Pomóc odejść czy walczyć do końca?

ushia   It's a kind o'magic
11 lipca 2018 11:19
a co w tej sprawie mowi Twoj wet?
pytalas go jak widzi dalsza egzystencje tego konia?
czy uwaza ze juz nie da sie nic zrobic, a jakosc jej zycia tak spadla ze lepiej bedzie uspic?

z jednej strony jestem zdecydowana przciwniczka uporczywej terapii, silowego stawiania "na nogi" koni z polamana miednica, bez kopyt itp, takich ktore cierpia w kazdej minucie
z drugiej strony - Twoja kobyla nie wyglada na taki przypadek, predzej na kulawca, ktory sobie bedzie kustykal, ale zyl we wzglednym komforcie

Dziewczyny, czytając odniosłam wrażenie, że Matrix pyta nie o to, jak i czym leczyć konia i jak mu pomóc, tylko co zrobić w przypadku, gdy istnieje realne zagrożenie, że nie będzie jej stać na dalsze utrzymanie i leczenie jakiekolwiek, a szanse zapewnienia tzw. dobrego domu są bliskie zera...
[quote author=Obiś link=topic=11959.msg2795917#msg2795917 date=1531303791]
Ilu weterynarzy widziało tego konia?
[/quote]

Jeden który prowadzi tego konia od dawna i już wcześniej diagnozował i leczył jej kulawiny, i drugi wet, który asystował przy robieniu rtg. Weci znani i szanowani we Wrocławiu, jeżeli chcesz konkretne nazwiska to podam Ci na priv, bo nie chodzi mi tutaj stricte o weterynarzy, tylko o to jak rozwiązać tak patową dla mnie i mojej kobyły sytuację.
Innego weta wezwać mogę z tym, że prosze konkretne namiary bo ja wypdłam z obiegu i nie wiem kto teraz jest na Dolnym Śląsku godny polecenia. Nie chciałabym też kobyły meczyć bezsensownymi badaniami bo ona jest problematyczna przy podawaniu zastrzyków 🙁 Nie współpracuje i może być niebezpieczna. Weterynarza poznaje po zapachu i jest nerwowa... nie podoba jej się kiedy jest badana gdy badanie jest bolesne.

[quote author=_Gaga link=topic=11959.msg2795918#msg2795918 date=1531303923]
MATRIX69, ja bym konsultowała temat z jakkmś magikiem ortopedii (wetem oczywiście) i to jemu zadałabym pytanie.
Swoją drogą mój wet 1 kontaktu twierdzi że ma pod opieką emeryckie konie ustawione na czarcim pazurze z okresowym podawaniem fenylbutazolu przy dodatku Ulgastranu jako osłony, co podnosi komfort ich życia i pozwala egzystować... więc może tędy droga?
Tak czy siak na pewno nie skreśliłabym konia po 1 nieudanej próbie leczenia (tu leczenia bólu).
[/quote]

Jasne skonsultujemy i spróbujemy konia zaleczyć, tylko co jeśli takowe próby zawiodą a ja nie będę miała funduszu na utrzymanie tego konia w stanie komfortu życia bez bólu? Mam jeszcze jedną kobyłę ( też nieużytkową) na tej samej łące do opłacenia i małe dziecko w domu.
To nie jest tak, że ja jutro dzwonię do weta po "osteteczne rozwiązanie sprawy" i problem z głowy, tylko poważnie rozważam humanitarne uśpienie mojego konia aby w ten czy inny sposób nie został ubity w rzeźni lub zdechł w wyniku znęcania czy innego zaniedbania. Nie chcę żeby męczył się w agonii bo ktoś inny zignoruje fakt, że koń wymaga leczenia, albo co gorsza konia użytkował 🙁
Po prostu pytam czy ktoś miał taki przypadek jak ja i jak postąpił ? Muszę zasięgnąć opinii ludzi z zewnątrz, może wtedy sytacja konia i moja będzie mniej skomplikowana do rozwiązania.
Dodam tylko, że kobyłę mam od 15 lat i w sumie to prawie pół mojego życia z nią spędziłam.
Matrix, ale decyzje o uspieniu mozesz podjac zawsze, odwrocic jej juz nie. Ja bym probowala skonsultowac z innym wetem, jesli kon nie stawia nogi, chodzi na trzech i tak juz zostanie to nie fundowalabym mu osobiscie uporczywej terapii. Ale jesli troche kulejac jednak ma szanse wesolo pomykac do konca zycia na lace w miare normalnie funkcjonujac to czemu nie.
maliniaq   Just do your job.
11 lipca 2018 11:56
1. Ja bym takiego konia nie uspała, bo no kurcze na jakiej podstawie? Nie jest to przyjemny widok, żeby patrzeć jak koń kuśtyka na trzech nogach, ale ja bym konsultowała przypadek z innymi wetami, jak długo koń "biega" na trzech nogach? Masz postawioną konkretną diagnozę?

