Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Chciałam z rana wpaść tutaj pochwalić męża, że dał mi się spokojnie rozbudzić przed karmieniem Kuby, bo wziął go na rozbrojenie atomowej kupy, ale radość nie trwała długo. Gdy ja siedzę z Kubą, to mam robić inne rzeczy poza opieką - posprzątać, ugotować, itp., bo "przecież da się!", ale gdy ja poszłam się kąpać, to M. nie dał rady poskładać prania, "bo przecież zajmował się dzieckiem!". 😵 Fakt, czasem naprawdę dużo robi w domu, gotuje mi super rzeczy, sprząta gruntownie całe mieszkanie, czy wychodzi z psami, ale chwilami ma takie odpały, że ręce mi opadają...
U nas ciąg dalszy rozmów i sytuacja z dziś.
Idziemy na 40 urodziny szwagra ,mała zostaje pierwszy raz z moja mama sama. Mąż miał mi od rana pomagać bym mogła i trochę odpocząć i ogarnąć ubrania i siebie by jakoś wyglądać. Wyjechał na 30 minut do sklepu, wrócił po 4 h i dziwi się że mam pretensje,przecież spotkał znajomego a potem tata do niego zadzwonił i jeszcze coś tam. 😵
Usłyszałam że przecież jest podział obowiązków w naszym małżeństwie więc o co mam wąty (Ja się na żadny podział nie umawialam) Wytlumaczylam że przez jego zachowanie córka śmieje się tylko na mój widok ,nie ma z nią wiezi i w przyszłości nie powie że ma świetnego tatę jak dłużej będzie tak robil. I co ? Ha obraził się na mnie że jak ja mogłam tak powiedziec że tak będzie, przykrość mu sprawiłam 🤔 Ja winna ,zła kobieta  😜
Wytlumaczylam że przez jego zachowanie córka śmieje się tylko na mój widok ,nie ma z nią wiezi i w przyszłości nie powie że ma świetnego tatę jak dłużej będzie tak robil. I co ? Ha obraził się na mnie że jak ja mogłam tak powiedziec że tak będzie, przykrość mu sprawiłam 🤔 Ja winna ,zła kobieta  😜


Gdy ja rzuciłam tym argumentem to usłyszałam, że "przecież on zarabia na dom, więc jak ma spędzać z synem tyle czasu, co ja". Jak oni świetnie potrafią na wszystko znaleźć obronę dla siebie. 😁
Dziewczyny, pewnie mnie zlinczujecie zaraz, ale:
Mam wrażenie, że się strasznie nakręcacie i szukacie ofiary, do rozładowania swoich frustracji. Wasze życie zmieniło się na maxa, Wasze maleństwa mają dopiero dwa miesiące a Wy już jesteście umęczone - co będzie dalej? Pierwszy rok jest zaj*** trudny,męczący i wkurzający. Nie ma czasu na nic,a na pewno nie ma opcji, żeby robić to co do tej pory w tym samym trybie - często zdarza mi się nie umyć głow i chodzić w czapce albo robić to biegiem o 14.17,bo akurat jest szansa. To trzeba sobie poukładać w głowie, bo na początku mega mnie to wkurzało, bo zawsze myłam głowę rano po przebudzeniu (to taki przykład,ale generalnie dotyczy to wszystkich czynności w domu). Ja przy pierwszym dziecku (zresztą przy drugim troszkę też) obwiniam męża że za mało robi... A jego doba też ma 24 godziny,też jest zmęczony i sfrustrowany zmianą. Pojawienie się dziecka to rewolucja i dla mamy i dla taty , on też musi mieć czas żeby wszystko przewartościować i na nowo ogarnąć,weszliście w role do których nie da się przygotować!
Dajcie sobie i Waszym mężom ten czas, szkoda nerwów i niepotrzebnych wojen!

