Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

dobby, masz rację. Tak to teraz musi wyglądać.
Ale powiem szczerze, że według mnie, to straszne, że tak jest. Że by mieć jakieś szanse na minimalnie dobre życie to trzeba zacząć zapierd...ać od 18/19 roku życia. I tak do 65 czy 70. A mojemu pokoleniu to zapowiada się chyba praca do samej śmierci.
Sivrite, u nas w biedronce i innych marketach pracują ludzie z wyższym. W pracy przede wszystkim liczy się podejście i chęć do pracy. Poza tym ważne jest też doświadczenie, choćby dorywcza praca wakacyjna przy zbieraniu truskawek zrobi lepsze wrażenie niż brak jakiegokolwiek doświadczenia. W poprzedniej pracy, kilka lat temu zaczynałam od szalonych 1200 zł na rękę, 300 zł wychodził dojazd, czyli zostawało mi dokładnie tyle ile dostawałabym jako bezrobotna. Więc po co pracowałam za takie "grosze"? A no po to, że pracując mam możliwości zarobić więcej. W moim przypadku okazało się, że się sprawdziłam, dostałam podwyżkę, premię, a jak dołożyło się jeszcze kilka nadgodzin, to nagle zaczęłam zarabiać dobrze. No, ale żeby mieć taką możliwość musiałam zacząć pracować. W firmie była też inna dziewczyna, z wykształceniem gimnazjalnym, która dostała szansę, i z produkcji przeszła do wsparcia inżynieringu. Jej chęci i podejście do pracy zostały zauważone i dostała szansę. Tak jeszcze dodam, że w swojej pracy zajmowałam się min. szkoleniem nowo zatrudnionych pracowników, przez kilka lat łącznie  około  dwustu osób. Już w pierwszych dniach nowej pracy da się ocenić jak długo i z jakim zapałem popracuje nowy pracownik 😁
A ja sie trochę zgodzę z Sivrite, w kwestii pracy za 2 tysiące. Sama jestem singlem i w życiu bym sie nie utrzymała samodzielnie gdyby nie fakt, ze za moje mieszkanie płace wyłącznie czynsz i opłaty. Wynajem czegokolwiek to kwota pożerająca większość takiej wypłaty. Jeśli ktoś ma partnera/partnerkę to jest mu zdecydowanie prościej w tym temacie. Oczywiście można wynajmować pokój ale przyznam szczerze, ze w wieku niemal 30 lat nie miałabym najmniejszej ochoty dzielić z kimś mieszkania. Mam za sobą akademik, mieszkanie z kimś w jednym pokoju, wynajem samodzielnego pokoju w mieszkaniu i w tym wieku po prostu nie mam juz na to ochoty. I wcale sie nie dziwie ludziom, którzy takiej ochoty również nie maja.
Tylko, że podejmując pierwszą pracę całe mieszkanie nie jest ci potrzebne. Nawet przeprowadzając się za pracą, jak nie stać cię na całe mieszkanie to wynajmij pokój. W pierwszej pracy chodzi o zdobywanie doświadczenia, kontaktów, wejście w środowisko, popracuj ostro parę miesięcy i staraj się o podwyżkę, nie ma szans na rozwój to masz już jakieś doświadczenie i szukasz nowej pracy za lepszą kasę. A jeśli w trakcie studiów nie robiło się nic (albo prawie nic) to studia nie zapewnią ci super płatnej pracy bo masz papierek. Sorry, ale jeśli ktoś przez okres 5 wakacji pomagał (czyli nawet nie praca) dwa razy w stajni i praktyki to trochę jesteś sobie winna.
Sama bym chyba nawet nie zadzwoniła do kandydata, który w CV ma tylko studia. Minęły już czasy kiedy papierek z uczelni otwierał bramy raju.

Nie wiem, czy przez przypadek, czy specjalnie starasz się omijać niektóre rzeczy, które piszę. Gdzie pisałam o "super płatnej pracy" i o "raju"? Trzy czy cztery razy pisałam, że chodzi mi o sensowne wynagrodzenie do wykonywanej pracy, ale Tobie się uwidziało, że wiesz, czego chcę i próbujesz mi to wpierać.
Wyprowadziłam się z Warszawy na studia, ale tak się składa, że moja siostra przepracowała dosłownie całe swoje studia własnie w pracach dla studentów. Rozwój, a jak nie, to szukanie lepszej pracy? Jakiego rozwoju oczekujesz po pracach studenckich? Lepiej będą nabijać na kasę, smażyć hamburgery? Bo staże zawodowe w dużych firmach są PO studiach, a nie w trakcie. Jedynie informatycy są w stanie zacząć jakąkolwiek karierę zawodową przed ukończeniem studiów. Mój Uniwersytet próbował w trakcie moich studiów organizować staże dla studentów, ale pracodawcy wymagają papieru, nawet jeśli twierdzą, że jest nic niewarty. Jedyne, co dałaby mi praca w latach studiów, to odłożenie paru tysięcy, kosztem czasu poświęconego m.in. własnie na studia. Chyba za dużo hamerykańskich filmów się naoglądałaś, jak to studenci chodzą na staże do korpo jeszcze w trakcie studiów. Ale takich rzeczy w Polsce nie ma i nie wpieraj mi, że są. Studentów zatrudnia się do nierozwojowych prac, żeby zaoszczędzić na nich na podatkach, tylko i wyłącznie. Kurde, miesiąc temu w wątku o ogłoszeniach wstawiałam zajebiste ogłoszenie PZJ-tu o pracę dla studentów. 😀 Taki, curwa, rozwój dla studentów. Tak, można sobie dorobić, ale chyba zapytam swojego kierownika, czemu mnie bez tego zatrudnił za normalną kasę. I ciekawe, jak mój chłopak znalazł pracę, nie pracując w trakcie studiów nawet jednego dnia. Widocznie trzygodzinna rozmowa o tę pracę powiedziała jego pracodawcy więcej niż CV? No niemożliwe. A może mojemu kierownikowi spodobał się mój list motywacyjny, który umiałam dobrze napisać, mimo że była to moja pierwsza praca na pełen etat? Też możliwe. Żadnego potencjalnego pracownika nie określa to, co robił wcześniej, jeśli ktoś jest ogarnięty i chętny, to w swojej pierwszej pracy przyłoży się tak samo jak w dziesiątej.
A tak swoją ścieżką... Ciekawe, że ja obroniłam swoje magisterium, a 3 z 4 osób, które na mojej specjalizacji pracowały - nie. Taki zbieg okoliczności.

A ja sie trochę zgodzę z Sivrite, w kwestii pracy za 2 tysiące. Sama jestem singlem i w życiu bym sie nie utrzymała samodzielnie gdyby nie fakt, ze za moje mieszkanie płace wyłącznie czynsz i opłaty. Wynajem czegokolwiek to kwota pożerająca większość takiej wypłaty. Jeśli ktoś ma partnera/partnerkę to jest mu zdecydowanie prościej w tym temacie. Oczywiście można wynajmować pokój ale przyznam szczerze, ze w wieku niemal 30 lat nie miałabym najmniejszej ochoty dzielić z kimś mieszkania. Mam za sobą akademik, mieszkanie z kimś w jednym pokoju, wynajem samodzielnego pokoju w mieszkaniu i w tym wieku po prostu nie mam juz na to ochoty. I wcale sie nie dziwie ludziom, którzy takiej ochoty również nie maja.

