Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Moim zdaniem trochę upraszczacie, oczywiście jak ktoś się drze „zamknij się” to jest to wyraz jego porażki ale będą dzieci, do których „rozmawianie” po prostu nie dotrze i takie dzieci lepiej poradzą sobie (i całe rodziny) na pewnych etapach mając jasne przykazanie „wolno-nie wolno” oraz „rodzic rządzi” i kropka. I wtedy samo „tłumaczenie”, jeżeli w ogóle jest na nie miejsce, to raczej inwestycja w przyszłość, a nie działanie z którego wyniknie względnie bieżący efekt.
Pandurska, ciężko bardzo tak teoretyzować, nie wiedząc co jedno i drugie stanowisko oznacza. Czytałam w kilku publikacjach, że wystarczy jeden dostępny i empatyczny dorosły w życiu dziecka, żeby zbudowało bezpieczny styl przywiązania i potem tak samo wiązało się w dorosłym życiu.

bobek, ale karam i nagrodami to nie wolno chcesz przekazywać? Bo o tym mowa. Sara wielu rzeczy wie, że nie może i wie, dlaczego. Wie też, że są sytuacje, gdy rządzę i koniec. Ale nie uzyskuję tego przemocą, straszeniem, karami i tak dalej. Kto jak kto, ale ja swoje granice komunikuję bardzo wyraźnie i jasno i dzieci, zarówno moje i jak te w Blisko, respektują je bez zbędnego sprawdzania 😉
Scottie   Cicha obserwatorka
06 grudnia 2018 14:42
mundialowa, zazdro, że Ci się udało malucha odlozyc do łóżeczka i przespał tam całą noc 🙂 Tzn moja tez spi w łóżeczku, ale tylko w nocy. Wczoraj cały dzień próbowałam ją usypiać na rekach albo przy cycku i odkładać, ale się budziła i darła. Oj, głos to ona będzie miała po matce 😉
A dziś to w ogóle obraziła się na spanie w domu. Obudziła się o 9:40 i dopiero zasnęła na spacerze o 13. Nie potrafię jej ululać do snu i jestem przerażona co będzie, bo od jutra do poniedziałku ma padać...
Lotnaa   I'm lovin it! :)
06 grudnia 2018 20:02
Ale czy brak kar, nagród i krzyku nie jest już obecnie standardem? No jakoś nie wyobrażam sobie inaczej.

Scottie, ja stwierdziłam, że deszcz mnie nie będzie blokował. Na wózek folia, ja z parasolem i już. Jak zasypia, to od razu do domu. Daję radę prowadzić wózek jedną ręką, ale mam też parasol turystyczny hand free, może wypróbuję w śnieżyce, jak mi przyjedzie pchać wózek przez zaspy  🤣
Lotnaa, może Scottie ma ten sam problem co ja - do domu=pobudka🙂?

I niestety nie, to co opisujesz to nie jest standard... moze obracasz się w specyficznym kręgu rodziców i tak to widzisz 🙂
Pandurska, mi w wyluzowaniu pomógł dzisiaj zablokowany telefon - nie mogłam zadzwonić ani napisać do domu, musiały mi wystarczyć 3 smsy od teściowej. 😀

Scottie, mnie od dziennego spania na mnie uratował bujaczek tiny love (dziękuję w tym miejscu wszystkim, które polecały go w tym wątku! :kwiatek🙂. Serio, zwariowałabym, gdybym go nie kupiła. W nim młody chętnie śpi, a i coraz częściej udaje mi się odłożyć go z bujaczka do łóżeczka. Ratowanie się spacerami w każdą pogodę też rozumiem, bo gdy u nas zawiodą inne metody, to jedynym ratunkiem jest wyjście. Tylko odliczam dni do wypłaty, żeby kupić ciepły śpiwór, bo wynoszenie wózka, miliona koców i na końcu dziecka oznacza wychodzenie z domu przez pół godziny i męczy mnie to bardziej, niż nabijane później kilometry. 😵

Ale promocja na spanie u siebie i spanie w ogóle chyba się skończyła... To moje dzisiejsze wyjście totalnie rozjechało młodemu dzień i mieliśmy już jedną awanturę o nic, a teraz nawet magiczny bujaczek nie daje rady go uśpić. 😵
O mamma mia, musze miec tego Tiny Love! Nigdy wczesniej na niego nie spogladalam, jest czadowy!!!

