Sesja/Studia i t d ;)

Tak czy siak wiem, jak wygląda filologia i mimo to chciałabym spróbować. Jak się okaże, że jednak wolałabym głownie język, a nie ukryty gdzieś tam pośród reszty, to pójdę na kurs samego języka. Ale może akurat zaskoczy, kto to tam wie, spróbować można. Piszę zawsze dosyć skrótowo, że też po tylu latach się nie przyzwyczaiłam, że na rv zawsze trzeba napisać elaborat, bo inaczej ktoś sobie coś dopowie. 😀 Może jeszcze się nauczę pisać posty na kilometr, postaram się. 🙂

A w sumie z tego opisu, co wstawiłaś, to by mi wszystko pasowało. Tylko, że opis jedno, rzeczywistość drugie. Zobaczymy, co to będzie, bo jeszcze nie do końca mam jasną sytuację z moją magisterką, którą niby rzuciłam, a teraz mi proponują, żebym mogła spróbować od nowa bez żadnych kosztów. I nie wiem, co robić. Niby mi w zasadzie niepotrzebna, ale skoro i tak zdecydowałam się zostać w mieście i nigdzie nie wyjeżdżać, to w sumie może. 🤔 Nie wiem, naprawdę nie wiem. 🙁

edit. Sankaritarina no właśnie wiem, muszę popracować nad wyraźniejszym opisywaniem tutaj wszystkiego i zawczasu odpowiadania na wszystkie 'zarzuty'.😀
Tak, to są przedmioty językoznawcze i dla mnie to jest bardzo przydatne a historia to mój ulubiony przedmiot. Ale ja tam nie poszłam jak na kurs językowy  🙂 Tylko właśnie sam język to nawet nie jest 50% studiów. W soboty mam zajęcia 8:30-20😲0 i 6 godzin włoskiego a w niedziele też 8:30-20 i włoskiego godzin jedynie 3. Do tego dochodzi wielki moduł elearningowy (prawa autorskie, technologie informacyjne, organizacja pracy itp) zakończony egzaminem w sesji.
Tak sobie czytam i te wymagania po 3 latach (tyle trwa chyba I stopien? jak cos prosze poprawiac 😉 ) jaj nie urywaja, B2/C1 po takim czasie sciscle ukierunkowanej nauki na poziomie akademickim to nic szczegolnego (wlasnie dlatego, ze studia to nie kurs jezykowy 🙂 ) no i jak sie spotka absolwentow filologii jak uzywaja jezyka w praktyce to sie za glowe mozna zlapac (zwlaszcza chodzi mi o akcenty, wymowe, naturalny dobor slownictwa etc.). Rzeklam ja, z moim akcentem ciezkiego wsioka z Fryzji 😁

