Przedszkolaki i uczniaki - czyli voltowe dzieci też nam rosną

Martita   Martita & Orestes Company
25 czerwca 2018 14:13
majek 😜 Jak znajdziesz coś co działa na czekoladę daj znać  😁
maleństwo   I'll love you till the end of time...
25 czerwca 2018 14:47
Moja smoczka nie chciała, więc smoczkowac się nie dało. A szkoda w sumie. Na przestawienie na inny "nawyk" chyba jest za mała, nie ogarnia.

Majek, padłam z tą czekoladą, boska jesteś!
busch   Mad god's blessing.
25 czerwca 2018 18:53
Przedszkolakowe mamy, pomożecie? U nas coraz gorzej z obgryzaniem paznokci. Praktycznie non stop palce są w buzi. Wiem, z czego to wynika. Zaczęło się z pójściem do przedszkola. Z jednej strony przedszkole, rówieśników bardzo lubi, z drugiej - to dla niej ogromne wyzwanie, bo wszystko się pozmieniało i ciągle się dzieje coś nowego. Z jednej strony w ten nowy świat pełen wyzwań chce wchodzić, z drugiej, widać że emocje jej się gotują. Np: bardzo chciała chodzić na judo z innymi dzieciakami z przedszkola (niezależne od placówki, grupa mieszana, ale dzieci w większości starsze). Dziś byłyśmy trzeci raz. Profil zabaw był trochę inny niż poprzednio, bardziej aktywne i grupowe (a ona najmniejsza z całej grupy) i już ręka powędrowała do buzi. Nie bardzo wiem jak mam reagować 🙁 Oczywiście rozmawiam z nią dużo, ona często przychodzi się przytulać i wie, że zawsze może, nazywamy razem emocje i szukamy prawdziwych przyczyn smutku/złości (nie takiej, że kałuża zbyt płytka, przykład z dzisiaj 😉) - jednak to zachowanie nie tylko nie ustępuje, ale się wzmaga. W sytuacjach nerwowych jest intensywniejsze, ale jak jej czytam na dobranoc, to gryzie, jak ogląda tysięczny raz przy inhalacji ten sam odcinek niestresującej jej bajki, to też gryzie. Przestaje czasami jak jej daję coś innego do gryzienia, ale ileż można dzieckiem skarmić marchewek :P Może jakieś patenty na przekierowanie tego zachowania na coś mniej hmmm autodestrukcyjnego? Raz się już do krwi dogryzła :/ Płacze i mówi, że nie umie przestać, a ja nie umiem jej pomóc... Nie wałkujemy tego tematu, ale czasem ją proszę, by nie gryzła rąk (np. jak ma strasznie brudne na podwórku) i praktycznie nie da się tego przerwać.


