"Nie ogarniam jak..."

Lanka_Cathar   Farewell to the King...
18 marca 2018 16:54
Martita, jak mam grafik hali zapchany i trzeba wyrobić się nieomalże co do minuty, to zakładam ostrogi na kalosze/termobuty, adidasy.  Raz, że szkoda mi sztybletów na latanie w nich po błocie, a dwa - oszczędzam czas. Jestem "w domu", więc nie muszę wyglądać super profi. Na trening wyjazdowy wezmę normalne buty.
Martita   Martita & Orestes Company
18 marca 2018 21:14
Lanka_Cathar A wygodnie Ci? Nie przesuwają się? Mnie się wydaje to po prostu niewygodne, nieskuteczne. Może mam za mały stopień wtajemniczenia.
Bo co dla kogo jest estetyczne to już inna inszość.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
20 marca 2018 07:22
Krótkie kalosze są ok. W długich nie jestem w stanie jeździć, bo rolują się aż do kostki. A najlepiej ostrogi trzymają się na termobutach.
Pracuję w sklepie z pamiątkami i nie ogarniam, ile rzeczy ludzie są w stanie tam kupić. Każdy ma prawo wydać swoje pieniądze, jak chce, nie to, że im bronię, tylko sama nie wydałabym przenigdy 199,99 na magnesy, kufel z nazwą miasta, kulę ze śniegiem  itp. A do tego jeszcze jest gipsowa figurka za 260zł, która mogłaby posłużyć chyba tylko jako krasnal ogrodowy, to znaczy gdyby deszcz jej nie szkodził. Te rzeczy wszystkie są dość badziewne (ślady zgrzewania na kuflu, zdeformowane postaci na magnesach) a dla mnie też w większości po prostu brzydkie (no ale to ja). Nie ogarniam. Nie potępiam, niech sobie kupują, ale nie ogarniam.  🤔 Ale może jestem w mniejszości i dla Was to normalne?

Kiedy ja gdzieś jadę, to całkiem często coś kupuję, korzystając z tego, że mogą być dostępne rzeczy, których u nas nie ma, albo po prostu coś fajnego zobaczę. Bardzo rzadko jednak biorę coś typowo pamiątkowego jak ciupaga z napisem "Międzyzdroje" (autentyk :hihi🙂, zwłaszcza od kiedy dowiedziałam się, że standardowa marża w pamiątkarstwie to 100-150%  😵  Ale żeby nie było - ze szkoły jazdy w Wiedniu mam foremkę do ciastek w kształcie konia (polecam biały lukier i tęczową posypkę na grzywę i ogon  :cool🙂 i długopis, w którym w środku jest woda, są narysowane filary, a w tym wszystkim pływa lipican w lewadzie i jak trzymasz długopis pod kątem do pisania, to koń robi lewadę między filarami  😂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
21 marca 2018 13:38
Coriolania ja nie bardzo ogarniam jak można wyśmiewać się ze swoich klientów, a tym bardziej pisać tak negatywnie o swoim pracodawcy i zdradzać tajemnicę handlową taką jak wysokość marży.
Coriolania Popieram smarcik, piszesz, że nie oceniasz a ton wypowiedzi jest mocno negatywny. Ja może też nie wydałabym 200 zł na magnesy ale z różnych miejsc przywozimy sobie magnesy zawsze z napisem miejsca jest to fajna pamiątka, kolekcja znak gdzie się było, mój tata zbiera breloczki z nazwą lub charakterystycznym przedmiotem danego miejsca. Jak ktoś z rodziny czy znajomych gdzieś jedzie to często przywozi nam breloczek czy magnes i uważam, że jest to bardzo miłe, jak ktoś ma więcej takich osób i ochotę zrobić im miłą niespodziankę no to już zaczyna byc zrozumiałe że kupuje tych magnesów więcej. Nie sądze by ktosd la siebie kupował np 10. To tak gwoli wytłumaczenia, że niekoniecznie jest to takie nieogarnialne.
Coriolana ja pracowałam przez pół roku w sklepiku z pamiątkami na samych Ramblas (który, nota bene, został kompletnie rozjechany w zeszłym roku podczas ataku terrorystycznego  🙄 ). Dla mnie też rzeczy które przywoził szef z hurtowni były tak paskudne i niepraktyczne, że czułam się jak królowa kiczu zarządzająca chaosem. Ale...sprzedawały się, ludzie to kupowali i cieszyli się z pamiątki. Nie wiem gdzie mieszkasz, ale u mnie w Barcelonie przewijają się rocznie tysiące turystów z wszystkich krajów świata, różnych kultur. Każda kultura ma inny ideał estetyki i inny styl podróżowania. Dla mnie na przykład niezrozumiałe były breloczki z okiem albo dłonią Fatimy które z Katalonią nie mają zbyt wiele wspólnego, ale wszyscy turyści z krajów arabskich za nimi szaleli i kupowali po 30-40 naraz. Bo dla nich to po prostu ładne. Albo na przykład latynoski i koszulki z cekinami, których ja sama nie ubrałabym na siebie w najgorszym koszmarze. Nasz polsko-europejski gust nie definiuje gustu ludzi którzy wychowali się w innym kontekście kulturalnym, nie jest ogólnoświatowym kryterium.  😉
Przedmioty według swojej estetyki czy poczucia przydatności oceniam, tak. Klientów - najwyraźniej też, nawet jeśli staram się nie, skoro tak brzmię 🤔 A nie chciałabym. "Nie ogarniam" ich zachowania nie w sensie "leczcie się, głupi ludzie!", tylko bardziej "sama tak w ogóle nie odczuwam, pragnienie tego jest mi obce, chyba można to lubić, ale sama naprawdę nie wiem, co ludzie w tym widzą i dlaczego to kupują". Jeśli ktoś mi mówi, że lubi skakać ze spadochronem, jeść frytki z dżemem albo kolekcjonować magnesy, to przyjmuję, że tak jest i ok, ale naprawdę nie wiem, co nim kieruje 😉

