Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 marca 2018 09:53
marszylka to zupełnie nie ten wątek i robi się OT, ale amnestria w psim wątku pisała, że problem ma wyłącznie ona, z rodzicami/facetem pies nie wykazuje takich zachowań na spacerach. Ciężko to zrzucić na hormony, a sterylizacja wcale nie jest lekiem na całe zło  😉 (choć oczywiście jestem zdania, że psy niehodowlane powinny być kastrowane/sterylizowane wszystkie bez wyjątku, ale nie o tym tutaj mowa  :kwiatek: ).


amnestria a nie myślałaś o rozmowie z psychoterapeutą? Może po prostu za dużo na siebie bierzesz w ostatnim czasie, jesteś przemęczona czy zestresowana i to akurat znajduje ujście w relacjach z psem? Pisałaś sporo o niekomfortowej sytuacji w pracy, ciągle żyjesz na wysokich obrotach, może po prostu się zmęczyłaś?  :kwiatek:
smarcik
Może troszkę offtop wyszedł z kastracją 😉, ale rada, aby dać sobie czas i na spokojnie podejść do problemu, to już bardziej w temacie dla "zdołowanych"
Niestety czasem mamy bardzo duże wymagania względem siebie i chcemy wszystko za szybko, albo się za bardzo "blokujemy/spinamy" w sobie, że nam coś wychodzi.


amnestria smarcik dobrze pisze. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy gdzieś byliśmy w zeszłym roku bo Pierdoła ciągle (ciągle!) miał biegunki. Sami nie możemy sobie gdzieś pojechać/polecieć bo jest kompletnie "niezostawialny" z innymi ludźmi. Z psem też ciężko pojechać bo śpiewa serenady w samochodzie. I czasem mi tak tego wszystkiego brakuje. Teraz jeszcze ja przejęłam zarówno poranne jak i popołudniowe spacery (czego wcześniej nie brałam pod uwagę) i czasem mam dość i nie mogę już na niego patrzeć (co to będzie jak przyjdzie kiedyś dziecko?!). Ale potem idę, czytam w parku kartkę na której ktoś przestrzega przed trutkami, dodaje zdjęcie swojego psa i pisze, że go już z nimi nie ma bo coś zeżarł. I tak patrzę na tą Pierdołę naszą. I sobie nie wyobrażam żeby zniknął. Nagle jakoś zagryzam zęby patrząc na zdjęcia z Tatr, na nasze stare zdjęcia ze spontanicznych wyjazdów. Taką podjęliśmy decyzję, pies się pojawił i jakoś trzeba to wszystko poskładać razem.
Ja aż tak wszystkich wątków nie śledzę (nie wiem co tam u Ciebie w pracy) ale może faktycznie to takie ogólne przemęczenie. Ty jesteś heros nie baba. Tyle masz zajęć. Może warto odsapnąć. Psychoterapeuta też dobry pomysł skoro Paput z innymi jest spokojniejszy. Poukładaj sobie to w głowie i w ciele wszystko i odpuść trochę  :kwiatek:
Girls, dzięki :kwiatek: Ostatnio w pracy u mnie lepiej (dalej ta sama, ale nowe stanowisko i super kasa), w związku ok. Brakuje mi konia, wyglądał rok temu jak milion dolarów, a teraz przez nieregularną pracę jak Łysek z pokładu Idy 🙁
Tylko Paput daje ciała. Uwielbiam ją, ale wybaczcie - ostatnio chcę jej łeb urwać. Miałyśmy jeździć w góry, biegać, trenować, rozwijać się, spotykać innych psiarzy. A póki co to próbujemy wyjść z klatki bez awantury. Już i tak odpuściłam tylko pozytywne metody i zamówiłam łańcuszek. W sobotę dwukrotnie pociągnęła mnie tak (i nie że ciągnie, ona idzie przy nodze, ale na widok psa robi susa w przód... takie szarpnięcie) że coś mi się stało z lewą ręką. Nie trzasnęła, ale boli. Obstawiam naciągnięcie.

Jest mi zwyczajnie przykro. Bo nie mam radości z posiadania psa. Kto zna moją historię to wie ile łez wylałam przez Ducha (dwuletnie leczenie młodego jurnego konia). I nie mam ochoty przechodzić przez to samo. Z królikami to samo było. Agresja przez nadprodukcję hormonów w nadnerczach - były 2 i musiały być odseparowane całe 8 lat. Zatory średnio 2-3x/mc. Już byłam hiper wypecjalizowana. Nie uczę się na błędach, po co mi kolejne zwierzęta, skoro trafiają mi się tylko takie "gorsze" egzemplarze.
Dodam, że ze stresu wróciła moja choroba, tadam.