Nie pocieszę Cię bo ja jestem osobą która obgryzała paznokcie i w moim przypadku walka trwała aż do drugiej dekady mojego życia, a jak skończyłam obgryzać, to znalazłam sobie nowy narów - drapanie skórek  🤣. Przed obgryzaniem paznokci podobno ssałam kciuk, więc tak naprawdę miałam jakieś natręctwo całe swoje życie, po prostu zamieniam jedno na drugie z upływem lat...  🙄
Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to spróbować temat skierować do psychoterapeuty, bo tak szczerze to wg mnie problem tkwi w neurotycznej psychice i gorzkie lakiery czy marchewki na wiele się nie zdadzą. Jeśli przymus obgryzania jest tak silny, to sądzę że wytępienie tego nawyku przyniesie nowy. Oczywiście mówię tylko ze swojej perspektywy, więc może być wykrzywiona moimi własnymi doświadczeniami  😉
A ja pocieszę, że obgryzałam ale po prostu wyrosłam gdzieś w pierwszych klasach podstawówki, a może nawet w przedszkolu. Też były grane jakieś lakiery i zaklejanie palców ale przyniosły efekty raczej odwrotne.
dea   primum non nocere
26 czerwca 2018 22:29
Dzięki za wszelkie refleksje... ja już po rozmowie z psycholożką przedszkolną - już mam kilka przemyśleń co do przyczyn, poprosiłam ją o bardziej wnikliwą obserwację (dotychczas jednym okiem patrzyła przy okazji innych dzieci) i zobaczymy, co będzie mówić dalej.
halo - mojej się nie dało zasmoczkować. Moja mama próbowała dosyć intensywnie. Grzdylla pluła naprawdę skutecznie, potrafiła też płakać ze smokiem w paszczy, jeśli się go przytrzymywało 😉 nie pocieszyłaś, że to ta sama kategoria co palenie papierosów  🤔 ja tego całego paszczowania trochę nie rozumiem, bo sama nigdy nie gryzłam, do papierosów mnie nigdy nie ciągnęło i nie spróbowałam tego nawet. Załamałabym się chyba, gdyby kiedyś palić zdecydowała 🙁
Gorzkim smarować jednak nie chcę. Wydaje mi się to trochę taką... łykawką? Pomysł z przekierowaniem na coś do bawienia się rękami fajny, może się uda. Pokombinuję z bransoletką. Mam szczerą nadzieję, że to tymczasowy objaw gotowania w mózgownicy, jakoś to opanujemy - trochę się samo opanuje z czasem i rozwojem, trochę wsparciem, z pomocą psychologiczną. Do czasu pójścia do przedszkola młoda była absolutnie niepaszczowa - spokojna, zamknięta buzia... nie tracę nadziei 😉

Jeszcze jeden temat, który psycholożka poruszyła. Ja jestem jedzeniowo nienormalna, więc ciężko mi stwierdzić, jaka jest norma u przedszkolaków. Z tego co widzę w najbliższym otoczeniu, NIE jest tak, że dziecko ok. 4 lat, które jest głodne, zje absolutnie każdą potrawę. Czy wasze tak mają/miały? Grzdylla nie ruszy sosów na przykład, a niestety przedszkolny katering często ich używa.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
27 czerwca 2018 08:16
dea, myślę, że nasze dzieci nie bywają aż tak głodne, aby zjeść cokolwiek. Kalina je mocno wybiórczo, w przedszkolu zazwyczaj zupę mleczną i kanapkę z wędliną. Nadal nie lubi warzyw w innej formie niż zupa, noooo, czasem uszczknie kawalątek ogórka, kilka ziaren kukurydzy itp, ale surówki nie ruszy. Więc tu się z Tobą zgadzam.


Jeszcze jeden temat, który psycholożka poruszyła. Ja jestem jedzeniowo nienormalna, więc ciężko mi stwierdzić, jaka jest norma u przedszkolaków. Z tego co widzę w najbliższym otoczeniu, NIE jest tak, że dziecko ok. 4 lat, które jest głodne, zje absolutnie każdą potrawę. Czy wasze tak mają/miały? Grzdylla nie ruszy sosów na przykład, a niestety przedszkolny katering często ich używa.


Na pocieszenie Ci powiem, że potem jest tak samo. Moja potrafi przegłodować cały dzień. Nie zjeść śniadania, w szkole obiadu bo obrzydliwy i jedyne na co da się skusić to kroma z białym serem na kolację. (Oczywiście chce kromę z nutellą, ale jest to przywilej łikendowego poranku) Zawsze miałam z nią problem. I potrafi się to "obkręcić" o 180 stopni. Np do 4 rż żarła głównie gotowane marchewki, mięsa nie chciała żadnego, a teraz marchewka bleeeeee i absolutnie nie zje za nic w świecie.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
27 czerwca 2018 13:38
Dea, a jaka jest "kara" za niezjedzenie posiłku w przedszkolu? Tu może leżeć problem. Ja np. uwielbiam jagody i pierogi, ale za nic nie tknę pierogów z jagodami, bo mam odruch wymiotny. Za niezjedzenie pierogów z jagodami karą był zakaz wychodzenia na plac zabaw. I kiblowałam w budynku. I nie jadłam. Dopiero obiad/kolację w domu. Paznokcie obgryzałam i zdrapywałam wszystkie strupy. Przestałam po zmianie przedszkola.
dea, jeszcze przyszła mi do głowy... folia bąbelkowa. Wyciskanie bąbelków jest tak fascynujące, że może przebić obgryzanie.
W każdym razie trzeba myśleć dwutorowo: a) wybić nawyk/nałóg nieco znośniejszym b)dążyć do odprężenia/komfortu emocjonalnego  i uczyć sztuki relaksu/wyluzowania,
także w stresujących okolicznościach.

