Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

efeemeryda, dobra decyzja, nawet jeśli trudna. Tyle możemy czasem zrobić dla naszych zwierzaków to skrócić ich cierpienie.
efeemeryda   no fate but what we make.
07 czerwca 2018 08:49
Jedyne wyrzuty jakie mam to takie, że za późno rak został rozpoznany, że nie było mnie na miejscu, że gdybym codziennie oglądała jej odbyt to bym zauważyła wcześniej, może wtedy by nie odrósł  😕 😕 😕 😕
efeemeryda, bardzo współczuję i tak jak poprzedniczki uważam, że nie masz sobie absolutnie nic do zarzucenia! Podjęłaś najlepszą możliwą decyzję - zakończyłaś jej cierpienia.
Sama wiesz, że byłoby tylko gorzej, a na to absolutnie nie zasługuje żaden zwierzak.
efeemeryda bardzo mi przykro, nie wyobrażam sobie nawet, jak możesz się czuć..

Martwię się o swoje przyszłe życie zawodowe. Jak dotąd miałam dwie dorywcze prace, dzisiaj zaczęłam kolejną na pełen etat, jednak nadal jedynie na okres 4 miesięcy. Raz byłam opiekunką na kolonii, przez kilka lat kelnerką na większych imprezach, a dzisiaj zaczęłam przygodę w sklepie na kasie. I za każdym razem gdy muszę postawić nogę w miejscu pracy, mam ochotę się popłakać. To nie tak, że unikam pracy, bo jestem dość pracowita i umiem robić za dwoje, jednak ten wiecznie towarzyszący mi stres jest obezwładniający. Stresuje się.. sama nie wiem czym. Tym, że ludzie których obsługuję będą niezadowoleni? Że reszta pracowników będzie uważać mnie za najsłabsze ogniwo i będą krzywo patrzeć na moje powolne ruchy? Pracę zaczynam dopiero w poniedziałek, a ja, odkąd przyszłam z przyuczania, siedzę jak kłębek nerwów z poskręcanymi całymi wnętrznościami i pluję sobie w brodę, że w ogóle się tego podjęłam. I obawiam się, że to nie jest kwestia czasu, bo po tych kilku latach na kelnerce, każdorazowe postawienie stopy na terenie ośrodka powodowało wirówkę w moim ciele. Wkurza mnie to niemiłosiernie, bo na razie jestem młoda i jak coś mi się nie spodoba, mogę z pracy zrezygnować, jest ona tylko i wyłącznie potrzebna mi do zarabiania na moje zachcianki. Ale co będzie, kiedy będę mieć na utrzymaniu siebie, mieszkanie, ewentualne dzieci? Przecież nie rzucę wszystkim i nie popłaczę się, bo "nie chcę iść do pracy". Ale ten stres jest naprawdę obezwładniający. Nie umiem sobie z nim poradzić, nie umiem odciągnąć moich myśli od niego, czuję jak cały czas drąży i drąży w moich wnętrznościach. Zdaje sobie sprawę, że moja sprawność w pracy będzie się polepszać, ale wątpię, że wraz z tym mój stres będzie się zmniejszał. I wiem, że brzmię jak jakiś rozwydrzony bachor, ale ja naprawdę chciałabym się po prostu pozbyć tego wiecznego poczucia, że zrobię coś źle i że ludzie na pewno patrzą na mnie z góry.  Chciałabym pójść spać bez dwugodzinnego przerzucania się z boku na bok z powodu stresu związanego z pracą.