Się wyżaliłam, dzięki, od razu lepiej :kwiatek: :kwiatek:
W tym wszystkim najgorsze, że wróciły Ci problemy zdrowotne.
Moje zdanie znasz 😉 A tak dodatkowo - a weź jej urwij ten łeb! Tak, wiem jak to brzmi. Sorry, ale zwierzę nie może Ci robić krzywdy. Nie i już.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
13 marca 2018 11:14
amnestria, ja wiem ze to dosyc radykalne, ale - nie da sie zrobic tak, zebys przez jakis czas nie wychodzila z Tundra na spacery, tzn. zebys TY nie wychodzila, tylko inni (rodzice, partner)
Bo i Ty bedziesz miala szanse odpoczac od ewidentnego zmeczenia i rozzalenia stanem rzeczy, i Tundra - skoro wychodzac na spacery z innymi nie szarpie sie do innych psow - bedzie miala zminimalizowane powtarzanie zachowania, co jest kluczem do kompletnego wygaszenia zachowania.

Z drugiej strony - pociesze Cie, ze da sie przyzwyczaic do zycia z takim psem. Do oczu wokol glowy, myslenia za innych wlascicieli psow, przewidywania ich glupoty, do wszystkuch mozliwych zabezpieczen "na wszelki wypadek", do 20m tasmy na kazdy "wolny" spacer, do godzenia sie z tym, ze przy pewnych psach po prostu musze stac i czekac az sie przestanie szarpac.
Co prawda moj to zupelnie inny rozmiar i sila, ale i na to sa metody. Ja wiem, ze Tundra to jeszcze dzieciak, ale... powiem tak, ja bardzo zaluje, ze tak pozno siegnelam po kolczatke (z jej poprawnym stosowaniem, znaczy sie). Moja wpadala w tak silna reakcje fight-or-flight ze NIC nie bylo w stanie przelaczyc jej mozgu na nawet sekunde sluchania. Nic. Dopiero prawidlowe uzycie kolczatki pozwolilo na chociaz ta sekunde myslenia, i dopiero wtedy bylam w stanie jej pokazac, ze nic sie nie stanie jak sie nie bedzie wsciekle rzucac, ze nie jest wcale w niebezpieczenstwie, a jak usiadzie na dupie to nawet bedzie fajnie.
I tak przez dobre 5 lat bezsensownie i bezsilnie sie z nia szarpalam. Pomimo tylu lat tak silnie utrwalonego zachowania, w wieku 7-8 lat nareszcie robie z nia postepy. Nigdy nie bedzie zupelnie cacy, ale jest lepiej.

Takze nie trac nadzieji, Twoja to jednak jeszcze dzieciak, i poza szarpaniem sie na smyczy nie ma jednak checi mordowania innych psow. :kwiatek:
amnestria, wymień ten łańcuszek na kolczatkę, łańcuszka to przez te kudły nie poczuje. Kolcami dostanie kilka razy jak będzie robić bydło i następnym razem się dobrze zastanowi zanim znowu wyskoczy do kogoś z buzią 🙂 Oczywiście międzyczasie pracuj sobie pozytywnymi wzmocnieniami, ale masz kawał psa - buraka, no to odwdzięcz się takim samym buractwem. Oczywiście nie mam na myśli nadziewania jej jak szaszłyk na te kolce, ale żadna krzywda się jej nie stanie jak poczuje konkretny sprzeciw.
amnestria Nie śledziłam ostatnio psiego wątku ale wiem co czujesz, też miałam takie momenty, że miałam dość po tym jak trafiały mi siesame problematyczne  konie i psy. Jedno to powiem Ci, że do tego się da przyzwyczaić, w snsie, że potem mija to, że się żałuje, że nasz nie jest jak inne psy, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, ciągle myśleć, przewidywac - to się staje normalne. Mi też pomogło, że całkowicie zminimaizoawłam wymagania, tzn oczekiwania, jak zdałam sobie sprawę, że Dex jest jaki jest i nie jst to moja wina (ty jesteś w lepszej sytuacji bo z tego co widzę to masz jescze młodą podatną na korekty i szkolenie🙂 i nie naprawię genetyki, jak go zaakceptowałam to nagle zaczęło wszystko lepiej wychodzić.

