Koniec z jeździectwem?

Dziewczyny, jak ja was rozumiem!!!
To o czym piszecie, jest jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałam się sprzedać jednak mojego konia obecnej dzierżawczyni. Kiedyś jakieś aspiracje na sport miałam. Do teraz niby czasem jeszcze mnie kusi. Ale tak naprawdę, im jestem starsza, tym bardziej chciała bym po prostu pojechać sobie w teren bez stresu i walki o przetrwanie. I coraz bardziej marzy mi się spokojny tuptuś, na którym można się po prostu zrelaksować. A nie oszukując się, mój koń nigdy nie będzie spokojnym tuptusiem. To zawsze będzie koń wymagający umiejętności, zdecydowania, regularnego treningu. Mnie brakowało czasu, umiejętności i pieniędzy na trenera.
Bardzo trudno było mi podjąć tą decyzję. Przez ostatnie pół roku, podejmowałam ją i rezygnowałam. Ale kiedy już ostatecznie poinformowałam dziewczynę u której jest, że zdecydowałam się na sprzedaż, jest mi jakby trochę lżej. Tylko nie oglądam wspólnych zdjęć, bo wtedy zaczynam wątpić i mi żal 😉 Ale wiem, że to mądra decyzja. Będzie mu tam dobrze, a ja zawsze będę mogła do odwiedzić.
Nie zamierzam rezygnować z jeździectwa. Jak się rozwinie pozytywniej z obecną pracą, marzy mi się znalezienie jakiegoś ośrodka albo fajnego trenera i chociaż jeden trening w tygodniu. Jest co poprawiać i przyda się w końcu ktoś kto zwróci na to uwagę z dołu. Kolejnego własnego konia kiedyś nie wykluczam. Będę jednak szukać konia do takiej spokojnej, relaksacyjnej jazdy. Najwięcej frajdy i szczęścia przynosiło mi się zawsze spędzanie czasu z końmi. Wyczyszczenie, mizianie. Czasem nawet nie musiałam wsiadać. I tego mi bardzo brakuje.
breakawayy,  a ja pomiędzy Łodzią a Lublinem. Zadupie.
To ja się częściej spotkałam z ogłoszeniami w stylu "dzierżawa/współdzierżawa, ALE nie do sportu/do spacerów w teren, nie do skoków". Co obszar, to obyczaj. 😉
bera7

Jak lekarz mi da okejkę to się odezwę 🙂.

Z innych moich obserwacji to widzę że u nas jest właśnie nisza na konie w stylu angielskich COB jako koni do rekreacji i tuptania w teren. Też inna sprawa że widok osoby dorosłej na haflingerze czy fiordzie to u nas wywołuje dość mieszane odczucia. No bo jak to? Duży człek na małym koniku??? 🙂
Poszukujesz jeszcze czy już coś upatrzyłaś?  😉
maluda


Nic nie upatrzyłam. Czekam na kontrolę u lekarza i info czy mogę próbować już wsiadać czy jeszcze nie :/.
Mam nadzieję, że dostaniesz zielone światło i wszystko się dobrze ułoży!
asds, zapraszam.
a ja bym oddała konia do współdzierżawy na tereny i do jazdy rekreacyjnej, ale chyba nie umiem nikomu zaufać...
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
18 listopada 2017 23:48
Burza jednego mózgu  🙁
Do tej pory moim problemem był tylko stan zdrowia konia. Teraz jednak wygląda na to, że z jazdą konną muszę się na zawsze pożegnać, bo sama się sypię. I ortopedzi, i fizjo nie zostawiają żadnych złudzeń. Nie ogarniam, nie mogę tego jakoś przełknąć. Dlaczego piiip teraz, a nie 15-20 lat wcześniej? Albo dopiero za 20-30 lat?
asds   Life goes on...
19 listopada 2017 18:39
Alvika
Niestety- życie. Ja już się pogodziłam z odejściem od regularnej jazdy czy też posiadaniem konia (nie ma sensu to dla mnie, a brnąć bo się uparłam/zaparłam też po co).

Szczerze? Po 6 mc już nawet mnie jakoś zbytnio nie ciągnie. Inne rzeczy wyszły na plan pierwszy, a także zaczęłam poszerzać swoje horyzonty o nowe zainteresowania. 
Alvika, między przeciwwskazaniem a zabronieniem jest pewna różnica. Ja mam przeciwwskazania od wielu lat i jakoś się telepię na moich szkapach. Naprawdę jest tak źle u Ciebie? Napiszę ci tylko że utrącony wyrostek w kręgosłupie i cysta w rdzeniu kręgowym oraz rozwalenie biodra jakoś mnie nie zniechęciły, tak samo jak wada serca. Jak miałam przerwę w jeździectwie to padło mi ramię. Żaden fizjo mi tak dobrze nie pomógł na to ramię jak koń ...

