Kącik palącego re-voltowicza/voltopira


Halo ...ja nigdy na bieganie fajek nie zabierałam i nie zamierzam nawet Iqosa brać.
Ot...taka myśl nałogowca przy mijaniu sklepu  😀iabeł:

Nokia...mam o tyle łatwiej, że mój mąż nie pali (i nigdy nie palił). To naprawdę ulatwia sprawę.
Wkurzenie to chyba..... niezła metoda na rzucanie czegokolwiek.  🙂
Post pod postem ale .......trzeci tydzień na Iqosie.
Nie wzięłam do łapy zwykłego papierosa i co jest w tym najpiękniejsze zupełnie mnie nie ciągnie.
Skończyło się zastanawianie ...kupic nie kupić.
Daje sobie jeszcze tydzień na przywyknięcie i pomalutku zaczynam schodzić z ilością wypalanych papierosów.
Kaszlu brak 🙂
BASZNIA   mleczna i deserowa
30 marca 2018 20:32
Super... Kurde,  zazdroszczę.... Nie palę,  ale uwielbiam to i mi smutno 🙂...
No i nie pal. Znam takich co pili ......bo lubili. Dzisiaj są wrakami chociaż nadal twierdzą, że piją bo lubią a nie dlatego, że muszą  😀iabeł:

Ja od lat wiedziałam, że mam problem z fajkami. I wiedziałam, że palę bo nie umiem odstawić. Nie oszukiwałam się, że jest inaczej. Ta świadomość niestety na niewiele się zdała.
W czwartek minie mi 4 tygodnie na Iqosie. W świąteczną niedzielę miałam próbę generalną, bo był mój palący brat na śniadaniu.
A potem wizyta u palącej rodziny.  Co prawda oni wychodzili na zewnątrz na fajka i nikt nie palił tam gdzie siedzieliśmy. I okazało się, że nie miałam problemu.
Nie pojawiła się nawet myśl żeby wziąć od kogoś jednego analoga. Na dodatek straszliwie mi te ich palenie śmierdziało.
Jestem z tego faktu przebardzo zadowolona.
szemrana, pisz więcej, bo mnie Twoje pisanie motywuje, żeby się za to zabrać. Od dawna próbuję, ale za każdym razem sobie myślę, że jeszcze nie teraz, że jeszcze tylko ta paczka i następnej już nie kupię. I lipa. Jak potrzeba to potrafię mocno ograniczyć, do 1-2 dziennie, ale jak nadzwyczajne okoliczności się kończą, to wracam do swojej normy 7-8.
Po takim prawie-detoksie zaczynam odczuwać zalety niepalenia. Lepiej mi się oddycha, nie mam suchego nosa, nie boli mnie głowa, generalnie jest super. Ale jakoś zawsze brakuje mi siły do zrobienia tego ostatecznego kroku. A bardzo by mi się przydało, zwłaszcza finansowo. Może ta paczka teraz to ostatnia?
U mnie do niepalenia jeszcze pewnie długa droga. Coś jak ćpun na metadonie  😜
Vanille ...im dłużej palisz tym gorzej....tak myślę. Ja paliłam dużo. Bardzo dużo.
Pomysły z ograniczeniem czyli np. fajeczka zawsze o pełniej godzinie kończyły się po dniu. Zapominałam a łapa machinalnie wędrowała po papierosa częściej niż zakładałam.

Ja niestety mam świadomość, że palę dalej. Że Iqos to tylko zastępstwo. Zdrowsze ale jednak zastępstwo.
Nie śmierdzę, mieszkanie też nie śmierdzi, nie kaszlę ale ...nadal palę.
Ale ja tak mam, że wszystko w życiu robię małymi kroczkami.
I wiem, że palenia nie odstawię z dnia na dzień bo zwyczajnie tego nie potrafię. Próbowałam tyle już razy, że sobie nie ufam.
