stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Monia - ja wiem po co jest forum i fajnie, że ludzie piszą tu o swoich doświadczeniach z końmi. Nigdzie nie pisałam, że Tobie tego nie wolno  🙄

Sytuacji z zabezpieczeniem przyszłości zwierzaków zazdroszczę - całkiem szczerze. Osobiście mam często obawy o mojego konia, jak to będzie jak ja z jakiś powodów nie dam rady i się tego boję. Chciałabym mieć tak spokojny sen o moje zwierzaki (to nie tylko koń w końcu jest).

Jeszcze na temat sposobów - jest ich tyle ile koni. Trzeba próbować wszystkiego po kolei jak jest problem aż się znajdzie ten właściwy na konkretną końską osobowość  😉
foka - Ja też miałam z tym problem i się wiecznie martwiłam o moje konie ale teraz wiem że nie mam się o co martwić . 😅

Dokładnie masz racje ile koni tyle sposobów Ja mam teraz 5 koni co z tego 2 na dożywocie wszystkich nie mogę zostawić ale staram się je tak układać żeby były grzeczne i nie robiły problemów nowym właściciela .Nie wiem do końca ile koni zostanie u mnie do końca życia ,na pewno na stan dzisiejszy to 2 klacze.

Druga klacz też musi u mnie zostać bo ma zrosty na jelitach i jest łykawa dlatego często kolkuje ale przeżyliśmy już z nią tyle kolek że damy rade z następnymi (najczęściej w nocy jak śpię dlatego mam boksy za ścianą sypialni i w nocy słyszę wszystkie ich kroki) klacz jest świetna ale wątpię że jak by poszła w inne ręce to by ktoś chciał ganiać z nią po nocach u mnie wszyscy ją znają i wiedzą co jej jest i wet mam świetnego bo o każdej porze dnia czy nocy przyjedzie  🤣  teraz mamy łykawkę i codziennie ma specjalne jedzenie i na razie kolek brak od 3 miesięcy
obejrzałam filmik i nadal nie zamierzam używać ostrych metod  🙄
_kate mi nie chodzi o to, ze konia debujacego nalezy zbic zawsze i bezwzglednie. tylko takiego na, kotrego to dziala i kiedy ma to sens. ale uwazam, ze jest to w pelni uzasadnione.
przetrzepanie futerka czasami ma zbawienny wpływ, ale byłabym ostrożna z stwierdzeniami jakie zamieściłaś na poprzedniej stronie. Nie każdy koń dobrze na to odpowie, a co ważniejsze nie każdy powinien sam próbować trzepania futerka.
Kiedyś już o tym mówiłam, ale jak poszłam  nad jeziorko nad którym byłam milion razy, ale za milionowym pierwszym było dużo ludzi i Złoty się przestraszył. Zaczął dębować, bał się jak sam diabeł.
jak tylko stał na czterech to głaskałam, uspokajałam, mówiłam do niego. Nie wyobrażam sobie dać mu w dupsko w takiej sytuacji. I tak jest kosmitą, a wtedy całkiem straciłby do mnie zaufanie.
_kate jeszcze raz: ja nigdzie nie napisalam, ze trzeba konia bic. ja napisalam, ze niewolno pozwolic mu sie wspinac. a co do metody to zawsze nalezy ja dobac do konia. sama mialam taka babe, ze jakbym ja zbila to mialabym gwarancje, ze juz na 4 nogi bi tego dnia nie wyladowala. wiec wszystko zalezy od konia. ale na deby zgadzac sie nie mozna.
tu mam tak a'propos filmik taki, co moze przeiwnikom ostrych metod da do myslenia. bo do tego stopnia kon sie znarowic po prostu nie moze, to bardzo niebezpieczne. a ten nawet szczegolnie nie sygnalizuje akcji jaka ma zamiar wykonac:

Tylko nie wiesz, co wywołało reakcję konia z filmiku - może ból nagły? A wtedy to wszelkie wcześniejsze metody oduczania stawania dęba, ostre czy nie, są psu na budę. Bo pójście w górę nie jest działaniem celowym, a reakcją.


Z bardzo świecującymi końmi do czynienia nie miałam, na szczęście.

