Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Wiesz, to chyba nie o to chodzi. Przecież nie jest mowa o koniecznościach, każdy coś musi, tylko o pasji i wolnym czasie. Ja to tak rozumiem. I przykro brzmi taki chór głosów z żalem do rodziców, że kazali.
Chwilę wcześniej sobie myślałam, że jak masz możliwość kupić ten instrument, to może warto? Może wróci, może dla przyjemności czasem zagra? Wiem, może być tak, że nigdy nie sięgnie... Ale jak nie będzie go mieć pod ręką to nie sięgnie na pewno, a tak, to kto wie...
SzalonaBibi, ja ci tak powiem szczerze - wykonywanie jakiegos utworu po 50 razy I skupianie sie nad dziesiata sekunda refrenu, bo nie wychodzi tak, jak bysmy chcieli, potrafi jednak czasami zabic milosc do muzyki 😁. Ja na przyklad lubie sobie odpoczac od trudnych piosenek, bo naprawde - zabilabym swoj zapal. I mysle, ze czasami dobrze zrobic sobie przerwe. Czasami nawet to robi lepiej, bo w glowie sie uklada, bo znowu wraca ta pasja, bo mija zmeczenie. Naprawde - nie zmuszalabym muzyka, bo to nie tylko chodzi o jego zycie, ale tez I muzyke, jaka bedzie tworzyl. To bardzo widac, kiedy ktos gra/spiewa na odwal sie, a kiedy ktos wrzuca cale swoje serce. Tego nie warto robic tak na srednio, bo publika cie wyczuje I twoja tworczosc I nawet najciezsza praca nie bedzia miala sensu.

I jeszcze tak z punktu widzenia osoby, ktora rodzice bardziej zniechecali do roznych osiagniec pozaszkolnych - tak patrzac z perspektywy czasu, to chcialabym, zeby tak raz-dwa razy w zyciu ktos jednak dal mi kopa w tylek, pojechal po ambicji. Duzo lepsze decyzje bym wtedy podjela 😉


I właśnie o to mi chodzi, nie można tak po prostu odpuszczać za każdym razem, bo nie daj boże dziecku nie wiem co się stanie. I będę swoje dziecko "żużlować" do nauki, do nauki języków, kiedyś była "żużlowana", bo nie mogła się nauczyć jeździć na rowerze- teraz jest wdzięczna, że umie - dopóki nie umiała bała się próbować a jednocześnie było jej głupio przed kolegami/koleżankami, na nartach też nie chciała jeździć początkowo - zapierała się rękami i nogami- teraz śmiga w Alpach po największych stokach i ma z tego mega fun albo pływanie - też nie chciała, bo się bała czy coś a teraz pływa lepiej ode mnie, podczas gdy większość jej koleżanek nie umie. Gdybyśmy jej nie cisnęli w kilku kwestiach to by g.. umiała i g..robiła.

SzalonaBibi przyszły rok szkolny dajemy sobie spokój z wiolonczelą. Zobaczymy czy zatęskni, czy będzie o tym myślała. Znam ludzi, którzy dopiero po kilku latach zrozumieli, że nie umieją bez muzyki żyć i wrócili do szkoły  🙂
Jak dla mnie to możecie dziewczyny nawet pozwalać się swoim dzieciom nie uczyć (bo to przecież też jest żużlowanie i dzieci w większości nie lubią się uczyć) i w ogóle chodzić do szkoły też nie lubią, jak ktoś śmiał wymyślić obowiązek szkolny  🤬  🤣


Wiekszosc ludzi, ktorzy nie lubia sie uczyc, to nielubienie wynioslo wlasnie z takiego toksycznego obrzydzania nauki i cisnienia na obowiazki, spelnianie cudzych ambicji i osiaganie wynikow w imie osiagania wynikow. No ale to wina dzieci, bo leniwe... 🙄
larabarson, to po co ty za tym placzesz? Bedzie, co bedzie, a jak nie, to sama sobie mozesz sprezentowac prywatne lekcje, przeciez nie trzeba od razu isc na pelny semsetr do szkoly, zeby grac na instrumencie