tez musze pochwalic moje dziecko - od wczoraj spi w nowym lozku  💃 moc babci - to nic ze nie przebrala Igi w pizame, nie zalozyla pieluchy i po powrocie do domu zastalam zasikana Ige i pol lozka - dzisiaj polezalam z nia 10 minut i spi 🙂 Juz sie balam ze niemowlak bedzie musial spac na podlodze  🤣
nerechta, ja nasz dorwałam na olx za... 70 zł. 😁 Kuba właśnie w nim zasnął, i to bez bujania i muzyki, same wibracje go uśpiły. No, ale mógłby mieć jeszcze jedną funkcję i byłby gadżetem idealnym... mógłby przenosić dziecko do łóżeczka. 😜 Nie można gdzieś dokupić takiej opcji? 😁
Scottie   Cicha obserwatorka
07 grudnia 2018 02:25
U mnie wyjście na spacer to już cała wyprawa i jeśli miałabym wychodzić na pół godziny, to drugie tyle zajmowałoby same wyjście. Mieszkam na 3 pietrze bez windy, znoszę dziecko na rękach na poziom -1 do piwnicy, bo tam trzymam wózek. A później jeszcze wynoszę wózek (tak, wynoszę) z garażu, bo podjazd uniemożliwia normalne wyjechanie. Po samym wyjściu jestem bardziej upocona niż po 2 godzinnym spacerze. No i niestety powrót do domu nie zawsze oznacza, ze Kinga będzie jeszcze spała. Zazwyczaj chodzę tyle, żeby wyspala się na spacerze, a sen po powrocie do domu traktuję jako miły bonus.
Raz mi się ją udało wystawić na balkon do spania (w bujaku Tiny Love właśnie), ale to było dawno temu 😉 nie pomaga tez zapakowanie dziecka w kombinezon i otworzenie okna w pokoju.

mundialowa, też mam bujaczek Tiny Love, lubię go i uważam, że się przydaje, ale nie do końca rozumiem zachwyt nad nim 😉 na początku udawało mi się do niego odkładać Kingę i tam spała w dzień, ale ostatnio jakikolwiek ruch ją wybudza i nie ma spania. Bujak mi się sprawdza, jak muszę załatwić coś w łazience 😉 ale bez włączonej pralki/suszarki nie ma szans, żebym zrobiła to na spokojnie. O i jeszcze sprawdza mi się wtedy, jak Kinga budzi sie pierdyliard razy i nie chce mi sie non stop wstawać do łóżeczka. Kładę sie wtedy spać na kanapie i mam ją na wyciągnięcie ręki.
I tez polecam kupić używany, w Warszawie zazwyczaj chodzą za mniej niż połowa ceny regularniej.
dea   primum non nocere
07 grudnia 2018 05:20
Nie byłoby wygodniej w chuście? U mnie osiedle mocno pagórkowate (dużo schodów), pagórkowaty las a w bloku obowiązkowo pół piętra do windy... Bez szmaty sobie nie wyobrażam.
Scottie   Cicha obserwatorka
07 grudnia 2018 05:31
Teraz jeszcze byłoby ok, z pewnością wygodnie. Ale nie mam chusty, przed świetami mnie nie stać na zakup ani na naukę motania ani na kurtkę, pod którą wejdzie tez dziecko. I w zimie, jeśli jest ślisko, to jednak bezpieczniej w wózku.
Pomysle nad tym, bo w domu mi się z pewnością przyda.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
07 grudnia 2018 09:06
Jakże ja błogosławię mój parter, nawet większego progu nie mamy  😍

U nas bujaczek też zupełnie bez szału. Czasem zajmie Sarę na 5-10 minut, ale więcej nie ma szans. A do spania to wolę jakoś do gondoli odkładać, o ile w ogóle próbuję.