Ale jakiś czas temu trafił się gagatek, który był na etapie obmyślania, jak by tu nie iść naprzód, kiedy się nie chce... Jednym z pomysłów było właśnie wspinanie się (na szczęście jeszcze nie wysokie i stabilne - co częste przy akcjach przemyślanych), poza tym, standard, bryki, uniki w bok. Należał do koni niechętnych do ruchu, inteligentnych, szybko nudzących się, tych, co potrafią świetnie szukać dziury w całym, jeśli nie są zmotywowane do pracy oraz wchodzących w "wojny", jeśli się wojnę z nimi rozpoczyna.

Niestety trafił do szkółki - praca fizycznie była lekka, ale monotonna, a i ludziki działały często niewprawnie. I koń po kilku dniach zaczął mówić sytuacji "nie!". Problemy były przy każdej próbie przejścia do wyższego chodu. Koń do przodu nie chciał, w bok nie zawsze się dało (zwłaszcza, jak został przytrzymany), więc realizował się idąc w górę. Osoba z wyczuciem mogła od razu się zorientować, co się święci. Tak jakby grzbiet mu się poszerzał, pojawiało się napięcie. Był ułamek sekundy, żeby coś z tym zrobić.

Metoda "łydka i naprzód" nie działała, za to lepiej sprawdzało się "odangażowanie zadu" - zgięcie szyi w kierunku łopatki i skłonienie do skrzyżowania zadnich nóg - a z tego ruch do przodu. Ze skrzyżowanymi nogami koń tracił oparcie do pójścia w górę, a jak już zrobił krok w bok to się odblokowywał i ruszał do przodu. (Ale był dobrze nauczony tego manewru, znał go i z ziemi, i z siodła w trybie na luzie, czyli to nie była nauka w momencie awarii).

To była metoda doraźna, zapobiegająca dębowaniu. Metodą dłuższofalową było sprawienie, żeby ruch naprzód nie wywoływał w nim odruchu oporu. Ćwiczyliśmy sobie różne schematy - np. jazdę z zatrzymywaniem się w rogach ujeżdżalni. Koń z nieruchawych, więc po kilku powtórzeniach łapał, że warto się udać do następnego narożnika. Kiedy wychodziło mu to płynnie stępem, dodawaliśmy kłus. Wtedy cele i konia, i człowieka były tożsame, więc i wojny nie było o co wszczynać. Potem stopniowo można było i robić galopy na ścianach. I zacząć wprowadzać zmienność: czasem narożnik służył do postoju, czasem się przez niego przejeżdżało do następnego.

Dobre dla niego były też przejścia w górę na kilka kroków i powrót na luzie do niższego chodu. Poczucie, że ta praca nie będzie "straaasznie dłuuuuga i męęęęcząca" pozwalała mu się rozluźnić. A wtedy można było stopniowo wydłużać nawroty w wyższych chodach, bez walk i buntów. W ogóle działała stara zasada: oczekuj wiele, ciesz się z drobiazgów, nagradzaj często.

Naprawdę długofalową metodą byłoby zabranie tego konia ze szkółki... IMHO nie każdy koń ma odpowiednią do tego konstrukcję psychiczną. Gdyby to był koń dla mnie, pewnie wprowadziłabym kliker. Żeby na nowo zbudować pozytywne skojarzenia z ruchem naprzód.