Jedyny, którego słucham to ortopeda od wyczynu. On generalnie nie jest tak strachliwy jak jego koledzy. No ale on nawet nie wpadł na to, żeby mi jazdy konnej zabronić.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
19 listopada 2017 20:18
Alvika a twierdzą to lekarze, którzy wiedzą coś więcej o jeździe konnej i z czym to się je? Zaczęłam uczyć się jeździć dopiero, gdy miałam 29 lat, bo całe życie słyszałam, że absolutnie jeździć nie mogę, bo normalnie wózek inwalidzki. Mam rozszczep kręgosłupa. Zielone światło na jazdę dała mi ortopeda, która sama ma swoje 3 konie i powiedziała, że efekty tej formy aktywności będą dla mnie zaskakująco dobre. No i jeżdżę tak już 10 lat.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
20 listopada 2017 09:34
Najlepsza fizjo jaką spotkałam na swojej drodze - jest również hipoterapeutą z wieloletnim stażem.
Ortopedzi (u 2. byłam z ostatnimi zdjęciami): jeden to mąż czynnej koniary, o drugim nie wiem nic.

Zakaz - kategoryczny - jazdy konnej mam on neurologa od prawie 14 lat (pourazowa niewydolność kręgowo-podstawna), odpuściłam starty, ale dalej jeździłam regularnie. Spauzowałam w drugiej ciąży ze względu na powikłania, wróciłam do regularnej jazdy rok po porodzie i praktycznie od razu uszkodziłam ACL. Od tamtej pory wsiadałam już nieregularnie, bo coś przestało grać - problem z pokontuzyjnym kolanem i stawem skokowym po tej samej stronie, duży problem przy rotacji obu ud. Problem, czyli ból jak piiip. Myślałam, że to kwestia ponownego porozciągania i wdrożenia się, bo dość długo byłam unieruchomiona w gipsie itp.
I tak po kolejnym roku doszłam do etapu, gdzie ból biodra i przykurcze to norma w codziennym życiu, a ketonal łykam równie często, co tictaki. Słabo.

Pokonała mnie jakaś śmieszna dysplazja bioder i zwyrodnienia kręgosłupa (i podobno dyskopatia w 3 miejscach, ale tu się będę jeszcze kłócić).
Czuję się jak zrobiony w konia emeryt.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 listopada 2017 09:56
Alvika, moze nie ta forma jazdy, moze lżej, moze stepem, moze na oklep?
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
20 listopada 2017 19:05
Strzyga, próbowałam, ale już samo odwodzenie nogi boli. A siadałam tylko na "chudziaki", żadne tam szerokie wałkonie.
Siad skrzyżny to mission impossible, wsiadanie do/wysiadanie z samochodu zajmuje kilka minut w asyście bluzgów, a najmniej inwazyjne pływanie to niekończące się klik-klik-klik-klik w stawach.
Ostatnio ze spaceru w ręce z Kulą wracałam uwieszona na jego szyi - brawo ja, pół drogi podtrzymywał mnie mój kulawy koń.
Dno i metr mułu. Wszystko sypnęło się w ekspresowym tempie.

Tego tempa i skali zmian nie potrafię zaakceptować.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 listopada 2017 20:33
Alvika, no to rzeczywiście kiepsko 🙁 Bardzo, bardzo mi przykro 🙁
no to bryczka zostaje  🏇
albo w damskim siodle 🙂
Dziewczyny jak radzicie sobie po sprzedaży konia? Ostatnio myślę coraz częściej o tym by sprzedać Młodego, ale ciężko na sercu, są dni,że mówię ,że decyzja podjęta, a moje argumenty nawet mnie przekonują 😲, za są i takie,że na samą myśl ściska mnie w środku. Pomocy :kwiatek:
No cóż, było smutno, ale w głębi duszy wiedziałam, że to dla mojej klaczy najlepsze na dany moment, bo nie byłam w stanie zapewnić jej zajęcia, którego ona bardzo potrzebowała. No, ale nie zostałam bez konia, więc to też trochę inaczej...

