Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

Cały czas się zastanawiam jakie wy macie zawody? W firmie w której pracuję asystentki zarabiają po 4000. Ciężko o absolwenta za 5/6 tys. Żeby zatrudnić. Możecie wyjawić?

Apropos tych „prezesów” i „hardcorów”. Znam ich całkiem sporo i wiem, że większość z nich miała podobne doświadczenia do mojego. Znam takiego, co orał w wakacje końmi, znam takiego co był stewardem na wycieczkowcu. Różne rzeczy robili. Często czym większy hardcorowiec tym później dalej zaszedł.

Tak to prawda, na stanowiskach kierowniczych często lepiej jest posadzić gorszego fachowca ale lepszego zarządzacza. Niemniej jednak zwykle najdalej zachodzą ci, którzy są dużymi fachowcami i równocześnie dobrze zarządzają.

Sivrite, pozostaje mi tylko życzyć Ci żebyś znalazła lekką pracę za dużo kasy.  😉

Ascaia, ja tam nie wiem bo ja lubię pracować i sprawia mi to satysfakcję. Nie zmienia to faktu, że staram się jak najczęściej jeździć i zajmować końmi, wiec w optymalnym tygodniu jeżdżę 5 razy a jak mam hardcore w robocie to 3 razy.
W wyścigu szczurów tak naprawdę nie uczestniczyłam, zawsze szłam własną drogą. Sekret tkwił w tym, że zawsze brałam robotę, której nikt inny nie chciał.

Ja miałam zawsze w życiu pewien plan na pracę i realizowałam jego etapy czasem go modyfikując. Moim następnym etapem jest zakończenie pracy na etacie i zajęcie się consultingiem jak młodsze dziecko zda maturę. Wtedy nie będę musiała mieć regularnych wpływów - byle mi na konie starczyło. Na razie staram się tak pracować, żeby móc trenować. Tylko, że dzięki temu co wcześniej robiłam w życiu mam gdzie mieszkać i nie mam kredytów. Z perspektywy czasu uważam, że warto było się postarać, żeby potem odetchnąć.

Pozdrawiam wszystkich z zasłużonych wakacji  😀 bo odpoczywać też trzeba.

Pierwsza praca po studiach, mam cale 23 lata. Jakby ktos mi dal 1800zl brutto w duzym miescie w PL to niech se je w dupe wsadzi 😀


Tylko mowa była o 2 tys netto, a to jest różnica jednak 🙂 mowy o wielkości miasta też nie było.
Ja wtrącę swoje 3 grosze.

Dla świeżego absolwenta 5-6 netto jest w większości nieosiągalne nawet w Warszawie. Początkowa stawka to zazwyczaj około 3 netto.
Ja zaczynałam pracę dwa lata temu, w Deloitte, do którego zatrudniają 1% z wszystkich nadesłanych aplikacji (dane HR) i dostać się jest cholernie ciężko. Stawka za konsultanta 1 to 5 brutto.
I nie ma co oczekiwać że nawet z mnóstwem praktyk na koncie dostanie się kokosy po studiach. Ja miałam, o naiwności, i pracę, i praktyki i 5 brutto nie przeskoczyłam.
Dance Girl duże znaczenie też ma miasto, w którym się pracuje. W naszym "wielkim mieście" na 4 kafle trzeba się mocno wykazać, a i nie wszędzie tyle dają.

Mam teraz pracę, którą lubię, ale chciałabym zarobić w niej ciut więcej. Czemu? Żeby mnie było stać na kilka przyjemności, jak zakup książek (nie tylko beletrystyki, ale pozycji związanych z nowym wykonywanym zwodem i przyszłym), czy zwiększenie częstotliwości jazd konnych do dwóch tygodniowo, żeby móc się szybciej rozwijać pod tym kątem. I nie, nie muszę zarabiać 15 tysięcy miesięcznie (choć fajnie by było), żeby na te niewygórowane (chyba) zachcianki mieć kasę ekstra.
I głównie o to - tak myślę - w tej dyskusji się rozchodzi, żeby mieć tyle, by po opłaceniu wszystkich zobowiązań zostało nie tylko na zupki chińskie do kolejnej wypłaty, ale na coś lepszego do jedzenia, a także na drobne przyjemności, przy których nabywaniu nie będzie się liczyło każdego grosza po dwa razy.

A emerytury i tak mieć nie będę, więc... będę zapierniczać do końca swoich dni.  😜
Strzyga, wg mnie da się wyuczyć ładnej formułki dla klienta, można na szkoleniach wypracować pewne techniki zachowań sytuacyjnych itp, ale dla managera to trochę za mało. Dobry lider ma charyzmę, pewność siebie i potrafi odpowiednio rozdzielić obowiązki w grupie, tak aby każdy dostał coś w czym jest najlepszy, ale... jednocześnie musi mieć pewne wyczucie, empatię, zdolność zjednywania sobie ludzi. W tym wszystkim jest jeszcze takie wrodzone wyczucie kiedy pogłaskać, a kiedy opierniczyć. Ta sama sytuacja w odniesieniu do różnych osób w zespole jest zupełnie inaczej rozgrywana. Lider jest świetnym obserwatorem i strategiem. Chyba to miała na myśli Sivrite,