2. Wystaw ogłoszenie, czasami ludzie szukają konia do towarzystwa i można na naprawdę fajnych ludzi natrafić, którzy podejdą do sprawy z sercem, ja bym szukała chyba bardziej w tą stronę....
Cześć,

Matrix, bardzo zacny jest Twój sposób rozumowania, by dobro konia było na pierwszym miejscu. Po przeczytaniu opisu sytuacji jestem jednak zdania, że przedwcześnie zaczynasz rozważania o, delikatnie mówiąc, ulżeniu swojej klaczy.
Czytając Twój pierwszy post wygląda to tak:
kobyła była od blisko czterech lat na wakacjach, ma znane stany zwyrodnieniowe (pyt nr1: czy w tym samym stawie, w którym wet teraz zdiagnozował źródło kulawizny?).
Kobyła nagle zakulała, wet stwierdził, że to staw koronowy i specjalne kucie pomoże.
Klacz została okuta według zaleceń weta. Zrobiło się gorzej. Teraz podajesz jej leki przeciwzapalne o przedłużonym czasie działania, ale póki co nie jest lepiej, więc masz rozważania na temat jej przyszłości.

Dla mnie nie ma zakończenia ciągu logicznego tej sytuacji. Skoro podkucie według zaleceń weta nie pomogło, a było wręcz gorzej, to to PO PROSTU znaczy, że albo diagnoza jest zła, albo sposób leczenia jest zły. Tyle! Trzeba skonsultować wyniki z innym lekarzem. Piszesz, że badanie kobyły jest problematyczne. Ale skoro miała już dwukrotnie robione prześwietlenia, to masz je na pewno w wersji cyfrowej. Użyj ich i skonsultuj to z ortopedą, nawet zdalnie, opisując historię, wysyłając zdjęcia, możesz nagrać filmik. Skoro koń porusza się na trzech nogach (o ile nie podkoloryzowałaś), to badanie w ruchu czy jakieś próby zgięć są i tak nie do zrobienia, więc wet na żywo zapewne obejrzał by tylko zdjęcia. O ile wet nie zleci jakiś specjalnych badań to taka konsultacja nie będzie dużo kosztowała. Jeżeli nie masz rozeznania to wejdź chociażby w wątek o weterynarzach i poszukaj polecanych ortopedów, zadzwoń i zapytaj czy mogą mailowo skonsultować zdjęcia konia. Przynajmniej zweryfikują diagnozę Twojego weterynarza.

Decyzja o uśpieniu jest, przynajmniej moim zdaniem, dużo na wyrost w tej sytuacji, a sposób w jaki możesz w tej chwili pomóc i ulżyć swojej kobyle to ją po prostu dobrze zdiagnozować.

Pozdrawiam
MATRIX69 - jeśli chodzi o konia kulawego w pień to ja mam takowego, od 12 lat, kulawy z tytułu złamania trzeszczek pęcinowych i złej diagnozy. Właściwa diagnoza nastąpiła za późno, po samozroście. Koń ma nieruchomy staw pęcinowy, zamiast trzeszczek na rtg jest "kalafior", a staw "zalany".
  Tak samo jak Ty rozważałam eutanazję, w myśl zasady jeśli koń ma się całe życie męczyć z bólem to należy mu ulżyć w cierpieniu, zwłaszcza, że mój był wówczas młodym 1,5 rocznym koniem. Po zrobieniu badań wet orzekł, że owszem, koń będzie kulawy do końca życia, ale nie sprawia mu to bólu i spokojnie może żyć jako ekskluzywna ozdoba pastwiska. Rusza się owszem mniej niż inne konie, ale głównie dlatego, że kilka lat temu oślepł.
Myślę, że w przypadku Twojej klaczy najważniejsze to ocena bólu i jak napisane wyżej, konsultacja diagnozy, bo to faktycznie trochę dziwne, że zaleca się kucie, a kucie daje efekt odwrotny.
Hipotetycznie też rozważałam co z moimi końmi, a mam ich 8, w razie W (życie bywa brutalne), to owszem może 3-4 mogłabym sprzedać, reszta to mniejsze lub większe kaleki i doszłam do wniosku, że gdyby miałyby się męczyć w "dobrych rękach" lub trafić na talerz, to wolałabym je uśpić, aby odeszły w spokoju i komforcie.
Tylko że tu chodzi o coś innego, Murat-Gazon ma rację.
Chodzi o wypatrywanie na horyzoncie sytuacji, w której w razie katastrofy finansowej i braku środków na utrzymanie tego konia on sam na swoją egzystencję nie zarobi np. dzierżawą, bo jest niesprawny.
W sensie użytkować się nie da, wydzierżawić i sprzedać zatem też nie, a kasa na utrzymanie idzie.
Diagnoza, jak trafna by nie była, ma szansę zmienić o 180 stopni sytuację tego konia i sprawić, że zacznie się nadawać do jazdy?