lazuryt00 Nie obraź się, absolutnie nie piszę tego w złej wierze - myślałaś o tym, żeby pójść z tym problemem do psychoterapeuty, albo psychologa? Skoro stres wywołuje u Ciebie objawy fizyczne ("drąży i drąży w moich wnętrznościach"😉, to już jasny znak od organizmu, że coś z tym trzeba zrobić - i nie jest to wina bycia "rozwydrzonym bachorem" - ludzie są różni. Jedni są mniej odporni na stres, inni bardziej. Wiesz, na co tak reagujesz, a to już dużo. Mniej więcej jesteś też w stanie sobie uzmysłowić, skąd się ten lęk bierze - boisz się oceniania Twojej pracy, bycia najsłabszym ogniwem - tylko nie wiesz, co z tym począć, żeby było lepiej. Mam tak samo z inną kwestią (wiem co, wiem przez co, nie wiem co z tym zrobić), którą poruszyłam w innym wątku i doskonale wiem, że jeśli czegoś z tym nie zrobię (ergo - nie poszukam pomocy), to się będzie pogłębiać. Oprócz tego, że zniszczysz swój organizm i psychikę, to jeszcze "wypalisz się" zawodowo, choćbyś wykonywała wymarzony zawód - jeśli nie zaczniesz sobie radzić z tym stresem. Serio, zastanów się nad poszukaniem pomocy - to żaden wstyd, a im wcześniej zaczniesz, tym lepiej dla Ciebie. Patrząc z logicznego punktu widzenia, "złe nawyki" lepiej (i łatwiej) przepracować wcześniej, niż po X latach, kiedy są już zakorzenione bardzo, bardzo głęboko.  :kwiatek:
Muszę się wyżalić...W tym roku moja córka kończy swoją edukację w szkole muzycznej I stopnia. Przez 6 lat pilnowałam, słuchałam, wspierałam i byłam tak niesamowicie z niej dumna. Kocham dźwięk wiolonczeli i uwielbiam słuchać jak moja mała, duża dziewczynka wydobywa z niej ten dźwięk. Zostało jej 3 dni do egzaminu końcowego a potem...koniec. Od początku jej nauki marzyłam żeby zagrała kiedyś Elegię G. Faure i za 3 dni właśnie tym utworem zakończy swoją naukę. Płaczę sobie po nocach jak nikt nie widzi, tak mi przykro że to koniec. Drugim moim marzeniem było, żeby kontynuowała naukę w szkole II stopnia ale tutaj już niestety marzenie się nie spełni.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
12 czerwca 2018 05:48
larabarson, a dlaczego? W sensie - Marzenie się nie spełni, ponieważ córka nie chce już kontynuować nauki w szkole muzycznej, czy ona też płacze, ale z powodów niezależnych od Was dalsza nauka jest niemożliwa? Bo to dość diametralnie zmienia podejście do sprawy.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 czerwca 2018 06:54
larabarson, moze czas samej zacząć sie uczyc? 🙂
meleństwo jest kilka powodów:
1. moja córka pomimo tego, że ma duży talent muzyczny i w ogóle jest zdolna, jest też niestety strasznym leniem i do wszystkiego trzeba ją "przyciskać", bo sama z siebie rzadko kiedy bierze się do nauki (w tym też do nauki w szkole podstawowej),
2. szkoła II stopnia wymaga bardzo dużych poświęceń, samodyscypliny. To już nie są przelewki i nie wystarczą moje chęci, tutaj trzeba już być pasjonatem/bardzo chcieć. Ona pomimo tego, że lubi grać to nie jest to jej sensem życia/pasją. Poza tym oprócz lekcji z instrumentu jest w tej szkole masa zajęć dodatkowych, teoretycznych, których ona nie lubi.
3. nie mam wsparcia w najbliższej rodzinie, raczej szkoła muzyczna jest traktowana jak piąte koło u wozu a ja nie mam już siły z tym walczyć. Tzn. gdyby ona sama bardzo chciała to nikt by jej nie zabronił, a wręcz myślę przeciwnie ale w połączeniu z jej podejściem do nauki to nie ma sensu,
4. doby nie rozciągnę a ją bardziej interesują inne rzeczy niż siedzenie 6 dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie w szkołach i potem jeszcze nauka w domu.