Tak czy inaczej powodzenia bo wiem jakie to trudne, ale skoro masz behawiorystek i szkoleniowca to na pewno dacie radę! Może więcej pracy w domu skoro problemy są tylko z tobą? Żeby Wam się lepiej współpracowało żeby przećwiczyc pewne schematy zachowań w spokojnych warunkach, mój poprzedni pies przez kilka lat reagował szczekaniem i wyrywaniem się na każdgo psa, owszem był mały, ale wiem jak to jest jechać na wakacje i nie móc pójść do miasta czy na spacer bo wszędzie psy i każ∂y pies to napad 'agresji' (w'' bo mój agresywny nie był po prostu tka się wściekał jak nie mógł się przywitać), ale mimo to jeździliśmy z nim wszędzie, sporo pracowałam i udało się🙂
Amnestria to ja może trochę rzucę zupełnie innym spojrzeniem - piszesz, że bez sensu mieć zwierzaki, skoro kolejny Paput Ci się trafił popsuty, ale to nie w Tundrze problem i chyba zdajesz sobie z tego sprawę? Jeśli pies nie wykazuje takich zachowań przy innych prowadzących to ewidentnie jest problem w Tobie niestety. Skorzystaj z rad dziewczyn i idź do psychologa, bo bez sensu psujesz sobie humor i życie brakiem aktywności, którą chciałaś mieć.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 marca 2018 08:25
amnestria, powiem Ci na pocieszenie, że nie jesteś jedyną osobą, która ma problem z psem, koniem, kotem, dzieckiem, mężem i innymi 😉
Tylko ludziom dużo łatwiej kreować krainę z waty cukrowej niż przyznać, że sobie nie radzi z psem, dzieckiem, mąż wali po rogach, kot znowu naszczał na pranie i znów żarłam czekoladę w nocy 😉

Pies z problemem to nie jest koniec świata, bo można to przepracować, wrzuć na luz, zadbaj o siebie, a wszystko powoli się ułoży.

I szacun, że jesteś w stanie świadomie napisać, że nie radzisz sobie z psem, że jest Ci ciężko, a nie kreujesz teorii z kosmosu żeby tylko przypudrować problem, a nie przyznać się do swojej słabości, braku umiejętności, lenistwa i zrzucić wszystko na karb specyfiki rasy. Brawo.
amnestria, powiem Ci na pocieszenie, że nie jesteś jedyną osobą, która ma problem z psem, koniem, kotem, dzieckiem, mężem i innymi 😉
Tylko ludziom dużo łatwiej kreować krainę z waty cukrowej niż przyznać, że sobie nie radzi z psem, dzieckiem, mąż wali po rogach, kot znowu naszczał na pranie i znów żarłam czekoladę w nocy 😉

Pies z problemem to nie jest koniec świata, bo można to przepracować, wrzuć na luz, zadbaj o siebie, a wszystko powoli się ułoży.

I szacun, że jesteś w stanie świadomie napisać, że nie radzisz sobie z psem, że jest Ci ciężko, a nie kreujesz teorii z kosmosu żeby tylko przypudrować problem, a nie przyznać się do swojej słabości, braku umiejętności, lenistwa i zrzucić wszystko na karb specyfiki rasy. Brawo.


Amen!
Amnestia zmęczenie jest normalną rzeczą, która jakby nie patrzeć nie pomaga w życiu. wręcz przeciwnie. Powoduje, że wszystko wokół wywołuje frustrację. Twój pies te negatywne emocje odczuwa. I koło się zamyka. Wyluzuj  😉
Jara dobrze mówi, to nie koniec świata. I ma też rację z tym, że ludzie wolą opowiadać jak to jest kolorowo u nich w życiu, nawet jeśli jest to wyssane z palca. Nie cierpię takiego zakłamania. Nieraz mam wrażenie, że ja to żyje w innym świecie, bo z mężem się kłócę, dziecko mnie potrafi wyprowadzić czasem z równowagi, dla konia nie mam tyle czasu ile mieć powinnam, a w domu mam zazwyczaj nieogar. Ooo i codziennie mówię, że zacznę biegać, po czym jak się uwinę że wszystkim to padam. I dla mnie to są normalne rzeczy dnia codziennego i nie lukruje do nikogo, że jest cudownie.
Głowa do góry! Będzie dobrze!
Dziękuję Wam dziewczyny, jakoś tak raźniej mi teraz :kwiatek: :kwiatek:

Postaram się wyluzować, choć to akurat dla mnie najtrudniejsze. Niestety jestem typem "co-ludzie-powiedzą" i bardzo przeżywam opinię innych (a Tundra ma już łatkę osiedlowego dresa). Analizowałam sobie to wszystko i wychodzi mi, że (to a propos tego co Ty Fokusowa powiedziałaś), że moja relacja oparła się na złych założeniach. Tzn było dużo miłości bezinteresownej z mojej stronej (strasznie się cieszyłam, że mam pieska), tony miłości, głasków, niuniania. Suka od początku była z tych wycofanych w psich kontaktach. Jak zaczęła pierwsze niefajne zachowania to ja już się stresowałam. Ponieważ - w moim rozumieniu - tym przytulaniem w ludzkim stylu dałam jej odczuć, że jestem na tym samym poziomie w stadzie, co ona, a na spacerachw  dodatku się stresowałam (dla psa to strach) to ona wzięła na siebie ciężar odpowiedzialności, a innego schematu nie znała niż taki pozorowany atak. Mój ojciec czy mama nigdy nad nią nie ćwierkali, i problemy też oczywiście są, ale łatwo "naprawialne".

No dałam d*** krótko mówiąc. Mam zamiar to naprawić, zmieniam zasady gry, nie ma nic za darmo, może nie wojsko, ale zimny wychów. Pewnie to potrwa długo, ale wierzę, że póki jest młoda to się obie ogarniemy. Plus jakieś zajęcia z psami. I może się uda 😀
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 marca 2018 10:46
amnestria, pamiętaj, że nie warto, nie powinno nigdy mierzyć każdego psa miarą innego psa.
Psy są różne, przeróżne, wręcz unikalne jednostki. I nie wiem jak określić to uczucie kiedy w wątku psim pojawia się "a bo pies moich rodziców", "a pies moich teściów" itd. Pies psu nierówny, są psy wymagające twardej ręki, mocnego prowadzenia, a są takie, które nigdy nie były szkolone tylko tak naturalnie wszystko wyszło, że były psami na medal.

I ja też zderzyłam się z rzeczywistością kiedy mój drugi pies w życiu, który był sterowany głosem, a nigdy w życiu nie był na żadnym szkoleniu, a był psem jeśli można było to tak nazwać więcej niż idealnym. A po nim mam Bu, psa który po dziś dzień doprowadza mnie do osiwienia, bo się okazało, że też sprawiała problemy wychowawcze podczas okresu dojrzewania takie, z którymi szkoleniowiec i behawiorysta poradzić sobie nie mógł. Nie mogli jej nawet nauczyć komendy "leżeć". Dzwoniłam w panice do szkoleniowca za każdym razem jak zaczęła furczeć do sąsiada, któremu pozwalała się jeszcze wczoraj głaskać. Żołądek mi ściskało i zastanawiałam się, którą dziurą uciec przed podwórko żeby nikogo nie spotkać i znów awantury na osiedlu nie robić. Bo obcy ludzie to mnie nie interesowali, ale z sąsiadami ciężko by było się mijać na klatce. I Ci powiem, że jak wielcy behawioryści nic nie pomagali to w końcu dałam sobie z tym spokój, stwierdziłam, że już będę mieć takiego przygłupiego dresa robiącego dym na każdym kroku (ale tylko na własnym podwórku) i trudno, będzie chodzić w kagańcu. I że nie będzie to pies ideał, pies na medal, sterowany głosem. Będzie to Bulina - unikalna jednostka. I nagle problem zniknął 😉

Lubię to!
😀
JARA, dziękuję Ci za ten wpis, wiele dla mnie znaczy. I dziękuję, że się podzieliłaś. Nie wiedziałam, że u Was tak to wyglądało.


Jeśli mogę jeszcze trochę nudnej prywaty - ja może też czuję takie przytłoczenie, bo marzyłam o psie od zawsze. Mój chłop nie chciał, ale dla mnie się zgodził. W ub. roku, jesienią, mialam doła. Może nie depresję, ale takiego solidnego doła. Mi dołki nie pomagają w walce z neuralgią, no bo im więcej endorfin, tym mój musk mniej wariuje. Dlatego np. nie przestałam jeździć konno, bo zawsze dawało mi to tyle radości, że czułam że mogę zarządzać swoją chorobą. A pies miał tylko dodatkowo pomóc. Przymus wysiłku codziennego, fajny towarzysz, kula do głaskania. Jest gorzej - to mało powiedziane, wieczorami ciężko mi funkcjonować powoli i wraca mój koszmar (czyli po całym dniu stresu przepalają mi się styki). I mam ochotę wznieść ręce do nieba i krzyczeć "DLACZEGO JA???" 😁 😵

Ileż codziennie można udźwignąć takiego bólu, który jest tylko wynikową zdenerwowania. Żeby nie było, mogę pomóc sobie farmakologicznie, ale to niesie różne konsekwencje (nie można prowadzić samochodu, śpię o wiele więcej niż ustawa przewiduje, niska koncentracja, na początku potrzebny urlop od pracy, bo na starcie jest zombie-mode).

