Depresja.

U mnie miało byc wszystko super, zmieniłam miejsce zamieszkania, zaczęłam wszystko od nowa.. I znowu wszystko się sypie.. Znowu mam ochotę zwinąć się w kłębek i nie wychodzić z łóżka...
Powiem Wam, że dziwnie się to czyta. Jakby była 100% zależność: bardzo aktywny, taki entuzjastyczny, "żarty na życie" człowiek = depresja.
Plus jeszcze takie "ja siam", glob udźwignę na barkach.
I jeszcze jakby ciągłe porównywanie "kiedyś mi się chciało, to tamto..."
No niby tak, życie bywa ciężką orką, ale z drugiej strony, ostatnio tak sobie myślałam, gdy "zgęstniały chmury" - jakie to ma znaczenie?
Jakie ma znaczenie ile uda nam się wybiegać z wywieszonym jęzorem i merdając ogonem?
Mniej gwiazdek w nagrodę w razie spadku energii? (czy PLNów czy czego tam)
To nie ma najmniejszego znaczenia, Wszystko obróci się w pył.
Trzeba dobrze żyć, i wszystko. Zafundować sobie możliwie najlepsze dla nas życie.
Depresja to nic dobrego, dlatego - niech się od wszystkich zabiera, i to już!
madmaddie   Życie to jednak strata jest
07 marca 2018 08:32
dodzilla, ściskam mocno.

Mnie się zawsze w takich momentach (odnosząc się do tego, co napisała halo) przypomina wypowiedź Janusza Gajosa: Jeżeli się człowiek za bardzo przywiąże do siebie w jakimś okresie, gdy czuł się świetnie, wyglądał wspaniale i nie może się od tego widoku odczepić – to dramat.

u mnie też jakiś straszny dół. Od miesiąca z hakiem mam podwójną dawkę leku. Pracę, studia, czas żeby wyjść ze znajomymi. I jakoś tak, gorzej i gorzej.
Ja nie wiem. Myślałam, ze się kolejny raz z tego wygrzebałam. Mam wszystko co może mnie uczynić szczęśliwa. Jedna spokojna prace na fabryce, która jakiś tam fun sprawia, gdzie miałam okazje poznać jedna z najpiękniejszych bratnich dusz, dorabiam sobie w stajni z jednymi z najlepszych koni w Niemczech, szefostwo jest ze mnie przezadowolone... Planujemy ślub... a ja siedzę jak to zasrane warzywo i tylko bym fajkę za fajką ciągła. Zero uczuć. Pustka, otępienie, zero radości. Nic. Ciemność. Z każdym dniem mam wrażenie ze staczam się coraz bardziej w czerń. Z myśli typu ‚ja nie chce tak żyć’ robią się myśli ‚ja nie chce zyc’. Wstając rano mam ściśnięty żołądek, ciagle mdlosci, jak mam zrobić coś dla siebie to jakaś popieprzona siła ciągnie mnie w dol i blokuje, nie jestem nawet w stanie wyjść na 5 minutowy spacer. Głowa na każda próbę pozytywnego myślenia krzyczy NIE. Przestałam się praktycznie odzywać do kogokolwiek... dobija mnie to, ze swoim zachowaniem krzywdzę ludzi, którym na mnie zależy. Jakby nie te prace i to, ze zakładam jakaś dziwna maskę silnej osoby to chyba bym już totalnie odleciała. Niestety ta maska coraz częściej spada... i im bardziej ludzie zauważają ze coś jest nie tak tym gorzej się czuje.. Nie chce, żeby ludzie wokol mnie obchodzili się ze mną jak z jajkiem bo mam depresje. Chce żyć normalnie, ale nie umiem. Czuje się tak martwa... Zimny trup. A ja mam ciagle zimne ręce. Wiem... poplatany jest ten post, ale próbuje wylać myśli w internet. Przepraszam.
A może jesteś po prostu tą osobą, która ma tzw depresję endogenną. I po prostu musisz być na lekach. Tak jak cukrzyk czy osoba z nadciśnieniem. Mam takich pacjentów. Od lat na lekach. I żadne terapie nie pomagały. Raz mniejsza dawka podtrzymująca, czasami większa dawka. Niby wszystko im się układa ok. W momentach świetnych, próbują odstawiać leki, żeby po prostu spróbować być bez, czy odpocząć od leków i zawsze u nich gorsze samopoczucie wraca. Po iluś tam latach, nie próbują odstawiać leków. Biorą niewielkie dawki na stałe, funkcjonują dobrze. Czasami pytam " to co? Spróbujemy odstawić?" I słyszę "ja już nic nei odstawiam, wolę być na tym do końca życia, trudno, niż znów czuć się źle"
Są takie osoby.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
07 marca 2018 16:30
dodzilla, jesteś teraz na lekach?
dodzilla, nie przepraszaj, że tu piszesz. Pisz, pisz w każdym momencie kiedy tylko musisz z siebie wyrzucić tę ciemność. Niech ten internet się na coś dobrego przyda w końcu.
Wiesz, w tym wszystkim jest światełko - wiesz, że źle się z Tobą dzieje. To już jest punkt zaczepienia, to już jest ta lina, której możesz się chwycić by próbować piąć się w górę.
Odstawiłam mój koktajl niecały rok temu, bo było dobrze... Nie chcę jechać cały czas na tabletkach na coś czego nie mogę umiejscowić w organizmie. Cukrzycy, cisnieniowcy maja problemy z funkcjonowaniem poszczególnych organów a ja? Myśli? Dusza? Jak leczyć coś czego fizycznie nie ma i wzięło się z nikad... To bez sensu. Mam nadzieje ze uda mi się chwycić tej liny jutro albo pojutrze albo kiedyś i zadzwonić do lekarza. Teraz wykręcenie numeru jest ponad moje siły. Wiem, to irracjonalne biorąc pod uwagę ze trzymam telefon w dłoni.
busch   Mad god's blessing.
07 marca 2018 19:08
dodzilla, ale przecież jeśli faktycznie masz depresję endogenną, to jest to zjawisko jak najbardziej fizyczne ( lub chemiczne, zależy jak patrzeć). Nie wiemy o mózgu wiele, ale to, co wiemy, wskazuje że mózg bardzo zależy od tych wszystkich neuroprzekaźników - które u Ciebie mogą być wytrącone z odpowiedniego balansu.