Gdzieś widziałam artykuł, przyrownujacy pojawienie się dziecka do straty, po której trzeba przejść żałobę. Nie do końca to tak czuję, ale trochę w tym racji jest😉

:kwiatek:
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
24 listopada 2018 15:37
Ja wcale nie uważam, ze ten pierwszy rok był ciezszy niz teraz 😉

Wtedy nawet jak nie umylam głowy to nic sie nie stało. Dziecko mi nie robiło bałaganu wiec i sprzątania mniej. Nie chodziłam do pracy wiec mogłam chodzic snieta bo jedyny wysiłek umysłowy to było przebranie naleśnika. A jesc musiałam ogarnąć tylko dla siebie wiec mogłam zjeść nawet pizzę z piekarnika. A teraz musze wymyślać zakupy, eko zupki, dom, dwie pralki dziennie, malowanie setnego autka, terminy w przedszkolu i robienie dla dzieci prezentów czy lampionów czy kalendarzy adwentowych, deadliny w pracy i swoj dr w „czasie wolnym”. O migrenie średnio 10 dni w tygodniu nie mowię i o braku rodziny. Teraz to jest walka o przetrwanie. Z naleśnikiem i brudna głowa i zaciekami pod prysznicem to było zycie :p
Oo to o żałobie u mnie bardzo trafne. Do tej pory mnie bierze taka tęsknota jakby mi ktoś bliski (pewnie dawna ja) umarł...

Tez mysle ze spróbujcie wyluzować. Tatusiowie jeszcze sto razy pokażą jakimi super ojcami sa a teraz chyba dobrze by było byc wzajemnie dla siebie wyrozumiałym i empatycznym, bo inaczej tylko relacje cierpią a chyba nic dobrego z tego na sile nie wyniknie!
myślę, że ta sytuacja ma dwie strony, obie bardzo ważne. Jedna- pożegnać starą siebie, a druga- część facetów została wychowana w stereotypach. Chłop ma zarobić i odpocząć, a baba do garów i dzieci.
To jest bardzo ciężkie, jeśli trafi się nam kumulacja.
Trzymajcie się dziewczyny!
ash   Sukces jest koloru blond....
24 listopada 2018 16:25
Dla mnie pierwszy rok życia dziecka był bardzo trudny, a najbardziej pierwsze 3 miesiace. Trzeba zaakceptować zmiany i to chyba najtrudniejsze. Mi jeszcze brak snu mocno dawał w kość.
Teraz to jest luz blus i hajlajf 🙂
Wszystkie z was które mają już większe dzieci lub ich większą ilość piszecie, że dla was też to było trudne, że przeżywałyście to samo itd... Zatem to, że my (te, które mają malutkie pierwsze dziecko) narzekamy, chyba nie jest niczym dziwnym? 😉 Dajcie nam ponarzekać, w końcu też się przekonamy, że to szybko mija i wyluzujemy 😎

mundialowa, gunia92 doskonale was rozumiem i współczuję trochę, na szczęście mi się trafił inny egzemplarz męża i chyba zacznę go po stopach za to całować 🤣 Ja nie będę wam mówić żebyście wyluzowały i poczekały na lepsze czasy. Kujcie żelazo póki gorące i walczcie o czas dla siebie :kwiatek:
Ja również sądzę że pierwszy rok jest najtrudniejszy .A jak dodać do tego jeszcze drugie dziecko , które równieź wymaga uwagi, a  czasem nawet więcej .No łatwo nie jest.
myślę, że ta sytuacja ma dwie strony, obie bardzo ważne. Jedna- pożegnać starą siebie, a druga- część facetów została wychowana w stereotypach. Chłop ma zarobić i odpocząć, a baba do garów i dzieci.
To jest bardzo ciężkie, jeśli trafi się nam kumulacja.
Trzymajcie się dziewczyny!


Bardziej bym obstawiała odruchową chęć zaspokojenia własnych potrzeb bo mój mąż nie był wychowywany w żadnych stereotypach, a ma takie samo podejście. Tzn. w pierwszym odruchu uważa, że on może zająć się swoimi sprawami zawsze, o każdej porze i dowolnie długo. Wszak tak miał przez sporą część dorosłego życia, tak potrzebuje i zamierza to osiągąć. I to jest odruch niezależnie od tego, czy jest faktycznie przeciążony, czy też bumeluje całymi dniami, a ja dogorywam. Dopiero jak mu uświadomię, że to że "on może wszystko" de facto oznacza to, że ja muszę zrezygnować ze wszystkiego bo ktoś musi się zająć dziećmi, to widzi że coś tu nie gra. Ale też widzi to tylko do pewnej granicy przeciążenia, potem traci zdolność do kompromisów ;P

Gdy ja siedzę z Kubą, to mam robić inne rzeczy poza opieką - posprzątać, ugotować, itp., bo "przecież da się!", ale gdy ja poszłam się kąpać, to M. nie dał rady poskładać prania, "bo przecież zajmował się dzieckiem!". 😵 Fakt, czasem naprawdę dużo robi w domu, gotuje mi super rzeczy, sprząta gruntownie całe mieszkanie, czy wychodzi z psami, ale chwilami ma takie odpały, że ręce mi opadają...

