własna przydomowa stajnia

ja najwięcej miałam 23..  😲 sama się zastanawiałam jak dawałam radę.. i więcej jeździłam. Teraz chyba stara się robię  😂
Ja mam niby tylko 4 konie, ale nie mam wielkich pastwisk, więc moje konie cały rok na sianie, a łączka tylko z doskoku. Ładowanie siatek, noszenie ich i wieszanie ciężkich na padoku, sprzątanie kup z padoku i pastwiska całorocznie, ciąganie słomy w big bagu pare dobrych metrów. Obornik wrzucam na przyczepę. Więc się natargam i nawrzucam. Teraz mam o tyle dobrze, że dzieci mam do 15 w przedszkolu, ale wcześniej wsiadać było niemożliwe. Teraz się nie da ze względu na pogodę i braku ujeżdżalni. :/ Sama się cykam jeździć w tereny na młody koniu.
aniaagre - mi w sumie sprzątanie boksów zajmuje chwilę - aktualnie mam dwa konie w boksach, reszta wolnowybiegowo, choć w razie tęgich morozów i jakiejś sytuacji awaryjnej boksy czekają. Mnie bardziej męczy/wkurza samo łażenie - niby konie mam pod domem, tyle, że pod domem mam też 25 ha. Samo karmienie schodzi mi jakieś 1,5 h dwa razy dziennie - konie podzielone są na małe stada w sumie 5, i do każdego trzeba pójść lub tak jak w przypadku ogiera i jego kompana - wprowadzić, wyprowadzić. Przy treściwym wolę być, bo a nuż cymbały będą miały do siebie jakieś "ale" lub któryś się zadławi - mam takie dwa talenty co nawet papką wodnistą potrafią się zadławić. Poza tym czas ucieka mi na pierdolety związane z gospodarstwem i to przynoszenie pracy do domu 😉. Nawleczonego siana i błota nie liczę, ale ilekroć zrobię totalne porządki to i tak najdalej w ciągu tygodnia walają mi się po stole jakieś śrubki, nakrętki, smakołyki, w kuchni wiadro z siemieniem lnianym do zalania itd. Z pracy "w mieście" człowiek jednak wychodzi, zamyka drzwi i się odcina, a mnie chyba zaczęło trochę przytłaczać i mam wrażenie, że ciągle jestem w pracy.
a myślałam , że tylko ja tak mam - ubranie bryczesów i wtarganie siodła z domu do konia ( jakieś 20 m) to wyczyn ponad me siły... . Bo jak są ogony pod domem to mam wrażenie , że cały czas w pracy jestem. Jak był pensjonat to wszystkie sprawy zostawiało się w domu i był czas na 'ja i koń' . A tak albo za zimno, albo za gorąco, albo za ciemno,albo goście ,albo owady albo pada albo świeci słońce a jeszcze na dodatek ... wilki się pojawiły i okazało się , że są  i łosie . O ile wilki koń ma koło nosa to łosie wzbudzają przerażenie. I im człowiek starszy tym samotne jazdy po lesie w mózgu budzą sprzeciw. A miało być tak pięknie ... 😉)))
zielona_stajnia, nie ma się co dziwić, że zaczęło Cię to przytłaczać. Każdy potrzebuje odskoczni. Najgorzej gdy pasja staje się szarą codziennością...
Ja przez 8 lat pracowałam przy koniach mając jednocześnie swoją stajnię. Wstawałam do koni, wychodziłam do pracy do koni i wracałam de facto też do pracy do koni. I miałam czas kiedy mi się nawet nie chciało moich koni oglądać.