Jeśli trudno jest Ci to naprawdę objąć rozumem, to polecam np. książkę "Dziwne przypadki ludzkiego mózgu" albo "Człowiek, który pomylił swoją żonę z kapeluszem". Co prawda są to książki bardziej o tym, jak fizyczne zmiany wpływają na osobowość, funkcjonowanie i percepcję człowieka, ale może odblokuje Ci poznawczą blokadę i pozwoli zrozumieć, że depresja nie jest cechą nieuchwytnej duszy, a mózg - może chorować i warto mu pomóc, tak jak wątrobie czy nerce 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
07 marca 2018 19:31
dodzilla, depresja jest jak najbardziej fizyczna i namacalna. To choroba jak każda inna. Zgłoś się proszę do lekarza. jeśli sama nie możesz wykręcić numeru, poproś o to bliską osobę.

Ja się nie znam tak dobrze na depresji jak tunrida, ale wiem, że mózg osoby w epizodzie depresyjnym działa inaczej.

Transport serotoniny: po lewej u osoby zdrowej, po prawej u osoby z depresją.

Transport serotoniny: po lewej u osoby zdrowej, po prawej u osoby z depresją.
Tak. Dziewczyny dobrze piszą. W depresji neuroprzekaźniki nieprawidłowo się wydzielają ( serotonina, dopamina itd itp ) leki przeciwdepresyjne po prostu regulują ich wydzielanie i dzięki temu regulują po prostu pracę mózgu
Ale to już trzeba zgłosić się do psychiatry i dokładnie temat omówić. Bo może wcale nie masz depresji endogennej i jak najbardziej wymagasz terapii
Przez net się tego nie ustali, bo by się obie strony zapisały na maksa.
dodzilla, chciałam tylko napisać, że wcale nie napisałaś mętnie, nie napisałaś poplątanego postu. Napisałaś Maksymalnie Przejrzyście, jasno i logicznie.

