Sprawy sercowe...

Plackowata, - tak brutalnie, zazwyczaj jak się zaczyna myśleć o rozstaniu, to w końcu i tak to następuje i jest to znak, że nie jest dobrze i czas najwyższy coś zrobić. U mnie też było "w sumie nieźle" (czy może "ch... ale stabilnie", jak teraz na to patrzę), raz była kłótnia, raz było super, huśtawka, co się pokłóciliśmy, to zawsze jakoś byłam ugłaskana. Długo dojrzewałam do wcześniejszego skończenia związku, aż podjęłam decyzję ostateczną w chwilę - poszły trzy słowa za dużo, no i stwierdziłam, że się wyprowadzam. Teraz, w tej chwili, po czym zaczęłam się pakować i w dwa dni mnie nie było - a mieszkałam tam dwa lata. Wróciłam do mamusi 😡 Nie było łatwo, ale dwa tygodnie później stwierdziłam, że to była najlepsza decyzja mojego życia 😉 I w sumie żałuję, że nie zdecydowałam się na to dużo wcześniej.
I najbardziej mnie właśnie wkurzał brak partnera do dyskusji, żeby jakoś ogarnąć bałagan, zrobić coś. Miałam wrażenie, że gadam do siebie, zamiast słuchać się wzajemnie, to dostawałam kontre bez żadnej analizy tego co mówię. Byleby wygrać kłótnie, zamiast się dogadać.
Obecnie jestem od ponad roku w związku, co do którego mam 0 wątpliwości. Zero, null, nic. Zaraz stuknie pół roku mieszkania razem i jest cudownie. Nie ma kłótni (bywają cięższe rozmowy co najwyżej), nie ma stresu, jest dużo komfortu psychicznego. Jest czas dla siebie nawzajem i dla siebie samych, jest miejsce na samorealizacje, pasje, ale jest też wzajemne wsparcie. Jest wzajemny szacunek, szczerość, dużo rozmów, wspólne poglądy - ale też różnice zdań, które są respektowane i brane pod uwagę. Z początku co chwilę myślałam, gdzie jest haczyk, bo coś za dobrze 😁 Po prostu się chyba jednak da 😉

Gillian, - super! Ja mam podobnie, wczoraj mi się kuchnia posprzątała po pierniczkach 😎 Czuje święta pierwszy raz od kilku lat, w zasadzie od dobrego miesiąca czułam, że będą mega fajne 🙂