Dwa miesiące temu całkowicie zrezygnowałam z pracy przy koniach na rzecz siedzenia w...biurze. Nie ukrywam, że to trochę dziwne dla mnie. Nie mówiąc już o szoku termicznym który przechodzę, bo jest tam CIEPŁO, a ja ciągle chodzę i ustawiam klimę na 20 stopni, bo nie umiem wysiedzieć w normalnej temperaturze, którą ustawiają ludzie  😂
Wraca mi się teraz do koni znacznie przyjemniej... Tak właśnie to wygląda - wychodzę z pracy, zamykam drzwi, odcinam się i idę miziać ogony. Baaa, nawet w pracy zerknę na kamerkę co tam u nich słychać  😎
A jak mi koń wyzdrowieje, to już w ogóle będę chyba ultra szczęśliwa i z nadmiaru czasu chyba oszaleję.
Mnie denerwuje bo jestem strasznie niezorganizowana 🙁 Wsiadam, jeśli już to tylko w weekend (szczególnie jesienią-zimą kiedy wcześnie robi się ciemno). A w weekend też różnie bywa, bo wypadało by nadgonić kilka zaległych spraw, dom, konie, obejście, jakieś prywatne, niekońskie sprawy... Konie stoją wolnowybiegowo, wywalam im balot siana i z tym mam spokój na tydzień. Karmienie dwa razy dziennie, schodzi mi z tym po pół godziny każdorazowo. Ale kurcze czasu na jazdę czy chociaż lonżę zimą nie potrafię wygospodarować. Brak oświetlonego placu, w teren chodzi sam jeden koń i to tez tak 50/50. Pozostała dwójka mogła by się ruszyć na tej lonży chociaż pół godziny dziennie. Widzę na to szansę ewentualnie tylko rano, ale to musiałabym wstawać o 5, żeby ze wszystkim się wyrobić ( jadę do pracy prawie godzinę). A jakoś nie potrafię zwlec się z łóżka wcześniej niż o 7, bo zazwyczaj jak już wieczorem wszystko ogarnę to zegar pokazuje pierwszą.

No i pierwszy rok mam konie u siebie, popełniłam bardzo poważny błąd nie sprzątając wybiegu regularnie. Teraz niby załatwiłam z sąsiadem, że przyjedzie ciągnikiem i wszystko powybiera i poczyści za jednym razem, ale jakoś od miesiąca nie może się zebrać... Jak mi już to sprzątnie to będę zbierać wszystko na bieżąco. Bo nie wiem czy taki system czyszcznia padoku raz na pół roku jest dobry... robi może tak ktoś jeszcze?
Reyline, zdecydowanie lepiej sprzątać na bieżąco.
ZielonaStajnia, mój mąż dostałby furii na widok takiej kuchni 😀 Chociaż mi tam nie przeszkadza. Dla niego najlepiej jakbym kąpała się dwa razy dziennie wraz z głową, a w weekend trzy bo po naszym śniadaniu idę znów do stajni 🙂 ciuchy piorę co drugi dzień, bo krzyczy. każde sianko czy słomkę muszę zbierać, bo jest krzyk. Gumaki zostawiam na schodach, a i tak czepił się wczoraj że jest smród. Do wiaderka z siemieniem nic nie ma, tylko pod warunkiem, że jest czyste 🙂

Ale z drugiej strony gdyby nie on, to miałabym bałagan i siano w domu 🙂

Niestety taka jest rzeczywistość własnej stajni, ale jakbym miała dać konia do kogoś i patrzeć jak stoi w boksie bez siana to jednak wolę swoją robotę i szczęśliwe konie,
Widzę, że nie tylko mnie przerasta ubranie bryczesów i siodła  😎
Mój chłop na szczęście nie zwraca uwagi na siano w domu, bo sam je przynosi czasami.
Dopóki pracowałam w stajni, a swoje konie trzymałam przy domu, ciężko mi było je ogarniać. Nie miałam czasu albo siły, żeby swoje konie ruszać. Jeździłam naprawdę mało. Jak wsiadałam to jakoś tak bez radości i entuzjazmu. Przez 10 lat pracowałam przy koniach. Potem zmieniłam pracę na "niekońską". Fakt, było dziwnie, ale ze swoimi końmi częściej coś robiłam. Niedawno miałam mały kryzys- wróciłam na jakiś czas do pracy z końmi. Ale znowu- brak czasu i sił na jazdę na swoich. Wróciłam do pracy innej niż w stajni i jest ok. Wprawdzie zimą jest ciężej, bo szybko ciemno, a nie mam oświetlenia placu, ale ruszam je w miarę regularnie. Wstaję o 5. Przed pracą daję rady wylonżować jednego konia. Jeżdżę na weekendzie. Wychodzi, że daję rady ruszać dwa z trzech koni, tak mniej więcej 3 razy w tygodniu.
nokia6002, a przemawia coś za tym? Oprócz tego, że w sumie mniej roboty? Mnie sąsiad za ogarnięcie z kup 4 ha powiedział 100zł. I on sobie to wszystko pozbiera i wywiezie. Ale zastanawiam się, czy są za tym jakieś inne przesłanki niż łatwość pracy.