To co się teraz dzieje to moja wielka nadzieja na zmianę.
Będę pisała bo chyba i mnie to pomaga. Jakoś mam wewnętrzne przekonanie, że tym razem się uda. 
Paliłam latami. Tyle, że głód nikotynowy mnie budził w nocy ze 2 razy i musiałam chociaż trochę machów wziąć. Niezależnie od tego, że byłam na maksa uzależniona, to kochałam palić.
Ale kiedy dostałam raka tarczycy i jeździłam często do Centrum Onkologii i przesiadywałam tam na korytarzach patrząc na ludzi wokół- zdecydowałam, że koniec z fajkami. Dałam rade, choć było ciężko. Kiedy prawdziwy, 100% nałogowiec rzuca fajki, zawsze będzie ciężko.
Potem rzucił mąż. Nie robiliśmy tego razem, bo byśmy się z nerwów pozabijali. On tez maksymalny nałogowiec. Nie pali chłop 3 m-ce. Przestał kaszleć, przestał rano charczeć po nocy, znacznie mniej chrapie. Mimo tego, że przytył, ewidentnie ma lepsza kondycję! Nawet próbuje coś tam biegać po lesie! Gdzie wcześniej po zrobieniu 30 kroków sapał jak lokomotywa i umierał.

Nadchodzi lato. A mi sie zaczynają śnić fajki. Boże...palenie jest TAKIE PRZYJEMNE!!!!!   😵  Żeby nie te pieprzone choróbska, to nigdy bym nie przestała. Ale niestety. Mój układ oddechowy już mówił "pas". każda infekcja wirusowa schodziła mi na oskrzela i musiałam włączać antybiotyk. A ostatnio zaczęła się robić spastyka oskrzeli- zwężały mi się i miałam duszność. Musiałam przy infekcjach brac leki wziewne jak astmatyk. Więc już mój organizm wypalił swoje. szkoda, że tak go załatwiłam.
Ale palenie jest TAKIE PRZYJEMNE. Przyjemniejsze niż najlepsze jedzenie! Nie palę i nie zapale, bo wiem, jak bardzo rzucanie palenia boli, ale cierpię psychicznie, że inni palą a ja nie mogę! Ileż ja bym dała, żeby tak sobie usiąść na ławeczce na świezym powietrzu w pracy i zajarać na spokojnie.
( tyle, że nie chcę mieć raka ani astmy)
I chyba to jest w tym wszystkim najgorsze. Że to jest przyjemne. Dla mnie też szczyt chillu to zrobić sobie kawę i zapalić. Ale z drugiej strony zaczynam zauważać minusy, zwłaszcza w kontekście tego, że udało mi się w lutym ograniczyć, a teraz znów wróciłam do normy. Gorzej się czuję - tzn. rano czasem uciska mnie w głowie (nie ból, tylko taki ucisk właśnie), na zmianę mam suche śluzówki w nosie, a potem znowu mi się z nosa leje, gorzej czuję zapachy, pękają mi usta.
I naprawdę chciałabym rzucić. Ale za każdym razem jak spalam ostatnią fajkę z paczki i sobie myślę, że następnej paczki nie kupię i łapię świadomość, że TO MOGŁABY BYĆ OSTATNIA FAJKA W MOIM ŻYCIU - to mi się robi smutno. I myślę sobie, że się nie przygotowałam odpowiednio mentalnie, że to już OSTATNIA, więc kupię jeszcze jedną paczkę i się lepiej przygotuje 😁 I tak w koło macieju. Ale coś się we mnie ruszyło troche, bo wcześniej chciałam rzucać ze względów finansowych, a teraz to jednak powoli łapię się na tym, że motywacja mi się zmienia właśnie na względy samopoczucia.