MATRIX69 żeby nie było, że trywializuję Twój problem i próbuję postawić Cię w złym świetle, choć sytuacja, którą opisujesz, nie jest szczytem bycia odpowiedzialną osobą. Wielu właścicieli prędzej czy później ma na utrzymaniu darmozjada i część bierze to na klatę. Osobiście sama byłam w Twojej sytuacji - po długim leczeniu byłam wykończona psychicznie i finansowo, z koniem emocjonalnie nie byłam aż tak związania, ponieważ zafundował mi naprawdę wiele złego. Rozważałam sprzedanie za psi grosz, oddanie w dobre ręce, eutanazję i ubój. Gdybym znalazła się w takiej sytuacji ponownie, bez szans na powrót konia do użytkowania i z wyraźnym dyskomfortem poruszania się, uśpiłabym. Po prostu.
Koń to nie człowiek, żeby o niego walczyć do upadłego i brnąć wbrew przeciwnościom losu. To tylko zwierzę.
Ty masz moralny dylemat tylko i wyłącznie. Jeśli jesteś w stanie moralnie i emocjonalnie udźwignąć eutanazję, to ją zrób.
Mnie osobiście wydaje się, że jeśli ktoś ma stare, chore i nierokujące na poprawę stanu zwierzę, którym nie może się dłużej zajmować, bo go na to naprawdę i absolutnie nie stać - to uśpienie jest humanitarnym rozwiązaniem. Bierzemy odpowiedzialność za nasze zwierzęta, a w tę odpowiedzialność wlicza się także oszczędzenie poniewierki, tułaczki i możliwości trafienia w nieodpowiednie ręce, jeśli sami nie możemy dłużej zapewnić opieki.
Na_biegunach   "It's never the horse - it's always you!" R. Gore
11 lipca 2018 14:18
MATRIX69, szczerze współczuję. Jeśli źródło problemu zidentyfikowane, nie wyleczalne, tylko opieka paliatywna wchodzi w grę i stan się pogorszy trwale to uśpienie będzie moim zdaniem właściwą decyzją. Szczególnie jak masz jeszcze drugiego na utrzymaniu. Pytanie co znaczy trwale w waszym przypadku? Znasz konia i możesz ustalić gdzie u Was leży granica.
Koleżanki kobyła kuleje przez ok. 2 miesiące w roku, resztę jest w miarę ok. Generalnie humor jej dopisuje cały czas i to on ma największe znaczenie.
Nie zaryzykowałabym oddania konia w inne ręce. Patrząc z punktu widzenia konia oddanie w inne ręce to najczęściej zmiana stajnia, dla słabszego konia wejście do nowego stada może być bardzo trudne. Jeśli stan nie rokuje to lepiej dać odejść bez dodatkowego stresu.
Jedynie w sytuacji, gdzie po leczeniu byłaby duża szansa na powrót do użytkowania na przynajmniej kilka lat. Wtedy może ktoś się na tyle przywiąże, żeby dobrze zadbać na przyszłość.

