Kupno konia

lillid myślę, że mam już poukładane w głowie żeby nie wydawać na pierdoły. Jeszcze pomyślę nad tym
Snape to poniekąd jest powód, dla którego teraz znowu zdecydowałam się na zakup własnego konia.
Fajnie dzierżawić od kogoś, od kogo się można naprawdę uczyć, bo udostępnia nam zadbanego, dobrze ujeżdżonego konia.
Nie oszukujmy się - bardzo często do dzierżawy idą konie, których właściciele kupując je rzucili się z motyką na słońce i nie mają dla nich serca ani czasu - wówczas na dzierżawie korzysta bardziej właściciel, niż dzierżawca.
Ile jest w ogłoszeniach młodych koni do dzierżawy! Czyli ujeździj mi pan konia i jeszcze za to zapłać...


I właśnie to jest smutne. Można się do dzierżaw zrazić przez takie przypadki jak trudny właściciel, niebezpieczny koń lub z niewystarczającymi umiejętnościami, na którym ani skręcić ani się zatrzymać, a jak się już posiada jakieś umiejętności, to fajnie by było uczyć się czegoś więcej, a nie uczyć cudzego konia reakcji na łydkę... A w ogłoszeniu same superlatywy! Ja miałam w życiu duże szczęścia do współdzierżaw (i chyba właściciele do mnie 😉) jeździłam tego samego konia zawsze min 3 lata, wszystkie z nich zakończyły się w pokojowych nastrojach (wyjazd za granicę, emerytura konia), teraz mam kolejnego farta i uczę się od konia C-klasowego, dlatego nie myślę nawet o swoim. Może jakbym była sfrustrowana dzierżawami, nie miała na czym jeździć to też bym myślała o zakupie swojego jak Snape, kto wie...

Klopsik, piąteczka, mam dokładnie to samo. Ja muszę co jakiś czas wyjechać na wakacje, na szkolenie, wyjść na miasto, ale też z drugiej strony można bez problemu prowadzić normalne życie i wyjechać i na 3 tygodnie mając konia tylko trzeba mieć zaufaną opiekę do niego. Jakbym miała mieć konia i codziennie wszystko robić przy nim sama albo martwic się non-stop, że coś się złego stanie, to można się psychicznie wykończyć. I żadne parskanie i wesołe rżenie by mi nerwów i stresów, wiecznego niedoczasu nie zwróciło. Dlatego podziwiam osoby z przydomowymi stajniami, które jeszcze dodatkowo studiują albo pracują na etat...
Ja nie żałuję zakupu, ani trochę. W okresie studiów całą kasę pompowałam w konia (kupiłam za własne, ciężko zarobione pieniądze, utrzymywałam z tychże + stypendium). Ale za to miałam dużo czasu. Potem wiadomo, wielka kariera 🙄 🤣 Ale jakoś udało się tego konika tam wpasować, czasem finansowo było ciężko, bo brakowało może nie tyle na życie, co na fanaberie (typu wakacje). Ale to był krótki, przejściowy okres. Aktualnie zarabiam tyle, że stać mnie żeby konia wstawić do super stajni i jeszcze dać go Trenerce do jeżdżenia. Dzięki temu mam super zrobionego konia, a ja mam czas na inne zajawki. Co weekend jestem na wyjeździe wspinaczkowym 😁 (sezon dla mnie trwa cały rok, bo wspinam również zimą). Ok, dzieci bym w to nie wcisnęła, ale ogólnie ani nie jestem zajechana, ani sfrustrowana.