EDIT:
Bo ja chyba bym wolała, żeby raz na pół roku ktoś to zrobił za mnie. Zapłacę mu te 100 zł, a nawet więcej jeśli  będzie trzeba, ale zaoszczędzę sporo czasu, a przede wszystkim oszczędzę swój połamany kręgosłup.
jolka no dokladnie, tez targam siodlo z domu i mam wrazenie ze nie doniose. A jak mam sie do tego zabrac, to az zwyczajnie sie boje... nie wiem, moze to wiek robi swoje. Ale ja mam jeszcze 1.5 roku do 40stki, niby powinnam jeszcze dzialac... moze jakis rodzaj deprechy. Nie wiem. Wlasnie wrocilam ze spaceru godzinnego z psem (dzis mam wolne), popatrzylam na syf z blota i siana w domu (w zimie wiadra z piciem napelniam w domu, to sie tony wszystkiego wnosza) i normalnie nie mam sily tego sprzatac. Padlam po spacerze w lesie 😲, no porazka. Najgorzej ze sama na siebie patrzec nie moge, ze taka wlasnie niezorganizowana i zwyczajnie slaba jestem. Choc kondycje niby mam, cwicze i w ogole... zimno mi bardziej przeszkadza niz kiedys. Taki jakis totalny brak dynamiki w tym wszystkim. Przeciez dwa konie ogarnac, to zadna robota niby. A ja sie snuje jakbym to za kare wszystko robila. Dwa lata temu jak czarny stal w pensjonacie, to jezdzilam na treningi na 20ta, zima snieg z deszczem i bylam cala z siebie zadowolona, jeszcze postepy jakie robilismy... a teraz ... 15 metrow do stajni a mnie lekki sniezek przeszkadza, tlumacze sobie ze za slisko zeby jezdzic 😲 chyba najgorszy jest ten brak zadowolenia z siebie, tyle to wszystko mnie pracy, zdrowia i kasy kosztowalo, a ja nie umiem ani tego wykorzystac, ani sie tym cieszyc... sama sie zawodze na sobie i chyba to najgorsze. A z drugiej strony nie chce inaczej. Jakbym miala dac konie w pensjonat, to chyba wolala bym ich nie miec... Tyle mialam sily jak to robilam. Stawianie ogrodzeń po nocach po pracy dojezdzajac jeszcze z mieszkania, budowa, wszystko... i tez padalam na pysk ale ile szczescia bylo... nie wiem, a moze to taki brak celu. Teraz juz wszystko zrobione, konie sa ponad dwa lata i takie ...  nie wiadomo co dalej. Moment stagnacji. Moze to to. Nie ma o co walczyc. Moze jakbym chciala na zawody jezdzic, to czula bym cel. A tak to nie ma nic do osiagniecia, poza codziennym wykonywaniem obowiazkow przy domu i zwierzyncu... i tak przez najblizsze 20 lat...na szczescie obecny chlop jezdzacy, tez lazi usmarowany stajennie, a syf z siana przekopuje noga w mniej widoczne miejsce. Byly maz by mnie zabil...
KaskaD30 posiadanie koni przy domu to było zawsze moje marzenie... Wyobrażałam sobie jak to będzie wspaniale, móc wsiąść kiedy mi się tylko żywnie podoba, jechać tam gdzie mi się podoba i na tyle na ile mi się podoba... No wszystko fajnie pięknie. Z tym, że już praktycznie wcale nie jeżdżę... Lubię konie mieć, patrzeć na nie. W sercu cały czas tęsknię za porządną jazdą, ale sama się trochę cykam jechać w teren, w dodatku zimą "nie mam kiedy".  Teraz jestem na etapie mówienia sobie " a kij z tym, niech se łażą, niech se jedzą, przynajmniej będą miały spokojną emeryturę, a dzieciak sielankowe życie". Ale to takie szukanie wymówek, żeby trochę zagłuszyć te myśli w głowie, że co ja robię? Że walczyłam o to tyle lat, tak bardzo marzyłam, tak bardzo chciałam. A teraz? Nawet z tego nie korzystam, nie cieszę się tym tak jak myślałam, że będę. I tak o. Mam nadzieję, że to tylko jesienna deprecha i mi minie.
Reyline :kwiatek:
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
19 listopada 2018 12:24
Reyline Ja w pierwszym roku prze jakiś czas próbowałam sprzątać raz w tygodniu, w weekend... szybko ten plan porzuciłam, bo zamiast coś właśnie z końmi porobić, to 4h zbierałam gówna 😉 Potem sprzątałam co drugi dzień, a teraz to choćby lało, wiało i żabami rzucało to idę codziennie. Mniej roboty, łatwiej bo takie nie rozdeptane te kupale. Ja lubię jak mają czysto, jak nie łażą po kupach, bo i kopyta zdrowsze i jak się położą czy wytarzają to tylko w czystym piasku. Często latem na bosaka chodzę do nich, a tak to średnio by było 😉 Buty nie śmierdzą robocze. No same plusy  😁
Tak was czytam i mnie pocieszacie, bo ja to mam wyrzuty sumienia, jak konie wezmę tylko raz w ciągu tygodnia 😂 Mnie chyba ratuje to (poza tym że koń wymaga tego ze względów zdrowotnych), że pracę kończę już o 15, do 15:30 to już jestem przebrana w robocze ciuchy i lecę sprzątać. Jak wracam z pracy to nie siadam w domu nawet na chwilę... bo bym już nie wstała 😉 A tak to idę z rozpędu i tak leci dzień. Do tego właśnie to, że mąż wraca 19/20 to chcę mieć już wszystko porobione przy koniach żeby trochę czasu z nim spędzić, bo po 23 się już spać kładę (przed 6 wstaję). No i jednak mamy tylko 2 konie więc to nie jest jakaś harówka ciężka, całość prac zajmuje mi 2-2,5 h 🙂 Do tego mega motywujące są regularne wizyty trenerki, przyjeżdża raz w miesiącu na weekend i mamy po 2-3 treningi więc głupio tak nie "odrobić pracy domowej" miedzy jej wizytami. Jeszcze to, że jednak w weekendy w tereny jeździmy, a jak wymagam od koni, żeby w weekend poszły te dwa czy trzy razy 15-20km z galopami, to też nie mogą stać cały tydzień i bąków zbijać, po to się w końcu do tego lasu wyprowadziliśmy, po to konie do siebie wzięliśmy, żeby z tego miejsca i koni korzystać 😀 I tego się trzymam  🏇
Jak bym tak poczytała jak to jest mając własną stajnie jakieś 4 lata temu bym się tego nie podjęła. Staram się wsiadać na konie co drugi dzień ale nie mam tyle motywacji do sprzątania wybiegów co dziennie. Heh przy setce kur wszystko jest rozgrzebane w gmnieniu oka. Strat w owsie nie mam  😜 ale nawet wyjscie do kina z przyjaciolmi to trzeba planowac kilka dni wczesniej...
Vynth - działa działa!  😅 - małżeństwo ocalone - za pierwszym razem było źle podłączone do poidła ale to ja obczaiłam i kazałam zmienić (to przy drugim przepalonym bezpieczniku). problem okazał się w "kolorze kabla" 😉 jednak bezpiecznik musiał być na napięciu na neutralnym - niby logiczne ale, no wiesz. Mniejsza z tym, działa, tylko teraz problem, że niektóre konie z niego nie piją bo miska dość duża i piją bokiem unikając nasikanie "syczącego" języczka. To te nieprzyzwyczajonych do automatycznych poideł. Bywalczyni pensjonatów zna te wynalazki i nauczyła też źrebaka.