Roszczeniowa jesteś okropnie, przecież mieszkanie z obcym człowiekiem jest spoko, powinnaś się przyzwyczaić. A ja się powinnam przyzwyczaić, że mój domownik za kołnierz nie wylewa i też przestać chcieć iść na własne, tak jeszcze z 10 lat. 🙂 Po co komuś po studiach mieszkanie, nie?

EDIT: Uciekło mi pół zdania.
Czyli nie ma Cię w Polsce od 30 lat? Znaczy nie masz tak naprawdę pojęcia jak tu wygląda życie i to widać.
Mylisz sie. Nie mieszkam w PL na stale, ale bywam czesto, z roznych powodow 2 razy w roku.
Jestem tez w PL wlascicielka businessu, place podatki, wiec mam pojecie jak wyglada polskie zycie. Przynajmniej troche o tym wiem.
Sivrite, w moim poprzednim korpo było mnóstwo osób w trakcie studiów. Głównie zaocznych, ale na dziennych też się zdarzali. I jak ktoś chciał to umiał pogodzić i studia i pracę. O ile chciał.
Ascaia, jeśli chodzi Ci o system emerytalny to rzeczywiście wiek emerytalny powinien ulegać wydłużeniu. Jest to związane z całym modelem ubezpieczeń emerytalnych. Pierwsze ubezpieczalnie, które były zakładane ok 100 lat temu (zaraz po I wojnie światowej - pionierem reformy był Churchill) zakładały pewien model przeżywalności przy wieku emerytalnym 60 lat. Przy czym w 1918 roku, średnia długość życia Brytyjczyka wynosiła 53 lata. Zauważ, że masz wiek emerytalny 60 i średnią długość życia 53 ...

Obecnie średnia oczekiwana długość życia Brytyjczyka to chyba 79 lat. Wiek emerytalny to 67 ... z matematycznego punktu widzenia model trzeszczy.

Sivrite, to Twoje życie i nic mi do tego. Ja na początku brałam prace za które bym się nie utrzymała, bo chciałam zdobyć jakiekolwiek doświadczenie. Całe studia popołudniami stałam na placu i uczyłam dzieci jeździć albo uczyłam dzieci angielskiego. Nie mogłam sobie pozwolić też na opuszczenie szkoły bo program 5-letni zrobiłam w 4 lata, żeby móc pójść do pracy. Bo po prostu nie miałam takiego komfortu, że ktoś mi pomoże. Ani moi rodzice ani rodzice mojego męża.
W wakacje zwykle pracowałam. Pierwsze wakacje przepracowałam całe jak zdałam z 3 do 4 klasy liceum. Stałam całą noc po wizę do UK, potem pojechałam autobusem bo bilet na samolot był za drogi. Żeby dostać wizę pożyczyłam od rodziców pieniądze na 2 tyg kurs językowy. Siedziałam w Londynie od końca czerwca do połowy września bo zbierałam na komputer. Byłam na czarno kelnerką w restauracji. Jak zebrałam na komputer to przyjechałam do PL i musiałam nadrobić te 2 tygodnie w klasie maturalnej.

Ten komputer mi się przydał potem bo miałam na czym przygotowywać indywidualne ćwiczenia z angielskiego dla uczniów, których miałam przez 4 lata studiów. Musiałam sama zgłębić metodykę ale w sumie potem mnie bardzo dobrze wspominali jak niektórych spotkałam po kilku latach.

Raz pracowałam całe wakacje w firmie, która sprzedawała oprogramowanie do prowadzenia księgowości. Musiałam się nauczyć jak te programy działają, żeby odpowiadać na pytania klientów jak dzwonili. Zarabiałam tam marne grosze ale przynajmniej poznałam jak wyglada praca w biurze.

Tylko to wszystko zaowocowało tym, że po 4 roku pracę na etat dostałam z dnia na dzień. I nawet mi nie przyszło do głowy, żeby w tej pierwszej „prawdziwej” pracy zastanowić się czy mi starczy na życie bo chciałam złapać cokolwiek. I w sumie dostałam pracę bo znałam bardzo dobrze angielski mówiony z wyjazdów za pracą a gramatykę z uczenia dzieci.

Piszę to tylko, żeby Ci uświadomić, że w życiu ważna jest suma doświadczeń i czasem warto zainwestować swój czas i pracę w zdobycie doświadczenia nawet jak płaca nie jest zbyt atrakcyjna. Czasem po prostu warto pójść jeden krok dalej mimo tego, że wydaje się to bez sensu.

EDIT: Sivrite, nie wiem co studiowałaś, ale ja w dużej firmie mam zwykle 2 studentów po 3cim roku wzwyż na umowę zlecenie pracujących na kawałek etatu, tak żeby mogli chodzić na zajęcia. Jak mam rotację to ich potem zatrudniam na zastępstwo albo od razu na etat. Nie wymagam żadnego papieru. Problem polega na tym, że studentom się zwykle nie chce iść do takiej pracy bo od razu by chcieli być managerami. Ci co chcą, maja u mnie zwykle zapewnioną pracę po studiach.

A jeszcze co do wypowiedzi _Gagi o tym, że za trochę ponad 3000 utrzymuje siebie, dwa konie i opłaciła kredyt za leczenie taty.
Gaga, rozumiem, że czynsz wysoki, ale to nadal jest Twoje, a nie wynajmowane. Wynajem jest jeszcze droższy. Masz 2 konie, ale nie masz np. dziecka, które nadal wyszłoby Cię więcej niż te dwa konie, mimo tego cudownego 500+. Mówisz, że przy tych 3000 musisz dorabiać, a i tak bywa ciężko. Na leczenie taty musiałaś wziąć kredyt, bo nie masz nic odłożone (poniekąd z powodu chorób koni, pamiętam). Więc chyba sama przyznasz, że jako samotna osoba te 3000 to nie jest wystarczająco, by spokojnie żyć. Co najwyżej w stresie wyczekiwać rachunków.

Sivrite, w moim poprzednim korpo było mnóstwo osób w trakcie studiów. Głównie zaocznych, ale na dziennych też się zdarzali. I jak ktoś chciał to umiał pogodzić i studia i pracę. O ile chciał.
Bo może i ja nie popracowałam, w przeciwieństwie do siostry,
No jasne, jak napisałam, u mnie też byli. Tylko zdawalność takich studentów dziennych jest jakoś dość kiepska. Jedyna z tych czterech osób, które się obroniły, pracując, rzuciła pracę w styczniu, żeby w czerwcu się obronić.  Jedna z najbliższych mi osób oblała 2 kierunki, zanim zrozumiała, że nie jest w stanie tego pogodzić. Czasami nie można mieć wszystkiego.
Dance Girl, o, to mamy troszkę podobne perypetie :-) ja pierwszy raz pojechałam do pracy do Niemiec mając lat 17, przez 2 miesiące zmywalam gary w restauracji. Za te pieniądze tez kupiłam sobie mój pierwszy komputer. Potem jeździłam tam w każde wakacje, przez kilka kolejnych lat - inaczej nie miałabym nawet na ten wspomniany dzielony pokój. Szkoda mi było trochę, bo podczas gdy wszyscy moi znajomi wypatrywali ostatniego egzaminu by zacząć wakacje - ja wiedziałam, ze dzień po ostatnim egzaminie bede siedzieć w autobusie do Niemiec i spędzę tam nudne i pracowite 3 miesiące. Plus jest taki, ze mówię biegle po niemiecku, mogłam Dzieki kasie studiować tam gdzie chciałam, No i udało mi sie za te pieniążki tez trochę świata zwiedzić
Jedno co mi się ciśnie : nie ma takiej branży, gdzie bez roboty lecą grube kokosy. No sorry, ale dorośli ludzie powinni wiedzieć, że jest pewna ścieżka:
a) albo masz genialny plan i otwierasz własny biznes, gdzie na początku zapier... grubo, a po latach może się uda mniej, jak zatrudnisz ludzi i trafisz na dobrą ekipę
b) obierasz trasę pracy i zaczynasz od kiepskiej płacy by po latach dojść do posady.