Z ortopedów koło Wro mogę gorąco polecić dra Golonkę.
W odwodzie są jeszcze  komórki od dr Kemilewa jako ostatnia szansa.
Z mojego doświadczenia podkucie nie pomaga przy problemach ortopedycznych. Zabiera amortyzacje i dopiero obrywają po całości. Paradoks jest taki, że weci w większości proponują kucie w pierwszej a wzmacnianie w drugiej kolejności  🙄  Spróbuj się umówić na konsultacje kopytową z Adą Majochą. Ma duże doświadczenie, może podsunie Ci sposób postępowania.
Chcę tylko zauważyć, że weterynarze nie chcą usypiać koni tylko dlatego, że są kulawe. Chyba że już nie wstają.
Sama mam emeryta kulawego, było tak źle, że nie chciał się przemieszczać nawet stępem. Obecnie kulawy w pień, ale radośnie galopuje kuśtykając po łąkach.
ushia   It's a kind o'magic
11 lipca 2018 15:20
no ja sie lekarzom wcale nie dziwie
raz ze zostali lekarzami zeby leczyc, a nie usmiercac,
dwa boja sie ze nastepnego dnia wlascicielka uslyszy ze jest nowa cudowna kuracja i bedzie miec pretensje ze jednak na jej zyczenie uspili, a nie leczyli...
Lekarz rozpatruje sytuację pod różnymi względami, oprócz zdrowotnych też ekonomiczne wchodzą w grę, sytuacje losowe. Pytanie o takie rzeczy obcych osób na forum jest niezbyt mądre, bo owe osoby nie mają pojęcia jak chodzi i wygląda kon (nie da się tego określić na podstawie suchego opisu), czy ten dyskomfort jest i jak nasilony. To jest wspólna decyzja właściciela i lekarz a nie właściciela, lekarza i re-volty.
MATRIX69

Uśpiłam moją klacz jak miała z 16-17 (?) lat, a kosiarką była już jakieś 8-9 lat.
Tylna kończyna, też problemy ze stawami od pęcinowego w dół.
Próbowałam różnych rzeczy (doustne wspomagacze to chyba są najmniej pomocne). Od początku liczni konsultowani weci dali znać, że żadne wyleczenie nie wchodzi w grę i pozostała tylko kwestia ogarnięcia ewentualnego bólu i wstrzymania procesu. Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, ale w sumie to miałam wrażenie, że właściwie zamiast wstrzymywania procesu, to lepiej byłoby móc wymusić proces kostnienia. Natomiast ciężko uniemożliwić ruchomość w tych stawach podczas zwykłego ruchu, stale następowały mikro naderwania i stany zapalne. (może "forumowy wet" by to lepiej wyjaśnił, albo wskazał jakiś artykuł dla wytłumaczenia). Moja klacz poruszała się głównie stępem, niekiedy kłusem, galopem raczej nie, chyba że inne konie/sytuacja ją zmusiły.
Z biegiem czasu kulawizna się nasilała, ograniczała się ruchomość i co chyba najgorsze nasilała reakcja bólowa zwłaszcza przy zgięciach (nie kułam, ale przy rozczyszczaniu te problemy zaczęły być jeszcze bardziej problematyczne, kobyła nie była w stanie zbyt długo utrzymać się na tej nodze).
Miałam drobną i niewysoką folblutkę więc kwestia niskiej wagi była akurat pomocna, choć powiem, że na koniec mocno spadła na wadze (choć chodzącymi kośćmi nie można jej było jeszcze nazwać). Pytanie jak to u was wygląda przy ślązaczce.
Jeśli chodzi o podłoże to najlepiej się trzymała i poruszała na podłożach wyrównanych i raczej twardszych. Najgorsze było mocno nierówne, a i bardzo kopne - takie nas dobiło na koniec, pamiętam że jak ją zobaczyłam na padoku to w zasadzie wiedziałam że już nie mam konia, noga podniesiona, wracanie do stajni trwało wieki, a z bólu dostała mi wręcz objawów kolkowych.
Oczywiście wet-ortopeda był tego samego dnia i jeszcze w ramach łudzenia się coś próbowaliśmy zdziałać, no ale sytuacja jednak była oczywista i wet potwierdził moje przeczucie.
Przez lata widzi się i czuje różnicę (również w stopniach kulawizny i ogólnego stanu konia).

Jeśli chodzi o ten tzw. komfort.
Brak bólu zapewne można określić komfortem. Ale nadal mam wątpliwości czy faktycznie byłam to w stanie zapewnić ? Koń nic nie powie, coś tam pokaże - chociaż z pokazywaniem bolesności też różnie u koni wygląda. A w końcu 24h na dobę i przez lata na przeciwbólowych konia trzymać nie będę.
No i czy komfortem można określić stałą kulawiznę, nawet jeśli bólu brak ? Nie jestem ani ortopedą, ani fizjoterapeutą, ale oczywiste jest, że kulawizna zakłócając normalny swobodny ruch powoduje przeciążenia gdzieś indziej, więc z czasem problemy mogą się pojawić również i gdzieś indziej.
Wiadomo sentyment jest, odpowiedzialność jest, konia się trzyma tyle ile się udaje we względnie cywilizowanych warunkach. W zasadzie nie wiem czy to właściwe postępowanie.