Nie chciałabym dzierżawić już, mogę jeździć na cudzych, nawet b.chętnie, ale dzierżawa - niet. Już mi się przejadło. I też uważam, że co swój to swój. Zresztą, choć się zarzekałam to wiem, że po Duchu będzie kolejny koń 😀iabeł:
amnestria, no właśnie, 'nieszczęsne' dzieci. Teraz to najbardziej odwodzi mnie od pomysłu posiadania własnego konia 😁
Ano to się nie dziwię wcale :kwiatek: Podziwiam wszystkie jeżdżące mamy i generalnie mamy uprawiające czynnie sport. Ja na tę chwilę nie umiałabym tego pogodzić. Dlatego w takiej sytuacji dzierżawa wydaje się doskonałym pomysłem 🙂 :kwiatek:
miałam już wczoraj napisac, ale nie znalazłam czasu... konia mam od 3 miesiecy i absolutnie nie żałuje mimo, ze zjada mi wypłate na spółkę z kredytem, ale właśnie wróciłam ze stajni: naderwane ścięgno, 5 miesiecy z życiorysu  😜 myślę, że po 2 szklance wódki wrócę do stanu nieżałowania 😉

azzawa współczuję. Mogę, bo mi się przydarzyło 3 lata temu to samo, i to nie po 3 miesiącach, a po miesiącu od kupna...
Też nie żałuję, bo przejścia z tamtym koniem mnie bardzo dużo nauczyły. Ale to była bardzo kosztowna i frustrująca nauka  😁
ja mam od tygodnia urlop. wykruszył mi się wyjazd, ale sobie myślę nic straconego, zostanę w domu i porzeźbimy z kobyłą. pierwszego dnia przyjeżdzam, tylna noga jak balon. Po tygodniu mini spacerków w ręku i obkładania lodem noga sucha, jutro miała wracać pod siodło. Dzisiaj przyjeżdżam, a na przodzie grzejąca bulwa. za 5 dni robimy USG, wg. weta mam nikłe szanse że to tylko stłuczenie - żyć nie umierać  🏇
jeśli to nie nauczy mnie stoickiego spokoju,anielskiej  cierpliwości i akceptacji rzeczy, na które nie mam wpływu to już nic nie pomoże  😁

azzawa czyli szklankę macie jeszcze do połowy pełną 😉 nie przeżywaj na zapas. A nuż po USG okaże się, że to pierdoła.
Snape Nie żałuję zakupu konia, swój to swój- sama decyduję o stajni czy ewentualnym leczeniu. Kupiłam go świadomie i jestem szczęśliwa, chociaż czasem wymagało to ode mnie pieniędzy i nerwów. W moim życiu stało się tak, że przeprowadziłam się z koniem za granicę, w związku z tym było to dla mnie droższe i dużo bardziej skomplikowane (no ale taki był warunek, że ja+koń, albo wcale). Myślę też, że kiedy nie miałam tu znajomych, koń mi pomógł w odnalezieniu się w nowym kraju (poznałam ludzi ze stajni, miałam odskocznię od pracy). Czasowo niestety jest różnie, na szczęście mam super dziewczynę do dzierżawy i mogę jej zaufać, kiedy pojadę na wakacje, czy do rodziny. Czasem jeździmy razem albo na zmianę kupimy trening i potem kiedy jeździmy same mozemy kontrolować swoje błędy. Teraz, gdybym miała kupić konia, najbardziej przerażałby mnie sam zakup, bo jednak nawet jeśli nie wiadomo jak się zbada, zawsze jest to jakieś ryzyko.
lilliddziękuję za pocieszanie :kwiatek: trzymam się tej myśli zębami i pazurami 🙂