To był koń z bardzo niechętnych do czynu. Ale już zupełnie inny "dębak", którego pamiętam, to była kobyła bardzo zabawowa, energiczna, inteligentna. Też pewna siebie i myśląca, tylko ona, odwrotnie niż ten szkółkowiec, chciała się ruszać. Niestety we wszystkich możliwych kierunkach... Na nią sposobem było zrealizowanie jej potrzeb - z ziemi. Dużo energicznych zabaw (ale nie terror i ustawianie konia na baczność). Na linie, na wolności. Skupienie jej na człowieku (łatwe - ona szukała interakcji, chciała się wygłupiać z człowiekiem). I dopiero jak się nawygłupiała, wsiadanie. I z góry pilnowanie, żeby zawsze mieć dla niej jakiś plan i zadania. Przy za długich nawrotach tego samego zaczynała się nudzić i wymyślać. Zdecydowanie nie był to koń, któremu można by dać zadanie i zostawić na autopilocie. A przynajmniej jeszcze wtedy nie (bo piszę o etapie pierwszych wsiadań, potem straciłam z nią kontakt).
jej dziewczyny, ja nie jestem faszysta. chodzi mi o to, ze stawanie deba, to najczesciej jednak wyraz buntu. przerobilam kilka takich koni. co innego kiedy kon sie boi, cos go boli niz bunt. tyle, ze zauwazylam tez prosta prawde, ze konie. ktore maja klopoty ze zdrowiem (grzbiet, miesnie itp) nie debuja zazwyczaj, bo je to boli, nie maja sily. moja opinia jest taka, ze nie nalezy generalizowac, ale jesli sie jest pewnym, ze to zachowanie to wyraz buntu nalezy je stanowczo tepic. i tez przez stanowcze tepienie nie koniecznie rozumiem bicie. dla jednego konia tak, na innego trzeba nawrzeszczec i sie obrazic, trzeciego przejechac, na czwartym udawac, ze nic sie nie dzieje, itd. tylko tyle, ze w kazdej tej metodzie, trzeba pokazac koniowi, ze zle robi i ja sie na to nie zgadzam.
Ja dalej jestem przeciwa ostrym metodom, ale powiem wam tak: nie wiem co bym zrobiła jakby nagle koń, ni z tego ni z owego zaczął stawać dęba - w takich sytuacjach czasem traci sie głowe, może bym uderzyła konia? Może bym zeskoczyła? Może bym nic nie zrobiła - raczej to trzecie, bo ja w takich sytuacjach jak brykanie, jakieś takie dziwne rzeczy po prostu nie reaguję i chwalę konia jak sie uspokoi. I ja z reguły nie siadam na tego typu konie, tylko pracuje najpierw z ziemii - ale jakbym nie wiedziała, że koń staje deba i on nagle by zaczął robic swiece,a brak mojej reakcji by nie pomagał, to pewnie bym krzyknęła a jakby nie pomogło, może kopnęła go piętami, może klepnęła ręką w szyję itp - z batem i tak nie jeżdże więc bym nie przylała, ale coś bym zapewne zrobiła po prostu z obawy, ze cos mi się stanie.
Nasza reakcja zawsze zależy od specyfiki konia, bo jeśli koń obiera sobie stawanie dęba jako sposób na pozbycie się jeźdźca z grzbietu, to żarty się kończą. Można takiego gagatka lonżować do woli, wszystko z ziemi wygląda idealnie, wsiadasz i leżysz po chwili z koniem na plecach i tak za każdym razem. W takiej sytuacji trzeba zrobić wszystko aby "odpalić" konia do przodu, co najczęściej jest bardzo trudne bo takie konie wpadają w wir dębowania, kręcenia się i podskakiwania, albo po prostu robią wyskok do góry i w tył....brrrr
W drastycznych przypadkach nawet nie masz czasu na jakiekolwiek próby łagodzenia problemu, bo walczysz o przetrwanie w siodle, o to aby sie nie wywrócić na plecy z koniem ważącym ponad pół tony. Ja miałam do czynienia z tak mocno dębującym koniem, że nie miałam żadnej szansy na klepanie, wrzeszczenie czy uderzanie w szyję. W przypadku pionowych świec, nie masz za bardzo w co kopać, rękami nic nie zrobisz oprócz łapania i obejmowania szyi, lądujesz za tylnym łękiem siodła..
wlasnie.... o to mi chodzi. nawet branka- usposbienie lagodnosci (branka to bez zadnej zlosiwosci jest  😉 ) przyznaje, ze mogla by zareagowac, jak na nia niezwykle ostro...
tu mam jeszcze jeden przykladzik- i prosze was, nie mowcie, ze to nie byl bunt:
Nasza reakcja zawsze zależy od specyfiki konia, bo jeśli koń obiera sobie stawanie dęba jako sposób na pozbycie się jeźdźca z grzbietu, to żarty się kończą. Można takiego gagatka lonżować do woli, wszystko z ziemi wygląda idealnie, wsiadasz i leżysz po chwili z koniem na plecach i tak za każdym razem. W takiej sytuacji trzeba zrobić wszystko aby "odpalić" konia do przodu, co najczęściej jest bardzo trudne bo takie konie wpadają w wir dębowania, kręcenia się i podskakiwania, albo po prostu robią wyskok do góry i w tył....brrrr
W drastycznych przypadkach nawet nie masz czasu na jakiekolwiek próby łagodzenia problemu, bo walczysz o przetrwanie w siodle, o to aby sie nie wywrócić na plecy z koniem ważącym ponad pół tony. Ja miałam do czynienia z tak mocno dębującym koniem, że nie miałam żadnej szansy na klepanie, wrzeszczenie czy uderzanie w szyję. W przypadku pionowych świec, nie masz za bardzo w co kopać, rękami nic nie zrobisz oprócz łapania i obejmowania szyi, lądujesz za tylnym łękiem siodła..