Rozmawiałam z jej nauczycielką i ona może przychodzić do córki na lekcje prywatne ale tutaj znowu zaczynają się schody, bo musiałabym kupić wiolonczelę (do tej pory grała na szkolnych), która kosztuje około 3 tys. I ja bym ją nawet kupiła gdybym miała pewność, że ona będzie w domu grać sobie dla przyjemności i poświęcała temu czas. Nie mam takiej pewności a zmuszać jej nie mam zamiaru.
I to tak w skrócie.
strzyga ja skończyłam szkołę muzyczną, co prawda na innym instrumencie ale nie miałam takiego talentu jak ona i nie miałam też wsparcia.
czyli to są twoje marzenia i ambicje nie jej.
blucha no nigdzie nie pisałam, że są jej. Po prostu jest mi przykro, bo liczyłam że przez te 6 lat zdąży pokochać to co robi i do czego ma talent.
Jak widać nie pokochała, a skutek jest trochę odwrotny. Mam rację? larabarson głowa do góry, Twoja córka musi znaleźć swoją drogę życia. I nie smuć się tak, bo przykrość jej robisz, jej pewnie też lekko nie jest czując presję i znając Twoje oczekiwanie względem jej. Doceń swoje dziecko za asertywność, znajdź dobrą stronę tej sytuacji. Umiejętność grania na wiolonczeli jej pozostanie, może kiedyś już dla własnej przyjemności Tobie zagra.
Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
12 czerwca 2018 08:20
larabarson - nie rób tego swojemu dziecku. Moja mam robiła mi to samo. Znienawidziłam to przez nią. Do niej też zresztą nie pałałam w pewnym momencie wielką sympatią. Bo spełniała swoje ambicje przeze mnie. BYłam dobra, a nawet bardzo dobra, ale nie dlatego, że to kochałam, tylko tak wychodziło. Z tym, że ja straciłam 11 lat życia, zanim pozwolono mi zakończyć tę nierówną walkę. Jaka to była ulga. 11 straconych lat, które mogłam poświęcić na to co kochałam - na sport. ALe niestety nie dano mi takiej możliwości. Nie miałam też normalnego życia towarzyskiego, bo w szkołach spędzałam czas od 8 rano do 20, potem nauka. Także brrrr.... Do dzisiaj jak to wspominam to mnie wzdryga.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
12 czerwca 2018 08:23
Dokładnie. Poniekąd rozumiem jakiś tam żal, ale znam parę osób, na których rodzice realizowali niespełnione ambicje własne i nikomu to na dobre nie wyszło. Także zgadzam się z jagodą, córka musi znaleźć swoją pasję sama. Albo i nie - nie każdy musi mieć pasję. A Ty jak swoje wypłaczesz, do czego masz prawo, to też w końcu ułożysz sobie wszystko w głowie.
Też się zgadzam. Chociaż ja jestem odwrotnym przypadkiem - kiedy byłam dzieckiem, rodzice często zabierali mnie ze sobą do pracy, bywałam przy tym, widziałam, co robią i na czym to polega. Dopiero po latach, gdy już byłam dorosła, dowiedziałam się, że to była "sonda", czy mnie to zainteresuje i czy będzie sens pokierować mnie tak, bym odziedziczyła po nich zawód. Nie zainteresowało mnie, więc nigdy nie podjęli żadnych działań w tym kierunku. A też miałam znajomych, którzy musieli realizować ambicje rodziców, i jestem bardzo wdzięczna moim, że nie zrobili tego na siłę.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 czerwca 2018 08:40
larabarson, zapytaj szczerze dziecko, czy lubi to robić, czy chce to robić, czy sprawia jej to przyjemność, czy chce iść do tej szkoły, czy jest gotowa na poświęcenia, czy chce z tym wiązać przyszłość. Jeśli odpowiedz na któreś pytanie brzmi nie, to daj jej byc dzieckiem. Uszanuj jej autonomie i sama zapisz się na lekcje gry.

