Koniec z jeździectwem?

Karolina Coś Ty, wydaje Ci się. Ja to dopiero jestem nie normalna  😲 Dziewierz Codziennie godz. 4:59 mam budzik ustawiony, wstaję, siku, ubieram stajenne ciuchy (bez kawy) lecę po mleko z lodówki, zbieram śmietanę na masło, wstawiam na gaz żeby podgrzać, s powrotem lecę do stajni i szykuję żarcie dla 3 koni, 4 cielaków i dla mlecznej krowy. Dwa ciekali mam na mleku, reszta już starsza bez mleka, ale śrutę, wysłodki, otręby, paszę dla koni, owies, witaminy itd, itd. Muszę wszystko posegregować co dla kogo i ile. Jeszcze muszę zachowywać się w miarę cicho, bo jak cielaki usłyszą, że żarełko robię to jest jeden wielki ryk (a w domu dzieci śpią) Później jak już wszystko nakarmione i poszło s powrotem na łąkę to doję krowę, puszczam ją na łąkę ogarniam mleko do lodówki i idę do kur dać im jeść sprawdzić czy mają wode itp. Kurczaki z kwoką wynoszę na dwór do zagrody, zalewam wysłodki, myję wszystkie wiadra po mleku i żarełku innych ogonów. Jest godz:5:50-55. W domu mąż zawsze już kawę zrobi, ledwo się umyję, rozbiorę i wezmę łyka kawy zamienię trzy zdania, leci córa z krzykiem "cycy","cycy" I tak mija kolejna godzina wstaje syn zły na cały świat 😀, bo musi iść do szkoły. Ogarniam go do szkoły, kanapki, sprawdzam plecak, pilnuję by się czysto ubrał ogarniam siebie i córkę, wychodzimy. Po 8 jadę do domu w domu jestem przed 9. Pranie, sprzątanie, córka spać (teraz śpi to mam chwilę na RV :P ) po 11 muszę się znowu wynurzyć lecieć po syna, do szkoły mam 3,5 km. . Wracamy to lecę na pole donieść wody, sprawdzić czy wszystko jest, czy kurczaki nie powyskakiwały, wieszam pranie, które rano było wstawiane, lekcje, zaczynam obiad jest po 14, zanim zrobie jest ok 15:30 dzieci jedzą, wraca mąż i staramy się jeść wspólnie ale nie zawsze mogę zjeść spokojnie. I o 17 idę do zwierzaków jeszcze raz od nowa robię to samo co rano. Później dzieci pokompać, siebie też, kolacja i człowiek nie ma siły na rozmowę.
A nie wspomniałam o kotach szt.3 i psach szt.2. Niestety nie jest lekko, ale kocham to co robię i daje mi to satysfakcję. Ciężko jak coś muszę ogarnąć z papierami, urzędy 20km od domu w innym mieście. Czy kawka z koleżanką. Rzadko gdzieś wychodzę, trzeba zajmować się domem, żeby to miało ręce i nogi. Czasami jak widzę u znajomych bałagan w mieszkaniu to wcale nie jestem zdziwiona, ale ja bym tak nie mogła mieszkać. Ja nie mogę się położyć np. w dzień i odpocząć nie lubię tego. Nie odpocznę i nie zasnę nawet na chwilkę.
Także Dziewierz uwież mi, że zawsze można mieć więcej roboty. Ojciec mój co najmniej 3 razy w tygodniu mówi mi po co mi to wszystko i jeszcze ta krowa, mówi że zgłupiałam.
Zawsze chciałam mieć gospodarstwo i marzyłam o tym. Mąż ma swoją pracę i do zwierzaków mi się nie miesza. Jedyne co pomaga to przy cieleniu/zrebieniu i robieniu sianokosów.
A wiadomo my kobiety jesteśmy silniejsze i mamy więcej energii.. 🙂 Powodzenia!