Wiekszosc ludzi, ktorzy nie lubia sie uczyc, to nielubienie wynioslo wlasnie z takiego toksycznego obrzydzania nauki i cisnienia na obowiazki, spelnianie cudzych ambicji i osiaganie wynikow w imie osiagania wynikow. No ale to wina dzieci, bo leniwe... 🙄


g no prawda. Masz dzieci? Chyba nie, prawda? Jak będziesz miała to pogadamy o obrzydzaniu nauki i takie tam. Teraz to możesz jedynie teoretyzować  🙄
ikarina już nie płaczę, wszystko jest w najlepszym porządku i zajebiście  🤣
Kochani! Najważniejsze to umieć się zresetować, np. wziąć parę wdechów, lekko uspokoić, ale nadal się nie poddawać i nie użalać. Każdy ma swoje problemy, każdego coś gryzie, jednak wiecie, żyjemy w takich czasach, że trzeba mieć silną dupkę (insta, fb i inne social media, przez które wydaje Ci się, że Twoje życie jest do kitu, a Ty niczego nie osiągnęłaś... ani beachbody... ani couple goals... ani podróży do Dubaju... oh wait, to raczej na plus 😉 )
Głowa do góry, we wszystkich Was wierzę. Naprawdę możecie znieść więcej niż się Wam teraz wydaje. A czas i tak minie, zaleczy rany, wykorzystacie go bądź zmarnujecie. To frazesy, ale tak jest o!
larabarson, no tak, spodziewalam sie rownie rzeczowego argumentu. Az sie czlowiek zastanawia, po co tyle lat naukowcy grzebia w zagadnieniach procesu uczenia sie, motywacji i ludzkiej psychiki w ogole, skoro mozna miec dzieci i voila 🙂

Troche mi to przypomina dyskusje z SzalonaBibi o motywowaniu koni do pracy. To samo kamienne przekonanie, ze przymus i nakladanie obowiazkow to jedyna droga do sukcesu.
kokosnuss no niestety nie wszystko opiera się na naukowej wiedzy i zagadnieniach procesu, przede wszystkim potrzebna jest praktyka. Spoko, kiedyś dojdziesz do tego etapu  😉
larabarson, a ty wychowujesz dziecko w spoleczenstwie ze swobodnym przeplywem informacji (takze (para)naukowych) czy w pojedynke w dzungli? 😉 Bo jesli jednak to pierwsze, to twoja praktyka na 100% nie jest calkowicie intuicyjna, tylko oparta na jakiejs teorii dotyczacej skutecznego motywowjania do nauki - w tym przypadku teorii o wyzszosci przymusu i "zuzlowania". Co wspolczesni psycholodzy odkrywaja na ten temat mozna poczytac chocby w tym artykule (takie se zrodlo, bo w pracy jestem).

A jak juz mamy sie mierzyc na first hand experience i dowody anegdotyczne, to ci powiem z pozycji drugiej strony (czyli dziecka swoich rodzicow 😉 ) ze bez zuzlowania i budujac motywacje metodami pozytywnymi mozna nauczyc kogos lubic sie uczyc i zdobywac nowe umiejetnosci. Tylko wtedy gorzej ze spelnianiem cudzych niespelnionych ambicji 🙂
Wiesz co, nie czytałam naukowych opracowań na temat wychowania dziecka, więc tak, robię to intuicyjnie. I akurat z moich doświadczeń wynika, że jednak to tzw. "żużlowanie", oczywiście bez przesady, nikt dzieciaka nie będzie dręczył i torturował ale jakaś presja musi być i tyle w temacie.
Natomiast moje dziecko nie jest nieszczęśliwe, mam z nią dobry kontakt. Nikt nie siedzi nad nią z batem, ma dużo luzu, ma wszystko co chce i czego potrzebuje nastoletnia dziewczyna.
Hahahaha



Co prawda dzieci nie posiadam, ale pare spostrzezen mam 😉

Po pierwsze, larabarson, sposob, w jaki nakreslilas sytuacje naprawde sprawia takie wrazenie, ze jestes taka mamusia, co wrzuca swoje dziecko na chama w million "pasji" bo sama jak byla mala niczego nie osiagnela 😉 Nie znam ciebie w realu, wiec niemozliwe jest, zeby ocenic, czy tak faktycznie jest, ale po twoim opisie naprawde mozna dojsc do takich wnioskow I sie zaniepokoic