Ale nie żałuj sobie myślenia, że to JEST smutne. Bo jest. Gdzieś czytałam że można sobie wyobrażać że jesteś w  okrutnej żałobie. Ja się nie zmuszałam żeby czuć się szczesliwa że rzucam. Ja się czułam nieszczęśliwa. Bo życie bez fajka wydaje się być do d**y. Dopiero po czasie okazuje się to nieprawdą. A i tak co jakiś czas żal ściska że nie można sobie zapalić
Ja mam e-papierosy z olejkiem zerowym. I jak już ewidentnie nie mogę , to sobie chociaż tak pociągam. Nijak to fajka nie przypomina, ale.....
Z tym "przyjemne"....wiele lat temu oglądałam jeden z programów Marka Kotańskiego. Rozmawiał z młodymi ludźmi o narkotykach i mówił im....nie wierzcie dorosłym, ze narkotyki są wstrętne. One są zajebiste i dlatego tak groźne.
Kiedy dorośli mówią że narkotyki są dla Was niedobre nie odczytujcie tego wprost.
One są świetne na poprawę nastroju, na waszą psychikę. Schody zaczynają się, kiedy jest już za późno żeby je odstawić. Kiedy musicie brać chociaż nie chcecie. I tak sobie wtedy pomyślałam....
z fajkami jest podobnie tylko koszty społeczne mniej drastyczne
szemrana, chyba jak z każdym uzależnieniem. Ja się zawsze zastanawiałam, co ci palacze pierniczą, żeby nie zaczynać. Sami palą w najlepsze, co chwila mówią, że rzucają - z lepszym lub gorszym skutkiem - a mi mówią, że mam pod żadnym pozorem NIE ZACZYNAĆ. O co im chodzi? Przecież zdarza mi się wypić i się jakoś nie uzależniłam - nie chcę, nie piję miesiącami i mi tego nie brakuje. Skąd ten tekst, który mówili mi wszyscy palacze, jak jakaś sekta i wyższy poziom wtajemniczenia? Teraz już wiem o co chodziło. Życie palacza, nawet po rzuceniu, nigdy już nie będzie takie samo. Bo wciąż ( z czasem pewnie coraz rzadziej, ale jednak) pojawiają się sytuacje, których fajka byłaby idealnym uzupełnieniem. Gdzie aż się prosi, żeby zapalić. I nawet jak człowiek rzuci i nie zapali, to jednak będzie odczuwał niedosyt. Bo WIE, że tutaj ta fajka smakowałaby jak nigdy. Jak ktoś nie próbował to nie wie, że to przyjemne i że teraz byłoby w punkt, nie wie, więc nie tęskni - bo nie ma za czym. Ehh. Było słuchać mądrzejszych ;-)
Jesteście Straszne!
Całe szczęście, że dobrze wiem, że ta przyjemność jest w mózgu, nie dają jej fajki.
Gdybym teraz zapaliła, wcale nie byłoby przyjemnie, śmierdziałoby, dusiło, było mdło.
Żeby sięgnąć po tę błogość musiałabym wciągnąć się znowu, a tego nie chce.
Choć, powtarzam, żałuję, że rzuciłam. Z kilku powodów.
Ale już  bym nie chciała palić.
Najlepiej, faktycznie, nie zaczynać.
Ja, głupia, zaczęłam dopiero pod koniec studiów. Gdy wszyscy wokół palili.
Parę rzeczy, za którymi tęsknię, już nie ma.
Nie ma przytulnych kawiarni w kłębach dymu.
Nie pali się  na uczelniach (u nas wszyscy na korytarzach palili, w pracowniach były duże popielniczki).
W zasadzie nie pali się przy żadnej pracy.
halo, masz rację. Ja czasem jak mam przerwę i się jednak złamię, kupię paczkę i zaciągnę tym pierwszym wyczekanym papierosem, to ogarnia mnie rozczarowanie 😀 Bo śmierdzi, nie smakuje i jest ogólnie fe. Trzeba palić regularnie, żeby czerpać z tego przyjemność i nie zauważać minusów. Choć z drugiej strony mi dopiero dłuższa przerwa, chociażby 24godzinna daje to przyjemne zawirowanie w głowie - jak palę regularnie, to tego nie czuję. Organizm musi się chyba pozbyć nikotyny, żeby znów na nią w pełni zareagować.
