Depresja.

Averis   Czarny charakter
15 marca 2018 21:25
Infantil, gdybyś miała cukrzycę, to nie mówiłabyś, że nie masz na insulinę, tylko byś poruszyła niebo i ziemię. Wiem, że z kasą bywa krucho (wiem to aż za dobrze), ale jeśli trzeba, to pożycz od kogoś, zrezygnuj z czegoś, wyczaruj skądś pieniądze na terapeutę. Bo sama przyznajesz, że to może być nawrót i już wpływa negatywnie na Twoje życie. Też tak miałam i odwlekałam wznowienie terapii, aż nie było prawie czego składać. Nie jest to u Ciebie "przyjemność". To raczej kwestia ratowania życia (jeśli nie dosłownie, to przynajmniej dotychczasowego życia). Nie masz nikogo, kto by Ci pomógł?
Ja wiem, że masz kompletną rację. Jednorazowo na terapeutę zorganizowałabym pieniądze pewnie bez problemu, natomiast na stały powrót do terapii już na bank nie. Zresztą odczuwam najgorsze poczucie świata - wstyd, przed wróceniem na terapię (więc pewnie podświadomie szukam wymówek). Wstyd przez przyznaniem się do porażki, że nie wyszło, że nie tak miało być, że przecież szło już tak dobrze. A co gorsze, to to, że nie jestem świeża w temacie i wiem, że taki wstyd jest kompletnie bezpodstawny i idiotyczny a zarazem jest cholernie silny. Mam wrażenie, że aktualnie to jest jak walka dwóch skrajnie różnych osób...
infantil A czy nie jest np tak, że skoro odczuwasz wstyd, to też z góry zakładasz , że nie masz tych finansów na ewentualne dlłuze wizyty, a jakbyś go nie odczuwała, to byś miała? Tak tylko pytam, bo nie wiem oczywiscie jaką masz sytuacje 😉
Ja wiem po sobie, że nigdy nie mam kasy w okresach oporu na terapię (albo  jak wejdę w jakieś emocje właśnie np typu wstyd), a potem nagle jak jestem w innej fazie, to magicznie kase mam..... A nic się nie zmienia w moich finansach w międzyczasie.... A nawet jak teoretycznie za chiny nie mam i jakbym tego nie liczyla, że mi wychodzi, że nie mam, to jednak zawsze te gotówke przynosze na wizytę.... dobrego konia albo dobre auto bym sobie mogła kupic z tej kasy, co wydałam na terapie, a 3/4 jej spedziłam na buntowaniu sie przciwko terapii  😵 człowiek to nie jest istota racjonalna 😀 ale bez tej terapii to bym padła już dawno, więc no ta inwestycja się opłaca, ale tak z drugiej strony to olaboga jak sobie człowiek to podliczy....

Nie martw się tym wstydem, to przynajmniej jakiś kierunek do rozpoczęcia, nic w tym złego, że potrzebujesz wsparcia, nie wiem czy potrzebę powrotu do specjalisty bym rozważała w ogóle jako porażkę, ale nawet jak chcesz to tak rozważać - no to co, każdy odnosi jakieś porażki. próba pójscia dalej - w Twoim wypadku może właśnie poprzez zapisanie się na wizytę - to zawsze droga do przodu, jak dla mnie to coś pozytywnego, żeby właśnie szukać rozwiązania w takich emocjach. Przynajmniej wiesz z czym się mierzysz, w jakiej jesteś emocji, uwierz mi to już dużo do przodu 😉 ja np do teraz mam problem z odczytywaniem swoich emocji, np wiem że jakąś czuję, ale nie wiem co to za emocja... Umiem szybko rpozpoznać tylko lęk i wściekłosć 😉  jak dłużej pobędę w emocji, to też smutek i radość, ale zwykle je od razu wygaszałam, więc ciężko mi się z nimi odnaleźć, bo teraz jak mi smutno to od razu płaczę, więc to jest jakiś kosmos dla mnie. Wstyd wypieram do granic możliwości, więc tylko się o mnie do teraz ociera, ale wiem że to moja głowna emocja życiowa, bo się caaały czas próbuje przebijać na każdym kroku  😁 no nie jest sobie łatwo z tym poradzić, no ale przecież sobie poradzimy 😉