Alvika, Współczuję 🙁 🙁Trzymaj się! ale chyba jakiś ruch możesz wykonywać? Jakiś mało inwazyjny sport - chociażby to pływanie?
No ja zostanę bez, tzn pozostanie mi jeżdżenie do stajni i jazda na innych koniach, no, ale. No właśnie ten czas , mam małe dziecko, do stajni 50 km, więc wyjazd to koło 4-5 godzin, w tygodniu bez szans, zostaje weekend, ale pytanie czy trzymać go tylko dla co któregoś weekendu. Opcje współdziałania teraz mamy, ale to w ogóle nie działa. Chyba najrozsądniej jednak będzie go sprzedać. Tylko rozsądek a serce, ah.  🙄
Coco mój koń jeszcze nie sprzedany, ale decyzja zapadła. Zresztą, tak jak już bym go nie miała, bo prawie od dwóch lat jest w w dzierżawie ponad 100 km ode mnie. I tam już zostaje... Serce boli, jest mi strasznie żal. Staram się nie oglądać wspólnych zdjęć. Ja mam dodatkowo problem, bo nie jeżdżę znowu, 9 miesięcy nie siedziałam na końskim grzbiecie, tyle też zresztą koni nie widziałam. I jest mi po prostu przykro. Czegoś brakuje.
Ale nie mam obecnie innego wyjścia, więc jedyne co mi pozostaje to w miarę zaakceptować obecną sytuację. Jest jak jest, na obecną chwilę nic nie zmienię. Ważniejsze jest dla mnie dobro konia, a nie miałam dla niego czasu i funduszy by postawić go w stajni z halą i jeździć z trenerem da obopólnego dobra. Jest mi bardzo ciężko czasami, ale to jednak żywe stworzenie, trzymanie go przy sobie mimo wszystko za wszelką cenę, nie miało by sensu.
pamirowa dzięki za odpowiedz  :kwiatek: :kwiatek: no właśnie mi też chodzi o jego dobro, współdzierżawa nie zabrała mi nic a nic zmartwień, nawet mam ich więcej, bo nie wiem, czy mu dobrą derkę założy, czy wszystko zrobi jak należy, więc czasami w nocy spać nie mogę i się zastanawiam czy wszystko ok, a proszenie non stop kogoś żeby coś dla mnie zrobił, bo nie mogę dojechać do stajni też nie jest rozwiązaniem. Koń w treningu ujeżdzeniowym, zostawić 10 latka na łące na kilka lat szkoda, serce mi pęka, ale tak jak mówisz tak będzie najrozsądniejsze . Ja już pierwszą rozmowę z trenerką mam za sobą, na wiosnę zaczniemy szukać mu domu, nie wiem jak to przeżyję, ale będę szukać mu dobrego domu.
Nie jeździłam całą ciąże, teraz udaje mi się jechać w weekend, ale od maja wracam do pracy, więc już w ogóle do d....
Ah .  😕
Powiem wam, ze podziwiam osoby którym się udało przestać. Ja mam teraz wymuszoną przerwę od swojego zwierza. Czasem tyłek powożę, ale to już tak bardzo rekreacyjnie na obcych koniach i szczerze? Fun z tego mam naprawdę niewielki. Odliczam dni kiedy wrócę do swojego zwierza. I niby kasy więcej, czasu więcej a człowiek i tak nie jest szczęśliwy tak naprawdę...
Anderia   Całe życie gniade
08 stycznia 2018 20:13
xxagaxx dobrze Cię rozumiem, kilka lat temu miałam dokładnie to samo podejście. Człowiek liźnie sensownej pracy z koniem, coś się po drodze popsuje, a potem wożenie tyłka dla wożenia to już nie to. Aż sama jestem zaskoczona, jak łatwo mi przyszło odstawienie jeździectwa, sprzedaż konia, patrząc na to, że w życiu jeszcze żadną dziedziną się tak mocno nie zajarałam. Ale wygląda na to, że było, minęło, i wbrew wcześniejszym oczekiwaniom nie mam tego niedosytu, że czas jest, kasa jest, tylko nie ma na co tego spożytkować.
asds   Life goes on...
08 stycznia 2018 20:32
xxagaxx

U mnie przerwę wymusiło zdrowie.  Finalnie skończyło się tak że pieniądze odłożone na konia + zabezpieczenie vet poszły na .... zakup mieszkania. Za tydzień podpisuje umowę kredytową na 10 lat i powiem że największym szokiem dla mnie było to że jedna moja mc rata wynosi tyle co.....utrzymanie kobyły którą dzierżawiłam przez prawie 1,5 roku  🤔. Trochę mną truchnęło bo uświadomiłam sobie jak bardzo dużo wydawałam na konie, a nie np. na poważniejszy zakup czy oszczędności.

Taaa ja oddając konia po kilkuletniej dzierżawie jak przejrzałam rachunki to mi szczęka opadła. W jednym sklepie gdzie mogłam przejrzeć całe zakupy wyszło 10 tys. A to tylko jeden sklep, a gdzie weci, treningi, dojazdy i inne zakupy w innych sklepach  🙄 I tak stwierdzam, że nigdy więcej.
Bo to zapewne kwestia podejścia, sytuacji życiowych. Absolutnie nie miałam na myśli że kogoś krytykuje. Naprawdę podziwiam. Ja wiem że wpadłam za bardzo. I dla mnie, po to pracuje, zarabiam żeby wydać na to co kocham. I nie sprawdzam ile ja (i moi rodzice) wydaliśmy kasy na konia bo pewnie też bym z krzesła spadła. Tylko że myślę, iż było (i mam nadzieję że będzie) warte każdej złotówki.  Zostało mi jeszcze 5 miesięcy do powrotu, nie wiem jak wytrzymam 😀
asds   Life goes on...
09 stycznia 2018 10:02
xxagaxx

Zazdroszczę że już tak blisko do powrotu masz do jazdy.  U mnie jak zdrowie pozwoli to zamierzam wrócić do jazdy ale już stricte na luzie raz na jakiś czas na spacerek do lasu.

Może jak już z mieszkaniem wyjdę na prostą to znów temat własnego wróci na tapetę. 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się