Tak 30 lat temu jak i dziś ludzie jeździli na saksy, by dorobić. Moja babka jeździła na Węgry ze złotem, mój ojciec na zmywak do Anglii. Też nie od razu ludzie kupowali mieszkania z marszu, choć budowa domu na pewno była znacznie tańsza niż dziś. Ludzie kiedyś mieli mniejsze potrzeby, TV był co 3 chałupy a nie w każdym pokoju, auto było luksusem, a dziś po kilka w rodzinie.
Nie rozumiem jak można pisać, że nie można się utrzymać za ok. 3000zł, bo ja za ok. 4000zł utrzymuję całą rodzinę 3 osobową. Połowa z tego to kredyty, a za 2000zł żyjemy z rachunkami domowymi. Skromnie, ale mamy co jeść.
Piszę to tylko, żeby Ci uświadomić, że w życiu ważna jest suma doświadczeń i czasem warto zainwestować swój czas i pracę w zdobycie doświadczenia nawet jak płaca nie jest zbyt atrakcyjna. Czasem po prostu warto pójść jeden krok dalej mimo tego, że wydaje się to bez sensu.

Tak, ale z drugiej strony takie pracowanie to też jest w pewnym sensie psucie rynku pracy. Bo gdyby niektórzy z moich kolegów z liceum nie pracowali za 6 złotych na godzinę w wakacje, to może ten biznes by upadł i w jego miejsce stanąłby jakiś, który umie się utrzymać na powierzchni bez wyzysku pracowników? Jeśli mój pracodawca uważa, że "będę zadowolona" (jego słowa) z pensji, po czym płaci mi 1750 złotych na czarno, zaoszczędziwszy na samych podatkach z tego, że nie dostałam umowy 600, to mam w dupie wspieranie takiego brodzika moralnego. Bo może ja na tym nie stracę, ale on za swoje chamstwo i cwaniactwo zarobi, a potem zatrudni w ten sposób kolejne osoby. Więc skoro nie musiałam, to nie miałam zamiaru tego ciągnąć. Wiem, że istnieją ludzie zdesperowani i cieszę się, że jeszcze nigdy (tfu, tfu) życie nie postawiło mnie w takiej sytuacji, ale póki nie postawi, to nie mam zamiaru robić za taką kasę. Bo może jeśli ja nie przyjmę tej "cudownej" oferty, to ktoś inny z tego forum dostanie parę stów więcej, jak takiemu cwaniakowi nikt do tej roboty nie przyjdzie.
[quote author=dobby link=topic=80308.msg2880865#msg2880865 date=1564234180]
Tylko, że podejmując pierwszą pracę całe mieszkanie nie jest ci potrzebne. Nawet przeprowadzając się za pracą, jak nie stać cię na całe mieszkanie to wynajmij pokój. W pierwszej pracy chodzi o zdobywanie doświadczenia, kontaktów, wejście w środowisko, popracuj ostro parę miesięcy i staraj się o podwyżkę, nie ma szans na rozwój to masz już jakieś doświadczenie i szukasz nowej pracy za lepszą kasę. A jeśli w trakcie studiów nie robiło się nic (albo prawie nic) to studia nie zapewnią ci super płatnej pracy bo masz papierek. Sorry, ale jeśli ktoś przez okres 5 wakacji pomagał (czyli nawet nie praca) dwa razy w stajni i praktyki to trochę jesteś sobie winna.
Sama bym chyba nawet nie zadzwoniła do kandydata, który w CV ma tylko studia. Minęły już czasy kiedy papierek z uczelni otwierał bramy raju.

Nie wiem, czy przez przypadek, czy specjalnie starasz się omijać niektóre rzeczy, które piszę. Gdzie pisałam o "super płatnej pracy" i o "raju"? Trzy czy cztery razy pisałam, że chodzi mi o sensowne wynagrodzenie do wykonywanej pracy, ale Tobie się uwidziało, że wiesz, czego chcę i próbujesz mi to wpierać.
Wyprowadziłam się z Warszawy na studia, ale tak się składa, że moja siostra przepracowała dosłownie całe swoje studia własnie w pracach dla studentów. Rozwój, a jak nie, to szukanie lepszej pracy? Jakiego rozwoju oczekujesz po pracach studenckich? Lepiej będą nabijać na kasę, smażyć hamburgery? Bo staże zawodowe w dużych firmach są PO studiach, a nie w trakcie. Jedynie informatycy są w stanie zacząć jakąkolwiek karierę zawodową przed ukończeniem studiów. Mój Uniwersytet próbował w trakcie moich studiów organizować staże dla studentów, ale pracodawcy wymagają papieru, nawet jeśli twierdzą, że jest nic niewarty. Jedyne, co dałaby mi praca w latach studiów, to odłożenie paru tysięcy, kosztem czasu poświęconego m.in. własnie na studia. Chyba za dużo hamerykańskich filmów się naoglądałaś, jak to studenci chodzą na staże do korpo jeszcze w trakcie studiów. Ale takich rzeczy w Polsce nie ma i nie wpieraj mi, że są. Studentów zatrudnia się do nierozwojowych prac, żeby zaoszczędzić na nich na podatkach, tylko i wyłącznie. Kurde, miesiąc temu w wątku o ogłoszeniach wstawiałam zajebiste ogłoszenie PZJ-tu o pracę dla studentów. 😀 Taki, curwa, rozwój dla studentów. Tak, można sobie dorobić, ale chyba zapytam swojego kierownika, czemu mnie bez tego zatrudnił za normalną kasę. I ciekawe, jak mój chłopak znalazł pracę, nie pracując w trakcie studiów nawet jednego dnia. Widocznie trzygodzinna rozmowa o tę pracę powiedziała jego pracodawcy więcej niż CV? No niemożliwe. A może mojemu kierownikowi spodobał się mój list motywacyjny, który umiałam dobrze napisać, mimo że była to moja pierwsza praca na pełen etat? Też możliwe. Żadnego potencjalnego pracownika nie określa to, co robił wcześniej, jeśli ktoś jest ogarnięty i chętny, to w swojej pierwszej pracy przyłoży się tak samo jak w dziesiątej.
A tak swoją ścieżką... Ciekawe, że ja obroniłam swoje magisterium, a 3 z 4 osób, które na mojej specjalizacji pracowały - nie. Taki zbieg okoliczności.
[/quote]

Nie istnieje praca "nierozwojowa". Nierozwojowe są jedynie jednostki które nie potrafią wyciągać benefitów z doświadczeń życiowych i siedzą do 30 roku na garnuszku rodziców bo upierają się pracować w jednym jedynym wyuczonym zawodzie.