W ogóle to też mi znajome, głodowka na zmiane z jedzeniem wszystkiegoooo. Choć ostatnio zaczęłam jeść regularnie i pierwszy raz od czasów szkoły jem śniadania (wrzody mi juz tak dokuczały, że się przemogłam..) i jest to strasznie, strasznie dziwnie, ale w sumie zaczęlam faktycznie czuć, że jestem rano głodna i nawet mi zaczyna smakować śniadanie, choć dalej to dziwneeee. Jak człowiek 10 lat nie je sniadań, to jest to jakieś nienormalne tak nagle je jeść... a jeszcze dziwniejsze jest zjedzenie czegoś w ciągu dnia, branie jedzenia do pracy itd... ogólnie ja żyłam od lat schematem - albo nic całą dobę albo tona żarcia na noc około północy, na zasadzie że wyżerałam całą lodówkę albo robiłam sobie obiad na cztery osoby o 1 w nocy i caly zjadałam  😁 no ale wrzody wkroczyly w fazę udręki i jak tak pofunkcjonuje po staremu, to umieram, więc mi się odwidziało. Ale to kwestia przestawienia myślenia była, bo jeszcze do niedawna uwielbiałam się tak 'katować' zdrowotnie, im gorzej się czułam ciałem, w sensie że no czułam, że je zajechałam i że konam fizycznie (niekoniecznie od zmęczenia, ale np właśnie od bólu żołądka i refluksu), tym mi było lepiej psychicznie.  teraz jakos mi to przeszło, ale wciąż czasem mam dzień, że muszę się przekatować i jestem ślepa na cokolwiek i dopiero po czasie sobie umiem to przetłumaczyć, że wtf... a wręcz juz jest tak, że jak zaczynam dzień od zamiaru zamordowania się, to zauważam to na starcie, ale ciągle się uczę przemyślenia tego dzień wcześniej...  co ciekawe, ja np panikuje jak mi się wydaje, że coś mi jest ze zdrowiem a z drugiej strony sama się latami wpakowywałam w problemy zdrowotne. I weź tu człowieku zrozum samego siebie 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
16 marca 2018 08:50
infantil, to zacznij od tej jednej wizyty na ktora masz pieniądze. Po kawałeczku ten torcik, po kawałeczku, nie cały na raz.
Poczucie porażki... czy powiedziałabys komuś choremu na raka, który ma nawrot choroby, ze poniósł porażkę? A tak jest z epizodami depresyjnymi.

Tez się zamelduje. Tydzień minął i z każdym dniem jest coraz gorzej. Czuje się wybita z mojego pędu życia, z dnia zaplanowanego od 6-22 co do 5 minut. Od dwóch dni nie wstaje z łóżka i jakby nie te fajki to bym w ogóle cały dzień przeleżała. Czuje się wyłączona, bez prądu. Winna, ze inni teraz musieli przejąć moje obowiązki. Jest mi zle... ale ile można w kółko opowiadać, ze jest mi zle. To nudne i monotonne. Dupa wszędzie. Wszyscy do mnie piszą, ja nikomu nie odpisuje. Jeszcze bardziej zamykam się w sobie.
dodzilla nadal jesteś w szpitalu? Trzymaj się..  :przytul: :przytul:

Jak czytam o waszych problemach z jedzeniem to tak jakbym widziała siebie.. Są dni, w których nie ruszam jedzenia a w inne dobijam do 6tys kcal.. Jak jest lepiej umiem o to zadbać, chodzę na siłownię.. Ale przez większość czasu zupełnie nad tym nie panuje i momentalnie gubię 10 kg po czym znowu je przybieram. Już mam w szafie nawet dwa komplety ubrań..
Przemogłam się i umówiłam wizytę u lekarza.. Po kolejnym mega dole stwierdziłam, że nie będę się męczyć. Tfu tfu póki co wszystko się wyjaśniło i wróciło do normy jednak wiem, że chwila moment i znów będzie tak samo.
Spokojnie, leki zaczną działać. Tylko potrzebują czasu. Jeszcze nie spotkałam osoby, której nic a nic się nie poprawiło, naprawdę. Potrzeba czasu na zadziałanie leków. A ty to musisz przeczekać. I w takiej sytuacji lepiej w szpitalu. CZAS
Averis   Czarny charakter
16 marca 2018 10:05
Sonkowa, potwierdzam, daj lekom czas. Mnie pomogły bardzo i na długo. Wróciłam na nie po 2 latach, ale na krótko.
Zapisałam się do mojego terapeuty na przyszły tydzień... zobaczymy.

branka ja właśnie się nigdy nie buntowałam przeciwko terapii, zresztą uważam, że w moim terapeutą zbudowaliśmy super "relację" pacjent-terapeuta, dopasowanie jest bardzo ważne i tam było czuć tę nić obustronnego zrozumienia od początku. Dlatego niesamowicie dużo wyciągnęłam z tej terapii i może dlatego teraz mam taki wstyd i uczucie porażki, że jednak coś nie pykło po czasie.