Z drugiej strony - ej no sory, zyjemy w swiecie iPhonow, internetu, memow, padow - mlodym ludziom naprawde coraz bardziej sie odechciewa robienia rzeczy wymagajacych nieco wiecej, niz mazanie palcem po ekranie. Coraz wiecej jest tez roznych mozliwosci, opcji, ciezko jest sie skupic na jednej, jedynej rzeczy, jednej pasji, jednym planie na zycie. Wielu moich znajomych ma problem z dziecmi, bo niby maja jakis talent - czy to w sporcie, czy w muzyce, czy w nauce, trenerzy I nauczyciele wychwalaja pod niebiosa, pielegnuja talent - a dziecko w weekend nie chce isc na zajecia, mimo, ze tak generalnie lubi. Bo zagapilo sie w gierke na iPadzie, albo bo koledzy wyskoczyli z jakims zupelnie innym pomyslem (lub nowym gadzetem) I go przez pewien czas takie cos pochlonelo.
TAK, zgodze sie, ze wychowywanie dziecka to nie jest gra w Simsy, nie przezyjemy zycia za niego I trzeba dac mu popelnic bledy. Ale wymagania trzeba jakies postawic. Jakies konsekwencje tez. Oczywiscie, nie dwiescie roznych zajec dodatkowych I nie dlatego, ze cos nam sie w zyciu nie udalo, ale dlatego, ze wlasnie dzisiaj coraz ciezej skupic mlodym ludziom uwage na jednej rzeczy.
Kończę temat, bo nie będę się tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. W myśl zasady, że nie można tak dziecka cisnąć, bo to straszne i no way, próbuję dziecku pokazać różne pasje/hobby/zajęcia - jak pokazało moje doświadczenie jest to dobra droga, bo dziecko jest szczęśliwe i zadowolone a do tego ma wiele różnych umiejętności, z których jest dumna a m.in też z tego, że gra na wiolonczeli. Jasne, że można dziecko nie zmuszać do niczego, dać całkowity luz i wtedy patrzeć co tam się ulęgnie  🤣
Gdybym właśnie na coś takiego jej pozwoliła to byłoby tak jak ikarina piszesz, nic więcej tylko komórka - no sorry ale ja na coś takiego nie pozwolę i tyle. A reszta niech sobie robi co chce, w ogóle mnie to nie interesuje jak kto wychowuje swoje dzieci.
larabarson, wiesz, tak suma summarum dobrze, ze ten temat zostal podjety, dobrze, ze sobie troche o nim porozmawialismy, bo on jest niestety bardzo na czasie I faktycznie sporo dzieciakow cierpi 😉 Ale jak wiadomo - ze wszystkim najwazniejszy umiar 😉
Jest jeszcze taka sprawa, że dzieci są Bardzo różne. Bardzo, bardzo, bardzo. Tak bardzo, że wątpię w sens jakiejkolwiek pedagogiki,
jako pseudonaki (ups, prawienauki  😉) mocno ogólnej (a rodzice byli pedagogami, dyplom też na ten temat popełniłam).
Zaryzykowałabym tylko taką zasadę ogólną: dołożyć wszelkich starań, żeby dziecka nie skrzywić, niech sobie rośnie i rozwija się, jak mu/jej wewnętrzny kod podpowiada.
Bp tego wewnętrznego "tropizmu", czy uświadomiony czy nie - przeskoczyć się nie da.
I jakby niewiele się zmieniło od czasów tragedii greckich, życie tak się potoczy jak się potoczy.
Z dziecka perfekcjonisty nikt nie zrobi wyluzowanego, a z olewusa - perfekcjonistycznej mrówki.
Sztuka "wychowania" w dużej mierze sprowadza się do odkrycia tego wewnętrznego żywiołu dziecka.
Coś jak z końmi, gdzie decyduje do czego koń ma dryg, i tego się nie przeskoczy.
halo Owacje na stojąco, w pełni się zgadzam  😀  👍
larabarson, na to ostentacyjne plakanie w poduszke trudno bylo sie nie wzdrygnac.

