Sprawy sercowe...

ja tylko powiem Wam jako stara ciotka jedno...
to co wiele z Was robi jest hmmm, irracjonalne i raczej nie prowadzi do niczego dobrego...
/oczywiście są wyjątki/

wchodzenie w kolejny związek od razu - po długim związku/małżeństwie nie jest dobre
Jest bezpieczne, bo człowiek przyzwyczaja się do zwiazku - więc boi się samotności, chce mieć oparcie, back-up.
Tylko to się źle kończy.

Trzeba dać sobie czas. Na samotność, przemyślenia, na to by zacząć trzymać ster a nie dryfować.
A tak przyjmujecie na pokład kolejnego kapitana... bo dryfujecie, zamiast same złapać ster w rękę...

Samemu jest cholernie trudno (wiem po 16 latach małżeństwa) Ale także łatwo wpaść w łapy kolejnego samca.
Bo człowiek jest osłabiony, każdy przejaw miłego traktowania - traktuje jak "miłość"

Ja sobie dałam luz. Przede wszystkim ja muszę wiedzieć czego chcę... a raczej czego nie chcę...


Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
22 lipca 2019 12:38
Dodo, a ja uważam, że to wszystko zależy jednak od sytuacji. Od tego czy jest się stroną inicjującą rozstanie, czy tą " porzuconą". BO jednak jak to my inicjujemy to dlatego, że wiemy, że coś, albo konkretnie co nam nie pasuje i czego chcemy więcej od życia / od związku. I wtedy uważam, że nie jest się jednostką dryfującą, a właśnie tą trzymającą ster.
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
22 lipca 2019 12:56
Można być też "porzuconym", ale wiedzieć czego się chce i nie chce 🙂 W moim przypadku ex narzeczony zostawił mnie po prawie 8 latach, bo się "zadurzył" w znajomej w pracy i stracił mózg totalnie. Bolało, ale po 3 dniach w sumie już było ze mną ok, a tak zupełnie spoko po kilku tygodniach. Głównie dlatego, że w końcu mogłam odetchnąć bez słuchania gorzkich uwag i spełniania życzeń, a to zobaczyłam dopiero po 2-3 tygodniach, że relacja była.. niezdrowa. I to pozwoliło mi upewnić się w moich "chcę i nie chcę". Wkurzało mnie jedynie, że jeszcze przez kolejnych parę miesięcy próbował "wrócić". Zwłaszcza jak się dowiedział, że zaczyna się nowa relacja u mnie. Cóż, ciężki typ 😉

Nie generalizowałabym w sumie aż tak, choć faktycznie - "porzucenie" wiąże się zazwyczaj z dużo większymi emocjami "po fakcie" przez jakiś czas. Choć to też zależy od "aury" tego rozstania i tego, co działo się po nim.
Bardziej niebezpieczne jest chyba "zapominanie", w trwającym już jakiś czas związku, o tym czego się chce i nie chce - w imię zaufania, uczucia itd. Co bardziej toksyczne osobowości łatwo zaczną wtedy przesuwać tzw "kompromis".
Można też być jednostka inicjującą rozstanie i po prawie 2 latach nadal mieć zryta banie i nie nadawać się do żadnej relacji 🙂 Zależy jak leży...
Dodo  :kwiatek:

Jako stara ciotka, zgadzam się w 100%. Raz tak próbowałam i skończyło się to zmarnowaniem 8 lat tzw. młodości. Oczywiście można argumentować, że każda sytuacja jest inna. Bez wątpienia, ale po prostu bądźcie ostrożne i słuchajcie siebie 🙂
dea   primum non nocere
22 lipca 2019 21:31
Ja bardzo chciałam stanąć na własnych nogach, bo choć byłam stroną inicjującą rozstanie, absolutnie dryfowałam w nieznane. Stanęłam tak skutecznie, że jak sobie was podczytuję albo rozmawiam ze znajomymi kobietami w związkach, to się zastanawiam po co ludziom związki 😉 mam trochę fajnych wspomnień ze swoich, ale już bym nie chciała płacić za to emocjonalną kolejką górską. Jest tak fajnie spokojnie i stabilnie 🤣 ze stadem ludzi płci obojga, z przewagą mężczyzn, jako znajomych. No super. Nie wiem co musiałoby się stać, żeby mnie wyciągnąć i już raczej nie jestem w kategorii do wyciągania z tego stanu, więc tym lepiej, że mi tu dobrze 😁
smartini   fb & insta: dokłaczone
22 lipca 2019 22:01
dea, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia 😀 ja mam spokojnie i stabilnie, z może nie mnostwem bo mnostwa nigdy nie mialam :P ale 'moją' ilością znajomych obu płci, ze swoimi pasjami, zajęciami, wyjazdami i z zajebistym facetem u boku 😉 no trafił się jakiś z wymierajacego gatunku, może ja też jakaś dziwna... 😀
dea   primum non nocere
22 lipca 2019 22:17
Pewnie, że czasem się trafiają, obserwuję też pojedyncze pary ze szczerym uśmiechem 🙂  ale jak sama zauważyłaś, to taki trochę wymierający gatunek - jak się trafi, to super. Ja kilku takich też spotkałam, niestety byli już wtedy solidnie zaangażowani i tworzą szczęśliwe rodziny obecnie (więc jakiegoś tam nosa mam 😉), więc skończyło się na przyjaźni lub dalszej znajomości. Z pozostałymi trzymamy obustronny dystans i jest fajnie.
BTW to, co dla mnie jest "stadem", dla Ciebie może być niedużą grupką. Biorąc pod uwagę, że wychodząc ze związku miałam okrągłe zero utrzymywanych relacji, teraz mam stado - choć to nadal poniżej 10 🤣