A zaburzenia odżywiana to w ogóle temat rzeka jest  🙁 Mnie potwornie to męczy od kilku lat już, niestety przez to, że nie jest to ani anoreksja ani bulimia to jakoś chyba nigdy nikt (łącznie ze mną) tego nie traktował poważnie. A ja nie dość, że mam wyrzuty sumienia po dosłownie wszystkim co zjem i to takie cholernie silne, blokujące funkcjonowanie, to właśnie albo niekontrolowane głodówki albo niekontrolowane odżarstwo. Ogromne skoki wagi, które tylko pobudzają wyrzuty sumienia. Przy takich nasilonych epizodach depresji jest tylko gorzej, bo właśnie katuję się zdrowotnie. Jak mnie skręca z głodu to mi lepiej. Choooooreeeee.

Averis   Czarny charakter
16 marca 2018 16:41
Super, brawo, że to zrobiłaś! Jestem z Ciebie dumna :*

A co do Twoich problemów, oczywiście nie jestem specem, ale z tego co gdzieś czytałam, to przy bulimii nie musi być wymiotów. Ale może bzdury mówię, tutaj trzeba zapytać eksperta. Oczywiście absolutnie nie chcę Ci diagnozować chorób, może po prostu byłoby Ci prościej opisać objawy lekarzowi/ terapeucie.

O, coś takiego znalazłam.

Mit #1 - "Nie wymiotuję, to znaczy nie mam bulimii".
Zgodnie z kryteriami diagnostycznymi, bulimia polega na tym, że u osoby chorej występują napady objadania się (ich częstość i wielkość może być różna), które następnie są kompensowane co ma zapobiegać przytyciu. Prowokowanie wymiotów jest najczęściej występującą, choć nie jedyną metodą kompensacji napadów w bulimii. Inne metody to:

przeczyszczanie się;
okresy głodówki lub restrykcyjnej diety pomiędzy napadami;
stosowanie leków zmniejszających łaknienie;
stosowanie środków moczopędnych;
wykonywanie niezwykle intensywnych ćwiczeń fizycznych;
osoby chore na cukrzycę mogą kompensować napady modyfikując ilość przyjmowanej insuliny (tzw. diabulimia).
Czasem dana osoba łączy więcej niż jedną metodę kompensacji.
Tego typu problem z jedzeniem to jest zamknięte koło. Zwykle zaczyna się od głodówki, ale jeśli ktoś nie wpadnie w anoreksję to prędzej czy później popadnie w kompulsywne objadanie się, bo organizm jest tak wygłodniały, że człowiek traci kontrolę i zjada wszystko. Bywa też tak, że ktoś jedząc niebotyczne ilości jedzenia, odczuwa ulgę, przyjemność i próbuje w ten sposób poprawić sobie nastrój. Tylko, że zawsze potem człowiek czuje się gorzej. Po epizodzie objadania kiedy się widzi, że ciało przybrało (bo niemożliwe jest, żeby nie) lub po prostu czujemy się ze sobą jeszcze gorzej, wraca się z powrotem do głodówki lub innych metod, które wypisała Averis, bo chce się otrzymać jak najszybszy efekt. Trzeba to koło przełamać i dietę zbalansować.
Często to trwa długie lata i dopiero na zdrowej, pełnowartościowej diecie przechodzą kompulsy. Choć to jeszcze nie oznacza wygranej. Niestety w gorszych dniach, kiedy nic nas nie obchodzi, nie obchodzi nas też co jemy i łatwo w tedy o sięganie po wysokokaloryczne produkty lub po prostu objadanie się do upadłego. W tedy łatwo o nawrót problemu z odżywaniem. A jeszcze jak ktoś ma ten problem od lat, to jest to tak zakorzenione w psychice, że to siedzi w środku cały czas i po prostu wraca, jak nawyk.
Averis bardzo ciekawe jest to co wstawiłaś i napisałaś, nigdy nie patrzyłam na siebie pod tym kątem. Przegadam to z lekarzem, bo sama daleka jestem od wmawiania sobie chorob i samodiagnozowania.
Dziękuję.