Ogólnie ja sama zwracam uwagę na to, żeby używane przeze mnie rzeczy były estetyczne, ale nigdy w swoim dorosłym życiu nie kupiłam czegoś, żeby było ładne i stało na półce. Moje magnesy (cztery, białe, okrągłe) mają zakaz wstępu na lodówkę, trzymają rzeczy na odpowiedniej tablicy. Pamiątki kupione jako dzieciak/nastolatka prawie wszystkie wyrzuciłam bez żalu. Cieszy mnie przeglądanie moich rzeczy i wyrzucanie tych niepotrzebnych. Dlatego może tak trudno mi załapać, dlaczego ktoś chce kupić coś, co ma sobie stać.  :kwiatek:

Nie czuję jednak, żebym zdradzała jakieś tajemnice handlowe, zwłaszcza że nawet nie mówię, jakie marże stosuje mój sklep i na co. Nawet nie dowiedziałam się o tej standardowej przebitce, pracując tam 😉 Takie informacje są normalnie dostępne w internecie, ostrzegają też przed tym przewodniki. Ja to chyba akurat przeczytałam w lokalnej gazecie, będąc na wakacjach nad morzem, albo w przewodniku Pascala, nie pamiętam nawet. W każym razie stragany z pamiątkami omijam z tego powodu od lat.
Coriolania, a ja się zawsze zastanawiałam w tych sklepach z pamiątkami kto i czy w ogóle ktoś to kupuje 😁 niech sobie kazdy kupuję co chce, nie nasz interes. Co nie zmienia faktu, że ja też bym tyle kasy na takie coś nie wydała, nawet jakbym była milionerem
Swoją drogą, jak to się dziwnie życie układa: Ktoś nie ogarnia durnostrojek - a przyszło pracować w sklepiku z pamiątkami...
Oj, wielu z nas tak ląduje - zupełnie nie po linii "ogarniania".
I dlaczego tak jest? Czemu tak trudno trafić na zarabianie "na swoim polu"?
Tego nie ogarniam.
halo, chyba po prostu nie każdy ma to szczęście/ten komfort móc pracować 'na swoim polu'. Czasem życie zmusza do brania tego, co akurat jest. Choć na pewno warto dążyć do tego, by był to okres przejściowy i ostatecznie trafić w miejsce, które jeśli nawet nie jest naszą pracą marzeń, to przynajmniej nie jest aż tak daleka od naszych preferencji.
No dokładnie, życie. Ewakuowałam się z poprzedniej pracy w trybie awaryjnym, a miałam mieszkanie do opłacenia, więc coś musiałam znaleźć. Na zaczepienie się do czasu, aż będę mogła zacząć szukać czegoś bardziej w swojej branży, jest całkiem ok. Szef - idealny, reszta pracowników - też w porządku, zarobki - lepiej niż w innych pracach tego typu, grafik - bez problemu się wpasowuje w studia, dodatkowo w tej branży mogę pracować w niedzielę. 😉 Umowa do jesieni, idealnie, bo wtedy będę się już bardziej liczyć w zawodzie. Tylko czasem klienci mnie napastują i trochę nie rozumiem, dlaczego ludzie to wszystko kupują 😜  Bo gadać o mieście, polecać atrakcje, wskazywać drogę to ja uwielbiam, nawet ktoś mi kiedyś polecał karierę przewodnika. Turyści wzbudzają we mnie instynkty opiekuńcze  🤣 Tylko trochę nie rozumiem czasami ich decyzji zakupowych  😉 Więc połowicznie praca marzeń  😉
Wiadomo, że życie 🙂 Raczej luźno się zastanawiam, dlaczego życie tak często jest "kijowe, ale stabilne" 🙂