Współczuję sytuacji, a z decyzją i tak ostatecznie będziesz się musiała sama zmierzyć po konsultacjach z wetami.

p.s. jedno co przestałam dość szybko rozpatrywać to kwestię oddania do fundacji (brrr), w dzierżawę czy tam jako towarzystwo dla innego konia.
A kasę jakoś tam na konia nawet w gorszych momentach znajdowałam.
Chcę tylko zauważyć, że weterynarze nie chcą usypiać koni tylko dlatego, że są kulawe. Chyba że już nie wstają.


To zależy chyba od weta. W mojej byłej stajni weterynarz uśpił konia na polecenie właścicielki, gdyż był kulawy w pień i powoli jego stan się pogarszał. Jeszcze zdarzało mu się radośnie galopować na trzech nogach, ale najczęściej kuśtykał stępem, coraz częściej leżał i coraz trudniej było mu się podnieść. Sam Klimscha poradził, żeby go uśpić póki jeszcze jest w stanie wstać, bo można go zaprowadzić do stajni i tam uśpić, a nie robić tego na pastwisku, tam gdzie by się położył nie mogąc już wstać.
MATRIX 69 polecam jeszcze Kornaszewskich że Strzegomia.
Napisałam Ci na priv, ale znam sporo koni, które już naprawde ledwo chodziły i wszyscy wkoło uznawali, że trzeba by uśpić, a z czasem te konie jakoś zaczynały funkcjonować. Ważne znaleźć dobrą suplementacje, dobrze prowadzic kopyta, warto spróbować różnych zabiegów fizjo, w tym np igły albo laser itp, żeby troche załagodzić ból. Szukać, próbować, każdy taki koń ze zwyrodnieniami jest inny, jeden zareaguje lepiej na czarci pazur, inny na coś innego.
Można też sie skonsultować np z Kemilewem czy komórki macierzyste by mogły pomóc.

Taki koń co ma już trwałą kontuzje to jest dużo 'zabawy' dla właściciela, ale warto próbować 🙂 skonsultować z ortopedami też jak najbardziej warto.

Oczywiście jeśli koń się wyraźnie męczy i nie ma nadziei że jakkolwiek pomoże mu się z bólu, to ja bym rozwazyła uspanie - ale najpierw bym poszukała roznych rozwiązań, bo naprawde czasem można wyraźnie poprawić koniowi komfort (do stopnia, w którym koń normalnie funkcjonuje na padoku).
MATRIX69 Pytałam o wetów pod kątem konsultacji. Bo właściwie z czym większą ilością da się skonsultować (chociażby porozmawiać na podstawie przesłanych zdjęć,które już masz), tym będziesz miała szerszy obraz tego. Mam konia, którego jak kupowałam, kulał co jakiś czas. Kuwał w pień, chodził kulawy od łopatki,kuśtykając na trzech nogach. Okazało się,że to sposób werkowania był winowajcą i koń od 9,5roku jak jest mój już nie zakulał. Oczywiście to był dość prozaiczny problem przy Twojej klaczce, ale moje zdziwienie sięgło zenitu, więc być może i Tobie któryś wet podrzuci myśl,która dałabym klaczce szanse w miarę komfortowo funkcjonować. Po prostu myślę,że warto spróbować. Jeśli się nie uda, będziesz chociaż widziała,że spróbowałaś.