Dzionka, smutne  🙁 Nam się to już takie naturalne wydaje. Nawet moi rodzice, chociaż wychowali się w odległych czasach i w stosunku do nas szału nie było, to wobec wnuków idą już zupełnie innym trybem.
Mi sie ten lezaczek podoba o tyle, ze jest gdzie to dziecko polozyc jak sie robi cokolwiek w kuchni, lazience, salonie itd. Nie trzeba rozkladac kocow i dziec nie lezy na podlodze. Wozka w domu nie chce. Fajny bajer na pierwsze miesiace na pewno!
Poszukam uzywki 🙂

mundialowa haha, byloby zbyt luksusowo! Ale wiesz, na dobra sprawe po co przekladac jesli spi? 🙂
My też mamy Tiny Love. Jestem zadowolona, polecam, ale ogólnie leżaczek jak leżaczek😉 nam się bardzo przydaje np. Jak muszę ugotować obiad a chce mieć dziecko pod ręką. Młody ładnie się w nim bawi łapiąc te zabawki. Również polecam zakup używanego
Do 150 zł jest ich do wyboru do koloru
Dzionka, Lotnaa, Julie, Pandurska ja się z wami oczywiście w pełni zgadzam. Chciałam tylko zapytać, jakie macie zdanie w temacie tego, że często to wychowywanie bez kar i nagród jest trochę na opak rozumiane. Mianowicie jako wychowywanie bez kar, nagród i jakichkolwiek granic. Niejednokrotnie spotkałam się z przesłaniem rodziców " mojemu dziecku wszystko wolno" i szczerze? Mnie to bardziej przeraża, niż to że niektórzy te kary i nagrody stosują. Bo takie dzieci wyrastają na egoistyczne istoty mające głęboko w poważaniu innych, czy starszych czy młodszych. Najgorsze przypadki z jakimi miałam do czynienia były w przedziale wiekowym 7-10 lat, w tym wieku brak wyraźnych granic postępowania jest wysoce niebezpieczny i te dzieci były wyraźnym zagrożeniem nie tylko dla otoczenia, ale i siebie samych.
Co o tym myślicie?
majek   zwykle sobie żartuję
07 grudnia 2018 10:02
Lotnaa w `cywilizowanym kraju takim jak moj` pewnie ma to samo co tu. Nikt na dziecko glosu nie podniesie w miejscu publicznym, a jak przyjdzie co do czego, to dzieci nawrzeszczane, klapsy w ruch itd, ale tylko w domu.
Jak kupilismy nasz dom w zeszlym roku, to pokoj dziewczynki mial zasuwke od zewnatrz. 🤔

Ja przyznaje, ze idealem nie jestem i zdarza mi sie wsciec i to okazac. Niestety bez nagrod i kar jest troche trudno i sama motywacja nie wystarcza. I np wkurzam sie sama na siebie, bo serio nie wiem, czy np `bedziesz mogl pograc na komputerze jak posprzatasz w pokoju` - on juz odbiera to jako kare.
Szalona mysle ze Ty mowisz o czyms innym, mianowicie o "wychowaniu bezstresowym" ktore rzeczywiscie takiego wydzwieku nabralo (choc nie wiem czy slusznie bo szczerze nie wglebialam sie w temat). Brak granic nie jest przypisany do jakiegos nurtu, po prostu sa rodzice ktorzy ich postawic nie potrafia/nie chca. Ja mysle ze to niezdrowe dla relacji i psychiki dziecka, i nie wiem dlaczego stawianie tych granic wydaje sie tak wielu ludziom nierealne bez "przemocy"?

