Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

madmaddie tyle mniej więcej ścinam, zapotrzebowanie kaloryczne wychodzi mi ok. 2000, ja staram się nie przekraczać 1800-1900 dziennie.
A ja jestem beznadziejna. I jak tak dalej będę spędzać wieczory w weekendy to nigdy nie zrzucę tych 2,3 kilo. Dobrze że już poniedziałek.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 lutego 2019 10:17
tunrida jesli Cię ot pocieszy to ja w piątek w podróży zjadłam kanapkę z mcdonalda, w sobotę byłam całą noc na weselu gdzie jadłam do oporu i zapijałam kolorowymi drinkami, i z tej okazji wczoraj zamiast się poruszać obejrzałam film do którego zjadłam pół kebaba  😵

Jeszcze głupia weszłam rano na wagę i teraz jestem na siebie bardzo zła  🤔wirek:
Zdecydowanie mi lepiej.  😁
Ja się pocieszam ze dziś odwalilam ostatnie szczepienia przed Afryką. A to znaczy, że mogę sobie być podziębiona. Bo bywam podziębiona na redukcji. A teraz mogę sobie na to pozwolić bardziej niż przed tym wykonaniem szczepień.
Od dziś głodówa.  Mam czuć głód. Inaczej nie schudnę z tych resztek.
Ja też nagrzeszyłam dziś rano, koleżanka z pracy a urodziny i przyniosła słodycze...mały kawałek sernika+kostka ptasiego mleczka+jedna pomadka tiki-taki :/
Ja wczoraj zjadłam ziemniaczki z Mc bo spotkałam się z koleżanką i nawet nie wiem kiedy prawie 5h nam pykło na gadaniu. 😁 To i głód się pojawił i pokusa wygrała. Ale w zasadzie na spotkanie i ze spotkania szłam piechotą, a to prawie 2h marszu łącznie. Więc nie czuję się z tym źle. Choć żołądek dał mi do zrozumienia, że odzwyczaił się od tego żarcia 😀
Poza tym trzymam się dobrze jeśli idzie o dietę. Każdy mój błąd zostaje szybko wyłapany przez mój organizm, bo mi się robi niedobrze i mnie zaraz coś zaczyna boleć. Smażone też przestało mi służyć. Jem też szczątkowe ilości mięsa, choć zawsze jadłam go mało. ALe ostatnio jakoś wyjątkowo mnie... brzydzi. Więc myślę, że jeszcze chwila a całkiem przejdę na wegetarianizm.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 lutego 2019 12:39
vanille piąteczka, też bardzo rzadko jem mięso. Zwłaszcza od kiedy kupuję często jedzenie w pracy bo nie mam czasu robić w domu - no nie przekonam się do mięsa w pudełku za nic  😵 dzisiaj zjadłam np krążki bakłażana z kaszą pęczak - dobrze, że jest taki wybór. Najbardziej lubię kotleciki z zielonego groszku  💘 8 lat byłam wege i nie chcę do tego wracać, ale myślę, że organizm sam sobie reguluje potrzeby i stąd ta niechęć do mięsa  🙂 w domu nie robię, ale czasem w knajpie lubię zjeść np burgera czy stek.
efeemeryda   no fate but what we make.
25 lutego 2019 12:46
smarcik
8 lat byłaś i nie jesteś już ? Kurczę swego czasu chciałam i w sumie nadal chce porozmawiać z kimś na ten temat, bo czasem nachodzą mnie wątpliwości, nie wiem czy masz ochotę porozmawiać i nie wiem czy to dobry wątek ?
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 lutego 2019 12:58
efeemeryda śmiało, ja chętnie odpowiem na wszelkie pytania  🙂 pierwszą wpadkę z mięsem miałam jak pojechałam na kilkudniowe zawody na Podkarpaciu, ze spaniem w namiotach itp i wokoło nie było absolutnie nic do jedzenia poza kiełbą z grilla  😂 ja wiem, że brzmi to absurdalnie, ale nie było sklepów, nie było samochodu..no i nie były to jeszcze czasy w których w każdym miejscu można było znaleźć wege jedzenie - w sklepach był ewentualnie pasztet sojowy, nie taki luksus jak teraz 🙂 no generalnie zjadłam tą kiełbasę i okazało się że jest kurde smaczna!  😵 ale tak naprawdę wróciłam do regularnego jedzenia mięsa jak zaczęłam ostro ćwiczyć siłowo i po prostu potrzebowałam dużej ilości białka (i tu znowu - wiem, że są nawet weganie kulturyści i da się to obejść i nie jeść mięsa, ale przy moim trybie życia potrzebowałam pójść na jakieś ustępstwa, a wrzucenie piersi z kurczaka i warzyw do parowara okazało się świetną oszczędnością czasu). Ja nie jadłam mięsa wyłącznie ze względów ideologicznych, po prostu szkoda mi zwierząt. Nigdy nie miałam problemów zdrowotnych (oprócz anemii), nie muszę ograniczać żadnych produktów itp. Generalnie widzę zalety obu rodzajów diety i nie przemawiają do nnie dyskusje o wyższości którejkolwiek z nich 🙂
