"Nie ogarniam jak..."

dea   primum non nocere
10 sierpnia 2019 07:32
Ciekawe jest właśnie, że rozmowa toczy się o przywitaniu. Czynność to przywitanie, nawet jeśli dwie osoby są w sklepie, tak? A słowo "witam" - zarezerwowane dla gospodarza? Trochę mi nie pasuje to rozdwojenie jaźni. Jak to wytłumaczyć? Wyczucie mi mówi, że u siebie się "wita kogoś", a w sklepie się "wita z kimś", ale tu i tam - wita się. Jeśli nie, to niech mnie rv oświeci, co się robi ze spotkaną osobą w sklepie  🤣
W realu to wszystkim można walić dzień dobry albo cześć. I nie ma problemu.
Ja nie widzę maila z tytułem dzień dobry. No nie widzę i już.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
10 sierpnia 2019 19:53
Trochę zmienię temat - po co ludzie zabierają kilkumiesięczne dzieci na wesela? Czy to nie jest dla nich niezdrowe i męczące? Hałas, tłum ludzi.. (pomijam cały ten aspekt wpychania się do kogoś z maluchem itp, bo o tym już była dyskusja, chodzi mi wyłączenie o dziecko). Ma to jakiekolwiek plusy dla takiego dziecka?
Jeśli dziecko jest karmione piersią, to czesem jedyna słuszna opcja. Nakarmienie butelką przez kogoś (typu babcia w domu) może zaburzyć odruch ssania, a nakarmienie innymi metodami, typu kubeczek czy strzykawka nie jest proste.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
10 sierpnia 2019 20:00
I nie ma tu żadnego ryzyka, że dziecko spędza minimum kilka godzin w hałasie? (na ostatnim weselu na którym byłam para z takim dzieckiem ewakuowała się grubo po północy).
Są specjalne słuchawki wygluszajace dla niemowląt. Ale to mówię z teorii, ja w tym sezonie, mając kilkumiesieczniaka odpuscilam wesela, nie chciało mi się męczyć siebie i jego. 😉
Wiele osób uważa, że dziecko to członek rodziny i nie wyobrażają sobie, żeby nie uczestniczyło w tak ważnej uroczystości...

My nie uznajemy chodzenia z dzieckiem na wesela. Uważam, że męczą się przy tym rodzice, inni goście a przede wszystkim dziecko.

Odkąd nasz Maluch jest na świecie to chodzimy na imprezy, ale bez niego. Pierwsza była jak miał 3 tygodnie a wesele było 70 km od domu i niezbyt chciałam tłuc sie z laktatorem, więc wzięliśmy pokój w hotelu 1 km od sali. My się bawiliśmy a młody był z babcią pod ręką i wyskoczylam tylko na karmienie. Następne jak miał 5 tygodni spędził już z babcią w domu i na kolejne też już zostawał.

A już całkiem wkurzają mnie dzieci a w zasadzie rodzice na slubach w kościele. Jest przysięga a dziecko płacze w niebogłosy albo stuka monetą o ławkę a echo niesie się po całym kościele...serio tego nie ogarniam. Nie może jedno z rodziców wyjść w takim momencie z kościoła i  pospacerować sobie po dworzu przy ładnej pogodzie?
dea   primum non nocere
10 sierpnia 2019 20:51
tunrida nie chodzi mi o używanie zwrotu "witam" w realu, a o definicję witania, jako zarezerwowanego dla gospodarzy (bo to padło jako argument).
"Witam się" - żywy spotyka się z żywym
dea   primum non nocere
11 sierpnia 2019 08:43
🤣
Parsknęłam śmiechem, bo już zaczęłam myśleć o spotkaniu zombiaków.
Trochę zmienię temat - po co ludzie zabierają kilkumiesięczne dzieci na wesela? Czy to nie jest dla nich niezdrowe i męczące? Hałas, tłum ludzi.. (pomijam cały ten aspekt wpychania się do kogoś z maluchem itp, bo o tym już była dyskusja, chodzi mi wyłączenie o dziecko). Ma to jakiekolwiek plusy dla takiego dziecka?