No no, u nas to przyjmuje odwrotną formę: kiedy mąż pracuje, to ja mam mu zagwarantować spokój i ciszę, korzysta z pokoju do pracy itd. Kiedy ja pracuje to mąż wychodzi albo zajmuje się swoimi sprawami, a ja mam sobie w tym czasie ogarnąć dzieci. Mam takie wrażenie, że cokolwiek robi mężczyzna to sądzi, że to "zbawianie świata", a kobiety po prostu robią co do nich należy i nie przeżywają, że to coś specjalnego i z tej różnicy w podejściu może wynikać dużo problemów.
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
24 listopada 2018 18:14
A to nie jest trochę tak, że oni te cechy mięli, tylko Wy ich wcześniej nie widziałyście/ przymykałyście oko? A teraz w totalnie nowej i zmieniającej wszystko sytuacji one wyłażą, albo inaczej- zaczynacie je wyraźnie widzieć i nie da się już więcej oczu przymykać?  😉
Mozii, no to zależy o jakie cechy pytasz? Czy np nasi mężowie zawsze lubili się wysypiać, decydować co w danej chwili będą robić, czy lubili iść gdzieś bez rocznej i trzyletniej kuli u nogi? 😉

Myśle, że bycie rodzicem, to może być okresowo sytuacja ekstremalna, jak ktoś napisał że trzeba czasem działać na 250% (nikt nie jest na to całkowicie gotowy) i częściej w tym bym upatrywała problemów niż w tym, ze ktoś w związku jest nie ok. Chociaż oczywiście są też faceci buce i kobiety wiedźmy i nie chodzi o to żeby znowu usprawiedliwiać wszystkich ekstremistow 😉 no ogólnie trzeba się dogadywać ale jak już jest kryzys to jest to mega trudne, przynajmniej dla mnie.

dea   primum non nocere
24 listopada 2018 20:39
[quote author=Szalona😉 link=topic=74.msg2826196#msg2826196 date=1543079513]
Wszystkie z was które mają już większe dzieci lub ich większą ilość piszecie, że dla was też to było trudne, że przeżywałyście to samo itd... Zatem to, że my (te, które mają malutkie pierwsze dziecko) narzekamy, chyba nie jest niczym dziwnym? 😉 Dajcie nam ponarzekać, w końcu też się przekonamy, że to szybko mija i wyluzujemy 😎
[/quote]
Ja już kiedyś wcześniej napisałam, że nie narzekałam 😉 ale była duża różnica oczekiwań i to chyba kluczowe. Spodziewałam się "najgorszego", więc wszystko było pozytywnym zaskoczeniem. W pojedyncze dni się podpierałam nosem, poza tym bezczelnie spałam w dzień z dzieckiem, ale mi było .. łatwiej, bo jestem sama 😉 jak sobie np. nie wypiorę, to mam tylko niewyprane, bez jakichś awantur. Piorę dwa dni później i świat się nie wali.
To tak dla równowagi 🙂 Dużo siły i radości z drobiazgów wszystkim młodym mamom!
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
24 listopada 2018 20:40
mundialowa, gunia92 tak jak napisała Szalona - kujcie żelazo póki gorące, jak się będą migać teraz to czas tego nie zmieni.
Co z tego, że potem będzie lżej? I dlaczego nie mamy wymagać od tatusiów żeby posiedzieli z dziećmi teraz kiedy ta pomoc najbardziej nam potrzebna? Bo pracują, no a my leżymy do góry kołami, obiad robi się sam, dom ogarnia się sam i w ogóle kobieta musi być na posterunku 24H poza tym matką, żoną i kochanką. Ja nie żałuję, że tupnęłam nogą i powiedziałam Basta! Jeśli chłop może odpocząć, przeglądać ogłoszenia bezsensownie albo robić inne pierdoły to ja też mogę mieć godzinę dla siebie. Kilka razy się baba postawi to fajka mięknie.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
24 listopada 2018 20:55
DoSia bardzo trafnie to ujęła, podpisuję się obiema rękoma.

