sygnał idzie od dosiadu i łydki przez zad do pyska, gdzie we're playing with reins 😉 Czy coś pomieszałam?
A możecie rozwinąć co jest pod pojęciem działania dosiadu? Bo w dyskusji jest podział na rękę, łydkę i dosiad. O jakie konkretnie działanie dosiadu chodzi? Ja zawsze jeżdżę zgodnie z zasadą, że na koniu musi działań gaz i hamulec. Czyli połączenie działania łydki i ręki. Ogólnie nie wyobrażam sobie jak nauczyć konia samoniesienia bez użycia ręki, która powinna dawać sygnał do pozostania w ramie i rozluźniać potylicę.
ATEA
Kurde, ja nie lubie tak dyskutować, bo raz ze mam problem z wyslowieniem sie jesli pisze, a dwa jak siedze na koniu, to wiele rzeczy przychodzi naturalnie, automatycznie. To samo jesli prowadze komus trening. Lubie wsiasc, zeby wiedziec co trzeba przepracowac, co w danej chwili nie dziala, bo bardzo czesto jezdaiec nie potrafi np okreslic co czuje na wodzy, uwaza ze aktywnie uzywa dosiadu i lydki, a nie uzywa go wcale itp. "Na sucho" zwykle ciezko osiagnac cos pozytywnego.

Jesli rozluzniam konia w potylicy, to oczywiste jest ze dojezdzam go w tym czasie lydka do reki. Lydka i dosiad dzialaja aktywujaco, kon ma isc na przod, w przeciwnym wypadku sie usztywni/zamuli/zatrzyma sie. Reka działa w momencie kiedy czuje ciezksc na wodzy itp. Tak jak tulipan napisala

Ogólnie nie wyobrażam sobie jak nauczyć konia samoniesienia bez użycia ręki, która powinna dawać sygnał do pozostania w ramie i rozluźniać

Nie chce pisac dokladnie co w danym momencie robi lydka/dosiad, w przypadku kiedy cos robi reka, bo to jest kwestia momentu/potrzeby i moglabym o tym mowic jedynie w momencie kiedy siedzialabym na Twoim koniu 😉 Moze ktos inny ma dar do opisywania takich rzeczy.
No więc właśnie o to mi chodzi 🙂

Wobec tego moim zdaniem nie jest to jeżdżenie konia od przodu, bo jednak najpierw działamy na tył, żeby zareagował przód.

tulipan Dokładnie. Nauka samoniesienia i pozostania w ramie musi się odbywać przy udziale ręki, bo to nauka. Później możemy wymagać, a właściwie dzieje się "to samo", że koń nie potrzebuje wsparcia ręki, tylko właśnie sam się niesie. Choć tu teoretyzuję, bo za mały żuczek ujeżdżeniowo na to jestem. Tu w założeniu, że wszystko się idealnie kształtuje i układa, a przecież prawie zawsze pewna korekta jest potrzebna.

Jeśli chodzi o działanie dosiadu to ja to rozumiem tak, że znowu zależy czego wymagamy. Inaczej działa dosiad by konia skrócić, czy zahamować, a inaczej by poszerzyć wykrok, ale zawsze jakieś działanie dosiadu jest.
ewelin_n czytając Twój post przyszło mi do głowy kilka pomysłów, które bym na Twoim miejscu sprawdziła, przy czym osobiście zajęłabym się w pierwszej kolejności pracą nad równym rytmem i odpowiedziami na pomoce, a nie samym kontaktem. Oczywiście trudno doradzać w Internetach, nie znając na żywo Waszego przypadku, więc część propozycji może być zupełnie nietrafiona, ale może coś Ci się przyda 🙂

- warto zastanowić się czy jeżdżąc na niej sama się nie napinasz i nie stresujesz, bo z góry zakładasz że będzie lecieć, usztywniać się, uciekać itp... ? Często na takie gorące głowy bardzo duży wpływ ma nasze zachowanie - im bardziej nakręcający się koń, tym większy spokój powinien zachować jeździec. Możesz np. zrobić sobie takie ćwiczenie, że zamiast skupiać się na rozluźnieniu i zwolnieniu konia, skupiasz się tylko na swoim głębokim i spokojnym oddychaniu, albo możesz nucić sobie ulubioną piosenkę - wszystko co pozwoli Ci się wyciszyć. Panowanie nad swoimi emocjami pomogło mi na każdym gorącym koniu z którym pracowałam 🙂

- jeżdżąc zastanów się w którym miejscu miejscu znajduje się Wasz środek ciężkości - jeśli zlokalizujesz go mocno na przodzie, staraj się przenieść swoim dosiadem ten środek ciężkości bardziej na zad. No i tu przydałby się trener który już wytłumaczy jak można to zrobić, to to baaardzo obszerny temat i nie podejmuję się tłumaczenia via net 🙂