Ascaia, ja nie myślę o złotych górach, ale mam takie poczucie, że wokół jest owczy pęd do konsumpcji, nie zawsze adekwatny do posiadanych środków. Serio, ja też wolałabym mieć auto 20 lat młodsze i z raz w roku wakacje pod palmą, ale zdaję sobie sprawę jak musiałabym pracować aby to mieć. Mówię to z perspektywy osoby, która już była w tym punkcie i rzuciła to w cholerę 😉
Sivrite, napisałam, że zarabiam więcej, niż te 3000 zł. 1200 zł czynszu plus media plus 2 konie (2 - 2,5 tyś / mc) plus raty kredytu plus rachunki, życie, paliwo, kobyła z lipcówką, wałach co rusz to sparaliżowany, to plecy do ostrzykania, to ropa w kopycie, to... - te 3000 zł by nie wystarczyło. Ale przypominam, że ja pracuję ponad 20 lat, nie jestem na początku swojej drogi. Pisałam to też w kontekście tego, że po pierwsze można tak żyć. Łatwo nie jest, oczywiście że chciałabym, jak przez ostatnie 2 lata - zarabiać 2 razy tyle, co teraz, ale tak się złożyło w mojej firmie że już nie zarabiam. Rozglądam się za innym zajęciem, ale ciężko znaleźć coś z taakim socjalem, możliwością premiowania (co skrzętnie wykorzystuję) itp. W dodatku uwielbiam swoją pracę, pomimo iż nie buduję jachtów 😉 i trochę liczę na to, że jednak wrócimy do poprzednich stawek...  😫

Ascaia, mieszkanie dostałam (musiałam tylko podatek zapłacić), cała reszta zapracowana. Z tym, że konie (w ilości 3-4 szt) miały być pod domem. Dom straciłam po śmierci rodziców przez głupie prawne błędy Mam przyrodnią siostrę, która od 20, 30 (?) lat nie mieszka w Polsce, ale ma dobrych prawników. I cóż - byłam naiwna i straciłam cały wiejski majątek rodziców, poza mieszkaniem w mieście... Koń pod domem jest sporo tańszy. Gdybym choćby przypuszczała, że tak się moje życie potoczy prawdopodobnie nie miałabym koni, lub miała max jednego. Ale raczej bym nie miała. Byśkę bym sprzedała jak była młoda, a Darco by się nie urodził wcale (przynajmniej u mnie)... mi te konie bardzo ciążą finansowo 🙁 a totalnie nie mam pomysłu jak to zmienić...
Dance Girl, tylko co ma lubienie pracy do zapierd... (przepraszam, że używam niecenzuralnych słów, ale nie mogę znaleźć zamiennika lepiej oddającego temat). ?
Wiele osób w sumie lubi coś pożytecznego robić. Osobiście jest i leniem, i pracoholikiem jednocześnie. Do tego perfekcjonistką. A swoją pracę lubię bardzo, bardzo. 
Tylko dalej mówię o równowadze, o priorytetach czy mówiąc górnolotnie o sensie życia.
Robić coś pożytecznego dla świata (bo tym właściwie jest praca) można przez te umowne 8 godzin. 8 godzin pracujesz, 7 godzin śpisz, 9 godzin poświęcasz na życie czyli dom, relacje, pasje, itd. Pracujesz 5 dni w tygodniu, 2 w dni w tygodniu masz wolne. Czy nie tak powinno to wyglądać? Czy taki model świadczy o lenistwie? Czy to jest zły model?
Tymczasem z tej rozmowy wychodzi, że pożądanym modelem i tym "godnym szacunku" jest model mniej więcej taki - pracujesz 7 dni w tygodniu, pracy poświęcasz min. 11-12 godzin dziennie, śpisz max. 6, reszta jest dla Ciebie na jedzenie, higienę osobistą, ogarnianie podstaw funkcjonowania i ewentualnie jak starczy doby to na relacje i pasje.


bera7 to Ty napisałaś o grubych kokosach 😉
Oczywiście pewnie każdy z nas dla własnych potrzeb rozumie przez to, co innego. 😉
Patrząc po wypowiedziach w różnych wątkach wakacje pod palmą i to nie jeden raz w roku dla większości nie jest nawet chudymi kokosami, a normą. 😁 Podobnie jak samochód mający mniej niż 10 lat.
A i tak wypowiedzi Sivrite dotyczy w moim odczuciu raczej możliwości podstawowego utrzymania się i maks 5 dniowych wakacji nad jeziorem 100 km od domu.


Gaga dylematy dotyczące koni doskonale rozumiem, bo mamy podobną sytuację. Współczuję sytuacji z domem i równocześnie cieszę się, że masz gdzie mieszkać. Przy czym w takim razie musisz w takich dyskusjach brać pod uwagę, że są osoby, które akurat takiego czynnika jak odziedziczone mieszkanie nie mają w swojej historii. A to jest istotne. Każda historia jest inna. Ktoś dostaje mieszkanie, ktoś samochód, ktoś sprzedaje gospodarstwo po dziadkach czy kawałek lasu. Inni mają udział w kamienicy w której prosperują sklepy. Jeszcze ktoś inny dostaje wartościowy prezent od chrzestnej z okazji ślubu. Albo wychodzi tak, że te bonusy do życiowego startu spadają z nieba partnerowi. Ktoś inny nic nie dostaje od starszego pokolenia albo wręcz musi awaryjnie się tym starszym pokoleniem zająć (jak Ty swoim śp. Tatą). Ktoś zachodzi w ciążę na studiach, inny jest wiecznym singlem. Ktoś psa kupuje, inny znajduje go w krzakach i daje mu dom. To się tak różnie układa, że nie można oceniać z góry poziomu zaradności, lenistwa, pracowitości i zasadności podejmowanych decyzji. 
Cały czas się zastanawiam jakie wy macie zawody? W firmie w której pracuję asystentki zarabiają po 4000. Ciężko o absolwenta za 5/6 tys. Żeby zatrudnić. Możecie wyjawić?



