Rak, nowotwór (i inne poważne choroby) w rodzinie/u bliskich

FurryMouse, właśnie na rany super działa ozon. Dziadkowi (śp) uratowaliśmy tak nogę, koleżanka zakażona w szpitalu opornym gronkowcem była leczona koktailami antybiotykowymi + właśnie ozonem... przy czym nadal nie ogarniam lekarzy że nie szukają sposobu leczenia 🙁
Totalnie nie mieści mi się to we łbie i szczerze współczuję bezradności
ElMadziarra już skrobnęłam pw. A powiedz mi, bo u nas też jest trochę problem z "stosowałem i nie pomogło" - jak długo używałaś tego srebra? To jest kwestia kilku tygodni kuracji? Kilku miesięcy? Jak długo to brać zanim się powie "nie pomogło, odstawiam"? Podobnie z propolisem (bo też się u nas pojawił i został odstawiony).
Robię kopiuj-wklej tego Twojego posta i ślę ojcu maila. Dziękuję!
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
21 lutego 2018 12:36
Terapia srebrem jest długa. Czy działa, czy nie, to można dopiero po miesiącu stwierdzić. No i to muszą być duże ilości i duże stężenia. Nie, że se sreberkiem watkę pomoczę i przyłożę i na drugi dzień zmienię. To samo propolis, to samo betadyna. Płukać, płukać, płukać.

Nie ograniczać się do jednego sposobu, stosować równolegle kilka preparatów zamiennie na ranę. Do tego koniecznie trzeba też coś przyjmować ogólnie (tabletki, zastrzyki). Ja przy zażywaniu antybiotyków wspomagam się jeszcze naturą (srebro/ zioła/ miód mannuka/ propolis lub pierzga, itd.), a bez antybiotyków stosuje kilka preparatów. Np zioła gdzie: jedno niszczy bakterię, drugie hamuje wytwarzanie toksyn, trzeci uniemożliwia namnażanie.

Jeszcze mi się przypomniało, że stosowałam moczenie i okłady z porostu islandzkiego, oraz kąpiele w nadmanganianie potasu.

W ostatnim rzucie, gdzie przed pójściem do szpitala prawie wyłam z bólu świetnie sprawdzały się okłady z roztworu soli (10%) na całą stopę i ... zioło. Tylko to ten zestaw był w stanie wygrać z bólem i pozwalał mi spać w nocy.