Nie mieszkam w Polsce od 6 lat, studiuję i pracuję. Sama w obcym kraju, na początku bez znajomości języka. Od kiedy wyjechałam zawsze pracowałam na pół etatu robiąc co się dało, od sprzątania pokojów w hotelach, wyprowadzania psów, kelnerowania po pracę w recepcji, kiosku, sklepie znajomego.  Oczywiście, nie był to szczyt moich marzeń i szczerze tego nienawidziłam. Natomiast patrząc z perspektywy czasu żadnej z tych prac nie nazwałabym kompletnie bezwartościową. Powiem więcej, dzięki soft skillsom których nauczyłam się we wszystkich poprzednio wymienionych pracach (bo to właśnie o soft skillsy chodzi, nie jak to opisałaś w iście arogancki sposób "nabijenie na kasę i smażenie hamburgerów"😉 jestem dobra w pracy którą wykonuję obecnie siedząc wreszcie w ładnym, nowoczesnym biurze i zarabiając sporo powyżej średniej krajowej. Bo nauczyłam się wcześniej do perfekcji dobrej organizacji, współpracy z teamem, wykonywania wielu zadań na raz, samodzielności, panowania nad chaosem i stresem (#gastrolife). Resztę załatwiło dobre szkolenie i wiedza którą wyniosłam ze studiów których, nota bene, póki co jeszcze nie skończyłam.  😉 Oczywiście istnieją zawody w których bazą i fundamentem jest wiedza ze studiów ale tak czy siak ważne są też umiejętności które wymieniłam powyżej. 

Z drugiej strony całkowitą racją jest że zarobki w Polsce są tragiczne i też by mnie szlag trafiał jakby mi ktoś mówił że nie idąc pracować na pełen etat za 2000 zł jestem roszczeniową amebą. Dlatego szczerze podziwiam wszystkich młodych ludzi którzy jeszcze mają siłę walczyć z wiatrakami i nie zwiali gdzie pieprz rośnie.
Z drugiej strony całkowitą racją jest że zarobki w Polsce są tragiczne i też by mnie szlag trafiał jakby mi ktoś mówił że nie idąc pracować na pełen etat za 2000 zł jestem roszczeniową amebą. Dlatego szczerze podziwiam wszystkich młodych ludzi którzy jeszcze mają siłę walczyć z wiatrakami i nie zwiali gdzie pieprz rośnie.

Może ja też trochę popłynęłam w tych swoich elaboratach, bo właśnie o to mnie szlag trafia. Soft skille też są o wiele bardziej cenione za granicą, mam wrażenie, niż w Polsce. U nas rzadko się w ogóle w firmie spotka specjalistę od HR-u nawet, bo to wymysł. I tak, uważam, że przy polskiej mentalności to jest wymysł, bo my nie dorośliśmy jeszcze do cenienia sobie takich rzeczy. Organizacja pracy? Ma być zrobione, pracodawcy nie obchodzi jak i w ile czasu. Czasami znajdą się też tacy, co po prostu powtarzają zachodnie slogany na ślepo. Współpraca z teamem? Poza dużymi korpo praktycznie nikt tego nie ocenia, masz się dogadać ze współpracownikami i tyle. Jak się nie dogadasz, to i tak szefowi to wisi, więc tylko wkurzasz współpracowników. A że im spada przy Tobie wydajność? A co to?
Arwilla   Seymour zasnął 17.11.2019…
27 lipca 2019 16:23
No proszę jaki temat na czasie  🤣


Wczoraj rozwiązałam umowę.
8 lat w jednej firmie, czas ruszyć do przodu... bo jak nie teraz, to kiedy?

Na razie mam huśtawki nastroju jak kobieta w ciąży  🙄
Od stanu euforii po "o matko co ja zrobiłam czas zbierać chrust na zimę"  😎

Pracy jest mnóstwo - przynajmniej w mojej okolicy.
Od biurowej po markety. Od najniższej krajowej po całkiem niezłe pieniądze. Tylko trzeba chcieć pracować. A przez te 8 lat szkoliłam nowych pracowników i powiem Wam, że z każdym rokiem jest coraz gorzej - zero chęci do pracy... przyjść, zrobić swoje i tyle*.
Z drugiej strony moje zaangażowanie nigdy nie było docenione - to była jedna z przyczyn mojego odejścia - więc może tak teraz trzeba pracować?  🤔
Może szkoda że tak nie potrafię...

* w zasadzie to wersja optymistyczna - "zrobić swoje"...  🤣
Feno, a tak w ogóle... Soft skilli według mnie nie da się nauczyć, to są zachowania które albo reprezentujesz, albo nie. Twoja komunikatywność, podejście do ludzi, organizacja swojego czasu to są rzeczy, które ogarniasz w życiu lub nie. Da się nauczyć bycia miłym człowiekiem wobec współpracowników lub klientów? Odporności na stres według mnie też się nie da nauczyć. Chęci rozwoju się nauczę w pracy? Szybkości przyjmowania wiedzy? Chęci do pracy? Bo to są soft skille, które opisujesz. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to odporność na krytykę, jak się na takim stanowisku nie załamiesz, to już przeżyjesz. 😀

EDIT:
Od biurowej po markety. Od najniższej krajowej po całkiem niezłe pieniądze. Tylko trzeba chcieć pracować. A przez te 8 lat szkoliłam nowych pracowników i powiem Wam, że z każdym rokiem jest coraz gorzej - zero chęci do pracy... przyjść, zrobić swoje i tyle*.

A mogę zapytać, co to za praca, że wymagasz większego zaangażowania niż zrobienie, czego należy? Bo to ma jednak duże znaczenie. Bo przez ostatnie lata słucham o braku inicjatywy i zaangażowania w prace typu wysyłanie maili, kelnerowanie czy praca w recepcji i mnie krew zalewa. Albo lepiej, wykładanie towaru na półki czy praca w sklepie odzieżowym. No nic ci ludzie nie chcą robić ponad swoje obowiązki, takie chamy! Czytaj: nie chcą zostawać po godzinach za darmochę albo wykonywać nieswoich obowiązków. To są przykłady z życia wzięte. Powtórzę - jak słucham o braku zaangażowania i inicjatywy w takiej robocie, to mam ochotę komuś walnąć.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 lipca 2019 17:02
Sivrite, oczywiście, ze sofy skilli da się nauczyć. Można się nauczyć rozmawiania z ludźmi i właściwej komunikacji, przyjmowania feedbacku, dawania feedbacku, budowania i zarządzania zespołem, planowania, zarządzania czasem, priotetyzowania, obsługi klienta.
Wszystko da się wypracować, tylko trzeba chcieć.

Idąc na pierwszy etat te 5 lat temu,  dostawałam 1800 zł na rękę i nie płakałam. Widać byłam głupia z 2 kierunkami, językami, stażami, praktykami, kołami uniwersyteckimi, pracami projektowymi... trzeba było siąść na tyłku i czekać aż ktoś będzie chciał mnie mnie zatrudnić na CEO za 80 koła miesięcznie. A tak to do tej wypłaty sobie dorabiałam. Tu fotografią, tam korkami, końmi oczywiście i dzierganiem. Nie ma w życiu lekko. No nie ma.
Sivrite
Zawodowo skręcę w trochę inny kierunek: w przypadku pracy etatowej (celowo pomijam własną firmę) nie priorytetyzuj ciężkiej pracy jako takiej - z perspektywy czasu widzę, że gdy sama zaczęłam pracować to 'pracuj ciężko' to była ta rada, której nie powinnam była przyjmować bez szerszej perspektywy (której w moich środowiskach brakowało, może ze względu na czasy).
Pracować warto przede wszystkim mądrze i z choćby najprostszym zarysem przyszłości (prywatnej i/lub zawodowej, oraz może też pomysłem kiedy chciałabyś przejść na emeryturę - albo po prostu przestać pracować na zasadzie "bo muszę-jeść się chce"😉.
A jeśli pracować mądrze będzie oznaczało, że okresowo masz pracować ciężej ale z realną perspektywą postawienia kroku w stronę realizacji swoich planów - to jasne, jestem za! Przykład: w jednej z moich poprzednich firm ludzie pracowali przez kilka miesięcy wszystkie 7 dni w tygodniu - przy czym w weekendy (w miarę) na zasadzie kto chciał - to była orka na ugorze, ale kto chciał uzbierać pokaźny zastrzyk gotówki na wpłatę własną czy wyjazd za granicę bądź podróż życia - skorzystał z szansy.
Pracując u kogoś (a więc i bardziej na kogoś niż na siebie) przydatna będzie dyscyplina łączenia ciężkiej pracy z efektami nie tylko dla pracodawcy/przełożonego, ale koniecznie z efektami dla siebie samej (np. realna perspektywa podwyżki albo dodatkowej fuchy, szkoleń - które tobie się przydadzą a nie tylko firmie, pracy zdalnej, transferu do innego miasta/kraju, awansu, wpisz swoje preferencje).