Gillian bardzo się cieszę  😍  tak miało być właśnie  🙂
Mój TŻ wychodzi z moim psem, sprząta, właśnie kupił Nam telewizor i od połowy stycznia mieszkamy oficjalnie razem  😅
Uwielbia moje zwierzaki, nie ma problemu ze zrobieniem sobie kanapki i z pozmywaniem po sobie, jak wracam po 21 to czeka już herbatka... Można!  😍
Kobitki! Ma któraś moze ukochanego ktory za chlebem wyjezdza za granice ? Jak sobie z tym radzicie?
Moj raz juz wyjechal, 3 tyg we Francji - w tym czasie ja wariowalam z tesknoty, nudy i zmartwien. Teraz szykuje mu sie Norwegia. 6 tyg na wyjeździe, 2 tutaj. Wyjezdza za 2 tyg a ja juz nie moge spac  🤔wirek: 😕
Mellsii22, Mój wyjechał na 3 miesiące. Wrócił, bo oboje tęskniliśmy, choć myślę, że pół roku byśmy wytrzymali, dałoby radę. Tylko ja wtedy jeszcze mieszkałam z rodzicami, teraz jak mieszkamy razem to myślę, że byłoby dużo gorzej. Wracanie do pustego mieszkania nawet jak mamy inaczej zmiany w pracy jest czasem dołujące... Cóż poradzić, trzeba przetrwać, mieć dużo zajęć, widywać się ze znajomymi i rodziną, jeździć do stajni, chodzić do kina 😉 Są tu osoby mieszkające na odległość dużo dłużej niż kilka tyg 🙂
Mellsii22, żyłam tak 1.5 roku. Radziliśmy sobie tak, że musieliśmy sie widzieć co dwa, max 3 tygodnie, bo inaczej dostawałam kota. No i fajnie jest jednak mieć jakąś określoną datę, do której to potrwa... i cały czas odliczać. W jaki rejon Norwegi wyjeżdża Twój? Ja polowałam na tanie bilety, z Gdańska do Stavanger dawało radę wyrwać nawet za 78zł (bez bagażu). Latałam w sobotę rano, wracałam w niedzielę po południu, więc mieliśmy nieco ponad 24h razem, ale warto było.
Pozwólcie, że się wyflaczę, bo nie mam nikogo. Rodziców nie chce straszyć, bo jestem razem z chłopakiem na emigracji, przyjaciółki już nie chcą słuchać a ja czuje, że muszę gdzieś wylać to wszystko bo się w tym sama utopię niedługo.
Po krótce: ja 21 lat, on francuz, 28 lat. Poznaliśmy się przez tindera, w Polsce, w kwietniu 2017, początkowo miała być to niezobowiązująca relacja ale z czasem pojawiło się uczucie. Od początku  było burzliwie, on zmaga się z depresją wywołaną nadużywaniem trawki, ja jestem okrutnie niestabilna emocjonalnie. Przed każdą większą decyzją musiała wydarzyć się dramatyczna sytuacja, kłótnia, obwinianie się nawzajem ale zawsze wychodziliśmy z tego silniejsi. Po pół roku znajomości ja pojechałam za nim do Francji, teraz jesteśmy w Anglii. Podobnie jak opisywała swój związek Plackowata, raz na wozie, raz pod wozem. Miłość i nienawiść. Dużo sobie wzajemnie zawdzięczamy, ja wyciągnęłam go z depresji i myśli samobójczych, on pokazał mi, że mogę sama decydować o swoim życiu i podróżować, mimo sprzeciwu rodziny. Ostatnio jednak coraz częściej się kłócimy, coraz częściej grozimy wzajemnie rozstaniem. On potrafi być naprawdę okrutny w słowach, potrafi szantażować mnie, gdy nie mam ochoty na seks. Robimy to średnio 2 razy dziennie,lecz gdy czasem mam gorszy dzień i mu odmawiam potrafi grozić mi, że znajdzie sobie inną itd. Moja samoocena spadła poniżej zera, od wysłuchiwania krytyki typu ,,masz szczęście, że jestem taki miły, inny facet dawno by cie zostawił albo uderzył", "naprawdę ciężko cie kochać", ''udajesz, że jesteś mądra ale jesteś idiotką", "jedyne co potrafisz robić, to płakać". Wiem, jak destrukcyjny wpływ ma na mnie ten związek, mimo przeprosin i dobrych chwil wiem, że to nie ma prawa bytu ale utknęłam. Póki co mamy wspólny budżet, wynajmujemy razem pokój i minie co najmniej miesiąc zanim będę miała szansę się uwolnić. Nie chce prosić rodziny o pomoc ani wracać do kraju, wolność bardzo mi smakuje. Prawda jest też taka, że boje się zostać sama. To pierwszy raz kiedy całkowicie uwolniłam się od rodziców, sama na siebie zarabiam, we dwójkę jest po prostu łatwiej. Ale nadzieja jest na horyzoncie, znalazłam ofertę pracy w stajni niedaleko stąd, z zakwaterowaniem, wszystko wygląda dobrze, za tydzień jadę na 2 dni zobaczyć jak tam jest a zacząć będę mogła na początku lutego.