Ja też głupia zaczęłam pod koniec studiów. Praca w gastronomii jednak mnie złamała i poszłam z prądem, bo w gastro 99% ludzi pali.
Przytulne kawiarnie w kłębach dymu jeszcze da się znaleźć - ja mam swoje miejscówki gdzie wiem, że mogę zamówić kawę i zapalić. Choć na pewno trzeba ich szukać - bo to nisza.
W pracy? Ja nigdy w pracy nie paliłam (poza dorywczą pracą w gastronomii). Jestem w stanie bez problemu wysiedzieć nawet o tym nie myśląc. Choć naprawdę się zdziwiłam, gdy będąc na stażu na jednym z oddziałów zarządzanych przez leciwego profesora zostałam zaproszona do dyżurki, a po otwarciu drzwi wyszedł mi naprzeciw wielki kłąb papierosowego dymu. Większość tamtejszych lekarzy tam paliła i to była norma, że w przerwie idzie się zapalić. Ja poszłam może ze dwa razy (profesorowi się przecież nie odmawia ;-) ) ale to akurat nie weszłoby mi w nawyk. Co innego jak się pracuje w gastro, a co innego jak się pracuje z pacjentami. Jednak w szpitalu nie chciałabym śmierdzieć fajkami i tego się trzymam.
Ja zaczęłam w liceum. Paliła prawie cała klasa. Stadne wyjścia na papierosa do WC to była norma. Nikt nas za specjalnie za to nie ganiał.
O dziwo w podstawówce nie palił nikt a jeśli już ktoś, to ja o tym nie wiedziałam.
Pierwszy papieros był w liceum.
Palił mój o 8 lat starszy brat. Fajki trzymał w moich zabawkach, bo tam ojciec nie szukał. 😜
Nie paliła mama, nie palił ojciec. Jedynie mój dziadek całe życie na machorce jechał.
Na starość ruszyć ręką bez zadyszki nie mógł. Czasem opowiadał, że śniło mu się, że pali sobie skręconego papierosa. Palić nie mógł, bo płuca miał w stanie szczątkowym.
Dobrze, że mi się przypomniał.....nie chciałabym tak cierpieć jak on przez ostatnie 8 lat życia.

halo, vanille, serio wam pierwszy wyczekany papieros nie smakuje?  To ja ufo jestem  😜 Jak ostatnio zapalilam po 2,5 roku od rzucenia to ach, jakie to bylo piekne uczucie! Najsmaczniejszy papieros w moim zyciu, a to podly Pall Mall byl  😁
Ale samo uczucie, siedziec z fajkiem przy piwie, sie zatesknilo za byciem bardzo mlodym i wciaganiem szluga za szlugiem w podlych knajpach z podlymi salami dla palacych, no jakos nie umiem zalowac tego palenia. Tez zaczelam na poczatku liceum, jeszcze przed osiemnastka doszlam do 1,5 paczki dziennie , a po paru latach a to cos mnie w plucu klulo, wydolnosc zadna, dusilo mnie na schodach i sie pozegnalismy z papierosami. Czasem przy piwie kusi  😉 jeszcze moj chlop pali wiec tym bardziej, ale poza tym jednym wybrykiem sie pilnuje, no bo jednak zdrowia szkoda
Miałam długą przerwę w paleniu. Chyba z 8 lat. Po czym wylądowałam z mężem na Teneryfie, na plaży, upalnym wieczorkiem. Szum oceanu, płonące ognie w pochodniach, piwo. Pierwszy papieros po tych 8-miu latach smakował bosko. Owszem- dym był duszący, ale... te zawirowanie w głowie, te uczucie czadu, że "znów jaram".   Po 10 wypalonych papierosach już wiedziałam, że znów mam problem. Nie umiałam rzucić przez kolejne 2 lata. Dopiero rak tarczycy mnie zmotywował.