Może właśnie przez to "stabilnie". No, czasem jest to najzwyczajniej w świecie.... taka przewrotna ironia losu.... 😉 Inna sprawa, że ludzie się zmieniają - i nagle stwierdzają, że "to nie TO". Szczególnie młodzi - 25, 30, 35....
No, a czasem chce się przewrotów, a później się okazuje, że "nie, no jednak nie". Czasem nie chce się zmian, ale życie nam je wpycha i na początku jest "och, Olaboga, ojabiedna", a później nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Bardzo chciałam zmienić branżę, mam plan na siebie na najbliższe 2 lata i w ogóle wszystko fajnie....., aplikowałam na niższe stanowiska, by móc jakoś zacząć, bo w końcu nie od razu Rzym zbudowano, godzę się na "degradację", godzę się na niższą stawkę... i, albo miałam pecha, albo życie chciało mi powiedzieć "Ej! nie tędy droga".
Na niektórych rozmowach oferowano mi stawkę nawet nie niższą, ale po prostu tragiczną; na niektórych, rozmowa miała kilka etapów i końcowo okazało się, że tam potrzeba biegłego tłumacza, a nie asystenta.... ze stawką, oczywiście, asystenta.... W innej firmie cała atmosfera, łącznie z panią rekruter, była tak nerwowa, stresogenna i napięta, że siekierę można było w powietrzu powiesić. No i co? Aż tak zdeterminowana nie jestem.
Inna sprawa, że w każdym "zajęciu" w życiu, znajdzie się coś, czego się nie lubi. Polacy na pewno znajdą. 😉
A to są durnostrojki czy durnostojki, bo ja zawsze myślałam że to drugie, bo tak stoją i kurz zbierają?  😁
durnostojki
Nawet jak w google wpisujesz, to taka propozycja wyskakuje. Ja zbieram czasami takie szmelce z wypadów motocyklowych i mają swoją osobną półeczkę. Debilnie wyglądają, ale cóż. cały mój dom nie wygląda wyjściowo, więc co mi za różnica? No ale jednak staram się wybierać coś bardziej niesamowitego, ciekawego niż ciupaga z napisem Zakopane  😂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
22 marca 2018 07:42
Inna sprawa, że w każdym "zajęciu" w życiu, znajdzie się coś, czego się nie lubi. Polacy na pewno znajdą. 😉


:winko:

Kurde, Sankaritarina, uwielbiam Cię! Fajnie piszesz  🙂


Ja mam teraz sytuację zmiany pracy (nie dotyczy to mnie, tylko bliskiej mi osoby) i nawet bez zmieniania branży jest z tym duży problem - po pierwsze właśnie straszna atmosfera, smutni i zdenerwowani pracownicy, którzy na pewno nie skłonią kandydata do podjęcia tam pracy, o stawkach to już nawet nie wspominam, ale właśnie - kilka etapów, kilka razy trzeba pojechać do innego miasta a po ostatnim etapie jest "zastanowimy się, bo nie wiemy czy chcemy zatrudnić juniora czy managera"  😵 No wszystko opada, bo jednak proces rekrutacji powinien być zaplanowany i dopięty na ostatni guzik przed jej rozpoczęciem żeby rzeczywiście zatrudnić kogoś odpowiedniego.  A z perspektywy osoby szukającej pracy to zwyczajnie smutne i dołujące kiedy człowiek się stara, a potem i tak okazuje się, że nic z tego i to wcale nie z jego winy.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
22 marca 2018 07:57
Inna sprawa, że w każdym "zajęciu" w życiu, znajdzie się coś, czego się nie lubi. Polacy na pewno znajdą. wink