Uff.. Ale się rozpisałam, Chyba ktoś doczyta do końca.
Ja przeczytałam nokia 🙂 Super, jesteś niesamowita i co najwazniejsze- z tego w jaki sposób to wszystko opisałaś wynika, że rzeczywiście czerpiesz z takiego życia radość.Trzymam kciuki 😀
Nokia, super :-) ale jest jednak subtelna roznica miedzy praca u siebie a u kogos, mimo wszystko. Plus chyba sporo zalezy od tego na ile samodzielny w sprawach zyciowo-domowych jest mąż/partner.
Mam budzik codziennie na 5.15 a nawet nie mam krowy 😂

I konie przyciete do smutnych 2 razy w tygodniu. Ale to tymczasowo, jeszcze bedzie przepieknie 🙂
kokonuss Widzisz, różnica jest taka, że ja nie mogę sobie pozwolić na wyjazd czy zakupy o 17. Masz dni wolne, pośpisz godzinkę dłużej i swiat się nie zawali, a u mnie krowa dostanie zapalenia. I nie ma czy pogoda, choroba czy cokolwiek by się wydarzyło Ja muszę wstać, bo nikt tego za mnie nie zrobi.. 🙂 Ale chciałam to mam i jestem z siebie zadowolona 🙂
nokia3002 nie będę się licytować, szacun  👍- ja bym nie dała rady  (no ale może to też kwestia wieku, ja tam mam bliżej 50tki)

Dance Girl ja miałam 7 lat przerwy w jeździectwie (bo praca, małe dzieci itd), później się ogarnęłam trochę, czasami mam wyrzuty sumienia, że po pracy jadę do  stajni i dzieci mnie nie oglądają, ale jak do tej stajni nie pojadę, to mam co najmniej zły humor, a czasem doła. No i jak nie pojadę do kopytnego, to nie ma gdzie korporacji odreagować 😲
Ja to czasami mam wrażenie, że z jezdziectwem jak z alkoholizmem.  Jak już to robisz to angażuje Ci całe życie,  jak tego nie robisz to wiedziesz super extra poukładane życie, ale no napiłby się człowiek : -) :-) :-)
Czytam wątek z zainteresowaniem, bo  mam następującą sytuację: koń 23-letni, ja 48-letnia, z bolącym kręgosłupem. Można przypuszczać, że koń zostanie odstawiony od normalnej jazdy za rok lub dwa. Co wtedy ze mną - nie jako osobą kochającą konie, bo jest dla  mnie jasne, że będę chodzić z dziadkiem na spacery, a jak padnie, to i tak będę mile widziana w mojej stajni. Pytanie brzmi, czy kończyć z wsiadaniem na konie, czy nie. Dodam, że mój Borys to koń ideał dla osoby, która, jak ja, musi jeździć ostrożnie. Nie płoszy się, a chody ma "dostojne". Słowem: bezpieczny.  Dlatego koniec Borysa może równać się mojemu końcowi jeździectwa. Czy ktoś ma podobne przemyślenia?
lolka1 powiem Ci z własnego doświadczenia - mój super wygodny koń poszedł na emeryturę. Zostało mi świetne mega wygodne siodło ujeżdżeniowe - wystarczyło do tego dopasować szkółkę i w niej konia, który będzie pasował do moich schorowanych pleców i mega siodła - i się udało - oczywiście nie od razu - najpierw jeździłam normalnie w szkółce tylko na pasującym do mnie koniu a z czasem się okazało że mogę dzierżawić i jest idealnie. Nie da się tego rzucić - zeby nie było próbowałam - miałam dwuletnią przerwę zanim nie wróciłam do jedynego słusznego sposobu spędzania wolnego czasu i wydawania pieniędzy 😀
lolka1, ja mam 46, w wieku 43 kupiłam czterolatka i teraz jest super jak ma 7. Mnie wszystko boli jak nie jeżdżę. Jak jeżdżę jest lepiej. Pójdzie na emeryturę pewnie razem ze mną. Więc teges - odstawiać nie warto. Przynajmniej mój mąż tak twierdzi - że jak nie jeżdżę to jestem nieznośna. Będę zatem jeździć „dla dobra rodziny”
lolka1, Przynajmniej mój mąż tak twierdzi - że jak nie jeżdżę to jestem nieznośna. Będę zatem jeździć „dla dobra rodziny”