No, co ja mogę powiedzieć. Nie liczyłam się z tym, ze trafi mi się taki trudniejszy egzemplarz. Raczej zakładałam pozytywy. I może jestem złym człowiekiem i nieodpowiedzialną osobą, że nie rozważyłam różnych scenariuszy. Ale stało się. Inna sprawa, że potrzebuję zobaczyć postęp, potrzebuję tego dla siebie. Jakikolwiek, drobny.
amnestria, ja o pieskach mogą pisać długo i dużo 😀 Pocieszanie przez mówienie, że inni mają gorzej nie jest najlepszym pocieszeniem, wiem, ale jednak dobrze wiedzieć, że nie jest sie samemu.
Ludzie mają po*ebane psy. Serio serio. I to nie jakiś tam promil, naprawdę bardzo wiele osób nie radzi sobie z własnymi psami, mają psy lękowe, niszczące, często agresywne - vide moja wczorajsza nocka - strzygłam o 3 w nocy psa, bo miał biegunkę, cały się ufajdał i właściciel nie mógł NIC z nim zrobić, pies go całego pogryzł, nie dał się umyć, wystrzyc NIC - całe mieszkanie do rana byłoby w kupie. I ja w nocy - na ostrym dyżurze bawiłam się w groomera w znieczuleniu, bo inaczej się nie dało (pies schroniskowy, z traumą, pracujący ze szkoleniowcem). Pan dodatkowo tez był chory (mogę Ci na pw napisać nawet na co, bo też zaburzenie neurologiczne). Ale powiem Ci, że pan się cieszył z tego psa. Miał go w tym momencie dość, pies zupełnie nie akceptuje innych psów, ale właściciel go tak kochał, że aż miło było popatrzeć. Po prostu cieszył się z faktu posiadania psa, akceptując jego wady. Wydaje mi się, że w ogóle nie przejmował się swoimi sąsiadami i tym co pomyślą. Pomyśl, że te ich weściki czy joreczki w domu gryza ich po kostkach, bo jest zaburzona dominacja w stadzie i w domu, te małe grzeczne na spacerach psy, stają się szatanami 😉. Praca nad takim zwierzakiem TRWA.
Ja mam wrażenie, że Ty też trochę swojemu facetowi chcesz udowodnić, że posiadanie psa jest super, nie? Czy nie możecie chodzić na spacery razem? Nie będziesz wtedy zafikswoana na psie, tylko na spacerze ze swoim facetem 🙂
Ze mnie żaden behawiorysta i znawca, nie pracuję z psami na co dzień, tylko muszę sobie radzić z danym psem w ekstremalnej dla niego sytuacji. Szczerze, ja bym poszła w kolczatkę. Nie jesteś osobą, która będzie tego nadużywać. Albo dwie obroże, jedna normalna, a druga kolczatka w razie W. Potraktowałabym to jako czarną wodzę 🙂
Masz psa wymagającego, ja nie jestem fanka owczarków w ogóle, dla mnie te psy się albo kocha, albo nie lubi, ja nie przepadam 😉 Ale to co opisujesz moim zdaniem jest dość typowe dla tych psów.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 marca 2018 12:26
Oczywiście, że miałam problem z psem. I nie jeden, a dwa i każdy z nich w jakiś sposób został przepracowany.
I doskonale wiem co czujesz, bo jakbym cofnęła się o te 7 lat to przechodziłam to samo. Byłam załamana, bo chciałam mieć super psa, a miałam tylko sytuacje, których nie rozumiałam i nie wiedziałam co z nimi robić. Jak zwracałam się o pomoc to ją dostawałam, ale niekoniecznie ta pomoc była skuteczna. Dziś, kiedy od wielu lat te problemy mam za sobą to myślę sobie, że wtedy wariowałam, ale wiadomo, że jesteśmy mądrzejsi kiedy sami coś przeżyjemy, poradzimy sobie z tym i mamy to już za sobą. W tamtym momencie nie byłam tego tak pewna, jak jestem dziś. 😉
To nie poprawia mojej samooceny 😀 Bo ja się nie cieszę aktualnie z posiadania psa i nie będę udawać, że jest inaczej 😀iabeł:
Cri, tak, trochę bym chciała udowodnić, a że nie jest - no to mam pod górkę. Wiesz roztaczałam super wizje, a jest taka kaszana, że szkoda gadać 😉 Chodzimy czasem razem, ale rzadko. Chłopak nie ukrywał nigdy, że woli iść na rower niż z psem i wiedziałam to zanim pies się pojawił. On się zgodził na psa, pod warunkiem, że nie będę go zmuszać do opieki. I ja to szanuję, bo tak się umówiliśmy. I tak mi pomaga bardzo.