efeemeryda   no fate but what we make.
25 lutego 2019 13:05
smarcik
bo ja generalnie mam czasami wahania.. mija prawie 5lat, a mi mięso dalej pachnie.
Byłam w rzeźni widziałam co się dzieje i moje wygodnictwo czyli to o czym mówisz o piersi z kurczaka, nie jest dla mnie usprawiedliwieniem.
Wiem jednak, że byłoby mi zdecydowanie łatwiej schudnąć jedząc mięso  😵
Nie jestem ortodoxem, skórzane rzeczy nosze itp. ale z tym jedzeniem no jakoś nie mogę się przekonać, że moja waga jest ważniejsza niż ich straszne cierpienie.
Ja się chyba boję  😲 no że jak to ? taka porażka...
To ja mam na odwrót. Tzn od zawsze jem mało mięsa i naprawde wybrane, bo mnie zawsze trochę brzydziło - nie było w tym żadnej ideologii. Moja mama nawet mielone musiała kupować zawsze w tym samym sklepie (a była to mielona na miejscu łopatka) bo każda próba zmiany i oszukania nas (mnie i siostry) kończyła się na tym, że nam nie smakowało. Od razu wiedziałyśmy, że to inne mięso i w dodatku niedobre (nawet jak też było mielone z łopatki ale gotowe albo kupione w innym sklepie). Od wielu lat jem wyłącznie filet z kurczaka,a ostatnimi czasy głównie z indyka. Mielonego nie jem właściwie wcale od sierpnia, bo wtedy mama mi zostawiła w 'spadku' po odwiedzinach i jak w końcu zdecydowałam się je przerobić na obiad to męczyłam go potem kilka dni... tak mi nie smakowało. Jem więc obecnie wyłącznie ptactwo, a i tak bardzo niechętnie. Do tego teraz dochodzi do mnie aspekt ideologiczny. Nie byłaby to dla mnie duża zmiana, bo na ten moment jem coś mięsnego raz na 1-1.5 miesiąca. Więc tyle co nic.
Ja mam tak jak vanille i też jak smarcik. Nie przepadam za mięsem, jem go bardzo mało. Ale niestety po wspinaniu zimowym mój organizm po prostu krzyczy... Potrafię spalić tak dużo kalorii, tak bardzo się skatować, że to jest poza mną i marzę np. o żurku. Niestety bywałam też w miejscach, gdzie nic poza mięchem nie było. A człowiek był np. po 10h w ścianie, przemarznięty... I też wiem, że to głupio brzmi (historia podobna do smarcikowej), ale nie zawsze byłam w stanie ten wegetarianizm utrzymać. Staram się być więc uczciwa wobec siebie i swojego organizmu i możliwie ograniczać jedzenie mięsa. Nie jem w tygodniu, w Warszawie, na luzackich wyjazdach. Ale jak jadę w Tatry i palę tysiące kalorii (a jestem co weekend, więc i tak jadę na deficytach) to sobie daję pozwolenie. Może kiedyś ogarnę to inaczej, na razie nie potrafię. Podczas wspinania (jak to mówi kumpela: na robocie) nie ma czasu na jedzenie, naprawdę nie ma 😁 Myślałam, że tylko ja jestem nieogarem, ale naprawdę nikt nie je w trakcie, prócz wsunięcia 1 batonika np. 😁 😁
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 lutego 2019 13:24
efeemeryda nie chcę ani zachęcać ani zniechęcać  :kwiatek: ale gdybyś zdecydowała się na mięso to w żadnym wypadku nie jest jakakolwiek porażka 🙂 Twoje zdrowie jest przecież najważniejsze i jeśli organizm daje Ci znać, że coś jest nie w porządku, to być może warto go posłuchać (może chodzi o jakiś składnik, mikro czy makroelement, którego nie dostarczasz w odpowiedniej ilości?). Nie twierdzę, że jedzenie mięsa rozwiązuje jakiekolwiek problemy, ale wspominałaś, że sporo przytyłaś bez wyraźnego powodu, więc może warto się temu przyjrzeć?  😉