Rzadko się zdarza tak trafny opis, jak to jest.
I zleć komuś ten telefon.
Nie musiałam zlecać telefonu. Wczoraj pękłam, rozsypałam się na podłodze. Dzisiaj jadąc do pracy ze znajomym tez. Powiedział to szefowej a ta mnie odwiozła do czubków. Czekam na obiad... I na lekarza. Nie wierze ze wylądowałam w wariatkowie. Kur...wa. To się nie dzieje naprawdę. Mam dość.
A ja sobie WYPRASZAM nazywanie moich pacjentów wariatami i czubkami a miejsce gdzie im pomagam- wariatkowem.
Bo nie zasługują na to!
Averis   Czarny charakter
08 marca 2018 20:26
Wszędzie bym takiego określenia się spodziewała, ale nie tutaj i to od osoby chorej...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
08 marca 2018 20:55
Averis, myślę, że dodzilla, była po prostu przerażona, ale mam nadzieję, że tak nie myśli.
Ludzie chorzy psychicznie są chorzy. Po prostu, jak ludzie z astmą, cukrzycą, chorobą wieńcową czy nowotworem. Ludzi chorych na te choroby się nie stygmatyzuje, a chorych na choroby psychiczne tak. I mnie to bardzo smuci.
dodzilla, masz bardzo fajnego znajomego! Trzymaj się.
Wyjaśniłyśmy sobie na priv. dodzilla- dasz radę.  :przytul:

A wracając do tematu. W oddziale psychiatrycznym będzie leżała nie tylko osoba z poważnym zaostrzeniem schizofrenii, która może chwilowo wyglądać jak ten przysłowiowy "czubek", albo z ciężką depresją, która chce popełnić samobójstwo.
W oddziale leżą
-1) osoby z depresją, którym np ciężko ambulatoryjnie ustawić leki z różnych powodów ( albo brak reakcji na kolejne leki, albo wyjątkowo źle tolerują leki, albo dodatkowo są bardzo obciążone innymi chorobami i ciężko coś dobrać co nie zaszkodzi) 
-2) osoby które warto oprócz podania leków przebadać porządniej a ambulatoryjnie trwa to zbyt długo, lub kosztuje dużo. (tomografia, pełne badanie psychologiczne, wielka biochemia z krwi- profil tarczycowy, witaminy niektóre)
I te osoby, NIE MUSZĄ leżeć w szpitalu, bo można się leczyć ambulatoryjnie, jak najbardziej, ale w oddziale jest po prostu WYGODNIEJ i szybciej

Poza tym w oddziale leżą: alkoholicy, osoby uzależnione od dopalaczy, narkotyków. Leżą osoby ze zwykłą nerwicą. Więc nijak do profilu "czubków" nie pasują. Alkoholików mamy TYYYYYLE wokół nas i prawie każdy kwalifikowałby się do położenia.
Po dniu na oddziale zamieniam czubków i wariatów na... ‚Boże, biedni ludzie’. Nie chciałam nikogo urazić. Dostałam leki... czuje się... mięciutko. Głowa dalej swoje ale przynajmniej dobrze ciężko i mięciutko... i nawet ichniejsze fajki limitują jak sie ładnie poprosi i odpalić da. Kontaktów w pokojach brak, kubeczki plaskikowe, lustra tez plastikowe, kraty w oknach... mili ludzie. Przepieprzoną robotę maja. Podziwiam cie tunrida. I dziekuje za wiadomosc - chłodnym, rzeczowym okiem napisane. Dziekuje.
Siedzę tu jak warzywo... Szefowa do mnie pisze, wszyscy do mnie piszą. Próbują mnie pocieszyć a to tylko zwiększa poczucie winy. Poza tym - cała ja. Nie składam swojego życia do kupy, czuje się podle... a jednak sama pocieszam ludzi w palarni. Nie umiem myśleć o sobie, widzę smutniejszych ode mnie, normalnych ludzi. Tylko smutnych. Próbuje pocieszyć. Polozyc rękę na ramieniu i połkać razem w kącie. Miałam złe wyobrażenie o tym miejscu... ale chyba czuje się bezpieczniej. Ktoś na mnie patrzy żebym sobie krzywdy nie zrobiła. Dziwne. Wszystko dziwne. Przepraszam za post pod postem. Nie wiem czemu jest mi łatwiej wylać myśli w internet, niż rozmawiać z kimkolwiek w rzeczywistości. Może temu, ze was nie znam i nie widzę. I dobrze. Miałam halucynacje po lekach... to było straszne. I znowu - prędzej przelecę się z gołym tyłkiem po mieście niż powiem wszystko komuś w oczy co mysle. Nie wiem czemu tu pisze. Chyba... pamiętnik. Jak Viritim. Wiem, to zły wątek na pisanie przemyśleń. Ja i tak już nie mysle. Ja cierpię. Wolałabym cierpieć z bólu złamanej nogi. Cierpienie psychiczne jest straszne. Boje się...
dodzilla, jeny, az mnie zmrozilo, jak ciebie tutaj zobaczylam. Jakis czas temu zastanawialam sie, co u ciebie, pamietam te wszystkie twoje perypetie, pamietam, ze w ktoryms momencie jezdzilysmy na podobnym wozku I jak czasami czytalam twoje posty to jakbys pisala doslownie o mnie - wiele rzeczy dzialo sie u nas podobnie. 😉 Czesto przejmowaly mnie mocno te wszystkie twoje przygody 😀

Ech, gdyby tak depresji mozna bylo dac w ryj.