Dziwne jest to, że ja się odżywiam całkiem zdrowo, jestem wege, bardzo lubię też dietę wegańską i gdzie się da to unikam produktów odzwierzęcych. W takim sensie, że się opieram na owocach, warzywach, kaszach itp. Wiadomo, jadam słodycze, sery itp natomiast to jest wszystko w mega granicach rozsądku. I potem bach, impuls, zamówię pizze o 23😲0 a potem 3 dni nie mogę na siebie patrzeć i się wkręcam coraz bardziej. Znowu jakieś ograniczenia, staram się pilnować a nie potrafię, często nie panuję nad tym co jem. Albo wkręcę się, że znowu się odchudzam i niedajboże zjem coś normalnego (np. pieczywo) i cały proces od nowa.
Kiedy mam lepszy okres w życiu i lepsze samopoczucie to mniej to jedzenie odgrywa rolę, ale jak tylko robi się ciężej to i ten problem się nasila.
Chodzę też niby na siłownie, ale tak na dobrą sprawę to zmobilizuję się ze dwa razy w miesiącu a  tak to tylko ryczę, że znowu tyję i znowu nie poszłam na siłownie.

A że teraz odczuwam nawrót stanów depresyjnych to mi się i to wyolbrzymiło, dlatego z tym wyskoczyłam w tym wątku.
W moim przypadku jest również tak jak napisała infantil.. Jestem wege, pilnuje zdrowego odżywiania, sama gotuję, ćwiczę. Ale to wszystko jak jest dobrze. A potem nagle bum i nic nie jem, a potem wciągam jak nienormalna. Przez miesiąc potrafię schudnąć 10kg a po miesiącu znów je przybrać i tak w kółko. Oczywiście jak jest dobrze to trzymam stałą wagę, dobrą kondycję. Wiem, że nie da się odchudzać w ten sposób ale ja nie mam w planach chudniecia. Jakoś samo tak wychodzi. I jak ludzie zaczynają zwracać mi uwagę jak wyglądam to czuję się tak samo źle jak wtedy gdy ważę za dużo.
Sonkowa, infantil, ale zaburzenia odzywiania nie oznaczaja wciagania stereotypowo niezdrowego jedzenia (fastfood, slodycze etc)! W ostrej fazie bulimii rzygalam hummusem i ryzem z soczewica 😁 i jadlam chyba najzdrowiej w zyciu.

To siedzi w glowie, nie na talerzu. To, ze wiekszosc osob przy kompulsach (kompensowanych albo nie) idzie w zarcie bogate w proste wegle nie znaczy, ze nie jem prostych wegli -> nie mam problemow. I w druga strone, sam fakt jedzenia pizzy o 23 i przeglodowania dnia nastepnego nie znaczy, ze mamy do czynienia z zaburzeniami.  Wiec generalnie jak macie watpliwosci to lepszy lekarz niz forum :kwiatek:

Podobno sa przypadki, ktore - tak jak pisze gllosia - idzie wyleczyc "objawowo", ulozeniem pelnowartosciowej diety, pilnowaniem jedzenia sniadan etc. A czesto sama dieta g. da, jak glowa dalej swoje.
Btw tez myslalam, ze nie bede rzygac-> bede zdrowa, tja 😉 zaburzenia odzywiania to nie tylko namacalne problemy z jedzeniem, ale podejscie do odzywiania i caly schemat myslenia o jedzeniu.
Ale ja absolutnie nie twierdzę, że mam zaburzenia odżywiania. Napisałam tylko jak to u mnie wygląda. Daleka jestem również od jakiegokolwiek diagnozowania i leczenia przez internet 🙂
Po prostu zbilansowana dieta nic tu nie pomoże. Miałam dietę ułożoną przez dietetyka, jakiś czas korzystałam też z cateringu dietetycznego (naprawdę lubię się zdrowo odżywiać i dbać o siebie o tak po prostu, bez potrzeby chudniecia (o ile moja waga jest prawidłowa))
Ale ta dieta nic mi nie dała jak nie miałam ochoty nic jeść i nic robić albo jak miałam ochotę pochłonąć pół lodówki. Dlatego nie do końca zgadzam się z tym co napisała gllosia.
U mnie poza samym jedzeniem dochodzą różne inny pierdoły, które są psychicznie uciążliwe. Np. ważenie się kilka razy dziennie. Albo sam fakt, że jednym z głównych powodów mojej wyprowadzki z domu po maturze było to, że jak będę mieszkać sama to nikt nie będzie kontrolował tego czy jem czy nie. Jak muszę odwiedzić rodziców to się boję, bo zawsze dostaję coś do jedzenia. To są może i drobnostki, ale sprawiają, że ja ogromnie dużo czasu spędzam myśląc o jedzeniu. Ooo, albo obsesyjne czytanie składów produtków a raczej kaloryczności i wybieranie czegoś co mniej lubię ale ma np 3 kcal mniej. Nie mowię, że to jakaś poważna choroba, nazwałam to zaburzeniem, bo obiega od normy i po prostu to utrudnia życie a nigdy nie miałam okazji się temu bliżej poprzyglądać z terapeutą.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
16 marca 2018 20:56
infantil x ciekawości - chodziłaś na terapię regularnie przez 1,5 roku i nigdy nie został podjęty temat zaburzeń odżywiania/problemów z jedzeniem?
Nigdy bezpośrednio. Przewijał się przy problemach z samoakceptacją i tym podobnych kwestiach, natomiast ja w tamtym okresie mocno to ignorowałam (tj. po części mi to nie przeszkadzało a po części miałam większe problemy). W sumie dopiero po terapii zaczęłam zwracać uwagę, że faktycznie chciałabym to przepracować.
Ja też jestem mocno kontrolowana z jedzeniem w domu. W gimnazjum miałam podejrzenie anoreksji. Kiedyś znalazłam swój notes, w którym zapisywałam kalorie i średnia na dzień to było 400kcal. Do tego oczywiście bardzo ostre treningi. Mam zdjęcia z tego okresu, wyglądam jak kosciotrup, do tego zatrzymanie miesiączki, zresztą wtedy też zaczął się mój wegetarianizm, który nadal trwa. Strasznie dziwne ale nigdy nikomu nie potrafię wytłumaczyć dlaczego jestem wege. W sumie sama przed sobą się nie przyznaje do tego.
Tak więc jak rodzice słyszą słowo "dieta" to od razu są wściekli i na siłę próbują nakłonić mnie do jedzenia. Kupują milion słodyczy, rzeczy które uwielbiam i nawet gotują. Oczywiście ma to odwrotny skutek.
Jak mieszkam sama zresztą jest to samo. W tym wszystkim idealnie rozumiem infantil, bo robię dokładnie wszystko to co ona opisuje. Tylko chyba nie umiem aż tak się do tego przyznać. Prawdę mówiąc chyba nigdy nie uważałam tego za jakieś zaburzenie..
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
16 marca 2018 21:47
infantil w takim razie świetnie, że zdecydowałaś się pójść przynajmniej na to jedno spotkanie teraz. Trzymam kciuki  🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
16 marca 2018 22:12
Bo i też nie chodzi o samo jedzenie. Jedzenie jest sposobem poradzenia sobie z czymś. A z czym? U każdego inaczej.
Ale ta dieta nic mi nie dała jak nie miałam ochoty nic jeść i nic robić albo jak miałam ochotę pochłonąć pół lodówki. Dlatego nie do końca zgadzam się z tym co napisała gllosia.


