Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

To chyba bardzo zależy od sektora i od lokalizacji. Stawki się potrafią bardzo różnić. Nie ma już też takich wieloletnich pewników - medycyna, farmacja, prawo. Wcale się po tym tak świetnie nie zarabia (chyba, że ma się już np. specjalizację, x przepracowanych lat i 3 roboty - to wtedy owszem) - w porównaniu do innych zajęć. Farmaceuta w dużym mieście dostanie 2600 na rękę (wiedza z pierwszej ręki) - w mniejszych miastach jest lepiej. Lekarz ile zarabia na specjalizacji można łatwo sprawdzić. Koleżanka prawnik w dużym mieście bodajże za 1/2 etatu dostaje 1600zł na rękę (a jest kilka lat po 30tce, zaangażowana, nawet jak urodziła to tylko chwilę w domu posiedziała i zaraz zaś do roboty). Nie są to wcale wow zarobki. Teraz jest czas pracownika ale a) elastycznego, umiejącego się odnaleźć i wypełnić jakąś niszę - i chyba bardziej się tu liczą kompetencje miękkie plus chęć do nauki, a nie żadne dyplomy, b) konkretne branże, które teraz mają swój czas - czyli programiści i inne tego typu, c) fachowcy, którzy umieją coś zrobić, naprawić etc - elektrycy, hydraulicy, wszelkie 'złote rączki'.
'Stara gwardia' typu lekarz, nauczyciel, prawnik, architekt etc odchodzą do lamusa.
Też mam taki dysonans po 4 latach w Niemczech. Jak tankuje w Polsce do pełna i patrze na licznik to aż mi się słabo robi, w Niemczech leję na luzaku (chociaż ostatnio podrożało...) Robiąc w Polsce zakupy spożywcze nadal wychodzi że mnie dziad. Bo mam głowie polską pensję za pracę przy koniach.A zapominam że mam niemiecką.
Ale przynajmniej mogę sobie pozwolić na kask z atestem, firmowe bryczesy i wymarzone oficerki które kiedyś oglądałem na sklepowych wystawach i nawet nie śmiałam planować kupna takowych.
Ale czy bez starej gwardii społeczeństwo może sprawnie funkcjonować?

W ten weekend po centrum Lublina kłębiły się tłumy. Trwał Carnaval Sztukmistrzów. Za niecały miesiąc odbędzie się Jarmark Jagielloński. A od wczoraj działa Centralny Plac Zabaw. Itp, itd. Małe i duże festiwale trwają praktycznie non stop przyciągając odbiorców - czyli społeczeństwo tego chce, tego potrzebuje. A ktoś to musi dla ludzi przygotować.

Wychodzi na to, że "stara gwardia" powinna odejść, a na jej miejsce powinny wejść takie same stanowiska pracy, ale tylko i wyłącznie sprywatyzowane (?) Czy społeczeństwo byłoby stać by każde(!) leczenie było płatne, każda(!) usługa kulturalna, każdy(!) etap i forma nauki? Czy jest możliwe by państwo tak funkcjonowało?



Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Wiem natomiast, że np. podczas strajku rezydentów sporo ludzi mówiło/pisało, że skoro się nie podoba to można iść pracować do biedry - skoro tam są lepsze zarobki. Naprawdę wielu ludzi tak uważa.
Nie wiem na czym to polega. Naprawdę. Wiele osób nie ma problemu z tym, że programista już na studiach zarabia dobrą kasę, a po studiach zarabia sumkę pięciocyfrową. Społeczeństwo nie ma problemu z tym, że w korpo na niektórych stanowiskach ludzie zarabiają również takie pieniądze, choć nawet nie mają pojęcia, co ci ludzie w tej pracy robią. ALE. Z drugiej strony duża część społeczeństwa nie uważa, że lekarz powinien zarabiać godnie, że nauczyciel powinien zarabiać godnie, że prawnik powinien zarabiać. Wobec pewnych zawodów istnieje po prostu jakaś straszna niechęć. Ile ja się nasłucham np. o debilach lekarzach, którzy w ogóle nie powinni nic dostawać za swoją niewiedzę - od znajomych, którzy nie wiedzą, że skończyłam medycynę (tak, mam takich znajomych, którym się do tego nie przyznaje). Nie wiedzą, więc dają sobie upust i mówią przy mnie szczerze, co myślą. Nie zdają sobie ZUPEŁNIE sprawy, że to nie wina lekarzy, tylko systemu (choć nie neguję istnienia lekarzy bezmózgów i lekarzy buców, ale większość zgłaszanych zażaleń nie ma nic wspólnego z jednostką lekarza, tylko z systemem stworzonym przez kolejne rządy). Ehh... aż się znów uruchomiłam 😀
Jeżeli chodzi o lekarzy, to w młodych nadzieja. I jestem zdania, że powinni zarabiać DUŻO.