W ogóle okłady z 10% roztworu soli (takie mocno mokre i na przewiewnym materiale - gaza, len, bawełna) dają fajny efekt, tylko tez jest to leczenie długotrwałe. Najszybsze są larwy, efekt widać po pierwszym razie.
Miód manuka to absolutnie nieszamański wynalazek. 🙂
pokemon jakby to szamańsko nie brzmiało to mojej babci uratował rękę, a raczej to co z niej zostało. Przez ponad pół roku ropa gęsta jak kasza lała się litrami z otwartej, jątrzącej rany. Lekarze zmieniali tylko antybiotyki, a babcia już była leżąca (tak schorowana). Nic nie działało. To zadziałało w dwa tygodnie.
Przeczytaj mojego posta 15 razy.
A potem jeszcze 5.
Sorry, znając Twój styl myślałam, że to aronia  😉
Wczoraj widziałam wyniki znajomej od kilku już lat leczonej paliatywnie (wolno rozwijający się nowoptwór). Ma obniżony poziom białych i czerwonych krwinek. Onkolodzy wstrzymali jej terapie z tego powodu ale nie zalecili żadnych konsultacji z dietetykiem, żadnej suplementacji, nic co by mogło poprawić trochę jej stan więc ona też nic z tym nie robi. Do kogo się idzie z takim problemem przy chorobie nowotworowej? Do dietetyka, hematologa, zielarza czy może lekarza pierwszego kontaktu, żeby np przepisał jej chociaz żelazo? U niej jest o tyle skomplikowana sytuacja, że z powodu powikłań ma ileostomie, co samo w sobie generuje jakieś tam problemy z wchłanianiem plus niektóre rzeczy w ogóle nie przejda jak np sok z surowych buraków.
Moja babcia tak ma, że ma zaburzone wchłąnianie, obniżone krwinki itd, w szpitalach nikt nic nie zalecał, wymyślamy dietę sami... Na podstawie książek i internetów... Ogólnie ostatnio babcia była miesiac w szpitalu na zapalenie płuc (cud, że przezyła, szczególnie ze pogotowie nie chciało przyjechać pomimo, że miała 40 stopni gorączki i halucynacje i jak w końcu ruszyli dupy, bo moja mama zmysliła, że babcia ma ciśnienie ponad 200, to w szpitalu potem powiedzieli, że kilka godzin później i by nie przezyła.... my to już z humorem do tego wszystkiego podchodzimy, babcia jak ją coś nie boli to też, bo to są takie hity czasem ze służbą zdrowia, że szok),  szpitalu mieli jej ustawić leki na ćiśnienie, to tak ustawili, że od wyjścia miała ciągle tak wysokie, że majaczyła, miala halucynacje, stany dezorientacji itd. Moja mama lepiej te leki babci ustawia niż lekarze...  🙄 teraz je sama jej ustawiła i jest ok....
Moja mama jest już po serii chemii czerwonej.
Była to ciężka batalia. Nie mogłam już czasami patrzeć jak moja mama czuła się fatalnie.
Nie mówiąc o tym jak ona sama się czuła (miała problemy z jedzeniem, słabo się czuła, powyłaziły jakieś inne dolegliwości z którymi musiała też dodatkowo sie męczyć)
Przed każdą kolejną prosiła lekarza, że ona już nie chce więcej, co ma być to będzie, trudno.
Ale udało się dotrwać do końca. W środę zaczyna serię tygodniową z chemią białą.
Będzie miała robione markery.
I teraz pytanie, czy po chemii białej występują takie same skutki jak przy czerwonej?
Czy są delikatniejsze?
Wyczytałam w necie różne opinię, lekarz też daje szczątkowe informacje (nie chce po prostu nastawiać pacjenta).
Boję się, że jeśli znowu moja mama będzie czuła się fatalnie, to znowu przyjdzie jej do głowy chęć rezygnacji z leczenia.
Czerwona chemia jest b.ciężka, biała o wiele lżejsza. Ja miałam białą, dostawałam tabletki przeciwwymiotne i było ok.,  nie miałam mdłości. Osłabienie i pogorszenie samopoczucia przyszło dopiero po 3. serii, ale dało się to znieść.
Życzę Twojej Mamie wytrwałości i powrotu do zdrowia  🙂
Czy ktoś może mi powiezieć jak jest z żywieniem pozajelitowym, w sensie jak to jest długoterminowo, czy pacjent dalej czuje sie głodny i chce zjeśc a nie może, czy uczucie głodu mija? jak to jest??