Dance Girl Mam to samo 😁 🏇
Tylko jestem 2 lata starsza 😤
Ja mam lat 37 i nie sądziłam, że zawitam kiedykolwiek do tego wątku. Mam przerwę albo rzuciłam, sama nie wiem  😁
Odkąd pamiętam miałam 2 konie w miarę regularnie startujące, co wymagało wielu wyrzeczeń , o których pisały poprzedniczki, głównie finansowych, ale także czasowych.
Tak samo jak poprzedniczki :brak możliwości zaplanowania choćby kosmetyczki, bo trening dziś, a nie jednak jutro itp. Nie mówiąc już o tym, że każdy wyjazd na wakacje to stres, bo zawsze się coś wydarza jak nie ma właściciela  😂 No i finanse, zamiast kupić czy robić sobie coś dla siebie wszystko dla koni i tylko dla nich.
Konie są jak nałóg, jak je mam to wkręcam się na maksa, a uważam, że to nie jest dobre, bo życie jest krótkie i trzeba żyć też dla siebie.
Mamy dom z ogrodem, to ja nawet nie siedziałam w nim chyba nigdy  😵 bo pracy do koni i tak codziennie, od piątku na zawodach  🤔wirek:
W końcu los zadecydował za mnie chyba: w kwietniu zgodnie z planem młody poszedł w trening, więc odwiedzam go raz na miesiąć, wiem że jest zadbany i trenuje, robi postępy itp. A klacz na której startowałam i jeździłam zakontuzjowała się , więc ją sprzedałam na matkę ( nie miałam serca ani ochoty boksować ją na 4 miesiące do 6 miesięcy w jej wieku, zasłużyła jednak na żrebaka  i pastwisko  😀 ). Teraz mam wolne całkiem, więc odpoczywam, spotykam się ze znajomymi, chodzę do kosmetyczki ( ale mam ładną cerę  :cool🙂 , 3 razy w tygodniu fitness, jeżdżę na rowerze, wiodę takie zwykłe życie normalnego cżłowieka.
Realizuję swoje marzenie życiowe czyli Charta Rosyjskiego ( odbieram od hodowcy 1 sierpnia  :love🙂 , więc będę miała co robić  😜
Młody będzie na wiosnę do odbioru  i są 3 możliwości:
1) albo zatęsknie i wsiąde , będę jeździć na nim
2) albo sprzedam ( to dobry koń, ma duże możliwości, chyba szkoda żebym na nim jeździła) i kupię kolejną klacz profesora za mniejsze pieniądze
3) albo sprzedam, pospłacam jakieś kredyty i już jeździć nie będę wcale.
Czas pokaże  😀
Perlica może potrzebowałaś urlopu od koni po latach? Staż masz długi i intensywny. Coś czuję, że wrócisz - nawet jeśli nie z obecnym koniem, to z innym. To nie dziwne, że jak się kawał życia poświęciło bez kompromisów koniom, to chce się oderwać na jakiś czas i pożyć nieco inaczej 🙂

Przeczytałam swoje posty sprzed roku. Nie mogę uwierzyć, jaka nieszczęśliwa wtedy byłam... Wszystko się zmieniło od tamtego czasu! I to bez zmiany partnera (teraz męża), pracy ani miejsca zamieszkania. Wszyscy przeszliśmy długą drogę i dziś jest po prostu dobrze 😍
No i w końcu doczekałam się tego fantastycznego konia, z którym naprawdę odpoczywam i który daje mi ogromną frajdę. Mimo, że przejada ponad 1/3 pensji i pochłania wszystkie popołudnia - mam to w nosie.
Owszem, w uzyskaniu komfortu znacznie pomógł mi awans i podwyżka, poprawa płynności finansowej firmy, w której pracuję i rozpoczęcie na doczepkę własnej działalności, która daje póki co więcej satysfakcji niż profitu, ale dobre i to 🤣