Idę stąd, bo coraz bardziej chodzą za mną fajki. A jakie nie byłyby cudowne, to niestety SAMO ZŁO dla zdrowia.
kokosnuss, ciężko powiedzieć z tym pierwszym fajkiem. Z jednej strony tak jak wspomniałam, tylko po przerwie czuje się znowu w pełni wspaniały wpływ nikotyny - jak się pali regularnie to nie ma tego efektu. Ale z drugiej strony patrzę już chyba na to z perspektywy osoby chcącej rzucić. Tzn jeśli mam przerwę kilka dni, złamię się, kupię paczkę, zapalę tego pierwszego - niby zbawienny wpływ nikotyny czuję, ale z drugiej strony jestem rozczarowana, że się złamałam dla takiego syfu.
BASZNIA   mleczna i deserowa
04 kwietnia 2018 11:23
Chyba jestem szczęśliwcem, mogę sobie kupić paczkę tak jak inni flaszkę na święta. Spalam dla radości, a potem rzucam, trochę mi brak, ale do ogarnięcia bez problemu. Całe życie tak miałam. Ale kurde....fajne to jest.
Ciekawa jestem, czy Iqos faktycznie jest zdrowszy? Tak obiektywnie?
BASZNIA, to ty szczęśliwiec, faktycznie. U mnie to nałóg. Gdybym sięgnęła po "moje" papierosy, wsiąkłabym bez ratunku i paliłabym 30 dziennie.

Mnie tam ewentualny stan płuc nie ruszał. Za to co innego. Przeraża mnie, że mogłabym na starość trafić do szpitala czy jakiegoś domu opieki,
faktycznie bezradna i bezwolna, zostać pozbawiona papierosów - i wyć za nimi, cierpieć męki.
Wolę powalczyć z nałogiem teraz.
Z tym Iqosem..czy zdrowszy? Nie mam pojęcia ale brak kaszlu jest faktem. Na ryju, pod oczami miałam cienie i wory.
Cienie zniknęły. Worów prawie nie widać.
Na pewno kondycja lepsza. Od 3 tygodni poprawiam wyniki w bieganiu. Mogę szybciej, mogę dłużej.
Chciałabym rzucić palenie w ogóle.
Co ja gadam. Nie chciałabym a chcę
Ewentualny stan pluc nie rusza, bo se człowiek myśli "aa tam, najwyżej będę miałą pochp, albo i raka,  na coś trzeba umrzeć".
Tylko ZANIM się umrze to się żyje beznadziejnie. Z pochp co chwila duszności, wziewne nie pomagają, jeździsz co chwila do NPL-u, przesiadujesz w kolejkach na ławeczkach z dusznością. Każdy infekcja kończy się antybiotykiem, zjadasz ich za dużo, masz wyjałowiony organizm, bóle brzucha, wzdęcia, swędzącą pochwę. I nadal się dusisz. Jeździsz na SOR-y, wkurzasz się, że lekarze nie chcą kłaść na oddział, tylko poprawiają zastrzykami i do domu. Lekarze to konowały. W oddziałach leżysz a to na płucnym a to na wewnętrznym. Pielęgniary tylko kawę piją, a ty cierpisz. Nikt nie chce pomóc. I nadal masz duszności i kaszel i nie śpisz po  nocach. Wołają psychiatrę. Rodzina z dziećmi, wnukami spacerują, jeżdżą, ty ciągle chora. Potem wychodzi cień na RTG.Zaczyna się diagnostyka w kierunku raka, Jeżdżenie po szpitalach, badania. Jeżdżenie po okologiach w innych większych miastach. Wyjazdy o 5😲0 żeby się dostać do okienka i zarejesetować. Albo walną chemię i wytną płuco, albo i nie, I zostajesz na leczeniu paliatywnym. Dusisz się w domu tygodniami, miesiącami wiedząc co cię czeka. I nagle dochodzisz do wniosku, że chcesz żyć i wcale to nieprawda, że możesz sobie juz umrzeć. Bo świat jest taki piękny. Tam, za oknem.