majek takie sformułowanie mowi o nagrodzie a nie karze - posprzata = dostanie nagrode w postaci grania. "nie bedziesz gral bo nie posprzatales pokoju" = kara. Natomiast wg mnie mozna tak "poukladac" czynnosci i formułowac komunikaty, zeby zadne z nich nie bylo warunkowane przez inne w sensie "jesli cos zrobisz/czegos nie zrobisz to dostaniesz/nie dostaniesz/bedziesz mogl/nie bedziesz mogl". Czasem jest to bardzo trudne i wymaga dlugiego zastanowienia sie 🙂
Np to, ze przed obiadem myjemy rece - po prostu to jest jakas kolejnosc czynnosci, obiad nie jest nagroda za umycie rak, nie ma tez negatywnego przekazu "nie dostaniesz obiadu poki nie umyjesz rak". Tak jak w innych sytuacjach proste komunikaty "teraz zrobimy to czy tamto (np rozladujemy zmywarke), a potem mozemy/mozesz zajac sie tym czy tamtym (cos poczytamy, pobawimy sie, posprzatamy cos innego czy odpoczniemy)" zadne z tych wydarzen nie jest kara czy nagroda za wykonanie "pierwszej" czynnosci.
Mysle ze tu wlasnie o sposob przekazywania informacji chodzi i o to, zeby dziecko nie czulo ze musi na cos zasluzyc albo byc za cos ukarane.
Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
07 grudnia 2018 11:02
Dziewczyny to podpowiedzcie coś w takiej sytuacji. Dziecko je słodycze. Ale jak je je ( i nie mówimy tu o jakichś zatrważających ilościach, tylko jakieś ta  pojedyncze np. żelki ) , to zaczyna odmawiać spożywania " normalnego" jedzenia. No więc na usta ciśnie się, że nie będzie mogła jeść słodkiego dopóki nie zacznie jeść normalnie. I jak to ubrać w słowa, żeby niejedzenie słodyczy nie było karą?
Może i nie za mądry przykład, ale myślę, że dość życiowy.
nerechta o tak! Pomerdało mi się, faktycznie to o tym bezstresowym dużo naokoło słyszę. Niemniej jakiś wspólny mianownik to ma, bo te dzieci bezstresowo chowane też kar nie miewają chyba, ale mnie najbardziej chodzi o ten brak stawianych granic. Wiele osób stawia to wszystko na równi- brak kar i nagród= brak granic= brak szacunku= niegrzeczne i rozpuszczone dziecko.
Bardzo dużo rozmawiam z rodzicami różnych dzieci, czasami się delikatnie podpytuje o ich zdanie w różnych tematach i często właśnie zauważam takie rozumowanie. Ja mam inny pogląd od tego równania oczywiście, ale póki co odwagi do uświadamiania innych nie mam.

No i chętnie poczytam o przykładach takich jak podała Wizja.
majek   zwykle sobie żartuję
07 grudnia 2018 11:52
wizja, uwazaj, co mowisz, moja corka zje i pelny obiad i wszystkie warzywa i zakonczy slodyczami. I jeszcze powie: `zjadlam wszystkie brokuly, moge zjesc wiecej slodyczy niz moj brat'
Nie wiem Szalona co mam powiedziec, mysle ze to wynika po prostu z niewiedzy.
Jesli komus zalezy na budowaniu fajnych, zdrowych i przede wszystkim trwalych i stabilnych relacji z dzieckiem to bedzie szukal swojej drogi do tego, ale kazdy tez popelnia bledy, probuje, szuka i radzi sobie z problemami na swoj sposob i tak jak potrafi w danym momencie. Roznie to wychodzi, nikt przeciez nie jest idealny ale warto jednak zrobic krok w strone dziecka i rozwijac siebie zeby te wiezi byly jak najlepsze. Mozna tez przemycac swoje przemyslenia, bez narzucania sie i oceniania, czasem ludzie potrzebuja uslyszec cos z zewnatrz zeby w ogole zdac sobie sprawe ze cos takiego robia/mowia.

Wizja na moje rozumowanie, po pierwsze skad dziecko ma slodycze? 🙂 Mi sie podoba w krajach skandynawskich to, ze slodycze dzieci jedza tylko w sobote i to nie jest jakas nagroda za tydzien, tylko cos jak np chodzenie do kosciola w niedziele. Taka po prostu zasada (mozna to podciagnac pod granice ktora kazdy zna i szanuje). Slodycze moga po prostu z domu zniknac, bo dziecko wcale ich do szczescia nie potrzebuje, ale jesli chcesz czasem tego cukierka dac to po prostu dajesz bez wielkiego szumu wokol tego. Tak samo w druga strone - "jest tylko jeden, wiecej nie ma" czy "dzisiaj nie ma cukierkow" i tyle. Nie trzeba dziecku mowic (i wrecz nie nalezy) ze "nie dostaniesz cukierka bo nie jesz sniadania/obiadu/kolacji", cukierek to nie jest nagroda za cos. Mozna go zjesc ale nie trzeba. Jak dziecko lubi banana a go nie kupilas to powiesz zwyczajnie - "nie mamy banana, mozesz zjesc mandarynke" i jakos nie rodzi to takich problemow, nie? 🙂
To jest tez cos co ja uwazam za ogniska zapalne ktorych bardzo latwo jest unikac, bo wie sie ze wywolaja taka a nie inna reakcje. Nie ma bodzca = nie ma "problemu".