a wracając do tematu. pierwszego konia kupiłam za ciężko ciułane na studiach pieniądze (byłam od początku studiowania na własnym utrzymaniu). utrzymywałam go za minimalną pensję żrąc gruz. Minusem było ze mój koń jak się okazało nie lubił ludzi (raz na samym początku nawet mnie zaatakował i miotnął zębami o ścianę). tak więc kiedy moja sytuacja życiowa sie jeszcze bardziej pogorszyłą, sprzedałam go bez większego żalu (miałam pewność, że poszedł w bardzo dobre miejsce). Ale ani przez sekunde nie żałowałam naszych wspólnych lat, ani decyzji zakupu, choć bardzo bolało mnie że nigdy nie będziemy dobrym teamem. Przed kupnem i po dzierżawiłam i jeżdziłam jeszcze, mając nadzieję że dla świętego budżetowego spokoju mi się tych koników odechce. Niestety, to gorsze iż nałóg 😉. Obecny koń to pierwszy, któremu obiecałam ze będzie ze mną do końca (wiem, że to głupi,e ale mam zamiar trwać w tym postanowieniu tak długo jak tylko się da). mam ten plus, że na wstępie wiem, że nie będę musiała  godzić konia z dziećmi (których nie lubię bardzo) więc tylko czekam aż mi się termin przydatności skończy, żeby mnie przestali w pracy męczyć tym kiedy idę na macierzyński, bo to przecież ostatni dzwonek  😉
Decyzja podjęta... Małopolak, jakiś sentyment mam do nich
Sentyment to ja mam do „starych” XO, to co teraz jest jako małopolaki to, przepraszam wszystkich wielbicieli, trochę taki małopolski badziew. Od jakiegoś czasu porządnego małopolaka nie widziałam.
Gdzieś po drodze się myśl hodowlana zgubiła...
Zdaję sobie z tego sprawę. Poszukiwania będą długie i mam nadzieję, że owocne
Snape jeśli małopolak, to koniecznie jedź do Żabna 😉
Walewice w tym roku miały na sprzedaż masę fajnych małopolaków w b. przystępnych cenach
Snape serio? Dlaczego SP nie?
Twój wybór rzecz jasna, ale bardzo sobie zawężasz pole poszukiwań... zresztą niebawem sama się o tym przekonasz.
lillid nie wykluczam SP i coś mi się wydaję, że nawet na tym się skończy. Jeżeli mam szansę trafić na perełkę to będę próbować. Fajnie byłoby mieć jakiegoś rasowego zwirza :P
Nie spieszę się też z zakupem 🙂
Snape, z samego papieru nie będziesz miała przyjemności jazdy. Koń to nie pies. Niektóre SP są bardzo fajne i powiedz czym się różni SP od hanowera, skoro np moja kobyła jest hanowerska a ojca ma chyba oldenburga a wałach jest SP a de facto KWPN/SF .... to tylko kwestia wpisu do księgi stadnej. De facto wszystkie niemieckie konie po Cor De La Briere powinny być SP bo on był SF a mają go z dumą w hanowerskich czy oldenburskich rodowodach.
Snape nigdy nie postrzegałam młp jako rasowe szczerze mówiąc... no i tak jak Dance Girl pisze, to tylko kwestia uznania i wpisu do księgi.
Koń wyhodowany w Polsce może mieć nawet obustronne pochodzenie oldenburskie/KWPN/whatever, a będzie miał paszport SP, jeśli hodowca nie może załatwić wpisu do księgi.
To wszystko są bardzo umowne rzeczy...
Na papierze się nie jeździ. Określ sobie jasno, jakie cechy musi mieć koń dla Ciebie, co będzie u Ciebie robił i jakie Ty masz możliwości. Jak sobie zrobisz taki rachunek, nagle się okaże, że "rasowość" małopolaków się z Twoimi oczekiwaniami wyklucza...
To nawet nie tyle kwestia "załatwienia" wpisu do ksiegi. Mozna miec sp od kobyly hanowerskiej i ogiera uznanego w Hanowerze, bo po pierwsze, trzeba byc czlonkiem zwiazku zeby opisac w nim konia, a to wiaze sie z kosztami, plus dochodzi kwestia wypelniania dokumentow dla zrebaka po niemiecku i dogadania sie po angielsku lub niemiecku jak zwiazek przyjedzie opisac. Dla niektorych to po prostu za duzo zachodu, a jesli juz komus sie chce to te starania maja odzwierciedlenie w cenie konia zazwyczaj.
Jeszcze do tematu, czy nie żałuję posiadania własnego konia. Mam Borysa niemal 18 lat, kupiłam go jako osoba dorosła, ustawiona w życiu zawodowym i osobistym. Nie dezorganizuje mi życia: stoi w przyjaznej, blisko położonej, niedrogiej stajni z chowem bezstajennym przez pół roku  i w stałym towarzystwie. Co najważniejsze:  jest tam "fachowe oko", które zauważy, gdyby było coś nie tak. Koń ma 22 lata, nie choruje, nie miewa kontuzji (może dlatego, że duży, solidnie zbudowany zwierzak, który jest lekko i mało jeżdżony), a ja nie potrzebuję infrastruktury, bo jeździmy głównie w teren - stąd się wzięła taniość pensjonatu. Muszę zaznaczyć, że nie należę do osób, które muszą konia zobaczyć codziennie, bo inaczej mają atak paniki. Nie. Wyjeżdżam, choruję lub lenię się z czystym sumieniem!
To może teraz ja od strony w pełni zdecydowanej szesnastki, która dostała konika od rodziców.  😂

