Ja nie jestem specjalistą, tylko rodzicem. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ten fakt już dyskredytuje mnie jako rozmówcę. Trudno.
Nie jest dla mnie ani bajką, ani też wymysłem z gatunku "kosmici" prosta wiedza, że tożsamość młodego człowieka kształtuje się od wczesnego dzieciństwa w oparciu o konkretne wzorce społeczne. Jest też dla mnie jasne, że role społeczne kobiety i mężczyzny, m.in jako ojca i matki, ale również w najróżniejszych innych relacjach, nie są jednakowe i nie są zamienne.
Matka i jej wybory życiowe, zachowania, jej schematy reakcji itd mają ogromne znaczenie dla rozwijającej się osobowości i córki i syna.
Ojcieci i jego wybory życiowe, zachowania, jego schematy reakcji itd mają także ogromne znaczenie dla rozwijającej się osobowości i córki i syna.
Inny jest wpływ, jaki wywiera ojciec na życie syna, a inny jaki wywiera na życie córki. I to samo odnośnie matki.
Przecież to są oczywiste wnioski, których nie trzeba udowadniać. Chyba że jest tak źle, że trzeba.
Wtedy w google po pierwszym kliknięciu trafia się na mnóstwo materiału, pierwsze z rzędu:
Http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/59-niebieska-linia/1013-bez-kompasu-czyli-plec-psychologiczna-chlopcow-wychowywanych-przez-samotne-matki.htmlMożna temu zaprzeczać i upierać się, ze matka i ojciec to zbędny przeżytek.
Do czego to prowadzi w dalszej perspektywie, podałam w linku na wcześniejszej stronie: para lgbt wychowuje pięcioletniego chłopca nie pozwalając mu na określenie jego tożsamości płciowej, a sami obecnie planują zamienić się rolami i płciami poprzez przejście stosownych operacji (mama stanie się tatą, a tata mamą)
Jeśli ktoś uważa, że to jest dobry kierunek, to moim zdaniem krzywdzi dziecko.
Czy krzywdzi je tak samo jak przysłowiowa heteroseksualna rodzina z pijącym tatą i wykolejoną matką? Więcej czy mniej?
Nie wiem, nie odważę się stwierdzić. jednak nie jest to na pewno dobro dziecka, tylko jego krzywda. A dzieci krzywdzić nie wolno, także w imię postępu.
Córka potrzebuje ojca i matki - oboje dadzą jej coś innego, coś ważnego.
Syn potrzebuje ojca i matki - oboje dadzą mu coś innego, ważnego.
A że nie ma rodzin idealnych, to każdy z nas otrzymał od swoich rodziców również rozmaite problemy/obciążenia/dysfunkcje
I przekaże je dalej dzieciom. Od nas zależy co z tym zrobimy.
Dla mnie to oznacza, tyle, że na rodzinie, na matce i ojcu spoczywa ogromna odpowiedzialność
I zamiast "rozwiązywać" dotychczasowy model rodziny (zaprzeczając temu że dziecko potrzebuje obojga), to więcej sensu ma skupienie się na jak najlepszym spełnieniu tych trudnych ról przez matkę i ojca.
Jak najlepszym, uwzględniając naturalne ograniczenia. Przez skupienie się na tym rozumiem wiele różnych działań i nie miejsce tu na opis.
Tęczowe rodziny nie uratują społeczności ludzkiej przed patologią. Takie przekonanie jest naiwne.
Patologia jest niestety częścią naszego losu jako rasy, ale to nie znaczy że trzeba ją akceptować
Trzeba ją minimalizować, trzeba z nią walczyć.
A nie budować nowy system, w naiwnej wierze (o ile to jest naiwna wiara, bo może są to jakieś inne pobudki), że ten nowy system - pozbawiony przestarzałych pojęć matki i ojca - będzie lepszy.
To jest ścieżka na manowce.