chyba lepiej opisać się tego nie dało...
Tylko pamiętajcie, że bunt sie z czegoś bierze - to ZAWSZE dla mnie jest sygał że JA robie coś źle - obojętnie czy  w tej chwili czy długofalowo. Koń sie buntuje jak ma powód, nic sie nie dzieje bez powodu, naprawdę.
Ja kiedyś miałam wiele różnych teorii, łagodna specjalnie nie byłam, miałam różne 'ery', to patenty, to czarna, to bat i ostrogi l itp itd, radziłam sobie  z różnymi dziwnymi końmi, w różny sposób, ale teraz po prostu podchodze do tego inaczej, z dystansem jakimś. Po prostu odkąd zmieniłam myślenie nie mam takich problemów z końmi, wszystko wygląda inaczej,wszystko jest prostrze, choć czasem trwa dłużej. Nie mówię, ze to oznacza że jak ruszy na mnie jakiś koń z zebami, to sobie będe stać spokojnie i medytować :P Ale po prostu u mnie wiele rzeczy się zmieniło i wiele problemów odeszło, konie które uważałam za trudne stały się łatwe, mój koń stał się barankiem,  dziwią mnie takie rzeczy jak koniecznosć szarpania się z koniem, jakiegos kopania itp. Konie nie staja dęba tak o, ludzie je psują i potem sa problemy. Owszem są tez kwestie dziedziczne, ale nie dziedziczy sie zachowania i narowu tylko skłonności do okreslonych zachowań czy temperament w jakimś stopniu, co jednak absolutnie nie warunkuje zachowań tego typu - one sie rozwiną, jeśli będzie sie źle postępować(co nie oznacza, że zasze tego można uniknąć - jesteśmy tylko ludźmi, uczymy się na błędach, pewnych rzeczy mozemy nie zauwazyc i zrobic coś gdzieś źle - ale jak takie cos już nam się przydaży to trzeba umieć przyznac sie do błędu i szukac jego przycyzny w swoim postępowaniu przede wszystkim...bo inaczej nic nie osiągniemy i nigdzie nie zajdziemy!).
Nie wiem, może skończę z dziura w głowie 😉 Ale mam nadzieję, że nie. Zweryfikowac może mnie lato i ów trudny koń o którym pisałam, z którym już sobie kiedyś nie poradziłam. Ciekawa jestem jak to będzie w tym roku.
Ale do 'ostrych metod' zamiaru wracać nie mam 😉
oczywiscie że większość rzeczy dzieje się przez człowieka.. Ale nie powiesz mi ze koń który przez całe swoje 6 letnie życie nie robi praktycznie nic, tylko lekki terenik od czasu do czasu, jest zepsuty przez człowieka... Koń ma tak zwanego FOCHA na życie, i robi wszystko by osoba który zaczęła wymagać miała utrudnione życie... A wymagania miał takei że zamiast w teren poszedł na plac, i miał chodzić prosto a nie w odwrotnym ustawieniu. Wcześniej oczywiście przygotowanie na lonży ( gdzie nia miał żadnych problemów)... I nie uważam ze w takim przypadku klepanie i uspokajanie coś by pomogło. Musiałam znaleźć dla niego odpowiednią karę żeby mu pokazać że takie zachowaniu jest bardzo niepoządane i niesie za sobą nieprzyjemne konsekwencje. Danie mu wiecej czasu czy odpuszczenie byłoby chyba najgorszą rzeczą z możliwych.
Nie przesadzajmy z tym człowiekiem  😉 Znam konia, z którym próbowano wszystkiego i wysyłano go i do trenerów i do "zaklinaczy" i nie dało się NIC zrobić z dębowaniem. Na szczęście jest hodowli własnej, że tak powiem, więc nie trafił do handlarz i łazi po pastwisku - a szkoda (nie tej rzeźni  😉 ), bo koń z super papierem i mógłby wiele osiągnąć. Nie znaleźli na niego sposobu i już.
Branka, ja się podpisuję pod tym co piszesz ale..czasem nasze spokojne i cierpliwe metody nie podziałają i pozostaje być brutalnym i konsekwentnym. Konie w naturze nie należą do zwierząt delikatnych, same między sobą czasem brutalnie ustalają hierarchię i jeśli taki przykładowy ogier nie dostanie "bani" od starszego ogiera to nie zrozumie, że nie tędy droga. W moim przypadku mogę podsumować to tak, z 99.9% koni dogadam się po dobroci, ale pozostaje te 0,1% które wymaga mocnej ręki.
To jest naturalne, że upieramy się przy swoich metodach, bo je opanowaliśmy, przestudiowaliśmy i zdają egzamin na otaczającym nas materiale końskim, jednakże zawsze może się pojawić przypadek niestandardowy który w sumie i tak potwierdzi zasadę, ale ten przypadek uświadomi nam także nie można uogólniać.
Jeżeli koń spędził 6 lat na pastwisku i nagle każą mu pracować, to nie będzie chciał jeśli nie będzie miał jakiegos silnego motywatora. Moim motywatorem jest zarcie(i nie m atu ustalania żadej hierarchi itp, bo po co - koń pracuje dla żarcia i tyle), większośc ludzi stosuje odpuszczenie nacisku, możliwość zaczerpnięcia oddechu, itp -  ale wcześniej jest jakiś nacisk, wymuszanie jakiegos ruchu itd, niektózy tez ustalaja hierarchię - dla konia nie jest to jakaś szczególna frajda, ale jak sie postępuje łagodnie, wyrozumiale choć konsekwentnie to problemów w 99% przypadków nie będzie - jak sie postąpi nieodpowiednio gdzieś, to co bystrzejszy sie zbutuje 😉 Trzeba zadbać o to by koniowi ludzie sie dobrze kojarzyli.