Bo problem wraca wraz z depresją. Jak wraca depresja, to też zazwyczaj wracają problemy z jedzeniem. Część ludzi się głodzi, bo nie może nić przełknąć, a część idzie w drugą stronę i zaczyna się objadać. Nawet jedna osoba może reagować w odmienny sposób w zależności od sytuacji. Jeśli tylko mamy zwyczajny gorszy dzień, to jeszcze damy radę utrzymać to w ryzach, ale jak się ponownie rozsypujemy i popadamy w dół to trudno oczekiwać, żeby dieta była w harmonii. W drugą stronę, gdy ktoś powoli wychodzi z depresji i teoretycznie jest wszystko ok, a nadal wracają napady, to musi sobie dać ogromną ilość czasu, to nie raz kilkuletnia droga. Niestety ucieszenie depresji nie równa się od razu brakiem innych problemów jak np. zaburzeń odżywiania, które zostają nie raz na długo, a nie rzadko na całe życie. Zresztą jak sama depresja.. I jedno i drugie lubi się odezwać co jakiś czas i o sobie przypomnieć.
Co do tego jedzenai jeszcze, to ja np kocham jeść i nigdy nie mam motywów, że np chce schudnąć czy coś, ogólnie nigdy w życiu nawet nie myślałam o tym, żeby np trzymać dietę żeby schudnąć i nigdy nie rozumiałam tego szału, że ludzie się odchudzają. To jedna z nielicznych rzeczy, którymi się nie przejmuję - waga. Milion rzeczy mi nie pasuje w sobie, ale waga to nigdy nie było coś, czym bym się przejmowała, bo to akurat już dawno zdecydowałam, że wolę jeść to co lubię i tyle. Niezależnie czy od tego tyję czy nie.
Natomiast bywa, że nie jem a potem obżeram się na potęgę, dlatego że ja nie jem jak jestem w lęku. Nie jestem w stanie zjeść wtedy nic, choćby nie wiem jak było pyszne. Jak mi lęk przejdzie to ogarnia mnie głód i apetyt i jeeeem. Czasem też sobie jedzeniem odbijam 'zły dzień' itd. Ale jak nie jem, to nie dlatego, że nie chcę jeść, ale dlatego,  że nie jestem w stanie. Albo czasem dlatego, ze uważam, że ważniejsze jest coś innego (np pochłania mnie jakieś zajęcie, typu wpadam, że praca praca, nie ma czasu na nic innego, ślepota na potrzeby) albo że za późno wstane itd - to są wszystko rzeczy, które są ogarnialne, ja ich czasem nie chcę ogarnąć i chodzę potem głodna i wieczorem mam gastro. Ale ostatnio już sobie lepiej to ułożyłam w głowie i tak jak pisałam, odkryłam, że można jeść śniadania. Chyba nie byłam ich w stanie nigdy jeść, bo rano zawsze lęk poziom hard był. Ostatnio radzę sobię z lękiem, to i jeść rano mogę 🙂
busch   Mad god's blessing.
17 marca 2018 00:08
infantil, nawet jeśli nie kwalifikujesz się pod żadną dobrze znaną etykietkę zaburzenia odżywiania, to jeszcze jest EDNOS, bo w zaburzeniach odżywiania nie jest takie istotne jak się konkretnie katujesz, ale właśnie ta niezdrowa i destruktywna relacja z jedzeniem jako próba radzenia sobie z problemami.

Moim zdaniem musisz pilnie wrócić na terapię, stąpasz po bardzo cienkim lodzie.
Dziewczyny z bulimią... Jak z tego wyszłyście? Chętnie PW...
infantil masz bulimię. Do tego nie trzeba rzygać. Wystarczy schemat - głodówka, obżeranie, głodówka, obżeranie. Plus uporczywe ciagłe liczenie kalorii i ważenie się. ED jak nic  😉. Nie jesteś sama...
Byłam dziś u mojego terapeuty. Bardzo było mi to potrzebne i na jednym spotkaniu się nie skończy. Udało mi się porozmawiać z rodzicami i pomogą mi finansowo z terapią, więc za tydzień idę znowu. Poczułam mega ulgę.
Averis   Czarny charakter
21 marca 2018 13:04
infantil, super!!! Brawo!
busch   Mad god's blessing.
21 marca 2018 17:18
infantil, gratuluję właściwej decyzji 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 marca 2018 22:16
infantil, najtrudniej zrobić pierwszy krok 🙂
infantil - super! 🙂


Ja mam jakis level hard wyjścia z depresji, strasznie to dziwne, nie mogę sie przyzwyczaić  😁 w sensie do energii się nie moge przyzwyczaić, nowe doswiadczenie - energia i taki teraz mam problem, że ale jak t o, tyle rzeczy mi się chce, co ja mam z tym począć, co jak, gdzie... jeej haha, nie ogarniam 😉 miałąm teraz dwa mega wykańczające dni, a i tak mi się chce coś porobić i sama nie wiem co :P na konie mi si ęnawet  chce wsiadać i znowu dziś wsiadłam, jezu jak to może się chciec człowiekowi tak wsiadać i pojeździć, strasznie to dziwneeee. To pozytywne ogarnianie, ale taki mega mega mind fuck mam mimo wszystko 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się