edit.literówka z klaczki zrobiła mi kaczkę  😁
Dziękuję za odpowiedzi, te tutaj, te na priv i fejsie. Koń ma się źle, nie chce chodzić, ale nie jest leżący i niewstający. Konia boli, to pewne, nie ma komfortu życia i poruszania się, nawet gdy stoi to po sposobie stania widać, że ją boli, zrobiła się wredna do innych koni zdecydowanie daje upust swojej frustracji, po jej zachowaniu przez ostatnie ok 3 tyg. mogę z całą pewnością stwierdzić, że jest zestresowana i odczuwa ból. Nawet stado się od niej odsuwa, traci pozycję w hierarchii.
Dziękuję za podpowiedzi medyczne, spróbuję umówić się innym wetem, dostałam też namiary na strugacza i fizjo, jeżeli tylko będzie taka możliwość to też obejrzą konia.
Dziękuję wszystkim, którzy podzielili się podobnymi przeżyciami widze, że nie ja pierwsza staję przed takim dylematem... i pewnie nie ostatnia.
Ja wiem, że internet to nie jest dobre miejsce na szukanie porad, ale niestety nie znam osobiście osób które miały by taki problem. Moi końscy znajomi mają sprawne konie do jazdy lub zaleczonych emerytów brykających po łące. Ewentualnie młodziaki i źrebole więc to zupełnie inny temat. Schorowanego kulawca bez rokowań na poprawę miała tylko jedna moja znajoma i finalnie konia uśpiła.
Mam świadomość, że każda decyzja jaką podejmę będzie nieodwołalna bo takiego odnerwienia na przykład też nie cofnę...Przymusowa sprzedaż za psi grosz też może skończyć się nieodwołanie na haku. I to już nie chodzi o moje sumienie, i tak co bym zrobiła lub czego bym zaniechała zawsze znajdzie się ktoś, kto to skrytykuje, bardziej chodzi mi o konia. Co zrobić gdy nie będę mogła zapewnić jej życia bez bólu. ( dodam tylko, że nie chodzi tu o powrót pod siodło, a o normalne funkcjonowanie w stadzie koni).
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie odpowiedzi  :kwiatek:
Myślę,że masz rozsądne spojrzenie na sytuację i z biegiem czasu podejmiesz dobrą decyzję. Dobrą dla konia. I nie daj sobie czegoś wmówić,bo jak piszesz, zawsze znajdzie się ktoś, kto rzuci bezpodstawną krytyką. Znasz tego konia najlepiej i to Tobie jej zachowanie najwięcej powie. Próbuj, obserwuj i bądź silna. 
temat dla mnie mocno na czasie więc też się wypowiem. z początkiem roku zdiagnozowano u mojego konia EORTH - konia boli paszcza, korzenie zębów i kość żuchwy są zgniłe, do tego stały stan zapalny. po pierwszym wyrywaniu okazało się z badania ziarniny, że koń ma nowotwór o charakterze niezłośliwym ale z tymi wynikami dalsze wyrywanie jest niewskazane. dodatkowo już po tym wyrywaniu koń przestał sobie radzić z  jedzeniem owsa, kolejne rtg wykazały problemy z zębami policzkowymi. koń ma 27 lat. po antybiotyku i odstawieniu owsa bardzo schudł, byłam bliska najgorszej decyzji w moim życiu, nie spałam w nocy. zmieniłam stajnię na taką blisko domu, przyjeżdżałam  2 razy dziennie, podawałam do jedzenia papki, podtuczyłam konia. wyniki krwi wyszły dobrze, koń je trawę, wygląda na zadowolonego. tylko wciąż w opinii weta cierpi z powodu bólu. wiem, że temat eutanazji wróci. postanowiłam obserwować i doszukiwać się oznak "zmęczenia życiem", jakiegoś smutku i niechęci ale czy będzie to dla mnie oczywiste w tym momencie? mogę mieć tylko nadzieję.
Dzięki Abeba za twój wpis wiesz,  że nawet miałam okazję kiedyś twojego konia poznać osobiście. W życiu bym nie pomyślała, że on ma już 27 lat, piękny wiek. Życzę aby ból mu nie doskwierał i w spokoju dożył swoich dni.
Byłam u mojej kobyły, niestety nie mam możliwości jeździć do niej codziennie, za to dzwonię do stajennego po informacje. Kobyle ciut się polepszyło bez podków  ( chyba nie dopisałam w pierszym poście koń był podkuty na zamknięte podkowy), więc pójdziemy na razie tym tropem. Pierwszy raz od prawie 4 tyg. mogłam pójść z koniem na spacer poza naszą łąkę. Poszłam na asfalt zobaczyć jak koń idzie po równym i twardym. Niestety stajenny powiedział, że rano lub jak się kobyła trchę zastoi przy balocie to znowu wraca mocna kulawizna i kobyła mocno utyka - chodzi na trzech nogach. No ale to już jakiś progres.... Chodzić gruba baba dalej z własnej woli nie chce i dalej pokazuje wszystkim swój paskudny charakter, na szczęście koniom a nie ludziom.
W ostatnim czasie ruszyłam kilka spraw, podzwoniłam, porozmawiałam, poczytałam, poszukałam więcej rzetelnych informacji, nawet powystawiałam jakieś bzdety na sprzedaż bo akurat w takiej sytuacji kasy nigdy za wiele... mam nadzieję, że w końcu coś przyniesie poprawę dla mojej kobyły.
Ale wiem, że może przyjść taki moment kiedy jedyną drogą będzie humanitarnie skrócić ból i cierpienie własnego konia. Gdzieś ta myśl będzie już mi siedzieć w głowie...
Przynajmniej teraz wiem, że mogę przyjść tutaj i porozmawiać z osobami, które mają za sobą podobne przeżycia, zawsze to jakieś wsparcie  :kwiatek:
ja Twoje kobyłki też poznałam jak stały na grobli, jeszcze wtedy nie miałam Addisa. nie zazdroszczę Ci sytuacji, niestety nigdy nie wiadomo jak się życie potoczy i każdemu może się tak życie poukładać, że na konia będzie brakować. co do eutanazji to ja początkowo oczekiwałam od weta, że mi powie: już nic nie może pani zrobić, trzeba mu ulżyć. nie chciałam, żeby to była moja decyzja ale niestety tak nie było i nie będzie. to zawsze będzie decyzja właściciela. dla mnie najważniejsze, żeby potem móc z tym żyć. mi wet powiedział, że trzeba zęby wyrywać żeby koń nie miał bólu ale wyrywanie 12 zębów co 2,5 miesiąca to 2 lata ciągłych zabiegów, pielęgnowania rany i antybiotyków. ile koń w tym wieku zniesie? teraz już wiem, że nie możemy wyrywać więc pozostaje mi tylko zgadywać jak się czuje koń bo nie wiem jak bardzo cierpi.
może Tobie uda się znaleźć dobry dom lub dzierżawcę dla młodszej kobyłki żeby finansowo lepiej funkcjonować i pomóc tej starszej? jeśli sam ruch i spacerki pomagałyby to może stajnia bliżej domu? ja teraz spaceruje z koniem, jedno dziecko biegnie obok, drugie w wózku a trzecie w brzuchu 😉 ale jestem z Addisem codziennie i czuję, że nie przeoczę zmiany w zachowaniu, że wiem jak się czuje i poznam po nim jak nadejdzie ten moment. jestem dobrej myśli bo inaczej nie udźwignęłabym tematu. pomyśl ile zawdzięczasz kobyle i ile tak naprawdę mogłabyś dla niej zrobić, żeby nie mieć do siebie samej żalu. ktoś już wcześniej pisał, że uśpić zawsze można więc musi to być ostateczność. dacie rade, na pewno podejmiesz właściwą decyzję byle tylko była zgodna z tym co czujesz bo siebie samej nie oszukasz 🙂
Mam konia inwalidę, nad którym od 3 lat co chwila wisi widmo uśpienia. W końcu umówiłam się z weterynarzem, który regularnie bywa w stajni, że gdy uzna, że koń się już męczy to mi powie i usypiamy. Mam do tego weterynarza zaufanie. Wiem, co jest wyznacznikiem w przypadku mojego zwierzaka, że trzeba podjąć taką decyzję.
Przez 3 lata oswoiłam się z myślą o uśpieniu. Ale koń ma ciągle ogromną wolę życia, jest wesoły. Zresztą to typ, po którym wszystko widać, z "twarzy" można czytać wszystkie emocje. Mnie stać na jego leczenie (miał ostatnio np.: 2 razy pod rząd kolkę z przemieszczeniem okrężnicy, więc można sobie wyobrazić rachunek ze szpitala)... Jednak gdyby moja sytuacja finansowa się pogorszyła, to wolałabym się zapożyczyć niż go uśpić humanitarnie. To są jednak bardzo osobiste wybory, zależne od naszej konstytucji psychicznej i wielu, wielu innych rzeczy. Dla mnie podstawą jest to co mówi zaufany wet, najlepiej po konsultacji z innymi.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
14 lipca 2018 23:31
Kula ocierał się o morbital trzykrotnie. Dwa razy ze względu na RAO/COPD: zaostrzenie objawów, niewydolność oddechowo-krążeniowa, brak reakcji na podawane leki, koń dusił się. Za każdym razem nasza wet zostawała na noc w stajni. Ja miałam być gotowa na "trudną decyzję" dla dobra konia, koń miał 24 godziny na reakcję. Za drugim razem było tak źle, że wet prosiła o nie przyjeżdżanie do stajni i zdanie się wyłącznie na nią.
Ostatni raz zabezpieczano morbital dla Kuli dwa lata temu: ciężka kontuzja, koń odmawiał jakiegokolwiek ruchu, zerwane ścięgna zginacza (i powierzchowne, i głębokie). Bezwładną wiąchę ścięgna z.pow. mogłam przerzucać przez guz piętowy z jednej strony na drugą, bezwładnie wisząca noga grubości mojego uda. Koń nieoperacyjny, rokowań najzwyczajniej nie ma - przypadek bardzo rzadki, konsultowani ortopedzi milczą, bo nic nie da się w takim układzie wymyślić. Tony leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych, wet dała mu tydzień na obciążenie nogi i próbę podjęcie ruchu. W przeciwnym razie ta "trudna decyzja", żeby oszczędzić koniowi cierpień. Ja chodziłam po ścianach, dosłownie. Piątego dnia rano zaczął się powoli obracać. Pod koniec 6.go dnia pokuśtykał na trawnik 2 metry przed boksem. Kula wyglądał koszmarnie, długo wracał do siebie. Leki rozwaliły żołądek, wszystkie zdrowotne problemy zaczęły się nawarstwiać - leczenie jednego rozwalało coś innego, i tak w kółko. Miałam cień konia, jakim Kula był kiedyś. Ale ten cień psychicznie i emocjonalnie był wciąż starym Kulą, wesołym, trzymającym się życia. Cieszę się, że w przeciągu ostatnich 2 lat żadna fundacja mi go nie odebrała, bo z wyglądu nadawał się idealnie do ckliwych historyjek o "paczących oczkach".
Warto było walczyć.
Kula nigdy nie wróci do starej formy mięśniowej, ale jest szczęśliwym emerytem, który urządza galopady po pastwisku (kulejąc, owszem) i naprawdę cieszy się kolejną którąśtam młodością, jak na 20-latka przystało. A po tegorocznej czerwcowej kontroli USG nasza wet zakomunikowała, że nie widzi przeciwwskazań do pracy w stępie pod siodłem.