PS Żadna sytuacja oczywiscie nie jest taka sama, jestem daleka od twierdzenia, że ja np znam sposób na każdego konia, bo to na pewno nie prawda 😉 Ale nie uciekam się od ostrych metod i uważam, że zawsze rozwiązanie sie znajdzie - a jak nie, to fajnie jak koń może mieć dożwocie na trawie jak ten koń co będe z nim pracować w wakacje, czy koń o którym napisała Dzionka 🙂 Bo ja wolę sobie nieporadzić łagodnymi metodami, niż zmuszać konia ostrymi - choć nie jest powiedziane, ze za 20 lat uznam inaczej, póki co wciąż sie intensywnie uczę, wy zapewne także, z czasem poglądy sie zmieniają, ja jestem na etapie - żadnej siły,  po wielu etapach siłowych.

Ide się uczyć, bo nie zdam 😉
dempsey   fiat voluntas Tua
22 czerwca 2009 00:39
byl kiedys ten film na starej volcie
czyjas autorska wersja na ustalanie hierarchii. imho mocno kontuzjogenna - ale moze w pewnych przypadkach wlasciwa (?)
Nie łapie jak on go położył. Że co, nie dał koniowi robić tego co chciał, czyli stawać dęba, to sie połozył w akcie rezygnacji czy co? Czy on go połozyl ciągnąc? Bo konie sie nie kładą w akcie poddaństwa.
Kontuzjogenne to jest, ale z drugiej strony na brutalne nie wyglądało.
on go chyba kładzie. Stopniowo koń coraz łatwiej ustępuje. Widziałam coś podobnego naa filmie o trenerze u jakiegoś szejka. On to tłumaczył tak, że dla konia dominanta, który zawsze wygrywał z człowiekiem sytuacja gdzie koń leży a człowiek nad nim stoi jest spęlnieniem koszmaru. Ale jednocześnie człowiek nie krzywdzi leżacego konia (nie budzi agresji tylko zaufanie) po czymś takim koń podobno już nie próbuje dominowąc(nie chce być położony) i zaczyna ufać(było tak żle ale człowiek mnie nie zjadł). Ten trener podkreślał, że tak robi się tylko wtedy gdy koń zaczyna dominować.
Robił to mniej więcej tak samo albo jeszcze delikatniej (pewnie konie za miliony) powoli bez śladu agresji. Były ujęcia na których biegał z końmi po pustyni i nie wygladały jakby się go bały.
Nie wiem czy to dobry czy zły sposób ale może dla bardzo pobudliwych walecznych i z silnym charakterem arabów skuteczny
ja jakos nie widze, zebym miala trzasnietego w  leb, chodzacego na dwoch nogach konia polozyc w ten sposob. i zeby nie bylo, ja nie neguje skutecznosci tej metody, tylko wogole nie widze mozliwosci jej wykonania. dlatego sadze, ze jest to metoda dla lepszych ode mnie....
ja jakos nie widze, zebym miala trzasnietego w  leb, chodzacego na dwoch nogach konia polozyc w ten sposob. i zeby nie bylo, ja nie neguje skutecznosci tej metody, tylko wogole nie widze mozliwosci jej wykonania. dlatego sadze, ze jest to metoda dla lepszych ode mnie....