Ja generalnie staram się uciekać od postrzegania jedzenia w kategoriach porażki czy sukcesu, kary, nagrody, przyjemności, dogadzania sobie itp. Uwielbiam dobre jedzenie, restauracje, słodycze itp ale uważam że to bardzo niedobrze traktować siebie w kategoriach "jestem okropnym człowiekiem bo zjadłam tabliczkę czekolady" - no chciałam to zjadłam, świat się od tego nie zawali i w sumie nie warto o tym myśleć. Jedzenie powinno być po prostu czymś, co pozwala nam żyć, jak powietrze, a nie czymś, wokół czego nasze życie się obraca. A odpuszczenie pewnych spraw jest po prostu zdrowe dla naszej głowy..  🙂
Ja miałam momenty, że po prostu śniło mi się niemal to mięso (filet). Było to w czasach studenckich, kiedy miałam bardzo biedną dietę pt makaron z sosem pomidorowym przez dwa tygodnie i wtedy naprawdę raz na jakiś czas czułam, że sorry - ale MUSISZ zjeść to mięso. I jadłam bo wiedziałam, że organizm swoje wie i skoro sygnalizuje, to potrzebuje. Teraz jem jakościowo dużo lepiej, mam wrażenie, że potrzebuje tego mięsa mniej i rzadziej. Raz będąc u siostry na obiedzie i dostając kotleta pomyślałam sobie, że właściwie to moje pierwsze mięso od 2 miesięcy. I mimo takiej przerwy ani razu nie miałam sygnału z głowy, że go potrzebuję. Zjadłam, no bo taki obiad dostałam, ale gdybym nie zjadła, to bujałabym się dalej bez mięsnego posiłku pewnie kilka tygodni. Najważniejsze to słuchać siebie i swojego organizmu, bo wszystko z czegoś wynika
smartini   fb & insta: dokłaczone
25 lutego 2019 14:19
Wiecie, zawsze można pokombinować i poszukać lokalnego hodowcę, poznać go, zobaczyć jak żyją zwierzęta itp. Wiadomo, takie mięso będzie znacznie droższe od marketowego ale po pierwsze nie jest to niemożliwe (swego czasu mieliśmy dostęp do wieprzowiny i baraniny pasącej się na pięknych łączkach i mających po prostu jeden gorszy dzień w życiu który był jednocześnie ostatnim, teraz mam skąd wziąć kaczkę czy indyka które wiem jak żyją i jak umierają) a po drugie pod kątem 'zdrowotnym' to takie mięso wypasanych zwierząt jest lepsze. Jedząc tak na co dzień pewnie można zbankrutować ale od czasu do czasu? Ideologicznie to już nie jest coś tak strasznego, chyba?
smartini, tak, to prawda. Ja całkiem niedawno jadłam kozinę z takiej domowej hodowli i była pyszna (a był to duży odchył od normy, bo ssaków w zasadzie nie jadam - wieprzowiny wcale - nie smakuje mi, wołowinę od wielkiego dzwonu). Nawet jak zarzucę jedzenie mięsa, ale gdzieś na wyjeździe trafiłabym na takie 'smaczki' z własnego podwórka, to nie robiłabym komuś kłopotu i to zjadła. Mój 'wegetarianizm' raczej opierałby się na rezygnacji z mięsa w takim codziennym życiu, kiedy nie chcę kupować go w sklepach czy marketach, a nie jestem tak zdeterminowana, żeby go szukać u 'hodowców detalicznych' po okolicy. Po prostu mi na tym nie zależy
Efemeryda, ja nie jem mięsa od wielu, wielu lat (ze 20)  Z różnych powodów, wizyta dawno temu w rzeźni i świadomość jak są traktowane i w jakich warunkach żyją zwierzęta rzeźne też mają w tym swój udział. Ogólnie nie chcę jeść zwierząt które myślą, czują, boją się śmierci. Ale noszę skórzane buty, mam emu i  ugg, skórzane siodło I oficerki - mam I szanuję.  Moje koty jedzą 2 x w tygodniu surowe mieso.  Koty muszą ja nie muszę. Btw mięsa nie lubię, jak mi się kiedyś zdarzyło troszkę skubnąc to odchorowalam to.  Ale jem ryby. To też mięso ale inny układ nerwowy więc.. Ale, jak wyżej, nie popadam w skrajności I nie  pasę trolli wyjaśnieniami że te skórzane akcesoria i tak dalej
Od kilku miesięcy dzień zaczynam od shaka owocowego lub warzywne, z tym że owocowy (banan, jablko, maca, tumeric, miód plus woda wchodzą mi z przyjemnością i trzymają mnie syta kilka godzin, do drugiego takiego samego shake w pracy. Potem jem co mam  😉 "kotleciki" ze szpinaku (gotowce ze sklepu), twaróg, żółty ser, chrupki chlebek, tortellini z serem w pomidorach, co tam wypatrzę w sklepie . Staram się nie łączyć węgli z tłuszczem np Chrupki chlebek oddzielnie, ser czy olej kokosowy oddzielnie  (w soboty zdarza mi się zjeść  zapiekankę czy pizzę, ale nie to nie co tydzień)  btw zielone szejki są jeszcze lepsze, pozywniejsze (banan, jabłko, brokuł, szpinak, co tam zielonego pod ręką). No i imo zmiana nawyków żywieniowych to proces, powoli jedno odstawiamy (ziemniaki, biały chleb, ciastka, cokolwiek i stopniowo na to miejsce wprowadzamy to co chcemy docelowo mieć w menu. Chociaż mięso odrzuciłam w jednym dniu i nigdy nie miałam pokusy aby do niego wrócić.  :kwiatek:
Edit literki
Ryby też czują ból. Twoje ograniczanie mięsa jest bardzo szlachetne, ale proszę - nie usprawiedliwiajmy jedzenia ryb ich układem nerwowym, bo jest akurat bardzo wrażliwy i argument kulą w płot  :kwiatek:.
Ale, jak wyżej, nie popadam w skrajności