Ja przy 11 (a w zasadzie 6 + 5 mini kucykach) nie mam casu regularnie wsiadać (mam dwa konie na które powinnam wsiadać). Udaje mi się może 1-2 razy w tygodniu, 1 x w tyg lonża, a pozostałe to na struganie kopyt, naukę źrebiąt podstaw, itp. itd. Wciąż liczę na to, że uda mi się częściej ale to raczej nie zimą. Latem zazwyczaj odbijam bo i pracuję mniej.
nokia - w temacie sprzątania mam bardzo praktyczne podejście. Rąk chłopu nie urwało, uważa, że jest bajzel, niech posprząta. Jeśli nie ma na to ochoty, to niech się nie odzywa, bo po mnie to spływa, a on tylko język strzępi. Jeśli nadal coś nie halo - drzwi są otwarte i można nimi również wyjść, wszak na łańcuchu nie trzymam 😉
Ale rozpoczęliście temat idealny dla mnie... i z tego co czytam mam podobne odczucia do wielu z Was. Jeszcze 3h temu siedząc w ciepłym biurze i popijając szybką kawę miałam podobne przemyślenia. Doszłam do wniosku, że gdzieś uleciała mi radość z koni, najgorsze jest to że nic mi się nie chcę czasem nawet rano do nich wstawać.  Kiedyś już miałam swoją przydomową stajenkę, ale to było jakoś inaczej. Nie pracowałam tylko uczyłam się, wszystko było dobrze zorganizowane, tata mi pomagał dużo. Teraz po przeprowadzce na Kaszuby i tułaczkach pensjonatowych postanowiliśmy iść na swoje i tak jak zbliża się ten okres zimowy tak coraz bardziej żałuję. Tym bardziej nie czuje radości, ponieważ jesteśmy ciągle "w budowie", więc nie wsiadam, nie mam nigdzie oświetlenia, nie mam nawet ujeżdżalni. Pracuje od 8-16, rano karmie konie (mam 3 sztuki) i lecę do pracy, wracam do domu ok 16:30 to ciemno. Niby wolny wybieg, wstawiamy balot 1 w tygodniu, dolewam wodę do wanny jeszcze z węża, już przymrozki więc za niedługo zacznie się noszenie wiader z wodą. Nie mogę sobie poradzić z błotem przed wiatą, doprowadza mnie to do szału. Chociaż wiem, że to normalne... przynajmniej w większości pensjonatów gdzie były wiaty robiło się takie błoto przed  😵 wiem, że to tylko ta aura do tego się przyczynia i mocno oczekuję wiosny  🤔wirek:
Mam swoją stajnie ok 20lat. Nie jeżdżę jak leje, lub jest poniżej -10 C
Koni bywało nawet 9 własnych. obecnie mam 3 konie w tym 2 do jazdy.
Wstaję codziennie o 4.45 karmię, wypuszczam, sprzątam
7-15 w pracy. O 16 wsiadam na pierwszego konia, drugiego kończę o 17.30.
Karmię, derkuję, czyszczę sprzęt itd.  do domu wchodzę teraz 18.30 -19. w lecie mam jeszcze ogródek to tak 21 staram się skończyć.
Nie mamy tylko koni, mamy inne zwierzęta. 3 konie, 22 bydła, 2 świnie, 5 psów, 3 koty 😉
Fakt, natyrać się trzeba aby kopytne beztrosko bąki puszczały w stronę zachodzącego słońca. Fakt, myślałam , że jak pod domem będą, będziemy codziennie galopować ' po tęczy' jak w pensjonacie. KaśkaD30 jeszcze młoda jesteś .... w porównaniu ze mną. Ja tam martwię się aby sił i kondycji starczyło aby kopytnymi się  zająć do ich końca. Zwłaszcza w siodle. I najbardziej przed osiodłaniem wstrzymuje mnie 'głowa' .Bo jak już wsiądę w siodło to w lesie idę tam, gdzie mnie czasami coś zaciekawi. A teren nieznany i jak coś się  stanie to co powiem, że 'po prawej sosenka' ?
...ale nadal cieszę się , że ogony z okna widzę ..
...a że w mieście znajomi siano/słomę ze mnie ściągają ... bo przed samym odjazdem 'to ja im jeszcze dorzucę /sprzątnę
...a jak już siodło niosę to kobyła patrzy na mnie jak na idiotkę i mam wrażenie , że pyta czy abym nie zwariowała 😉
...siano w domu, błoto w domu, konie na podwórku ,koty na stole ... goście muszą to tolerować albo nie przyjeżdżać ale dla wnuków Raj .