Po tej wiadomości az mam ochote zapytac też Ciebie - w jakim mieście mieszkasz i co to za firma? 😉

Bo ja pracuję w jednym z miast wojewódzkich, od IV roku studiów, 10 lat doświadczenia w zawodzie, angielski płynny i tez wyjezdzalam na wakacje popracować w UK, robilam 2 kierunki, bylam przez rok na kierowniczym stanowisku, pracuję w marketingu w IT i nie zarabiam tyle, ile u Ciebie asystentki 😉 Co do rozwoju - sama się nim interesuję najbardziej, czytam zagraniczne artykuły, uczestniczę w szkoleniach, firma nie inwestuje we mnie absolutnie nic. I czuję sie czasami bardzo źle, bo programista w mojej firmie zarobi niezle, ale reszta jest traktowana jakby MUSIAŁA być, najlepiej za jak najmniejszą kasę. Co z tego, ze odpowiadam w swojej pracy za kilka krajów, pracuję tez w języku angielskim, odpowiadam za pozyskiwanie klientów i ciągle muszę wymyślać nowe rozwiązania, a do tego to dzięki mojej pracy ten programista ma co robić? Ano nic 🙂 Pracę mozna zmieniac, ale ciężko znaleźć cos lepszego niz ma sie obecnie. Od 2 lat szukam czegos, co zapewni lepsza kase i rozwój.

Moi znajomi mają podobnie, a ci co maja swoje firmy płacą głównie daninę na ZUS i są mocno zmęczeni tym jak państwo utrudnia im prowadzenie działalności.

Konia swojego nie mam, jezdze na trening raz w tygodniu, mieszkanie na kredyt, do tego odkladanie pieniedzy na wypadek, gdyby np.moj maz pracujący na kontrakcie sie dowiedzial, ze jutro koncza projekt 😉
Ascaia, napisałam, ale uważam, że >3000zł netto na starcie to jednak kokosy. A umówmy się, pierwsza praca to trochę jednak nauka.

malaga, to naprawdę musisz szukać 🙂 Może Warszawa? Ja jestem w marketingu na pograniczu IT i z dwuletnim doświadczeniem zarabiam sporo więcej. Coś jest nie tak.
Sivrite, szczerze mowiac to na rozmowach o prace nikogo nie obchodzily moje prace dorywcze. A bylam i barmanka i Icemasterem na lodowisku i stolarzem 😜 i wiele, wiele innych. Pytania byly o staze/praktyki i jakies projekty w zawodzie. A tego mialam mega malutko, bo ze wzgledu na koniecznosc pracy zarobkowej (bo rachunki sie same nie placily jakos) nie moglam brac research projects, czy bezplatnych stazy tak jak wiekszosc holenderskich studentow ze stypendium (po prostu czy wiekszym wsparciem finansowym od rodziny).

Chociaz IMO u mnie mega takie fuchy zaprocentowaly, glownie w kontakcie z ludzmi, znajomosci jezyka etc. 🙂 I ogarnianiu bardzo dynamicznych i stresujacych  sytuacji nieraz.

Milla, ja nie mam wielkiego pojecia o realiach polskich jesli chodzi o zarobki etc.  Ale widze, ile kosztuje jedzenie w sklepach, odziez, chemia czy uslugi. Ze mieszkanie za 1000 zlotych i oplaty to raczej utopia w duzym miescie (szybki gugiel i rzut oka na rozmowy na r-v 😉 ). A do tego transport, chocby komunikacja miejska, i jakikolwiek wolny budzet na przyjemnosci czy oszczednosci... no i sorry, to sie nie dodaje. I to, ze ludzie sie godza na prace w niewolniczych warunkach (tj. za poldarmo) to raczej dowod na to, ze jest problem, a nie powod do dumy i licytowania sie tym jako osiagnieciami na forum 🤔wirek:

U mnie to samo, nikt mnie nie pytał o moje dorywcze prace w CV. Dostałam za to pytanie, u kogo się broniłam, o czym były moje prace dyplomowe i jak je przeprowadziłam. I własnie co robiłam na praktykach.
Co do realiów polskich - realia są takie, że zarabiamy 1/3 tego, co zachód, a płacimy tyle samo przez globalizację. Właśnie za jedzenie, ciuchy czy usługi. Często taniej jest kupować Polakom zza granicy, bo większe promocje. A pensja nadal polska.