:kwiatek:

I nie mieszsłabym do tego szlachetności.  😎
Czułam się zobowiązana sprostować, bo dla mnie jedzenie wszystkiego jest okej, nie chciałam, żeby to źle zabrzmiało, tylko nie odbierajmy rybom tego czucia bólu.  :kwiatek:
Co sprawia, że jesteście w stanie nie jeść mięsa, bo zwierzęta czują ból etc. i jednocześnie nosić skórzane rzeczy? Z ciekawości pytam, bez ataków, jestem szczerze ciekawa logicznego wytłumaczenia. Nie jestem wege freakiem, bo jem mięso i mam skórzane rzeczy, ale tylko jeździeckie w sumie. Mięso uwielbiam, ale jednocześnie nie miałabym problemu z zaprzestaniem jedzenia, zwłaszcza, jakbym musiała je sama przygotować, bo jak wcześniej pisałam, nie dotknę surowego mięsa. A już tym bardziej ryby. Jak w domu mój tata kupuje rybę, zawsze w całości, to nie otwieram lodówki dopóki stamtąd nie zniknie. Ryba w całości z oczami w lodówce to mój koszmar.

Ja miałam dzisiaj pierwszy raz od założenia apki, czyli od jakichś 3 tygodni około, wszystko w idealnych proporcjach. Kcal, białka, tłuszcze, węgle, wszystko. 😅 A jadłam w ciągu dnia same dobre rzeczy. 😀 I dodatkowo miałam trening, więc już w ogóle latam nad ziemią wręcz. 😜
Ja jestem bardzo restrykcyjną weganką i mam jeszcze fioła na punkcie jakości produktów i składów a ostatnio mi się oberwało solidnie, że jestem zwyrodnialcem, bo... nie mam problemu z tym, że inni ludzie jedzą mięso i że skoro ich akceptuję to jestem takim samym potwornem jak oni  😁 Skrajności - piękna sprawa.