Ja wsiadałam pierwszy miesiąc 2-3 konie dziennie jak zrezygnowałam z pracy i postanowiłam iść na swoje.
Potem rozkręciła mi się rekreacja plus obozy i jak na jednego wsiądę wieczorem po jazdach to jest święto lasu  🤣 🤣 🤣
Ale staram się mobilizować. Kiedy nie miałam swojej stajni, jeździłam do konia po 20 km o 20.00 po całym dniu pracy i spinałam dupkę i wsiadałam. Teraz mam stajnię 20 metrów od miejsca, w którym mieszkam i nie mam kiedy i jak  🤣
A  mnie przed depresją przydomowej stajni chyba ratuje właśnie to posiadanie 20 projektów i hodowla na mała skalę. Te emocje które wzbudza nowo urodzony źrebak, stres ze znalezieniem nowego domu i nie zbankrutowanie na tym (bo o zarobku nie ma co mówić), fakt, że poidło padokowe działa i (być może), skończy się zimowe noszenia wiader, własnoręczne zbudowanie nowej wiaty, zorganizowanie darmowej kostki od sąsiada, jakieś tam kwiaciory żeby brzydko nie było, przestawiania po raz 3 zabetonowanych słupków  🤔wirek:, plany, zmienione plany, to tamto - no, nie jest nudno. Z tym, że w tym wszystkim wspiera i pomaga mi mąż który ma podobne marzenia co ja (widzisz, Wynth, nie jest tak źle). Mamy jedno dziecko, pracujemy około 6 godzin dziennie (ja więcej przez dodatkowe prace) a pozostały czas wolny poświęcamy tym marzeniom i może przez to, do końca roku, będzie normalne siodlarnia (w tym co było garażem , bo samochodu np. nie mamy), może za rok dwa będzie oświetlony plac a normalnym podłożu, i wierzę w to, że wrócę do regularnej jazdy i może coś w tym kierunku zacznę robić. Na razie zadowalam się szkoleniem młodej (?) 6-letnej klaczy, odchowie źrebiąt, i rodziną. Rodzina (niekońska) powoli pogodziła się z tym, że nam zdrowo odbiło.
Reyline, Zembria już mnie wyręczyła. Tu nie chodzi o kasę. Jak masz mały padok to zbierać trzeba, co innego u mnie mam 10ha łąk i jak bym miała to posprzątać, to dzieci by nie wiedziały jak wyglądam 🙂