Nikt ani nic nie jest nas w stanie przygotować na macierzyństwo. Dla mnie to jest najtrudniejszy czas w życiu, który trwa już niemal 3 lata. Żadna praca, stres związany ze studiami czy innymi trudnymi sytuacjami nie może się z tym równać (ok, poza totalnymi fakapami typu choroba czy śmierć kogoś bliskiego). Bo ostatecznie pracę można zmienić, studia olać lub egzamin poprawić, a od własnego dziecka uciec się nie da. Jesteśmy w tym na dobre i na złe, na całe długie lata. I nie, nie ma gdzie ładować baterii, przynajmniej na początku. Stres jest non stop, co chwilę słyszymy płacz, po dobrych dniach przychodzą te bardzo słabe, a my, matki, jesteśmy z tym zazwyczaj same. Nawet jeśli pomagają nam ojcowie, to niemal nigdy nie są z dziećmi w takim wymiarze godzin jak my. Dlatego im może się to wydawać wręcz łatwe: "przecież to taki aniołek, śpi i się uśmiecha, czego ty od niego chcesz?" Taa, na 2-3 h to nieco inne doświadczenie...

Kiedyś czytałam, że poczucie szczęścia u osób, którym urodziło się dziecko drastycznie spada. I, niestety, zbyt szybko się nie odbija. Nie oszukujmy się, że nasze życie przez najbliższe kilkanaście lat będzie takie same, jak przed pojawieniem się potomka. I niby każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale mało kto rozumie skalę tych zmian i czekających nas ograniczeń. I to spada, niczym niekończąca się burza, również na związek. Wychodzą z nas wszystkie najgorsze cechy, schizy, nieprzerobione tematy. Kiedy zasoby totalnie się wyczerpują, resztki cierpliwości rezerwujemy dla dzieci, a przy naszych partnerach już wybuchamy. Nagle błahe rzeczy, jak te przysłowiowe skarpetki w salonie, stają się kroplą przelewającą szalę goryczy.

Nie wiem, jak można zaangażować faceta. Może, w przypadku niektórych, trzeba po prostu obniżyć oczekiwania. Jak to ktoś wymownie i głęboko ujął, powyżej dupy nie podskoczysz 😉 Nie wyobrażam sobie jednak, żeby ktoś jeszcze oczekiwał ode mnie obiadków i ogarniętego domu. No sorry, dorośnij synku mamusi... Ja obecnie na obiad jem jakieś totalnie g...o typu ready meal, a i często pochłaniam to w 2 minuty przy akompaniamencie płaczu. Obniżyłam oczekiwania na wielu frontach, może kiedyś będę się jeszcze zdrowo odżywiać...

Ale wiecie, jest w tym spora tymczasowość. Patrzę na swoją Hankę i nie mogę wręcz pojąć, jak szybko stała się taka duża i samodzielna. I już nie zawsze nawet chce się przytulać. Dlatego tak bardzo też staram się doceniać chwilę z Sarką, bo lada chwila te malutkie stópki urosną. Ten pierwszy rok jest strasznie trudny (hm, przy 2,5 latku to malutki pikuś  🤣 ), ale w skali naszego życia trwa tylko chwilę. Dlatego warto ją chwytać. I tego wam wszystkim życzę  :kwiatek:
Dla mnie to wszystko mimo tej całej trudności jest dość logiczne, ja na bycie samotną mamą się nie zgadzałam, decyzja była wspólna, że zostajemy rodzicami, OBOJE. Więc nie miałabym zamiaru czekać na "lepsze jutro" i liczyć, że jak dziecko podrośnie to jaśnie tata się nim zainteresuje, a do tego czasu ja będę wypruwać z siebie wszystkie siły. NIE! I basta 😉 Oczekiwałam pełnego wsparcia od samego początku i oczekuję nadal, że będziemy ten wózek wspólnie pchać przez życie 😉
No i nie wyobrażam sobie nie mieć dookoła pomocnej rodziny, to na serio daje siłę w chwilach słabości.