Moja babcia przedwczoraj miała kolejną operacje i lekarze powiedzieli, ze nie da sie juz nic zrobić, ma dwa łagodne nowotwory ale jeden bardzo zlośliwy i przerzuty są na jelita(plus płuca), są tam takie guzy, że powiedzieli, że bedziemu obserwować jej powolną śmierć, że tak naprawde dla niej lepiej byłby jakby nie wybudziła się z ostatniej operacji. Mówią, na że będzie strasznie, wiec jesteśmy załamani, szczególnie moja mama, bo to jej mama. I że już nigdy nie bedzie mogła nic zjeść, że może byc tak, że umrze w ciągu kilku dni, ale może być to kilka miesięcy. I co, kilka miesięcy bez jedzenia?? To jest jakis koszmar, bo jak ja dzisiaj u niej byłąm to czuła się ok, mówiłą że ją nic nie boli, byłą pogodna, planowała powrót do domu, ale pytałą w kółko czy mogę się dowiedzieć od lekarza kiedy już będzie mogła jeść, bo po poprzednich operacjach po 2-3 dniach zaczynali jej dawać jakieś jedzenie. Jeszcze 6 dni temu byłam z nami na grillu i jadła wszystko... ona jest smakoszem, kocha jeść, jedzenie w tej całęj chorobie było jej ulubioną czynnością poza spaniem i tuleniem kotków i psa rodziców. Ona nie wie, że ma raka i że tak złoścliwego, nie wie że nie ma żadnych szans, że zostało jej w najlepszym przypadku pare miesięcy życia. Ale to jest jakby pół biedy, bo jest na morfinie czy czymś tam, w każdym razie  mówi że nie boli ją nic - ale... jak sie dowie, że już nigdy nic nie zje, to jezu przecież ona sie załamie. ja tego nie jestem w stanie ogranąć, ni ejestem sobie w stanie wyobrazić jak jej to powiedzieć...  moja mama też, no dramat... Lekarz co ja operował to świetny chirurg, dobry znajomy moich rodziców, także też nie ściemnia nam, czy coś, no sam by strasznie załamany, ale powiedział ze no już nic nie da sie zrobić, że ma tak poplątane, wciągniete, zajęte guzami jelita, że no nie ma opcji że coś zje, w sensie no niby można, ale wtedy alternatywą jest śmierć przed która będzie wymjotowac kałem. Powiedział, że to byłoby gorsze, wiec żebyśmy mu zaufali ale no jezu jest to jakaś masakra. Ja nie zdawałam sobie wcześniej srpawy z tego jak jest w końcowym stadium raka, że to są takie sytuacje, że już sie nie je, nawet jak pacjent jest głodny i chce jeść...(bo wiedziałam, że czasem pacjenci nei chca jeść, i są ustawieni na żywienie pozajelitowe, ale ona ciągle mówi, że jest godna, ze by coś zjadła, no jak to tak.. jezu to przejdzie jakkolwiek czy bedzie do końca żcyia godna??).  Ja nie mogę tego znieśc, że babcia płacze, że wolałaby umrzeć w domu niż w szpitalu (bo pomimo, że nie mówimy jej że ma raka, to ona czuje, że jest źle...)a tu nie wiadomo czy uda się ją jeszcze wypisać.... straszne to wszystko 🙁  a ona jest w pełni świadoma, ma jeszcze dużo sił, siada sama, chodziła dziś, niecałe 2 doby po powaznej operacji.... no czuje sie niby dobrze a tu taki stan.... to jest takie nie do uwierzenia dla nas, ale też wiemy że no lekarze nie kłamią, że to jest juz bardzo poważny stan, że ona umiera. Ale bardzo byśmy chcieli żeby nie umarła w szpitallu tylko w domu.... zeby tylko dało sie ją wypisać... ciśniemy lekarzy, no zobaczymy....
A babcia jest tak niesamowicie silna i dzielna w chorobie, ale jeśli lekarze nam mówią, że bedziemy obserwowac powolną śmierć w cierpieniu i że będzie to straszne dla nas i dla niej, to my nie wiemy jka to ogarnąć.... tak sie martwiliśmy dopiero co żeby nie umarła na zator, z hipoglikemii ,żeby przezyłą operacje, a teraz lekarze wprost mówią, że lepiej by było jakby nie przeżyla ostatniej operacji.. to CO nas czeka skoro tak strasznie to zapowiadają?? jesteśmy w takich nerwach, że masakra.... bo nie wiemy co to 'straaszne' bedzie, jakie, czego sie spodziewać??
branka, może i lepiej bez jedzenia, bo... jedzenie wiąże się z wydalaniem a to staje się męką nawet przy drożnych jelitach.
Tylko chyba nie będziecie oszukiwać babci?
A lekarze nie powinni tak mówić, straszyć.
Za to już powinien być u was specjalista od opieki paliatywnej.
Dziś cuda można zrobić, by umierający nie cierpiał.
Owszem, jedzie na narkotykach, już się nie uzależni przecież, ale nie cierpi, i można sobie wszystko w duszy i w rodzinie uładzić...
Pytasz, jak długo?
Cóż, w starszym wieku w ciągu ok. 3 miesięcy zanikają żyły, w końcu nie udaje się wkłuć 🙁.
Uczucie głodu szybko zanika.
Jednak, z miłością, to wszystko może nie być tak straszne, jak teraz się jawi.
To nam, zdrowym, jawi się przerażająco, że niemal wszyscy umrzemy z głodu (jeśli dożyjemy późnych lat).
Dla samych chorych jest to jakby nieco alternatywna rzeczywistość.
Życzę, żebyście mogli jeszcze cieszyć się sobą czas jakiś, do śmierci babci, w pokoju ducha - to jest możliwe.
Nie ma się co bać, będzie co będzie, taki jest los śmiertelników, wszystkiemu podołacie.
A czemu Ziemia jest pełna takiego bólu, to już pytanie w Kosmos 🙁
branka, pod Wrocławiem w Będkowie jest hospicjum, mają też opiekę domową. Jak najszybciej to załatwiajcie. Plus to, żeby mogła faktycznie być na morfinie (lub czymś innym silnym) w domu. Bo wcale nie zawsze to jest możliwe. U ojca mojej znajomej nie było. Lekarz po prostu nie wyraził zgody - tylko w hospicjum stacjonarnie. I była masakra do momentu jak nie załatwili stacjonarnego - wiem, że zrobili to tylko ze względu na dostępność leków przez całą dobę. Właśnie dobrze, że lekarze mówią jak będzie. Bo kto był przy takim umieraniu wie, jak jest. I lepiej się na to naszykować. W tym Będkowie mają też opiekę psychologa nie tylko dla pacjentów ale i dla rodzin - dowiedzcie się. My próbowaliśmy ostatnio zorganizować to jak moją teściową w ostatnim stadium raka wypisywali ze szpitala. Nie wyszła już ze szpitala niestety 🙁. Od diagnozy do śmierci 2 tygodnie. Ale wszyscy lekarze też powiedzieli - tak jest lepiej, nawet leki podawali tylko kilka dni bo akurat tylko taki okres bolało więc całe szczęście miała krótki okres cierpienia.
Lekarz powiedział jej rano jak wygląda sytuacja z jedzeniem, załamała się i poprosiła, żeby spróbowali udroznic te jelita, miał czas więc wziął ja w zasadzie od razu na blok, właśnie skończył operować -udalo mu się zrobić obejście, żeby mogła jeść (o ile jelita rusza), No ale ma dwie stomie. Będą próbowali tak to poprowadzić żeby jak najszybciej wyszła. Ale druga operacja w ciągu dwóch dni w wieku 90lat i jej stanie zdrowotny to też ciężkie,nie wiadomo jak się to będzie goic itd czy nie będzie komplikacji pooeracyjnych.
No i mówia, ze prędzej czy później ten problem i tak wróci z niedroznoscia jelit, Ale no na razie ta operacja da jej więcej komfortu.