Ale ja jestem ciezkim nazista (i chyba masochistka przy okazji 😁 ), marzy mi sie duzo, DUZO wyzej postawiona poprzeczka, na moich studiach tez. Jak mi wczoraj na pierwsze zajecia z advanced tax law przyszly jelopy z pytaniami w stylu "a co to jest ten podatek progresywny" to cos we mnie peklo, a ja bardzo spokojny ludz jestem 😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
14 lutego 2018 11:25
kokosnuss a jaki według Ciebie powinien być poziom znajomości języka po 3 latach nauki na studiach od podstaw? Tak z ciekawości pytam  🙂 No i nie da się zaprzeczyć, że jednak Polak uczony przez Polaka języka obcego zawsze będzie w jakimś stopniu "niepełnosprawny" jeśli chodzi o używanie go w praktyce. Ale fajnie byłoby mieć dobre podstawy gramatyczne, składniowe itp, akcent to już sprawa drugorzędna (tzn dla mnie jako osoby traktującej sprawę hobbystycznie, bez jakichś zapędów do bycia specjalistą w tej dziedzinie).
Ja studiuję dziennie iberystykę w Gdańsku i nie wiem, czy zdecyduję się kiedykolwiek na kolejną filologię po zakończeniu tej.  😉 Wszystko byłoby fajnie, gdyby w naukę języka angażowano się tak samo jak w naukę innych przedmiotów. Niby wiedziałam, że filologia to nie kurs języka, ale mimo wszystko oczekiwałam, że moja znajomość hiszpańskiego się poprawi. Wcześniej chodziłam do liceum z sekcją hiszpańską (czteroletni cykl), po 3 latach nauki od podstaw odeszłam z poziomem C1/C2. Iberystyka na UG przewiduje podział na grupę dla zaawansowanych i początkujących, ale nikt się nie pokusił o zweryfikowanie poziomu, więc po prostu narzucono nam B1/B2. Co z tego, że mamy zajęcia z native speakerami skoro wszyscy mają wszystko gdzieś.  😜 Mam wrażenie, że przez większość czasu robimy rzeczy, które absolutnie nic nie wnoszą, bo są po prostu za łatwe. Żeby nie było - zgłaszanie tego nic nie zmieniło, bo nie chodzi tylko o chęci, ale również możliwości. Brakuje kadry. Zaczynam teraz czwarty semestr i mało brakowało, a czwarty raz zmienialibyśmy nauczyciela od gramatyki.  Nie mamy fonetyki, nie ćwiczymy pisania, mało czego słuchamy, a konwersacje mocno odbiegały od moich wyobrażeń o konwersacjach. Zawsze miałam problem z mówieniem, bo ani w szkole, ani tutaj nikt się nie skupia na rozwoju tej umiejętności. Ale później oczekują od nas płynnej, elokwentnej wypowiedzi na egzaminie ustnym.  😜 Żeby było śmieszniej, to na egzaminie z literatury, bo na ustnym z języka specjalistycznego wszyscy dostali z marszu 5... (i to nie dlatego, że wszyscy tak wspaniale posługują się językiem).
Jasne, samemu też trzeba pracować. Mam jednak porównanie do filologii angielskiej na tej samej uczelni - tam jest dwa, jeśli nie trzy razy więcej przedmiotów i nauka języka ma się znacznie lepiej. U mnie większość przedmiotów nawet nie jest prowadzona w języku...
Ogółem jestem rozczarowana, bo poziom jest bardzo zbliżony do tego, jaki miałam w liceum. Na zajęciach z literatury przerabiam te same lektury co w liceum (tylko szerzej), a na egzamin z historii uczyłam się z licealnych notatek. Także albo byłam w bardzo dobrym liceum, albo trafiłam na słabą uczelnię. W swojej grupie nie jestem jedyna z takim problemem.
Grupa początkująca po pierwszym roku teoretycznie osiągnęła B1, jakoś sobie radzą. Zastanawia mnie tylko czy do końca 1 stopnia jeszcze się to zmieni. Patrząc po planie studiów i po tym jak wygląda prowadzenie zajęć, niekoniecznie.  😉 Mam również koleżankę na romanistyce, u nich jest trochę więcej przedmiotów skupiających się na nauce języka, ale nie jest dużo lepiej. Wcale mnie nie dziwią słowa kokosnuss o absolwentach filologii. Żałuję, że po liceum nie poduczyłam się bardziej i nie poszłam zdawać DELE na C1, bo miałabym chociaż papier. Brakowało mi innego pomysłu na siebie, a teraz szkoda mi przerywać, bo jednak już połowa za mną. Poza tym myślałam, że przygotują mnie te  studia do zawodu tłumacza. Powoli tracę na to nadzieję. 🤣 Także wymogi wymogami, a obiecanki obiecankami, bo rzeczywistość bywa inna. Może to kwestia uczelni, bo hitem jest wykładowca, który ciągle wspomina jak to u niego w Poznaniu było ciężko na iberystyce i jak dobrze tam uczyli, a sam niewiele robi aby u nas było tak samo.  😁

Swoją drogą - trzy osoby z tego liceum wyjechały na studia do Hiszpanii, jedna poszła na psychologię, druga na arabistykę, trzecia nie pamiętam. Sądząc po tym, jak się teraz komunikują, na dobre im wyszła ta decyzja.
[quote author=feno link=topic=518.msg2757539#msg2757539 date=1518559240]

I również nie polecam filologii jako kursu językowego, bo zamiast mieć miłych zajęć z uśmiechniętą panią opowiadającą o słonecznej Andaluzji będziecie się smażyć w czeluściach piekieł gramatyki opisowej, morfologii/leksykologii i łaciny   😀iabeł:  😉 🤣


Zawsze miałam wrażenie, że właśnie po to idzie się na filologię, a nie po to żeby słuchać o słonecznej Andaluzji  👀 W końcu filologia to nauka o języku, nie?  👀[/quote]

Hmm no tak, właśnie o to chodzi w powyższym zdaniu... Nie wiem w jaki sposób miałabym to jaśniej wyłożyć. Kurs językowy = język + kultura. Filologia = to samo + wiedza okołojęzykowa, historia etc., to znaczy wiele informacji których zwykły użytkownik języka nie potrzebuje do swobodnej komunikacji. Zakładam, że jak ktoś już decyduje się na studia na tym kierunku to przejrzał program chociaż raz i zdaje sobie z tego sprawę, dlatego napisałam to zdanie raczej w tonie humorystycznym.  😉