Wróciłam z kilku dni w Dublinie i jestem zachwycona dostępnością organicznych produktów tam  😍 Cały mój 10kg bagaż powrotny poszedł na zapasy jedzeniowe. Już pomijając organiczne, mają nawet ketchup Heinz bez cukru i bez soli  😜
Przez tydzień nie byłam na rurce i już mnie nosi, ale za to jedzenie trzymałam baaardzo ładnie, chociaż wpadło trochę masła orzechowego (ale tłumaczę się, że takiego bio 100% orzechów  😁 ).
Od jutra powrót do mojej rurkowo-streczingowej rutyny.


flygirl, ja jestem weganką dla zdrowia, przekonania są dopiero na drugim miejscu, ale... mam skórzane rzeczy. Są solidniejsze, jedne skórzane, porządne buty starczą mi na lata. W tym samym czasie styrałabym co najmniej 5 par jakichś tanich butów ze sztucznych tworzyw, które są produkowane w niehumanitarnych warunkach. Nie stać mnie na złe gatunkowo rzeczy i wymianę ich co sezon. Zainwestuję raz w porządne buty, pasek, torebkę i mam na lata. To jest IMO ekologiczne.
No tak, ale to trochę inaczej jeśli nie jesz mięsa, bo ma to wpływ na twoje zdrowie. Mi chodzi o zestawienie w jednym zdaniu: "nie jem mięsa, bo zwierzęta czują ból, mają złe warunki, złą śmierć" i "nie mam problemu z noszeniem skórzanych rzeczy". No mi się to po prostu kłóci, ale może czegoś po prostu nie wiem, nie dostrzegam. Dlatego chętnie przeczytam motywacje takich osób.
Flygirl, pewnie można tylko w plastiku, tekstyliach i tym podobnych ale dobrze jest jednak nie popadać w skrajności. Jeszcze dodam, że podobnie jak Infantil nie wyrywam rodzinie i znajomym talerzy z mięsnym posiłkiem a pewnie powinnam  😉 Każdy ma swoją "drogę", dla każdego w danym punkcie życia coś jest do zaakceptowania a coś innego nie jest i niech  każdy  sam się z  tym mierzy.
W świecie idealnym idealna sanna żyłaby energia słoneczna odziana w promienie słoneczne. W niedoskonałym świecie niedoskonała sanna robi ile jej wychodzi.

Infantil, opowiadaj co jeszcze fajnego widziałaś (mieszkam w Irlandii i mam wrażenie ze tu trzeba się naszukac żeby zobaczyć coś bez cukru /soli /oleju palmowego /chemii..)
busch   Mad god's blessing.
25 lutego 2019 20:26
flygirl, ja nie jestem taką osobą ale tego typu rozkminy mam i sądzę że kluczem jest tutaj uświadomienie sobie, że wszyscy jesteśmy hipokrytami o niespójnych poglądach z postępowaniem i kwestia jest tylko kto gdzie sobie stawia granice. Co więcej - ja nie widzę innej opcji niż być hipokrytą w takich tematach.
Moim zdaniem dobry przykład: czy zagorzały zwolennik ekologii ma prawo powiedzieć komuś że ten ktoś nie powinien mieć dzieci, skoro najlepszym sposobem na ograniczenie naszego negatywnego wpływu na środowisko jest nie mieć dzieci? Nawet jeśli zdarzy się ktoś taki, kto powie o dzieciach, to czy też wskaże że w zasadzie jeszcze lepiej byłoby się samemu zabić, bo wtedy Ty także nie szkodzisz już środowisku? Czy postąpi według swoich wskazań?
Albo inny przykład: czy przechodząc na weganizm masz obowiązek wyrzucić swoje skórzane buty? Komu służysz wyrzucając buty kupione 3 lata temu? A co jeśli buty z tworzywa sztucznego mają większy wpływ na środowisko niż skórzane buty? Czy ważniejsze są cierpiące zwierzęta, czy środowisko? Czy weganin powinien się nie leczyć jeśli dowie się, że jedyny dostępny lek na jego chorobę jest pochodzenia odzwierzęcego?