Fajnie, ze piszesz, fajnie, ze zameldowalas sie, co u ciebie.
Szkoda że nie chcesz o tym powiedzieć tym osobom które tam są by ci pomóc. Jeśli będziesz udawała zdrowszą niż jesteś, możesz wyjść na nie do końca dobrze dobranych lekach. Jeśli nie zechcesz się otworzyć przed psychologiem, nie skorzystasz na pobycie tam tak bardzo, jak mogłabyś skorzystać. Zamiast skorzystać 100 % skorzystasz 40. Szkoda tego twojego pobytu tam . Dla tych osób to po prostu PRACA. Możesz je traktować tak samo bezosobowo jak nas.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 marca 2018 14:35
dodzilla, wiem jak ciężko jest sie otworzyć 🙁 nie próbuj bardzo na sile tego robić, ale pamiętaj, ze nie masz nic do stracenia, ze Ci ludzie nie sa dla Ciebie ważni. Tak jak my 🙂
Nie musiałam zlecać telefonu. Wczoraj pękłam, rozsypałam się na podłodze. Dzisiaj jadąc do pracy ze znajomym tez. Powiedział to szefowej a ta mnie odwiozła do czubków. Czekam na obiad... I na lekarza. Nie wierze ze wylądowałam w wariatkowie. Kur...wa. To się nie dzieje naprawdę. Mam dość.


dodzilla - trzymaj się, wiem, że do d.up.y tak mówić - ale qurde trzym się i nie puszczaj!!!
potrzebujesz jakiejś pomocy??

Uwierz będzie dobrze - teraz jest maxymalnie ch.jowo, ale będzie lepiej. Ja zaczęłam leczenie o 10 lat za późno, naprawdę, 10 lat straciłam miotając się w oparach własnego wnętrza z mega duża depresją - najgorszą/najtrudniejszą rzeczą było przyznanie się przed sobą samym, ze mam problem - bo na zewnątrz było wszystko OK....

Ludzie chcą Ci pomóc - właśnie widać i po znajomym i po szefowej. Nie bój sie PROSIĆ o pomoc...!!
dodzilla, jeszcze się niebo przejaśni, serio, jeśli nie teraz, to za jakiś czas.
A może zagaić rozmowę z psychologiem, że łatwiej Ci pisać na forum? Może od napisanego "do nas" zacząć?

Swoją drogą trafiłam na taki artykuł 10 ways to reach out when you're struggling with your mental health. Na moje laickie rozumienie, to dość przydatny (chociaż nie ma punktu 11 – pisania na re-volcie).
dodzilla - wiem, że to w sumie nic nie znaczy dla osoby, która ma głębokiego doła, ale... będzie lepiej. Mówię z własnego doświadczenia. Nigdy wprawdzie na oddziale nie byłam, ale przerabiałam myśli samobójcze i różne inne agresje wobec siebie, które w sumie kwalifikowałyby się pod oddział, ale albo nikt o nich nie wiedział, nawet jak już wkraczały w fazę planowania, albo już byłam pod opieką psychoterapeuty, z którym ustalaliśmy na bieżąco co i jak, że oddział np nie jest konieczny. Inny psycholog może uznał by inaczej, każdy  ma jakieś swoje postępowania i metody.
W każdym razie - ja cały czas miewam momenty, że nie chce mi się żyć (choć już to dla mnie nie jest róznownaczne z tym, że chciałabym się pozbawić życia.. może to dziwnie brzmi, no ale tak jest ), miewam doły takie, że no nie wstane z łożka, no nie i już, leżę calą dobę...  ale to się zrobiło już tak rzadkie.... a nawet jak się zdarzy, to traktuję to jak każde inne chorobowe, jakbym miała grypę i tyle. Juz się nauczyłam sobie z tym radzić (mi się to zdarza w konkretnych okresach funkcjowania, które juz na szczęście umiem rozpoznać i coś z nimi zrobić). Ale nawet jak jest taki jeden dzień, to umiem ze sobą już porozmawiac i drugiego  dnia jest inaczej. Trwało to długo,  zanim się tego nauczyłam. Wiele lat. W sumie cały czas się jeszcze uczę. Wiele sobie dalej przerabiam, wyjaśniam, itd. Ale... no jest dobrze. Po latach bycia mi źle.  Dalej bywa, że jest mi źle, szczególnie że wreszcie odblokowałam emocje, co było dla mnie jeszcze dopiero co nie do przejscia. Ale z emocjami jest źle inaczej, jakoś tak lepiej 😉 Teraz mam śmieszny stan - rozkoszuje się np tym, że mi tak smutno, że płaczę bez powodu. Bo że rozkoszuję się tym, że jest fajnie no to wiadomo, ale że tym, że mi smuto to się nie spodziewałam, że będę. Taki paradoks, ale no cieszę się tym, że nie jestem zombie, którym byłam wiele lat (z któtkimi okresami odblokowania). Dalej zostaje lęk czy nie schowam z byle powodu emocji do szuflady, no ale może wreszcie nie. Nie wiem, jak bdzie za dwa dni bo wypieranie wszystkiego co się da, mam opanowane do poziomu mistrzowskiego - ale no wiem to już, więc jest trochę łatwiej nie wpadać znowu w ten sam ślepy zaułek.