Z własną stajnią jest ciężko, ale i są tego duże plusy 🙂
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
19 listopada 2018 13:47
No to ja się jeszcze dołączę, choć pracuje w domu, jest to jednak praca nie na 8h a 24h/7 ... także nie wiem co lepsze, czy odbębnić te 8h w robocie poza domem czy niby być w domu, a na nic nie mieć sił ...

Początkowo ponad 10 lat temu kiedy mieliśmy tylko dwa konie jeździłam regularnie i więcej niż teraz. Konie stały w boksach typu angielskiego w zaadoptowanej szopce. Kupy sprzątałam raz w  tygodniu, mowa o kupach w boksach. Kup z łączek/sadku nie sprzątałam bo konie tam najpierw musiały wykosić bo nawet ich tam nie znajdywałam, tak był teren zarośnięty ...
Szybko z trybu raz w tygodniu, z boksów zaczęłam sprzątać codziennie bo, po tygodniu srania, dla niewprawionego człeka z miasta w trudności życia na wsi okazały się jak Stajnia Augiasza ...  😵
Tak więc wszystko było pięknie i ładnie, jeden z koni młodziak, drugi 6 latek więc tak na prawdę jeździłam jednego i na wszystko był czas, na leżenie w hamaku też ....
Potem przyszła Kalina - trzeci koń, surowy ziemniak, ale te 3 konie jeszcze jakoś sensownie ogarniałam i wszelkie prace przy nich, włącznie z jakąś tam jazdą nie angażując w to męża żołnierza - wiadomo jak to jest ... służba nie drużba. Nawet jak go nie było dłużej ogarniałam zwierzaki. O domu się nie wypowiadam 😉 ....

Potem przyszedł czas pensjonatu ( jakieś 5 lat w sumie ) i tu ... już przestałam się tak świetnie ogarniać. Zaczęło brakować sił przy piątce i czasu. Z jazd swoich zaczęłam rezygnować, na rzecz sprzątania wybiegów, łąki, a i tak nie ze wszystkim dawałam zawsze radę. Od czasu do czasu do zajęcia się jednym z ogonów motywowała mnie moja pensjonariuszka, ale ten czas poświęcałam tylko na jednego konia, a reszta stała i ładnie wyglądała. Dodatkowo koń mój okazała się koniem trudnym i marzenia o beztroskich galopach wśród pół szlag trafił, za to byłam pełna frustracji z powodu niespełnienia w siodle. Wszystko to piszę bardzo w skrócie bo ... tak na prawdę nie mam czasu 😉 .
Szukałam oczywiście różnych rozwiązań problemu, rosła moja świadomość jego istnienia, ale nie znajdywałam trenera, który by ów problem zobaczył i zaczął ze mną go rozwiązywać u nas na miejscu.
W końcu ponad 3,5 roku temu znalazła się trenerka, z którą zaczęłam jeździć systematycznie i jeżdżę z nią do dziś.
Zbiegło się to mniej więcej z moją decyzją o rezygnacji z pensjonatu. Akurat konie pensjonariuszki szły na swoje, więc nie szukałam nikogo na to miejsce.