A co do owczarków, no dlatego - żeby łatwiej - wzięłam szwajcara. Miałam okazję poznać psy po tej samej matce już 2-letnie, miałam okazję zobaczyć inne pieski z tego samego miotu. No to powiem tak, parę (tych starszych) pracuje jako terapeuci, jeden jest przyuczany do pracy z ludźmi na wózkach inwalidzkich, młodziaki są bezproblemowe. A ich właściciele niektórzy to też nieogary, więc to nie tak, że trafiły do super znawców 😀
amnestria, rozumiem 🙂 wiesz, ten pan chyba tez nie cieszył się z posiadania psa w tamtym momencie 😀 Ja po prostu zapytałam jak im się żyje z takim psem w domu codziennie. Tylko wiadomo, po psie ze schronu z trauma można się spodziewać, że tak będzie. A tutaj, tym bardziej po tym co napisałaś o innych psach z tej hodowli, raczej można się było spodziewać innego obrotu spraw i ja Cie doskonale rozumiem. Ja sama miałabym duży problem w głowie, gdybym miała problemowego zwierzaka (akurat mam kota, a one też potrafią dać popalić...). Słuchaj JARY i Ascai bo moim zdaniem dobrze mówią. Nie ma się co zafiksowywać na stu szkoleniowców, psychologów bo można się jeszcze bardziej wkręcić. Ja bym po prostu przestała się cackać 🙂 Najtrudniejsze jest odpuścić w swojej głowie, ja jako perfekcjonistka niestety też mam z tym problem 🙂 Najważniejsze, że przyznajesz się do problemu, a nie udajesz przed sobą.
amnestria, czytałaś książki J. Gałuszki? W jednej z nich jest świetna anegdota o trudnym psie, który atakował pracowników schroniska. Przyszła starsza pani, adoptowała psa i od tego dnia pies łaził za nią krok w krok, bez smyczy, bez problemów. Zapytana jak to robi, odpowiedziała, że nie zwraca uwagi na psa. I coś w tym jest, bo im mniej ja pilnuję psa tym bardziej pies pilnuje się mnie, co testuję od 2 miesięcy.
Masz możliwość popracować nad swoimi emocjami z innym psem?
Bera7 to jest raczej syndrom mojego pieska. Bo raczej nie mam problemów z innymi psami. Bo są cudze 😉
Zresztą, tak samo jest z bezdomnymi i ich psami, krok w krok chodzą za swoimi panami. 😉
Amnestia
Ja nie jestem dobra w psach. Chociaz psy mam cale zycie. Ostatnie ponad 15 lat to schroniskowce. Ten ktorego mam aktualnie raczej niewiele osob chcialoby miec. Wzielismy go z ex bo był brudnym dredem, siedzacym w budzie, co chwila atakowanym przez inne psy. Z budy wytargał mi go pracownik siła. Wzielam z litości. Chcialam mu pomoc. Chcialam miec pieska do towarzystwa w tereny, na wypady w gory i na wieś. 
Jakie było moje rozzarowanie jak okazalo sie ze psa mam katowanego w przeszlosci (podpalanie, bicie itp ), ktory chodził na spacery doslownie czołgajac sie po ziemi. Potrafił nie zalatwic sie 3 dni ze strachu, a potem zasrać mi sypialnie (doslownie, gówno bylo nawet w kontakcie ). Na smyczy tak ciagnal, ze scierał pazury do zywego, na dworze nie reagował na nic. Nic nie slyszal, nic nie widział itp. Spacery z nim to byla dla mnie trauma ( zerwal mi sie ze smyczy raz i uciekal przed TRAMWAJEM, srodkiem torow! ) pamietam że się nakrecalam tym jego zachowaniem, bylam ciagle w stresie, ciagle unikalam miejsc na spacery, ludzi, psów , wygluszalam okna bo na glosne dzwieki niszczyl mieszkanie, nie swiecilam komórką/latarką/czymkolwiek (panikowal wtedy),itp.  Behawiorysta nie potrafił wiele pomoć, poza tym ze kazał sie nie przejmować, zostać liderem ( eby pies wiedzial ze przy mnie jest bezpueczny )i niczego nie unikać.