Stara gwardia... no cóż. Poznałam blisko i prywatnie persony z tego lekarskiego kręgu. Znienawidziłam tych ludzi, utwierdzając się w przekonaniu, że dla nich każdy, kto nie skończył medycyny jest śmieciem i debilem. Generalizuje, ale... nie mam ANI JEDNEGO dobrego doświadczenia z lekarzem starszej daty (powyżej 50rż).
Byłam u neurologa... to była trauma. Zostałam w moim odczuciu zmolestowana. Do tej pory to przeżywam. A jestem dosyć gruboskórna.

Meise, "stara gwardia" to nie o pokolenie chodzi, ale o grupę zawodów.
Ja mówię o starej gwardii tylko w kontekście lekarzy starszego pokolenia, absolutnie nie nawiązywałam do Waszej wymiany, wybaczcie, jeśli zamieszałam  :kwiatek:
Meise, tak jak wspomniała Ascaia, o coś innego mi chodziło. Ale zgodzę się z Tobą, że jest troszkę lekarzy starszej daty, którzy niekoniecznie są przyjemni w obejściu. Sama tego doświadczyłam jako student, bo dla nas często byli równie przyjemni 😉 Ale przecież dobry specjalista, to trzeba milczeć i stać na baczność, bo kwalifikacje i kompetencje upoważniają do pomiatania resztą świata... niestety tak niektórzy z nich są traktowani i bardzo przykro się to obserwuje. Ale poznałam też dużo wspaniałych starszych lekarzy, takich z prawdziwego zdarzenia, z szerokim spojrzeniem, ogromnym doświadczeniem i czymś więcej - tzn tym zainteresowaniem nie tylko medycyną ale człowiekiem, z takim mocno etycznym, wręcz filozoficznym podejściem. Przemądrzy ludzie, naprawdę byłam szczęśliwa, że znaleźli się na mojej drodze. A że gburów i buców pt 'położy się', 'wstanie', 'oddycha - nie oddycha' etc jest sporo to też niestety wiem i wstyd mi za takich
Sama zresztą unikam lekarzy jak ognia i nie chodzę poza tym, co trzeba - czyli dentysta i ginekolog w ramach profilaktyki.
Co gorsza to wcale nie są dobrzy specjaliści. Wręcz odradzani... Ci najbardziej gburowaci mają pacjenta absolutnie gdzieś. A takiego jak ja - który na pierwszy rzut oka wygląda zdrowo i "rumiano" to już w ogóle traktują jak idiotę.
Miałam fantastyczną lekarkę rodzinną, pierwszy raz w życiu. Z przypadku na nią trafiłam. Młoda babeczka, cudowne podejście i wiedza, a nie antybiotyk na byle kaszelek i "wyjazd".
To zmarła  🙁 🙁 🙁 Nie wiem jak do tego doszło, nie szukam. Teraz jestem znów bezpańska...

vanille, w Tobie nadzieja!

Ascaia, niewykluczone, że dojdzie do tego, że jak na telefonie nie będziesz mieć apki z zezwoleniem na reklamy -
nie wejdziesz na żaden event.
Carnaval Sztukmistrzów - czemu bezpłatny?
Toż w średniowieczu ludzie ostatniego ziemniak oddawali, żeby cyrkowców pooglądać! 😉
Biblioteki są bezpłatne - i nikt się nie pluje, że masowo naruszane są prawa autorskie?
5 000 tysięcy za licencję biblioteczną na jedną sztukę - i byłoby na pensje.
Ups, nie byłoby bezpłatnych bibliotek?
Dentyści są prywatni (w większości) - i żaden problem. Nowoczesny komplet sztucznych zębów w promocji jedyne 70 000.