halo, dokladnie  🙂
Muszę się wyżalić...W tym roku moja córka kończy swoją edukację w szkole muzycznej I stopnia. Przez 6 lat pilnowałam, słuchałam, wspierałam i byłam tak niesamowicie z niej dumna. Kocham dźwięk wiolonczeli i uwielbiam słuchać jak moja mała, duża dziewczynka wydobywa z niej ten dźwięk. Zostało jej 3 dni do egzaminu końcowego a potem...koniec. Od początku jej nauki marzyłam żeby zagrała kiedyś Elegię G. Faure i za 3 dni właśnie tym utworem zakończy swoją naukę. Płaczę sobie po nocach jak nikt nie widzi, tak mi przykro że to koniec. Drugim moim marzeniem było, żeby kontynuowała naukę w szkole II stopnia ale tutaj już niestety marzenie się nie spełni.

😉
Później dopiero się rozwinęła z emocji. 😉
Myślę, że larabarson bardziej się tutaj otworzyła niż robi to w domu przy córce.
Co mimo wszystko nie zmienia faktu, że dziewczyna na pewno to jednak wyczuwa i ją to obciąża.

halo napisała najlepsze podsumowanie tematu.



potwierdzam i ja
jednego można obserwować, wspierać, zachęcać. A drugiego trzeba docisnąć w odpowiedniej chwili. Co innego docisnąć i dopilnować i nieco pozmuszać dziecko oporne do tych umiejętności, które nabyć musi, a co innego żyłować i męczyć w imię swych niespełnionych nadziei umiejętnościami dodatkowymi.
Ja mam takiego, którego trzeba dociskać i zmuszać. Mimo, ze chciałabym by starczyło tylko zachęcać, pokazywać i wspierac.
Czasami nasze chcenie ( idealnego dzieciaczka) ściera się bolesnie z realiami ( kochany ale problematyczny)

Mogę się co prawda wypowiedzieć tylko z perspektywy dziecka swojej Mamy, aczkolwiek zgadzam się z Halo. Nigdy nie byłam ciśnięta do nauki ani pasji, które sobie wybrałam. Do nauki mnie po prostu nie trzeba było cisnąć, bo zwykle oceny miałam na stałym poziomie - utrzymywałam się w pierwszych trójkach klasowych jeśli chodzi o oceny. Ale szybko wyszło, że jestem typową humanistką - języki, czy nauki przyrodnicze - wyniki perfekcyjne wręcz, zaś z przedmiotów ścisłych z roku na rok coraz gorzej. Często ledwo co zdawałam z matematyki czy chemii lub fizyki. Co ciekawe, fizyka i chemia, gdy już przestaliśmy uczyć się wzorów, obliczać i tak dalej (na rzecz zastosowań praktycznych np.) - podniosłam się z pał na 5 i 6. Moje hm... uzdolnienia i beztalencie (matma) były widoczne dosyć wcześnie, raptem po ukończeniu podstawówki. I w ten sposób Mama uznała, że we wszystkich przedmiotach poza "ścisłymi" minimum to 4 (gdzie żeby otrzymać taką ocenę nie musiałam robić w domu nic, wystarczyło mi to, co ogarnęłam na lekcjach), a ścisłe - byle zdać. Nie miałyśmy kasy na korki z matmy, więc wymagania zostały obniżone do realnego pułapu, tym bardziej, że z innych przedmiotów zawsze przekraczałam "normę". Nie czułam presji rodzicielskiej pt. muszę być najlepsza, bo nauka mi przychodzi łatwo... i właśnie to powodowało, że sama z siebie chciałam czasem zrobić coś więcej, żeby dostać 6, a nie 5 czy 4. Bardzo współczułam też koleżance, która z ocen robiła wręcz wyścig szczurów i zawsze chciała być lepsza ode mnie - przypadkiem dowiedziałam się dlaczego. Któregoś razu poszłam do niej do domu, żeby pożyczyć zeszyty po nieobecności w szkole. Jaką ona dostawała burę od matki, że przyniosła 5, zamiast 6 (!!!!) ze szkoły... Po wejściu do bloku, ochrzan było słychać na całej klatce. Mama właśnie z tych, co niewiele osiągnęła sama, chciała czegoś lepszego dla córki, więc usiłowała ją motywować by zdobywała wiedzę... ale chyba się w tym za bardzo zatraciła z bezsilności i strachu o przyszłość córki, a może i z własnych niespełnionych ambicji. 