Joy przykro mi czytać Twoją relację, ale szczerze mówiąc odetchnęłam z ulgą, bo zanim zdecydowałam się na emigrację to dostałam się właśnie na UG na iberystykę i miałam spory dylemat. Postanowiłam studiować filo hiszpańską w Barcelonie właśnie dlatego że jednak w przypadku tego konkretnego kierunku najlepszy poziom jest w kraju w którym dany język jest używany na codzień. Z drugiej strony jednak, jeśli ktoś nie miał wcześniej żadnej styczności z językiem to musi się liczyć z tym, że będzie musiał wykonywać 1000000 razy większą robotę niż reszta studentów - autochtonów, jeśli w ogóle się utrzyma bo tutaj z założenia dla wszystkich ten język jest językiem ojczystym i oczywiście nie ma taryfy ulgowej.  😉 chyba że będziesz udawać Erasmusa, co muszę przyznać że zdarzyło mi się parę razy...  😁
Tak w ogóle to na którym roku jesteś? Chodź do Barcelony, z tego co wiem to istnieje możliwość homologacji przedmiotów i biorąc pod uwagę Twój poziom zaręczam że nie będziesz miała żadnych kłopotów  😉
flygirl, Łoj tam zarzuty. PS: Te Internety nie pomagają w rozumieniu się wzajemnie 😁 :kwiatek:

Ja tam nie chcę oceniać absolwentów językowych uczelni, ale spotykając niektórych, oczekiwałam większych cudów, szczerze powiedziawszy. Np. poprawnej wymowy. Albo chociaż większej swobody mówienia. Bez "yy...em....hmm.....yyyyy.... yyYYYY.....". Dodam, że to magister. Dobrą wymowę za to posiadały osoby, które pobyły w USA czy w Anglii... nieważne czy po studiach - czy bez studiów.
Ale rozumiem, że sporo zależy od uczelni i studenta.... jak sobie wspominam, że na filologii polskiej miałam osobę, która twierdzi, że nie lubi czytać....

Grrr, no i mam dylematy. Nie wiadomo czy uczelnia otworzy interesujący mnie kierunek. Wiem, co mogą zaproponować w zamian i trochę mnie to nie przekonuje.... choć może być przydatne. No i nie wiem - pchać się w ten drugi kierunek - czy pójść w drugą stronę, która będzie trudniejsza, okrężna, nie wiem czy faktycznie się przyda.
Zdawał ktoś tu CAE?
feno, jestem teraz na drugim roku. O studiach w Hiszpanii trochę słyszałam, nie tylko od znajomych, ale też ze spotkań i od wykładowców, którzy nas zachęcali do wyjazdu na Erasmusa. Czasem też podczytuję Twoje posty  😉. Fajna sprawa, ale chyba nie dla mnie. Chociaż nie wykluczam tego, że kiedyś pojadę do Hiszpanii na dłużej. Pewnie by mi to pomogło w przełamaniu bariery językowej, bo fajnie byłoby w końcu umieć rozmawiać, a nie tylko rozumieć.  🤣 Bardzo nad tym ubolewam, ale nawet dwutygodniowy pobyt w hiszpańskiej rodzinie nie bardzo mi pomógł... Chociaż to byli Katalończycy, a to wiele tłumaczy, jak pewnie sama wiesz z doświadczenia.

Sankaritarina, ja zamierzam zdawać w kwietniu, jeżeli w czymś to pomoże.
Moja siostra kończyła filologię hiszpanska na UJ i mówi, że da siet o skonczyc i nie mówić płynnie nawet po hiszpansku... była semestr na erasmusie w Hiszpanii i to jej bardzo pomogło, ale jednak to ile kto umie po filologii duzo zależy od wkładu własnego i zaangażowania.

Mamy tu kogos kto robi/robił doktorat i chciałby mi odpowiedzieć na parę pytań?🙂
bnw   This is how I make the world my claim!
16 lutego 2018 17:57
Mamy tu kogos kto robi/robił doktorat i chciałby mi odpowiedzieć na parę pytań?🙂


Wet, czy dowolny?
bnw Obojętne, zaświtał mi w głowie pewien szalony pomysł i póki co to chciałam się rozeznać chociażby odnośnie samej rekrutacji jak to wygląda itd.
feno, jestem teraz na drugim roku. O studiach w Hiszpanii trochę słyszałam, nie tylko od znajomych, ale też ze spotkań i od wykładowców, którzy nas zachęcali do wyjazdu na Erasmusa. Czasem też podczytuję Twoje posty  😉. Fajna sprawa, ale chyba nie dla mnie. Chociaż nie wykluczam tego, że kiedyś pojadę do Hiszpanii na dłużej. Pewnie by mi to pomogło w przełamaniu bariery językowej, bo fajnie byłoby w końcu umieć rozmawiać, a nie tylko rozumieć.  🤣 Bardzo nad tym ubolewam, ale nawet dwutygodniowy pobyt w hiszpańskiej rodzinie nie bardzo mi pomógł... Chociaż to byli Katalończycy, a to wiele tłumaczy, jak pewnie sama wiesz z doświadczenia.

