stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Łolaboga - błagam nie porównujcie konia, któremu ciężarówka wjechała w zad, z koniem Bibi, którego właścicielka nie jest w stanie wylonżować, który nie otrzymał wymaganego szkolenia (przepraszam, ale z postów tak mi wynika) i któremu wkłada się do buzi pelham, dla kontroli. Niestety bez wcześniejszego osiągnięcia wyszkolenia i porozumienia z koniem, w sytuacji awaryjnej żaden pelham czy inny drut kolczasty w pysku nie pomoże..

I owszem nie demonizuję - wiem, że konie są różne i niektóre gorące typy łatwiej jest w terenie/parkurze ogarnąć na silniejszym kiełźnie (aczkolwiek z drugiej strony ja na niczym mocniejszym niż zwykłe wędzidło w życiu nie jeździłam i jakoś żyję). Ale na boga nie jest to klucz do sukcesu w przypadku konia Szalonej Bibi, który na ujeżdżalni chyba też nieszczególnie wykonuje polecenia właścicielki i którego nie da się wylonżować - bo ucieka w las - no to chyba nie jest jednak przypadek wyszkolonego, acz gorącego konia...
Martita   Martita & Orestes Company
21 maja 2018 09:41
Strzyga Jesteś mistrzynią demonizowania na RV. Nikt nie napisał że "NIE TRZEBA MIEĆ KONTROLI NAD KONIEM, żeby jezdzić w teren" a to, że nawet na NAJLEPIEJ WYSZKOLONYM koniu może w terenie zdarzyć się WYPADEK. I sytuacja, którą opisuje Planta właśnie takim wypadkiem była, bo każdy koń nieważne jak dobrze wyszkolony może się spłoszyć i być poza kontrolą.
RatinaZ
Nawet nie skomentuje tego co napisalas. Bo jedyne co mi sie cisnie na usta to to , zebys sobie nie robila wstydu.

A w temacie swiatowej klasy jezdzcow, to Cie zaskocze, ale akurat wiekszosc z nich pracuje w domu na najdelikatniejszych kielznach. Zawody to zupelnie inna bajka. Szczegolnie te na bardzo wysokim poziomie. I sorry, ale wiekszosc z nas umiejetnosciami nie dorasta tym ludziom do piet. Wiec porownywanie ORANIA ryja pelhamem, bez trenera i bez umiejetnosci,  a uzywanie go przez kogos na TOP poziomie, zazwyczaj trenerem jest słabe.

Jezdziec z ktorym trenuje i ktory dostaje aktualnie moje konie pod tylek, startowal ostatnio na Derby w Hamburgu i byl w czolowce jezdzicow w finale. Zaraz po tym bral moja 6 latke w trening. I byl mi wdzieczny ze jezdzilam ja na zwyklym, podwojnie lamanym wedzidle i przepracowywalam ujezdzeniowo. Bo konia znal wczesniej i wiedział ze kobyla jest mega silna i atakuje przeszkody, a po przeszkodzie odpala dzide. Po miesiacu roboty skakalam na niej parkur 120 bez wiekszych problemow. Chociaz na 1 jazdach starala sie zaatakowac nawet cavaletti. Myslisz ze gdybym wsadzila pelham do ryja to koń by sie naprawił? Ofc mnie by bylo o wiele łatwiej po przeszkodzie i jazda dla mnie byla by przyjemniejsza. Nie musialabym sie tyle napocić żeby zrobić tego konia lżejszym na kontakcie i skupionym na moich pomocach. Ale P. miałby teraz 2 razy wiecej roboty i przeklinałby to jak jezdze. Z pewnoscią byłby to też moj koniec pracy.
RatinaZ tylko że w tym konkretnym przypadku problem na pysku się ani nie zaczął ani nie skończył...
Pozwolę sobie przytoczyć pewien fragment sprzed dwóch stron:
Znam ją od źrebaka, mam od roczniaka, zawsze była najbardziej proludzkim źrebolem w stadzie. Ona nawet jak nie rozumiała, to się strasznie starała. Pracowana z ziemi odkąd ją mam, prowadzana na spacerki, czyszczona, zawijana w folię, wprowadzana do budynku i co tam mi głupiego przyszło do głowy, to robiłam.
Może źle odebrałam ten wpis, ale wprowadzanie źrebola do domu i ogólnie traktowanie go jak nie-konia, kiedy był małym i słodkim źrebaczkiem, to karygodny błąd w imprintingu.
Tu rola Bibi jako szefa się na pewno mocno zrelatywizowała.
Bibi pisała, że koń początkowo miał przedszkole, wymagania były bardzo niskie, wszystko odbywało się przez zabawę i koń reagował dobrze. Po skończeniu 6-go roku życia zaczęło się "dorosłe życie" i poważniejsze wymagania, skończyło się buntem na wszystko.
Nie wiem, jak proces wprowadzania tych większych wymagań wyglądał, ale gdzieś popełniono błąd.
W perspektywie 5-letniej współpracy naprawdę uważacie, że problem można rozwiązać w wersji instant przy użyciu mocniejszego kiełzna?
Czy przy koniu od tylu lat w jednych rękach, gdzie Bibi cały proces szkoleniowy przeprowadziła od dechy do dechy sama, naprawdę można mówić o jakimś incydencie, który konia zepsuł? Czy raczej jest to konsekwencja pracy wykonanej przez te lata?
Dobra, ostatni raz, bo dyskusja zmierza donikąd:
-Koń CHWILOWO się zbuntował, wcześniej chodził idealnie, bez problemu można ją było lonżować i to na łączce a nie w lonżowniku.
-Spadłam z powodu własnej nieuwagi, nie mam w tamtej sytuacji ŻADNYCH zastrzeżeń do konia, zachowała się idealnie, nawet wróciła na gwizdanie a nie pognała do stajni (do domu było w miarę blisko, drogę świetnie zna). A wizyta na SORze. cóż - tak samo niefajne jest noszenie, toczenie siana, targanie owsa, prawie codzienne naprawianie ogrodzenia, wyrzucanie gnoju - koszt posiadania koni.
-Ostre kiełzno, w moim odczuciu, jest po to, żeby NIE SZARPAĆ. Jeśli ktoś uważa odwrotnie, to serdecznie współczuję jego koniom.
-Dążę do pełnego posłuszeństwa, bo od tego zależy bezpieczeństwo. I według mnie, tu nie ma miejsca na własne zdanie konia. Należy z koniem prowadzić dialog, ale ostateczne decyzję podejmuję JA, nawet jak to powoduje o biednego konisia dyskomfort i zmęczenie.
-Koń nie ponosi mnie bez kontroli tylko próbuje. Osobiście sobie z tym radzę, ale dążę do bezpiecznego konia, żeby mniej doświadczeni (np córka) mogli bezpiecznie jeździć.
-Tak, trafiają się konie, które wolą żreć niż pracować - to trochę taki typ.
-Moje pozostałe dwa konie nie sprawiają problemów. Nie używam na nich bata. Duży odkąd jest u mnie zmienił się nie do poznania, właściciel jest zachwycony. Koń się rozluźnił, otworzył, da się dodać w galopie, stoi przy wsiadaniu, pozwala się polewać wodą, psikać przeciw owadom i wielkokonia obsługuje drobna 13-latka, weekendowy jeździec. Koń był układany przez profesjonalistów a wspomniane przeze mnie rzeczy nie były oczywiste. Aaaa, zmieniłam mu wędzidło na łagodniejsze.
Bibi nie potrzebuje wędzidła, chociaż czasem używam. Pierwsza przychodzi jak idę po konie na jazdę. Jest absolutnie bezpiecznym koniem - na ile może być koń. Co nie znaczy, że nie nakłaniam/zmuszam ją do robienia rzeczy których nie cierpi. Aktualnie z zalecenia weta nie chodzi pod siodłem tylko jest lonżowana. Nie cierpi tego serdecznie, ale dajemy radę. Mam ją od trzylatki, wstępnie podjeżdżonej... Bywało różnie, oj różnie...

Planta, fajnie że jesteś. Wyciągaj z niebytu twój wątek i pisz co tam w Teksasie  😜

Lillid, wróć do szkoły - tam uczą czytać, czasem nawet ze zrozumieniem.
NIGDZIE nie napisałam, że konia brałam do domu (lubię swoją podłogę) i traktowałam jak słodkiego źrebaczka. Była uczona różnych rzeczy, bo uważam, że im więcej młodziak zobaczy, tym mniej go zdziwi jak będzie dorosły.

Nie wiem, jak proces wprowadzania tych większych wymagań wyglądał, ale gdzieś popełniono błąd.
W perspektywie 5-letniej współpracy naprawdę uważacie, że problem można rozwiązać w wersji instant przy użyciu mocniejszego kiełzna?
Czy przy koniu od tylu lat w jednych rękach, gdzie Bibi cały proces szkoleniowy przeprowadziła od dechy do dechy sama, naprawdę można mówić o jakimś incydencie, który konia zepsuł? Czy raczej jest to konsekwencja pracy wykonanej przez te lata?


U prawie każdego dorastającego młodziaka wystąpi okres buntu. Raz wcześniej, raz później. Moje dziecko też nie chce chodzić do szkoły (kto z nas chciał), w przedszkolu nie chciała czegoś jeść czy iść spać. I moją rolą było wyegzekwowanie tego, bez dyskusji. Tylko człowiekowi (nawet bardzo młodemu) można tłumaczyć, zabrać przywileje, odsunąć konsekwencje niepożądanych zachowań  w czasie a u zwierzęcia trzeba zareagować błyskawicznie, żeby nasz przekaz był jasny i zrozumiały.
Chociaż znam takich, co psu, który uciekł, po powrocie "za karę" nie dawali kolacji  😵
SzalonaBibi dlatego napisałam, że może źle odebrałam ten konkretny wpis. Miałam prawo go zinterpretować tak, a nie inaczej. Z moim wykształceniem jest wszystko jak najbardziej w porządku.
Widać wiele osób źle odebrało Twoje posty, skoro u Ciebie wszystko jest super i w przypływie zachwytu nad Twoją pracą z Twoim koniem mamy dwie strony gównoburzy.
Sivrite, ale znasz historie Planty? Czy tylko tak sobie gadasz? Planta niestety miala spory problem z kobyłą.


Tak, znam tę historię, przeczytałam ją już jakiś czas temu. Podzielałam w niej stronę strofującą Plantę o to, co odpierdziela i jakimi metodami. Ale czepianie się się jej, że "wiedziałaś, że tak będzie, bo koń jest niezrobiony, nie ma nad nim panowania i z takim koniem nie powinna w ogóle jechać na drogę asfaltową", gdy ktoś ewidentnie jej tego konia wystraszył jest po prostu czepianiem się. Należy zwracać uwagę na błędy, ale należy też zauważać, gdzie nie było winy człowieka. Szczególnie, że z opisu wynika też, że koń nie spłoszył i zabrał z Plantą, ale powodem wypadku nie była niemożność zatrzymania konia - a nuż udałoby się go w kilka kroków zatrzymać - tylko dodatkowo poślizgnięcie się konia na asfalcie, co TYM BARDZIEJ nie było jej winą, konie się ślizgają i potykają, zdarza się.
Nie piszę o Twojej opinii o Plancie jako o jeźdźcu. Piszę o tym, że obarczasz ją odpowiedzialnością za ewidentny wypadek, pisząc, że wszystko zależy od posłuszeństwa i wyszkolenia konia. Nie, nie wszystko od tego zależy, a w szczególności końska panika.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
21 maja 2018 11:03
SzalonaBibi Rozejzyj sie za trenerem dokladniej, bo to co piszesz, że musiałabyś zapłacić 500zl za trening, to jest jakaś abstrakcyjna kwota. Tyle to kosztowały dwu dniowe treningi z M.Morsztyn w pobliskiej stajni (same jazdy). Do nas trenerka dojeżdża 300km i kosztuje nas to po 100zl plus dojazd w zależności od liczby osób... ale to trzeba chciec, zorganizowac sie, poszukac troche. Znana zawodniczka uj. bierze za godzine 50zl plus dojazd. Znajdziesz kogos sensownego w normalnej cenie. Sama swoje pierwsze prawdziwe treningi zaczelam brac po ponad 25 latach w siodle, a jezdzilam wiele różnych koni, sporo zajezdzilam od podstaw, nawet kilka lat po studiach pracowalam zajezdzajac mlode konie przed sprzedażą. A treaz z kazdym treningiem coraz bardziej zdaje sobiesprawę że wiem, że nic nie wiem  😉 pomimo, że oboje z koniem robimy ciągłe postępy. Nie wiem z czego u Ciebie wynika takie wzbranianie się przed pomocą z dołu, ale bez tego nie dasz rady sama uświadomić sobie swoich błędów i zlych nawyków.  Po latach jeżdżenia samemu po prostu ich nie czujesz i nie poczujesz.
No właśnie, dojazd. Nie sądzę, żeby ktoś przyjechał na godzinę treningu ponad 100 km do jednego konia, jeżdżonego na kawałku wygrodzonej łączki. A jeśli już, to koszt dojazdu wyniesie minimum 200 zł + koszt treningu. Druga opcja to ciąganie konia te ponad 100 km (minimum) - uważam, że wtedy trening jest bez sensu. No, chyba, że jedzie się na dłużej. Transport jest mocno męczący - miałam okazję przejechać około 10 km w koniowozie - kto nie przeżył to sobie nawet nie wyobrazi. Dlatego po transporcie dłuższym niż 40-60 km daję koniowi odpocząć a nie biorę go do roboty. No i koszt - wynajęcie przewoźnika (nie mam własnego transportu) tam i z powrotem + jego czas jak ja trenuję.
Nie bronię się przed pomocą tylko mieszkając tu gdzie mieszkam nie mam takiej możliwości organizacyjno-finansowej.
Oooo ostatnio wyslalam córkę na "szkolenie"z pewną Panią. Corka w miare ogarnieta, wszystko sama przy koniu robi, jezdzi w miare samodzielnie i poprawnie (plac i teren), generalnie jest kumata, slucha i wykonuje. Pierwsza jazda - cos tam porzezbily na placu, obiektywnie stwierdzam, że młodej sporo to dało, bo pieknie jej rękę opanowała pani trener. Druga jazda, z powodów atmosferycznych odbywala się na polanie, łące pod lasem- koń pierwszy raz w takiej sytuacji i dziecko również. Kiedy koń zaczął młodą wynosić (łopatką) nie uslyszala slowa co ma poprawić tylko posypały sie k...y na hucuły i pani oddala kasę i powiedziala, że nie bedzie prowadzic na huculach trenengow (jej i kolezance). Stanęłam zamiast Pani i do końca (łącznie z malymi skokami) poprowadzilam jazdę mojej córce. Po tym wyjezdzie mialam jeszcze jedną podobna sytuacje z inną osobą (mniej wiecej ten sam deseń , że huculy się nie nadaja). I zaznaczam że nie chodzilo mi o cuda, za kazdym razem mialam tylko prośbę, żeby poprawiac technikę jazdy.
I koń i jezdziec są w miare ogarnięci, nie było to trudne.
No, takie mam doswiadczenia jeśli chodzi o trenerów i hucuły 🙂 


Edit. Jakby co to filmiki mogę pokazac jak ta para jezdzi,zeby nie bylo że żadalam cudu.
No właśnie! Jestem umówiona na trening w stajni po sąsiedzku. Ale na dużym, kolega powiedział, że na hucułach się nie zna, ja na pewno lepiej 😉
Na pewno skorzystam, pewnie się to przeniesie na całość.
A z tymi co mają hucuły obok trochę straciłam kontakt. Czasem się konsultowaliśmy. No i oni uważają, że drobiazgi można (i trzeba) rzeźbić, ale generalnie jest ok i nie ma się czego czepić. Tak, z nimi robiłam młode konie.
RatinaZ
Nawet nie skomentuje tego co napisalas. Bo jedyne co mi sie cisnie na usta to to , zebys sobie nie robila wstydu.



KaNie nie mam się czego wstydzić...ja nie będę się mądrzyć na temat tego na jakich wędzidłach i jak jeźdzą skoczkowie a Ty nie mów mi ,że w terenie na absolutnie WSZYSTKICH koniach da się jezdzić na oliwce... i jak już wspomniałam NIE twierdzę ,że Bibi robi dobrze i nie bronię jej postępowania..niemniej jednak nie generalizujcie potrzeby używania mocniejszego kiełzna bo sa konie ,które tego wymagają i wręcz błędem jest ryzykowanie ,że NIE będzie hamulca...mój koń osobisty na placu chodzi na oliwce,nawet był czas kiedy pracowaliśmy na JK system,ale w teren i ba na zawody no way!! i nie czuję się przez to gorsza od innych ( wręcz w sporcie , w którym próbujemy swoich sił jest to normalne i naturalne) A w końcu endurance polega głównie na jazdach w terenie a rozmowa rozpoczęła się nie od problemów na placu tylko od niesubordynacji w terenie. Niemniej jednak istnieją konie które biegają na kantarkach i jeśli kiedyś mi się taki trafi to będzie fajnie tak jezdzić,ale nie każdy koń się nadaje...Tyle  :kwiatek:
a mi się wydaje, że z tymi terenami to już zależy od konia. Wcześniej miałam klacz, która miała wszystko w nosie, jechałam poboczem, rozpędzone tiry się mijały, autobus ocierając się o nią niemalże jechał długi czas przy nas (korek), wystrzały z armaty, no nic nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. A moja aktualna niestety: źle reaguje na auta, gdy są blisko niej, a nie daj Bóg za nią, strzały z armaty ma akurat też w zadzie. Choć w jakimś małym ruchu ulicznym mogę brać udział, to nie jest to, co na tamtej.

I moim osobisty zdaniem Planta popełnia błąd jeżdżąc poboczem, czy rowem, skoro jej koń się boi, czegoś, co może się zdarzyć w każdej chwili.
Marysiu-z checia bym jechala gdziekolwiek bez jezdzenia rowem melioracyjnym/poboczem, ale jestem otoczona drogami szybkiego ruchu, ktore musze przektroczyc, bo tworza trojkat.  Alternatywa byloby za kazdym razem podlaczanie przyczepy i wywozenie konia w przyczepie kilkaset metrow, zeby dalej ja wyprowadzac i jechac juz na koniu.

Kiedy mialam wypadek, wlasnie jechalam szerokim, trawiastym poboczem, ktore w miejscach mialo dobre 10 m szerokosci. W miejscu, gdzie zdarzyl sie wypadek, row stal sie waski a gleboki, niedaleko skrzyzowania, wiec bylismy zaraz kolo asfaltu, kolo metra ponizej. I wlasnie tam sie to zdarzylo. Nie widzialam dowcipnisia/ow, bylam skupiona na probie wstrzymania konia. Kon po wypadku usilowal wrocic sam do domu, ale szeryf ja zlapal i zawiozl do naszego domu, rozsiodlal i puscila na pastwisko. I gdybym znala jego nazwisko czy numer, zjawilabym sie na posterunku z kwiatami za to.

I nie, kon nie ploszy sie normalnie od widoku samochodow, motocykli, ciezarowek, nawet gdy trabia lub spuszczaja powietrze z pneumatycznych hamulcow (charakterystyczny i niespodziewany swist), nieco sie sploszyla na widok powiewajacej derki na lodzi, ktora powiewala za holowana lodzia zamiast byc porzadnie przymocowana, w zamian powiewala sobie i lopotala za lodzia.  Kon przyspieszyl, ale skierowalam ja nosem w strone ogrodzenia i juz byla OK.
Praktycznie wjechanie jej w zad i ciagle trabienie bylo ponad jej sily. Dowcipnisiow dalej nie zlapano, zostawili mnie nieprzytomna i krwawiaca na drodze i uciekli.

Jak pisalam , Babe  jednym skokiem wyskoczyla z rowu na droge, wyciagnela sie w galopie i wtedy poslizgnela, przewrocila na bok przygniatajac mnie i przerolowala po mnie. Przez pare tygodni mialam problem z oddychaniem, bo moja klatka piersiowa ledwie pracowala, kazdy oddech bolal, nie wspominajac o nosie polamanym w harmonijke, bo przydzwonilam twarza w asfalt i stracilam przytomnosc.

Strzygo-wiedzialam, ze kazdy moj komentarz wywola Twoja reakcje, ale pomysl, zanim cos napiszesz. Nie znam konia, chocby byl naprawde super wyszkolony, ktory by nie zareagowal w tym przypadku. Co jeszcze wymyslisz, zeby udowodnic moj blad?

A ja juz bezpiecznie i bez problemu jedzilam w rozne miejsca i wlasnie na malej czance i na bezwedzidlowce. Nie, moj kon nie toleruje snaffle, kiedy cos jej sie wbija w podniebienie, od razu wywoluje jej opor i zaczyna chowac sie za wedzidlo. Caly czas ja ucze bardziej reagowac na zmiane mojego ciazaru ciala i skreca bardziej na moj skret cialem plus czasem ppomoc nogami niz uzywanie wedzidla/wodzy. Moge ja zatrzymac tylko odchylajac sie do tylu.

Ale owszem, byl etap, ze kon byl kompletnie nieprzewidywalny i moglam ja jezdzic tylklo na mocnym kielznie. Zwlaszcza ze konie uzywane do Big Licku sa jezdzone niejako "przeciw" wedzidlu, z bardzo dlugimi czankami, leb w gorze, zad przykucniety jak u owczarka niemieckiego.  Stad miala bardzo wyrobiony miesien oporu w szyi i odpornosc na bol i sygnaly przez wedzidlo, bo miala wyrobiony betonowy pysk. I dlatego  bardzo sie zdziwila, i to byl ten przelom, kiedy zalozylam bezwedzidlowke. I przyznam szczerze, ze robilam to z dusza na ramieniu, wyobrazajac sobie jak zacznie galopowac i skonczymy w ogrodzeniu.
Wtedy wlasnie zaczazela strzelac baranki, probowala z miejsca zagalopowac...i bardzo sie zdziwila, ze moglam ja powstrzymac, nawet kiedy uzywala zwyklego repertuaru lacznie z probami galopu z nosem przy ziemi, chowaniem sie za wedzidlem (ktorego nie bylo), z glowa przy klacie itp.
Teraz sama sie ganaszuje, co potwierdzily obie kobiety i byly w szoku, ze mam takiego milego konia. Wsiadla na nia tez nowa znajoma, ktora startuje regularnie w wyscigach wokol beczek, ze mam dobrze wychowanego i poslusznego konia.

Co do przytulenia, to bylo wlasnie przytulenie i przelom, bo zwykle po rozsiodlaniu czeka juz palac styki, zebym odpiela kantar, wtedy jest natychmiast galop w dluga. A tu wlasnie odwrotnie, kiedy zdjelam kantar, nie odeszla na krok, ale stanela lekko opierajac sie o mnie i dajac sie glaskac i drapac, co wczesniej bylo nie do pomyslenia, bo unikala ludzkiego kontaktu. I nawet obie kobiety byly w stanie podrapac ja po szyi, nie uciekla jak zwykle. Dlatego ja nazywam to przelomem.
Dodam, ze to byla moja pierwsza proba jazdy po wypadku. Balam sie, ze kon bedzie nadal w traumie powypadkowej, ze cos jej odwali, ale stala nieruchomo do wsiadania, po wsiadaniu czekala na moj sygnal do ruszenia, nie ruszyla od razu, potem stepem szla gdzie chcialam, wodze byly na minimalnym kontakcie, pieknie robila wollty ze skretem calym cialem, zatrzymala sie kiedy sie odchylalam do tylu w siodle, bez ruszania wodzy. I podejrzewam, ze wiele koni innych revoltowiczow tak wyszkolonych ni ejest, bo czytam jak ich konie ruszaja jak tylko ktos usiluje wsiasc, albo nawet zanim znajda drugie strzemie i inne rzeczy.

Bibi-sprobuj jak ja, bezwedzidlowke. Ta akurat ma pojedynczy sznurek, ale mam tez druga z podwojnym, ktora jest 'mniej ostra". mozna zreszta wyjac drugi sznurek. Kupilam ja z mysla o Shy, zeby i u niej przestac jezdzic na wedzidle (powojnie lamanej oliwce), ale kupilam gruby bosal i na nim bede jezdzic. A atakami sie nie przejmuj. Piszac nma revolcie o swoich problemach trzeba miec gruba skore, bo wielu osobom, nadal w krainie teczowych jednorozcow, wydaje sie ze kazdy kon bedzie chodzil na kordeo a zatrzymywal sie od glosniejszego wydechu. Pracuj, jak ja pracuje nad Babe. Jesli masz problem z lonzowaniem, moze sprobuj z podwojna lonza? Czytalam ze uczy to konie tez odblokowac miesnie i skrecac cialem. Ja nad swoja pracowalam i z ziemi i z siodla, nogami pomagalam jej w skretach, robilam duzo serpentyn i wezykow, to tez bardzo dobre cwiczenie na uczenie konia pracy calym cialem.
Zwroc uwage na zdjecie, ktore zamiescilam. Kon ma "miekkie oko", rozluzniony pysk i uszy. A to bylo juz po treningu.

Na privie mozemy pogadac, moge ci wyslac ta druga bezwedzidlowke, nieuzywana. Moze i Twoj kon wlasnie tego potrzebuje, zamiast coraz ostrzejszych kielzn, tej niespodzianki, ze nie ma niczego w pysku, na czym mozna sie uwiesic.

BTW pozdrowienia dla wszystkich  :kwiatek:

Eit. Mnostwo literowek. Mozg potrzebuje troche wiecej czasu, zeby kompletnie sie wygoic, a przydzwonilam o asfalt konkretnie. Plus dodatkowe mysli o treningu dla Bibi


Ps. Konie sie nie przytulają ciałem, tylko wchodzą w naszą przestrzeń osobistą 🙂



Osobiście nie bardzo mam ochotę brać udział w tej dyskusji, ale to jest po prostu.. No nie mam słów 😵
Szkoda Strzyga, że brak ci jakiejkolwiek empatii, by wiedzieć, że konie też potrafią okazywać uczucia, i potrafią się przytulać. Być może nigdy tego nie doznałaś, ale może kiedyś będzie ci dane, czego ci życzę. Trzeba umieć rozróżnić przytulenie się od wchodzenia w osobistą przestrzeń, bo to dwie inne rzeczy i tylko ktoś, kto potrafi odczytywać konia i jego zachowanie dostrzeże różnice. Mój koń się czasem do mnie przytula co zawsze odwzajemniam, a czasem wchodzi w moją przestrzeń osobistą za co jest ganiony. Trzeba umieć dostrzec różnicę, ale nie pisz takich głupot ja cię bardzo proszę.
Ciekawe, pewne psy, koty, a może nawet ludzie się nie przytulają, tylko wchodzą w czyjąś przestrzeń osobistą? 🤣

Sorry za  🚫, ale po prostu nie mogłam przejść koło tego obojętnie.

A skoro już tu piszę, to
SzalonaBibi, naprawdę radziłabym ci zbudować ze swoim koniem jaką relację, bo jak na razie próbujesz konia siłą zdominować i NARZUCIĆ bezdyskusyjnie swoje racje nie bacząc co ma do powiedzenia druga strona. W takim reżimie ŻADEN koń nie będzie chciał współpracować. Te pokorniejsze, łatwiejsze po prostu dadzą się w jakiś sposób ujarzmić, będą wykonywać polecenia i wyczekiwać do końca "współpracy" z człowiekiem, a te bardziej temperamentne będą walczyć. Tylko myślenie, że odpłacanie walką za walkę jest wyjściem to błąd. To zamknięte koło i to ty tutaj powinnaś wykazać się kreatywnością i poszukać innego rozwiązania, które będzie trwałe. Już nie chcę się rozpisywać i opisywać moich doświadczeń, ale mam też konia okropnie trudnego, bardzo dominującego i upartego i w jego młodości wielu "pro" (dlaczego w cudzysłów to okaże się za chwilę) próbowało go jeździć i żadnemu się nie udało, wiesz dlaczego? Bo podchodzili do tego jak ty. Siłowo, walką i presją próbowali go złamać - żadnemu się nie udało, na końcu okrzyknęli konia głupim, beznadziejnym, wrednym, złośliwym, do niczego się nie nadającym. Takie podejście nie jest profesjonalne. Koń świetnie skakał dlatego wzbudzał zainteresowanie, ale był niechętny do współpracy, wymagał czasu więc łatwiej było postawić na nim krechę. Ja, niedoświadczona, słabo jeżdżąca dostałam tego konia pod tyłek, zostałam z nim sama i jakoś musiałam sobie poradzić. Od tamtej pory do dziś chodzi na zwykłym, prostym wędzidle i zmienił się nie do poznania. Rok temu prawie mnie zabił, dziś jesteśmy przyjaciółmi (i piszę to z całkowitą świadomością). Nie mówię, że nigdy z nim nie walczyłam, jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy, czasem zabrakło cierpliwości. Ale potem zaczynałam od początku, raz jeszcze, ze spokojem, z nowym pomysłem. To ile ja na nich swoich własnych pomysłów przetestowałam to głowa mała. Ale coś w końcu zaskoczyło 🙂 Czasem dawałam sobie i jemu tydzień/dwa przerwy, bo wolę dać nam obu czas na uspokojenie się niż dzień w dzień się wykłócać o swoje, bo to do NICZEGO nie prowadzi. Dlatego zastanów się po prostu do czego prowadzi twoja droga rozumowania i postępowania. Oczywiście zasady trzeba koniom ustalać i być konsekwentnym, ale będąc tak apodyktycznym nie wskóra się nic albo tylko na krótką metę.
Planta, zaraz wyskrobię priv.
Gllosia, ja wiem, że trzeba zbudować relację, tylko nie z każdym da się tylko prośbą i po dobroci. Mam wrażenie, że jak jej dosadnie wytłumaczę, że niektóre zachowania są nieakceptowalne to nabiera szacunku. I potem się stara, chce współpracować, ale przechodzi jej chęć na kombinowanie. No bo jak wytłumaczyć, że jak dostała solidny łomot (uważam, że zasłużenie, bryki nie mają prawa bytu) to współpracowała pięknie i przylazła jak spadłam a nie uciekła jak poprzednio? I jak na razie nie wygląda na złamanego i przestraszonego konisia, wręcz przeciwnie.
Jak patrzę jak one potrafią się lać na pastwisku  🤔 to czasem wątpię, czy da radę ustalić z koniem zasady, za cienka jestem  😀iabeł:
fraziu   Grażka, weź przestań
21 maja 2018 20:23
SzalonaBibi mno bo konia to nie siłą trza, a sposobem 😉 inaczej można utknąć w ślepej uliczce.
Pewnie wtedy uciekła, bo było blisko do stajni i koni. A jak teraz była dalej od domu, to stwierdziła, że sama nie wraca  😀

Quanta, dzięki za odpowiedź, z przerażeniem uświadomiłam sobie, że też mi się takie rzeczy zdarzają. To prawie tak samo traumatyczne przeżycie, jak zobaczyć filmik z własnej jazdy po dłuższym czasie samodzielnego jeżdżenia  🤣 
(Ale jaka poprawa od razu na następnym nagraniu... 😀)

Planta, to straszne co piszesz o tym wypadku... O.O Trzymaj się i wracaj do zdrowia!
SzalonaBibi Abstrahując już od wszystkiego innego, to jak wyglądają Twoje tereny? Co oferujesz jej jako jedyną formę pracy, czego oczekujesz, co zakładasz i jak to realizujesz?
Ciekawe, pewne psy, koty, a może nawet ludzie się nie przytulają, tylko wchodzą w czyjąś przestrzeń osobistą? 🤣


No, psy sie nie przytulaja 🙂 I nie okazuja w ten sposob przywiazania ani do opiekuna ani do innych przedstawicieli wlasnego gatunku. Ba, defaultowo przytulanie jest dla psow stresujace i nieprzyjemne. Konie tez sie nie przytulaja, ale whatever.

I tak, jak jezdzisz w teren na koniu, ktorego nie masz pod kontrola, to najpewniej skonczysz na pogotowiu, no ale swiete prawo kazdego czlowieka miec wlasne zdrowie i zycie gdzies. Co interesujace, obie uzytkowniczki w centrum tej gownoburzy uzywaja mocnych kielzn do jazdy w teren za to nie sa w stanie pracowac z tymi konmi na lonzy czy na placu. I maja konie, ktore rutynowo same wybieraja kierunek jazdy i chod. Juz mi sie nie chce tlumaczyc jak duza to jest roznica w stosunku do normalnie wyszkolonego konia enduranceowego, ktory w terenie jest po prostu konkretnym pullerem.

A jezdziectwo w stylu Planty to generalnie jezy wlos na glowie, zwlaszcza pomysly zwiazane z wsadzaniem na te konie dzieci to jakas masakra. I wystarczy zobaczyc te "krotkie czanki" klik w polaczeniu z opisami jazdy w stylu "godzina dzikiego galopu, ale kon nie chcial zwolnic/chcialam jechac stepa ale kon wybral inochod a na wstrzymanie wodzy probowal debowac" zeby wiedziec jaka jest przykra rzeczywistosc i dlaczego niestety kilka dni pozniej doszlo do az tak powaznego wypadku :/
SzalonaBibi w pracy jednak cholernie ważna jest motywacja, dla konia również.
Wbrew wszelkim tendencjom do uczłowieczania koni i przypisywania im nie wiadomo jakiej empatii i rozumności konie to dość głupie stworzenia kojarzące fakty wyłącznie te następujące bezpośrednio po sobie.
Koń pod presją szuka rozwiązań, by się tej presji pozbyć,  dlatego każda pożądana reakcja na użytą przez jeźdźca pomoc powinna spotkać się z jej odpuszczeniem. Jeśli odpuszczenie nie następuje, pojawia się frustracja i burza mózgu, dlaczego presja nie mija i wtedy konie uczą się brzydkich rzeczy.
Generalnie warto się czasem zastanowić, czego tak naprawdę uczymy swoje konie reagując na różne sytuacje w taki a nie inny sposób. Wtedy nagle staje się jasne, że wszystkich brzydkich rzeczy nauczyliśmy ich sami. Niestety.
SzalonaBibi , masz rację, czasem (w niektórych przypadkach czyli np. jak koń ma naturę dominującą) trzeba użyć siły i stanowczo pokazać koniowi gdzie jego miejsce. Jednak warto też pokazać koniowi, że chcemy być jego kompanem, a nie tylko szefem, który wydaje polecenia i cieszy się tylko, kiedy jest dobrze. Ja się z tym moim też wiele na początku naszarpałam już z ziemi, bo non stop wyprzedzał, wchodził na mnie, w ogóle nie uważał, bujał w obłokach, a ja się czułam jak chorągiewka na wietrze, dosłownie pomiatana. Na początku też mnie to denerwowało, że co za brak szacunku, ale też nie czułam się przez to bezpiecznie i wiecznie go próbowałam szarpać, szturchać aż w końcu postanowiłam to PRZEPRACOWAĆ. Brałam go codziennie na kantar sznurkowy i długą linę, nauczyłam go cofania i ustępowania od nacisku. Nauczyłam go zatrzymywania się razem ze mną, a jeśli zrobił choć krok za dużo do przodu to była kara, ale nie bicie, szarpanie tylko 2,3 kroki cofania. Szybko załapał i teraz mogę sobie z nim chodzić na luziczku, a on też jest spokojny, już nie łazi z głową w chmurach i nie wypatruje strachów, tylko łazi jak pies koło nogi. Oczywiście czasem mu wali dekiel, ale to są sporadyczne akcje. Warto też zachować balans i starać się, żeby znacznie więcej było chwalenia aniżeli karania - to znacznie mocniej zmotywuje konia do pracy i słuchania nas. Uwierz mi miałam mnóstwo agresywnych akcji z tym koniem, bo on wiecznie się wpychał, wiecznie czegoś bał przy okazji taranując człowieka, wiecznie nie respektował mojej osobistej przestrzeni, wiecznie uznawał mnie za niewidzialną i ja musiałam się w tych sytuacjach ratować. Więc tak, bywały momenty ostrzejsze, ale tylko momenty. W 99% próbowałam zdobyć jego zaufanie, okazywałam troskę i pokazywałam, że nic mu nie chcę złego zrobić. I jakoś się polubiliśmy 😉 I wiesz co? Czasem przez miesiąc/dwa jest cudownie, pod siodłem anioł, z ziemi anioł, a nagle któregoś dnia bach i po współpracy. Wsiadam, a koń od początku spięty i wszystko na nie, kontakt nie, w lewo nie w prawo nie, tu się boi tam się boi, odpuścić nie, zwolnić nie i też pojawiają się pytania coś się stało? Przecież tylko ja jeżdżę i było wcześniej wszystko ok. Nic się nie zmieniło, skąd nagle takie niesubordynacje? I w sumie do dziś nie wiem w czym jest problem. I czasem mamy problem przez kolejny miesiąc/dwa, bo ja każdego dnia oczekuję, że będzie tak jak wcześniej i denerwuje się, że nagle nie wychodzi. Ale nie tędy droga. Nie nerwy, nie złość tylko spokój i cierpliwość. Nie wiem, może to jednak ja gdzieś robię błąd, może zaczynam za dużo, za szybko wymagać? Może chcę od razu zbyt wiele, a koń jeszcze nie jest gotowy? Może poprosiłam o zbyt wiele, może było za dużo presji i teraz koń mówi wyraźnie nie? Obecnie jesteśmy mocno cofnięci w tył, muszę jeździć na bardzo delikatnym kontakcie, nie za krótko i nie prosić o zbyt wiele, bo inaczej jest bunt ze strony konia. Nie dochodzę ani tym bardziej nie przekraczam czerwonej linii, by konia nie zdenerwować. Może twoim zdaniem się z nim cackam, ale wolę się cofnąć i jeszcze raz, krok po kroku dojść do tego co już osiągnęliśmy niż teraz wściekać się na konia, że nagle przestał słuchać i codziennie z nim walczyć o swoje. Akceptuję i biorę tyle ile dziś koń może i chce mi dać. Nie porównuję do tego, co było wcześniej tylko akceptuję stan jaki mam obecnie. A np. takie rzeczy o jakich ty mówisz, że macie problem - wygięcia, wolty - może prosisz o zbyt wiele? Może oczekujesz od razu, że wolta będzie idealnie okrągła, a koń równo wygięty? Może proś o takie rzeczy stopniowo? Za każde minimalne odpuszczenie nagródź. Najpierw w stępie czy nawet w stój. O to samo możesz prosić z ziemi. Mój jak go próbowałam na początku wygiąć to olaboga. W jedną stronę wyciągał mnie w przeciwnym kierunku i kładł się na wodzy, a w drugą wyszarpywał się jak opętany. Jednak stopniowo, powoli, krok po kroku prosiłam delikatnie o jakieś minimalne ustąpienie a z czasem o ciut więcej i więcej. Nie do razu Rzym zbudowano 😉 A pokazywanie swojej dominacji to nie tylko agresja, siła i walka 😉

Konie tez sie nie przytulaja, ale whatever.



I kto ci tak powiedział? Mi tego nie wmówisz i tak, wiem swoje z autopsji.
Kokonsus-z zainteresowaniem czytam, jak dorabiasz mi garb.
Zaczynajac niejako od tylu-w moim pisaniu byla wielomiesieczna przerwa. Wypadek zdarzyl sie dwa miesiace temu. To co pisalam bylo wiele,, wiele miesiecy temu, kiedy kon byl na ostrym kielznie. Moze wrocisz strone wczesniej i zobaczysz, jaka jest spokojna na bezwedzidlowce?

Jesli chcesz zobaczyc takiego strasznego jezdzca, zapraszam do mnie. Choc znam pare osob, ktore jezdzily/jezdza zawodowo i nie maja zadnych uwag co do mojego stylu jazdy.

Gdzie napisalam, ze nie jestem w stanie lonzowac swojego konia? Lonzuje jak najbardziej, choc po wypadku nie moglam z powodu uszkodzonego kolana i chodzenia o kulach.
O podwojnej lonzy napisalam, bo czytalam w ksiazkach powaznych specjalistow, ze pomaga to nauczyc sie koniowi skrecac calym cialem, nie tylko szyja i przestac byc sztywnym jak deska.

Na Babe rzadko wsadzam i tylko corke, a wtedy kon idzie na kantarze i lonzy, idziemy wtedy na spacer niedaleko domu, po drozkach miedzy pastwiskami i spokojnej malo uzywanej drodze miedzy domami.
Dla dzieci uzywam Shy, ktora jest uosobieniem spokoju i jezdza w tej chwili na niej dzieci rozpoczynajace przygode z konmi. W roundpenie, pod moim nadzorem. Jezdzi na niej moja 10 prawie letnia corka. W tej chwili uzywam Shy do terapii 9 latki molestowanej przez ojczyma, ktora dzieki Shy zaczela sie otwierac i ufac, a po kazdej jezdzie z radoscia na twarzy tuli sie do mnie, choc wczesniej unikala jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.  Tuli sie do Shy, ktora stoi jak posag, a ostatnio nauczyla sie sama podchodzic do schodkow i zatrzymywac przy nich do wsiadania i zsiadania.

Jak to mowia, jak chcesz uderzyc psa, to kij sie zawsze znajdzie.


SzalonaBibi no widzisz... Te, nie wiem czy nie dziesiątki młodych hc, które robiłaś, a na niektórych mialam przyjemność jezdzic, to widać nic... I tak się dowiesz, że nic nie wiesz. Swoją drogą dziwne, że tak małe sukcesy mamy w jezdziectwie skoro wszyscy wszystko wiedzą... Wpadaj pojeździć na Tajmim, to Ci się humor poprawi🙂 A tak swoją drogą, to jakbyś miała jakieś 800 PLN wolne, to znam takiego co hucki robi genialnie i to najtrudniejsze.
Na Tajmysia to ja się od dawna szykuję... Na konsultacje z kimś też, ale nie chcę nigdzie, przynajmniej na razie, młodej na dłużej wywozić.
Ty mnie chyba (i to nie raz) na koniu widziałaś, tzn na Bibi, młodej wtedy jeszcze chyba na świecie nie było. Więc pewnie możesz ocenić jak bardzo źle jeżdżę i wiszę na pysku... Szczególnie na koniu-dynamicie na bezwędzidłówce  😉
SzalonaBibi bezwedzidlowka, to pewnie też samo zło😉 , a że się przy tym nie polamalas, w książkach pewnie pisza, że nie wolno na takich jeździć bez wedzidla🙂 w ogóle, to nie wiem jak te wszystkie próby i sciezki robisz ...😉 A na poważnie, to ten o kogo mi chodzi faktycznie nie dojeżdża, trzeba kucyka do niego🙁 a z Tajmysiem zapraszamy, jak będziesz mieć chwilę🙂 Młody na razie nieobciazany, tylko po parę koleczek na padoku stepem. I tak, wsiadam na niego na klepa, często bez niczego na pyszczydle. Koń ledwo zajezdzony i nie chodził rok, wiem wg większości czeka mnie SOR, zwłaszcza, że chyba miał w rodzinie araba z ADHD...No, dla mnie w Twojej ostatniej przygodzie, też najważniejsze i wiele mówiące jest, że na Ciebie zaczekala...
Tak sobie jezdzimy-wariacko i niebezpiecznie jak widac. Zdjecie robione przed wypadkiem. Wodze wisza na rogu siodla, mam wolne rece, kon stepuje mimo ze droga wolna i szeroka, bez ruchu.

Tyle, ze zeby tam dojechac musze przekroczyc szose.

SzalonaBibi, Na pewno duzo pracy i systematycznej Cie czeka. Ja moją wariatke w końcu przepracowalam. Bała soe wszystkiego, nawet jak zaszelescila liscmi, po ktorych biegła to rzucala się do przodu, psa biegnacego łąką, ludzi idacych ulicą. Wszystko powodowalo panikę i rurę do przodu. O samotnym wyjezdzie w teren wolalam nie myslec. Teraz jest ok: tereny calkiem spoko, córka pojezdzi i na kantarku i wystepowac do lasu, jest lajcik i szukam nowych wyzwań. Dziś np jezdzilam na łące z resztą stada, ale nie podobało mi się.

Moje docelowe oglowie dla obu koni. Bosal z wodzami mecate, dziala ciezarem na nosie. Zadnych dzwigni. Zadnego zamykania pyska nachrapnikami.


marysia550, nie myślałaś żeby jej trochę siodło cofnąć?
vanille, koń mi tak utył od trawy, że popręgu brak. Jestem na kupnie nowego siodła to i popręg pasujący zakupię.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się