A forsowanie "głodne - zje wszystko" może prowadzić do rzucania pawiami etc.
dea   primum non nocere
28 czerwca 2018 22:29
No właśnie, mieszane surówki w większości też odpadają.

Nieeee, absolutnie nie ma żadnych kar za niejedzenie. Ja byłam w przedszkolu, gdzie zmuszano do jedzenia i jestem przeczulona na tym punkcie. Normalna z tego nie wyszłam... Jak nie chce, to nie je i po prostu jest głodna. Montessoriańska konsekwencja 😉 A jak głodna, to i bardziej nerwowa, częściej się paniom stawia, bo tak, i robi sobie kłopoty.
Dzięki za tę krótką ankietę, widzę że to raczej psycholożka ma fałszywe pojmowanie statystyczne, nie ja. Szkoda, bo jeśli to źle pojmuje, to nie wiem czy za bardzo nam w naszym problemie pomoże. No nic, posłucham co mi będzie miała do powiedzenia po obserwacji, a nuż coś wykombinuje, na co sama nie wpadnę.

Folię bąbelkową kocha, to fakt 🙂 chociaż najbardziej lubi po niej biegać. Może wyciągnę i będę podsuwać faktycznie dla zajęcia rąk. Dzięki za podpowiedź.

Myślę jeszcze, żeby w ramach łagodnego odzwyczajania pomalować jej paznokcie i trochę poochać jakie są śliczne. Jakiś jasny lakier, nie rzucający się w oczy. Może będzie się pilnować, żeby ich nie popsuć. Tylko myślę, czy teraz nie za wcześnie, i chyba za wcześnie jednak - nie chcę spalić potencjalnie przydatnej strategii.

A jeszcze co do działania u podstaw i przyczynowego, na moje oko problem wynika z chęci dogonienia grupy w wielu aspektach - a grupa właśnie montesorriańska, więc wymieszana wiekowo. Większość dzieci jest starsza od niej i pod wieloma względami "lepsza". Ona sama z siebie nie frustrowała się swoimi ograniczeniami. Kolejne etapy rozwoju raczej w spokoju jej przychodziły. Może trochę pomoże (wkurzający dla mnie organizacyjnie) wolny od przedszkola sierpień, kiedy mam plan integrować ją raczej mniej hurtowo i z młodszym dzieckiem (mojej siostry roczniak) a później po powrocie trochę się przesunie skala wiekowa - przyjdą młodsze dzieciaki, starszaki niektóre do szkoły idą.
dea
Moja ma 4,5 roku, zaczęła obgryzać pazurki jak była w żłobku tak koło 2,5 roku. Próbowałam różnych sposobów, ale to działało na krótką metę. Po prostu miała jakieś tam stresy których nawet nie było widać i tak odreagowywała. Jakieś pół roku temu przestała sama z siebie obgryzać.


Myślę jeszcze, żeby w ramach łagodnego odzwyczajania pomalować jej paznokcie i trochę poochać jakie są śliczne. Jakiś jasny lakier, nie rzucający się w oczy. Może będzie się pilnować, żeby ich nie popsuć. Tylko myślę, czy teraz nie za wcześnie, i chyba za wcześnie jednak - nie chcę spalić potencjalnie przydatnej strategii.