Edit. No i oczywiście tym samym wyrażam pełny podziw i szacunek  dla tych z was, które ogarniają tą sytuację bez pomocy, mężów, rodziny, opiekunek itd. Jesteście wielkie i należą się wam korony jak nikomu innemu :kwiatek:
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
24 listopada 2018 21:26
My z mężem w końcu się dotarliśmy w kwestii opieki i jak widzę jak młoda się z nim świetnie bawi to bardzo mnie cieszą te chwile. Przede wszystkim ona go lepiej poznała i wie, że to tata a nie jakiś obcy gość i dodatkowo jest całkiem spoko. A ja przestałam być więźniem we własnym domu, zniknęły frustacje, no jest fajnie.
Dziewczyny, ode mnie macie pelne slowa poparcia na narzekanie. Nawet jesli jestescis mamami od paru miesiecy,to zmeczenie i znuzenie temu towarzyszace jest kosmiczne.Ja juz jestem mama dlugodystansowa,tzn.z kondycja,ale wcale nie jest super latwo.Zmieniaja sie tylko obszary,ktorych dotycza trudnosci.Mam akurat to szczescie,ze.moja 3,5latka zmienila sie po wakacjach o 180 stopni i jest aniolem.Ale co my sie naprzezywalismy w zwiazku z jej wczesniactwem i nadwrazliwa natura....heh..

Natomiast na kwestie umywania raczek przez tatusiow jestem cieta,jak nie wiem. U nas bylo jasne,ze wracam szybko do pracy i 6tyg.po porodzie wyjezdzalam dwa razy w.tyg na kilka h wieczorem prowadzic zajecia.Finito.Zamykalam drzwi,zostawialam mleko i g.obchodzila mnie reszta.Jak Paulina miala troche ponad rok wyjechalam na 3 dniowy warsztat i towarzystwo musialo sobie radzic.Aktualnie tez siedza sami,a ja sie doszkalam w Berlinie. Nie zostawilam zarcia na zapas,nastawionej pralki itd.To jest najlepsza metoda na reset partnera  😀
Dla mnie ciekawe jest czytanie tego co piszecie tu i w sercowym, mając podobne do wielu z Was doświadczenia (u mnie to był jeden z powodów rozpadu związku) w kontekście zmiany środowiska, gdzie społeczna rola kobiety jest inna.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
24 listopada 2018 22:29
https://www.facebook.com/RealPenguinOfficial/posts/2167479539986199 - tak Wam to tu zostawiam. W końcu faceci to wzrokowcy, więc może trafi do Waszych mężów. 😉
nerechta, haha, to prawda z tą ilością pieluch, ale powoli zaczyna kumać, docieramy się w zajmowaniu się synem, teraz więcej czasu z nim spędza i widzi jak to wygląda, zaczyna rozpoznawać typ płaczu, zaskakujące jest to jak polega na mojej ocenie sytuacji, ufa mi, nie ma nerwówki jak młody wydziera płuca, tylko działamy jako team - czyli dziecko przespało porę jedzenia, drze się, bo głodne, matka nie ogarnęła od razu umycia kapturków, więc tato zamiast krzyczeć na matkę, że sierota, to albo myje nakładki albo zabawia dziecko, gdy ja to robię.

Lotnaa, mundialowa, nie zniechęcam się do czasu na brzuszku, konsekwentnie go kładziemy na kocu czy na naszych brzuchach (to drugie mu się bardziej podoba 😉).