ja tez sobie tego nie wyobrażam ale to poprostu chyba trzeba znać jakiś chwyt i jak siłe przyłożyć. Pewnie lata praktyki robią swoje. Ja osobiście napewno bym nie próbowała
Kiedyś była rozmowa (na starej volcie?) o tym dziwnym kładzeniu koni. To się TAP nazywa: http://www.hybrid-horseman.com/tapfaq.html
Wygląda dziwnie (i dla mnie, hm... niezbyt zachęcająco), nie wiem jak działa. Ciekawe, czy to w ogóle ktoś badał? Sprawdzał mechanizm?
Skoro ci co to robią mianują sie końskimi behaviorystami mogliby to zbadać. Wpisze to potem w nasza bazę, może coś znajdę...
Mianować to się każdy może, czym chce 😉 Ale poszukaj, może będzie coś o tym. Utkwiło mi w głowie w związku z tą metodą określenie "endorphine tap". Może po tym można szukać, jeśli to było kiedykolwiek opisane.
Teodora
a jak można oduczyć konia stawanie dęba podczas wychodzenia z trailera?
Lotnaa   I'm lovin it! :)
22 czerwca 2009 18:27
Hehe, możecie sobie wyobrazić moją "rozpacz", kiedy dziś w pracy podczas karmienia zamiast Witch znalazłam pusty boks  😉 Właściciele uznali, że nie chcę ryzykować ani mojego ani swojego zdrowia i wysłali ją da gościa, od którego ją kupili. Może on znajdzie na nią sposób, a jeśli nie, to pewnie ją zaźrebią.
Więc póki co, mam w pracy mniej stresu  😅
_kate Przewija się wasz problem - i coś Ci nikt nie odpowiada  🙁 Bo rozwiązanie chyba nie proste i z cyklu "próby, błędy i kreatywność". Podejrzewam, że kiedyś coś z klapą było nie tak - krzywo stała? mało stabilna? śliska? skrzypiąca? Bo tak chyba zachowują się konie, które grzęzną - nie mają pewnego gruntu pod nogami?
A gdyby kilka razy przewieźć przyczepą w ustawieniu głową do tyłu (w takiej przyczepie)? Inny pomysł to oszołomić jakimś bardzo intensywnym zapachem - świeża mięta czy coś - jest nadzieja, że mózg zajęty innym silnym bodźcem "nie zwróci uwagi" na podejrzenie niestabilnego gruntu.
_kate, nie znam Twojego konia... Więc tym bardziej jakoś strasznie mądra się nie czuję...
Jeśli koń staje dęba przy wychodzeniu, to może oznaczać, że nie czuje się z tym pewnie, nie wie, co ma robić z nogami i panikuje. Coś jakby odwrotność wspinania się przy odmowie ruchu naprzód. Ale oczywiście to nie musi być to... W każdym razie możesz z koniem poćwiczyć świadomość nóg, radzenie sobie z dziwnymi nawierzchniami, w końcu też wchodzenie i wychodzenie z przyczepy po kroku. Może pomoże, może nie - ale nie zaszkodzi. Ja bym jakiegoś takiego planu spróbowała:
- przechodzenie przez drąg leżący na ziemi (przechodzenie, zatrzymywanie tak, żeby pół konia było przed, pół za, przechodzenie po jednym kroku itp.)
- cofanie przez drąg leżący na ziemi
- to samo można ćwiczyć z chodzeniem przez leżące na ziemi opony (plus jest jeszcze taki, że koń się o nie mocno nie uderzy) - przechodzenie przez, nad, wstawianie nóg do opon
- przechodzenie przez różne dostępne "dziwa" - plandeki, podesty, zbite deski - cokolwiek się da zorganizować; najpierw przodem, potem też wstecz