Pomimo dzierżaw, siedzenia w stajni całe dnie dowiedziałam się, że na temat koni to ja pojęcia prawie że nie mam.
Co prawda na początku za utrzymanie odpowiadali rodzice ale nigdy nie dawali mi na treningi (no dobra, jak bardzo poprosiłam to na to dali), zawody, sprzęt (dostałam tylko siodło, bo na to kasy w wieku 16 lat nie miałam). Koń miał być na okres liceum a na studia miał być sprzedany (jaaaasne). Jak przypomniałam o tym mamie to sama mnie wyśmiała.  😂
Odkąd poszłam na studia to dostawałam określą ilość pieniędzy na życie, za które musiałam również utrzymać konia. Odkąd sama zarabiam kasy nie dostaję. Musiałam nauczyć się wyczarować kasę znikąd , być w pięciu miejscach na raz. Wybierałam pomiędzy impezami, znajmymi, chłopakami a koniem. Nie raz byłam zbulwersowana i zastanawiałam się czy lepiej nie byłoby mi bez konia. W tym roku pierwszy raz odkąd mam konia pojechałam na zagraniczne wakacje. Mogłam tylko słuchać od znajomych jak gdzieśtam jest super. Ale to były moje wybory i niczego z tego nie żałuje. Zamiast na wakacje, jeździłam na zawody, na których poznałam ludzi, z którymi się przyjaźnię do dzisiaj, przeżyłam przecudowne chwilę dzięki temu , ze mam konia i mogłam dzięki niemu jeździć w przeróżne miejsca i poznawać nowych ludzi. Jakbym miała wybierać jeszcze raz czy chciałabym przeżyć okres liceum i studiów z koniem albo bez to bez wątpienia bym wybrała konia.

Ale my nigdy w sport się nie bawiliśmy (no może na początku jakieś ambicje były ale mój koń szybko pokazał ,że on ma zawody głęboko w d.. i miałam do wyboru albo wymienić konia albo pogodzić się z tym co mam).. No cóż, wybór był prosty i ani trochę go nie żałuję. Ale następnego konia, którego kupię odpowiednio sprawdzę pod kątem zachowań na zawodach. W domu mam z niego mega fun, trenujemy , wozimy dupkę jak mam lenia, jest najcudowniejszą rzeczą w życiu, która mi się przydarzyła.

U mnie koń przez całą rodzinę jest traktowany jak członek rodziny i nikt nawet nie myśli żeby go się kiedykolwiek pozbyć. Zawsze jakoś wkomponowuje się w moje życie. Najwyżej robię mu wakacje jak nie jestem w stanie za często go odwiedzać. Czasami mówię mamie, że ktoś znajomy sprzedał koni i niby jest to dla niej normalne ale zawsze jest takie "ale jak to, przecież Sonka to Ty chyba nigdy nie sprzedaż? Przecież on jest nasz". Zawsze mam to bezpieczeństwo , że pomimo wszystko to mama mi konia kupiła, więc to ona podjęła tą dorosłą decyzję a nie ja i jak przyjdzie rachunek od weta na kilkaset złoty, których już nie uda mi się wyczarować to go zapłaci. Jak będzie po studiach jak przejdę całkowicie na swoje? Nie wiem ...
Prawdę mówiąc chyba sobie już nie wyobrażam życia bez konia. Co ja bym z tymi dodatkową kasą co miesiąc robiła jakbym go nie miała?  😂 Przez kilka miesięcy konia mialam kilkaset km od siebie i ani trochę nie umialam się odnaleźć..
Kurczę, bardzo ciekawie się tu ten temat rozwinął.
Wincyj, wincyj takich historii 😀