Kochana! Ja też wpadłam na ten pomysł! Ba! Poszłam dalej - zrobiłam profi manicure w salonie. Że będzie profi, to się przejmie i będzie myślała, że ma i nie będzie obgryzać. Ty wiesz co się działo jak sobie ten profi manicure zeżarła w jednym pazurze! O matulu! Ściągaliśmy manikirzystkę na gwałt! Jeden z większych życiowych dramatów 😁
[quote author=dea link=topic=96073.msg2793758#msg2793758 date=1530221372]


Myślę jeszcze, żeby w ramach łagodnego odzwyczajania pomalować jej paznokcie i trochę poochać jakie są śliczne. Jakiś jasny lakier, nie rzucający się w oczy. Może będzie się pilnować, żeby ich nie popsuć. Tylko myślę, czy teraz nie za wcześnie, i chyba za wcześnie jednak - nie chcę spalić potencjalnie przydatnej strategii.




Kochana! Ja też wpadłam na ten pomysł! Ba! Poszłam dalej - zrobiłam profi manicure w salonie. Że będzie profi, to się przejmie i będzie myślała, że ma i nie będzie obgryzać. Ty wiesz co się działo jak sobie ten profi manicure zeżarła w jednym pazurze! O matulu! Ściągaliśmy manikirzystkę na gwałt! Jeden z większych życiowych dramatów 😁
[/quote]

Haha, z deszczu pod rynnę.

U nas też jak nie spasowało to nie było jedzone. Wracała z przedszkola głodna. W drugim przedszkolu dają jakiś dobry fastfood 😉 więc jest jedzone, a jak się trafi naprawdę niedobry obiad to nie je i czeka na podwieczorek, a tam zawsze coś się wcząchnie. Tak, że one wbrew pozorom są w stanie przetrzymać sporo czasu na głodnego, a nielubianego żarcia, choćby nie wiem co, nie tkną.
dea   primum non nocere
30 czerwca 2018 07:27
Hahahha pokemon  🤣 Właśnie sobie wyobraziłam. Dobra, przynajmniej na razie to odpuszczę  😁

Wczoraj w przedszkolu zakończenie roku, impreza z rodzicami. Młoda podbiegła do mnie, wzięła moją rękę i obgryzła mi paznokcia  😲 auuu! boli do dzisiaj.

Podpytałam ją czy to ręka chce coś robić, czy buzia, mówi, że buzia - więc zajęcia dla ręki pewnie nie wystarczą. Faktycznie zachowań typu drapanie, skubanie nie widzę, za to do paszczy pakuje nie tylko palce. Przedwczoraj był dramat prawie jak z tym manicure  😀iabeł: Podczas powrotu z przedszkola na rowerku biegowym (ręce zajęte kierownicą, myślałam że chwilę będzie spokój 😉) ni stąd, ni z owąd, pochyliła się do gumowego robocika-klaksona i odgryzła mu jednego czułka. Ciężko było zachować powagę w obliczu tego dramatu.

bobek - dzięki za kolejne potwierdzenie  :kwiatek: Naprawdę się obawiam, czy mojej schizy nie przekazuję jakoś podświadomie do drugiego pokolenia. U nas podwieczorków nie ma, tzn są owoce. Ogólnie to dobrze, w poprzednim przedszkolu były jakieś syfne galaretki, ale ostatnio zapytałam panie, czy gdyby były naprawdę głodne, to by się najadły owocami. Ja osobiście nie potrafię. Bedę negocjować ten podwieczorek jakiś, przynajmniej na dni, kiedy po przedszkolu mamy jakieś zajęcia. Pewnie wynegocjuję przynoszony z domu, ale lepsze to niż nic.
majek   zwykle sobie żartuję
07 sierpnia 2018 12:05
Moje dzieciaki jada jutro na prawdziwy oboz nad jezioro. W zeszlym roku byly na polkoloniach zeglarskich - codziennie wracaly na noc do domu moich rodzicow. Teraz spedza 10 dni poza domem.
Najbardziej sie boje... kleszczy i tego, ze inne dzieci beda w stosunku do nich niefajne.
Podobno beda mogly do mnie zadzwonic w porze obiadu.