Do pasji mnie też Mama nie cisnęła, a miałam kilka pomysłów, które przegrały ze słomianym zapałem. Aczkolwiek, jeśli już Mama zobaczyła, że coś mnie zainteresowało raczej długoterminowo, robiła wszystko co w jej mocy, żebym mogła się realizować. W ten sposób, na urodziny itd. dostawałam książki (zwykle tematyczne, najczęściej lepsze pozycje z literatury jeździeckiej), na które trzeba było pozbierać kasę jednak, albo dodatkowe lekcje jazdy, czy sprzęt (typu kask, buty, sztylpy itd.). Aczkolwiek, przy moim charakterze takie "luźne podejście" było możliwe, bo sama staram się zawsze piąć w górę, czy to w nauce czy pasji (mnie raczej w sumie trzeba było hamować czasem, bo brałam na siebie za dużo na raz). Przy obserwacji zachowań rówieśniczek i rozmów z nimi, w stajniach, doszłam kiedyś do wniosku, że takie podejście rodziców u koleżanki X nie dałoby skutku, bo po prostu jedni mają tą wewnętrzną motywację, inni potrzebują motywacji z zewnątrz - pomimo, że lubią to, co robią! Nie bez powodu trenerzy personalni, wszelkiej maści "coache" itd. stają się coraz bardziej popularni. Ludzie chcą nadążać za zmianami i modą w świecie, stają się też bardziej świadomi (być fit, samodoskonalenie, czy slow life), a często nie mają tej wewnętrznej motywacji i z motywowania można było zrobić... zawód.
Nie oczekujmy, że każde dziecko zawsze chętnie poleci na angielski, tańce, piłkę nożną, strzelanki w lesie, naukę muzyki itd itp. I będzie tak latać i rozwijać pasje.
Ja swojego lenia muszę na jego ukochane strzelanki leśne czasami wyganiać siłą, bo najchętniej nie odszedłby od kompa cały miesiąc. Słońca by nei widział i świata poza pokojem. Nie sądzę by wspieranie jego zainteresowań ( gry z kolegami przez neta) było w tym momencie takie pożądane. A do innych jego WŁASNYCH zainteresowań ( bieganie po lesie i strzelanie z kolegami) muszę go namawiać i zachęcać i jeszcze podwozić! Wraca ZAWSZE zadowolony i znów zasiada przed kompem.
Więc se można teoretyzować, jak to fajowo wspierać dzieci i nei wymagać. taaaa  😉  jaaasne
Muszę się wyżalić...W tym roku moja córka kończy swoją edukację w szkole muzycznej I stopnia. Przez 6 lat pilnowałam, słuchałam, wspierałam i byłam tak niesamowicie z niej dumna. Kocham dźwięk wiolonczeli i uwielbiam słuchać jak moja mała, duża dziewczynka wydobywa z niej ten dźwięk. Zostało jej 3 dni do egzaminu końcowego a potem...koniec. Od początku jej nauki marzyłam żeby zagrała kiedyś Elegię G. Faure i za 3 dni właśnie tym utworem zakończy swoją naukę. Płaczę sobie po nocach jak nikt nie widzi, tak mi przykro że to koniec. Drugim moim marzeniem było, żeby kontynuowała naukę w szkole II stopnia ale tutaj już niestety marzenie się nie spełni.


Kochana, rozumiem Twój smutek. Sama zakochałam się w violce jakiś czas temu i gram rekreacyjnie. Rozumiem, że Ci szkoda, że Córa kończy edukację muzyczną, bo violka to niesamowity instrument.

Z drugiej strony, jak zapewne wiesz, muzyk klasyczny to bardo trudny i kiepsko płatny zawód. Nauka tego zawodu kosztuje mnóstwo wyrzeczeń, które niektórzy porównują do zabierania dzieciństwa. Dodatkowy minus taki, że jest to zawód słabo płatny, niewystarczająco szanowany i po prostu trudny. Mój najbliższy przyjaciel jest muzykiem klasycznym i choć kocha muzykę, praktycznie nie ma dnia, by nie zastanawiał się, czy na pewno dokonał właściwego wyboru.