Strzyga, wg mnie da się wyuczyć ładnej formułki dla klienta, można na szkoleniach wypracować pewne techniki zachowań sytuacyjnych itp, ale dla managera to trochę za mało. Dobry lider ma charyzmę, pewność siebie i potrafi odpowiednio rozdzielić obowiązki w grupie, tak aby każdy dostał coś w czym jest najlepszy, ale... jednocześnie musi mieć pewne wyczucie, empatię, zdolność zjednywania sobie ludzi. W tym wszystkim jest jeszcze takie wrodzone wyczucie kiedy pogłaskać, a kiedy opierniczyć. Ta sama sytuacja w odniesieniu do różnych osób w zespole jest zupełnie inaczej rozgrywana. Lider jest świetnym obserwatorem i strategiem. Chyba to miała na myśli Sivrite,

O to dokładnie. O to, że charakteru nie da się nauczyć, można się co najwyżej wykuć na blachę tego, co wypada mówić.

A i tak wypowiedzi Sivrite dotyczy w moim odczuciu raczej możliwości podstawowego utrzymania się i maks 5 dniowych wakacji nad jeziorem 100 km od domu.

Magia forum, każdy próbuje Ci wmówić, co masz na myśli. 😀 Nie, "sensowne" zarobki to nie są dla mnie coroczne wakacje pod palmą. Sensowne zarobki to takie, które pozwalają nie zapożyczać się u znajomych, odłożyć coś na przyszłe mieszkanie/dom i pokryć jakieś niezapowiedziane wydatki a la usterka samochodu. Nawet tych wakacji w to nie wliczyłam. 😀

Ascaia, napisałam, ale uważam, że >3000zł netto na starcie to jednak kokosy. A umówmy się, pierwsza praca to trochę jednak nauka.

Tak, to na nasze warunki są "kokosy". I to jest według mnie problem, a nie to, że ludzie chcieliby zarabiać tyle lub więcej. Problemem jest to, że nie mogą i większość z wypowiadających się tutaj osób ratowała się pracą za granicą. A opisujesz to, jakby to była wina młodych, że chcą więcej.
Hmmm... wiesz, to chyba sporo zależy w jakim regionie Polski.
I te określenia "start" czy "pierwsza praca" to też mocno nieprecyzyjne.

Bo pierwszą długoterminową pracę można podejmować na studiach mając równocześnie zapewnione w znacznym zakresie mieszkanie i inne bytowe sprawy (czy rodzice czy akademik). Jednocześnie pierwsza pełnowymiarowa praca po studiach może być jedynym miejscem pracy na całe życie. 😉

Czy 3000 zł to będą kokosy to też decyduje sytuacja życiowa - czy masz gdzie mieszkać, czy właśnie urodziło Ci się dziecko, a może chcesz wziąć wkrótce ślub...
Za siebie mogę powiedzieć tyle, że dla mnie stałe, pewne, etatowe zarobki w wysokości 3 000zł to jest na styku komfortu podstawowych potrzeb. (ale tu też trzeba by się było wywlec do podszewki publicznie co w tych potrzebach jest i może jedna osoba by się dziwiła, że coś jest kompletnie niepotrzebne do komfortu, a inny by się zdziwił jak bez czegoś tam można w ogóle funkcjonować w dzisiejszym świecie 😉 ) 

Rozumiem określenie "sensowne zarobki" tak jak to opisała powyżej Sivrite

PS. Nie ma co się obruszać, że ktoś rozumie i interpretuje wypowiedzi inaczej - to naturalne, każdy przepuszcza przez pryzmat samego siebie. Normalne rzecz przy rozmowie osób z różnych środowisk i o różnych historiach. Love&peace 😉
malaga, to naprawdę musisz szukać 🙂 Może Warszawa? Ja jestem w marketingu na pograniczu IT i z dwuletnim doświadczeniem zarabiam sporo więcej. Coś jest nie tak.


Moze kiedys - zobaczymy, do czego nas zmusi sytuacja. Maz ma taką pracę, którą wlasnie moze glownie wykonywac w wiekszych miastach albo najlepiej za granica. Jednocześnie mam swiadomosc, ze zycie w Warszawie rządzi się nieco innymi prawami i np.kupno mieszkania nie jest tak proste, jak tutaj 😉 Wszystko ma swoje plusy i minusy. Ale na Śląsku wiele firm nie dba o pracownikow i tak jak ktos wczesniej pisal - rzadko docenia sie ludzi z miękkimi kompetencjami, mimo ze nie mam poczucia, ze wykonuje mniej ważną prace albo jakkolwiek sie obijam/nie staram.
Sivrite, może nie tyle "wina" co trochę niedostosowanie do realiów. Niestety poza stabilnymi korpo, które w swoich strukturach nie odczują jednego niedochodowego pracownika to jednak mała firma musi mocno kalkulować pracownika, tzn. na ile jego obecność, pensja = wzrost dochodów w firmie. I o ile typowy pracownik na siebie zarabia + zysk dla firmy, doświadczony pracownik zwykle po kilku dniach, kilkunastu dniach wgryzie się w firmę i będzie zarabiał o tyle narybek no... czasem 2-3 miesiące to tylko koszt dla firmy. Trochę osób w życiu wdrażałam i ludzie po studiach czasem w pierwszych dniach nie ogarniali xero 😉 Nie mają odruchów, nie mają inicjatywy a najczęściej czekają na komendę : co teraz mają robić. Pierwsze kroki trzeba z niańką. Sama miałam taką niańkę w pierwszej poważnej pracy i też koło 3 tygodni ktoś mi pokazywał każdą nową czynność, każda nowa praca - wdrożenie szło szybciej, bo nauczyłam się zadawać pytania, nie bałam się zostać "sama na pokładzie" a dzwonić tylko kiedy mam problem 😉 Dlatego jeśli na docelowym stanowisku w danej firmie jest płaca X to nie ma się co dziwić, że młodzi dostają o 30-40% mniej.