O jeju, jak ten czas leci.
Majek moja dziesięciolatka w tym roku po raz trzeci pojechałą na obóz jeździecki (tym razem 2 tyg) - wierz mi, że mi się dłużyło. Teraz siedzi u mojej siostry w Szwajcarii, a ja mam wrażenie, że zostawiając ją tam, serce zostawiłam i rozum. Nie wiem kiedy się nauczę, że ona dorasta. Jest przy mnie młodsza, pracuję, po pracy robię weki, no straszne to jest.
Taka kwoka jestem co musi mieć dziec w zasięgu skrzydła.
majek   zwykle sobie żartuję
10 sierpnia 2018 15:38
ja nie moglam spac pierwszej nocy.


Zreszta troche sie zalamalam.
Odwiezli ich moi rodzice. Oboz zaczynal sie od kolacji, moi rodzice przywiezli ich w porze obiadu, posiedzieli kilka godzin. Jak byli, to jeszcze opiekunowie wszyscy nie dojechali. No i.... dziadkowie pomogli sie wypakowac, zjedli razem obiad i chcieli wracac do Warszawy.  Dzieci byly glownie pod opieka kierownika. Zanim pojechali dali dzieciakom po 200 zeta kieszonkowego (moim zdaniem przesadzili, ale coz). Tomek zadzwonil do mnie ok. 21 i sie pochwalil, ze dostal od dziadka pieniadze i wydal juz 190. Az usiadlam. Zapytalam na co. Ano na 12 butelek fanty (malych) i slodycze. Zakupy zrobil w barze nad jeziorem (na plazy). Trudno wymagac od sprzedawcy, zeby np zapytal `a skad masz chlopczyku tyle pieniazkow`, wiem.... Najbardziej przerazajace jest to, ze bar jest przy plazy (nalezacej do osrodka, gdzie tylko kolonie, ale kurde WODA). Wiec co on tam robil sam (czy tam z nowo poznanymi kolegami)? Bo rozumiem, ze gdyby ten kierownik z nim byl, to by chyba nie pozwolil na takie zakupy...
Jestem zaskoczona, tym bardziej, ze juz raz Tomek dostal opieprz za podobna rzecz (wydal wszystkie pieniadze jakie dostal na urodziny na slodycze w PL szkole - w ciagu kilku weekendow - co sie okazalo, gdy zapytalam, ile juz uzbieral na wymarzonego laptopa).
Nie wiem, pewnie chodzi o to, ze staramy sie im te slodycze ograniczac w domu? I jak ma kase i nie ma nas to hulaj dusza piekla nie ma?

I druga sprawa: dzieci mialy takze zdeponowac telefony u opiekunow i dostawac je dwa razy dziennie po obiedzie i po kolacji. A tu Tomek zadzwonil do mnie po 21. Wiec jestem pewna, ze w momencie, gdy mieli czas wolny siedzial z nosem w telefonie.

No nic, nastepnego dnia mama zadzwonila i wyjasnila. Obiecali zdeponowac zakupy i dawac po kawalku (moj syn sie obrazil, powiedzial ze to zapasy dla niego i nowych przyjaciol). Telefon tez zabrali i wydaja dwa razy dziennie jak obiecali.

Jak zobaczylam, ze jest online to zadzwonilam. I odebral jakis obcy ... Mateusz.. .
Potem moj syn napisal `nie dzwoncie do mne`.

Ja pier...