Ps. Moze nie jest „strasznym leniem” tylko jest zmęczona ciągłym przyciskaniem przez rodziców?
dempsey   fiat voluntas Tua
12 czerwca 2018 08:46
Hej Larabarson
Pewnie, że jako matka masz prawo do takich rozczarowań i do trudnych emocji z tym związanych.
Przepłacz to w nocy, albo u terapeuty.
Ale moim zdaniem rodzic w takiej sytuacji nei ma prawa pokazać dziecku tych problemów.
To jest Twój problem, że sobie z tym nie radzisz, że masz żal itd.
Cóka jest inna niż Ty byś chciała, i to jest trudne, pewnie że tak.
Ale nie pokazuj jej tego, od tego jest dorosłość żeby dzieci czymś takim nigdy nie obciążać.
Tzn. dzieci i tak  to czują jakoś, ale my rodzice próbujmy nad tym pracować, aby czuły jak najmniej.

Ona wybierze inaczej niż Ty byś chciała. Jeszcze nie jeden raz. Trudne to będzie bardzo.

Tak samo jak my wybieraliśmy inaczej niż chcieli nasi rodzice.

Popatrz na to może z innej strony:
super, że miała w życiu czas z muzyką i szkołą muzyczną, że miała te kilka lat! To przecież wspaniałe!
To zostawiło w niej ślad, potencjał, kontakty i sto innych pozytywnych rzeczy.
Kto wie kiedy w życiu użyje tego potencjału.
Ty ją wsparłaś na tym etapie i super.
Teraz posłuchaj co ona chce. To jej życie.
My mieliśmy czas na swoje, nie?
edit: tzn. dalej mamy - tak jak piszą przedmówcy. Można dalej zmieniać swoje życie, zapisać się na kurs i wszystko co się chce.
Tylko że mieliśmy czas na wybór naszej drogi. Tak jak mają go nasze dzieci, to jest ich prawo.........
Ale ja nie mam zamiaru jej zmuszać dlatego płaczę sobie gdy nikt tego nie widzi  😉 Wiem, że ona ma inne pasje (m.in. tak jak Ty Wizja - sport), do których nie ma wielkiego talentu ale cóż (no może jeszcze języki obce lubi i faktycznie ma do nic smykałkę) . Nic na siłę, bo to i tak daje tak jak piszecie odwrotny skutek. W czwartek idę na ten ostatni egzamin, biorę ze sobą aparat i będę nagrywać a potem odsłuchiwać co wieczór i znowu ryczeć  😉
strzyga napisałam już, że ja skończyłam szkołę muzyczną, teraz nie mam czasu na takie rzeczy, nie mam i nie miałam takiego talentu, nigdy już nie będę muzykiem, bo związałam swoje życie z czymś innym.
I nie jest zmęczona ciągłym przyciskaniem, wręcz przeciwnie ma wbrew pozorom dużo luzu i wykorzystuje naszą "łagodność" w tym temacie.
Averis   Czarny charakter
12 czerwca 2018 09:05
larabarson, ale do pasji nie trzeba mieć talentu. One nie są od tego, mają dawać radość i szczęście. Jakoś przykro mi się zrobiło, gdy napisałaś, że „nie ma do nich wielkiego talentu, ale cóż”. Z resztą można mieć do czegos talent a tego nie lubić. Po prostu.
Jasne, że tak. Chodzi mi o taki żal, że nie wybiera się w życiu tego do czego mamy talent i predyspozycje jako swojej życiowej drogi i czerpać właśnie z tego radość, tylko jakby zupełnie wybiera się co innego.
Coś ta wymiana zdań poszła w innym kierunku, żeby była jasność ja nie jestem matką tyranem, daję dziecku dużo swobody i możliwość wyboru. Swojego czasu chciałam też żeby jeździła konno, była ze mną kilka razy w stajni, okazało się, że absolutnie nie ma w tym kierunku zainteresowań to dałam spokój. I tak samo będzie z muzyką, do niczego nie zmuszam. Daję jej sporą możliwość wyboru, bo już w swoim 13 letnim życiu próbowała wielu różnych zajęć, dzięki czemu wiem co ją interesuje. I mimo, że jest mi smutno to tak jak napisałam w pierwszym poście, idę sobie płakać do poduszki i tyle.
larabarson dla dobra Waszych relacji, zrób coś z tym. Tego żalu masz zdecydowanie za dużo, a w domu nie da się płakać tak by nikt nie widział, nawet gdy łez Twoich nikt nie widzi, to jednak potem zostaje takie ledwo widzialny film w Twoim nastroju i osoby, które Ciebie znają czują to. Nie możesz takiej podprogowej presji wywierać. 6 lata uczyła się, grała, nie pykło 😉 koniec. Zostaw w swoim sercu po tym wszystkim radość i miłe wspomnienie, a nie żal.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 czerwca 2018 09:28
larabarson, ale co za różnica czy masz talent czy nie, skoro robisz to, co lubisz?

