Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

SzalonaBibi, nie chodzi o podniesienie Twojej wiochy z widłami, bo wiadomo jak na wiosce jest. Czasem niektórym nie chce się tyłka ruszyć, będą płakać po szkodzie. Chodzi o to, żeby jak najwięcej ludzi w Polsce się dowiedziało i zaczęło protestować. Idę o zakład, że w dolinie Rospudy też mieszkańcy byli trochę podzieleni, trochę niezainteresowani a na koniec dnia się udało. Bo zainteresowały się media, ekolodzy, zwykli ludzie zaczęli pisać opinie. No i politycy zaczęli się tłuc w tym temacie. Zobacz kogo masz z PO albo SLD w regionie, oni teraz po wycince puszczy powinni polecieć na taki temat.

To, że Twoi sąsiedzi nie używają Facebooka, nie znaczy, że nie możesz tego opisać i puścić w Polskę. Bo teraz dla Ciebie jest ważne, żeby Polska wiedziała skoro nie możesz liczyć na solidarność sąsiadów. Tak jak napisałam, podstawą są Fakt i Superekpress, Media Społecznościowe, które wykończyły niejedną krzywą akcję i programy tupu Uwaga! Reporterzy dla rozpętania gównoburzy dużo zrobią.
To, że Twoi sąsiedzi nie używają Facebooka, nie znaczy, że nie możesz tego opisać i puścić w Polskę.


Ja też nie  😡 Mam, ale do prostych kontaktów, nic innego nie ogarniam, niestety.
Będziemy próbować, ale (plotka?) reporterzy od afer słono sobie każą płacić za przyjechanie... A musimy wynająć prawnika, rzeczoznawcę od szkód górniczych i cholera wie co jeszcze wyjdzie...

Swoją drogą orientuje się ktoś gdzie znaleźć konkrety (ustawa, rozporządzenie?) o zwolnieniu z podatku zagranicznych firm. Albo ktoś może sprawdzić/podpowiedzieć czy ten inwestor będzie miał na coś takiego szansę, czy będzie płacił całość?
Jeśli nie są w Specjalnej Strefie Ekonomicznej albo nie inwestują mega w nowoczesne technologie to jakie zwolnienie od podatku mieliby dostać? Nie ma czegoś takiego jak zwolnienie zagranicznych firm od podatku, chyba że to jakiś mega branżowy kruczek o którym nie wiem.

Niestety musisz bardzo chcieć, żeby to nagłośnić i nie poddawać się, jak jakiś ćwok chce kasę za przyjazd. Bo jak naprawdę wszyscy zaczną o tym gadać, to przyjadą do Ciebie za darmo i nie będziesz się mogła opędzić.

Wystarczy, że napiszesz post na Facebooku z opisem sprawy i poprosisz WSZYSTKICH znajomych, żeby go udostępniali. Potem poszukaj lokalnych polityków. To bardzo często niezbyt robotne osoby, ale jak są w opozycji to pewnie chętniej wezmą się do roboty, szczególnie w roku wyborów do samorządów.
Dziewczyny, a może razem wymyślimy tekst który SzalonaBibi umieścić na swoim fb. Jedni maja ostre pióro inni nie za bardzo czują się w tym. A tekst musi być konkretny, żeby nie powiedzieć, profesjonalny. A potem umieścimy go również na swoich fb. Pomóżmy SzalonejBibi.  :kwiatek:
Oczywiście, jeżeli ktoś wymyśli co naskrobać, to ja także udostepnię na swojej tablicy. Tylko ja tak precyzyjnie napisać nie potrafię 🙂 ale może znajdzie się ktoś kto potrafi, tyle osób na forum  :kwiatek:
LatentPony   Pretty Little Pony :)
12 kwietnia 2018 08:29
Wszystko w życiu zrobiłam źle... Mam 24 lata, brak swojego kąta, żadnych perspektyw na przyszłość... Jedyne co mnie trzyma na tym swiecie to koń i dwa psy które są moją rodziną...
Szukam w mazowieckim pracy z zakwaterowaniem i bardzo ciężko to idzie... Pracy z szacunkiem do zwierząt i ludzi, z jakimś dniem wolnym i zarobkami takimi, aby dało się za to przeżyć... Naprawdę nie boję się żadnej pracy...
Sprawy nie ułatwia fakt, że nie jestem zmotoryzowana 🙁
Tracę nadzieję, że kiedykolwiek moje życie się ułoży...
lantentPonyA czy rozważałaś przeprowadzkę w inną część kraju? Może to byłby właśnie strzał w dziesiątkę? Inne miasto inna stajnia, inni ludzie, nowe znajomości ? Mam koleżankę co 4 lata temu przeprowadziła się do stajni i mieszka tam do dziś. Dodam, że pojechała tam razem ze swoim koniem. I ładnie jej się to życie układa. W ciągu roku wyjeżdża na wakacje i jakoś to działa, a wiem że również była w nieciekawej sytuacji.
LatentPony nie trać nadzei!  :kwiatek:
Na pocieszenie ja miałam 28 lat jak mi się życie rozpieprzyło po całości: wylądowałam bez pracy, bez przyjaciół, bez rodziny, bez konia i bez kasy w obcym miescie. Miałam tylko samochód (który rozbiłam dokumentnie tydzień później :icon_redface🙂, pudło osobistych rzeczy i psa. 2 lata się wygrzebywałam z doła jak Rów Marianski. Kosztowało to wiele wiele samozaparcia i ciężkiej pracy, ale teraz mija 6 rok mojego nowego życia: mam dobra pracę, udało mi się kupić mieszkanie i własnie szukuje się do kupna konia, mam fantastycznego faceta i poznałam nowych, fajnych ludzi  🏇
Trzeba byc dobrej myśli, uzbroic się w cierpliwość i pchac tą ziemię!
LatentPony - pająk ŻYJE! Czyli masz rodzinę a mogło go nie być, to było niedawno. A reszta - z perspektywy starej baby powiem ci, że możesz poszukaj czegoś nie ze zwierzętami? Czasowo a może wyjdzie na dłużej? Niestety, szansa na to o czym marzysz w Polsce jest marna, wiem z doświadczenia. A mając coś łatwiej szukać ideału. Młoda jesteś, masz co wpisać w CV - no musi się w końcu coś ułożyć. Trzymaj się! Kciuki za pomyślny obrót spraw trzymam!

Dziewczyny, dzięki  :kwiatek: Posta wymóżdżę, akurat pisanie było (teraz nie wiem, ostatnio mam papkę zamiast mózgu) moją mocną stroną. Dzięki za wsparcie. Muszę sobie też pogadać, bo jestem sytuacją przerażona. Mąż twierdzi, że działać trzeba, ale nie może już o tym słuchać. A ja muszę wyrzucić z siebie a nie tłumić (przynajmniej nie boli mnie brzuch ciągle). Po tym spotkaniu z radiem boję się nie tylko perspektywy kopalni, ale togo co może wyjść w trakcie wojny. Bo że rozpętała się wojna nie mam wątpliwości. Jak się spotykamy grupą najbardziej zaangażowanych to padają teksty o stawianiu samochodów z dala od stodoły.
LatentPony, chyba niewielu jest ludzi, którym życie idzie zawsze wg planu i jest usłane różami. Ja zaczynałam kilka razy od zera, a nawet powiedziałabym ostro na minusie. Ale zwykle po kilku dniach spędzonych w łóżku zakopana pod kołdrą postanawiałam zawalczyć o swoje kolejny raz. Dziś wiem, że pewnie jeszcze nie raz się coś w życiu posypie, ale trzeba otrzepać się po upadku i robić swoje.
Ostatnio widziałam, że kogoś szukają do Ranch San Maryno

to ogłoszenie może być ciekawe:
http://ogloszenia.re-volta.pl/szukam-wspolnika-do-otwarcia-osrodka/o/99406/
LatentPony, ale ty masz TYLKO 24 lata! Całe życie przed tobą! Ja w twoim wieku, nie mając niczego, znalazłam swoją pierwszą pracę przy koniach. Uwierz mi - od tamtej pory moje życie nie raz stawało na głowie, odmieniało się o 180 stopni i zaczynałam  wszystko od nowa. Ty też dasz radę.  :kwiatek:

Edit: sorry, nie wiedziałam, że praca nieaktualna  😡
madmaddie   Życie to jednak strata jest
12 kwietnia 2018 16:36
LatentPony, ja mam 24 lata i w zeszłym roku też zostałam kompletnie z niczym - pies przegrał walkę z chorobą, więc już całkiem się załamałam. Nie byłam w stanie znaleźć żadnej pracy, gdy skończyła mi się umowa (nawet sprzedawanie chleba mnie przerastało), kasa się kończyła, uwaliłam semestr (i to na IV roku na nie tak trudnym przedmiocie!). Za każdym razem gdy pomyślałam o przyszłości robiło mi się niedobrze, a współlokatorka jak przyjeżdżała i widziała mój stan, to leciała do żabki po fajki i piwo.
Jakoś przetrwałam, ziemię ryję, magisterkę piszę, w nowej, fajnej pracy się odnalazłam, foto praca idzie też całkiem miodnie i dzięki temu, że mam fajnych znajomych, to będę pisać teksty za hajs. Pierwszy raz od dawna nie czuję napięcia, stresu i ogromnego przytłoczenia myśląc o tym, co będzie. A że wygrzebałam się finansowo, to pod koniec roku będę mieć psa (szczeniaczkowe zapalenie mózgu mam już). Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie w przeciągu paru miesięcy będzie tak wyglądać.

trzymaj się tam mocno i pomyśl o różnych wyjściach (bo jakieś są). Może jeszcze nie teraz, ale będzie lepiej.
gdybyś czegoś potrzebowała, to pisz.  :kwiatek:
Wszystko w życiu zrobiłam źle... Mam 24 lata, brak swojego kąta, żadnych perspektyw na przyszłość... Jedyne co mnie trzyma na tym swiecie to koń i dwa psy które są moją rodziną...
Szukam w mazowieckim pracy z zakwaterowaniem i bardzo ciężko to idzie... Pracy z szacunkiem do zwierząt i ludzi, z jakimś dniem wolnym i zarobkami takimi, aby dało się za to przeżyć... Naprawdę nie boję się żadnej pracy...
Sprawy nie ułatwia fakt, że nie jestem zmotoryzowana 🙁
Tracę nadzieję, że kiedykolwiek moje życie się ułoży...


A nie jesteś zmotoryzowana, w sensie że nie masz prawka czy że nie masz auta?

Ja mniej wiecej w Twoim wieku postanowiłam, że chcę pracować ze zwierzetami. Miałam już za sobą kilka lat pracowania na zasadzie wyrywykowo/dodatkowo albo wakacyje, ale skończyły sie studia, no i co dalej? poszlam w robienie kopyt, bo to dawało jakaś kase, ale opcje były różne -  z kasa jakąś totalnie od czapy, nie do wyżycia (albo do wyzycia ale z opcją, ze musiałabym sprzedać konia). Ale te kopyta też mi na początku nie dawały kasy takiej, na jaką liczyłam (bo np nie brałam pod uwage swoich ograniczen fizycznych), takiej żeby utrzymać konia - choc było zawsze coś. Pracowalam pocżatkowo na czarno bez ubezpieczenia - do pierwszego powaznego urazu, kiedy sie wykosztowałam na opieke lekarką itd i wtedy postanowiłam pójść we właśną dziłalanosć, z poczuciem za małej wiedzy, z poczuciem że sobie nie poradzę, ale nie mialąm innego pomysłu... szukałam pracy stałej, ze zwierzętami i nie byłam w stanie znaleść nic normalnego, stąd poszłam na' swoje'. Początkowo było ciężko, do tej zimy było ciężko, w zasadzie mam teraz pierwsze miesiące kiedy mam płynośc finansową i mogę zrezygnować z jakichś rzeczy na rzecz innnych (z kopyt na rzecz bycia instruktorką, na rzecz kursów, szkoleń itp, bo to wolę - uczć, niż rozwalać kręgosłup strugając). To zajęło kilka lat, żeby nie było tak, że umieram ze stresu z czego zapłącić za pensjonat na konia....Bywalo totalnie do d z kasą, bywa do teraz jak mam jakieś niespodziewane wydatki, jak chce coś odłożć a to zwierzaki chorują a to ja itd. Jak mam iśc do dentysty, to jest glęboki stres - co jak wyjdzie drożej , niż tyle co mam w portfelu?? a co jak nie bedę po wizycie mieć za co zatankowac i nie bede miec jak dojechać do pracy? a na nfz z moimi zebami jest problem, niestety... bo mam rzeczy do roboty, które na nfz sie nie da zrobić albo sie czeka 2 lata, a w miedzyczasie weź i umieraj z bólu zeba...
Ale o tak jest, że świeżo po studiach zwykle zarabia się mega mało, jest ciężko  z pracą, jest frustrująco, potem się to z czasem układa jakoś. Jk pytam moich rodzicow, którzy są bogaci ja jak polskie standardy - to mówia, że do 30stki to byli biedakami, że na urlopy (juz ze mna i z bratem czyli maleńkimi dziećmi) jeździli za kase rodziców.. A potem nagle sie zaczeło układać finansowo.. bo to tak jest, że człowiek zaczyna pracując za psie pieniadze i jakoś tak z roku na rok jest lżej.

Głowa do góry, znadziesz coś, trzymam mocno kciuki. Dopiero zaczynasz życie, młodziutka jesteś. wiem jakie to cięzkie, każdy wie kto był w tym wieku i zaczynał...każdy ma inne doswiadczenia, Ty musisz naleźc swoją ścieżkę. Może chwilowo bedziesz musiała np odłożyć plan pracy takiej jaką bys chciałą, po to by zyskac płyność ffanaową, znaleźć swój kąt nawet jak wynajmowany i potem szukać tego, o czym marzysz. to też jest jakis sposób.
Może jak masz problem ze znalezieniem pracy to pomyśl właśnie o jakimś swoim biznesie? Albo rozważ pracę w innym województwie? czasem tak jest, że jest ściana z pracą w Twoim rejonie a gdzie indziej jest coś fajnego....To sie da przesnieść ze zwierzyńcem gdzie indziej...

LatentPony   Pretty Little Pony :)
16 kwietnia 2018 13:09
Dzieki dziewczyny za wsparcie. Niestety nie mam ani prawka ani samochodu co bardzo utrudnia zycie 🙁
Ze wzgledu na chorobe mojej mamy musze zostac w okolicach Warszawy 🙁 takze dalszy wyjazd nie wchodzi w grę. Jestem w sytuacji doslownie bez wyjscia 🙁 nie stac mnie na wynajem, jak znajde cos taniego to tylko bez psow... A nie zostawie ich... Dlaczego zycie musi byc takie trudne?
LatentPony, ja tylko napisze ze mocno trzymam kciuki żeby cos się wydarzyło, jakaś dobra oferta pracy, mieszkanie gdzie będziesz mogła mieć psa, ktoś kto da Ci wsparcie. Wytrzymaj ten ciężki czas, dobre przyjdzie, staniesz na nogach i odetchniesz!
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
17 kwietnia 2018 17:41
LatentPony a mieszkanie z mamą nie wchodzi w grę?  Może dzierżawa konia na początek, zanim się odbijesz finansowo?  Teraz zaczyna się sezon więc w wielu stajniach poszukiwani są instruktorzy do pracy w wakacje przy obozach - pytałaś w grupie "praca przy koniach"  na fb? Powodzenia!
busch   Mad god's blessing.
17 kwietnia 2018 18:57
Przeniesione do właściwego wątku  😡
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 kwietnia 2018 19:58
busch, nie ten wątek
madmaddie   Życie to jednak strata jest
24 kwietnia 2018 16:44
czy ktoś chciałby porozmawiać ze mną na pw? potrzebuję chłodnego spojrzenia z boku, zaplątałam się  😡
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 kwietnia 2018 17:30
Jeśli ja się nadam to śmiało  :kwiatek:
Przyjmiecie w swoje progi kolejną duszyczkę, która sobie kompletnie nie radzi z niczym?

Mam kompletnie dość wszystkiego, łącznie z życiem. Mam 19 lat, powinnam kipieć energią, a ja z chęcią zakopałabym się pod kocem i tam po prostu umarła. Dobija mnie fakt, że za dwa tygodnie mam maturę, a ja wiem, że nic nie umiem i nie zdam jej wystarczająco, aby dostać się na wymarzone studia. Ba, boję się, że nie dostanę na cokolwiek. I to nie tak, że obudziłam się chwilę przed maturą z nauką. Przez ostatni rok nie siedziałam na koniu, ponieważ dzień w dzień dziobałam tę cholerną biologię i chemię, a nadal moje wyniki oscylują dużo za nisko... ja się po prostu chyba nie nadaję i muszę odpuścić, ale nie umiem. Nie widzę siebie w czymkolwiek innym niż medycyna i koniec kropka.

Mam powoli również dość życia w ciągłym stresie o mojego chłopaka. Kiedy go poznałam, wiedziałam, że ma problemy z psychiką i również wiedziałam, że bardzo mu pomagała moja obecność i widzę to nadal, ale on przelewa każdy problem na mnie i nie dość, że muszę radzić sobie ze swoim życiem, ciągnę go za sobą.. Przez niego potraciłam znajomych, ponieważ, jak to określił: "nie lubi jak wychodzę się z nimi spotykać" i każde moje wyjście kończyło się groźbą zabicia siebie, ewentualnie fochem na 3 dni. Ale kiedy on spotyka się ze swoimi znajomymi, z którymi bardzo mi nie pasuje, aby się spotykał (mam swoje powody, dość poważne zastrzeżenia dot. uczucia, jakim go darzy jedna osoba z tych "znajomych"😉, jest wszystko w porządku. Ja wiem, że to nie jest zdrowe, ale naprawdę kocham tego głupka. W związku z jego głową, ma dużo problemów w szkole (głównie to ona potęguje te problemy) i staram się jak mogę, aby mu pomóc, ale kiedy po raz kolejny moje godziny spędzone z nim kończą się tekstem "Jestem głupi, nic nie umiem i nie obchodzi mnie to", naprawdę mam ochotę mu przyznać rację. Jest rok młodszy i w ogóle nie zdaje sobie sprawy, jak ważna dla mnie jest matura i byłoby miło, jakby mnie w tym wspierał, jak ja go przez cały rok w jego staraniach o dobre oceny, a dostaję nic...

Dołuje mnie nawet fakt, że nie mogę popłakać się z tego wszystkiego, bo cały czas ktoś coś ode mnie chce i nie mam chwili dla siebie. Boże, mam wrażenie, że brzmię żałośnie i super dziecinnie, ale to prawda. Biedna 19-latka, której problemy są błahe. Może i faktycznie są błahe, co nie zmienia faktu, że czuję się jak pozbawiony chęci do życia 50 latek, bo do tego wszystkiego moje zdrowie dokopuje mi z jeszcze innej strony, a moje pudło, bo to nawet nie jest już pudełko, z lekami jest większe od pudła mojej schorowanej babci. No kurde, ponoć jestem w najlepszym wieku, aby się bawić i cieszyć...  😵
Jak byłam w Twoim wieku i w klasie maturalnej to facet z problemami psychicznymi zrujnował mi najpierw rok wspólnej znajomości a potem zafundował mi rok na antydepresantach i terapię. I też się zapierałam, że go kocham, bo to takie uzależnienie od oprawcy. I już wiem, że nie miało to nic wspólnego z miłością. I że nie warto. Bo już sobie tych lat i tego czasu nie wrócisz a im dłużej tym gorzej i trudniej się wyrwać.
lazuryt00, nie ma obiektywnie błahych problemów. Różni ludzie w różnym wieku są w stanie udźwignąć różne rzeczy. Jak dla mnie liczy się stres, jaki dany problem u danego człowieka generuje. W związku z tym waga odtrącenia przez rówieśników 13latka może być tak samo, albo i bardziej stresujące od problemów z maturą, czy w dorosłym życiu z utratą pracy. Kaliber jest różny i obiektywnie utrata pracy jest najgorsza, bo zostaje się bez środków do życia. Ale jednak z powodu odrzucenia nastolatki potrafią popełniać samobójstwa, więc problem na pewno nie jest do zbagatelizowania.

Jeśli mogę coś doradzić, tak z perspektywy starszej koleżanki - olej tego gościa. Albo przynajmniej przestań ustawiać swoje życie, swoje zachowanie wedle jego potrzeb. To żaden związek, żadne partnerstwo. Bo w chwili obecnej tylko on zyskuje na tym układzie. Dla Ciebie to głównie dodatkowy powód do zmartwień, a masz obecnie wystarczająco własnych.
Maturą się nie przejmuj. Tzn jasne - ucz się, skup się, postaraj się wypaść jak najlepiej. Ale nawet jeśli nie dostaniesz się na swój wymarzony kierunek to nie traktuj tego jak koniec świata. I tak już jesteś bogatsza od wielu swoich rówieśników - bo wiesz, co chcesz robić. A to ma naprawdę ogromną wartość. Jeśli nie uda się teraz, to zrób wszystko, żeby udało się za rok. Jest mnóstwo ludzi, którzy zaczynają studia w późniejszym wieku, zwłaszcza takie kierunki jak medycyna. Więc to naprawdę nie koniec świata. A rok przerwy można wykorzystać w rozmaity sposób. Możesz pójść na inne studia, ale możesz też pracować, wyjechać na praktyki, wyjechać do pracy, zająć się przez rok pracą przy koniach i się uczyć. W obecnym świecie jest milion możliwości i uwierz mi, że czasem sama żałuję, że nie zrobiłam sobie przerwy po maturze. Zdążysz się nastudiować, zdążysz się napracować. A póki co ciesz się życiem, zbieraj doświadczenia. Uwierz mi, że to, co robiłaś, co widziałaś, na czym się znasz poza wyuczonym zawodem ma dużą wartość. I absolutnie nie porównuj się z rówieśnikami! To potrafi nieźle nakopać do łba. Zwłaszcza, jak komuś spełniają się Twoje marzenia - np. dostanie się na ten kierunek, o którym marzysz. Obierz sobie własną ścieżkę, przemyśl co chcesz zrobić jeśli matura nie pyknie w tym roku. I przede wszystkim albo popracuj nad swoją relacją z chłopakiem, albo go zwyczajnie olej. Za kilka lat będziesz się prawdopodobnie pukać w głowę i pytać, dlaczego zmarnowałaś na niego tyle czasu i tyle nerwów. Otaczanie się toksycznymi osobami jest tragiczne, zwłaszcza jeśli jest się właśnie takim pomocnym duchem, który daje sobie wejść po jakimś czasie na łeb. NIE WARTO. I nie ważne, czy to chłopak, mąż, przyjaciel, czy koleżanka. W tym wieku powinnaś fruwać 2 metry nad ziemią, a nie siedzieć jak trusia i unikać znajomych, bo Twój facet tak chce. Bez sensu.
lazuryt00, wczoraj gadałam ze starszym o kilka lat przyjacielem, my już jesteśmy siwi.
Zgodnie orzekliśmy, że już wolimy dolegliwości starzejącego się ciała, niż, nie daj pam bu, znowu być młodymi.
Młodość to straszna szarpanina i niewiadoma, jak balansowanie na roztapiającej się krze.
To co piszesz jest dość powszechne w okolicach matury, niejedna osoba na forum o tym pisała (cały wątek jest chyba o "niedoszłych" medykach).
I na 100% jest pewne, że wszystkie te problemy miną (jak wszystkie mijają). Wszystko znajdzie swoje rozwiązanie, i raczej lepsze niż gorsze.
Lepsze - bo Ty już dowodzisz, że nie planujesz być bierna ani miotana życiem.