Wszystko to koń robi na wyczucie, bo jak się cofa, nie wie, co ma pod nogami. Dlatego dobrze, jak może to ćwiczyć, uczyć się ufać temu, co nogi czują itd.
Spróbowałabym też zabawy z symulacją przyczepy. Koń co prawda nie nabierze się, że to przyczepa, ale zawsze będzie miał szansę poćwiczyć radzenie sobie z różnymi odczuciami.
Ściany jak rozumiem szczególnie konia nie poruszają, ale jakby co, to można ustawić dwie przeszkody równolegle, powiesić na nich plandeki i przechodzić pomiędzy. Przechodzić, zatrzymywać, cofać. Szukać spokoju.
Ważniejsza na pewno będzie symulacja sufitu. Można zrobić tak, że bierzesz prostokątną plandekę (czy inny kawał materiału), jednym bokiem mocujesz do przyczepy (albo czegokolwiek innego, jak tam będzie wygodniej), a pozostałe dwa rogi dajesz komuś do trzymania. Dobrze, żeby to mocowanie do czegoś stałego było wysoko. Wtedy, jak zaczniesz z koniem przechodzić pod spodem, możesz zacząć od "wysokiego sufitu". I stopniowo budować pewność siebie konia tak, żeby się nie bał przejść nawet pod daszkiem tuż tuż nad głową.
Ćwiczyłabym też z koniem wszelkie głaskania potylicy, naukę opuszczania głowy od nacisku na potylicę, ot, żeby głowa była mniej newraligicznym, panicznie bronionym miejscem.
Po różnych przygotowaniach tego typu (bo najlepiej to działać kreatywnie, korzystać z każdej nadarzającej się możliwości; np. górka? ok, koniu, a umiałbyś się cofnąć pod górę? a w dół? spokojnie? po zatrzymaniu po każdym kroku? itp.) można by powoli ćwiczyć z przyczepą. Nie wiem, jak robiliście do tej pory, ale stawiałabym na robienie (spokojnie) huśtawki. Czyli nie od razu do końca do środka, a krok w przód, krok w tył, dwa kroki w przód, dwa w tył. Żeby koń cały czas ćwiczył i wchodzenie i wychodzenie. I był w stanie robić to spokojnie, po jednym kroku, bez panikowania.
Nie wiem, czy to wszystko rozwiąże problem, ale stawiałabym na to, że powinno być lepiej.
Na świadomość łapek pomaga też wymasowanie ich delikatne przed przystąpieniem do zadań - to myk Lindy Tellington Jones 🙂
(BTW typowym objawem, jeśli koń boi się wychodzić z przyczepy, jest wychodzenie "krokiem koguta", z napięciem, podnoszeniem nóg wysoko, śpieszeniem się lub dużym ociąganiem. Koń, który czuje się z wychodzeniem pewnie idzie spokojniej, płynniej, równiej.)
Ja mam takie pytanie.

Mam pod opieką konia, aniołek, grzeczny przy czyszczeniu, bez problemu można go głaskać, nie płochliwy ale dziś mnie okropnie wystraszył, przywiązałam go obok takiej jakby przegrody i chciałam podejść z boku żeby coś tam mu doczyścić a ten zaczął się rzucać jak opętany! Potem każda moja próba pogłaskania go z boku kończyła się szczerzeniem do mnie zębów, gdy jednak weszłam do niego przestał i znów był aniołem. Może mi to ktoś logicznie wytłumaczyć bo tyle lat jeżdżę i z różnymi końmi miałam do czynienia ale ten dziś mnie zszokował!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się