Mam też ciekawy przykład społecznych skutków ubocznych zawarcia związku małżeńskiego. Otóż rodzina się zamknęła na dobre, nie kwestionuje, nie krytykuje. Obcy ludzie też zmienili nastawienie o 180 stopni. Nie spodziewałam się tego i po prawdzie ciężko mi to zrozumieć. Tak czy siak dochodzę do wniosku, że w tym kraju single mają gorzej, dużo gorzej...
perlica, świadomość tego ze ten własny koń jednak istnieje dużo daje. Ja miałam straszna jeździecka depresja, brakowało mi koni przeokrutnie po sprzedaży Parisy. I kupiłam źrebaka. Który jest bezobsługowy, bywam u niego rzadko, ale w głowie mam świadomość ze jest koń, który czeka, za kilka lat dorośnie i mam otwarta ścieżkę do powrotu 🙂
lillid, co ciekawe, najbardziej chciało mi się jeździć pierwsze 3 tygodnie jak nie jeździłam, a teraz nie mam już zupełnie potrzeby, póki co. No zobaczymy ;-)

Co do małżeństwa, jestem od  ponad roku mężatką i nie obserwuje w sumie żadnych zmian.
A co masz na myśli pisząć, że obcy ludzie zmienili nastawienie?
Rodzina, to wiadomo, Mamy, Babcie zawsze chcą by córki , wnuczki miały mężą i dziecko :-)


rtk i tak i nie, bo gdzieś on tam jest, ale widzę to, że jest po stanie konta właściwie 😂
Mi póki co nie brakuje, troszkę na początku jak team jechał na zawody to ja też chciałam, ale ostatecznie już mi przeszło  😜 Na razie korzystam z wolności, np. wczoraj o 19 wsiadłam w auto i sobie pojechałam na zakupy, kupiłam sobie strój kąpielowy i popatrzyłam na artykuły psie , jak normalny człowiek, gdzie wcześniej zanim wróciłam ze stajni wszytsko zamknięte było  😵
Ty to teraz będziesz pochłonięta innymi obowiązkami już za momencik  😀 To w sumie wycieczka do źrebaka będzie fajnym przerywnikiem.


Ja mam tak samo...zrezygnowałam ze względu na karierę.Bez konia szybko mi to idzie, zamiast tego przesiaduję w kinie, latam po świecie czy często goszczę u kosmetyczki czy na siłce.

Tęskno coraz mniej.Koń startuje dalej, tylko pod kim innym.
Perlica rodzina właśnie nie chce nic ode mnie, przestali przedstawiać jakiekolwiek oczekiwania, o plany rodzinne wręcz boją się pytać.
Nie wysłuchuję też żadnych złotych rad ani oburzenia, po cholerę mi te konie. Wszyscy przeszli do porządku dziennego nad moimi decyzjami i darują sobie komentarze.

A obcy ludzie? Zaczęli traktować poważnie. Nikt nie drąży, nie próbuje pouczać, nie patrzy z góry.
U mnie jest jeszcze ten wątek, że ja generalnie stara nie jestem, a wyglądam jeszcze młodziej... obrączka jakoś rozwiewa wątpliwości co do tego, czy jeszcze jestem dzieckiem, czy już nie.
Wcześniej musiałam rozpychać się łokciami, teraz przeciwnie - nie muszę zabiegać o uwagę, zwłaszcza w środowisku biznesowym.
Ogólnie czuję, że małżeństwo w towarzystwie otworzyło jakieś niewidzialne drzwi...
lillid, to ciekawe spostrzeżenia, ale z tą obrączką to chyba coś w tym jest.
Tyle, że ja swoją zgubiłam jeszcze przed rocznicą  😵
lillid, Seerio? To może ja kupię sobie jakąś fake obrączkę...
Ale obserwuję co innego - jeśli w środowisku kobiet bąknę (odpytana, sama się nie chwalę), że np. moim marzeniem nie jest rodzina, mąż, dzieci i inne "standardowe dobrodziejstwa" - to nagle jestem dziwadłem. Nagle jestem podejrzana. Ale tylko w środowisku kobiet! Faceci mają wylane.