Teraz mija nam 10 lat. Pies ma jakies 15. Kiedy odpuscilam piest stał sie fantastycznym kompanem ternowym,  super psem dla dzieci, bez problemu chodzil ze mna do pracy i biegał przy rowerze. Skonczyly sie problemy w miescie, przy duzej ilosci ludzi (był ze mna przejazdem na Woodstocku nawet ).  To wszystko sie zmienilo jak moje nastawienie do niego sie zmienilo. Przestalam sie stresowac i przestalam chciec miec idealnego psa. I dalam mu bardzo duzo czasu.
Ten pies jest nadal tak zryty ze nikt by go nie chciał, ale potrafimy ze soba funkcjonowac.
Wydaje mi się ze jak Ty zmienisz swoje podejscie to Twoj pies tez sie zmieni  :kwiatek: czego Ci zycze i wierze ze bedziesz miala super psa na gorskie wypady.
amnestria
Dasz radę, suka podrośnie i się uspokoi a Ty na pewno się z nią dogadasz.
My wzieliśmy labradora 10 lat temu, miał być grzeczny i miły pies do wszystkiego. Okazało się, że pies to wulkan energii, potrzebuje co najmniej 1,5 godziny dziennie spaceru najlepiej w ciągłym trybie pracy.
Jak podrósł zaczął tak ciągnąć na smyczy, że mój mąż 1,86 chłopa musiał go czasem owijać smyczą wokół drzewa/słupka tak ciągną do psów. Zaczął się rzucać do psów które mijaliśmy i mi było go mega ciężko utrzymać. Na naukę chodzenia na smyczy wychodziłam wieczorem jak już było ciemno i ludzi nie było na mojej wiosce. Jak tylko namierzałam jakiegoś psa robiłam wszystko żeby go z daleka ominąć. Agresywny był tylko na smyczy, jak się go puściło luzem wcale tak nie kozakował i bez problemu bawił się z innnymi psami.
Wykastrowaliśmy chłopaka co nam mega pomogło. Pies się uspokoił. Ja przestałam też się z nim patyczkować czasem jak się wyłączył zdarzało mi się mu nawet "huknąć w łeb". Jak miał dwa lata był już całkiem normalnym psem, z którym mąż jeździł na smyczy na rowerze, na spacerze też był raczej odwołalny. Jeździł z nami w góry i nad morze i było całkiem ok, chociaż na psy czasem reagował różnie. W stajni był jęcząco-piszczacy i raczej go nie brałam samego.
Już nie ma go z nami, ale mimo tych wszystkich problemów kochaliśmy go z mężem mega mocno.
Może pies ma za dużo energii, potrzebuje wybiegania za miastem bez bawienia się z innymi psami, tylko z Tobą po prostu się bawiąc.
Trzymam kciuki będzie dobrze na pewno za rok będzie tych problemów o wiele mniej.
Teraz mam młoda sukę labradora i z nią mamy z kolei problem że obgryza ściany i trochę niszczy -  i co mi najbardziej przeszkadza - nie mogę jej na luzaku puszczać ze smyczy. Z poprzednim musiałam mieć mieć oczy dookoła głowy z uwagi na inne psy, a młoda ma straszne zapędy ganiać za tropami i dzikimi zwierzętami. Mamy dużo nieużytków i mieszkamy pod lasem ale mam ciągłego stracha że pies mi zwieje za zwierzyną. Jak złapie jakiś zapach to też się wyłącza.. i jeszcze menda strasznie zbiera smieci, gnaty i padlinę i jak złapie to jej nie zabiorę.  😤
[quote author=ewelin_n link=topic=44.msg2766344#msg2766344 date=1521046516]
My wzieliśmy labradora 10 lat temu, miał być grzeczny i miły pies do wszystkiego. Okazało się, że pies to wulkan energii, potrzebuje co najmniej 1,5 godziny dziennie spaceru najlepiej w ciągłym trybie pracy.
[/quote]