edit:
Jeszcze dodam co jest dla mnie fundamentem takiego postepowania - to jest wlasnie stawianie granic bez wzbudzania w dziecku poczucia ze na cos nie zasluzylo, ze musi postepowac w taki a nie inny sposob, poczucia nizszosci, jakiejs winy. Bez wartosciowania jego zachowan. Pomysl sobie co myslisz i czujesz w sobie jak slyszysz "nie ma cukierkow" (hm, no nie ma to trudno) a "nie dostaniesz cukierka, bo nie zjadlas" (zostalas osadzona). W nawiasach to co budzi sie we mnie.
dea   primum non nocere
07 grudnia 2018 12:01
Scottie kurka i szmata faktycznie potrzebna. Na każde z nich wydałam poniżej 200, ale trochę polowałam. Na zimę do kompletu yaktrax. Można biegać po lodowisku, przyczepność sto procent. Jeśli dziecko lubi motanie i rodzic też 😉 to naprawdę się dość łatwo da i jest wygodnie. Ja się w długich spacerach najbardziej bałam, że dzieć sobie cyca wymarzy 5km od domu (w takim promieniu chodziłam, tzn dystans ok. 10km) i wtedy kłopot, mniejsza że ja zmarznę, ale ona rozgrzana pod chustą i kurtką i przy mnie, słabo wyjąć na mróz. Bardzo ostrożnie zwiększałam zimowy promień. Ale się okazało, że zimno jest magiczne, spała dużo lepiej. Przez ten cały rok kojarzę dosłownie kilka powrotów na syrenie.

W temacie słodyczy: ja wychodzę z założenia, że to po prostu rodzaj jedzenia. Nie lubię i osobiście nie stosuję nagradzania jedzeniem w ogóle. Natomiast jest to rodzaj szczególny pod tym względem, że nie powinno się go jeść na pusty brzuch. To u nas zasada, prosta i jasna jak grawitacja. Chcesz słodkie, trzeba coś zjeść innego. Zjesz innego dużo, możesz słodkiego dużo (zwykle się wtedy dużo nie mieści 😉), zjesz trochę, dostaniesz trochę. Czemu? Bo brzuch będzie bolał, bo to niezdrowe. To jest zewnętrzne, to nie moje pomysły. Tak jakbym powiedziała, że jak się za mocno przechyli, to się wywróci. Czasem przypominam jeszcze, ale ona już sama wie. Kiedy ma ochotę na coś słodkiego, często sama prosi mnie o niesłodkie najpierw. Kiedyś nawet ostrzegałam, a później pozwoliłam nawcinać się dużo słodkiego na pusty brzuch, żeby doświadczyła. Narzekała, że ją mdli później 😉 i o to właśnie chodzi. Przecież to JEST zewnętrzne.

majek a nie może? Tzn nie mówię że więcej niż brat, ale po prostu ile chce? Co to szkodzi? Jak konkretne ładnie zjedzone u nas limitu nie ma i ona sobie sama dozuje, jak rodzić pilnuje sztuk to wydaje mi się łatwiej o efekt spuszczenia ze smyczy.
To tez fajny argument. My tak mamy z Iga i jej alergia np, kiedy idziemy do lodziarni to ma do wyboru sorbety i wie dlaczego nie moze zwyklych lodow. Albo wczoraj wrocila z przedszkola z calym workiem prezentow, w tym polowa to slodycze (  🙄 ) - podzielilysmy je na te ktore moze i te ktorych nie moze, a te ktore moze podzielilysmy jeszcze raz na te "na dzisiaj", "na jutro" itd. Dziecko potrzebuje tych jasnych granic ile jej "wolno" i dlaczego (jesli jest w wieku w ktorym mozna juz wytlumaczyc).
Wiecie, jesteśmy akurat świeżo po kursie dla rodziców zastępczych. Kurs jak kurs - czego się spodziewać po nisko płatnych, słabo zmotywowanych paniach z prowincjonalnego PCPR-u, których główną pasją jest dokarmianie kotów..? Ano - czytania z kartki, powtarzania tego samego po dziesięć razy i robienia maślanych oczu, gdy ktoś zada pytanie nie przewidziane w skrypcie... No ale - mniejsza z tym.