Perlica, Może potrzebujesz po prostu odpocząć. Może kiedyś wrócisz - ale w innej formie. Sport jeździecki narzuca MASĘ ograniczeń, niestety.... Już nie mówiąc o finansowych, ale przede wszystkim czas. Jak byłam pierwszy raz na trzydniowych zawodach, pomyślałam sobie "kwa... nie, ja tak nie chcę". Jednodniowe, dwudniowe może jeszcze... no MAX z jednym noclegiem, a najlepiej wcale....
Kosmetyczka, fryzjer, masaż - nie odmawiałam sobie 😉 Zawsze pilnowałam, żebym jednak miała chwilę dla znajomych, na posiadówę w ogrodzie.... Jedynie podróże średnio, ale jakoś mocno mi to nie przeszkadza.
U mnie na pewno przerwa... zobaczymy jak dluga.

Poki co - wracam do życia, powoli 🙂

Na razie zachwycają mnie chwile na czytanie książek i kolacje z przyjaciółmi - i że zbliżają się wakacje, pierwsze od lat 🙂
faith, ooo a co z koniem? Dzierżawa 🙂?
Tez jest na wakacjach i to w cudownym miejscu 🙂
faith, a czemu nie wakacjach konio ?

Sankaritarina, ja to trochę odwrotnie, wogóle nie bawi mnie jazda konna sama w sobie, muszę mieć cel w postaci zawodów. Najbardziej lubię 3 dniowe właśnie  😂 i to ZO, bo jest fajna atmosfera i bankiet i wszyscy się znają 🙂 Ja albo treningi i zawody, albo nic  🙂 W sumie mam tak z każdym sportem  😉
Bo tez mu sie nalezy cos od zycia 😉
Perlica miałam dłuższą przerwę jedną taką, że nie jeździłam kilka miesięcy przymusowo to właśnie pierwsze kilka tygodni brakowalo a potem sie człowiek przyzwyzaja, wypełnia czymś tą lukę, ale jednak po jakim czaie znowu tego brakowało przynajmniej mi.

To racja co pisze rtk Mimo, ze ja też lubię zawody, cel, rywalizację, to teraz póki co musi mi wystarczyć jazda mniej regularna ale też jest to lepsze niż całkowita rezygnacja. Bo wiem, że ta moja ekipa stajenna jest, że jest koń, który mimo, że też chodzi pod innymi to jak przyjadę to mam na kogo wsiąść (czasem nawet kolejka się ustawia) i jest to fajne poczucie, że ok mam intensywny miesiąc czy dwa, ale potem wracam i jest te kilka dni resetu. Bez tego byloby mi ciężko, a o powrocie cały czas marzę i może złudnie liczę, że się uda🙂!
To ja wiem, że na pewno tak nie umiem, albo robię coś na maksa albo wcale  😀