Ascaia, no własnie kwestia konsumpcji - jak wiele jest Ci potrzebne. Ale ja jestem z tych co utrzymają siebie, dziecko, 2 konie, 2 koty i jeszcze coś uciuła. Mąż ma tylko 4 psy i narzeka
Hmmm.. zasadniczo należałoby uznać, że człowiek potrzebuje wyłącznie jedzenia, dachu nad głową i dostępu do łazienki...
Jeśli wyjdziemy z takiego założenia to pewnie w małych miejscowościach dałoby radę za jakiś... 1000zł? 1500zł?

Czyli za wyłącznie 4000 zł miesięcznie utrzymujesz siebie, dziecko, męża, i 8 czworonogów? Szacun!
Ale tu znowu trzeba doprecyzować - mieszkając w domu płacisz inne opłaty niż za mieszkanie w mieście? Twoje koszty utrzymania konia to nie takie same koszty jak rozumie to 90% osób na tym forum, prawda? nie wiem czy produkujesz własne produkty żywnościowe? za to pewnie są takie koszty życia prowadząc gospodarstwo o których nie mam pojęcia (więc nie umiem o nie zapytać 😉 )

PS. Podniosę sobie samoocenę i pochwalę, że niańki w żadnej pracy nie potrzebowałam. Jestem upierdliwie wręcz samodzielna, z chyba momentami patologiczną potrzebą niezależności. 😉
W każdej z prac od razu szłam na głęboką wodę, wodę typu morze nie kałuża 😉 Np. w obecnej pracy 2 miesiące po rozpoczęciu stażu zostałam sama z międzynarodowym 3-dniowym wydarzeniem. 
BASZNIA   mleczna i deserowa
27 lipca 2019 21:45
budyń, świetny felieton. Co gorsza taki prawdziwy i trafny.
Andre   I am who I am
27 lipca 2019 23:16
A ja po obiecanej wielkiej kasie i super pracy u Eterowej zostałam z długami za stajnię i zostałam spawaczem 😉. Nie potrzebowałam w swoim życiu mega kariery zawodowej, chciałam mieć tyle kasy, żeby mnie było stać na moje pasje. Praktycznie po roku pracy stałam się wysoko wykwalifikowanym pracownikiem dzięki swoim dobrym zdolnościom manualnym. Spawam rurociągi przemysłowe. Dzięki mojej pracy macie prąd i wodę w mieszkaniach. Po 3 latach poszłam na własną działalność i świadczę usługi jako podwykonawca. Z pasji rozkręcam jeszcze biznesik z pakami jeździeckimi. Moją pracą zainteresowała się telewizja Discovery i chcą nakręcić o mnie program.
Kupiłam sobie drugiego konia za zarobione pieniądze. Niesamowite nie? A mogłam zrobić zbiórkę na pomagam...
Ale przecież mam ból dupy i zazdroszczę wielkich sukcesów Eterowej, bo nic w życiu nie udało mi się osiągnąć i dlatego ja niedobra namówiłam inne oszukane przez nią osoby, żeby poszły na prokuraturę  😁
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
27 lipca 2019 23:54
Andre zazdroszczę, zawsze chciałam nauczyć się spawać 😀

Żeby nie było zazdroszczę umiejętności, sytuacji współczuje i życzę szybkiego i pozytywnego rozwiązania problemu 🙂
Andre, wow jesteś spawaczem! Mega pożądana teraz profesja, szacun!
Gaga (...) w takim razie musisz w takich dyskusjach brać pod uwagę, że są osoby, które akurat takiego czynnika jak odziedziczone mieszkanie nie mają w swojej historii. A to jest istotne.