- Możesz spróbować wyznaczyć sobie cele na dany trening, które wiesz że będą łatwo osiągalne dla Ciebie i Twojego konia. Chodzi o to, aby pokazać jej że jazda może być łatwa i przyjemna i za dobrze wykonane ćwiczenie dostanie nagrodę w postaci końca treningu. Np. wyznaczasz sobie, że na jednym treningu skupiasz się na przejściach stęp - kłus - stęp ; zatrzymanie - kłus - zatrzymanie - jeśli zrobiliście je prawidłowo dwa razy, pochwal ją i skończ trening. Myślę że to szczególnie ważne w pracy z młodymi końmi, aby sesje były krótkie i bardzo czytelne dla konia, dzięki temu nabiera on zaufania do jeźdźca i z czasem sam pokazuje że jest gotowy na więcej.

- sprawdź na lonży jaki jest naturalny rytm Twojego konia w kłusie - taki kiedy idzie równym tempem w równowadze i rozluźnieniu. Potem spróbuj dążyć do takiego tempa na jeździe.

- Pomocna może być też praca na mnóstwie przejść w ramach kłusa - dodanie na kilka kroków i skrócenie na kilka, potem dodanie itd... Tak aby kobyłka zainteresowała się pracą i czekała na Twój sygnał. Podsyłam link do kliniki z Edwardem Galem żeby pokazać o co mi chodzi 🙂


Tak jak napisałaś - każdy koń ma swój klucz który trzeba znaleźć, więc trzymam za Was kciuki 🙂
Kottex
Właśnie jak jeżdżę sama na luzaku i skupiam się na swoim dosiadzie to kobył od razu łatwiej się rozluźnia. Właśnie przez ostatnie miesiące skupiamy się na rytmie, ale koń na lonży łatwiej się odnajduje w żywym tempie. Problem z przeniesieniem ciężaru na tył jest taki że powoduje to efekt wystrzelenia konia do przodu. Dopiero teraz dosiad remontowy mogę częściej zmieniać na wyprostowany bez efektu wystrzelenia rakiety.
Ale w przyszły czwartek przyjeżdża Daria więc na pewno dostanę nowe wskazówki i zadanie domowe. Przejścia między chodami kobyłę gotują, zaczyna się caplowanie i nakręcanie się. Bardziej skupiam się nad przejściami w ramach chodu czyli zwalnianie i dodawanie delikatne gazu i znów wolniej.
No więc właśnie o to mi chodzi 🙂

Wobec tego moim zdaniem nie jest to jeżdżenie konia od przodu, bo jednak najpierw działamy na tył, żeby zareagował przód.



No tylko ze u Milenki wersja jest taka, ze zanim odkryla to o czym mowimy, jezdzila z reka ktora nic nie robila zeby taki luz utrzymac. Jezdzila lydka i dosiadem i czekala na moment kiedy kon sam z czasem stanie sie luzny. Ja rgo ofc nie neguje, ale nie potrafie sobie wyobrazic dyskomfortu podczas jazdy, ktorego ja nieakceptuje. Jak jezdze to nie lubie sie meczyc. Wole zeby sie kon meczyl  😂 😉
Bo to jest jedyne właściwe nastawienie. Trzeba być leniwym jeźdźcem i powodować koniem używając do tego jak najmniej siły i energii  😉
Uhm. Tylko ile potu trzeba wylać, żeby było tak miło! 😀

Tu (nie tylko tu) pojawia się taki generalny błąd. Myślimy "co mam zrobić, żeby...".
O nas samych myślimy. A to nie tak, bo kluczowy dla sprawy jest koń.
Od konia zależy absolutnie wszystko. To koń jest w ruchu, to koń niesie nas na grzbiecie.
My się możemy jedynie podłączyć i coś tam modyfikować, niejako przy okazji.
Jest takie cudne obiegowe hasło: "włączyć się w ruch konia" i chyba Nikt go nie rozumie, bo wydaje się takie o niczym,
i nie sposób wyjaśnić na czym to dokładnie polega.
A to jest koan. Jak ktoś nie wie co to, to są google.

Jest takie ćwiczenie psychologiczne: wyobraź sobie, że twoje życie to woda  - i opisz to jak najdokładniej.
Z końmi jest bardzo, bardzo podobnie.
Podobno najzdrowsze wyobrażenie życia - że się płynie z miłym prądem czystej wody.
Podobnie z końmi. A wcale nie jest prosto do tego dojść. Że z koniem NIC nie da się zrobić.
Koniowi można jedynie proponować ramy do ruchu, do ekspresji. Można konia wyćwiczyć fizycznie i mentalnie, rozwinąć do pełni możliwości.
Ale jedynie towarzysząc w jego własnym wysiłku, jego własnym ruchu.
To jest tak jak z dziećmi. Nie da się dobrze wychować dzieci - ale sp*ć to już łatwo.