I to był moment kiedy podryfowałam nieco w innym kierunku, pojawiły się kozy, ale mając widoczny progres i systematycznie dojeżdżającą trenerkę była też motywacja żeby wsiadać i ... brak wyrzutów sumienia jeśli czegoś nie zdążyłam posprzątać. W końcu stały u mnie tylko moje zwierzęta, nie było mowy, żeby stały w gnoju, ale jeśli doba nie wystarczyła, nie popadałam w paranoje, że ktoś będzie miał mi za złe, że z czymś nie zdążyłam.
To był okres, który u nas przyniósł zmiany, zajęłam się na poważniej zajmować serowarstwem, rozbudowałam stado kóz, ale także wróciłam do koni i konkretnej roboty w siodle, a tym samym rozwiązywaniem problemu, który jak się okazało nie był tylko problemem konia, ale także moim.
Stan taki trwa, uruchomiłam z przedwczesnej emerytury starszego konia, klacz zimnokrwistą wywiozłam w trening zaprzęgowy, męża posadziłam na nowo w siodło.
Jednym słowem wszystkich kopnęłam w dupę włącznie z sobą ....

W czerwcu przyjechała klacz do pensjonatu, trwało długo zanim mnie dziewczyna namówiła, ale była wytrwała, trzeba jej przyznać. Mamy w tej chwili 4 konie w sumie do ogarnięcia i 45 kóz. Nie ogarniamy tak idealnie jakbym tego chciała, jest to po prostu dla dwóch osób nie możliwe, ale jeździmy na swoich koniach w miarę możliwości regularnie, Kalina równa plac i bardzo dobrze odnajduje się w tego rodzaju robocie, bryczkę też pociągnie, a mój mąż połknął bakcyla powożenia i ... mamy z tego satysfakcję. Trenerka przyjeżdża co miesiąc, czasem świecimy oczami, ale jednak robimy coś więcej niż wywożenie kupy. Nie jest idealnie, teren jest za duży, zwierząt jest za dużo, nas jest za mało, a doba jest za krótka. Ja odpuściłam ciśnienie, jesteśmy u siebie na swoich warunkach, staramy się, pchamy wszystko do przodu, co roku całe to gospodarstwo coś zyskuje.

Podejrzewam  jednak, że daje radę bez oszukiwania wsiadać, bo jest coś co pewno odróżnia mnie od większości z Was. Nie mamy dzieci ...


nokia6002, zembria no z tym czasem to ja rozumiem, że lepiej systematycznie i po trochu, żeby się potem nie narobić. Nie wiem czy 4 ha na 3 konie to dużo czy mało. Argument z kopytami do mnie przemawia, jednak one nie mają wszystkiego zasrane, ot, kupa tu, kupa tam. Muszę to przeanalizować bo latać po tych 4 ha tez mi się nie uśmiecha, żeby każdą kupkę zbierać regularnie.
Ja sprzątam codziennie tylko mały padok zimowy, bo tam faktycznie zrobi się syf jak dłużej nie będę sprzątała. Pastwiska nie sprzątam, bo nie widzę potrzeby a i z czasem pewnie bym nie wyrobiła. Mam swojego ponad hektar dużego pastwiska, ok 20 arów małego i u sąsiadów trzy kwatery zrobione. Mam 3 konie i może coś ok 3 hektary w użytku, a syf jakiś ogromny się nie robi.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
19 listopada 2018 14:24
U nas największy syf ( mowa o kupie z błotem - niestety to Żuławy więc ziemie żyzne ale ciężkie ) przy siatkach z sianem ...
One jedzą, mielą glebę i srają w jednym miejscu i tam faktycznie jest syf zwłaszcza jak jest mokro. W tym czasie jest też bardzo ciężko tam sprzątać bo taczka nie wjedziesz bo wciągnie ...
Paradoksalnie tylko nasza gruba robi w jednym miejscu kupy, więc jej wybieg jest najbardziej czystym jaki widziałam. Trzy pozostałe szlachetne konie nie dbają gdzie robią kupę  🙄
Aleks nie jesteś sama, też nie mamy dzieci, a z ogarnianiem koni różnie. Mamy 2 duże konie i 2 kuce. W tym roku poszliśmy na łatwiznę i postawiliśmy im wiatę (nie związaną trwale z gruntem, żeby nikt się nie czepiał). Sprzątam padok jak mam problem z dowiezieniem siana na wózku. I jak mój poziom estetyki zaczyna leżeć i kwiczeć. Ale nie mam paranoi na tym punkcie. Jeździć rzadko jeżdżę, bo jak mam pójść po konia na padok, przyprowadzić, wyczyścić, osiodłać i wsiąść, to już lepiej niech sobie chodzi po tym padoku. Od 7 rano do 14-15 jestem w pracy. Więc teraz jak idę do koni to już zaczyna się szarówka robi.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
19 listopada 2018 16:48
anyann - w kwestii posiadania dzieci to może inaczej, dzieci jeszcze w zależności w jakim są wieku absorbują dużo czasu. Sama własnych nie mam jak wspomniałam, ale miewam siostrzenicę lat 8, okresowo, ale na dłużej. Po tych skromnych doświadczeniach dochodzę do wniosku, że jednak bardzo dużo to kwestia organizacji i/albo ... ciśnienia na posadzenie tyłka w siodło 😉 . Moja siostrzenica ma bardzo duże  😉  ... co działa także motywująco, a że jestem najlepszą ciocią ever no to zobowiązuje 😉.