Sankaritarina, ja zamierzam zdawać w kwietniu, jeżeli w czymś to pomoże.


Z mojego doświadczenia pełna kompetencja komunikatywna zaczyna się w momencie kiedy musisz zacząć żyć w danym języku, tj. iść na rozmowę o pracę, do lekarza, załatwić jakąś sprawę w urzędzie, wynająć mieszkanie etc. Nie mam bariery językowej, co nie znaczy że zawsze mówiłam poprawnie (poprawnie z punktu widzenia perspektywy Półwyspu i normy RAE). Na początku gadałam z silnym akcentem meksykańskim ze strukturą gramatyczną portugalskiego (narzeczony Brazylijczyk który hiszpańskiego uczył się w Cancún), później z akcentem/słownictwem włoskim przez pobyt na Formenterze i teraz kiedy od dłuższego czasu już nie ruszam się z Bcn zaczynam robić jakieś dziwne hybrydy językowe castellano/catalán. Jedyna forma która nie chce mi się przykleić to ta zalecana przez RAE  😁  Zawsze na początku jest stres, jąkasz się i mylisz, później zaczyna się faza "o kurka, mówię i wszyscy rozumieją o co chodzi" a później już możesz się szlifować i przeprowadzać dogłębną autoanalizę  😁 Jestem pewna że w sytuacji kiedy byłabyś otoczona hiszpańskim na codzień i otworzyła się na mówienie to robiłabyś to o wiele lepiej ode mnie, bo moja wymowa jest stricte intuicyjna i  najpierw zaczęłam gadać a później dopiero uczyć się jak powinnam to robić we właściwy sposób a nie bylejaki 😉

Btw. w jakim języku porozumiewali się z tobą ci katalończycy?
bnw   This is how I make the world my claim!
16 lutego 2018 21:35
bnw Obojętne, zaświtał mi w głowie pewien szalony pomysł i póki co to chciałam się rozeznać chociażby odnośnie samej rekrutacji jak to wygląda itd.


Akurat to zależy od danego kierunku, ale jeśli masz pytania - pisz.
kokosnuss a jaki według Ciebie powinien być poziom znajomości języka po 3 latach nauki na studiach od podstaw? Tak z ciekawości pytam  🙂 No i nie da się zaprzeczyć, że jednak Polak uczony przez Polaka języka obcego zawsze będzie w jakimś stopniu "niepełnosprawny" jeśli chodzi o używanie go w praktyce. Ale fajnie byłoby mieć dobre podstawy gramatyczne, składniowe itp, akcent to już sprawa drugorzędna (tzn dla mnie jako osoby traktującej sprawę hobbystycznie, bez jakichś zapędów do bycia specjalistą w tej dziedzinie).


Biegly 😉 Wiem, ze to jest slowo-wytrych, ale zdarzylo mi sie zdawac B2 ze wszystkich (czyli calych trzech 😁 ) jezykow obcych jakie znam i to nie jest poziom bieglej komunikacji. Takie "wstepne" C1 tez nie. A na pewno nie dla specjalisty ksztalcacego sie stricte w tym kierunku (a od tego maja byc studia wyzsze, nieprawdaz? hobbystycznie to sie ja moge uczyc 😉 a akademicki papier to ma byc gwarant jakosci, jak nie to po kij cale zamieszanie). Bieglosc w podstawowej komunikacji to dopiero punkt wyjscia jesli o bycie specjalista chodzi. A wymowa i akcent sa cholernie wazne w praktyce bycia rozumianym; mam takich genialnych wykladowcow i studentow z roku, ze fonetycznie zarzynaja cala swoja znajomosc gramatyki i slownictwa, przypadkiem 😉 90% z nich jest z Polski, Ukrainy etc. no generalnie ze wschodu Europy (i mamy kwiatki jak ze komiszyn zamiast the commission 🤣 ) a 10% z Afryki okolrownikowej (Uganda for the win).

Jak sie ludziom powyzej A2+/B1 jeszcze cos tlumaczy na polski to system jest do bani, a z tego co wiem to tlumaczy sie jak najbardziej, a i przedmioty okolojezykowe sa po polsku zamiast w jezyku wlasciwym... no bez sensu jak dla mnie. Ale jak mowilam, zywie gleboka niechec to znanego mi z PL systemu nauki jezykow w ogole - bo opiera sie na mysleniu po polsku, nawet przy bardzo dobrej znajomosci gramatyki i slownictwa jezyka obcego 🙂