Jeśli chodzi o mieszkanie to "odpłynę" jeszcze mocniej od standardu, czyli wynajmu pokoju/ mieszkania lub decyzji o 20-30letnim kredycie.
Warto zorientować się czy w przypadku twojej osoby/osobowości nie podpasuje ci jakiś inny styl życia, np. ktoś już u nas na forum wspomniał o "tiny houses" (nie znam możliwości w Polsce, ale za granicą na tyle powszechny, że sporo małych biznesów dzięki niemu powstało), czy choćby dość szeroko rozpowszechniony w ostatnich latach vanlife (już również w Polsce ! mam oczywiście świadomość, że nie każdy chce/potrafi mieszkać w samochodzie, vanie, kamperze lub schoolie, ale warto poznać inną perspektywę + oszczędności, albo przynajmniej brak dużych wydatków poza kupnem auta i początkową przeróbką + przeróbki aut są niekiedy bardziej inspirujące niż wnętrza typowych mieszkań, nie mówiąc już o inspiracji losami właścicieli aut), house sitting (w Polsce niestety niemal nieistniejący).

Softskills - tak, można się nauczyć - natomiast lubienia ich tego się raczej nie nauczysz, ale samych umiejętności stanowczo tak.

"wymagasz większego zaangażowania niż zrobienie, czego należy"
Przykład awansu - awansu nie dostajesz (a przynajmniej nie powinnaś dostać) za "zasiedzenie" w danym miejscu przez kilka lat, dostajesz za wcześniejsze pokazanie, że potrafisz/ chcesz/ sama wychodzisz z inicjatywą zrobienia czegoś więcej niż tylko tego co do ciebie należy. W końcu awans to zmiana/ rozszerzenie obowiązków - skoro się wcześniej nie wykażesz, to nie wiadomo czy sobie poradzisz. Przy czym, jak zaznaczyłam w pierwszym akapicie, istotne są realne perspektywy wynikające z większego zaangażowania - bo robienie z siebie łosia, to stanowczo podziękujemy.
Sivrite, oczywiście, ze sofy skilli da się nauczyć. Można się nauczyć rozmawiania z ludźmi i właściwej komunikacji, przyjmowania feedbacku, dawania feedbacku, budowania i zarządzania zespołem, planowania, zarządzania czasem, priotetyzowania, obsługi klienta.
Wszystko da się wypracować, tylko trzeba chcieć.

To ciekawe, bo prezesi dużej, międzynarodowej korporacji, w której pracuje mój chłopak twierdzą co innego. Mianowicie, że niektórzy po prostu nie nadają się na stanowiska kierownicze i nie będą się na nie nadawać, bo właśnie nie są w stanie się nauczyć takich rzeczy. Osoba, której to przychodzi samo z siebie zawsze będzie lepsza i zawsze lepiej się sprawdzi jako kierownik. W efekcie na stanowiskach kierowniczych często u nich lądują osoby tak naprawdę słabe technicznie, ale bardzo dobre w organizacji, stosunkach międzyludzkich i komunikacji. Oczywiście, że muszą się nauczyć działania firmy i swoich obowiązków, ale swoje soft skille mają po prostu jako ludzie. Na pewno częściowo da się wyćwiczyć takie zachowania, ale to jak z talentem, masz go lub nie. I żeby kierować zespołem z odpowiednią efektywnością, to po prostu musisz się do tego nadawać.
Sivrite, chyba nie zrozumiałaś Arwilla, - ona wymaga właśnie zrobieni swoje, a i z tym ludzie mają problem.

[quote author=dobby link=topic=80308.msg2880865#msg2880865 date=1564234180]
Tylko, że podejmując pierwszą pracę całe mieszkanie nie jest ci potrzebne. Nawet przeprowadzając się za pracą, jak nie stać cię na całe mieszkanie to wynajmij pokój. W pierwszej pracy chodzi o zdobywanie doświadczenia, kontaktów, wejście w środowisko, popracuj ostro parę miesięcy i staraj się o podwyżkę, nie ma szans na rozwój to masz już jakieś doświadczenie i szukasz nowej pracy za lepszą kasę. A jeśli w trakcie studiów nie robiło się nic (albo prawie nic) to studia nie zapewnią ci super płatnej pracy bo masz papierek. Sorry, ale jeśli ktoś przez okres 5 wakacji pomagał (czyli nawet nie praca) dwa razy w stajni i praktyki to trochę jesteś sobie winna.
Sama bym chyba nawet nie zadzwoniła do kandydata, który w CV ma tylko studia. Minęły już czasy kiedy papierek z uczelni otwierał bramy raju.


Nie wiem, czy przez przypadek, czy specjalnie starasz się omijać niektóre rzeczy, które piszę. Gdzie pisałam o "super płatnej pracy" i o "raju"? Trzy czy cztery razy pisałam, że chodzi mi o sensowne wynagrodzenie do wykonywanej pracy, ale Tobie się uwidziało, że wiesz, czego chcę i próbujesz mi to wpierać.

[/quote]

Nic nie próbuje ci wpierać, ale odniosłaś się do tego, że 3 tys jakie pierwsza praca to mało. To jaka jest dla ciebie kwota, dla której będzie ci się opłacała ruszyć z domu?

Podobnie jak feno, napisała, o pracę w wakacje nie chodziło mi stricte w kierunku studiów, chociaż i taką pracę to nie problem znaleźć. Chodziło mi o jakąkolwiek pracę, jak widzę w CV, że student nie tylko studiował, ale ma CV cokolwiek - nawet wolontariat w schronisku, to zaproszę go chętniej niż tego który nie ma nic. Bo student który nigdy nie pracował nawet nie bardzo ma się jak sprzedać bo nie wie jaki jest w pracy. Tysiąc kroć wolę mieć osobę w zespole bez papierka, ale z jakimś doświadczeniem, który jeśli mówi "adoptuje się szybko do nowych wyzwań" może to poprzeć swoim doświadczeniem niż student z samymi 5 na świadectwie ale który tak naprawdę nigdy nie wysiedział w pracy 8h bez picia tysięcznej kawy, czy zajrzenia na facebooka.

Rozwój, a jak nie, to szukanie lepszej pracy? Jakiego rozwoju oczekujesz po pracach studenckich?


Tu miałam na myśli pierwszą pracę zgodną z kierunkiem studiów czyli pracę, którą wykonujemy bo chcemy się rozwijać, a nie tylko zarobić pieniądze (oczywiście może błędnie zakładam, że szłaś na studia bo chcesz w danym kierunku się rozwijać, a nie tylko skończyć studia i zarabiać na życie). 