MATRIX69, zwyrodnienie stawu koronowego poznałam dogłębnie 6 lat temu. Szczęście w nieszczęściu, byłam tuż przed porodem, koń był już odstawiany w tryb "bezrobocia". Chciałabym napisać, że "pewnego razu z padoku wrócił na 3 nogach", ale to byłoby ogromne uogólnienie. Nie wiemy co się tam stało i nigdy się nie dowiemy, zdjęcia RTG przy diagnostyce pokazały tylko zmiany zwyrodnieniowe w obrębie wspomnianego stawu. Przetransportowanie/przepchnięcie/przeciągnięcie konia z pastwiska do boksu (kilkadziesiąt metrów) zajęło nam 4 godziny, Kula nie chciał nawet na 3 nogach kicać. Mieliśmy plan bezrobocia na rok czasu: koń został rozkuty i przestawiony na czarci pazur (dodatkowo i tak dostawał sterydy ze względu na RAO). Kulawizna powoli ustępowała, koń na pastwisku proponował coraz więcej ruchu.  Po moim powrocie z macierzyńskiego wróciliśmy do pracy pod siodłem. RTG kontrolne dalej pokazuje "żabki" - i to na obu nogach (takie "narośla"/zwyrodnienia na stawie koronowym), szlag trafiał nam różne elementy szanownego konia, ale kulawizna od stawu koronowego już nie wróciła.

Końskie zdrowie - hahaha, ale dowcip :/
Uśpić czy leczyć do końca , to zależy od wielu czynników od tego jakie są szanse na wyleczenie ,zaleczenie choroby ,urazu tak żeby koń mógł bez bólu i w miarę sprawnie funkcjonować .
Od ilości czasu i pieniędzy jakie możemy poświęcić dla konia , nie każdy może wydać na leczenie i rehabilitacje konia 700 tysięcy dolarów jak pewien milioner z USA .
Od  wyznawanych tak zwanych wartości .
Nie nożna potępiać właściciela że uśpił konia , bo brakło mu pieniędzy  na leczenie , stracił nadzieję na uratowanie konia i chciał skrócić jego cierpienia.
Z drugiej strony nie można potępiać właściciela że walczy o konia do końca , że ma nadzieję na cud 
,czasami się zdarza, ale częściej nie . Ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia . To są bardzo osobiste , trudne wybory .
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się