Dziś tak oddychałam na pilatesie , że mi się w głowie zakręciło aż  😂
Zazdroszczę wam dziewczyny takiego podejścia...
Konia nie mam już 3, albo 4 lata i ani trochę nie przyzwyczaiłam się do braku koni. To, że mam czas dla siebie, więcej wolnej gotówki, którą mogę wydać na siebie, a nie na konia i możliwość spędzania wolnego czasu na milion różnych sposobów, nie daje mi większego szczęścia niż te chwile na końskim grzbiecie bądź w stajni. Ja bez koni czuję się niepełna i czegoś mi brakuje.
Jak koń wyjechał, to miałam okresy kiedy jeździłam, a to na koniu koleżanki, a to gdzieś tam okazjonalnie wsiadłam. Ale to nie jest to samo co własny koń. I chociaż próbowałam sobie znaleźć inne hobby, zastąpić czymś konie, to mi się nie udało.  Są rzeczy, które sprawiają radość, bywam szczęśliwa, ale gdzieś tam w środku coś cały czas kłuje i uwiera.
Kiedyś miałam ambicję na treningi i zawody. Marzyło mi się postartować z własnym koniem, czysto amatorsko. Tak się złożyło, że nie udało mi się tych ambicji spełnić. A teraz dała bym wszystko za możliwość jazdy choćby rekreacyjnej.
Żałuję, że sprzedałam konia, mimo że nie miałam innego wyjścia. Bo dzisiaj nawet nie wiem gdzie dokładnie jest, czy jest mu dobrze i czy w ogóle jeszcze jest... Bo dostaje sprzeczne informacje o jego rzekomym losie...
pamirowa nie można dołować się rzeczami, na które nie mamy wpływu 😕 skoro nie miałaś wyjścia, to... no nie miałaś, nie mogłaś postąpić inaczej.
To przecież nie zamyka Ci furtki do powrotu, o ile finanse na to pozwalają. Jeśli chodzi tylko o rekreacyjną jazdę, to współdzierżawa nie spełni Twoich oczekiwań?

Mam za sobą wiele prób odwyku od jeździectwa i względny komfort miałam tylko i wyłącznie w okresach tuż po jeździeckim kryzysie, kiedy byłam równolegle mocno zaangażowana w inne zadania czy projekty.
Bez tego zaangażowania każde popołudnie bez koni spędzałam wegetatywnie - leżąc w łóżku i patrząc się w sufit. Nie umiem przełożyć czasu spędzanego w stajni na spotkania ze znajomymi, chodzenie do kina, na dodatkowe zajęcia czy wyjazdy turystyczne. Rezerwy pieniędzy i czasu na szeroko pojęte "dbanie o siebie i swój rozwój" nigdy nie wynagradzały mi braku koni.
Kiedy chodzi o mnie i mój profit, kompletnie brakuje mi dyscypliny. Sytuacja zmienia się o 180 stopni, kiedy mam zająć się kimś/czymś.
Konie wpisują się w ten typ funkcjonowania w 100%.
lillid na ten moment moje finanse nie pozwalają w ogóle na powrót do koni i to mnie czasem dołuje. Więc póki co, muszę chwilowo zapomnieć o współdzierżawie czy choćby regularnych jazdach rekreacyjnych na różnych koniach. Czasem pewnie uda się wsiąść gdzieś tam okazjonalnie. Zawsze to lepsze niż całkowita abstynecja od koni 😉
Dla mnie konie zawsze były ucieczką od rzeczywistości, takim lekiem na całe zło. Jak uciekałam do stajni, do własnego konia, to zapominałam o wszystkich zmartwieniach i problemach. I właśnie tej ucieczki, tego mojego miejsca wolnego od trosk, bardzo mi obecnie brakuje. Bo ostatnimi czasy moje życie przypominało rollercoaster, zamiast stabilizacji, za dużo zmian.
pamirowa z tego co w innym wątku pisałaś, to zaczyna się stabilizować (tak zrozumiałam) :kwiatek:. Czego Ci bardzo życzę. Małymi kroczkami do przodu i będzie super 😉.
Dobra i okazjonalna jazda - lepszy rydz niż nic.
A może jazda za pracę? Nie wiem czy masz czas na to, ale jeśli tak, to może by wypaliło. Albo (o ile umiejętności Ci pozwalają) dorabianie jako instruktor?
Doskonale Cię rozumiem - też nie umiem żyć bez koni. Wielokrotnie próbowałam kończyć - głównie przez depresję, bo o ile wojna chyli się ku końcowi i to na moją korzyść, to sporo bitew wygrała choroba. Najgorzej było jak odszedł mój koń - myślałam, że to absolutny koniec. Półtora miesiąca później kupiliśmy dwa achał-teki do westu. Jakkolwiek dziwna ta decyzja by nie była to czuję, że obrałam dobry kierunek. Z koni jestem dumna, moja choroba przegrywa, a ja mam kopa do działania, żeby zamieszkać w końcu z nimi (przepisy).
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się