Zdradzisz jaki kierunek skończyłaś? Bo brzmi co najmniej jak medycyna, że tak trudno go skończyć.    
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 lipca 2019 17:23
Sivrite, ilu jest tych prezesów?
Da się nauczyć naprawdę wielu, wielu rzeczy. Trzeba tylko POŚWIĘCIĆ CZAS I ENERGIĘ.

[quote author=baba_jaga link=topic=80308.msg2880892#msg2880892 date=1564243919]
"wymagasz większego zaangażowania niż zrobienie, czego należy"
Przykład awansu - awansu nie dostajesz (a przynajmniej nie powinnaś dostać) za "zasiedzenie" w danym miejscu przez kilka lat, dostajesz za wcześniejsze pokazanie, że potrafisz/ chcesz/ sama wychodzisz z inicjatywą zrobienia czegoś więcej niż tylko tego co do ciebie należy. W końcu awans to zmiana/ rozszerzenie obowiązków - skoro się wcześniej nie wykażesz, to nie wiadomo czy sobie poradzisz. Przy czym, jak zaznaczyłam w pierwszym akapicie, istotne są realne perspektywy wynikające z większego zaangażowania - bo robienie z siebie łosia, to stanowczo podziękujemy.
[/quote]
A nie uważasz, że awans należy się komuś, kto rzetelnie wykonuje swoją pracę, zdobywają przez miesiące/lata doświadczenie i umiejętności, potrzebne na wyższym stanowisku? Bo poznaje firmę i uczy się ją obsługiwać, a nie tylko wykonywać polecenia?

Co do pracowania mądrze, a nie ciężko - jak najbardziej rozumiem. I dla mnie nie jest mądre poświęcanie się pracy kelnera czy recepcjonistki, kosztem np. jakości studiów. Nie jest mądre pracowanie w pracy, która nie daje Ci ani rozwoju ani kasy, tłumacząc to "doświadczeniem" w pracy. Bo to, czy pracowałaś 10 lat czy 0 nie daje Ci nic w przyszłej pracy, jeśli nie wyciągnęłaś żadnych korzyści z tych lat.

Poza tym przede wszystkim uważam, że pracuje się, żeby żyć, a nie na odwrót. W żadnej pracy nie mam zamiaru zostawić swojego serca, chyba że byłby to mój własny biznes, który sprawiałby mi przyjemność. Takie ze mnie niechętne do pracy stworzenie, o. Nie uważam, żeby obowiązkiem pracownika było wykraczanie poza jego obowiązki. Nauka, rzetelne wykonywanie zadań, uprzejmość wobec współpracowników, przykładność - tak. Ale nie nadgorliwość.
Z pracą jest coraz ciężej - piszę to w oparciu o swoje własne obserwacje i doświadczenia.
Kiedy chodziłam do LO (to było jeszcze w XX wieku) dorabiałam sobie, gdzie tylko mnie chcieli: a to sprzątałam sama market wielkości Biedronki wieczorami po lekcjach, bo druga pani sprzątająca mnie wystawiła do wiatru, jeżdżąc na rowerze na drugi kraniec miasta. Czemu na rowerze, kiedy jest MZK? Bo o godzinie, kiedy kończyłam pracę żaden autobus już nie jeździł. W wakacje załapałam się do sprzedaży lodów, a to w wydawnictwie przy składaniu broszur (tzw. bryków), a to robiłam za gazeciarza itd. itp. Nie siedziałam z otwartym dziobem, czekając aż rodzice coś mi dadzą.
Na czwartym roku studiów załapałam pracę w zawodzie, który studiowałam. Na pełen etat. I na nic innego poza studiami i pracą nie miałam czasu.
Po studiach trafiłam na pracę w wystudiowanym zawodzie i przepracowałam w nim lat 11. Czuję się szczęśliwcem, bo z moich znajomych mało kto ma takie szczęście.
Potem nastały czasy, gdzie dostawałam obietnice bez pokrycia i tułałam się od biura do biura żebrząc o pracę. Wszędzie odsyłali z kwitkiem, bo mam mgr przed nazwiskiem. A szukałam wszystkiego, nie wybrzydzałam. Mogłam zostać nawet sprzątaczką, bo mi korona z głowy nie spadnie, jak znów będę czyścić kible szefostwa, jak za czasów LO. No i nie. Za wysokie wykształcenie.
Potem poszła moda na orzeczenia o niepełnosprawności. Ja nie miałam, więc mogłam się cmoknąć. Znaczy klamkę. Zaczęły się złe czasy, bo luby też pracę stracił z dnia na dzień, bo firma, w której pracował zbankrutowała, a przed bankructwem nic sensownego nie znalazł. Też dostawał informację, że ma za duże kwalifikacje. Sorry, taki mamy klimat.
Wreszcie oboje złapaliśmy szczęście za ogon. Mamy pracę! On - najniższą krajową, na trzy zmiany, ja - za 8 zł netto na godzinę na zmiany dwie. Razem przynosiliśmy do domu nieco ponad 2 tysiące złotych - szaleństwo! Ale była praca, były pieniądze, mogliśmy odetchnąć.
W tzw. międzyczasie każde z nas szukało możliwości zmiany miejsca pracy, bo fajnie, że była, ale to nie to: nie ta atmosfera, nie taki poziom stresu, no i zero możliwości pójścia gdzieś wyżej w hierarchii zakładu. Taka polityka firm. Siedzisz na jednym stanowisku i podwyżki widzisz tylko wtedy, kiedy rząd podnosi płacę minimalną.
Luby odnalazł swoje miejsce: cenią go, może się wykazać i dostaje za to gratyfikacje - no cudnie.
A ja, poszłam do szkoły, by się przekwalifikować. Darmowej. W każdy weekend dzieliłam czas między zajęcia, a pracę. Skończyłam szkołę, lecz nie dałam rady zdać wszystkich egzaminów państwowych - zdrowiem przypłaciłam dwa lata pracy na ponad 8h dziennie codziennie plus zajęcia, egzaminy szkolne, kartkówki, prace zaliczeniowe. Zdałam w drugim terminie.
Nim znalazłam pracę, która mi odpowiada musiałam stanąć na nogi, bo zdrowie się posypało solidnie. Szpitale, badania, leczenie. Żyję!
I mam pracę w nowym zawodzie. Na umowę-zlecenie, a jakże. Inne u nas, to jak Grenlandia: wszyscy wiedzą, że jest, ale mało kto zobaczył na własne oczy.

Czemu jest teraz ciężej z pracą? Ano po studiach pracę dostałam niemalże na pniu, a potem, jak z jednej placówki odchodziłam, to już za chwilę miałam pracę w innej - zero stresu. Po tych jedenastu latach skończyła się dobra passa. I trwa to do dziś. Owszem ogłoszeń na drzwiach sklepów jest od groma, można wybierać. Jednakże stawka jest tak niska, jak tylko może być. A praca często od świtu do nocy. Mając na głowie robotę z kilku etatów, a jedną, marną wypłatę. I zero możliwości awansu. Czy to jest praca, którą każdy chce i powinien wykonywać aż do emerytury? No chyba nie bardzo. A teraz naprawdę nie ma ofert bardziej "ambitnych".
Także wcale się nie dziwię, że ludzie wchodzą w MLM, bo im nakładli do głowy wizję łatwego sukcesu i świetnych zarobków. Każdy chce nie wegetować i liczyć się z każdym groszem, tylko zarobić choć tyle, żeby starczyło na to, czego potrzebuje.
A że są takie lebiegi, które psują swoją roszczeniową postawą PR tym, którzy chcą podjąć pracę i zarabiać na siebie, to rzecz stara, jak świat.
I już nie chce wszędzie działać zasada, że cierpliwością i pracą narody się bogacą...
Sivrite
Rzetelne wykonywanie zadań to jest obowiązek wynikający wprost z podpisanej umowy o pracę i niesłychane jest dla mnie ile osób nawet tego nie realizuje.
Nagroda, podwyżka pensji czy awans jest za coś więcej.
A czym jest to więcej, to już do potwierdzenia w danym środowisku.
[quote author=Sivrite link=topic=80308.msg2880870#msg2880870 date=1564235874]
Rozwój, a jak nie, to szukanie lepszej pracy? Jakiego rozwoju oczekujesz po pracach studenckich?