Co się stało?
Studiowałam przed "przekształceniami systemowymi".
Miałam dość długo ekonomię polityczną, tak się szczęśliwie złożyło, że skupioną na "normalnej" ekonomii,
tego obrzydliwego zachodu. No, ale ekonomii demoludów też trochę było.
I wtedy było tak: pracownik dostawał (w demoludach) 20% wartości swojej pracy, reszta szła do budżetu,
na wszelkie istotne potrzeby obywateli i systemu (jasne, że system miał przewagę nad obywatelem w dystrybucji dóbr).
Potem nadeszły zmiany, i... owe 20% obłożono podatkami. Nikt nie urealnił zarobków do 100% przed obłożeniem podatkami.
Jak wiadomo, dziś daniny dla państwa, bez VAT, u najsłabiej zarabiających sięgają 60% (oficjalnych zarobków).
Można łatwo policzyć, ile procent wartości swojej pracy dostaje pracownik, który nie wyrwał się z tego układu.
A kto się wyrwał? Głównie ci, na których produkty jest pełne determinacji zapotrzebowanie, rozbudzone potrzeby,
w dziedzinach, które "uwolniono". Oraz ci, którzy znaleźli zatrudnienie w kapitale od wielu pokoleń.
Generalni wszyscy jesteśmy robieni w konia, ale to nic nowego we wszechświecie.
Na początku "okresu przemian" mówiło się o minimum biologicznym i o minimum socjalnym.
Kto kiedy ostatnio słyszał rozmowę na ten temat?
Projekty realizowane z pieniędzy publiczny większość programu oferują za darmo. To jest logiczne.
Wydarzenia organizowane przez lokalny samorząd, często mające częściową dotację z MKiDN, itp.
Do jest dokładnie to samo co służba zdrowia czy edukacja.


smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
29 lipca 2019 17:57
DressageLife strasznie jestem ciekawa, gdzie Ty pracujesz. O ile oczywiście mówisz o kwocie netto na UOP. Pozdrawiam z Wawy, z IT, z doświadczeniem i bez kasy.

😉
Odpisałam Ci na priv, raczej nie dyskutuję o tym na forum.

Ja jedyne co jeszcze mogę dodać to to,że to też nie jest tak, że dobre zarobki spadają z nieba i są dziełem szczęścia, a trochę niestety miejscami taki jest wydźwięk.  Wiele lat dawałam korepetycje z angielskiego w weekendy, zarabiając na dodatkowe kursy. Finalizuję uprawnienia tłumacza przysięgłego, zrobiłam PRINCE2, w przyszłym roku idę na DBA i z dodatkowych zajęć odkładam na to pieniądze. Faktycznie, łącznie na to pracuję około 60-70 godzin w tygodniu, ale to był mój wybór więc nie będę narzekać.
Hmmm... ta dyskusja jest naprawdę arcyciekawa.
Widać jak różne jest podejście do życia, do zarobków, do priorytetów. I każde z tych podejść jest w porządku, a jednocześnie coś w nim zgrzyta. Fascynujące.

DressageLife, akurat nie wyczułam nigdzie takiego podejścia jak teraz zasugerowałaś.
Chyba nikt, z uczestniczących w dyskusji nie oczekuje, "że mu spadnie".

Szkoda, że Meise nie dopowiedziała czym jest dla Niej to "dorobić się". Tu by nam pewnie dopiero wyszły różnice jakby każda napisała o swoich wyobrażeniach co do statusu życiowego. 😉
A mi się właśnie wydaje, że w ostatnich latach bardzo się ujenoliciła ścieżka 'dorabiania się'. Przynajmniej w moim otoczeniu wygląda to u wszystkich bardzo podobnie (duże miasto). Studia, pierwsza praca, małżeństwo, kredyt na mieszkanie, jakiś samochód, dobre wakacje. Oczywiście jakieś tam różnice są ale jednak bardzo mocno się trzyma ta strategia działania w moich kręgach i chyba nie jest to wyjątek w skali kraju.
Oczywiście są różnice, bo różnymi samochodami można się wozić i na różne wakacje jeździć. Różny też ma się wkład własny na mieszkanie itp. Ale chyba głównie do tego u nas wszyscy dążą - do własnego mieszkania.
Ależ już Ci odpowiadam 🙂

Dla mnie dorobienie się to byłoby (będzie prozaicznie):
- dwa porządne samochody w garażu (porządne, czyli w okolicy min 300 tys. jedno)
- wakacje/podróże przynajmniej 2 razy w roku w destynację jaka mi się tylko wymarzy (aczkolwiek nie marzę o hotelach 50 koła za nocleg, kocham backpacking)
- dom, duży ogród, domek letniskowy w fajnym miejscu
- oszczędności rzędu kilkuset tysięcy w razie W.
- marzy mi się zabezpieczenie finansowe mojej rodziny... ale to chyba najtrudniejsze marzenie
- chciałabym jeszcze więcej poświęcać na cele charytatywne, jestem uzależniona od siepomaga, zrzutka.pl, pomagam.pl oraz kilku fundacji. Na bank bym wspierała jak szalona zarabiając decent money.
- no i kasa na zwierzaki. Żebym nie musiała zgrzytać zębami jak w danym mcu wpada mi obok kilku tysięcy podatku... 2,5 tysiąca na weta dla króli. No i koń, taki o jakim marzę od dzieciństwa. Żebym się nie musiała żyłować na tą pasję.