Przepraszam, raczej staram się nie czepiać. Ale to mnie uderzyło i powaliło.
1,5 godziny dziennie spaceru/pracy/zabawy z psem to dużo?
Z niedużym, ale młodym psem to jeszcze zupełnie standardowo, a z młodym labradorem...
Mam nadzieję, że to tylko nieprecyzyjny dobór słów. 
Ja z chihuahuą chodze na spacery 1,5h 😁
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
14 marca 2018 21:05
Ja z chihuahuą chodze na spacery 1,5h 😁

Ale w torebce to sie nie liczy! 😁
Ascaia
Spacer 1,5 godziny oki, ale sam spacer nie wystarczał, cały czas musiała być PRACA węchowa, szkolenie, aportowanie itd... jako początkujący właściciele musieliśmy się przestawić, że spacer z psem to nie łażenie sobie po lesie a pies obok biega tylko musiała być robota.
Wet zalecał spokojne spacery bez szaleństw i krótkie dla młodego z uwagi na rozwijające się stawy i trochę trudno to było pogodzić. A tymi stawami byliśmy na początku mocno przejęci, weci straszyli, na forach labradorowych się naczytaliśmy  - brak aportowania, spokojne chodzenie na smyczy do roku bo jak nie to stawy zagrożone, a schody to zabójstwo. Na szczęście w okolicy dużo wody więc ratowaliśmy się pływaniem. Ale z ochroną stawów musieliśmy odpuścić bo młody po prostu musiał się wybiegać.
Na szczęście dysplazji koniec końców nie miał.
Oczywiście spacer 1,5 -2 h był standardem mieliśmy bzika na punkcie szczęśliwości i komfortu tego psiura, bo nie mieliśmy jeszcze dziecka więc to był nasz ukochany syneczek 😉



Czyli jednak kwestie stylistyczno-językowe.
Kochani, chciałam podziękować za wszystkie posty, za wszystkie wiadomości na pw, które od Was dostałam. Nie spodziewałam się takiego odzewu i jest to szalenie miłe. Bo... wychodzi na to, że "we will never walk alone" 😁 Dodaliście mi tyle otuchy, że aż chce mi się na spacer - walczyć z demonami 🏇 I w ogóle pierwszy raz od jakiegoś czasu wczoraj niczym się nie stresowałam. To wspaniałe uczucie - się nie zamartwiać.


Zakupiłam tym samym kolejne zbędne kolorowe akcesoria, chcę też nową nereczkę na smaczki. I nie były to kompulsywne zakupy - ot, jak fun na spacerach to fun!
amnestria, nie Ty jedna przeżywasz swoje wzloty i upadki. Ja miałam kiedyś sznaucera olbrzyma. Przysięgam na wszystko, to był pies sterowany głosem, gestem i oczami. Miałam z nim totalny luz, przyjeżdżałam do stajni, wypuszczałam z samochodu i po 3-4 godzinach wołałam, że pora wracać. Zwykle przy drugim wezwaniu miałam psa na baczność przy bagażniku. Do weterynarza chodził bez smyczy. Jedyny warunek, żeby był spokój musiał mieć kolczatkę na szyi. Której to kolczatki nigdy nie trzeba było używać.

Dokupiłam mu kolegę, który okazał się agresorem, ale w zasadzie sznaucer go ustawił i dało się żyć. Z tym, że temu drugiemu to czasem nawet kolczatka nie przeszkadzała jak się rzucał.

Teraz mam psa nawet trochę większego, który jest totalnym idiotą, takim naprawdę totalnym, przy którym poddało się już dwóch behawiorystów. Nauczenie go podstawowych komend graniczyło z cudem. Po odejściu naszego sznaucera przestaliśmy gdziekolwiek jeździć z psami, bo nie miałam siły się z nimi szarpać. Żadna przyjemność. Zostały po prostu w charakterze "burków" na posesji. A w zasadzie w domu, bo wyrzucić je na siku graniczy czasami z cudem.

No więc teraz zamiast mojego ukochanego sznaucera mam jednego agresora przerodzonego w starego piernika, który zawsze piszczy bo zawsze coś chce i drugiego dorosłego debila, który tylko pięknie wygląda. I jak Boga kocham mam ich czasem ochotę obydwu udusić. A ja jestem ta sama. Ta sama, która wyszkoliła sznaucera na wszystkich możliwych kursach i zajęciach z pozorantem, pistoletami, bejsbolami, chodzeniem po tropie etc, czyli teoretycznie powinnam sobie poradzić...

Natomiast dla mnie zawsze absolutną podstawą przy dużych psach była i jest kolczatka. Raz w życiu użyłam łańcuszka i dla mnie to jakieś pomylenie pojęć jest. Mam w nosie, co ktoś sobie o mnie pomyśli. To zawsze jest zwierzę a nie człowiek i jak waży powyżej 30-40 kg to w sytuacji podbramkowej może mi rękę wyrwać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się