Tu miałam na myśli pierwszą pracę zgodną z kierunkiem studiów czyli pracę, którą wykonujemy bo chcemy się rozwijać, a nie tylko zarobić pieniądze (oczywiście może błędnie zakładam, że szłaś na studia bo chcesz w danym kierunku się rozwijać, a nie tylko skończyć studia i zarabiać na życie).  
[/quote]
Jeśli tak, to mea culpa, zrozumiałam, że chodzi Ci o rozwój w każdej możliwej pracy podczas studiów.

Nic nie próbuje ci wpierać, ale odniosłaś się do tego, że 3 tys jakie pierwsza praca to mało. To jaka jest dla ciebie kwota, dla której będzie ci się opłacała ruszyć z domu?

Napisałam, że 3000 dla osoby samotnej bez mieszkania to jest mało. Ustosunkowała się do tego _Gaga, opisując swoje życie z taką pensją, tyle że mając swoje (z wysokim czynszem, ale jednak) mieszkanie. Wyszło jej dokładnie to, co napisałam, że 3000 dla samotnej osoby to JEST mało. Nie pisałam tam nic o pierwszej pracy. Kasa powinna zależeć od tego, jakie są Twoje obowiązki i jak dużo się uczysz. Tyle że rzesza pracowników próbuje zatrudniać teraz młode osoby na "intratne" staże za jakieś śmieszne pieniądze lub w ogóle na wolontariat, nie dając kompletnie nic w zamian. Tylko gadają górnolotnie. Jeszcze lepsza jest długość tych staży. Koleżanka była na stażu w UM (tak, nasz kraj takie rzeczy robi) przez ROK. Rok pracowania za 1400 złotych - nie chciało jej się szukać nic innego, leń. Ale w ogóle to, że państwo coś takiego oferuje, to jest śmiech na sali. Nie z każdej pracy można wyciągnąć coś pożytecznego.

EDIT: [quote author=baba_jaga link=topic=80308.msg2880900#msg2880900 date=1564245673]
Sivrite
Rzetelne wykonywanie zadań to jest obowiązek wynikający wprost z podpisanej umowy o pracę i niesłychane jest dla mnie ile osób nawet tego nie realizuje.
Nagroda, podwyżka pensji czy awans jest za coś więcej.
A czym jest to więcej, to już do potwierdzenia w danym środowisku.
[/quote]
No to tu się nie zgadzamy. Dla mnie awans i podwyżka należą się osobie, która rozwija się w swoim zawodzie. Jest lepszym pracownikiem, z większą wiedzą. W niektórych zawodach nie ma możliwości wyjść z inicjatywą, nie jesteś w stanie zmienić trybu pracy całego teamu, usprawnić czy zrobić czegoś lepiej niż jest wymagane. Po prostu się nie da. Rozwój, aktywność i nauka w mojej opinii wchodzą w zakres obowiązków pracownika, dążenie do polepszenia swoich umiejętności, jeśli to możliwe. I uważam, że nadgorliwość nie jest obowiązkiem do awansu i osoby mi bliskie to potwierdzają. Nie jesteś w stanie zacząć lepiej naprawiać samochodów po 10 latach pracy, nie wybudujesz sobie własnych części ani nie polakierujesz samochodu lepiej niż idealnie. A jednak robisz to szybciej i sprawniej, bo robisz to wystarczająco długo i należy Ci się podwyżka. Czy nie, takie osoby nie mają prawa do awansu, póki nie zaczną naprawiać bolidów F1?
Tak sobie czytam te sazniste licytacje, kto mial w zyciu gorzej 😁 😉 i wiecie, mozna udowadniac, ze jest sie hardcorem i sie cos osiagnie mimo wszystko. Tylko pytanie jest o to, czy to serio jest zdrowy system? Ze na etacie z wyksztalceniem wyzszym pokoj w dzielonym mieszkaniu to normalnosc 🤔wirek:

Tez wyjechalam zagranice po maturze, ogarnelam wszystko sama, przepracowalam caly okres studiow, moge opowiadac horror stories o pracy z pacjentami paliatywnymi, ciezkiej orce fizycznej, pracy w swieta, weekendy, na nocki przed wykladami i co tam jeszcze.

Tylko to nie jest normalnosc. Normalnosc to mam teraz, jak za kase jaka mam na swiezopodpisanej umowie na 36h stac mnie bedzie na samodzielne (wynajete) mieszkanie, samochod, konie, wspinanie i jeszcze zostanie na oszczednosci i glupoty.  Gospodarstwo jednoosobowe tez. Pierwsza praca po studiach, mam cale 23 lata. Jakby ktos mi dal 1800zl brutto w duzym miescie w PL to niech se je w dupe wsadzi 😀
Tak sobie czytam te sazniste licytacje, kto mial w zyciu gorzej 😁 😉 i wiecie, mozna udowadniac, ze jest sie hardcorem i sie cos osiagnie mimo wszystko. Tylko pytanie jest o to, czy to serio jest zdrowy system? Ze na etacie z wyksztalceniem wyzszym pokoj w dzielonym mieszkaniu to normalnosc 🤔wirek:

Tez wyjechalam zagranice po maturze, ogarnelam wszystko sama, przepracowalam caly okres studiow, moge opowiadac horror stories o pracy z pacjentami paliatywnymi, ciezkiej orce fizycznej, pracy w swieta, weekendy, na nocki przed wykladami i co tam jeszcze.

Tylko to nie jest normalnosc. Normalnosc to mam teraz, jak za kase jaka mam na swiezopodpisanej umowie na 36h stac mnie bedzie na samodzielne (wynajete) mieszkanie, samochod, konie, wspinanie i jeszcze zostanie na oszczednosci i glupoty.  Gospodarstwo jednoosobowe tez. Pierwsza praca po studiach, mam cale 23 lata. Jakby ktos mi dal 1800zl brutto w duzym miescie w PL to niech se je w dupe wsadzi 😀

Ty roszczeniowa labadziaro Ty! Pogódź się z polskimi realiami, a nie chcesz żyć jak człowiek. 😀 Podsumowałaś moje wypociny, dzięki Ci. To, ile przepracowaliśmy za młodu nie powinno mieć znaczenia, znaczenie powinny mieć nasze umiejętności i to, czy rzetelnie wykonujemy swoją pracę 40 godzin w tygodniu. Jeśli to będzie nierozwojowe jeżdżenie śmieciarką, to za to też chciałabym móc się utrzymać i nie zapożyczać u znajomych do pierwszego. I tyle.