Na resztę sikam, bo drogie, markowe ciuchy, kosmetyki, perfumy i włoskie marmury w domu mnie NIE INTERESUJĄ delikatnie mówiąc  😉
vanille, jak widać po tej dyskusji wcale nic się nie ujednoliciło jeśli chodzi o "drogę do". Zobacz ile stron, ile wypowiedzi i jednak ciągle odkrywamy drobne różnice, nawet wśród osób o niby podobnym podejściu.
No a druga sprawa, że miałam na myśli docelowość, a nie drogę (bo w takim kontekście wcześniej wcześniej Meise użyła takiego sformułowania).

Meise jedyny komentarz jaki w pierwszym momencie mogę z siebie wykrzesać to "wow!" 😉 😉 😉

Czemu "wow"? Dlatego, że dużo czy że mało? Ja myślę (na ten moment w moim życiu), że w sam raz  😉

Ale niestety nigdy tak nie ma, że człowiek czuje "w sam raz". W naturze mamy zapisane jedzenie dużymi łyżkami i apetyt, który rośnie w miarę jedzenia  🤔

W perspektywie jest potomstwo, na nim też bym nie chciała oszczędzać  😁
Wysoko. Bardzo wysoko.
Dla mnie to taki status z poziomu Sci-fi 😉 Totalnie marzeniowy, dla wybrańców, itd.
Oczywiście, nie miałabym nic przeciwko by mieć takie zaplecze finansowe. Ale to już takie "łooooo hoho", cuda na kiju, itd.

Jak najbardziej życzę Ci, żebyś kiedyś, wkórtce taki plan zrealizowała.  😀
Wiesz, we dwójkę łatwiej takie cele realizować 🙂 Ciężko na to pracujemy, chociaż mój tż dużo ciężej, w biurze siedzi po 12h dziennie. Nie powiem, że mi taki stan rzeczy pasuje, ale wierzę, że to nie będzie na stałe. I ważne jest dla mnie, że lubi to co robi, a nie wraca sfrustrowany i wypruty psychicznie.

Nigdy nie zakładaj, że jakaś poprzeczka jest dla Ciebie za wysoko. Ja Tobie też życzę samorealizacji  🙂  :kwiatek:
Trzeba też słuchać siebie i zastanowić się czego sami chcemy. Ja np. w życiu nie marzyłam o aucie za 300tysięcy ani o oszczędnościach rzędu kilkuset tys zł. Każdy ma inne potrzeby, ja chyba akurat jestem życiowym minimalistą i potrzeby materialne mam niewielkie 😀 co chyba dość upraszcza moją egzystencję

Ja np. wolałabym pracować jak najmniej, byle starczyło mi na życie, moje hobby i odłożyć coś, żeby w razie jakiegoś chwilowego przestoju nie trafić pod most. Każda nadprogramowa godzina spędzona w pracy, w celu odkładania np. na auto za 300tys byłaby dla mnie nieodwracalną utratą czasu. Jak widać każdy ma inne podejście dlatego warto co jakiś czas się zastanowić czego JA chcę, żeby nie wpaść w pułapkę i nie zacząć żyć marzeniami innych :-)
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
29 lipca 2019 20:36
DressageLife, akurat nie wyczułam nigdzie takiego podejścia jak teraz zasugerowałaś. Chyba nikt, z uczestniczących w dyskusji nie oczekuje, "że mu spadnie
Ja znam w realu trochę takich osób, które oczekują i często jest to skorelowane z pewnym sposobem wychowania. Ale statystycznie myślę że to jednak niewielki odsetek - na szczęście 🙂 większość ciężko pracuje - niektórym się udaje, niektórym nie, często za sprawą szczęścia i umiejętności sprzedania własnej osoby (częściej niż dzięki kompetencjom).
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
29 lipca 2019 20:47
Ależ już Ci odpowiadam 🙂

Dla mnie dorobienie się to byłoby (będzie prozaicznie):
- dwa porządne samochody w garażu (porządne, czyli w okolicy min 300 tys. jedno)
- wakacje/podróże przynajmniej 2 razy w roku w destynację jaka mi się tylko wymarzy (aczkolwiek nie marzę o hotelach 50 koła za nocleg, kocham backpacking)
- dom, duży ogród, domek letniskowy w fajnym miejscu
- oszczędności rzędu kilkuset tysięcy w razie W.
- marzy mi się zabezpieczenie finansowe mojej rodziny... ale to chyba najtrudniejsze marzenie
- chciałabym jeszcze więcej poświęcać na cele charytatywne, jestem uzależniona od siepomaga, zrzutka.pl, pomagam.pl oraz kilku fundacji. Na bank bym wspierała jak szalona zarabiając decent money.
- no i kasa na zwierzaki. Żebym nie musiała zgrzytać zębami jak w danym mcu wpada mi obok kilku tysięcy podatku... 2,5 tysiąca na weta dla króli. No i koń, taki o jakim marzę od dzieciństwa. Żebym się nie musiała żyłować na tą pasję.