Zeby nie bylo, to mimo mojej wielkiej madrosci internetowej 😉 i tak musze sie wybrac do jakiegos coucha jezykowego/logopedy za niedlugo, bo mi moj wsiowy fryzyjsko-niemiecki akcent stoi na drodze do szczescia. Byloby latwiej jakby podreczniki na ten kwartal nie kosztowaly po 100 euro za sztuke 🤣

Pewnie by było tak jak piszesz, ale póki co ta świadomość  bardziej mi przeszkadza niż pomaga. Wygląda to tak, że kiedy zaczynam mówić, staram się to robić poprawnie i jednocześnie sprawnie (nie robiąc przerw) i w stresie często mylę się np. przy odmianie czasowników. Niestety jestem tego w pełni świadoma, robi mi się głupio i od tego momentu jest klapa. 🙄  Zaczyna mi brakować słów, zacinam się i koniec. Najgorsze jest to, że doskonale wiem, że to głupie i popełnianie błędów jest zupełnie normalne na tym etapie, ale to po prostu silniejsze ode mnie. W dodatku z natury nie jestem zbyt rozmowna...
Wszystko inne przychodzi mi naturalnie i z łatwością. Nawet nie wiem kiedy mi się tak porobiło, ale teraz nawet w angielskim się blokuję, a nie pamiętam żeby tak było zanim zaczęłam naukę hiszpańskiego.
Od przyszłego tygodnia zaczynamy jeszcze naukę portugalskiego w wymiarze 3h tygodniowo... Niby fajnie, ale tym sposobem pewnie dojdzie u mnie do tego samego mixu akcentów i struktur, tym bardziej, że na co dzień mamy zajęcia z Hiszpanem, Argentynką i Polakami, z czego jedni mówią przepięknie, a drudzy w ogóle bez akcentu. Brakuje tylko tego aby portugalskiego uczył nas Brazylijczyk, bo jest taki w kadrze.  😉

Mówili do mnie po kastylijsku, ale głowa rodziny była na tyle 'uprzejma' by na każdym kroku wypominać mi, ze mówię jak "indio".  😂 Akurat jego ciężko było mi zrozumieć, nie umiem stwierdzić co było tego powodem, bo z resztą rodziny udawało mi się dogadać. Za to na mieście już bez szans, wszyscy tylko po katalońsku, młodsi i starsi... Raz nawet usłyszałam od chłopaka z tej rodziny, że mógłby mnie zabrać do pubu do swoich znajomych, ale  tego nie zrobi, bo to nie ma sensu, bo oni nie będą mówić po kastylijsku i nic nie zrozumiem.
Na zajęciach też nas nie raz wykładowcy ostrzegali, że jadąc do Barcelony lepiej będzie jeśli będziemy mówić po angielsku niż kastylijsku.  😁
Pewnie by było tak jak piszesz, ale póki co ta świadomość  bardziej mi przeszkadza niż pomaga. Wygląda to tak, że kiedy zaczynam mówić, staram się to robić poprawnie i jednocześnie sprawnie (nie robiąc przerw) i w stresie często mylę się np. przy odmianie czasowników. Niestety jestem tego w pełni świadoma, robi mi się głupio i od tego momentu jest klapa. 🙄  Zaczyna mi brakować słów, zacinam się i koniec. Najgorsze jest to, że doskonale wiem, że to głupie i popełnianie błędów jest zupełnie normalne na tym etapie, ale to po prostu silniejsze ode mnie. W dodatku z natury nie jestem zbyt rozmowna...
Wszystko inne przychodzi mi naturalnie i z łatwością. Nawet nie wiem kiedy mi się tak porobiło, ale teraz nawet w angielskim się blokuję, a nie pamiętam żeby tak było zanim zaczęłam naukę hiszpańskiego.
Od przyszłego tygodnia zaczynamy jeszcze naukę portugalskiego w wymiarze 3h tygodniowo... Niby fajnie, ale tym sposobem pewnie dojdzie u mnie do tego samego mixu akcentów i struktur, tym bardziej, że na co dzień mamy zajęcia z Hiszpanem, Argentynką i Polakami, z czego jedni mówią przepięknie, a drudzy w ogóle bez akcentu. Brakuje tylko tego aby portugalskiego uczył nas Brazylijczyk, bo jest taki w kadrze.  😉

Mówili do mnie po kastylijsku, ale głowa rodziny była na tyle 'uprzejma' by na każdym kroku wypominać mi, ze mówię jak "indio".  😂 Akurat jego ciężko było mi zrozumieć, nie umiem stwierdzić co było tego powodem, bo z resztą rodziny udawało mi się dogadać. Za to na mieście już bez szans, wszyscy tylko po katalońsku, młodsi i starsi... Raz nawet usłyszałam od chłopaka z tej rodziny, że mógłby mnie zabrać do pubu do swoich znajomych, ale  tego nie zrobi, bo to nie ma sensu, bo oni nie będą mówić po kastylijsku i nic nie zrozumiem.
Na zajęciach też nas nie raz wykładowcy ostrzegali, że jadąc do Barcelony lepiej będzie jeśli będziemy mówić po angielsku niż kastylijsku.  😁