Biorę pod uwagę. Takie osoby płacą raty kredytu zbliżone do mojego czynszu. Co więcej człowiek na starcie ma więcej możliwości wyboru. Ja mogłam pracować za granicą i generalnie nawet bym chciała. W domu trzymała mnie moja stajnia, którą - jak pisałam - straciłam. Konie pod domem są 10x tańsze 🙁 co też jest w mojej historii mega istotne (bez tego nie byłoby koni). Później trzymał mnie tato, który z dnia na dzień został sam, po nagłej śmierci mamy. Potem choroba taty. Dziś coraz częściej rozważam zwianie "na zachód za chlebem" chociaż zrobiłam się stara i takie wybory stały się trudniejsze. Mam pracę, którą uwielbiam, mieszkanie które kocham, generalnie fajne życie. Tylko kasy mało. Póki co muszę się sama zdrowotnie ogarnąć, bo tyle kopów w tyłek rozwaliło mnie niestety. I powoli rozglądam się za innym zajęciem, chociaż nie będzie mi łatwo (z uwagi na to że jak mało kto - lecę do roboty z uśmiechem).
Przypominam jednak, że pisałam, że da się żyć za nie za ogromne pieniądze w kontekście młodych ludzi, którzy po studiach, często bez doświadczenia chcą dostać 4-5 tyś na rękę i są mega obrażeni, że praca nie biega za nimi po ulicy... Tymczasem - jak widać większość forumowiczów musiało mocno przeprogramować swoje życie i marzenia o nim (szacun Andre, ), bo okazuje się że dorosłe życie nie zawsze chce się wpisywać w marzenia. Ja na prawdę 3/4 życia byłam przekonana, że będę jachty budować. Tato zaraził mnie miłością do żeglarstwa (był z zawodu kapitanem żaglowców i sporą część życia spędził na pokładach jachtów na całym świecie, ja sama doszłam dość daleko w sportowym żeglarstwie). Na studiach byłam mega pilnym studentem tematów związanych z materiałami polimerowymi. Ba w marzeniach widziałam się w Team Alinghi jak w biurze konstruktorskim pracuję nad super materiałem do budowy jachtu na kolejny Puchar Ameryki (taka Olimpiada w żeglarstwie). A siedzę i koordynuję produkcję, logistykę, spedycję i sprzedaż w wielkiej firmie produkcyjnej. Zarobki tak niskie, bo firma państwowa, a ja nie przyszłam tam "w teczce" 🙁 A zaczynałam (pozajeździecko, bo jak wielu z nas podczas studiów byłam instruktorem) w budowlance. Nauczyłam się liczyć projekty budowlane, chociaż nigdy, przenigdy nie miałam nic wspólnego z budowlanką. Okazuje się, że na prawdę można robić wszystko jak się chce 😉
Edit: literówki
Andre spójrz na swoją ,,karierę, z innej strony 🙂 gdyby nie Eterowa nie byłabyś w puncie w jakim jesteś ( nie żebym Eterową pochwalała) sprzedawałabyś jakieś produkty i jaką byś miała  z tego satysfakcje ? byłabyś jedna z wielu, a tak to jesteś ,,wyjatkowa,, bardzo często ludzie dochodzą do czegos dzieki takim,,eterowym,, kop w 4 litery jakie daje zycie i nagle zmieniamy branże i zaczynamy ,,piąć ,, sie do góry 🙂
kilka lat temu dostałam od znajomej ksiażke, ogólne przesłanie w niej było - podaruj kwiaty kochance twego meża hihi, ciekawa lektura którą można przełożyć na każdą dziedzinę życia 🙂
Andre super sprawa! kiedyś się zaparłam, że się nauczę, ale smarkanie migiem to szczyt moich możliwości, tig przerasta mnie całkowicie.... Laska, no super zapanowałaś nad swoim życiem, bardzo podziwiam i czekam na ten program  😀
Andre   I am who I am
28 lipca 2019 07:34
Serio dziewczyny, czasem warto pomyśleć trochę alternatywnie i przełamać stereotypy. Rynek pracy potrzebuje fachowców. Ostatnio nawet spawałam zabudowę przyczepy na siano, wiecie jaka radocha, że dzięki mojej pracy mój konik sianko dostanie  🤣
Moje dwie kumpele jeżdżą TIRem. Również bardzo dobrze na tym wychodzą. Jedna nawet schowała do kieszeni tytuł mgr i woli jeździć 😉. Niestety świat nie potrzebuje tylko magistrów, potrzebuje też kucharzy, spawaczy, kierowców, mechaników.
Wszystko się da pogodzić jeśli się bardzo czegoś chce. Trzeba pomyśleć czy marzy się o karierze zawodowej, zgodnej z kierunkiem studiów, gdzie trzeba będzie zacząć od dość niskiej stawki ale owoce swojego wyboru zbierze się później. Czy może jednak bardzo potrzebuje się kasy i to jest priorytet? Jeśli kasa to priorytet to może wtedy warto pomyśleć nad C+E i zacząć jeździć za 3k na start 😉?
Ja często słyszę, że moje spawanie to mało ambitne, że fajnie póki jestem młoda ale co do emerytury spawać będę? Otóż nie, jest trochę możliwości rozwoju. Można przejść do kontroli jakości, można studia zrobić, żeby zostać spawalnikiem (a najbardziej cenieni na rynku są spawalnicy, którzy byli spawaczami), można zostać instruktorem szkolenia spawaczy, można za zgromadzony kapitał całkiem inny biznes otworzyć.
Zawsze lepiej mieć jakiś fach w ręku niż pracować na kasie w Biedronce.
Blucha widzisz jaka ja niewdzięczna, kwiaty powinnam wysłać a nie pozew  😁
Ale chyba tak jest, że człowiek odkrywa swój potencjał dopiero jak sięgnie dna.
Kitty program będzie się nazywał „Specjalistki” i będzie o kobietach fachowcach  🙂 w przyszłym roku się pojawi.
Wszystkiego da się nauczyć, może tylko lepszego nauczyciela trzeba  😀 TIG początkowo bywa trudny, ale jak zrozumiesz, że to trzeba powoli i spokojnie, bez nerwów to wszystko zaczyna wychodzić.
Andre i to może być klucz  😂 powoli i bez nerwów mało mi wychodzi  😵
Też pracuję fizycznie, swego czasu opanowałam mechanikę samochodową w stopniu dającym mi etat w tym zawodzie i zrobiłam uprawnienia lakiernika  😀 Nie powiem, fajne to były czasy. Daj koniecznie znać jak już Cię będą w klepatorze pokazywać  😍