Ja do jazdy konnej tez nie mam talentu, nigdy nie pojade nawet 130, ba, czasem serce mi staje na 70 cm. Ale i tak dalej to kocham i rezygnuje z innych rzeczy, bo to daje mi zakebistego kopa.

Jakbym miała robić przez całe życie to, do czego miałam talent jak byłam dzieckiem, to bym była malarką. Poszłam do szkoły plastycznej, spędziłam w niej rok, nie podobało mi sie, poszłam do zwykłego gimnazjum, nie usłyszałam słowa od moich rodziców. Z reszta, mam niesamowite szczescie, bo oni mnie wspierają w każdym wyborze. Nie żałuje tego, ze nie jestem malarka. Mam cały wielki świat rzeczy, które lubie robić, rzeczy do których mam talent i robię je hobbbystycznie, rzeczy do których nie mam talentu i robię je hobbystycznie.

To nie jest tak, ze każdy ma tylko jedną drogę dla niego właściwą i jeśli nie ona, to juz koniec i nieszczęście.

Jak rozumiem dla Ciebie lara, muzyka to tylko albo albo. Albo zawodostwo albo nic? Wiem, ze tu na forum Lena gra na wiolonczeli. Całkiem hobbystycznie i chyba ją to cieszy 🙂
jagoda1966 przejdzie mi  😉 Teraz się trochę odezwał ten żal z racji tego, że mamy ten egzamin.
robakt   Liczy się jutro.
12 czerwca 2018 10:24
larabarson Ja skończyłam szkołę I stopnia, w piątej klasie nie chciało mi się patrzeć na skrzypce, mama dała argument, że szkoda nie skończyć szkoły, skoro malutko mi zostało. Skończyłam, jestem z tego dumna, później nie grałam w ogóle, ale zostało mi baaaaardzo dużo umiejętności po szkole muzycznej, m.in. umiejętność zarządzania wolnym czasem (lekcje odrabiałam w okienkach, w szkole uważałam na tyle, żeby w domu uczyć się jak najmniej), poznałam super ludzi, bo ludzie, którzy mają pasję są zawsze wartościowi  i warci poznania. Skończyłam, skrzypce porzuciłam. Mam teraz 23 lata, skrzypce dostałam od rodziców na ostatnią gwiazdkę, bo coś przebąkiwałam, że wzięłabym je do ręki. Dla przyjemności, raz za czas. Pograć coś, co mi się podoba, a nie pograć, bo muszę się nauczyć na pamięć, bo będzie przesłuchanie/egzamin. Biorę skrzypce, słuch nie ten co kiedyś, ale jak fundusze pozwolą to na kilka lekcji pójdę, żeby później móc w domu dla siebie zagrać Eda Sheerana. Córa skończy, ale wyniesie z tego dużo, nieświadomie, bo ja o tym ile zyskałam dowiadywałam się latami, porównując się do rówieśników, którzy nie robili nic poza szkołą. Nie pchaj na siłę, bo będzie to źle wspominać, a to, że pozwolisz jej na wybór doceni na pewno, tylko do tego dojrzeje 🙂
robakt wow nie wiedziałam, że grasz na skrzypcach, ale fajnie!

A u mnie zaś było zawsze odwrotnie w domu, ja miałam adhd i chciałam robić wszystko, był też czas marudzenia o szkołę muzyczną, ale rodzice wiedzieli, że miewam/miewałam słomiany zapał, tłumaczyli ile to wymaga czasu, poświęceń itd, w efekcie skonczyło się na zajęciach w domu kultury i prywatnych lekcjach w sumie nie żałuję bo muzykiem i tak bym nie była, ale właśnie teraz po latach dopiero też wracam do gitary i gram dla przyjemności. 
żeby później móc w domu dla siebie zagrać Eda Sheerana.