Czasami lepiej zdobyć inny, "łatwiejszy" zawód, a pasję zostawić sobie jako hobby, odskocznię. To też jest piękna sprawa, a i życie łatwiejsze 🙂 Serdecznie pozdrowienia dla młodej Wioloczelistki 🙂
Halo dziękuję, to też chciałam wyrazić, jak widać mi nie wyszło.
Tunrida dokładnie. Moje dziecko tak samo, bez przymusu sama z siebie to ona mogłaby siedzieć z nosem w komórce albo latać pod blokami z koleżankami całymi dniami. Mam tylko ten komfort, że ona jest zdolna więc nie musi poświęcać na naukę tak dużo czasu, dzięki temu starcza jej czasu na to latanie i siedzenie z komórką.
Lenka kochana czekałam  na Twój głos. I zgadzam się z Tobą całkowicie. Chciałam tylko wyrazić to co czuję, że żałuję że to się kończy, że nie złapała aż takiego bakcyla jak Ty, bo wychodziło jej to znakomicie a nie dlatego, że sama się czuje niespelniona jak tu co poniektorzy probuja mi wciskać i dorabiać filozofie.
Jutro egzamin, trzymaj kciuki  🙂 Muszę być silna żeby się na Elegii nie rozbeczec ze wzruszenia  🤣
larabarson, ile ja bym dala, zeby ktos sie rozbeczal ze wzruszenia na moim koncercie 😉

Poza tym, jeszcze nikt nie powiedzial, ze to sie definitywnie skonczyl. Znam sporo muzykow, ktorzy raz grail, raz nie... 😉
ikarina jestem pewna, że nastąpi taki dzień a może i już to się stało tylko nawet o tym nie wiesz?
Mam cień nadziei, że jeszcze będzie grała. I kupię jej ta wiolonczelę, może kiedyś po nią sięgnie. Tym czasem chyba dzisiaj nie zasnę ze stresu.
ikarina, można gdzieś posłuchać Twojego głosu?
larabarson, tak tylko dodam pomijając całą dyskusję, bo temat jest mi bliski - sama byłam takim dzieckiem, z potężnym kryzysem i niechęcią w 5/6klasie SM I stopnia, przyciśniętym przez Mamę do zdawania egzaminów do II stopnia. I dziś mogę jej tylko za to bardzo dziękować 😉 W II stopniu już nikt nie musiał mnie cisnąć, to były najlepsze lata mojego życia, na akademię muzyczną poszłam już sama z własnego wyboru i aktualnie wróciłam do szkół muzycznych już jako nauczyciel 😉 Także różnie to bywa 🙂
Powodzenia dla córy jutro na dyplomie!!!
Kleik i nie masz żadnej traumy ani innej choroby od tego ciśnięcia i spełniania chorych ambicji mamy? Zdumiewające 🤣
A tak na poważnie to cieszę się, że tutaj napisałaś, bo widać jak różne są dzieci i przypadki - Wizja była totalnie zniechęcona i nienawidziła szkoły muzycznej do końca, Ty ciśnięta na początku później zdałas sobie sprawę, że to Twoje powołanie i pokochałaś do tego stopnia, że swoją przyszłość zwiazałas właśnie z muzyką.

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
14 czerwca 2018 12:43
Kleik i nie masz żadnej traumy ani innej choroby od tego ciśnięcia i spełniania chorych ambicji mamy? Zdumiewające 🤣


To nie jest w żaden sposób śmieszne. To jest niesamowicie smutne, ile dzieci, a potem ilu dorosłych ląduje w gabinetach psychoterapeutycznych z ogromnymi problemami. I jeszcze smutniejesze - ile nie ląduje bo nie uświadamia sobie problemu.

Rzucił mi się ostatnio w oczy tekst: "Miarą rodzicielstwa nie jest to jak radzisz sobie z dzieckiem. Miarą rodzicielstwa jest to jak radzisz sobie ze sobą".

To taka ogólna myśl, abstrahując od tematu wiolonczeli.
smarcik, mylisz się. Miarą macierzyństwa i ojcostwa jest Miłość.
halo a co z tymi, którzy w imię źle pojętej miłości krzywdzą swoje dzieci? 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się