Ja byłam na weselu brata z 3 miesięcznym dzieckiem. Kupiliśmy mu słuchawki wygłuszające. Spał całe wesele, budził się na karmienie i był z nami non stop na sali albo z dziadkami w ogrodzie restauracji. Karmiłam jeszcze wtedy i cała rodzina była na tym weselu, więc nie było z kim zostawic. Gdybym mogła , to bym Go nie zabierała,ale nie było wyjścia. Co nie zmienia faktu ze rodzina też nie wyobrażała sobie żeby go nie było. Dostaliśmy nawet do spania lepszy apartament niż miała para mloda, tylko po to zebysmy mieli najbliżej, najwygodniej i żeby mały czuł się komfortowo. Natomiast na wesele znajomych bym z nim nie.poszla raczej. Plusów dla takiego dziecka raczej nie ma. Mam.wrazenie że takiemu nalesnikowi i tak wszystko jedno.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
11 sierpnia 2019 09:20
smarcik, na forum przewinęła się historia jak jedna z forumowiczek pojechala na wesele z dwoma psami incale przesiedziala z nimi w ogrodzie, na zmianę że swoim facetem. A dziwisz się,ze ludzie dzieci ciagaja 😉
U nas było jedno malutkie dziecko, z bliskiej rodziny. Też miało słuchawki i szybko poszło spać do pokoju na górze. Tak bez tych słuchawek to ciężko dla takiego maluszka...
Ja ostatnio byłam na weselu gdzie było trochę dzieci, większość takich już w miarę ogarniętych. Była jednak dwójka bardzo malutkich - jedno to była bratanica panny młodej, karmiona piersią, więc musiała być gdzieś przy mamie. Na początku była z nami na sali, później została zabrana do pokoju i tam siedziała z nią babcia. A rodzice mogli mieć trochę wolnego i się pobawić. Drugi maluszek też był karmiony piersią, znajomi przyjechali z drugiego końca Polski więc nie było jak go zostawić w domu. Z tego co wiem miał słuchawki, później poszedł z mamą do pokoju. A tata mógł się jeszcze trochę pobawić 😉
Przede wszystkim z dzieckiem rodzice mają trudniej, więc powiem trochę egoistycznie, że jak tylko jest możliwość to lepiej zostawiać a samemu się swobodnie pobawić 😅

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że z dzieckiem nie można sobie wesela odespać. Malucha nie obchodzi, że rodzice byli na weselu. On wstaje o swoich porach i już 😵
Wiadomo, bez dziecka jest prościej i fajniej. Ani dla dziecka to jakaś przyjemność, ani dla rodziców. Przypadki przyprowadzania takich mega maluszków na ślub/wesele w moim otoczeniu zawsze mają tą samą przyczynę - duża odległość imprezy od domu, kiedy wyjazd to kilka dni a nie jedna noc. Wtedy faktycznie ciężko zostawić takie dziecko, zwłaszcza w sytuacji kiedy się karmi. Ale wówczas albo jedno z rodziców po prostu idzie wcześniej do pokoju, albo ktoś jest 'najmowany' do opieki. Ja sama kiedyś zajmowałam się dzieciaczkiem z rodziny mojej przyjaciółki, bo jej rodzina zjechała z daleka na wesele jej brata, a dzieciaczek miał 2 miesiące. Da się jakoś ogarnąć jak się chce
Wiadomo, bez dziecka jest prościej i fajniej. Ani dla dziecka to jakaś przyjemność, ani dla rodziców. Przypadki przyprowadzania takich mega maluszków na ślub/wesele w moim otoczeniu zawsze mają tą samą przyczynę - duża odległość imprezy od domu, kiedy wyjazd to kilka dni a nie jedna noc. Wtedy faktycznie ciężko zostawić takie dziecko, zwłaszcza w sytuacji kiedy się karmi. Ale wówczas albo jedno z rodziców po prostu idzie wcześniej do pokoju, albo ktoś jest 'najmowany' do opieki. Ja sama kiedyś zajmowałam się dzieciaczkiem z rodziny mojej przyjaciółki, bo jej rodzina zjechała z daleka na wesele jej brata, a dzieciaczek miał 2 miesiące. Da się jakoś ogarnąć jak się chce

Jako weteranka wesel z moimi niemowlakami, gdzie raz nawet byłam świadkiem potwierdzam. Z tym, że nie zawsze ma się możliwości i chęci oddawania komuś pod opiekę na samym nawet weselu i wtedy trzeba kombinować. Rozwiązania są różne. Moje nie miały problemu z gwarem "obiadowym", musiałam wychodzić z nimi jak zaczynała grać orkiestra, da się przeżyć bo zawsze też na około szwendają się ciotki co nie tańczą i jest z kim pogadać. Na tym weselu co byłam świadkiem miałam moją mamę do pomocy i raz ja, raz ona popylała z wózkiem. Hotel na miejscu to super rozwiązanie, prawie zawsze zawijałam się koło 12 - mąż zostawał jako przedstawiciel rodziny 😉 I tak najbardziej się stresowałam, że pociecha zacznie drzeć pałkę w kościele, kiedy ja nie mogę wyjść bo świadkuje. Reszta jest do ogarnięcia.