Na resztę sikam, bo drogie, markowe ciuchy, kosmetyki, perfumy i włoskie marmury w domu mnie NIE INTERESUJĄ delikatnie mówiąc  😉



Brzmi jak sprawozdanie finansowe mojej byłej szefowej, tylko ona do tego dorzuca mnóstwo akcji, obligacji, mieszkanie i jakaś działkę 😉 a ma tylko mała kancelarie 😉
Averis   Czarny charakter
29 lipca 2019 21:12
Gdybym wygrała w totka, to wydałabym to na konia, własne mieszkanie i podróże po świecie. Mam to i bez totka, także w sumie nie narzekam 😀
Nigdy nie zakładaj, że jakaś poprzeczka jest dla Ciebie za wysoko. Ja Tobie też życzę samorealizacji  🙂  :kwiatek:


Po prostu jestem realistką. 🙂
Moimi priorytetami jeśli chodzi o sprawy bytowe jest mieszkać w Lublinie i pracować w zawodzie. A to za nic nie da się pogodzić z podróżami, nowym samochodem i oszczędnościami rzędu kilkaset tysięcy złotych. No chyba, że nastąpi rewolucja społeczno-polityczna i "stare zawody służebne" zaczną być lepiej opłacane.
Albo wygram we wspomnianego Lotka. 😉
Więc moje "dorobić się" jest wiele, wiele stopni niżej. 
A na razie chciałabym mieć z wykonywania swojej pracy przynajmniej stabilność finansową na poziomie bardzo podstawowych potrzeb .
Tak myślałam, że te auta będą kuły troszkę w oczy, ale mieliśmy wszak określić się co znaczy dla nas dorobienie się. Dla mnie to jest takie coś, co prawdopodobnie kiedyś osiągnę, ale i bez tego będę równie szczęśliwa. To wypunktowanie, a raczej jego kolejność jest przypadkowa. Bo to oczywiste, że pierwsze zawsze będzie rodzina i zwierzęta. Coś tak przyziemnego jak auto będzie raczej na szarym końcu, ale wiem, że jak sobie będę mogła fajny wózek sprawić, to będzie mnie to cieszyło. I raczej nie w ramach zażynania się.

Ja już teraz jestem na takim etapie, że żyję sobie spokojnie i stabilnie. I mogłoby tak dla mnie już zostać (w kwestii finansowej).

Oszczędności takiego rzędu są mi potrzebne na wypadek choroby wśród bliskich (tudzież innej kryzysowej sytuacji). Czasem i te kilkaset tysi to za mało...

Dobranoc  🙂
[quote author=Meise]Dla mnie dorobienie się to byłoby (będzie prozaicznie):
- dwa porządne samochody w garażu (porządne, czyli w okolicy min 300 tys. jedno)
- wakacje/podróże przynajmniej 2 razy w roku w destynację jaka mi się tylko wymarzy (aczkolwiek nie marzę o hotelach 50 koła za nocleg, kocham backpacking)
- dom, duży ogród, domek letniskowy w fajnym miejscu
(...)
Na resztę sikam[/quote]

😀

A z całkiem innej beczki: "carnaval", "destynacja" - po jakiemu to ?
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
30 lipca 2019 07:15
Tak to się nazywa Carnaval Sztukmistrzów, nie karnawał a carnaval.
adreskontaktowy, słowo destynacja znajdziesz w słowniku języka polskiego, więc to chyba po polsku  🤣

Co do dorobienia się, mi by wystarczył stan, w którym nie musiałabym się zastanawiac czy mi wystarczy kasy "do pierwszego". Ani auta za 300 tysy bym nie chciała, ani wypasionego domu na przedmieściach. I nie uważam, że to jest nisko zawieszona poprzeczka, tylko kwestia prorytetów raczej 🙂
_Gaga, pomyśl sobie, że ten stan generują konie. Z naszej perspektywy to konieczność, dla kogoś "z boku" niekoniecznie. Ja tak się pocieszam, że to w sumie moje konie przejadają potencjalny samochód czy wakacje pod palmą.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się