Najgorsze jest to uczucie, gdy ktoś, kto miał Cię kochać i wspierać przechodzi obojętnie koło twojego bólu lub otwarcie z Ciebie szydzi, gdy płaczesz.
ale w sumie, czego oczekujesz?
Doskonale wiesz, że to bagno i sielanki nie będzie.
Wiej póki nie zaszło zbyt daleko.
nika77 Niczego, musiałam to gdzieś wyrzygać w końcu.
paskudna sprawa. Zwiewaj. Przykro mi 🙁
Miłka,, wiewaj I nie mów dokąd, zmień nr telefonu. A póki co zabezpieczaj się jak tylko możesz żeby nie wpaść. Współczuję..
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
01 stycznia 2018 20:46
Miłka,
nie będę oryginalna: spierniczaj najszybciej jak się da!
I czasem nie oglądaj się za siebie!
Dobrze, że mi kładziecie do głowy. To będzie ciężka decyzja, zwłaszcza, jak chwilowo jest dobrze i wraca nadzieja.  🤬
Mam nadzieje, że ta praca wypali i będzie moim azylem.
Miłka
Ja ponad rok temu zakończyłam 5 letni związek, który wyglądał tak jak ten, który opisujesz.
Uciekaj kochana, nie zwlekaj.
Będziesz szczęśliwa.
Kobitki! Ma któraś moze ukochanego ktory za chlebem wyjezdza za granice ? Jak sobie z tym radzicie?
Jakoś sobie radzimy. Od 9 lat.
(Niesamowite, że wtedy też ostatni raz się widziałyśmy, jak jeszcze byłaś dzieckiem, a teraz jesteś kobietą 😉)
To są ciężkie próby dla związku, ale jak się kogoś bezwarunkowo kocha, to wszystko się da.
Tydzień rozłąki to jeszcze luzik, dwa da się przeżyć, trzy już gorzej. Jeszcze zależy ile jest przerwy pomiędzy wyjazdami.
W takich krótszych rozłąkach, lub jeśli są to tylko jednorazowe wyjazdy, można się nawet dopatrywać korzyści, bo w pewnym sensie fajnie się stęsknić i potem strasznie cieszyć z powrotu.
Ale dłuższe i częstsze zdecydowanie są niefajne i nie polecam. 😉
Niestety, czasem nie ma wyjścia.
smartini   fb & insta: dokłaczone
02 stycznia 2018 09:19
Miłka, pakuj manatki i uciekaj. Teraz straszy że uderzy a potem to zrobi. Albo zignoruje Twój 'gorszy dzień' i odmowę. Samej będzie Ci lepiej niż z taką patologią, także jeśli tylko dostaniesz tą pracę to zwiewaj i nie mów dokąd.
[quote author=Miłka link=topic=148.msg2743977#msg2743977 date=1514834507]
od wysłuchiwania krytyki typu ,,masz szczęście, że jestem taki miły, inny facet dawno by cie zostawił albo uderzył", "naprawdę ciężko cie kochać", ''udajesz, że jesteś mądra ale jesteś idiotką", "jedyne co potrafisz robić, to płakać".
[/quote]
Żaden facet nie ma prawa nigdy tak ci powiedzieć! Wiej póki możesz, bo będzie tylko gorzej. Trzymam kciuki za prace w stajni, będziesz miała dach nad głowę i troche pieniędzy do przeżycia. Będziesz samodzielna. A jego kopnij w... nie powiem już w co i niekoniecznie mówie tu o tyłku  🤣
A jego kopnij w... nie powiem już w co i niekoniecznie mówie tu o tyłku  🤣


Jak nie w tyłek, to w przodek.  😉
Już mu nawet powiedziałam, że to koniec.  Sam stwierdził, że mam racje ale z drugiej strony oboje płaczemy jak bobry. Taka chora relacja, cieszę się, że tu to opisałam bo jak słucham tej krytyki i jej nie weryfikuje gdzieś indziej to po jakimś czasie zaczynam wierzyć, że może faktycznie coś ze mną nie tak.
Kopnąć dziada w przodek?  🤣
.
Miłka, - kop solidnie! Przejdzie Ci, jak odetchniesz, to poczujesz jak dobra to była decyzja. Ja osobiście też polecam poczytać www.wyrwanezkontekstu.pl/relacje/szacunek-w-zwiazku/, super cykl artykułów napisanych w luźnym tonie.

I warto sobie wbić do głowy, że nikt, absolutnie nikt nie ma prawa Cię poniżać, niezależnie od sytuacji. I że życie przynosi tyle syfu, że partnerzy w związku nie powinni go już sobie wzajemnie dokładać.
Jak nie w tyłek, to w przodek.  😉

Ładnie ujęte  👍
Miłka, piszę jako świeża rozwódka po 12 latach związku.... W nogi... Wiem, łatwo mówić. I wiem o co Ci chodzi (to doświadczenie akurat nie z byłym mężem), są takie relacje, gdzie jest ogromne uczucie, a mimo (lub właśnie dlatego) wyglądają tak jak mówisz. To kwestia interferencji dwóch bardzo specyficznych osobowości. Ja bym powiedziała, że tak się dzieje kiedy spotykają się dwie osoby ogromnie spragnione miłości i poczucia akceptacji/wsparcia. Wytwarza się wtedy uczucie, które jest trochę bezosobowe (to się wie później). Nazwala bym to kochaniem miłości, a nie tej drugiej osoby. Ale ja już starawa jestem... inaczej się wtedy patrzy na niektóre rzeczy. Co więcej, taką relację trudniej skończyć. Na pewno trzeba, ale to wymaga ogromnej siły. I nawet egoizm (ten dobrze rozumiany- troska o siebie) w tym nie pomoże, bo w środku, chce się to przetrwać i zachować. Trzeba na siłę zachować się racjonalnie. Zranić siebie i jego. Minie jakiś czas (pewnie długi) i zobaczysz, że to była dobra decyzja. Jedno pewne na 100%, to się nie zmieni i przy największych kompromisach z samą sobą nigdy takiego traktowania nie zaakceptujesz. W Twojej sytuacji praca z mieszkaniem- idealna na samodzielny rozruch. Czasem trzeba się rozejść rycząc i się przytulając, pożegnać, życzyć szczęścia... i tyle. Nie nastrajaj się "wojennie" bo to huśtawka. Wystarczy dobry gest i wydaje się wtedy, że może jednak.... Podejmij decyzję poza emocjami, racjonalną i na pewno dobrą, odchodząc nie musisz nienawidzić, można odejść kochając, tylko akceptując głupią i prostą prawdę, że nie każda miłość jest dobra. I nie próbuj wracać, bo tylko drugi raz będziesz przechodzić przez katorgę emocji, a koniec końców i tak odejdziesz. Lepiej wcześniej. Straconych dni, a nawet godzin później nie da się odzyskać... Trzymaj się🙂
No własnie-odejść kochając nadal. Ciężko i boli.Znam to z autopsji.
desire   Druhu nieoceniony...
14 stycznia 2018 08:55
Bea1, a Ty  jak sie trzymasz? Mam nadzieje, że jest już choć ciut lepiej..  :przytul:
Niestety, czasem nie ma wyjścia.