Zgadzam się z koleżankami, że twój "partner" to nic dobrego. Nie musisz od razu go gonić.
Wystarczy, że odmówisz mu, choćby pod pretekstem matury, swojego zaangażowania.
I, z punktu, obawiam się, zobaczysz, jak jest ci "życzliwy".
Nie pytaj go o nic. Decyduj i informuj o decyzji, np. zadzwoń do mnie za 3 dni, bo te 3 dni się uczę i chcę mieć spokój.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
26 kwietnia 2018 06:31
lazuryt00 wiesz, przechodziłam w Twoim wieku dokładnie to samo. Wiem że niczyje gadanie nie zmieni Twojego zdania, musisz sama do tego dojść.
Ja tylko wiem, że nie warto. Ja w takim "związku" byłam prawie trzy lata, za wszelką cene chciałam mu pomóc. Straciłam nie tylko czas i nerwy, straciłam siebie. Po tym wszystkim co z nim przeżyłam mam zerowe poczucie własnej wartości, zrobiłam sie nieśmiała i zamknięta w sobie. Znajomych też nie mam, bo były straszne awantury jak się z kimś spotkałam. O konia walczyłam każdego dnia. I do dziś, choć minęły 4 lata płaczem reaguje na podniesiony głos lub zwrócenie uwagi. O tym, że jak ktoś gestykulujac podniesie gwałtownie rękę to kule się odruchowo.
Na studia nie poszłam bo wiedziałam że będzie zabijanie się i dzikie wojny, na mature szłam po całonocnej kłótni. Z miesiąca na miesiąc się pogarszało.
Nie pomogłam mu i pewnie do dziś bym tego nie zrobiła, bo jemu tak było wygodnie. Bałam się o niego ale znalazłam w sobie resztki egoizmu i zostawiłam go samego z problemami. I jedyne czego żałuje to łez mojej Mamy jak przychodziłam od niego zdenerwowana, zapłakana lub pobita.
Twierdziłam że go kocham, on też mnie strasznie kochał... Z pełną świadomością powiem, że jeśli kiedykolwiek mam spotkać na drodze taką miłość, to wole przeżyć reszte życia zamknięta w szafie.

Mam nadzieje że podejmiesz rozsądną decyzje, pamiętaj że masz tylko jedno życie i szkoda je zmarnować  :kwiatek:
Wydawało mi się, że wygrzebałam się ze wszystkich swoich problemów, ale chyba tylko dałam radę solidnie je zignorować. Teraz nie dość, że zaczęłam myśleć o tym jak jestem słaba, co mnie blokuje w rozwoju w pracy, Mama w ciężkim stanie trafiła do szpitala i wszystko walnęło ze zdwojoną siłą. Nie daję sobie rady ze sobą i totalnie nie wiem co mam robić...
Jak chcesz się wygadać, pogadać, cokolwiek, to śmialo  :kwiatek:
borkowa.   silesian team
06 maja 2018 13:30
myślałam, że skoro końcówka 2017 roku była dla mnie dość niełaskawa, to 2018 rok okaże się być zdecydowanie lepszy, nawet nie macie pojęcia jak się myliłam 😵
najpierw plany na wakacje, udało mi się ze znajomą znaleźć super miejsce, wybrałyśmy termin, ośrodek nam odpisał, że domek w wybranym terminie jest wolny, podali nam dane do przelania zaliczki i... okazało się, że nie można zrobić przelewu, a byłam w kilku bankach, bo oni nie przyjmują przelewów z innych krajów 🤔wirek: dlatego napisałam do nich maila, ale odpowiedzi już nie otrzymałam, więc plany poszły... 🙄
poza tym moje prawko, myślałam, że pójdzie mi łatwo, nie miałam większych problemów na jazdach, instruktorzy raczej chwalili, a teraz jestem po czwartym podejściu, stres zjada mnie totalnie, nie umiem panować nad sobą, robię jakieś głupie błędy na placu i po egzaminie 🤬 nawet zmieniłam word, bo z racji studiów nie jestem w stanie dojeżdżać do innego miasta, a word mam w obecnym miejscu zamieszkania. wykupiłam sobie jazdy dodatkowo, żeby zapoznać się z miastem, instruktor był zdziwiony, że jeszcze nie zdałam, tyle moich znajomych zdało za pierwszym razem (większość to raczej osoby, których bym o to nigdy nie posądzała), a ja wciąż oblewam na głupotach 🙁 teraz zaraz wchodzą nowe przepisy i będzie jeszcze gorzej 😵 nawet nie wiem czy mam się zapisywać na kolejny, bo zgaduję, że znowu obleję.
borkowa. Spokojnie. Zdasz. Nie załamuj się, nie ma znaczenia, za którym razem. Nie porównuj się do innych. Ja jestem kiepska w egzaminach i nienawidzę być "publicznie" oceniana. Nogi trzęsły mi się tak na sprzęgle, że nie mogłam tymi rzęchami ujechać. Zdałam za 5 razem. Jestem całkiem niezłym kierowcą 😉 Musisz przez to przejść i tyle. Wiem jakie to nerwy, ale idź i nie wyrzucaj sobie pomyłek  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się