Mam tak samo z angielskim, wcześniej mówiłam bardzo płynnie a teraz często się zacinam i zaczęłam mówić z akcentem... hiszpańskim  🤔 Pół biedy że pracując w hostelu na bieżąco odświeżam, bo bym skończyła z angielskim jak Puigdemont albo jeszcze lepiej, Mariano (
) 😁  Ciekawy aspekt pod względem psycholingwistycznym.
Portugalski jest super, zazdroszczę! Wybrałam w zeszłym roku portugalski zamiast katalońskiego myśląc, że mi się uda ominąć w ten sposób przymusową naukę tego języka i egzamin na poziomie C2 (uhm, takiego... kaktusa  🙄 jest w podstawie programu i tak czy siak na 4 roku będę musiała wziąć ten przedmiot i jeszcze za niego zapłacić). W każdym razie wersja brazylijska i portugalska to prawie 2 różne języki. Brazylijczycy twierdzą, że portugalczycy mówią jakby mieli jajko w ustach i w sumie przychylam się do tej opinii... wersja brazylijska jest o wiele bardziej melodyjna, "otwarta"  no i łatwiejsza do nauki dla nas, bo bardziej podobna do hiszpańskiego.


.....rety, co za niefart że akurat musiałaś trafić do takiej rodziny ksenofobicznych "katalaniaków cebulaków", których niestety nie brakuje wedle moich obserwacji. Wstręt do latynosów i "los moros" jest wśród takich rodzin (zazwyczaj skrajnie independentistas) czymś normalnym i wręcz w dobrym tonie, jednego starucha musiałam wyprosić prawie że na kopach z baru w którym pracowałam jak siedząc przy grupce młodych turystek z Meksyku zaczął mi wykładać że "las sudacas tienen buenos culos pero hablan como indígenas salvajes¨ i nie rozumiał w ogóle w czym problem  😵 
Za to dziwi mnie to co wam powiedziano o Barcelonie, może jeśli chodzi o jakąś zapadłą katalońską wiochę jak Vic czy Igualad a to owszem bywa ciężko żeby się porozumieć po hiszpańsku, ale w centrum jest raczej na odwrót.  😉  Chyba że, zwłaszcza w obliczu obecnej sytuacji politycznej, trafisz na jakiegoś fanatycznego indepe który odmówi użycia języka "wroga"  😎 😂


Aaaa tak w ogóle to chciałam zapytać, ile macie lektur obowiązkowych w programie na semestr? Ja w tym semestrze mam mnóstwo fajnych książek do przeczytania i już się nie mogę doczekać, chociaż trochę się denerwuję bo nie wiem kiedy znajdę na to czas  😜  Powinnam chyba jednak studiować literaturę, no ale na 3 roku to już trochę za późno na zmianę kierunku a jednak chciałabym skończyć studia przed 30-stką  👀
Też słyszałam, że portugalska i brazylijska wersja bardzo się różnią. Może będę miała okazję się przekonać o tym na własnej skórze, kto wie. Póki co trochę zazdroszczę drugiej grupie, początkującej, że ich portugalskiego będzie uczyła prawdziwa kosa.  😁 Bardzo ciśnie, ale podobno wielu studentów potem bez problemu sobie radzi i nawet znajduje pracę w Portugalii, a to tylko 3 semestry nauki. Miałam z nią historię Półwyspu Iberyjskiego i językoznawstwo, więc jestem skłonna uwierzyć, że to prawda.  😁 Swoją drogą chyba specjalnie skazali ich na nią, żeby zrobić jeszcze większy odsiew...  😉 Na początku było nas 50, teraz tylko 20 + 2 osoby na Erasmusie.

No niefart, tym bardziej, że to nie byli przypadkowi ludzie, tylko znajomi znajomego (Polaka, który mieszka na stałe w Hiszpanii). Na miejscu okazało się, że w sumie to nie mają już ze sobą kontaktu od paru lat... To w ogóle był niewypał, nie tylko pod językowym względem.