Jako nowoupieczona mama nie wiem dlaczego miałabym nie narzekać jak mi ciężko - bo co? Bo w matki obowiązku jest zaciskać usta i wszystko znosić cierpliwie? Jak dla mnie to można dbać o ognisko domowe, ale przy okazji oczekiwać wsparcia osoby, która też jest za nie odpowiedzialna i głośno mówić o tym, jeśli coś nam się nie podoba - ale przecież ciągle cieszy nas każdy uśmiech dziecka, pieluszki są zmieniane, dziecko karmione, kochane, utulone. To, że zgłasza się skargi na jakiś aspekt pożycia w rodzinie (bo nie chodzi o samo macierzyństwo per se tylko o sytuację w domu!) nie oznacza, że jesteśmy gorszymi matkami 😉 A wydaje mi się, że można czasem w tym wątku opowiedzieć o większej i mniejszej bolączce, choćby chwilowej, bo na drugi dzień miałaby zniknąć w niepamięć lub zostać przepracowana po tygodniu lub dwóch :kwiatek:

Wydaje mi się, że zostanie rodzicami to proces, trzeba sobie to wspólnie wypracować, cieszę się, że mój partner w końcu mógł sobie pozwolić na to, by zaniedbać mniej naglące sprawy w pracy i zostać z nami w domu, bo czas owocuje w nieocenione wsparcie 🙂 Ja już pisałam to - my po urodzeniu Ignasia przeżywamy jakiś rozkwit, jest pięknie. Choć nie było łatwo, gdy pierwsze 2 tygodnie nie było niemęża z nami - strasznie mnie bolało, że przegapia te momenty, jego zresztą też, a do tego dochodziło zmęczenie naszej dwójki (on pracą, ja porodem i późniejszą niemożliwością odespania go), rozdrażnienie, żal na sytuację i szły takie iskry...! I pewnie, że są sytuacje, gdy mnie wkurza, ale wkurzał mnie też przed dzieckiem, a ja się po porodzie zrobiłam po prostu lwica i już mu tak nie odpuszczam 😁
Naboo, rozwiniesz?

Maea, no ja uważam, że po to jest ten wątek m.in. żeby można było podzielić się problemami. Zwłaszcza na początku się to przydaje. I tak jak piszesz, rodzicielstwo jest procesem, dobrze że można tu przeczytać, że ciężkie chwile szybko mijają ale przeczytać o cudzym doświadczeniu nie oznacza je przeżyć, czyli przejść ten proces. Tak samo dobrze jest zrozumieć, że punkt widzenia naszego faceta jest inny, jak jest inny ale zrozumieć i być empatycznym, to nie znaczy godzić się na to ze mąż pierwsze 3 lata nie pomaga. To tak a propos postu Dosi, który ja zrozumiałam jako trywializowania problemow młodych mam i zalecenie wzięcia na siebie całego ciężaru. Ale może chodziło o coś innego.
Ja odebrałam post Dosi podobnie do bobek, czyli w skrócie:
1. To normalne, że jesteśmy zmęczone- dawajmy z siebie 250%, bo i tak wyboru i ucieczki już nie ma.
2. To normalne, że oni są zmęczeni- nie wymagajmy za dużo bo i tak są biedni, poczekajmy aż im się zachce.
Serio? 😉
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
25 listopada 2018 09:34
Przerysowujecie moim zdaniem post dosi 😉

Oczywiscie, ze kazda z mam ma prawo do tego pierwszego szoku, zmęczenia, smutków, załamania i ma prawo i powinna sie tym dzielić. Mi bardzo pomogło forum na poczatku. Nawet jak nie mogłam odpisać... bo mi rak brakowało 🙂 ale wiedziałam ze ktoś mnie rozumie, poklepie wirtualnie po ramieniu i powie: z czasem bedzie lepiej, ułoży sie, tez to przechodziliśmy.

Ja uważam, ze nie mogłam od męża wymagać tego samego zaangażowania co ja. On wracał po całym dniu najwczesniej o 18 do domu i rano o 6:30 musiał wstać. Czesto wyjeżdżał na pare dni. Angażował sie jak mógł, ale on tez jest człowiekiem i musi jakos dzien w pracy funkcjonować.  Tez dokładnie wiedziałam jaki rodzaj pracy i obowiązków ma, bo sama na takich zasadach pracowałam. I bez dziecka wracałam do domu padnięta na ryj! Nie wyobrażam sobie tego robic a po nocach nie spac czy do 24 zabawiać naleśnika. Pewnych rzeczy sie nie przeskoczy. Tydzień, dwa mozna tak funkcjonować. Ale wicek sie nie da, sorry...