Gillian   four letter word
10 sierpnia 2018 16:53
O rany, no koszmar jakiś  😵
Scottie   Cicha obserwatorka
10 sierpnia 2018 21:18
majek, jeździłam na kolonie za dzieciaka i nigdy żaden opiekun nie kontrolował ile mam pieniędzy, ile wydaję i na co. Może nie koniecznie był tam sam, ale np. z opiekunem i innymi dziećmi i nikt nie zwracał uwagi na to, jakie ilości i czego dzieciaki kupują. Pewnie jakby się do tego przyczepili to niektóre mamusie mogłyby być oburzone, że obcy człowiek rozporządza ich kasą 😉
U mnie w domu też było krucho ze słodyczami (rodzice ani dziadkowie raczej nie kupowali słodkości tak mniej-więcej do mojego 11 r. ż.) i doskonale pamiętam, że każde pieniądze wydawałam na zestaw: czekoladę mleczną Wedla + Crunchipsy bekonowe + półlitrową butelkę Pepsi 😉 Jak dostałam np. 50 zł to chodziłam codziennie z rana do sklepu po taki zestaw (rodzice w pracy, a ja i tak zazwyczaj szłam z tymi zakupami gdzieś się bawić i zanim wróciłam do domu to już nic nie było) aż mi się skończyła kasa. Więc akurat zakupy Twojego syna mnie w ogóle nie dziwią.

Mnie dziwi najbardziej to, że zjeżdżają się na kolonie dzieciaki i nie ma opiekunów... Co to za kolonia? Ja zazwyczaj jeździłam z Almaturem i wszystko było dopięte na ostatni guzik.

majek   zwykle sobie żartuję
10 sierpnia 2018 21:24
Masz rację, scottie.
U mnie też nikt nie pilnował. Jak ktoś chciał mógł dać Pani do depozytu...
A kolonie właśnie z OK tours, czyli almatur. Chyba chodzi o te, że dzieciaki z różnych miast. I faktycznie podobno drogi porozkopywane i straszne korki, żeby dojechac.
Trudno. Wypadną mu mleczne zęby najwyżej
Elo wszystkim. Kopę lat mnie tu nie było. Ale od kilku dni podpatruję co się na forum dzieje. I pomyślałam, że w końcu coś skrobnę.
Majek - mój (prawie) 9-latek po raz pierwszy wyjeżdża w poniedziałek na obóz. Trochę się denerwuję, ale na szczęście na pierwszy taki wyjazd wybrałam obóz taneczny - więc jedzie z kilkoma dzieciakami, które zna z klubu. Plus opiekunowie, z którymi ma kontakt od 3 lat. Więc to mnie uspokaja w pewnym stopniu.
Młody jest ogarnięty więc raczej da sobie radę. Od roku go przygotowuję  🤣- zawsze bał się sam kąpać pod prysznicem i od jakiegoś czasu kąpie się sam. Tylko z myciem włosów ma czasem problem - a to woda do oka wleci ( wrażliwy strasznie) albo nie umyje dokładnie bo ma ich za dużo i są trochę długie  😵
Nam kierowniczka klubu powiedziała by dać ok 100 zł na wyjazd. Jak istnieje prawdopodobieństwo, że dziecko wyda za dużo na raz to prosiła by jej przekazać w podpisanej kopercie i będzie im wydawać po 10 zł dziennie. Ale Christer chyba to też w miarę ogarnie więc będzie kasę sam trzymał w portfelu.
Zobaczymy jak z telefonami - mają im dawać raz dziennie tylko. I oby tak było. Choć młody to tylko smsy zazwyczaj pisze - raz na jakiś czas pogra w grę bo ma starszy model, żaden wypasiony.

Zobaczymy - mam nadzieję, że jakoś to przeżyje. I ja też  🙂
smerfi, Tymi włosami to bym się nie martwiła 🙂 mój syn lat 6,5 był w tym roku po raz pierwszy na obozie (obóz judo, 10 dni). Na obozie mył włosy co dzień pod prysznicem, bo trener kazał co dzień brać prysznic. W domu nie ma opcji, jest walka o mycie włosów 😉 to samo z jedzeniem, w domu nic niw smakuje, na obozie wszystko jadł.  Zresztą z Mileną zawsze było tak samo. (Też jeździ na obozy od 6 rż). Telefony zawsze u opiekunów, wydawane tylko po obiedzie na ok pół godziny.
Anai Da radę. A jak raz czy dwa niedokładnie umyje to też nic się nie stanie.
Ale przypomniałaś mi o kolejnej sprawie  😵 - jedzenie. To może okazać się prawdziwym wyzwaniem  🙄
majek   zwykle sobie żartuję
11 sierpnia 2018 09:01
Smerfi, dobrze Cie znowu widziec na forum!