Temat "stawiania granic", tudzież "kar i nagród" - oczywiście, że był jednym z istotniejszych.

Nie wchodząc zbyt głęboko w meritum, to mieliśmy po tym kilka prywatnych refleksji:

1. To bardzo piękne i poruszające, że "dorosły zawsze może zapanować nad sytuacją tak ją aranżując, żeby nie doszło do konfliktu", itp. Problem w tym, że nie żyjemy TYLKO dla naszych dzieci. Nawet jak chodzi o tę rodzinę zastępczą - to bynajmniej nie piszemy się na żadne zawodowstwo. Ot - wyszła taka sytuacja, to trzeba. Nie mamy ani czasu ani możliwości żeby całą dobę główkować jak zrobić coś, żeby tylko było gładko i bezkonfliktowo. Pewne rzeczy zrobić po prostu trzeba - i koniec. Jeśli najszybsza droga do sukcesu wiedzie przez klapsa, to... No cóż? Pewnie że to porażka! Ale bywają porażki dużo gorsze od jednego klapsa - trzeba się tylko pilnować, żeby nie weszło to w zwyczaj... Jest na sali ktoś, kto nigdy w życiu nie użył bacika wobec konia..? I nie jedynie jako "wskazówki"..??? A - mam wrażenie - pojedyncze, incydentalne skarcenie konia bacikiem może być GORSZE od pojedynczego, incydentalnego klapsa! Ostatecznie - dziecko dorasta i zmienia się. A koń jednak zatrzymuje się na etapie "autystycznego czterolatka" - i może nam tego pojedynczego, incydentalnego bacika nigdy nie wybaczyć...

2. Nasze osobiste doświadczenia z naszą córką - wspaniałą, cudowną i znakomitą, ale też, od samego początku przejawiającą prawdziwie wulkaniczną energię - jest takie, że zdecydowane "postawienie granic", np. w postaci przytulenia i przytrzymania - bardzo, ale to bardzo szybko prowadzi do uspokojenia. Na samym początku to był jedyny sposób, żeby Żona się trochę przespała. Brałem małą na pierś, trzymałem - na początku wyła w niebogłosy, ale dość szybko się uspokajała i Żona łapała 2 - 3 godziny snu. Dziś biegała nam po całym kościele, zabierała innym dzieciom lampiony - złapałem ją i podniosłem. Trochę się powyginała, głośno protestując - ale nie trwało to długo. Do końca była już spokojna i nawet się przytulała. To jest "przemoc", czy nie jest "przemoc"..? Odnośnie usypiania na przykład - staramy się trzymać ustalonego rytuału (kąpiel, suszenie suszarką - bardzo to lubi - mleczko, a jak jestem w domu: czytanie na głos książki; ostatnio sama sobie wybrała Verne'a), ale jeśli finalnie nie zasypia - to po prostu gasimy światło i wychodzimy z jej pokoiku. Pośpiewa, pokrzyczy, czasem nawet popłacze - ale w końcu: zasypia...


3. Generalnie, dzieci są niezmordowanie pracowite i pasjami naśladują dorosłych. Dlatego, oczywiście, trzeba się pilnować - będą podłapywały tak samo dobre, jak i złe nasze cechy (złe pewnie szybciej, bo to na ogół - łatwiejsze). Zastanawia mnie, co takiego robi potem z nimi szkoła, że cała ta pracowitość i spontaniczna chęć do pracy potrafi tak bez śladu wyparować..?
nerechta, no o to mi chodzi, co jak słodycze nie mogą zniknąć, co jak nie możesz stworzyć sobie wygodnej sytuacji tylko masz taką jaką masz, są słodycze w domu - działaj. Dla mnie to trochę takie oszukiwanie, ja się już zderzyłam z sytuacjami w których po prostu musi być rozwiązanie tu i teraz i to takie jakie ja chce, dziecko twardo mówi „nie”.