Ludzie przy takich rozkminach w pewnym momencie reagują takim "no ale bez przesady, jakoś żyć trzeba!" albo "nie popadajmy w skrajności!". I moim zdaniem to jest taki mechanizm obronny przed nieprzyjemną prawdą że nikt z nas nie dotrze do ideału nieszkodzenia naturze i zwierzętom, więc postępujemy w sferach gdzie nam komfortowo, a resztę po prostu wypieramy tym "bez przesady!" bo innej opcji nie ma.
Bush, ja bym nie nazwała tego hipokryzja. Albo to określenie rozszerzyła na wszystkie działania wszystkich ludzi. Może Dalej Lame wyłączając. Tak jak pisałam wyżej, kazdy robi co uznaje za słuszne i nie oszukujmy się, wygodne. W każdej dziedzinie życia. Każdy  😉
busch, miałam bardzo podobne przemyślenia kiedy Dan Brown wypuścił Inferno. Co tu dużo mówić... największym problemem Ziemi jest człowiek i przeludnienie.
sanna nie no, mi nie chodzi w ogóle o to, że ci ludzie mają nosić plastik na sobie, czy co tam innego. Chodzi mi o samo przekonanie, że żeby było mięso w sklepie, to zwierzę musi cierpieć i dlatego go nie jedzą, a ich skórę mogą nosić już bez problemu, bo... no właśnie, bo co? Bo skóra nie jest połączona z tym zwierzęciem, które umiera na mięso? I ja serio nie mam problemu z jednoczesnym niejedzeniem mięsa i noszeniem skórzanych rzeczy, nie o to mi chodzi. Ani o żadne skrajności. 🙂 Ale to chyba jest właśnie tak jak busch pisze i może nie ma jakiegoś logiczniejszego wytłumaczenia jednak? Tylko po prostu ustawienie sobie jakichś granic, w których czujemy, że jesteśmy fair?
Flygirl, napisałam 2 posty w odpowiedzi, nie wiem co jeszcze mogę dodać.. Chyba tylko to, że chciałabym żyć w świecie idealnym. Ale żyje gdzie żyje i nie jestem, nie wiem jak to ująć, może "oświecena". To o czym piszesz to problem i nie spójność. Ale idąc tym tropem, czym mam żywic moje koty?
Btw. zastanawiam się, dlaczego ile razy ktoś wspomni że nie je mięsa czarnego (zwierząt które wodzą oczami - dla wtajemniczonych) zaraz stawiane są pytania i zarzuty o ryby, skórzane buty i tym podobne? Wszystko albo nic. Zero jedynie. Ale życie nie jest zero - jedynkowe.
busch   Mad god's blessing.
25 lutego 2019 20:42
Tak po namyśle. Dychotomia "cierpiące zwierzęta" vs "szkodzenie środowisku" jest też przecież fałszywa bo szkodzenie środowisku bezpośrednio wpływa na los dzikich zwierząt, też powodując ich cierpienie. Więc przykład z butami to tak naprawdę pytanie typu: czy wolisz cierpienie zwierząt hodowanych na buty, czy cierpienie zwierząt dzikich w wyniku szkodzenia ich środowisku?

Więc zgadzam się z Tobą, Ascaia. Nikt z nas z czystym sumieniem z tego nie wyjdzie, więc nie ma co za bardzo rozbijać g*** na atomy w kwestii szczegółów. sanna, właśnie wciągnięcie wszystkich ludzi miałam na myśli w swojej wypowiedzi. Co do Dalaj Lamy, to nie będę się wypowiadać ale czy wiedzieliście że Matka Teresa z Kalkuty nie dawała leków przeciwbólowych ludziom pod swoją opieką bo stwierdziła że cierpienie uszlachetnia? Sama sobie rozrusznik serca wszczepiła, a swoim chorym oferowała głównie łóżko, na którym mieli umrzeć, nawet jeśli medycyna mogła ich wyleczyć? Także ten...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się