praca

fin jeśli trudno Ci wskazać, co naprawdę Ci przeszkadza w nowej pracy, a na Twoje samopoczucie rzutuje atmosfera z poprzedniej pracy, to może warto się przemęczyć. Ja tak zmieniałam pracę ponad 5 lat temu. W poprzedniej czułam się jak w domu, byłam bardzo lubiana, doceniana (niestety nie finansowo) i ciężko było mi z tego zrezygnować. Dostałam propozycję dwukrotnie wyższej płacy na podobnym stanowisku, nawet część moich kolegów przeszła razem ze mną do nowej firmy, a jednak mimo to źle się czułam - ot taka nostalgia. Przeszło i nie żałuję decyzji. Jeśli masz drzwi otwarte do powrotu to może warto jeszcze trochę poczekać - a nuż się ułoży.
fin, Mam ostatnio podobne rozterki... Mam wrażenie, że moja kariera biegnie w dół 😉 Miało być tak pięknie, a wyszło... dziwnie. Nie ma tragedii, krzyków, pretensji czy innych dramatów, więc to nie miejsce, z którego trzeba się ewakuować, by zachować zdrowie psychiczne (swoją drogą, to jest straszne, że w ogóle istnieją miejsca pracy po których człowiek ląduje na zwolnieniu lekarskim i musi reperować swoje zdrowe psychiczne... ), ale nie tego oczekiwałam...

I teraz nie wiem jak jest w dzisiejszych czasach: faktycznie lepiej "przetrzymać" rok w danym miejscu, "żeby ładnie wyglądało w CV" - czy jednak zwiewać po kilku miesiącach... ale kurczę, nie mam 20 lat, żeby tak skakać.

espana, Jest to Twoja obecna praca? Czy coś zaważyło na tym, że sytuacja się poprawiła?
Sankaritarina tak, jest to moja obecna praca (5 lat i 4 mce). Trudno powiedzieć, co wpłynęło na poprawę sytuacji. Trochę poznałam nowych ludzi, którzy okazali się fajni, ówczesny prezes był bardzo za mną i troszczył się o ludzi, w poprzedniej firmie zamknięto zakład, który tworzyliśmy, bo po naszym odejściu nikt nie dał rady go pociągnąć, przestałam tęsknić. Niestety od ponad dwóch lat zaczęły się zmiany - w zarządzie, problemy z wypłacalnością, z czym ja jako osoba na pierwszej linii zderzam się najbardziej - zarówno od strony kontrahentów jak i pracowników, zatrudnianie dziwnych cwaniaczków, którzy generują koszty a potem rozstania ocierające się o sąd, brak poczucia bezpieczeństwa, spadek ratingu firmy a tym samym mojego osobistego, bo każdy z branży mnie z tą firmą kojarzy. Kiedyś zespół profesjonalistów, dziś nierzetelna firma. Niemniej wracając do meritum nie żałuję swojej decyzji, ale nastawiam się na kolejną zmianę.
fin, Mam ostatnio podobne rozterki... Mam wrażenie, że moja kariera biegnie w dół 😉 Miało być tak pięknie, a wyszło... dziwnie. