własna przydomowa stajnia

zembria   Nowe forum, nowy avatar.
23 maja 2018 06:31
Ja mam odwrotne doświadczenia jeśli chodzi o długie pozostawanie przy matce. Mój poprzedni koń odłączony od matki został w wieku lat 15 😉 do ponad roku ssał, potem stał na padoku obok, boks obok, po kastracji znów na padoku razem z matką, i tak razem "przez całe życie". Nigdy nie miałam najmniejszego z nim problemu z oddzielaniem go od koni, nawet jeśli w terenie spotkaliśmy nasz zastęp razem z matką, to mogłam ich minąć i pojechać w swoją stronę, a koń nawet uchem nie kiwnął 😉 Jedyna sytuacja kiedy szukał matki, to nasze pierwsze zawody, szedł grzecznie parkur, żadnych  problemów, ale nad każdą przeszkodą rżał do maki, która stała nieopodal placu 😉 Myślę, że to kwestia charakteru bardziej niż odsadzania, choć może mój był wyjątkiem, bo nie znam zbyt wielu takich "wiecznych dzieci".
Ja mam doświadczenia podobne do zembri - moja klacz, praktycznie nieodsadzona od matki jeszcze po zajeżdżeniu jako trzylatka, po jeździe leciała do cyca odreagować stres, ale stopniowo sama z tego wyrosła. Jest stadna, ale nie klei się do koni, można spokojnie z nią pracować czy jeździć w tereny samemu
U nas robi się problem separacyjny teraz, bo konie są po pierwsze bezrobotne, po drugie od 3 lat stado jest niezmienne. Chwilę był hucuł, ale to dosłownie z pół roku. Żadne konie się nie wymieniają, nie odchodzą, nie przychodzą. Zżyły się wszystkie 4 bardzo i obecnie ciężko mi jest zabrać ze stada któregokolwiek. Tzn. podchodzą, łapię normalnie, normalnie prowadzę sztukę pod stajnie, tylko pod stajnią zaczyna się chodzenie, rżenie, nerw.
Moja młoda i jej matka był czas, ze nie zwracaly na siebie uwagi, bo matka zakolegowała sie z inną klaczą i tamta klacz po prostu tępila moją młodą i jakieś 1,5 roku młoda miała swoją grupkę, matka swoją. W stadzie było wtedy okolo 30 koni. Jak zabrałam całą czwórkę do przydomówki (młoda miała 4 lata) spokojnie brałam ją na lonżę na podwórko (konie na łące) tzn może nie za spokojnie bo czasem odzywało się rżenie w niebogłosy, no ale to były początki pracy, więc skupienie nade mną w ogóle było dość trudnym elementem. Później ogrodziłam sobie lonżownik na łące to praca była łatwiejsza. No ale koleżanka, która miała mi pomóc zajeżdżać młodą zaszła w ciążę, w następnym roku pierdyknął mi kręgosłup, więc przy koniach robiłam minimalne minimum, bo nawet czyszczenie kopyt sprawiało mi ból... i tak doszliśmy do 6latki, z którą teraz już problemy będą, bo tak jak wspomniałam, widzę po wszystkich, że brak roboty od 2ch lat im zupełnie nie służy.
Dlatego teraz tak bardzo zależy mi na lonżowniku, aby pobawić się najpierw, pooganiać, zbudować zaufanie a sama lonża i lonżowanie przyjdzie z czasem. Nie chce teraz lonżować, bo tylko się pewnie naszarpie, ona zniechęci... zaczniemy jak z dzikiem  😂
Zobaczymy... może jej nie doceniam 😉
LSW - wcale nie gromy, wedle podobnej zasady mam zamiar z kobyłą zacząć. Konie są w chowie otwartym, mają do dyspozycji część stodoły wedle uznania, do stajni boksowej są zbierane jeśli jest taka potrzeba np. badanie przez weta - generalnie rzadko, czasem raz na rok. Stado od 8 lat praktycznie to samo - czasem jeden koń wyjeżdża na wakacje w dzierżawę. Z powodu mojego "niedoczasu" ich główną pracą jest przeróbka masy zielonej na obornik. Problem mam tylko z tą jedną klaczą. Wałach urodzony u mnie, odsadzony jako 7-8 miesięczny wraz z drugim źrebakiem (starszym bratem owej klaczy), jest bezproblemowy i mimo, że późno zajeżdżany to nie wykazał ani klejenia się do koni, chętnie współpracował od razu i to na tyle, że po około 8-10 godzinach na placu poszedł w teren gdzie zachowywał się jak stary wyjadacz. Kolejna klacz z tego stada (niespokrewniona) zajeżdżana jako 7 latka też nie sprawiała problemów. Tylko ten egzemplarz jest wybitny, wiem, że z mojej winy i przyznaję się do tego.
LSW - też nie mam co gmieć 😉 też z podobnych praktyk korzystałam 😉 i w razie potrzeby dalej skorzystam z odchodzeniem na wabia 😉 tzn u nas z odchodzeniem problemu nie ma, bo jakby co, to ona strasznie przekupna jest i za owsem to w ogień za mną pójdzie 😉 (tzn nie za mną, za owsem 😉 )
No właśnie... i tu zaczyna się kolejny problem. Ona nie ma kłębu  😁 Pas do lonżowania jest profilowany jak poduszki od siodła i jej się to wrzyna w ... mięso 😉 siodło chyba się obróci przy obciążaniu strzemienia...  🏇
Zielona_stajnia, a masz teraz kogoś do pomocy? Bo ja nadal zupełnie nikogo 🙁 pensjonariuszka jest 2 razy w miesiącu, po sąsiedzku to znawcy tylko jak konia utuczyć. Jak ktoś z głową, to pracuje na 3 etaty, a sciągnięcie kogoś w normalnych pieniądzach do mnie, graniczy z cudem. Jak kiedyś przestanę pisać na forum, to będzie znaczyło, że gdzieś gniję za stodołą bo jeszcze nikt mnie nie znalazł  😁
W naturze nikt nie wymaga od konia, aby dźwigał coś na własnym grzbiecie, albo ciągnął. W naturze stado koni (teoretycznie powinno...) koczować na obszarze na tyle wielkim, że kwestia zarobaczenia czy braku pastwisk - nie ma znaczenia. W naturze tabun koni napotyka od czasu do czasu inne tabuny, co jest okazją do jakiejś "wymiany genów", a także - wymiany osobników, bo młodzież obojga płci opuszcza tabun rodzinny, by połączyć się z innym lub utworzyć nowy.

Nie ma możliwości aby odtworzyć ten tryb życia w warunkach sztucznych. Nawet koniki polskie w rezerwatach wciąż mają zbyt małą powierzchnię do dyspozycji, żeby ich nie odławiać (przynajmniej - pewnej części populacji), nie dokarmiać i nie zapewniać pewnej podstawowej opieki. Zdawanie się na "naturę" w sytuacji, gdy tej "natury" nie ma, bo człowiek stworzył warunki od początku do końca sztuczne (chociażby - budując jakieś ogrodzenia: nawet, jeśli właściciel koni nie stara się ich zatrzymać przy sobie, to jego sąsiedzi, na ogół, wcale nie są tacy chętni, by je u siebie ugaszczać...) to marny i moralnie podły wybieg, ukrywający albo zwykłe lenistwo, albo - jakieś dziwne, ideologiczne zaślepienie.

Nasze klacze są bardzo dobrymi matkami, opiekują się potomstwem z wielkim poświęceniem - i właśnie dlatego: robię co mogę, aby im pomóc. M.in. - odsadzając źrebięta w porę. Nie czekając na pojawienie się jakichś oczywistych, negatywnych skutków zdrowotnych. Zupełnie mi wystarczy, że nawet najciaśniejszy popręg jaki mam przez ostatni miesiąc karmienia zrobił się dla mojej ulubionej wierzchówki - ciut za luźny...
Megane - na lipiec-wrzesień będę miała praktykantkę, córkę pensjonariuszki, która już u nas była dwa lata temu, ale wówczas była raptem 3 tygodnie i jedyne co w tym czasie zdążyłyśmy zrobić to zajeździć wałacha i wstępnie drugą kobyłę, a chciałam żeby dziewczyna czegoś się nauczyła to na profesorze pracowała nad dosiadem i uczyła się podstaw skoków.
Fajnie Ci 😉
U mnie w okolicy może i są dwie rozsądne osoby, ale jedna będzie dostępna za 16 lat, jak wygna trójkę pełnoletnich dzieci z domu  😁 😁 😂 a drugiej zaczęły się obozy, wiec czasu nie ma. Poza tym nie znam go, jedynie widziałam jak jeździ 😉 ale jakie ma podejście, nie wiem :/
Stajni w okolicy jest sporo, ale jak w zeszlym roku pojechałam na zawody porobić fotki, to całą galerie usunęłam z komputera, bo oprócz tego jednego wspomnianego faceta, nie było jednego poprawnego ujęcia, tzn technika jazdy minus 5.

Wczoraj tak u nas popadało, że dziś jeszcze kałuże rano stały  😜

Nasze klacze są bardzo dobrymi matkami, opiekują się potomstwem z wielkim poświęceniem - i właśnie dlatego: robię co mogę, aby im pomóc. M.in. - odsadzając źrebięta w porę. Nie czekając na pojawienie się jakichś oczywistych, negatywnych skutków zdrowotnych. Zupełnie mi wystarczy, że nawet najciaśniejszy popręg jaki mam przez ostatni miesiąc karmienia zrobił się dla mojej ulubionej wierzchówki - ciut za luźny...


ale nadal nie rozumiem na czym mają polegać te skutki zdrowotne. Jak popręg za lużny to może należy kobyłę lepiej karmić po prostu...
Nie da się "lepiej karmić" konia w chowie bezstajennym! Albo wszyscy dostają tyle samo (a raczej: tyle, żeby w tym samym czasie zjedli...) - albo trzeba konia, przynajmniej na czas karmienia - zamknąć do boksu. Inaczej nic z tego nie wyjdzie. To raz. A po drugie: a co niby dobrego ma przyjść z przedłużania wysysania matki???

OK - są kobiety, które karmią dzieci piersią do 6 - 7 roku życia. Ale to jest jakiś kompletnie niezrozumiały fanatyzm, oparty na czystej ideologii.

6 - 7 miesięcznemu źrebięciu mleko matki jest po nic. Nie ma sensu, żeby kobyła chudła tylko po to, aby źrebię "lepiej się czuło".
jkobus tylko że duże hodowle, jak zaźrebiają matki, to potrafią odsadom do 10 mca podawac jeszcze mleko zastępcze.
Szczególnie xx, tak więc Twoja teoria legła w gruzach 😉
I nie zgodzę się, że się nie da karmić lepiej w chowie bezstajennym 😉 jak trzeba, to sie wiaderka nosi 😉 tym bardziej jak słaba trawa, to matki się dokarmia, aby byly w bdb kondycji i nie traciły na wadze. Można je sprowadzić i dorzucić treściwe. (My kiedyś przy 7 klaczach sypaliśmy treściwe na trawę i spokojnie każda ze swojej kupki ze swoim źrebakiem jadła, tylko kupki byly w odpowiedniej odleglości, lub wiązaliśmy przy wiacie - byly powieszone żłoby i uwiązy. Nie bylo problemu z wiązaniem) W naturze konie się przemieszczają i nikt koniom nie ogranicza paszy w sezonie pastwiskowym, biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że trawy też mają nasiona bogate w białko, tak jak zboża. Jak konie przycinają kilka ograniczonych ha od rozpoczęcia sezonu, to trawy pewnie nawet się nie wykłaszają. Albo mówimy o naturze, albo o sztucznym utrzymaniu i nie ma co tych dwóch sposobów życia porównywać, bo nie jesteśmy w stanie zapewnić koniom naturalnych warunkow. Mi nigdy nic nie schudło podczas karmienia, tzn w szczycie laktacji tak, więc w tym czasie matki byly zawsze najlepiej karmione.
ja też trzymam konie w chowie bezstajennym, mam ich sporo więcej od ciebie i jestem w stanie dokarmiać. Ba, byłam w stanie karmić jednego wrzodowca 5 razy dziennie...

W naturze całkiem często bywa że klacz karmi rok. Przynajmniej tak wynikało z obserwacji na półdzikich konikach polskich.

A i żeby nie było to ja nie mam w stajni prymitywów, jakby to miał być  twój następny argument. Mam różne konie, np 4 klacze xx, półkrew itd

I też pamiętam (w Golejewku, gdzie byłam na praktyce) dorarmianie źrebaków mlekiem. Dolewało się je do paszy po prostu
U mnie konie na sianie, pastwiska obżarte do samej ziemi. NIECH KTOŚ POŻYCZY TROCHĘ DESZCZU!
a my pływamy w trawie, jak nigdy!
My nie pływamy, ale starczy do października 😉
Tajnaa Jak ja bym chciała takie wyżarte pastwisko. U mnie nie są w stanie zjeść wszystkiego.
ja też trzymam konie w chowie bezstajennym, mam ich sporo więcej od ciebie i jestem w stanie dokarmiać. Ba, byłam w stanie karmić jednego wrzodowca 5 razy dziennie...

W naturze całkiem często bywa że klacz karmi rok. Przynajmniej tak wynikało z obserwacji na półdzikich konikach polskich.

A i żeby nie było to ja nie mam w stajni prymitywów, jakby to miał być  twój następny argument. Mam różne konie, np 4 klacze xx, półkrew itd

I też pamiętam (w Golejewku, gdzie byłam na praktyce) dorarmianie źrebaków mlekiem. Dolewało się je do paszy po prostu


Ale pewnie nie dojeżdżasz do pracy tak, że nie ma Cię na gospodarstwie 12 godzin każdego dnia?

Przecież napisałem, że nasze hodowle nie mają nic wspólnego z naturą. To jakaś sofistyka: to, że "w naturze" klacze karmią czasem dłużej ma być zarazem argumentem za tym, żeby i "w nie-naturze" tak robić - dlaczego?

Dokarmianie folblutów ma związek raczej z faktem, że już za kilkanaście miesięcy trafią na tor i im bardziej do tego czasu nabiorą ciała, tym lepiej - niż z jakąś "naturą".
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
24 maja 2018 06:35
Kompletnie nie na temat ale jkobus jak Cię nie ma tych 12 godzin to ktoś dogląda koni czy zostają same? Ja to się boje moje zostawić na 30 minut i prawie nigdy nie zostają nawet na tyle same 🙂 a jak lece do sklepu to na kamerze patrze co robią. Ale my to przez te wszystkie choroby to pewnie mamy już skrzywienie 😉

Za ile zaczynają się sianokosy? Czekam na nie jak na zbawienie, bo łąka dla koni tak zarosła, że nie chcą tam stać zbyt długo. W zeszłym roku jak zebrali siano to dopiero na taka malutka trawkę chętnie chodziły.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
24 maja 2018 07:00
Robaczek M w nocy tez nie śpisz tylko czuwasz? (nie pytam złośliwie). Ja wyjeżdżam do pracy rano, wracam ok 16.00, w tym czasie konie są same.

Za ile zaczynają się sianokosy? Czekam na nie jak na zbawienie, bo łąka dla koni tak zarosła, że nie chcą tam stać zbyt długo. W zeszłym roku jak zebrali siano to dopiero na taka malutka trawkę chętnie chodziły.


Jeśli ktoś ma łąki tzw. ekologiczne to koszenie możliwe dopiero po 15-tym czerwca, natomiast pozostałe to nawet już niektórzy skosili.
Żona w tej chwili jest na urlopie wychowawczym, to zostaje - ale co można zrobić przy koniach z małym dzieckiem? Które w dodatku niczego nie lubi bardziej niż pchać się do koni właśnie - prosto pod kopyta..? I tak Żona robi bardzo dużo: większość ogrodzeń (a w tym roku to szaleństwo jest - susza taka, że potrzebujemy trzy razy więcej kwater niż zwykle...  - abstrahując nawet od planowego zagospodarowania dotychczasowych nieużytków) na przykład. Jak trzeba (np. emerytom), to owszem, karmi - emeryci dostają dodatkowo po 1 - 2 porcji owsa dziennie. Ale zdarza się nam wyjechać razem - wtedy konie zostają same. Kwestia tylko tego, żeby pojemniki na wodę były dostatecznie duże... No i nie warto się spóźniać na posiłki: http://boskawola.blogspot.com/2012/11/marsz-oniryczny.html
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
24 maja 2018 07:30
Moje też zostają same od 7 do 15-16.
U nas juz sianokosy w toku, jakos na dniach ma mi facet siano dostarczyc wiec chwilowo odwołuje błagania o deszcz 😉 Ale po ostatnim deszczu w zeszły czwartek wreszcie ruszyła moja posiana łąka  😅
U nas tak konkretnie podlewało, że trawa rośnie jak wściekła... I nie wiem czy to tak dobrze na "pastwisku". Ale będzie siano (mam nadzieję) w cenie do przełknięcia.
Moje konie zostają same, nie wyobrażam sobie na stałe się uwiązać. Jak były tragiczne warunki to pasły się w nocy - ja wtedy śpię a nie doglądam zwierzyńca.
Czasem nie ma nas cały dzień - dają radę. Fakt, mam ten luksus, że sąsiedzi zadzwonią jak uciekły a jak powiem, że jestem daleko to połapią. Pomimo tego, że zwierza chodzą "gołe" - bez kantarów.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
24 maja 2018 10:47
Nooo w nocy to tak ostatni raz o 23😲0 ktoś zagląda i mama jak się przebudzi to idzie zerknąć.
Fajnie że dacie rade zostawić swoje zwierzaki na dłużej 🙂 w sumie jak się zapewni wodę i siano to spokojnie wytrzymają.
My tak dogladamy koni po tym jak w zimie Monetka się położyła na wybiegu i nie mogła wstać. To były te największe mrozy, a same były 35 minut. Od tego czasu mamy i kamere i patrzymy z sąsiadem co chwilę 🙂
No i ja specjalnie pracuje na noc, bo jak się kładę to Mama patrzy na kamerze z pracy, a ja wstaje co 2 godziny do nich  🤔wirek:

To mam nadzieje że i u nas sianokosy już tuż tuż 🙂 trawa na pastwisku jest do pasa, jak wyjdzie tam kucyk to go nie widać.
Robaczek Wybacz, ale nie chce mi się wierzyć, że ktoś jest w stanie nie spać i chodzić do stajni co dwie godziny w nocy  😲  (co innego gdy się kobyły pilnuje) Ja jak bym miała wstawać do dzieci i jeszcze iść do koni i szukać ich na łące w krzakach, to nie opłacałoby mi się w ogóle zasypiać 😀

Miałam kosić wczoraj. Mąż stwierdził by poczekać do przyszłego tygodnia, bo teraz w weekend mają być opady, więc ja koszę za tydzień I musi być pogoda :P
Prognoza na przyszły tydzień mówi o 30 stopniach u nas  😵, więc po niedzieli trzeba jednak ostro ruszać z sianokosami, bo jak znam życie jak zacznie lać od połowy czerwca to skończy w marcu tak jak to było ubiegłego roku  🙄.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
24 maja 2018 15:49
No tak się już przyzwyczaiłam i jak się klade o 8😲0 to wstaje o 10😲0 i pozniej o 13😲0 🙂 może jak bym miała małe dzieci to by mi się nie chciało 😉 a tak wole wstać czy zerknąć co chwile w ciągu dnia, bo jak sobie pomyśle że teraz mogłaby się położyć na tym upale to wole być mało wyspana 😉 z tym że Monetka jest troche specjalnej troski, pewnie jak bym miała zdrowego konia to nikt by tak nie cudował 🙂
A w nocy to niee, jak Mama zaglądnie o 23😲0 to zwykle o przed 4😲0 budzą ją psy bo chcą na podwórko więc wtedy zagląda na konie
co do odsadzania/nieodsadzania to moja 6-latka plus minus do 3 roku życia piła mleko, stopniowo coraz rzadziej, a jak matka przestała pozwalać to próbowała od innej klaczy pić  😂
do teraz chodzą na jednym pastwisku i dzielą duży boks, klacz mi nie chudła nic się złego nie działo,  od strony behawioralnej zero problemów, mogę każdym wyjechać w samotny teren, młoda z tych 3 klei się do stada najmniej i najlepiej z nich znosi jak jest zostawiona sama w stajni
ciekawy temat wyszedł tego swoją drogą



Żona w tej chwili jest na urlopie wychowawczym, to zostaje - ale co można zrobić przy koniach z małym dzieckiem? Które w dodatku niczego nie lubi bardziej niż pchać się do koni właśnie - prosto pod kopyta..? I tak Żona robi bardzo dużo: większość ogrodzeń (a w tym roku to szaleństwo jest - susza taka, że potrzebujemy trzy razy więcej kwater niż zwykle...  - abstrahując nawet od planowego zagospodarowania dotychczasowych nieużytków) na przykład. Jak trzeba (np. emerytom), to owszem, karmi - emeryci dostają dodatkowo po 1 - 2 porcji owsa dziennie. Ale zdarza się nam wyjechać razem - wtedy konie zostają same. Kwestia tylko tego, żeby pojemniki na wodę były dostatecznie duże... No i nie warto się spóźniać na posiłki:


odważny jesteś. A jak coś rozwali ogrodzenie i sobie pójdzie? Albo któreś kolki dostanie?
Ale jak to? To tylko ja i jkobus nie dyżurujemy przy koniach całą dobę?
Może dostać kolki w nocy - biegasz co dwie godziny sprawdzać?
to jednak zauważę rano a nie po kilku dniach, to jednak jest spora różnica. Po kilku godzinach kolkę się ratuje o ile nie ma skrętu. Po kilku dniach nie koniecznie...

Tak na parę godzin to owszem, konie zostawię. Ale wieczorem i rano zawsze ktoś musi być, zeby posprowadzać, powyprowadzać. No i unikam takich sytuacji jak mogę. A już żeby nikogo całkiem nie było to tylko w razie awarii zupełnej


W nocy nie zaglądam, chyba że wiem, że coś jest nie tak
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się