Zwykle mamy 8-9 książek na semestr ( + wybrana poezja, teksty). Na pierwszym roku przerabialiśmy literaturę współczesną, teraz mieliśmy literaturę od średniowiecza do początków baroku. W tym semestrze dochodzi nam jeszcze fakultet, na którym przerabiamy literaturę Ameryki Łacińskiej, głównie cuentos fantásticos. Już w przerwie międzysemestralnej dostaliśmy maila, że na pierwsze zajęcia mamy znać Szarańczę, Sto lat samotności, 12 opowiadań tułaczych i Nie ma kto pisać do pułkownika Márqueza, także dzieje się.  😜 Szczególnie, że na zaliczanie drugiego semestru w tym roku obowiązuje nie tylko egzamin, ale też mini-praca nauka na min. 12 stron.
Czytania jest sporo, ale ćwiczenia same w sobie nie są bardzo wymagające. Wszystko poza poezją i krótkimi tekstami czytamy po polsku.
U mnie już prawie koniec sesji. Historia Włoch zdana na 5. 😍 Jutro zostało mi tylko literaturoznawstwo. Nie mogę się doczekać drugiego semestru i przedmiotów, które mi się zaczynają!
Ja już dawno o sesji zapomniałam🙂 Wszystko pozdawane tak więc nawet prawie 2 tygodnie ferii miałam, a od tygodnia już ruszył nowy semestr. Jest coraz ciekawiej, więcej przedmiotów klinicznych, plan też nie najgorszy i istnieje szansa, że uda nam się przełożyć piątkowe zajęcia na czwartek i pierwszy raz mieć wolny piątek! Oczywiście przez to reszta tygodnia jest dość zapchana wtorek 8-18 praktycznie cały czas ćwiczenia, ale nie mam  na co narzekać🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
24 lutego 2018 17:57
Ja dziś 2 egzaminy z czego jeden kompletnie pokręcony. Jutro jeszcze jeden i w przyszłym tygodniu 3.
Strzyga Ależ ty masz dużo tych egzaminów, trzymam kciuki! I to jeszcze tak w jeden dzień kilka, nie wiem czy bym podołała więc podziwiam🙂 Bo ja nie cierpię się uczyc kilku rzeczy na raz i zwykle coś tam wczesniej czytam na bieżaco wiadomo, ale uczę się zwykle dopiero po jednym egzaminie na następny, dlatego dośc ryzykowne to było jak w tej sesji miałam jeden dzień przerwy, no ale się dało.
Zaś do nadchodzącej to ja się chyba patomorfologii w marcu zacznę uczyć... w sumie to jeden taki duży egzamin w tej sesji ale ilość materiału już mnie przeraża szczególnie z moją systematycznością 🤔wirek:
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
28 lutego 2018 08:15
Jak u Was rozwiązywano problem z praktykami, w przypadku studentów powyżej 26 r.ż.? Studiuję zaocznie, dali nam 2 m-ce praktyk. Jadę na bezpłatną praktykę do stadniny koni i... Będę bez ubezpieczenia, nie wspominając o zarobieniu na studia. Nie wiem, co robić... Myślę, żeby pójść do osoby odpowiedzialnej za odbycie praktyk i powiedzieć, żeby uczelnia, skoro wysyła mnie na praktyki pozbawiając możliwości zarobku, pokryła mi koszt ubezpieczenia zdrowotnego na czas praktyk.
galopada_   małoPolskie ;)
28 lutego 2018 08:31
Zostały mi 3 miesiące studiów  💃 A właściwie to takie niby studia, a nie studia. Dla mnie zmarnowany rok na bycie jak lekarz stażysta bez wypłaty  😵


Dementek, u nas po ukończeniu 26rż ubezpiecza nas uczelnia, ale do praktyk przez wszystkie lata studiów musieliśmy doubezpieczyc się dodatkowo na uczelni na rok (jakieś 60zl - nnw) albo na własną rękę (ja właśnie za miesiąc praktyk płaciłem jakieś 26zl -  można też taniej i oczywiście dużo drożej 😉 )

Edit. Ale nie mam pojęcia jak to jest w przypadku studiów zaocznych
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
28 lutego 2018 14:06
No i jak tam szanowne grono studentów nastawienie na nowy semestr?  🏇
Macie już plany zajęć? Mój to jedna wielka porażka  😵 Czuję ze będzie ostra walka z doktorkami na sam koniec.
Teraz się tylko rozpędzić porządnie i dotrwać do wakacji.

U mnie już ostatnie 4 miesiące walki i obrona. Napisałam też 3/4 magisterki.
W zeszłym tygodniu oddałam swoje wypociny do sprawdzenia. Mam kilka asów w rękawie gdyby ,, trzeba było" coś od siebie dodać. 😎