dzięki dziewczyny za wsparcie  :kwiatek:


Edit: Babcia dalej w szpitalu, ta druga operacja się udała, w tym sensie, że lekarz wymyślił obejscie i tak pozszywał jelita, że dziś pierwszy dzień mogła coś zjeść, może też pić od 2 dni. Ale stan jest już bardzo poważny. Boimy się, że nie wyjdzie już ze szpitala, choc lekarze mówią, że spróbujemy bo ona bardzo chce, a wolimy żeby odeszła w domu, ona też tak chciała. Ale problemem są dwie stomie i baardzo wysokie ciśnienie.
Przez to cisnienie ma troche halucynacji, aczkolwiek nie jest źle, bo nas rozpoznaje, chętnie rozmawia, ale ma np halucynacje wzrokowe, wydaje sie że latają jakieś meszki, że siedzą na jej poscieli kotki, że po korytarzu biegają dzieci itd. No i cały czas mówi, że musi się spakować, czy jej pomogę się spakować, czy moge ją pomalować, żeby dobrze wyglądała, itd. Mówila mi dziś też, że widzi twarzy zmarłych, swoich rodziców, brata i siostry - ale uśmiecha się jak o tym opowiada i mówi, że oni też się do niej uśmiechają. Zmroziło mnie to dziś, bo czuję, że koniec jest bliski i ona myślę, że też to czuje. To bardzo dziwne tak słuchać jak opowiada, że ich widzi, że dawno o nich nie myślała, a że teraz przychodzą do niej, że sie uśmiechają. Takie troche jak słuchanie o czymś paranolnalnym, a jednocześnie jak opowiadała mi dzis o tym, to właśnie w momencie pełnej swiadomości, prosiła mnie też żebym pozdrowiła zwierzaki rodziców, żebym ugłaskała swoje koty od niej, konie itd. wszystko kojarzyła, kto ma jakie zwierzaki, każdego wymieniła z imienia. Niestety, ona się pomału żegna 🙁 pocieszające jest to, że robi to z uśmiechem, jakoś łatwiej to zaakceptować.
branka, i jak babcia?
Wpadło mi przypadkiem w oko na FB. Myślę, że warto nagłaśniać takie rzeczy:
http://www.rynekzdrowia.pl/Serwis-Onkologia/Centrum-Cyklotronowe-Bronowice-nie-wykorzystuje-swoich-mozliwosci,182120,1013.html
Moja babcia dzisiaj zmarła. W domu, otoczona rodziną. Ostatnie tygodnie po wyjściu ze szpitala była słaba, ale w sumie w niezłej dyspozycji, przestała mieć zwidy, była kontaktowa, jadła, stomia nie okazala się trudna w obsłudze i działała dobrze. Ale od kilku dni było już bardzo źle, także przeczuwaliśmy, że to już mogą być ostatnie dni. Całe szczęście, że nie odeszła w szpitalu, tylko w domu.
Wiem jak bardzo wam ciężko. Trzymajcie się.  :przytul: Niby wiadomo, że przecież to naturalna kolej rzeczy a zawsze za wcześnie... Strasznie kibicowałam twojej babci, z opisów przypominała mi trochę moją (od lat już nie z nami). Dobrze, że mogła być u siebie z rodziną.
branka, przykro mi, dobrze, że do końca była blisko was.
branka, współczuje. Byłyście blisko.
Na pewno dobrze, że do końca.
Nigdy nie jest się przygotowanym na taką sytuację  😕
Branka, trzymaj się.
Branka, współczuję...