edti: dodam jeszcze, że dużo zależy od dziecka. Najlepszy numer jaki widziałam, to 5-cio miesięczniak śpiący jak aniołek 5 m od orkiestry 🤔
D+A Jak się ma zwierzaki to ich też nie interesuje, że było się na imprezie 🙂

Nie raz wesele do 3-4 rano, a ja o 5 do stajni.. I nie ma ze boli 🙂
Niestety zwierzaki i dzieci nie dadzą pospać 😵
Nie ogarniam grzybiarzy,którzy jak widzą konia w lesie to kucaja w krzakach.i weź wytłumacz,że to tylko człowiek się chowa.nawet koń tego nie ogarnia🙂
A.kajca   Immortality, victory and fame
15 sierpnia 2019 23:41
andzia1, "żeby nie wystraszyć konia"... logika level expert... też nie ogarniam
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
16 sierpnia 2019 06:58
Haha, ciągnąc ten temat to nie ogarniam ludzi na quadach i crosach, którzy widząc konia zatrzymują się, gaszą silnik i po minięciu ich zaraz za zadem konia odpalają go na nowo 😀
Zarówno opisywani grzybiarze, jak crossowcy chcą dobrze, ale nie znają się na koniach. Zamiast nie ogarniać lepiej moim zdaniem w takiej sytuacji na spokojnie wytłumaczyć, a sytuacja się raczej nie powtórzy. Skąd laik ma znać zachowania i naturę koni, skoro jest laikiem i ... nie ogarnia  😁 ??
Mnie też to rozwala choć rozumiem dobre intencje. Ale naprawdę logiki ciężko się w tym dopatrywać - 'o, tam daleko koń idzie, może się mnie spłoszyć. lepiej się schowam. Lepiej jak zobaczy mnie metr przed faktem niż w odległości 50metrów przed nim 😁'.
Ja swoją drogą też mam jedno mocne wspomnienie z quadem. Pustynia błędowska. Jedziemy sobie we 3 osoby galopem zebranym. Prowadzący wywala się z koniem - choć koń był tam już ze sto razy, jakoś nieszczęśliwie wpadł przodami w bardziej grząskie miejsce i przekoziołkował. Sam był w szoku, bo najpierw się podniósł, stanął koło nas, chwilę tak postał i dopiero wtedy zaczął się niespiesznie oddalać obracając się na nas co chwila. Do domu daleko, więc szybko zeskoczyłyśmy z koni i po krótkiej burzy mózgów stwierdziliśmy, że najlepiej jak prowadzący dogoni go na klaczy (papużki nierozłączki, rzeczywiście kiedy uciekinier usłyszał jej rżenie za plecami to zawrócił). My we dwie zostałyśmy na środku pustyni, ja trzymając 'mojego' araba w ręku, patrzącego, jak najpierw oddala się jeden koń, a po chwili galopem za nim drugi... chyba nie muszę mówić, jaka była jego reakcja (choć i tak był jak na te okoliczności mega grzeczny). Wtem na domiar złego podjeżdża do nas quad (których dookoła oczywiście było sporo więcej, jak to na pustyni). Młodzieniec z panną. Młodzieniec nie wyłączając silnika zauważa, że widział właśnie konia biegnącego samopas. Czy to nasz? Nerwowo i szybko odpowiadam, że tak, starając się uspokoić konia, który i tak już był zdenerwowany, a teraz jeszcze to maszynidło. Nie chciałam wdawać się w pogawędkę, chciałam, żeby gość się po prostu oddalił. A on kontynuuje niezrażony - że widział, że nasz znajomy za nim na koniu pojechał. Drugie nerwowe, szybkie i wymowne - 'tak'. Czy gość naprawdę nie widzi, że koń tańczy na sznurku między innymi z jego powodu? Wtedy - wyczuwając okazję do popisu przed panną i urozmaicenia sobie przejażdżki pyta, czy może nam pomóc (gonienie konia quadem na pewno jest świetnym pomysłem 😀 ) - odpowiadam już bez cierpliwości, że naprawdę jestem wdzięczna za zainteresowanie i dobre chęci, ale teraz największą pomocą dla nas będzie jak sobie po prostu stąd pojedzie. Wzruszył ramionami i odjechał, chyba zdziwiony i nie bardzo wiedzący jakim problemem była jego obecność. Zdaję sobie sprawę, że mógł nie wiedzieć i nawet nie zauważyć, że koń jest gotowy do odlotu, ale w sytuacji kiedy już miałam wizję jak koń swój chwilowy taniec w miejscu zamienia na pójście w długą, zaplątując się przy tym w wodze i robiąc sobie i innym po drodze 100 złych rzeczy (a na pustyni o tej porze roku jest dużo ludzi) naprawdę nie miałam za bardzo ochoty mu tego tłumaczyć 😀
Facella   Dawna re-volto wróć!
16 sierpnia 2019 09:14
Ale to nie wina gościa na quadzie, ze osoby jeżdżące konno nie uwzględniły, iż konie to zwierzęta stadne i naturalną koleją rzeczy będzie to, ze gdy dwa z trzech gdzieś się oddalą, to ten trzeci dostanie fioła, szczególnie zważywszy na zazwyczaj gorącą psychikę arabów  🤔wirek:
vanille, ale to nie trzeba długo tłumaczyć "przepraszam, ale konie boją się takich głośnych maszyn, najlepiej jakbyś nie podjeżdżał, dziękuję"
😉
Ascaia, chyba chciałam być miła i liczyłam, że młodzian zapyta i pojedzie dalej, a nie zacznie nawiązywać pogawędkę. Nie byłam na to przygotowana
Facella, dzięki za info 😀 Wszystko zostało wzięte pod uwagę, w tamtej sytuacji takie rozwiązanie było naszym zdaniem najlepsze
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
16 sierpnia 2019 10:24
To że nie ogarniam nie oznacza, że nie wytłumaczyłam 🙂 wyjasniłam że lepiej dla konia jak się zatrzymają bez gaszenia silnika i odpalania go zaraz za koniem, bo tego bardziej się wystraszy. Z większością doszłam do wniosku, że to ja bede ich przypuszczać i faktycznie tak było , mijali nas spokojnie (stałam z Monetka w stajni obok lasu i sporo ich tam było, większa część to stali bywalcy więc dało się dogadać).