Dzionka, no właśnie mnie ciekawi twoje zdanie, jako profesjonalisty, czyli osoby która obraca się też pewnie w kręgu osób innych od siebie. Co jakby było dziecko, które nie respektuje twoich granic, które nie rozumie mimo, że tłumaczysz jako psycholog profesjonalnie. Takie dziecko, które reaguje jednak inaczej niż dzieci w Blisko.
Jak to co robi: nagradza i karze.
Do punktów 1 i 2 nie będę się odnosić bo szanuje swoje nerwy.
Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
07 grudnia 2018 13:04
majek - no właśnie obawiam się takich sytuacji, dlatego zapytałam jak byście np taki " problem" rozwiązały.

nerachta - duża masz racji. Z tym, że w naszym domu słodycze są zazwyczaj jak ktoś je przynosi. Sama kupuję coś tylko czasami. Wolę coś upiec np. No ale jednak słodycze się pojawiają, bo ludzie przynoszą hurtowo dla dziecka, niezbyt przejmując się tym, czy ktoś sobie tego życzy czy nie. " Bo jak to urodziny bez słodyczy" - wstaw dowolne. Ja też nie chce czarować i tworzyć sztucznego świata zupełnie bez słodkiego, tudzież żeby to było jakieś święto jak się takowe pojawiają. Ba, sama lubię. Ale właśnie zastanawiam się w kontekście powyższej rozmowy jak zrobić to, żeby jedzenie / niejedzenie słodyczy nie było nagrodą / karą. Te słodycze to w sumie taki przykład po prostu.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
07 grudnia 2018 13:24
majek, kurcze, może z takimi malcami jeszcze nieco łatwiej? Tzn jak proszę, żeby coś posprzątała (lub żebyśmy posprzątały razem) i mówi nie, to cóż, wzruszam ramionami. Nie wiem, jak sensownie reagować. U opiekunki sprząta bez proszenia. W Pozytywnej Dyscyplinie jest coś takiego jak naturalna konsekwencja, i uzywajac jej z wprawą można chyba uzyskać fajne efekty. Albo też dziecko może odczytać to jako karę. Ehh, trudne to macierzyństwo.
bobek Ty tez mozesz stanowczo powiedziec nie. Oszukuwanie w jakim sensie?
Dlaczego slodycze nie moga zniknac?
U nas slodycze jesli w ogole sa to sa poza wzrokiem dziecka. Jesli jakims cudem cos wypatrzy i jest to cos co zjesc moze to pewnie, dam jej kawalek. Jesli czekolada ktorej jest nie moze to mowie jej po prostu ze mi przykro, ale czekolady jesc nie moze, ze rozumiem ze jej jest smutno z tego powodu i ze moze sie zloscic i plakac jesli potrzebuje, ale tego nie dostanie. Jesli chce to ja przytulam, jesli nie to daje jej ochlonac w swoim tempie. I tyle. Nie ma u nas zadnych atakow histerii, wypusci emocje i wraca do siebie.
Nie jest tak ze slodycze u nas nie istnieja - czasem zje lizaka, cukierka, loda, czasem o to prosi, czasem dostaje tak o. To nie jest jakis super zakazany owoc, nie dostaje szalu na widok slodyczy. Czesto w sklepie zdarza sie, ze widzi cos co by chciala, bierze do reki, oglada, pyta czy moze - jesli nie moze to zwyczajnie bez afery odlozy to na polke.

Wizja rozumiem. Sama nie jestem szczesliwa ze np w przedszkolu dzieci czesto dostaja cukierki, moim zdaniem zupelnie niepotrzebnie. Wiadomo ze to nie jest tragedia ze sa slodycze i sie je je, ale u nas glownie jest to problematyczne pod tym wzgledem ze nie moze czekolady i ogolnie po wiekszej ilosci cukru ma taki haj ze hej 🙂 Jak bedziesz miala jakies watpliwosci to pisz, moze cos wspolnymi silami wymyslimy 🙂

jkobus zonie tez dasz klapsa jak nie bedziesz mial czasu na tlumaczenie o co Ci chodzi?
Oczywiście! My, katolicy regularnie bijamy nasze żony. Inaczej psuje im się wątroba...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się