Czy orientuje się ktoś może czy i jak można starać się o jakąkolwiek pomoc nad osobą chorą przebywającą w swoim domu? Wymaga opieki 24/h na dobę 7 dni w tygodniu. Rodzinne zasoby ludzkie są na wyczerpaniu (fizycznym i psychicznym). W zasadzie zajmują się nią 2 osoby na zmianę, w czym jedna normalnie pracująca, a druga dojeżdżająca (bez prawa jazdy) z innego miasta. Czy istnieje jakiś refundowany sposób na uzyskanie pomocy w zakresie opieki nad taką osobą?
Mrowak zapytajcie w opiece społecznej. Uprzedzam, że wszystko jest uzależnione od dochodów takiej osoby i jej rodziny. Progi są niestety bardzo niskie. Generalnie jest to trudny temat.
Mrowak, poszukaj domowego hospicjum.
Gaga, czy hospicjum domowe nie wymaga m.in. posiadania opiekuna na 24 godziny? Tak coś wczoraj wyczytałam - że jednym z warunków objęcia taką pomocą jest posiadanie co najmniej jednej osoby dyspozycyjnej 24/7, a sama opieka hospicjum to wizyty pielęgniarki, łatwiejszy dostęp do lekarza, sprzętu, ewentualna pomoc psychologiczna (dla pacjenta i rodziny). Tu potrzeba praktycznie kogoś mieszkającego u chorej. Czy taka pomoc jest w ogóle możliwa na NFZ?

Opiekę społeczną sprawdzę.
100% informacji nie mam, ale z tego co wiem, to:
- z opieki społecznej może chodzić ale to nie pielęgniarka, tylko raczej pani "gospodarcza", posprzątać, ugotować. I to ze 2 razy w tygodniu po godzinie
- są długoterminowe opieki pielęgniarskie na Fundusz- ale to chyba góra 1 godzina dziennie, nie więcej
tunrida, tego się właśnie obawiam 🙁
Zatrudnienie przez agencję kobiety, która mieszka u chorego 24/7 to miesięczny koszt ok.3000 zł. I tu niestety docieramy do ściany...
ceny zależą od miejscowości i kobiety, która się opiekuje. Z racji wykonywanego zawodu, mam właśnie wizyty domowe u starszych osób z otępieniem. Opiekunka w moim mieście na stałe kosztuje nawet tylko 1500 zł. I akurat ta, którą znam, to za te 1500 naprawdę dobrze obsługuje chorą. Więc wszystko zależy. Oczywiście na czarno.
Często rodziny się dzielą opieką. Raz rano jedna córka, raz druga, na noc wynajmowana opiekunka. A jak już nie mają sił, to czasami umieszczenie w zakładzie opiekuńczo- leczniczym (jeśli chory wymaga intensywnego leczenia) czy domu pomocy ( jeśli tylko opieki)  wychodzi korzystniej. Nawet jeśli finansowo ciężko.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się