Facet ma sie angażować, ogarniać na ile moze ale pamietajmy, ze oni tez sa ludźmi z granicami 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
25 listopada 2018 10:02
Szalona😉, ja tego tak nie odebrałam. DoSia pisała, żeby się dodatkowo nie nakręcać. Jest ciężko i bez tego.
Wg mnie bardzo ważne jest choć godzina dla siebie (nie znam obecnie takiego luksusu), i trzeba jak najbardziej wymagać od facetów, żeby się angażowali i traktowali nasz czas z dzieckiem jak pracę (to przynajmniej 2 etety :/ ). Ale też mnie by do głowy nie przyszło, żeby mając 1-2 miesięczne dziecko wyskoczyć na 4h na zakupy. Jeśli się uda, to wow, super hiper, no ale zakładanie, że w obecnej sytuacji będzie to standard jest jakąś mrzonką.
Sara ma 3,5 miesiąca i mnie aż raz udało się uciec na 2h. To może przegięcie w drugą stronę, ale też widzę, jak mój mąż próbuje się rozdwoić i roztroić, i nie daje rady.
Więcej empatii dla wszystkich stron jest chyba potrzebne.
Ja tylko wyjaśnię że nie uznaje siebie jako umeczona,sfrustrowana i zszokowany nową sytuacja matką .Powtórzę jeszcze raz że ja za długo się starałam, za bardzo wymarzylam i za bardzo jestem wdzieczna Bogu za swoja córkę żeby teraz szukać ofiary w mezu żeby się wyżyć. Uważam jednak że mam prawo nie mieć siły, być zmęczona, zła i wymagać od męża zaangażowania i pomocy przy dziecku.
W naszym przypadku, mąż może się angażować bardziej bo jest więcej w domu i nie jest zmęczony pracą, nie on utrzymuje rodziny bo ja też zarabiam więc sorry  🙄
Nie rozumiem czemu kobiety ,kobiet nie rozumieją będąc w podobnej sytuacji .Czemu mamy myśleć i "litowac" się nad facetem tylko w imię stereotypu że to kobieta zajmuje się dzieckiem a facet biedny zawsze ma na to wymowke.
Ja nie odpuszczę bo w moim przypadku miało być inaczej i chce żeby tak było i dla siebie i dla córki i w końcu dla męża żeby nic n8e stracił.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
25 listopada 2018 10:13
gunia92, no więc walcz! Każdy ma indywidualną sytuację jeśli chodzi chociażby o ilość godzin faceta w pracy. Ja też bym chciała, żeby u mnie było inaczej, mój mąż się stara, ale łatwo nie jest  🙁
Lotnaa No właśnie tu też mocno chodzi o każda z nas indywidualnie bo różnie w życiu mamy. Ty to wogole jesteś biedna i wielki szacun że dajesz radę ,a jeszcze potrafisz dobrym słowem wesprzeć inne mamy  :kwiatek:
Gienia-Pigwa, z tego co się rozglądam wokół wnioskuje, że to czy coś takiego wychodzi czy nie wychodzi zależy od podejścia. Jak mierzymy jedną miarą dwoje ludzi i ich prawo do funkcjonowania w znośnych warunkach, to będzie ok. Ale jeżeli to się przeradza w "praca zarobkowa" jest prawdziwą pracą z zasady i należy się wypoczynek za nią ale praca w domu nie jest prawdziwa więc można być zmęczonym przez 12 miesięcy to mogą być kłopoty. I znam przykłady, że nie jest sprawiedliwie, a co gorsza potem to się przenosi na dalsze etapy np mama wraca na etat ale to ona w 90% zarywa noce, to ona wstaje o godzinę wcześniej żeby przygotować dziecko do żłobka i to ona musi się położyć o 21 żeby podołać obowiązkom bo przecież te dodatkowe czynności to nie jest prawdziwa praca więc o co cho? A na samym forum zauważyłam coś takiego, że wszyscy sie tu skarżą, jak opieka np nad kolkującym noworodem, czy dwójką maluchów daje w kość ale wcale nie idzie za tym wniosek, że to trudne i w związku z tym osobie opiekującej sie należy zapewnić komfortowe warunki, żeby była w dobrej formie do tej pracy. A za tym, że praca zawodowa jest trudna i osoba ją wykonująca musi sie wysypiać, to już częściej, chociaż nie jest to wątek od narzekania na pracę 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się