EDIT: Bez względu na to, czy po studiach czy bez. Osoby bez studiów też są potrzebne w społeczeństwie i też powinny żyć godnie, jeśli rzetelnie pracuje.
Pierwsza praca po studiach, mam cale 23 lata. Jakby ktos mi dal 1800zl brutto w duzym miescie w PL to niech se je w dupe wsadzi 😀

Otóż to 😉
Sama jakiś czas temu szukałam pracy po całkiem niezłej posadzie w korpo, ale zaczął się wyścig szczurów i czas było coś zmienić.
Pomimo doświadczenia jakie miałam (kilkuletniego) na start w innych firmach proponowali mi po 1700 zł. I nawet bym zrozumiała, że na okresie próbnym taka stawka a później nowa z nową umową. Niestety nie.
Sumując wszystkie koszta utrzymania i wypłatę wychodziło na to, że jakieś 400 zł brakowało do przeżycia miesiąca. No ale zawsze mogłam nic nie jeść przez 2 tygodnie albo spać pod mostem 😉 Takie to czasy.

Im dłużej trwa ta dyskusja, im dłużej ją obserwuję tym mniej widzę w niej sensu.
I tym większy widzę paradoks, gdy porówna się "porady i prawdy" tutaj wygłaszane z tymi wygłaszanymi np. w wątku o zdrowiu, o depresji, o sprawach sercowych, czy wątku o pracy.

To w końcu jak to jest - masz zapierd... całe życie, bo inaczej nie jesteś dość godzien? a może jednak "praca to nie wszystko"? a może jednak "trzeba dbać o równowagę?" a co z hasłami "pamiętaj, że musisz znaleźć czas na regenerację"? co z poradami "nie możesz się zmuszać, bo to źle wpływa na zdrowie psychiczne"?
Itp, itd.
W zależności od wątku te mądrości jakoś tak dziwnie zaczynają się wykluczać.... 😉

Żeby było zabawniej to w większości te mądrości są rzeczywiście mądre. Takie jest właśnie życie. Skomplikowane. I bez jedynej słusznej drogi dla wszystkich.


Co do samej pracy.
To co napisała na początku Sivrite, czytam chyba inaczej niż wiele wypowiadających się osób. Tu nie chodzi o kokosy i złote góry (jak zasugerowała np. bera), tu chodzi o to by solidnie wykonywana praca na etacie dawała szansę na podstawowe godne życie (mieć co jeść, mieć gdzie mieszkać, mieć w co się ubrać i móc dbać o własne zdrowie). A ogrom ludzi w Polsce nie może tak o swojej sytuacji powiedzieć.

DanceGirl nie chodzi mi stricte o system emerytalny, co o realia życia z jednej, a o presję społeczną z drugiej strony.
Wychodzi na to, że trzeba i jednocześnie wypada zapierdl... od 18 do 80. Nie "pracować"! ale właśnie zapierd...
Tak przynajmniej wynika mi z tej rozmowy.
Co chwilę z czyjejś wypowiedzi wynika, że to normalne by pracować na dwóch etatach i jeszcze dorabiać. By pracować podczas wakacji. By spędzać w pracy i na pracy zawodowej większość swojego życia. By wdrożyć się w wyścig szczurów ledwo wyjdziesz ze szkoły średniej - by żyć rywalizacją z innymi i ambicją o ten mityczny "ciągły rozwój". Żyć by pracować.
A czy nie powinno być tak, że pracuje się by dobrze żyć?



Sivrite, szczerze mowiac to na rozmowach o prace nikogo nie obchodzily moje prace dorywcze. A bylam i barmanka i Icemasterem na lodowisku i stolarzem 😜 i wiele, wiele innych. Pytania byly o staze/praktyki i jakies projekty w zawodzie. A tego mialam mega malutko, bo ze wzgledu na koniecznosc pracy zarobkowej (bo rachunki sie same nie placily jakos) nie moglam brac research projects, czy bezplatnych stazy tak jak wiekszosc holenderskich studentow ze stypendium (po prostu czy wiekszym wsparciem finansowym od rodziny).

Chociaz IMO u mnie mega takie fuchy zaprocentowaly, glownie w kontakcie z ludzmi, znajomosci jezyka etc. 🙂 I ogarnianiu bardzo dynamicznych i stresujacych  sytuacji nieraz.

Milla, ja nie mam wielkiego pojecia o realiach polskich jesli chodzi o zarobki etc.  Ale widze, ile kosztuje jedzenie w sklepach, odziez, chemia czy uslugi. Ze mieszkanie za 1000 zlotych i oplaty to raczej utopia w duzym miescie (szybki gugiel i rzut oka na rozmowy na r-v 😉 ). A do tego transport, chocby komunikacja miejska, i jakikolwiek wolny budzet na przyjemnosci czy oszczednosci... no i sorry, to sie nie dodaje. I to, ze ludzie sie godza na prace w niewolniczych warunkach (tj. za poldarmo) to raczej dowod na to, ze jest problem, a nie powod do dumy i licytowania sie tym jako osiagnieciami na forum 🤔wirek:
EDIT: Bez względu na to, czy po studiach czy bez. Osoby bez studiów też są potrzebne w społeczeństwie i też powinny żyć godnie, jeśli rzetelnie pracuje.

Jasne, tak samo jak potrzebni są po prostu pracownicy, bo nie wszyscy zostaną kierownikami - a co za tym idzie droga awansu dość szybko dotrze do sufitu, i co wówczas ?
Nic mnie tak w firmach nie irytuje (zwłaszcza korpo) jak brak pomysłu na rozwój w ścieżce eksperckiej (która mnie na przykład wyłącznie interesuje).

Dla mnie awans i podwyżka to nie są synonimy.
I tak, podwyżka może/powinna być oczywistym wyborem ze względu na sprawniejsze wykonywanie zadań zleconych w ramach zakresu obowiązków czy w związku z inflacją. "Twój" mechanik samochodowy, przychodząc do pracy pewnie nie będzie potrafił prawie nic, a za np. 5 lat będzie w stanie powiedzieć co jest do naprawy po włączeniu zapłonu. Na podwyżki płac nie tylko powinien czekać, ale wręcz się o nie we właściwy sposób i we właściwym czasie upominać. Z awansem już inna sprawa, może w serwisach można być specjalista/ starszy specj. Kierownikiem wszyscy nie zostaną. I pytanie czy ten mechanik w ogóle chce być kierownikiem.
Natomiast awans to jest bądź rozszerzenie bądź pełna zmiana zakresu zadań - w przypadku kierownika umiejętności techniczne mogą być wręcz zbędne - wszak zadania deleguje i weryfikuje i raportuje, a nie bezpośrednio wykonuje (przydać się natomiast mogą przy nielicznych nieuczciwych jednostkach).

Jeśli chodzi o rozwój i wprowadzanie zmian, to od dłuższego już czasu obserwuję takie parcie w firmach (a nawet administracji rządowej) na "improvement", że głośno przy szefie bym o braku tego typu możliwości nie wspominała - w moich dotychczasowych środowiskach byłabym w pewnym sensie skreślona. Może po prostu ty i znajomi macie możliwość pracy w spokojniejszych miejscach.
W poprzednim miejscu pracy miałam fantastyczną okazję wprowadzania zmian i doskonalenia procesów - nie powiedziałabym nie na taki zawód lub wyłączny zakres obowiązków. Ale z doświadczenia wiem, że to bardzo zależy od osobowości - niektórzy chcą wykonać pracę zleconą od-do (ale to jest problem dla firmy co z nimi zrobić - wymuszać rozwój, szkolenia, zmianę zakresu ), a inni mają nadwyżki czasu/ciekawości/chęci na dodatki.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się