Teraz mam dwa malutkie słodkie kucyki, nie ogarniam rodziców pozwalających dzieciom podchodzić i głaskać w każdym momencie i od każdej strony. Tacy co pytają to jeszcze spoko, bo można powiedzieć do którego lepiej podejść lub od której strony ale są i tacy z pochodzący z znienacka. Jak wychodzimy na spacer to mam już oczy nawet w ... 😉
Robaczek M. - głaskanie bez pytania to jeszcze nic. Kiedyś prowadziłam mojego konia (konik polski, czyli nieduży, jakieś 130 cm. w kłębie) w ręku, koń szedł lekko za mną, nie obok. Nagle poczułam, że rusza z kopyta. Okazało się, że ojciec roku postanowił po prostu rzucić dziecko (na oko ok. 2-letnie) na grzbiet mojego konia. Tak po prostu, jak koń szedł. I jeszcze był bardzo zdziwiony i obrażony, że się wściekłam... Nie dość, że dzieciakowi coś się mogło stać (koń nie miał siodła, dziecko kasku itd.) to koń był w tamtym czasie po kontuzji i nie powinien był biegać. Na szczęście nic się nikomu nie stało, bo ale mogło się skończyć słabo.
Robaczek M., a ogarniasz ludzi sadzających swoje pociechy na pasące się na pastwisku źrebaki?
Miałam sukę silky teriera organicznie nie znoszącą dzieci, do agresji. Na każdym spacerze musiałam mega uważać aby jakiś, zachęcony przez "madkę" bąbel nie chciał psa pogłaskać.
W mojej stajni też zdarzało się, że głaskany / karmiony przez podwójne odgrodzenie koniś kogoś chapnął. A tabliczek nie kamić, nie głaskać pełno  😵
Ludzie nie znają się na koniach (czy psach) i wszystkie te zachowania wynikają z niewiedzy. Oczywiście nie powinny się zdarzyć, ale się zdarzają i to wszędzie. Ja dużo bardziej nie ogarniam jak można np. łazić z koniem po krzakach przy placu, kiedy jeżdżę na płochliwym zwierzaku i nie widzieć, że mam kłopot, a koń co chwila odskakuje i fisiuje przy tychże krzakach. I można tak łazić i płoszyć mi konia ponad godzinę będąc koniarzem i właścicielem koni. Takie zachowania są dla mnie nie do ogarnięcia. Zachowania laików mnie nadal zaskakują, ale rozumiem ich niewiedzę.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się