To ja się wyłamię i powiem, że nie potrafię znaleźć w swojej pracy czegoś co nie lubię. Mam świetną pracę, genialną szefową, warunki pracy świetne, brak ograniczeń, no w ogóle to naj naj. I mam nadzieję, że jak najdłużej  💃
Akurat w przypadku moim i podejrzewam również Coriolanii to tzw. prace studenckie, to znaczy w miejscach które nie wymagają specjalnego zaangażowania i pozwalają na elastyczny grafik. Ja na przykład specjalnie szukam takich stanowisk które mnie nie stresują, nie angażują i mogę zapomnieć o robocie wystawiając nogę za drzwi, bo moim realnym i ważnym zajęciem są studia a praca służy mi tylko do tego żeby zapłacić za bieżące rachunki. Nie mogę póki co pracować w żadnym wydawnictwie, biurze tłumaczeń etc. bo to wymagałoby ode mnie o wiele większej dyspozycyjności, a jednak chcę skończyć uni przed 30stka. 😉
ee tam..jara. Na pewno się coś znajdzie. zarobki!  😀
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
22 marca 2018 10:22
Oj, zarobki zawsze, ale to zawsze moga byc wyzsze 😁 nawet jakby mialo to być 10 tys na miesiąc to mogłoby byc wiecej 😉
no wlaśnie. I ZAWSZE można sobie na to ponarzekać  😁
efeemeryda   no fate but what we make.
22 marca 2018 10:36
10tys na miesiąc to wcale nie tak dużo :P wraz z zarobkami rosną wydatki i to takie kółko :P
Jak już tak o pracy piszemy, mam niesamowitą okazję zacząć pracę na stanowisku, gdzie zawsze chciałam pracować. No, Pana Boga za nogi chwyciłam. Prawie... No właśnie, prawie. W sumie, nie do końca wiadomo, czy mam tą pracę, bo aktualnie uczę się na to stanowisku. W każdej chwili mogą powiedzieć mi "dziękuję". Nie wiem w sumie, ile mam tam zarabiać i w jakich godzinach pracować, bo "to wszystko do dogadania". Co do atmosfery, na początku zawsze może być napięta, ale mimo tego że dopiero się uczę tam, to czuję ogromną presję. A w kontaktach do klienta ogromną sztywność i zimno. A tak na prawdę, naszymi klientami są dzieci... Może mam jakieś złe wyobrażenie o tym, jak ta praca powinna wyglądać, albo się do tego nie nadaję. Cóż, póki co daję sobie czas, by się jeszcze sprawdzić i zobaczę.  🤔
Wiadomo, że życie 🙂 Raczej luźno się zastanawiam, dlaczego życie tak często jest "kijowe, ale stabilne" 🙂

Czasem jest po prostu tak, że nie bardzo wiemy co byśmy chcieli robić. Tak konkretnie, żeby szukać pod to pracy. Więc się próbuje różnych rzeczy i różnie się na tym wychodzi 🙂
desire   Druhu nieoceniony...
22 marca 2018 13:41
FurryMouse, albo wiemy, ale nie ma takiej możliwości, niestety.
desire no to już niefajna sytuacja. Chociaż wiadomo przynajmniej do czego dążyć (tu pojawia się kwestia tego dlaczego nie ma takiej możliwości, Ale w takim przypadku ciężko już rozmawiać bez konkretnego przykładu).
desire   Druhu nieoceniony...
22 marca 2018 17:39
nawet jeśli się wie do czego dążyć, to ciężko mając drogie mieszkanie (a i tak najtańsze w okolicy), miliony opłat, zero wsparcia z strony rodziny i swój tylko samochód w kredycie i konia (koń bez kredytu :hihi🙂. 😵 trzeba brać co dają, ale to już sie chyba do zdołowanych nadaje. jest mnóstwo sfrustrowanych i nieszczęśliwych ludzi, którzy mieli gorszy start w życiu - jedni się odbiją i leci z górki, inni cały czas pod górke, ot ponoć normalna kolej rzeczy.  🙁
FurryMouse, ja tam uważam, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trzeba próbować różnych rzeczy i nie bać się zmian. No i starać się dbać także o swój rozwój... robić coś dla siebie... jeśli nie praca - to róbmy coś, co chcemy robić, ale w ramach hobby...

smarcik, :kwiatek: Będę w Twoich okolicach, to sobie polejemy.  😜
Ano tak, masz rację. W ogóle zmiana pracy to ciężki temat. Czasem trzeba po prostu szczęścia... choć to nie znaczy, że nie warto próbować.

Oj, zarobki zawsze, ale to zawsze moga byc wyzsze 😁 nawet jakby mialo to być 10 tys na miesiąc to mogłoby byc wiecej 😉

no toż właśnie 😉
JARA, Nie no, przecież to nic złego, że jesteś z pracy zadowolona - i oby tak dalej! 😀 Chodziło mi tylko o hmmm.... generalną przywarę, cechę narodową, która się zawsze gdzieś u kogoś (chociażby jednej osoby) pojawi. Różne barwy nieszczęścia. 😉
Kokonuss fajnie napisała, że ciągniesz do końca zakrętu, atu zamiast prostej następny zakręt, i że taka chyba jest konstrukcja życia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się