Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

slojma   I was born with a silver spoon!
20 kwietnia 2018 17:00
No ja już odliczam czas do powrotu.  Siedzę już prawie rok w Virgini, dla mnie ten kraj to porażka. Nie rozumiem naprawdę zachwytów nad USA, byle do cywilizowanego świata znowu 😀
napisz cos wiecej o swoich odczuciach
slojma, wszystko zapewne zależy gdzie mieszkasz. Ja jestem w małym mieście, naprawdę bardzo spokojnym bo studenckim. Jest bardzo bezpiecznie, porównując do innych miast, nie ma praktycznie miejsce, gdzie nie należy chodzić samemu 😉 No to tak w punktach:
USA to kraj, gdzie nie wliczają podatku, każda cena jest większa od tej którą widzisz. Tipy sa wszędzie, nawet u fryzjera, czy w niektórych fast foodach, gdzie nawet nie siadasz przy stoliku.  Doliczają też więcej kasy na wstępie jak przyjdziesz gdzieś większą grupą 😀
Karty są w wiekszości na podpis, pin rzadko. I dzięki temu zdarza się,że ci w sklepie czy restauracji ściągają kwotę 2 razy i potem musisz to odkręcać 😀
Mimo że jestem ubezpieczona, nigdy nie wiesz co dokładnie moje ubezpiczenie pokrywa, trzeba pamiętać też o deductible (jest to kwota, którą musisz zapłacić i dopiero po jej przekroczeniu płaci twój ubezpieczyciel). Znajomy zwichnął sobie palce grająć w kosza, pojechał do szpitala bo było już dośc późno, więc przychodnia odpadała. Rachunek mu przyszedł na grubo ponad 1000$ 😀 do dzisiaj z nimi bawi się w jakieś pisma próbując wyjaśnić sprawę.
Strach wysyłać stąd jakiekolwiek paczki... historie poczty amerykańskiej czy nawet kurierów są przerażające. Nigdy nie wiesz czy to co zamówiłeś w ogóle do ciebie dotrze 😀
Bez samochodu nie idzie funkcjonować. Jakikolwiek transport publiczny jest okropny, kursują rzadko i do większości miejsc nie da się dojechać.
Jazda konna kosztuje majątek. Ciężko też o fajne miejsce z jakimś sensownym trenerem, bo panuje tutaj naprawdę bardzo głeboka rekreacja.
Tutaj nawet sałata jest tucząca. Jedzenie to jakaś porażka. Nie jest łatwo jeść zdrowo, trzeba w większości gotować samemu.
No i sami amerykanie... IMO mocno zamknięci na obcokrajowców. Kazdy trzyma ze "swoimi" i naprawdę ciężko znaleźc sobie tutejszych znajomych 😀
emptyline   Big Milk Straciatella
20 kwietnia 2018 18:41
xxagaxx, nigdy nie byłam w USA, ale zawsze miałam dokładnie taki obraz jak Ty opisujesz, a już szczególnie w tych mniejszych miasteczkach i bardziej religijnych stanach. Troszkę ciemnogród. Poza tym edukcja amerykańska to jest niezły żart. Jako, że mieszkam teraz w Szwecji, chodzę na zajęcia, żeby się wreszcie tego języka nauczyć (masakra swoją drogą, bardzo słabo mi szwedzki idzie, mimo, że nigdy nie miałam problemów z językami) i mamy kilku amerykanów. Są sympatyczni, nie powiem, ale co chwilę padają jakieś tak debilne teorie czy pytania, że już nawet nie daję rady powstrzymać śmiechu. Plus jest taki, że mają do siebie dystans i kwitują to "no tak, amerykańska edukacja, jednak jesteśmy debilami". 😁
To ja dodam kilka opinii z mojego punktu widzenia. Na początku moje odczucia były podobne do xxagaxx , ale z czasem się przywyczaiłem i zrozumiałem/zaakceptowałem wiele rzeczy.

[list]
[li]Mieszkam w Houston od 3+ lat - samo miasto ogromne, zakorkowane i generalnie brzydkie.  Za to Texas zyskuje przy bliższym poznaniu, zwłaszcza gdy podróżuje się poza Houston, pomimo wszechobecnych upałów. [/li]
[li]Zgadzam się, że bez samochodu nie ma życia. Transport publiczny w mieście właściwie nie istnieje, a jak już istnieje to i tak nie jest specjalnie używany. Z drugiej strony benzyna jest tania (zwykle poniżej $2.50 za galon). Samochody też są względnie tanie[/li]
[li]Ceny podaje się bez podatku, ale to w znacznej mierze dlatego, że podatki różnią się bardzo pomiędzy stanami. Zresztą, przeważnie są one duuużo niższe niż w Polsce. Np. w teksasie podatek od sprzedaży to 8.25% (z tego co kojarzę, w Polsce 3x więcej). [/li]
[li]Napiwki są powszechne i zwyczajowo powinny wynosić 15% wzwyż. Tak już jest to wszystko skonstruowane, np. napiwki w restauracjach są częścią pensji kelnerów i są opodatkowane, bez nich nie mieli by nawet minimalnej płacy. [/li]
[li]Ubezpieczenie zdrowotne - tutaj ma się bardzo duży wybór. To czy i ile się płaci za usługi medyczne zależy głównie od tego jakie (jak drogie) ubezpieczenie się wykupi. Tak czy inaczej wychodzi drogo, za to z mojego doświadczenia jakości i dostępność usług medycznych jest genialna, a kolejki właściwie nie istnieją (przynajmniej w Houston) [/li]
[li]Państwowa poczta (USPS) faktycznie ma tragiczne opinie, ale jest dużo innych opcji do wyboru. Ja używam głównie Fedexu i UPS i przez ostatnie trzy lata nie miałem ani jednego problemu.[/li]
[li]W Houston jedzenie jest dość tanie i bardzo różnorodne, po części ze względu na bardzo duży odsetek obcokrajowców.[/li]
[li]Mimo, że Teksas kojarzy się raczej z jazdą western, to jazda 'English', przynajmniej w okolicy Houston, też cieszy się duża popularnością, zwłaszcza skoki i cross-counrtry. W promieniu 50mil od miasta jest całkiem sporo miejsc wielohektarowych do jazdy cross-country. Całodniowy wstęp do nich to zwykle 20-30$ od konia. Sporo ludzi poza miastem posiada większe posiadłości i trzyma swoje konie we własnych przydomowych stajniach[/li]
[li]Miejsce i opieka dla konia (boarding) generalnie zaczyna się od $500 za miesiąc (plus kowal itp.).[/li]
[li]Godzina indywidualnej lekcji z licencjonowanym trenerem to przeważnie$50+.[/li]
[li]Osobiście mi to nie przeszkadza, ale wielu europejczykom nie podoba się stosunek do broni palnej, zwłaszcza w Teksasie. Broń w domu ma tutaj większość amerykanów, wiele osób wozi tez bron w schowku w samochodzie. Nie potrzeba mieć na nią licencji i na swoim terenie można swobodnie nosić bron przy sobie.[/li]

[/list]

Na początku (przez pierwszy rok) Stany, a zwłaszcza samo Houston, trochę mnie przytłaczały i generalnie średnio zachwycały. Z czasem jednak kupiłem konia, zacząłem ambitniej jeździć i poznałem sporo sympatycznych ludzi przez konie właśnie. Zacząłem tez więcej podróżować po Texasie, jak i innych stanach i muszę powiedzieć, że podoba mi się tutaj. Jakkolwiek banalnie to nie brzmi, trzeba się trochę przestawić z ‘europejskich’ przyzwyczajeń i oczekiwań na bardziej amerykański/teksański tryb i wszystko staje się prostsze. Nawet ślub wziąłem w w Las Vegas🙂.

Tak czy inaczej, polecam spróbować jeśli ktoś ma okazję (ale jeśli już to przynajmniej na rok).
cyprino, ależ oczywiście WSZYSTKO jest kwestia przyzwyczajenia, ale ja np. nie widzę sensu 🙂 Taxy są dla mnie bezsensem, tłumaczenie że są inne w innych stanach dla mnie nie ma znaczenia. Co za problem żeby ceny końcowe były po prostu inne? Wystarczy pod spodem napisać X% tax included i po kłopocie)
Co do ubezpieczenia, to jest niestety tak, ze jak masz kasę i cię stać na dobre ubezpieczenie to jest fajnie. Ale w Polsce wystarczy pójśc prywatnie, wyjdzie na to samo 😉
Sam kraj, ma ładne i fajne miejsca, na pewno warto to zobaczyć. Chociaż historii, kultury itp to tu za dużo nie ma 😉
emptyline   Big Milk Straciatella
20 kwietnia 2018 20:26
xxagaxx, skąd ma być, jak banda europejczyków kilksaet lat temu wyrżnęła Indian i teraz uważa się za centrum wrzechświata. 🤣 Oczywiście nieładnie generalizuję, nic nie jest czarno-białe, ale jak dla mnie Ameryka wypada też raczej na minus.
emptyline, hahha niestety masz rację.
Aktualnie, to my mamy "Amerykę" w europie, dzięki UE naprawdę jesteśmy pod wieloma względami dużo bardziej rozwinięci niż tutaj.
slojma   I was born with a silver spoon!
20 kwietnia 2018 22:25
Dziekuje za wasze opinie. Te wszystkie kwestie sa mi znane i fakt dla nas wydaja sie abstrakcja, pewnie tak samo nasze zwyczaje wygladaja dziwnie z ich perspekrywy.  To jest inny swiat, inne realia i zycie. Zreszta chyba w kazdym innym kraju, w ktorym sie nie dorastalo zawsze trzeba sie zaadoptowac i przystosowac. Jednym przychodzi to latwiej, a innym wcale. Co kraj to obyczaj 🙂
Jako, że mieszkam teraz w Szwecji, chodzę na zajęcia, żeby się wreszcie tego języka nauczyć (masakra swoją drogą, bardzo słabo mi szwedzki idzie, mimo, że nigdy nie miałam problemów z językami)

nie poddawaj sie, wbrew pozorom to sa proste jezyki (skandynawskie) ale trudno sie ich nauczyc. Ciezko jest sie osluchac- jak sie osluchasz -to pojdzie z gorki! zeby sie osluchac, to trzeba wlozyc w to wysilek.
Mowiac biegle po angielsku, znajac rosyjski i francuski, mialam takie samo odczucie jak Ty teraz, ze nigdy nie zaczne rozumiec i nie naucze sie norweskiego, a teraz po 4 tylko latach pracuje w jezyku norweskim w biurze wsrod Norwegow i Dunczykow. 🙂
Jesli Ci to moze pomoc, moge Ci opisac jak to bylo u mnie -bez kursow, bo jestem pracujaca mama, wiec nie mam mozliwosci pojsc na kurs.
cyprino, ależ oczywiście WSZYSTKO jest kwestia przyzwyczajenia, ale ja np. nie widzę sensu 🙂 


Ale to w sumie dotyczy wyjazdu gdziekolwiek 😉 Ze malo jest obiektywnych zalet i wad, raczej kwestia tego na ile ktos jest w stanie zalapac zajawke na dany kraj, a na ile kazda innosc jest uciazliwa.
Jak czytam o deductible i niedzialajacym transporcie publicznym to brzmi cholernie znajomo, piateczka! juz pomijam fakt, ze  u nas raczej nigdzie nie zaplacisz karta kredytowa
i nie dostaniesz sie na pogotowie bez skierowania, nie ma jak pierwszy swiat 😁 ale i tak jest fajnie 😀

No i sami amerykanie... IMO mocno zamknięci na obcokrajowców. Kazdy trzyma ze "swoimi" i naprawdę ciężko znaleźc sobie tutejszych znajomych 😀


IMO to tez troche wspolna cecha wiekszosci narodow, ze "swoimi" jest latwiej, naturalniej i raczej wiekszosc ludzi szuka "tutejszych" znajomych. Przy czym nie tyle chodzi o znajomosc jezyka (no to wiadomo, tak czy srak podstawa) tylko o to jak z ludzmi rozmawiac, nawiazywac znajomosci, jak sie zachowywac w danych sytuacjach, no te wszystkie kody kulturowe. Chociaz fakt, ze 100% znanych mi ludzi z USA to tacy typowi 'Murricans 😂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
21 kwietnia 2018 13:43
xxagaxx: ja cię rozumiem. Ja jestem tu od 2014 na stałe, a wcześniej tylko turystycznie przyjeżdżałam. Gdybym nie miała tu konia to bym zdechła z nudów.  No i tak jak ciebie mnóstwo drobnych rzeczy mnie wkurwiało, teraz, już się do tego przyzwyczaiłam. Jedną z bardziej irytujących tu rzeczy są te amerykańskie okna odsuwane. No weź tu człowieku i wymyj takie okna od zewnątrz, bo nie wszystkie mają możliwość otwarcia do wewnątrz.

Co do tuczącego jedzenia. Ja jak tu przyjechałam to w ciągu kilku miesięcy schudłam z 5 kg, ale rygorystycznie trzymałam się zasad (teraz też uważam): jedzenie wyłącznie domowe, niekupowanie fastfoodów i w ogóle żadnych soków czy napojów przetworzonych itd. Ja mam o tyle dobrze że  jedziemy do polskiej dzielnicy i  tam mnóstwo rzeczy kupuję jak np. kapustę kiszoną, ogórki kiszone, chrzan, chleb razowy itd. Tak że spoko  da się, trzeba tylko wybierać odpowiednie  żarcie i nie przejadać się no i się ruszać (u mnie konie + dojazd na przyst. autobusowy rowerem 5 km + dojście do stajni 1 km).

Obecnie pracuję w supermarkecie na kasie i ludzie przeważnie sympatyczni i np. często dociekają skąd jestem (pytają się czy czasem nie jestem z Irlandii - tak z 90% pytań) a jak im mówię  że z Polski to się cieszą i wspominają że np. mają znajomego Polaka, czy dziadek był Polakiem. Jeden pan Murzyn to nawet miał kilka polskich zwrotów opanowanych.

emptyline   Big Milk Straciatella
21 kwietnia 2018 15:14
Naboo, naprawdę? Bo ja jestem załamana i mam ochotę wracać do domu. 🙁 Gdyby nie narzeczony to już dawno bym zwiała. O tyle o ile pisanie i czytanie to nie jest jakaś tragedia to wymowa mnie zabiła. Jakoś jestem w stanie gdzie czuje się jakbym utknęła w miejscu i za cholerę nie mogę ruszyć...
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
21 kwietnia 2018 16:45
emptyline: ale czym u się załamywać? Języki skandynawskie są naprawde bardzo proste i logicznie skonstruowane. Jak w angielskim nie ma odmian przez przypadki, nowe wyrazy tworzone za pomocą już istniejących. Jedynie język duński ma trudną wymowę, ale szwedzki i norweski to prościzna. W pewnym momencie klapka ci się otworzy i zobaczysz że wszystko się poukłada ci w głowie.


Moim sposobem na naukę duńskiego  (oprócz kursu Linguaphona z kasetami i książkami przerabianego w domu) było oglądanie TV - duńska TV serwuje napisy nawet pod duńskojęzycznymi programami typu wiadomości (dla głuchoniemych ułatwienie) nie wspominając o zagranicznych filmach z oryginalną ścieżką dźwiękową i napisami duńskimi.


Cyprino: mój mąż (urodzony i wychowany w Nowym Jorku) mówi że wolałby umrzeć niż do Texasu się przeprowadzić (choć nigdy tam nie był).
u mnie w domu jest tylko telewizja norweska, radio, czytam codziennie cos w prasie norweskiej,  moj maz mowi do mnie po norwesku i dlatego szybko sie osluchalam i zaczelam mowic w pewnym momencie. Tak jak pisze ElaPe- kliknie Ci cos i zaczniesz mowic.
Satysfakcjonujace jest to, ze znajac jeden z tych jezykow dogadasz sie w calej skandynawii. Ja sie mecze ze zrozumieniem Dunczykow, szczegolnie tych belkoczacych ale juz sie nauczylam po prostu zapytac grzecznie: HÆ???!!! 🤔 jak nie nie rozumiem 🤣
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
22 kwietnia 2018 05:51
Ja sie mecze ze zrozumieniem Dunczykow,

Bo to taki norweski w sumie jest, z tym że wymawiany z buzią pełną gorących kartofli 🤣

Z kolei pisany norweski to wg. Duńczyków duński pisany z błędami
A propos USA to przypomniało mi sie, jak koleżanka dziecko urodziła i opowiadała, że gdy spadł śnieg i brnęła przez zaspy z wózkiem z dzieckiem na spacer, to sąsiedzi zza firanek zerkali i pytali po co ona z tym dzieckiem chodzi, skoro auto mają.

A jak dom sprzedawali to potencjalni kupcy opukiwali ściany w łazience niedowierzając, że to glazura, a nie panele.
Bischa   TAFC Polska :)
22 kwietnia 2018 09:25
Potrzebuje pomocy kogoś z Niemiec, kto zna niemiecki, angielski i kto mógłby mi pomóc w telefonicznej sprawie, bo mnie zaraz szlag trafi  👿 Zapraszam na pw :kwiatek:
Sprawa jest PILNA 😵
Jesli Ci to moze pomoc, moge Ci opisac jak to bylo u mnie -bez kursow, bo jestem pracujaca mama, wiec nie mam mozliwosci pojsc na kurs.

A mogłabyś to opisać więcej szczegółów tutaj? Albo przesłać to PW też do mnie? Jestem bardzo ciekawa czy samemu da się nauczyć języka skandynawskiego :kwiatek:

Ja co prawda nie mam ciekawych historii związanych z czeskim, bo to ta sama grupa języków słowiańskich co i polski, ale też chwilę mi zajęło, żeby się przełamać. Na początku, nawet jak umiałam się zapytać o coś po czesku, to pytałam po angielsku, bo bałam się, że nie zrozumiem odpowiedzi. A potem stwierdziłam, że jak nie będę trenować to się nie nauczę i teraz nie używam angielskiego w ogóle (a dla Czechów to lepiej, bo w znakomitej większości go i tak nie znają). Jak czegoś nie wiem, to mówię wprost "przepraszam, ale nie rozumiem" albo "co to znaczy?" 😂. Zwykle jak dopowiem jeszcze, że dopiero się czeskiego uczę, to im się robi miło, że ktoś się stara mówić ich językiem i nie mają problemu, żeby coś opowiedzieć jeszcze raz, "na około", tak żebym zrozumiała. Myślę, że ta wrażliwość czechów na próby mówienia po czesku wynika z tego, że mnóstwo obcokrajowców przyjeżdżających do Pragi nie stara się nauczyć języka w ogóle (widzę to po grupie Expats in Prague).
emptyline   Big Milk Straciatella
23 kwietnia 2018 07:43
ElaPe, czekam na ten moment kiedy to zaskoczy. Chodzi tylko o wymowę. Nie mam problemu z czytaniem. Jeszcze wielu słów nie znam, ale gramatyka jest dość prosta, nie mam problemu z zapamiętaniem słów, spoko, książeczkę dla dzieci sobie mogę już poczytać, ale nie umiem nic powiedzieć. Ponad to szwedzki ma więcej dialektów niż norweski i to mnie dobija. Ludzie brzmią zupełnie inaczej, zjadają połowę liter w słowie. No w mordę francuski był dla mnie łatwiejszy. 🙂 I Szwedzi też bełkoczką jak cholera, a już mój narzeczony to chyba najbardziej. 😁
Naboo, [b]ElaPe, [/b] no duńczycy serio brzmią jak Norwegowie z kartoflami w buzi. 🤣

Pomijąc język, ja się w tym kraju dodatkowo nie najlepiej czuję i to w żaden sposób nie pomaga niestety.
Ja sie uczylam norweskiego przez rok czy dwa w szkole jezykowej, potem przed 1,5 roku w Szecji oczywiscie nauczylam sie troszeczke sila rzeczy. Wymowa obu jezykow IMO jest w duzej mierze intuicyjna i taka a la polska, wiele akcentow jest takich ze czytajac "po polsku" brzmi to wzglednie podobnie. Ale zeby zachowac balans to mimo iz tej prostoty jest sporo sa tez takie slowa i litery, dzwieki ze nie ma absolutnke opcji zeby to w ogole wypowiedziec...
Wiekszosc czasu w Szwecji pracowalam z dziewczyna z Nowej Zelandii i dla niej wymowa i to jak czyta sie konkretne litery, slowa to byl zupelny kosmos!
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
23 kwietnia 2018 14:40
Emptyline: ty się dialektami nie przejmuj. Ucz się po prostu tego rigssvenska czy jak tam to zwą. W danii, mimo że mniejsza od Szwecji dialektów też zatrzęsienie i weź tu zrozum choćby taki Bornholmski czy jutlandzki.

A czemu się tam nie za bardzo czujesz? Masz czas na konie?
fin, da sie, ale zeby zaczac rozumiec i mowic - jednak osluchanie jest nie do przecenienia.
Ja sie zaczelam uczyc norweskiego zanim wyjechalam: uczylam sie z Trolla i oficjalnych stron norweskich do nauki jezyka. I tak jak juz czytalam, troche pisalam to jednak rzeczywistosc zaskoczyla mnie tym, ze po przyjezdzie nic w zab nie rozumialam z mowionego jezyka.

Mam takie wnioski (sama jestem nauczycielem agielskiego), ze w GB jednak doswiadczenie w posiadaniu u siebie duzej ilosci imigrantow i kolonii nauczylo ich, zeby mowic wolniej i innymi slowami jesli ktos ma problem ze zrozumiem (niekoniecznie jak do idioty), ale jednak bardziej zrozumiale. Natomiast w NO jak powiesz, ze nie rozumiesz to powtorza tym samym tempem w tych samych slowach 👀, wiec nadal nic nie rozumiesz... Ja tego nie odbieram jako zlosliwosc tylko wlasnie brak doswiadczenia 🙂

Po roku mojego pobytu w No moj maz sie zbuntowal i powiedzial, ze nie bedzie wiecej do mnie mowil po angielsku i przestawil sie na norweski. Na poczatku bylo ciezko, bo nadal mialam ubogi zasob slow i duzo nie rozumialam, wtedy tlumaczyl na angielski tego co nie rozumiem, dosc szybko i tego zaniechal. W tym samym czasie znalazlam prace, gdzie wymagany byl norweski, przyjeli mnie mimo, ze moj byl nadal bardzo slaby (mowiony), bo mialam bardzo dobre referencje z poprzedniej. Teraz juz w pelni pracuje po norwesku, gdzie na codzien mam do czynienia z zawilosciami prawa celnego.


Jak sie nie ma Skandynawa, zeby nadawal w swoim jezyku, to bardzo polecam filmy i programy w oryginalnym jezyku z oryginalnymi napisami, wtedy fajnie sie konfrontuje to co sie slyszy z tym co napisane. Takich programow w np norweskiej telewizji jest mnostwo.

Dialektami bym sie nie przejmowala, bo sami Norwegowie maja czasem problem ze zrozumieniem rodakow mowiacych w niektorych dialektach.

edit. emptyline: czemu sie zle czujesz w Szwecji?
musze przyznac, ze ja od kiedy pierwszy raz pojechalam do Danii i Szwecji, to wiedzialam, ze moglabym mieszkac w krajach Skandynawskich 🙂
kokosnuss, i tak i nie 😉 Większośc państw europejskich jest mimo wszystko "podobna"  jeśli chodzi o życie tam. Np. Nie idziesz do sklepu i nie wychodzisz z galonem mleka, bo nie kupisz nic mniejszego :P . Po drugie jest bliżej. Możesz na weekend wpaść do znajomych, przyjechać (choć nikomu nie życzę żeby była potrzeba) na pogrzeb, biorąc jeden dzień wolnego.

ElaPe, właśnie, polska dzielnica, sklep. Ja mam najbliższy w Richmond, godzinę drogi ode mnie. W tygodniu nie pojedziesz, bo nie zdążysz przed zamknięciem. Po drugie ja mam tak chore godziny pracy (w sumie to ich nie mam w żaden sposób okreslonych) że czasem nie mam siły sobie gotować. Zapierdzielam na siłownię, jeżdżę wszędzie gdzie się da (a niestety już się kilka razy przejechałam na takich wycieczkach, że mi się droga skończyła w połowie i nie wiadomo co dalej) rowerem.  Wróciłam do swojej wagi, liczę że jeszcze mi trochę zejdzie przed wyjazdem bo naprawdę mocno uważam.
No i plus ja tu żyje mocno studencko 😀 Jest sporo polaków, mieszkam z 4 innymi osobami.. Pogodę mieliśmy od przyjazdu w lipcu do wczesnego listopada, więc co chwile jakieś grile, cydry itp... no i nawet nie wiesz kiedy tracisz kontrolę 😀
emptyline   Big Milk Straciatella
23 kwietnia 2018 17:03
ElaPe, nie mam w ogóle styczności z końmi, mój kuc został w Warszawie i nie zapowiada się, że go w najbliższym czasie zabierzemy do Szwecji. Może teraz uda mi się zacząć jeździć chociaż z raz w miesiącu, mam nadzieję, że mnie to ciut odstresuje.

Naboo, ElaPe, z dialektami jest taki problem, że o tyle o ile zrozumiem mojego nauczyciela mówiącego prosto, powoli, to nie rozumiem innych, bo się okazuje, że mają jakiś inny akcent i to wszystko brzmi totalnie inaczej. Strasznie źle mi z tym, że ludzie są tutaj bardzo wycofani i dość zimni. Poza tym tona zakazów, nakazów, papierków. Jakoś ciężko mi się przestawić, mimo tego, że też byłam przekonana, że Szwecja to właśnie kraj dla mnie! Ale, żeby nie było, że wszystko jest do kitu. Kocham tutejszą bliskość natury i to, że ludzie są uprzejmi i tolerancyjni. O! I wodę z kranu! Jest absurdalnie smaczna!

Naboo, właśnie chyba mój Alex musi też zacząć do mnie mówić tylko po szwedzku, inaczej chyba nie da rady.

Ale dziś będę się cieszyć z tego, że w sklepie zrozumiałam pytanie i nawet na nie odpowiedziałam, co prawda odpowiedź to całe "nie wiem" 🤣 ale gdzieś trzeba zacząć. 🤣
emptyline, moze to tez kwestia aklimatyzacji, ktora kazdy przechodzi, nawet ten, ktory ma dusze wloczykija i emigranta (ja 😉)
zobaczysz, ze jak poznasz wszytkie katy, poznasz ludzi, wytworzysz jakis krag znajomych, pojdziesz do pracy- to to wszystko spowoduje, ze poczujesz sie lepiej.
Wg socjologow nawet dla osoby latwo nawiazujacej kontakty taki czas aklimatyzacji to conajmniej 2 lata. ja tez, dgy tu przyjechalam nie znalam nikogo oprocz mojego faceta, a teraz ciezko mi wyjsc do sklepu czy na spacer, zeby sie o jakiegos znajomego nie potknac  🙄 🙂

Majac Szweda w domu, masz najlepsza okazje do tego, zeby szybko przelamac lody i opanowac jezyk. Ja znam Polakow tutaj, od ktorych o niebo lepiej mowie, a oni maja znacznie dluzszy staz tutaj. Ale to sa polskie rodziny, ktore w domu mowia po polsku, wiec po prostu nauka idzie wtedy wolniej, szczegolnie, ze maja tez tylko polska tv.
Ja tez mam w domu polski, bo mowie z dziecmi tylko po polsku.

A Ty pracujesz?
To teraz i ja mogę się odezwać.  🏇Mieszkam w Norwegii od 31 grudnia, czyli zaraz pełne 4 miesiące. Czas szybko minął, jeszcze nie dawno rozmawiałam z Naboo. 🙂 Nie mam telewizji norweskiej. Uczę się sama w domu, mój partner jest mi zawsze gotowy pomóc w nauce.  W pracy normalnie zdania składam, ale na zasadzie "kali jeść, kali pić" Więcej mówię, niż umiem coś napisać. Nie z każdym wymienie słowo, bo po prostu niektórych nie potrafię zrozumieć. Tak mówią jakby śpiewali, albo jakby podskakiwali podczas mówienia  🤣Jak zauważyłam, ludzie są tutaj ciepli i tacy pomocni dość, wystarczy się uśmiechnąć  Część Norwegów sama stara się mnie czegoś nauczyć, i pracując pokazują mi jakąś rzecz i jednocześnie jak się nazywa mówią. Pytają o wszystko , tylko żebym powiedziała chociaż słowo. Najczęstsze dialogi norwegów :
*Justyna, veldig bra ?
* Ja, bra, veldig bra.
Jak już słaby dzień jest, albo jak wracam z urlopu do pracy. To od tego zaczynają.  🤣haha

Zaklimatyzowałam się już tutaj, kraj jest piękny. Oby się tylko odnaleść.  Zacząć coś robić, póki pracy nie miałam to było mi ciężko. NIby uczyłam się języka, ale nie miałam gdzie go szlifować w praktyce.
Pomijąc język, ja się w tym kraju dodatkowo nie najlepiej czuję i to w żaden sposób nie pomaga niestety.


Przesylam pozytywna energie :kwiatek: I daj sobie wiecej czasu, zeby sie poczuc lepiej! Z tego co kojarze to jestes w Szwecji krotko, kilka miesiecy? To calkiem naturalne, ze jest ci ciezko, tak jak pisze Naboo

emptyline, moze to tez kwestia aklimatyzacji, ktora kazdy przechodzi, nawet ten, ktory ma dusze wloczykija i emigranta (ja 😉)
zobaczysz, ze jak poznasz wszytkie katy, poznasz ludzi, wytworzysz jakis krag znajomych, pojdziesz do pracy- to to wszystko spowoduje, ze poczujesz sie lepiej.


Ja np. jestem zaprzeczeniem "duszy emigranta", lubie czuc sie u siebie, jak wszystko jest oswojone, przewidywalne, lubie znac zasady, przepisy, jakies drobne smaczki kulturowe, bo bez tego mi zle i juz. I wstydze mowic sie w obcym jezyku, ktorego nie znam dobrze, Kali jesc mnie przerasta 😁 wiec mimo ostrego cisnienia na aklimatyzacje to poczatek mialam bardzo ciezki :/ cos ruszylo jak po roku zdalam moje upragnione B2, dostalam prace w 100% holenderskim teamie, potem bylo coraz latwiej a teraz to najwyzej kogos bawi moj wsiowy fryzyjski akcent 😉

Z moich patentow:
-po pierwsze wyjsc do ludzi 🙂 Jesli nie mozesz znalezc pracy z powodu jezyka to pomysl o zajeciach dodatkowych, cokolwiek co lubisz robic (bo to dodatkowa motywacja) i co wymaga kontaktu z ludzmi. Konie? Jakis inny sport? Wolontariat? Albo jakas niezbyt ambitna praca dorywcza, w CV sie przeciez nie trzeba chwalic 😉
-po drugie cwiczyc mowienie/sluchanie na zywo, ale w sytuacjach kontrolowanych. Nie czekaj az ktos cie zapyta, tylko zaplanuj sobie jakies pytania, sprawdz jakie sa najbardziej prawdopodobne odpowiedzi, przygotuj slownictwo, przesluchaj wymowe w internecie i idz zaczepiaj ludzi. O droge, o cene reklamowek w sklepie i gdzie lezy mleko, czy autobus juz byl i czy ma dzisiaj padac.
-po trzecie jak najwiecej sluchac - filmy z napisami, radio, muzyka - trudno uwierzyc, ile slownictwa czlowiek zlapie z durnych ale wpadajacych w ucho piosenek :P whatever works.

Po czwarte to ja zawsze przy nauce jezyka duzo rozmawiam sama ze soba na glos, ale pewnie nie kazdy lubi.

Majac Szweda w domu, masz najlepsza okazje do tego, zeby szybko przelamac lody i opanowac jezyk. Ja znam Polakow tutaj, od ktorych o niebo lepiej mowie, a oni maja znacznie dluzszy staz tutaj. Ale to sa polskie rodziny, ktore w domu mowia po polsku, wiec po prostu nauka idzie wtedy wolniej, szczegolnie, ze maja tez tylko polska tv.
Ja tez mam w domu polski, bo mowie z dziecmi tylko po polsku.


A to akurat nie zawsze dziala, poznalam mase Polek - zon Holendrow, z dlugim stazem w NL mowiacych duzo gorzej ode mnie albo i wcale. Bo np. w komunikacji domowej wszyscy rozumieja jak taka X mowi z bledami co zdanie i jakos nie ma motywacji, zeby cos z tym zrobic. Moj polski w domu (no, polsko-holenderski wariant, troche jak w tych dowcipach o lookaniu przez window czy stoja cary :P ) glownie przeszkadzal przy weekendach, kiedys co poniedzialek rano cwiczylam rozmawianie ze soba 😁 potem przelacznik sie wyrabia
Mi stuknął drugi miesiąc na północy Niemiec i niby wszyscy "hochdojczem" do mnie mówią to muszę się przestawić na pewne zwroty bo na Hesji się z nimi nie spotkałam. Uwielbiam odkrywać te smaczki kulturowe  😀
ekuss   Töltem przez życie
25 kwietnia 2018 16:54
Chyba jestem jedyna osoba na forum mieszkajaca w Islandii.
Razem z mezem (tez Polak) coraz czesciej myslimy o zjezdzie do Polski. Oczywiscie jak bedziemy miec jakis plan na zycie tam, kupimy w PL dom, a ten tutaj splacimy.
Oboje jestesmy tu praktycznie od dziecka i mamy tu rodzicow + maz cale rodzenstwo i nawet wujka, wiec to nie kwestia zaaklimatyzowania.

Powiem Wam, ze Islandia sie zrobila tak popularna turystycznie, ze powoli zanika islandzka kultura i jezyk. Mieszkajac tu od dziecka, mowiac biegle po islandzku i nawet posiadajac obywatelstwo, rozumiem frustracje starszych islandczykow, ktorzy niekoniecznie mowia po angielsku zeby sie dogadac w kawiarni czy hotelu.
Ceny urosly tak, ze wiekszosc ludzi zyje ,,od pierwszego do pierwszego'' i malo kogo stac by wyjsc co tydzien do restauracji, klubu itd. Rynek mieszkan tragiczny, bo ludzie wola wynajmowac turystom za 10x wiecej, wiec nie dosc ze na wynajem nie ma prawie nic, chetnych na jedno mieszkanie 20 to ceny jak z kosmosu. Moja kolezanka z Polski wraz z mezem i dziecmi utrzymuja sie z jednej wyplaty i dodatkow. Tutaj z jednej wyplaty mozna zrobic co najwyzej oplaty, a na jedznie zostaje juz zero.
Podatki chyba juz od wszystkiego, jakby nie wystarczylo, ze ponad 40% wyplaty idzie do panstwa. W sklepach nie ma wyboru, ceny oczywiscie wyzsze o minimum 300% niz na kontynencie, a wysokosc cla tez przeraza. Teraz wprowadzili ,,oplate pocztowa'' za kazda przesylke, niezaleznie od wartosci (czyli zamawiajac cos za 1$ placimy 5x tyle oplaty). Podatek drogowy placimy 2 razy w roku + wraz z benzyna. Ten podatek mial byc przez 5 lat, zeby poprawic drogi,a potem ,,zapomnieli'' go zniesc.
Nastepny postep Islandii- bedziemy jeszcze bardziej eko i wprowadzimy zakaz diesla w Reykjavíku w 2030 roku. Jednoczesnie podnosimy oplaty za hybrydy i auta elektryczne i zaczynamy pobierac oplaty za ladowanie elektrykow (i tu tez nastepny hit- chyba jedyny kraj, ktory jesli juz pobiera za to oplate to pobiera i za kilowaty i za czas ladowania). Podobno wzrosl poziom smogu w stolicy co mnie w sumie nie dziwi,bo zeby jechac na poludnie czy na polnoc Islandii to przez caly Reykjavík trzeba przejechac, obwodnicy ani jednej. Drogi to tragedia... polozyli nam nowa na jesien i teraz w zasadzie ten asfalt znika, kruszy sie i w sumie nie wiem co oni z tym zrobili, ale w kazdym aucie mam afsalt powbijany w lakier + popekane szyby.

Ostatnio byla panika, ze za malo dzieci sie rodzi. Jakos mnie to nie dziwi, bo macierzynskie to cale 6 miesiecy (plus 3 miesace tacierzynskiego), a wiekszosc przedszkoli przyjmuje od 2 roku zycia. Jak znajdziesz nianie na ten czas to super, jednak wiekszosc osob zostaje bez zarobkow, bo nie ma dodatkow zadnych (jest rodzinne 3x w roku, ale za to moze kupisz fotelik), a zasilek nie przysluguje, bo przeciez nie jestes zdolna do pracy jesli nie masz co z dzieckiem zrobic. Wspomnialam juz, ze nie bedac prezesem/pilotem/lekarzem nie utrzymasz sie z jednej wyplaty? I tak wiele rodzin bierze kredyt, zeby sie utrzymac.

Praca... jako, ze Islandia jest bardzo drogim krajem to duzo osob wpada na genialny pomysl przyjechania do pracy na pare miesiecy i zwiedzania jednoczesnie. Pomysl ok, ale gorzej dla tych co tu mieszkaja. Juz w zasadzie nie liczy sie czy masz szkole, znasz islandzki itd, bo i tak dostaniesz najnizsza krajowa. Nie podoba sie? Nie ma problemu, na Twoje miejsce jest X osob, ktore beda tyrac za najnizsza krajowa 7 dni w tygodniu po 12 godzin i jeszcze beda zadowoleni. Nie spisza sie? To nic, mamy X innych osob na to miejsce....

Jezdziectwo- jedna rasa, wwoz koni zabroniony, jezdzieckie sklepy to pustki i do tego poziom jezdziectwa tragiczny... do tego stopnia, ze jak na mistrzostwach swiata koni islandzkich jedna Szwedka pojechala na munsztuku to na Islandii przez miesiac wrzalo w internecie, ze zneca sie nad koniem i w ogole komu przyszlo do glowy wsadzanie dwoch wedzidel do pyska!

W sumie tylko czekac az tylko sezonowcy i wlasciciele hoteli tu zostana, bo nawet Islandczycy stad uciekaja.
Oczywiscie kraj ma duzo zalet, ale powoli robi sie wiecej wad niz zalet i serio coraz czesciej mowimy - ,,co my tu jeszcze robimy?''.

ekuss rozumiem Cię doskonale, bo dokładnie z tych samych powodów odliczam dni do momentu kiedy skończę licencjat i wreszcie będę się mogła wyprowadzić z Barcelony.
To miasto pęka w szwach od turystów. W ciągu ostatnich 4 lat ceny wynajmu poszły w górę o 100%!!! I dalej z miesiąca na miesiąc drożeje. W 2014 roku na luzie można było wynająć ładny pokój za 300 euro, teraz poniżej 600 euro są dostępne jedynie pokoje typu depresyjny bunkier. Zarobki natomiast stoją w miejscu albo lecą w dół. Misja wynajęcia mieszkania praktycznie graniczy z cudem, na rynku nieruchomości panoszą się agencje które oferują horrendalne ceny włascicielom mieszkań co skutkuje tym że ludzie są wyrzucani z domów które wynajmowali od parunastu lat. Że już nie wspomnę o AirBnB, bo od samego myślenia robi mi się niedobrze.
Jako że Barcelona to dość tani dla przeciętnego europejczyka cel turystyczny, jest sporo zabytków i przyjemny klimat to ludzie walą drzwiami i oknami i przy okazji nie szanują życia mieszkańców, bo BCN to przecież jeden wielki park rozrywki i wieczna impreza.

Do Polski raczej nie chcę wracać, rozglądam się powoli za jakimś innym krajem. Znajomi wyprowadzili się do Australii i bardzo sobie chwalą, ma ktoś jakieś doświadczenia w tym temacie?

w wolnym tłumaczeniu z katalońskiego: witamy w kolonii uzależnionej od imperium lowcost; róże są dla turystów, kolce są dla sąsiadów/mieszkańców (fotkę tego Pana w Kapeluszu strzeliłam w Sant Jordi, katalońskie walentynki w które według tradycji zakochani/członkowie rodzin/przyjaciele dają sobie róże, stąd tekst o nich)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się