Ja mimo tego, że przez ostatnie 8 lat jeździłam bardzo okazyjnie (za to wcześniejsze 10 jeździłam codziennie), to jakoś się tych koni z życia pozbyć nie mogę. I zaczynam powoli przeglądać ogłoszenia. Stać mnie na konia, stać mnie na utrzymanie, stać mnie na awaryjną sytuację. Boję się trochę o to, czy czasowo wyrobię. I czy nie będę żałować. No i najbardziej boję się kontuzji na wieki... ale to chyba aż tak często się nie zdarza 😉

Jak ktoś ma jeszcze tego typu doświadczenia to chętnie poczytam 🙂 póki co wygląda na to, że nikt z re-voltowiczów nie żałuje zakupu 😉
Witam wszystkich. Fajnie się was czyta ale zastanawiam się czemu tylko szukacie koni skokowych. Są również konie rekraacyjne do ,, lasu ,, np.
emptyline   Big Milk Straciatella
19 września 2018 16:12
Piotr_48, stawiam na to, że dlatego, że szukający są zainteresowani skakaniem. 😁
Ja nie żałuję, ale tylko i wyłącznie dlatego, że stać mnie teraz na utrzymywanie konia. Gdybym zarabiała mniej, to bym żałowała. Mój koń jest już dość leciwy 18 lat ( mam go z 8-10 lat) , z kolejnym nawrotem tłuszczaka nad kręgosłupem. I mimo, że jest świetnym koniem rodzinnym, rekreacyjnym i terenowym, to miałabym chyba problem ze sprzedażą. Żeby poprawić jego wartość, trzeba by zafundować mu kolejną, trzecią już operację wycięcia tłuszczaka. To się wiąże z kolejnym OGROMNYM stresem dla konia. (po drugim zabiegu były powikłania i koń ciężko to zniósł psychicznie) Po nawet udanym zabiegu, koń wyjęty spod siodła na kolejne pół roku. Nieważne. Ważne, że w tej chwili jego wartość rynkowa jest słaba. Nie zasłużył sobie na zły los w latach prawie już emeryckich. Należy mu się ode mnie emerytura i godziwe warunki. I takie dostanie. Ale gdyby NIE BYŁO mnie na to stać, to ŻAŁOWAŁABYM zakupu.

Fajnie było go mieć te wszystkie lata. Robił i dawał mi tyle, ile mógł i ile umiał. Pomógł mi psychicznie w życiu, był świetną odskocznią na wszystko. Pojawiły się jednak pewne okoliczności, przez które już prawie nie jeżdżę i nie sądzę, bym kiedykolwiek zaczęła jeździć tyle co kiedyś. Mimo, że nadal uwielbiam to robić. Nawet na same wypady do stajni mam coraz mniej czasu. Więc koń stoi i kosztuje. Dla jego dobra, znalazłam mu jeźdźca weekendowego. Poza tym- tylko kosztuje.
Powtarzam- nie żałuję. Bo on dał mi wiele, teraz pora, że to ja jemu muszę oddac, to na co zasłużył. Ale gdyby nie było mnie stać- chyba bym żałowała. Bo spokojnie można było coś dzierżawić, niekoniecznie kupować własnego. Choć własny- przyznaję- daje nieporównywalne większe doznania emocjonalne. Ale po czasie uważam, że i bez tych większych doznań, mogłabym się cieszyć dzierżawiąc po prostu jakiegoś.
Piotr_48, stawiam na to, że dlatego, że szukający są zainteresowani skakaniem. 😁

Dokładnie tak.
Ameryka została odkryta!

😉

A ja i taaaak się będę upierał
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się