W każdym razie, co chciałam napisać - że można mieć gigantycznego doła, można nie wiedzieć co ze sobą zrobić, cierpieć tak, że każda część ciała boli (psychicznie, bo fizycznie niby nie boli, ale psychiczny ból jest nie do wytrzymania, ja osobiście od psychicznego bólu wole już ostry ból zęba -  dla mnie druga w kategorii rzecz nie do zniesienia, podobnie ciężka do wytrzymania), można nie chcieć żyć - a jednak gdzieś się w końcu odnaleźć na tym świecie 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 marca 2018 10:26
branka, brawo! 🙂
dodzilla, gdzie jestes?  👀 Tak czekam, az opowiesz, co dalej u ciebie  :kwiatek:
Dodzilla, wysyłam moc pozytywnej energii! Tak jak Tunrida pisze, skorzystaj jak najbardziej z pobytu, lekarze są po to, by Ci jak najefektywniej pomóc!

branka, wow, ależ z Ciebie silna babka!

U mnie się ruszyło, mam już dobrane leki, właśnie odebrałam wyniki krwi. I stad pytanie.
Serotonine mam na poziomie 11 ng/ml, norma oznaczona przez laboratorium została pomiędzy 0-200 ng/ml.
Ale to chyba jest coś nie halo skoro jest na dolnej granicy? Przecież nie można mieć serotoniny na minusie  😂
U mnie chyba nawrót. Jest ogólnie bardzo kiepsko, ale nauczona doświadczeniem gdzieś tam tli mi się bojowe nastawienie i nie chcę się poddać złym stanom. Chciałabym iść do 'mojej' psychiatry (1,5 roku mnie nie leczy już) i do mojego terapeuty (widzieliśmy się z 8 miesięcy temu), ale mnie nie stać. Obydwoje prywatnie przyjmują. O ile psychiatrę mogę olać albo nawet spróbować publicznie, to terapeucie ufam tylko swojemu, zna mnie dobrze (ponad 1,5 roku terapii) i ogólnie dla mnie jest jeden jedyny od tych spraw. I tak mi źle z tym, że nie mogę sobie pozwolić na tę 'przyjemność', że się strasznie zakopuję w sobie w domu i sama i jest źle. Spieprz*łam sobie chyba nawet przez to związek. Zaraz boję się spieprz*nia studiów i mega szansy zawodowej (od poniedziałku mam zaczynać ważny staż). A ja od 5 dni siedzę w domu pod kołdrą przy zasłoniętych roletach i nie wiem co robić. Miałam we wtorek lecieć do Rzymu i nie poleciałam. Każdej nocy wpadam w histerię i wyję przez 5 godzin chodząc po mieszkaniu w kółko. Wymyślam dziwne zajęcia, wczoraj przesiedziałam na parapecie przy otwartym oknie 2 godziny w nocy, przed wczoraj jeździłam autem bez celu po mieście. Czuję jak wszystko do mnie wraca i nie umiem się ruszyć z miejsca.

a i oczywiście dochodzą głodówki przez dwa dni, potem dzień jedzenia całego świata i znowu dwa dni głodówki. oszaleję.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się