Tomek wieczorem (znowu o jakiejś szalonej porze) pisał, że chce wracać do domu, bo była burza,a a koledzy mu opowiadają horror stories. Że jest Momo. I że Momo jest prawdziwa, bo jest w google. znak czasów....
maleństwo   I'll love you till the end of time...
11 sierpnia 2018 09:44
Majek, brzmi to niby średnio, ale brzmi po prostu jak... Kolonie. Ja co prawda nie wydawałam kasy, miałam powiedziane, że o zostanie, to będzie moje, więc strasznie skąpiłam, ale różne historie bywały. Były kolonie w Szczawnicy, najgorsze ever, gdzie opiekunowie mieli nas gdzieś, w porze drzemki poobiedniej uciekałysmy oknem i jeździliśmy dorożką, ukradłyśmy kurę do pokoju, właściciel ośrodka podsłuchiwał telefony do rodziców i potem potrafili przyjść objechac dzieci, że miały czelnosc narzekać na jedzenie... Moja mama dziś mówimy, że nie ma pojęcia, dlaczego nas wtedy nie zabrali do domu.
majek   zwykle sobie żartuję
11 sierpnia 2018 09:53
Wiem, dlatego nie będę interweniować, też jeździłam na kolonie odkąd miałam 7 lat.
I chyba to, czego się najbardziej bałam - wpływ innych dzieci gra tu duża rolę. Tutaj jednak jest trochę inaczej. Np Tomek był na wycieczce z klasą ostatnio - opiekun spał z nimi w domku, bo ustawowo dzieci za małe, żeby same spędzały noc. Nawet w strzeżonym osrofku. Tomek po prostu udławił się wolnością. Na wycieczkę wolno im było wziąć dwa funty na jedne lody. I zero telefonów. Za to relacja z wycieczki dla rodziców non stop na Twitterze
Ja siedzę jak na szpilkach bo w sob moje dziecko wraca samolotem do domu! Strasznie dłużą mi się te dwa tygodnie. Co prawda mój mąż po nią leci w pt i razem wracają, ale ja cała w nerwach. Mieliśmy wykupić jej opiekę, ale wyszło, prawie na to samo jak mój mąż leci. A jej pierwszy lot to wolimy, żeby miała kogoś komu ufa bezgranicznie. Bo ona się trochę boi. Może przesadzamy, ale...
Majek ahhaha to młody pojechał 😀 12 fant 😀 Dla mnie nie brzmi to jakoś strasznie, choć wiadomo że matce zawsze się jakieś lampki włączą.. Mój młody jak był na obozie narciarskim w Zakopanym też miał jakieś godziny wyznaczone na telefon i albo nie odbierał, albo ktoś inny odbierał,  albo na sms "co robisz ciekawego" odpisywał "idziemy po broń na Krupówki" 😀 a na moje "????" dostawałam jakieś miliony głupich emotek.  Teraz w zimie chcę wysłać oboje dzieci (Kazik będzie miał 11, Nela 6) i z pewnością to sześciolatka będzie bardziej ogarnięta niż jej braciszek 😀 😀
Tyle że dla każdego obozu jest utworzona zamknięta grupa na FB i tam widać wszystko co robią i można pytać 😉
OMG Smerfi !!!!!!!!!!!!!!!!!!  :przytul:
sorry za nieprzepisowy post 😀
majek   zwykle sobie żartuję
13 sierpnia 2018 10:49
🙂

Stwierdzilam, ze juz nie bede dzwonic, zeby obciachu nie robic.

Teraz mam sygnaly, ze jest fajnie.

Agulaj, no co ty, latanie to powazna sprawa, nawet bym nie pomyslala, zeby samego puscic.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się