Wszystko, o czym tu mówimy, da się zrozumieć tylko wtedy, gdy o jeździectwie myśli się jako o rodzaju surfingu.
Uhm. Tylko ile potu trzeba wylać, żeby było tak miło! 😀


Nikt nie mówił, że będzie lekko  😉 Zwłaszcza jak się trafi na konia, który prowokuje do nadmiernego działania.
Wiecie ze ja sie troche boje zawsze pisać o tym, ze jakkolwiek dziala sie ręką w trakcie jazdy? Boje sie bo wiem, ze czesto ludzie to interpretuja tak, ze gmeranie w ryju jest dozwolone, ze tak się robi, bo na forum tak pisali... . Boje sie potem dzieciakow, ktore robia w pysku masakre, a potem strzelaja sobie foty na przeganaszowanych koniach.
Tak samo jak nie pisze tutaj o uzywaniu niektorych wedzidel, patentow i nie polecam wirtualnie sposobow na niektore konskie odpały.
Mam wrazenie, ze kwestia wyczucia kiedy, jak uzyc wedzidla, kiedy odpuscic, kiedy uzyc mocno to jest już kwestia faktycznego jezdzenia wiecej, bardziej swiadome, z kimś z ziemi. Że jest to jedna z trudniejszych rzeczy do nauczenia sie, bo tu w gre wchodzi duzo wyczucia i swiadomosci swojego i końskiego ciała.

Tak jak halo napisała:

Wszystko, o czym tu mówimy, da się zrozumieć tylko wtedy, gdy o jeździectwie myśli się jako o rodzaju surfingu.

I ten luz w potylicy, w pysku, szyji jest szalenie wazny w treningu, ale nie jest to kwestia ustawienia samej glowy konia w pozycji ktora ładnie wyglada. To wspolgranie reki, lydki, dosiadu po to zeby konsekwencja rozluznienia tej nieszczesnej potylicy, bylo rozluznienie całego ciała konia.

Tulipan

Nikt nie mówił, że będzie lekko  wink Zwłaszcza jak się trafi na konia, który prowokuje do nadmiernego działania.

Ale zawsze lepiej jezdzic konia, ktorego potrafimy rozluznic i mamy nawet krotkie momenty kiedy jest przyjemnie, niż jezdzić na cieżkim, sztywnym koniu i pozostawać w zwiazku z tym biernie. Chyba wolalabym nie jezdzic konno (albo tylko w teren ), gdybym miala sie meczyc w taki sposob  😁
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 stycznia 2018 08:41
To ja dorzucę tylko mega słowa ze wstępu do książki „Anatomia funkcjonalna konia sportowego”, mam nadzieje, ze bedzie ok, bo jestem na telefonie
klik
Tulipan

Nikt nie mówił, że będzie lekko  wink Zwłaszcza jak się trafi na konia, który prowokuje do nadmiernego działania.

Ale zawsze lepiej jezdzic konia, ktorego potrafimy rozluznic i mamy nawet krotkie momenty kiedy jest przyjemnie, niż jezdzić na cieżkim, sztywnym koniu i pozostawać w zwiazku z tym biernie. Chyba wolalabym nie jezdzic konno (albo tylko w teren ), gdybym miala sie meczyc w taki sposob  😁



Z takim koniem trzeba się po prostu pilnować. Bo wielokrotnie łatwiej go przecisnąć, niż czekać aż sam wykaże się inicjatywą  😉 Ale za to potem jaka jest satysfakcja, jak z ciężkiego kloca zrobi się miły i przepuszczalny konik  😀 A W przypadku tego typu konia można sobie między bajki wsadzić jechanie na samym gazie bez użycia ręki. Z każdą łydką na ręce pojawia się kilogram więcej i można czekać aż odpuści sam, tylko pytanie czy życia wystarczy.

Ja nie jestem za mocna w teoretycznych dyskusjach. Czasami jak prowadzę komuś jazdę to wolę wsiąść i sama uporać się z problemem.
Tulipan
O ja tez wole wsiasc i sama przerobic jakis problem, albo chociaz poczuc o co chodzi. Najwiekszy problem mam jak z ziemi konik ladnie wyglada, a jezdziec sie wstydzi powiedziec ze ma pierdyliard kilogramow na rece 😉
Ja ogolnie lubie prowadzic treningi, kiedy do rozwiazania jest ten problem akurat. Lubie widziec mine jezdzca, jak koń zaczyna byc przepuszczalny 😉 Niestety moj niemiecki za slaby, zeby tu robic cos z ludzmi 😉
halo Bardzo piękne i trafne porównanie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się