W moim poprzednim związku zdarzały się przymusowe wyjazdy K na kilka tygodni i zawsze bardzo tęskniłam. Miałam nadzieję, że zaczynając coś nowego, nie trafię znowu na koniecznonśc dłużej rozłąki, a już na pewno liczyłam na to, że nowy związek nie zacznie się od wyjazdów...

Jak pewnie część z Was pamięta, trzy miesiące przed przeprowadzką do Pragi zaczęłam gadać z pewnym panem Czechem przez internet. Odkąd się przeprowadziłam jesteśmy niemal nierozłączni. Jest naprawdę idealnie, świetnie się rozumiemy, wspaniale spędza nam się czas, oboje jesteśmy szczęśliwi. W weekend byłam w jego rodzinnych stronach i nawet poznałam jego mamę, co było trochę wyzwaniem biorąc pod uwagę moje raczkujące jeszcze umiejętności językowe (a czeska mama angielskiego nie zna). Ale wszystko co dobre... Pan Czech jest żołnieżem i dokładnie za 12 dni wyjeżdża na pół roku na misję. Tak sobie myślę, że gdyby taki wyjazd wypadł np. po roku związku, byłoby łatwiej przetrzymać, ale po mięsiącu? Niby oboje wiedzieliśmy od samego początku, że ta misja niedługo nadejdzie, ale i tak w to weszliśmy i wpadliśmy po uszy. Ale krążą mi po głowie myśli 'a co jeżeli'... Jestem gotowa poczekać, wiem że będzie warto, ale też będzie ciężko. Czech też liczy na to, że po powrocie będziemy kontynuować dalej to, co zaczęliśmy. Wydaje mi się, że oboje odnaleźliśmy w sobie to, czego szukaliśmy u drugiego człowieka, a czego w poprzednich związkach nam brakowało - zdaje sobie jednak sprawę, że po pierwszym miesiącu różowe okulary mają grube szkiełka i nie da się przewidzieć, co się kryje dalej. Czy ktoś ma doświadczenia w rozłące na samym początku? Jak sobie z tym radzić? Czy to ma szansę się udać?
fin, ja kiedyś weszłam w związek w czerwcu a chłopak od 1.07 dostał powołanie na rok do wojska. Daliśmy radę do przetrwać, rozwaliło się kilka lat później. Wg mnie warto czekać jeśli facet tego wart, a kilka miesięcy szybko zleci.
Fin, a dokad na misje jedzie?
Ja mojego poznalam podczas gdy on byl na misji ONZ, w marcu wracal do Argentyny a w listopadzie juz mialam spakowane moje cale zycie i lecialam do Buenos Aires  😉 Bardzo szybko mija.

Jak chcesz wal na pw!
Fin, u nas tak bylo, ze po pol roku od poznania sie W pojechal na Erasmusa. Widzisz jak to sie skonczylo - slub, dwójka dzieci... tak wiec uwazaj 😉
Fin, jakkolwiek bezdusznie to zabrzmi, masz niewiele do stracenia w tej sytuacji. Relacja jest jeszcze bardzo młoda, zostaliście postawieni przed faktem dokonanym, on musi wyjechać. Jak widać z doświadczeń innych dziewczyn, szanse są spore, że wróci i dalej będzie malinowo. Trzymam kciuki 🙂
fin mądrości z internetów mówią, żeby nie rezygnować z marzeń, do których realizacji potrzeby jest czas, bo czas i tak upłynie. 🙂
Wiesz jak mówią, rok nie wyrok, a pół roku to już w ogóle. Są telefony, Skajpaje 😉 dacie radę
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się