Absolutnie nie uważam, że ogólnie związki są be, już tu kiedyś byłam posądzana o bycie wojującą feministką 🤣 nienienie, mówię o wyłącznie MOJEJ aktualnej perspektywie 🙂
ja Wam powiem, że ostatnio trafiłam na mega- lemura... myślałam, że jak ktoś ma 45 lat to nie jest już "chłoptasiem"...
Umówiłam się z kolesiem było uroczo, naprawdę zaiskrzyło. Następnego dnia wyjeżdżał na wakacje więc umówiliśmy się że spotkamy się po jego powrocie.

Facet zaczął mi na mesendzeże pisać, wysyłać foty widoczków... miło i ok... po czym wysyła mi fotę armaty z pytaniem "czy lubisz duże lufy"... zamieniłam to w żart, ja nie lubię takich chamskich podrywów - bo to trochę buraczane było... ale OK, może wyczuwał na ile sobie może pozwolić...

Zmienił taktykę, znowu pitu pitu...
po czym coś piszę że wraca tego i tego dnia - ja mu na to, że jak chce to podjadę po niego na lotnisko bo tak się składa, że tam będę...

I teraz miazga... że nie mam podjeżdzać bo on jest z przyjaciółką ... /dodam, ze gadał mi że jedzie na wakacje z kumplami....

Kurtyna... napisałam mu, ze 3 w relacji to już tłok i dziękuję za uroczy wieczór...

przykro mi się zrobiło... zablokowałam go na fb bo zaczłął pisac wulgarne treści typu: "przywiążałbym Cię do łóżka i (pii piii piii) od tył"
żenada....

Dodofon, w tym wieku faceta przydałoby się już nauczyć rozumu. Zawsze, jak słyszę takie akcje w wykonaniu starych pryków, to mam przed oczami taki widok, jak mówisz "dziękuję za uroczy wieczór", wsiadasz do auta, po czym dodajesz "a nie, jeszcze coś", wracasz i wypłacasz mu wielkiego gonga w nos, najlepiej taka wielką i ciężka wożoną w schowku specjalnie na takie okazje rękawicą bokserską. Co za dupek.
smartini   fb & insta: dokłaczone
23 lipca 2019 13:48
Dodofon, dobrze, że patologia wyszła tak szybko :O
Tak z ciekawości, czemu o facecie 40+ mówicie stary pryk? Mam męża 47 i absolutnie nigdy nie odbierałam Go w wersji stary. Raz że wygląda na 30+ , a dwa mentalnie też nie jest starym dziadem.
Martita   Martita & Orestes Company
23 lipca 2019 14:36
Dodofon Dobrze, że chociaż szybko wyszło szydło z worka

KaNie Dla mnie stary pryk to kwestia mentalności nie metryki
Jaki koleś  🙄 😵
Kiedyś myślałam, że faceci w pewnym wieku dorastają...

Gdy byłam bardzo młodą osobą, spotykałam się ze starszym od siebie o 18 lat facetem. Dogadywaliśmy się naprawdę super. Gdy byłam już w wieku studenckim, powoli zaczął mnie razić jego maksymalnie luzacki styl życia. Ja już powoli zaczynałam myśleć o jakiejś przyszłości, a on nadal żył tu i teraz. Nasze drogi się rozeszły, gdy miałam 22 lata.
Wiele lat nie mieliśmy żadnego kontaktu, aż znalazł mnie na fb. Spotkaliśmy się pogadać jakieś 2 lata temu. On miał wtedy lekko po 50-tce. Spotkanie było bardzo sympatyczne, ale uświadomiło mi, że on się tak naprawdę w ogóle nie zmienił od czasu, gdy się rozstaliśmy. Nadal jest niebieskim ptakiem, mieszka "tu i tam", robi "to i owo" i choć na co dzień mu to nie przeszkadza, to jednak w rozmowie przyznał, że mógł nieco inaczej pokierować swoim życiem. Spotkanie to utwierdziło mnie w przekonaniu, że xx lat temu podjęłam właściwą decyzję. Choć trudno w to uwierzyć, są faceci, którzy NIGDY nie stają się tak naprawdę dorośli.
KaNie, mam na myśli "stary koń" a głupi. W sensie, że w tym wieku człowiek powinien być już w miarę poukładany, a przynajmniej jakiejś kultury liznąć. A nie, że to stary człowiek (sama jestem po 40stce i absolutnie się za starą nie uważam)
Dodofon, gratki, że się wreszcie wymiksowałaś z małżeństwa. Nie raz odniosłam wrażenie, że daleko Ci do szczęścia w tym związku.
Dodo ahahahhahahahha, o jaciepikole, przy 'duzej lufie' bym nie wytrzymala i odrypawszy jakis numer  😜 Szacun za cierpliwosc do typa  😁
Dodofon, gratki, że się wreszcie wymiksowałaś z małżeństwa. Nie raz odniosłam wrażenie, że daleko Ci do szczęścia w tym związku.