edit. literówka
Czytając to wszystko to mam wrażenie, że spotkał mnie ogromny łut szczęścia, bo po latach tułaczki zawodowej i jeździeckiej i robienia wszystkiego na raz, żeby tylko było mnie stać utrzymać konia, podjęłam słuszną decyzję, spakowałam się i emigrowałam na głęboką lubuską wieś i w końcu jestem na stajennym "swoim".
Przed przeprowadzką pracowałam na pół etatu na uczelni (1200 zł 😀 - pozdrawiam uczelnie państwowe i ich stawki) + prowadziłam jazdy + dorywczo pomagałam w sklepie jeździeckim + tłukłam korepetycje. Błędne koło, bo żeby zarobić na konia praktycznie nie miałam czasu, żeby mu go poświęcić, bo zazwyczaj wszystkie prace + dojazdy zajmowały mi po 10-12h. Wiadomo, wszystko ma swoje plusy i minusy, bo teraz czasami dużo bym oddała, żeby chociaż przez moment poczuć ten komfort psychiczny posiadania jednego konia w pensjonacie i możliwość np. wyjechania na weekend z czystym sumieniem i spokojną głową.
Obecnie mamy 20 koni (z czego 8 pensjonatowych) + 3 kuce + 2 źrebaki, w nieco innym miejscu w oddziale łąkowo-wiatowym 4 (3 kobyły, 3 źrebaki, 1 pensjonatowy).
Nie zatrudniamy stajennego, robię wszystko sama z chłopakiem, bierzemy tylko ekipę do wyrzucania obornika. Przestałam ufać ludziom. Kiedy naprawdę mamy emerdżenci zastępuje nas dobry znajomy, który wiele lat siedział za granicą w stajniach. Poza pensjonatem prowadzę jazdy. Jest różnie, kasa zazwyczaj się zgadza, chociaż lipiec był najgorszym miesiącem w historii jak do tej pory i miałam mały kryzys (wszystko na raz - siano, słoma, owies, do tego dwie faktury od weta - 2500 i 1500, remont podłogi w przyczepie, remont zawieszenia w aucie ktorym ciągamy, kowal). Mam kupione już wszystko praktycznie na cały rok, ale był taki moment w tym miesiącu, że nie miałam za co fajek kupić  🤣
Ale prawda jest taka, że pomimo nierobienia astronomicznych kokosów przede wszystkim tak jak napisała Gaga utrzymanie koni przez siebie samego jest dużo tańsze, co za tym idzie w końcu nie muszę martwić się o to jak zapłacę za pensjonat. W ten sposób z jednego konia rozmnożyło mi się już do trzech, chodzi mi po głowie tinker coraz mocniej, no i chyba jestem szczęśliwa.  😜
To, co skłoniło mnie do podjęcia takiej a nie innej decyzji to pytanie które sobie zadałam - czy chcę całe życie mega ciężko pracować, żeby było mnie stać na konia gdy konie mogą być moją pracą? Decyzji nie żałuję. Tym bardziej, że żadna praca w zawodzie nie dałaby mi tyle satysfakcji co to, co robię teraz. Szczególnie, że po latach stania w róznych stajniach i prowadzenia jazd u kogoś wiem jak chcę to robić, stawiam dobro koni na pierwszym miejscu i chyba mi wychodzi, biorąc pod uwagę, że znajomi mieszkający 300-400 km ode mnie popodrzucali mi konie 🤣
Andre, niee, no do spawania trzeba mieć chociaż minimum zdolności manualnych. Uwierz, są osoby, które nie mają tego za grosz ( 😂 patrz ja). Ale każdy ma jakiś talent. Ja się odnajduję w zarządzaniu chaosem 😁 i mi z tym dobrze 😉
A moje dyplomy leżą sobie w szufladzie nieużywane 😁

seczuanowa, łut szczęścia to jedno, drugie to zaradność i dążenie do założonego celu  👍 I tak, ja Ci zazdroszczę trochę 😉 chociaż nie brakuje mi jakoś mocno sprzątania stajni czy padoków 😉
[quote author=_Gaga link=topic=80308.msg2880948#msg2880948 date=1564296371]
seczuanowa, łut szczęścia to jedno, drugie to zaradność i dążenie do założonego celu  👍 I tak, ja Ci zazdroszczę trochę 😉 chociaż nie brakuje mi jakoś mocno sprzątania stajni czy padoków 😉
[/quote]

Łut szczęścia, bo tak życiowo się poukładało, że już stajnia była do zaopiekowania się, tylko ja się 10 lat wahałam.
Czasami mam dosyć, ręce jak u menela, kręgosłup krzyczy na mnie coraz bardziej.
Ale mam dalej taką szaloną satysfakcję jak kończę robić boksy i widzę takie hałdy słomy i siana w czystych, wybobkowanych boksach, świeże trocinki, pozamiatane... nie to, że się chwalę bo nie o to chodzi ale całe życie pałowałam się w tych pensjonatach bo - albo za mało siana, albo gnój, albo tak ścielone, że Siwa miała oba guzy biodrowe zdarte i ciekła z nich ropa bo jak się kładła to szorowała po betonie, wiaderka z żarciem pomylone, paszę ktoś sobie "pożyczył" i to wszystko za 900-1000 zł... teraz wiem, że mają dobrze  😍
A moje dwa dyplomy leżą sobie w szufladzie, ale chyba dzięki studiom i praktykom wiem, czego nie chcę robić  😜
[quote author=_Gaga link=topic=80308.msg2880942#msg2880942 date=1564293619]
Mam pracę, którą uwielbiam, mieszkanie które kocham, generalnie fajne życie. Tylko kasy mało. Póki co muszę się sama zdrowotnie ogarnąć, bo tyle kopów w tyłek rozwaliło mnie niestety.
[/quote]

O jak to dobrze znam.