Ja ten okres kiedy mi się nie chciało iść po brudasa na łąkę ( konie 24h/7 od kilku lat na zewnątrz ), wyczyścić brudasa bo się właśnie utytłał mam za sobą. Wyleczył mnie z tego mój własny koń ( oczko w głowie mamusi ), który pozostawiony sam sobie dostaje małpiego rozumu, staje się ciężki w obejściu, zaczyna chodzić na dwóch nogach podpierając się ogonem i przestaje być to zabawne, a staje się niebezpieczne. Takie zachowanie generuje u niego niestety nuda. Także nawet jak nie wsiadam to zbieram brudasa choćby na lonże, a jeśli tego nie robię natychmiast mamy regres w jezdności co wychodzi odrazu na treningach, za które płacę i płaczę jeśli widzę, że znowu się cofnęliśmy bo mi się nie chciało ... Także chce mi się nawet jak mi się nie chce.
Drugi koń wdrożony do roboty po przedwczesnej emeryturze robi takie postępy, czego się nie spodziewałam, że aż żal to zaprzepaścić tym bardziej, że mąż się fajnie na nim odnalazł.

No w przypadku sztywnych godzin pracy zrozumiałe są utrudnienia w jeździe za dnia o tej porze roku posiadając konie przy domu.

edit: też mam taka kluskę  😁 jak na Twoim zdjęciu, nawet maść się zgadza  😍
Moj jeden pozostawiony sam sobie z nudow, oprocz rowniez uprawiania joggingu na dwoch nogach, w tym pod jezdzcem, organizuje sobie czas rozwiazujac problemy architektoniczne otoczenia i wprowadzajac wlasne aranzacje. Np wyjal okno z siodlarni, pracowal od zewnatrz, w pocie czola. Jak zabilam pozostala po nim dziure dechami to sie obrazil. Kombinowal tez naprawe dachu, ale mu bylo za wysoko. Niemniej widok konia siedzacego prawie na d... zeby lepiej leb zadrzec do gory i robiacego zeza coby oczy dojzaly laczenie dachu nad nim, byl conajmniej dziwny. Ma wiele pomyslow. Do tego jest okrutny, bo z wybiegu widzi okno w kuchni i jak chce zeby nim sie zajac, to stoi w rogu nieruchomo jak wystrugany, w pozycji i z mina jak kon widmo i wpatruje sie tak godzinami, ze dreszcz spojzenia na plecach ciagle czujesz. Najczesciej wystarczy isc, wlezc na grzbiet i se tak siedziec. Wtedy moze sie zajac swoimi sprawami, byle mnie mial na sobie... dziwny gosc jest czasem. Drugi za to lata za toba jak pies, drze ryja, potrafi skuczec i calkiem bez godnosci domaga sie ze on tez chce 😲 i wez tu ich olej. Sorry za brak polskich znakow, ale z tego tel to za duze wyzwanie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się