1 kwietnia była pierwsza i ostatnia sprawa rozwodowa łącznie z podziałem majątku. Poszło uczciwie 50/50, chociaż oddałam dom...
Nadal jest patologicznie bo mieszkamy razem (do konca roku moge mieszkać) - ale już kupuję coś innego (mam zarezerwoane) i sądzę że w okolicy października się z dzieckiem wyprowadzimy.
1 kwietnia była pierwsza i ostatnia sprawa rozwodowa łącznie z podziałem majątku. Poszło uczciwie 50/50, chociaż oddałam dom...
Nadal jest patologicznie bo mieszkamy razem (do konca roku moge mieszkać) - ale już kupuję coś innego (mam zarezerwoane) i sądzę że w okolicy października się z dzieckiem wyprowadzimy.


Świetnie, że się udało to szybko załatwić. Domu szkoda, bo dużo serducha w niego włożyłaś i kasy zapewne też, ale to tylko majątek.
Jak syn znosi Wasze rezstanie? Podzieliliście się opieką nad nim?
[quote author=Dodofon link=topic=148.msg2880019#msg2880019 date=1563950524]
1 kwietnia była pierwsza i ostatnia sprawa rozwodowa łącznie z podziałem majątku. Poszło uczciwie 50/50, chociaż oddałam dom...
Nadal jest patologicznie bo mieszkamy razem (do konca roku moge mieszkać) - ale już kupuję coś innego (mam zarezerwoane) i sądzę że w okolicy października się z dzieckiem wyprowadzimy.


Świetnie, że się udało to szybko załatwić. Domu szkoda, bo dużo serducha w niego włożyłaś i kasy zapewne też, ale to tylko majątek.
Jak syn znosi Wasze rezstanie? Podzieliliście się opieką nad nim?
[/quote]

jak pisałam nadal mieszkamy razem - więc nie odczuwa... trudno więc jeszcze powiedzieć jak to będzie..
Dziecko zostaje ze mną - widzenia są ustalone - z tym, że ja jestem elastyczna. Zobaczymy jak wyjdzie technicznie.
.
Ja po 3 latach związku zostałam rzucona. 🙁
Facet stwierdził, że już tego nie czuje, nie chce mu się nic spróbować naprawiać i w ogóle spadaj na drzewo.
2-3 tygodnie wcześniej były plany na kupno mieszkania razem etc. Więc spadło to na mnie nagle i jest mi mega ciężko.
Wyprowadziłam się i jakoś staram się żyć, ale dla mnie to był człowiek, którego wyciągałam te 3 lata temu z ogromnego psychicznego gówna (ataki paniki, bał się wychodzić z domu, alko itp.), z którym byłam tak blisko jak jeszcze z nikim, kochałam, i myślałam, że razem będziemy iść przez życie i się razem zestarzejemy. Wydawało mi się, że mamy fajny, pełen zaufania i rozmów związek, okazało się, że jednak nie i wyszło jak wyszło. Wracam do pustego mieszkania i dzień w dzień od 2 tygodni ryczę.
Mam 27 lat, a czuję jakby mi życie się skończyło i nic już na mnie nie czekało dobrego. Nie mogę sobie wyobrazić bycia tak samotną do końca życia, albo pokochania kogoś innego.
Alveaner, wiem, że mi nie wierzysz ale kiedyś kogoś jeszcze pokochasz. Ja w Twoim wieku przeżyłam największy zawòd miłosny, zawalił mi się świat, praca i wszystko co było dla mnie codziennością. Podnoszę się od dwóch lat, dużo mądrzejsza, bardziej doceniająca siebie i (mam nadzieję) z super fajnym Facetem. Stare rany wciąż bolą ale z każdym dniem coraz mniej. Jak chcesz to odezwij się na PW
Teraz sobie nie wyobrażasz pokochać kogoś innego i przeraża Cię samotność. To naturalne. Popłacz ile potrzebujesz, nie myśl na razie o dalszej przyszłości. Przyjdzie czas na wszystko, gdy będziesz gotowa. Trzymaj się ciepło 🙂
Stało się coś naprawdę złego. Czy ktoś chciałby ze mną popisać na pw, bo mam wrażenie, że po raz kolejny umieram od środka...
Ollala🙂, śmiało pisz  :kwiatek:
Ollala🙂, pisz  :kwiatek:
Ollala🙂, chętnie pomogę.
dziękuje dziewczyny
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się