W każdej historii są jakieś "kruczki" - negatywne i pozytywne. Takie, o których wie i które zrozumie tylko dana osoba i jej najbliższe otoczenie. Tak wygląda życie. Jest z jednej strony twardo logicznie, a jednocześnie chimerycznie niekonsekwentne. I na ogół działa na zasadzie łyżki dziegciu w beczce miodu.

Przyznaję, że w życiu codziennym, bezpośrednio nie znam zbyt wielu osób z oczekiwaniami 5 tys. zł w pierwszym momencie samodzielnego życia. Z takim podejściem spotkałam się dopiero tutaj na forum. Tutaj rzeczywiście jest takie parcie i ciągłe zdziwienie, że praca za mniej jest równoznaczna z... niezaradnością, lenistwem, niedojrzałością czy nie wiem jak jeszcze to interpretować.

Wszystko się da pogodzić jeśli się bardzo czegoś chce. Trzeba pomyśleć czy marzy się o karierze zawodowej, zgodnej z kierunkiem studiów, gdzie trzeba będzie zacząć od dość niskiej stawki ale owoce swojego wyboru zbierze się później. Czy może jednak bardzo potrzebuje się kasy i to jest priorytet? Jeśli kasa to priorytet to może wtedy warto pomyśleć nad C+E i zacząć jeździć za 3k na start 😉?

Zasadniczo zgadzam się z Twoją wypowiedzią. "ale" miałabym tylko do jednej kwestii.
Bo cały czas, wracając do pierwszych wypowiedzi Sivrite, sprawa w tym jak zdefiniujemy to "kasa jest priorytetem". Kasa jest potrzebna zawsze. Takie są fakty. Zupełnie bez kasy nie da się funkcjonować. Każdy dorosły człowiek musi jakąś kasę w portfelu mieć. Natomiast nie każdy ma potrzebę takich czy innych wydatków - wystarczy mu by mieć zasoby na przysłowiowy wikt i opierunek.
No i teraz cały szkopuł w tym, że powinno być tak, że każda praca, każde stanowisko, daje takie wynagrodzenie by ten wikt i opierunek zapewnić.
Ktoś powie, że bardziej niż na wysokich zarobkach zależy mu na rozwoju w danym kierunku. Ktoś inny, że ważniejsze jest dla niego życie poza pracą, rodzina i czas jej poświęcany. I każdy wybór jest dobry. Tylko to nie powinno tak wyglądać, że każdy wybór poza nastawieniem stricte na wysokość zarobków powoduje brak stabilnej sytuacji finansowej. 
Arwilla   Seymour zasnął 17.11.2019…
28 lipca 2019 11:37

A mogę zapytać, co to za praca, że wymagasz większego zaangażowania niż zrobienie, czego należy? Bo to ma jednak duże znaczenie. Bo przez ostatnie lata słucham o braku inicjatywy i zaangażowania w prace typu wysyłanie maili, kelnerowanie czy praca w recepcji i mnie krew zalewa. Albo lepiej, wykładanie towaru na półki czy praca w sklepie odzieżowym. No nic ci ludzie nie chcą robić ponad swoje obowiązki, takie chamy! Czytaj: nie chcą zostawać po godzinach za darmochę albo wykonywać nieswoich obowiązków. To są przykłady z życia wzięte. Powtórzę - jak słucham o braku zaangażowania i inicjatywy w takiej robocie, to mam ochotę komuś walnąć.


Przepraszam że dopiero teraz odpisuję ale na wsi jestem i zasięg kiepski.

Dla mnie nieistotne jest czy pracujesz jako prezes, członek zarządu czy jako kelner.
W pracy daję z siebie 100% - obojętne czy jest to etat w biurze czy zamiatanie stajni w ramach wolontariatu.
Wkurza mnie, że ludzie uważają, że skoro zarabiają - w ich mniemaniu - słabo, to mogą się opierdzielać. Nikt nikogo na siłę nie trzyma i nikt nikomu łaski nie robi.
Jeśli przychodzi do pracy dziewczyna która zamiast wykonywać swoje obowiązki, plotkuje pół dnia przez telefon czy siedzi na Facebooku to mi ręce opadają. Bo ok, plotkuj sobie jeśli znajdziesz na to czas ale najpierw zrób co do Ciebie należy.
Mój mąż ma to samo. Przyjmuje do warsztatu pracownika i wkurza się, bo jak palcem nie pokaże co ten ma zrobić to nic zrobione nie będzie.  I wszechobecne telefony... wystarczy się odwrócić a już facebook czy inne "rozrywki"  na tapecie a praca stoi.

I nie jestem absolutnie jakimś despotycznym kierownikiem  🤣
Jestem - a w zasadzie byłam - tylko małym żuczkiem, który odwalał robotę za innych bo większość miała obowiązki w odwłoku.
I nie, niestety nie mogłam robić "tylko swojego"... taka specyfika pracy, że nieistotne było kto robi - miało być zrobione.

Dlatego czas na zmiany.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się