Ooo, jak ja bym tego chętnie posłuchała  😍
to jest straszne, jak dzieci są "żużlowane" żeby spełniać chore ambicje, marzenia rodziców... ICH marzenia i ich niezrealizowane ambicje...
zawsze mi to przypomina tą małą MISS - z USA, taką spasłą dziewczynkę z jeszcze bardziej spasłą matką, która ją "żużluje" na wszystkich pokazach małej miss, masakra...

I opowieści znajomych, którzy do teraz potrafią mówić o toksycznych rodzicach, którzy "wpierdzielili" ich w nie ten zawód, nie tą ścieżkę życia, a byli za młodzi, za słabi, za leniwi by to zmienić.. (pytanie dlaczego teraz jako dorośli tego nie zmienią???) tylko mają żal i frustrację, że robią coś czego nie lubią...

Życie to taka przygoda, ze trzeba samemu płynąć - czasami warto dziecko delikatnie ukierunkować, wskazać drogę, ale zmuszać? - nawet niewerbalnie poprzez pokazywanie manipulacją psychiczną, że mamusia płacze, ze dziecko nie kontynuuje jaj ambicji?  🤬
dla mnie no faken łej
Oj są... piłki ręczne/piłki siatkowe/gitara/fortepian/loty w kosmos/judo/pisanie haiku... Bo ja ci tyle od siebie daję... a ty jesteś niewdzięczny.
Jak dla mnie to możecie dziewczyny nawet pozwalać się swoim dzieciom nie uczyć (bo to przecież też jest żużlowanie i dzieci w większości nie lubią się uczyć) i w ogóle chodzić do szkoły też nie lubią, jak ktoś śmiał wymyślić obowiązek szkolny  🤬  🤣
U mnie z muzyka bylo tak.

Majac dwadziescia pare lat obudzilam sie I stwierdzilam, ze chce spiewac. Co prawda jako dziecko bylam w chorze, ale to w ogole przy porzadnej edukacji muzycznej nie stalo. I sama, z wlasnych pieniedzy, z wlasnej checi w tempie, jaki mi odpowiada sobie biore lekcje spiewu, czasem wezme udzial w koncercie, tam od czasu do czasu wyjade w "trase" z jakims zespolem. Udzielam sie w swojej pasji, nie muszac chodzic po godzinach do zadnych szkol muzycznych, prywatne kilkugodzinne zajecia co jakis czas naprawde wystarcza, reszte cwicze w domu. Czasem na jakims festiwalu troche zazdraszczam dzieciakom o porzadnej edukacji muzycznej, bo mimo wszystko maja lepsza baze, zaczeli wczesniej niz ja, maja wsparcie rodzicow I dzieki temu maja wiecej mozliwosci, ale... Ja jako dziecko bym znienawidzila szkole muzyczna. Bylam bardzo zywa, lubilam biegac, mialam million innych hobby I bym sie chyba wsciekla, gdybym miala spiewac te sama piosenke 30 razy.
Czasami do niektorzych rzeczy trzeba dorosnac, a I tez tak sie zdarza, ze cale dziecinstwo spedzilismy na czyms, a nagle tak jak ja budzimy sie rano I postanawiamy, ze jednak nie, ze nasze zycie bedzie szczesliwe w innej dziedzinie. I spoko. Fajnie jest. Zyje sie raz, mamy tylko jednego "live'a" skorzystajmy z niego najmocniej jak sie da. I naprawde, do wielu rzeczy mozna przeciez wrocic po latach przerwy, swiat sie nie zawali.

I jeszcze tak z punktu widzenia osoby, ktora rodzice bardziej zniechecali do roznych osiagniec pozaszkolnych - tak patrzac z perspektywy czasu, to chcialabym, zeby tak raz-dwa razy w zyciu ktos jednak dal mi kopa w tylek, pojechal po ambicji. Duzo lepsze decyzje bym wtedy podjela 😉 Ale juz takie zmuszanie na chama - nieee. Tak jak mowilam, w zyciu opcji jest million, poki sie nie pali za soba mostow to jest naprawde w czym wybierac I nie ma sie czym zalamywac.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się