mils   ig: milen.ju
28 lutego 2018 14:13
Ja, za przeproszeniem, rzygam uczelniami. Od 2 tygodni latam i załatwiam wszystko tak, żebym mogła bez problemu studiować dwa kierunki. Ciągle coś zmieniają, ciągle się czepiają, mam dość... Czasem słyszę takie rzeczy, że po prostu ręce opadają. Największą walkę toczę z jedną panią mgr, która niby odpowiada za fakultety. Zapisy na fakultety były przez internet, 26 stycznia. Ani planu na następny semestr, ani nic - wybieramy w ciemno. Okej, spoko. Dostałam oba plany, trochę się nakładało, zmieniłam kilka grup, ogarnęłam. I nagle przesunęli mi zajęcia na koniach tak, że nakładają się z fakultetem na psychologii. Zajęcia na koniach z najgorszą profesorką jeśli chodzi o dogadanie się, więc oczywistym była zmiana fakultetu. No i dupa, bo fakultetu nie mogę zmienić, co uważam za żart. Po próbach dogadania się z profesorką od koni wiem tyle, że najpewniej uwali mnie tak o, bo nie chcę chodzić do niej tylko na fakultet.  😵
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
28 lutego 2018 14:35
galopada_- Pracuję na umowę-zlecenie na czas określony (ta sama uczelnia, tylko funkcja asystenta dydaktycznego studenta niepełnosprawnego). Umowę mam do końca czerwca, na ubezpieczenie odciągają mi z wypłaty.
Dementek Ale preciez uczelnia nie ubezpiecza sie w ciagu roku tez? Ja mam ponad 26 lat i wiem ze tylko zanosiłam jakis papierek na uczelnię że chcę żeby mnie ubezpieczali (bo rodzic moze chyba wlasnie w pracy do 26 lat ubezpieczac) i tyle, oprocz tego roczne NWW no ale to co innego niz to typowo zdrowotne, nic wiecej nie mam.

Jesli pracujesz do czerwca i w wakacje  nie bedziesz to moze po prostu musisz wtedy uzupelnic ten druk ze chcesz zeby cie uczelnia ubezpieczala jako studenta?

A u mnie w porządku, tez mielismy akcje i grupowe 'wojny' w sprawie zmian w planie ale w koncu udalo sie osiagnac jakies optimum  - wolne piatki!🙂 Poza tym troche za duzo teorii, za malo praktyki czyli standard, za duzo bydła za mało koi jak dla mnie🙁 ale czekam na ortopedię bo juz niebaem się zacznie więc bedzie ciekawiej🙂 Semestr będzie luźny a w sesji będzie hardcore bo większosc przedmiotów nie ma wejsciowek, nie ma zaliczen tylko jedno koncowe 'zaliczenie na praach egzaminu' czyli egzaminy ze wszystkeigo 😁

Cały czas walcze z wakacjami i mysle nad praktykami, odeslalam nty raz dokumenty dot tego erasmusowego wyjazdu ale naszły mnie watpliwosci i zasrtanawiam sie czy jechac bot o az na 2 miesiace a potem jeszcze 2 tygodnie inspektorat czyli praktycznie non stop bedzie na pelnych obrotach, nie mowie juz gdyby jakis drugi termin mi wpadl i wrzesien by był. I zaczełam zastanawiac sie czy zamiast tego nie pojechac na miesiac gdzies w Polsce, wiadomo wszystko ma plusy i minusy.

A poza tym, że jest fajnie i w ogóle to.. im dalej tym głupsza się czuję, pewnie dlatego ze wiem ile nie wiem 😁 wkurza mnie, że są wejsciowki z chorob ryb i czas, w którym moglabym poczytać coś z ortopedi czy rozrodu koni bede siedziec nad cotygodniową nauką ryb.... wrrr
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
28 lutego 2018 18:02
U mnie ciagle sesja jeszcze 3 egzaminy w weekend i jeden w tygodniu.
Jak na razie 3 napisane i 3 zdane.
Nowy plan mam, semestr jest koszmarny 🙁 oczywiście zero ferii. Egzaminy w ten weekend, w przyszły juz nowe zajęcia.
Ostatnio ktos pisał, ze bardzo poleca studia zaoczne, bo sa takie lajtowe. A ja co tydzień cały weekend 8-21 w szkole :/ dramat. Zero życia osobistego. Jak jeszcze ma sie wymagającą prace, to sie robi z tego dom wariatów.

Ale studia są ciekawe, lubię rzeczy, których się uczę, żałuje tylko, ze nie mogę ich zgłębić, przeczytać wszystkich lektur, bo ciagle braknie czasu... rany, nie ogarniacie jak ja marże, zeby przeczytać jakaś beletrystykę. Książkę, ktora ma fabule...
Ja jeszcze walczę, już trochę olałam sprawę jednego oblanego przedmiotu, ale jest jeszcze szansa więc zobaczymy. Plan jest znośny, w dodatku udało mi się zmienić grupę na jedne laborki, więc mogę wreszcie wręcz idealnie ułożyć grafik do pracy 💘  część przedmiotów czuję, że pójdzie luźno, po części nie mam pojęcia czego się spodziewać i co to będzie, no ale zobaczymy. Dobrze, że to już semestr letni 😀
Niekatualne
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się