Odechciało mi się sięgnąć po fajka.  🙂
Tunrida  😍
Tunrida Odechciewa się palić od razu haha  😂 
Elegancko napisane 😉
Owszem. Tylko nie palenie nie gwarantuje, że taki scenariusz ominie.
Nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe. Tym bardziej śmierć.
Owszem. Tylko myśl "boże...a może gdybym 10 lat temu rzuciła, byłabym teraz zdrowa???"  Zrozumie tylko  ten kto dostał raka, siedział na korytarzu wżśród innych rakowców i się zastanawiał. I żałował  że nie można cofnąć czasu
Dobra, biorę się za rzucanie. Czuję się zmotywowana jak nigdy wcześniej. Mam jeszcze kilka papierosów, nie zamierzam czekać do skończenia paczki bo paradoksalnie prościej mi się nie pali, jak mam co zapalić. Jak mam i nie palę, to jest to kwestia jakiegoś wyboru. Psychiczny komfort, że jak będę chciała, to przecież mam co zapalić. Odpada frustracja z powodu syndromu pustej paczki, jak to zwykłam nazywać 😀
BASZNIA   mleczna i deserowa
07 kwietnia 2018 17:43
Ten kącik zszedł na psy  😁
Bo całe palenie zeszło na psy 🙂
Nikt już nie zachwyca się aromatami.
tunrida, to jest argument. Mniejsze wyrzuty sumienia jakby co.
Vanille...jak tam niepalenie ?? Dajesz radę???
Ja nadal na Iqosie i wygląda na to, że do fajek nie wrócę.
Zdarza się, że pomyślę o analogach ale na pomyśleniu się kończy.
Nie ciągnie mnie zupełnie.
Kaszlu nadal brak. Smrodu w mieszkaniu tym bardziej.
szemrana, dzięki, że pytasz :kwiatek: nie udało mi się jeszcze całkiem rzucić. To co udało mi się trwale osiągnąć w ostatnich dniach to niezabieranie ze sobą fajek z domu. To już spory sukces, bo dla mnie nawet w momentach bardzo ograniczonego palenia najważniejsza była fajka po wyjściu z pracy i nie umiałam z niej zrezygnować. Jakiś czas temu wyszłam z domu, wsiadłam w komunikację miejską, wysiadłam, chciałam zapalić i miałam niemal śmierć w oczach jak się zorientowałam, że ZAPOMNIAŁAM zabrać z domu. Gdyby nie to, że byłam na wiosce zabitej dechami w niedzielę, to szukałabym w popłochu sklepu. Ale wtedy doszłam do wniosku, że to zaszło za daleko.
Teraz palę wyłącznie na balkonie, w domu już od 2 miesięcy nie zapaliłam. Miałam 2 dni całkowitej przerwy w paleniu ale w piątek spotkałam się z przyjaciółką przy piwie i zapaliłam. Od 24h nie palę i w sumie mam nadzieję, że może tym razem się uda 😀 Na pewno pomaga mi pogoda, bo świeci słońce i jest ciepło a wtedy niefajnie się siedzi w kłębach ciepłego i gęstego dymu

Nawet nie myśl o analogach, szkoda zmarnować to, co już udało Ci się osiągnąć. Ja zawsze jak mi się uda już chwilę nie palić i sięgnę z jakiegoś powodu znowu, to czuję głębokie rozczarowanie względem fajek i względem siebie i mam silne poczucie, że nie było warto.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się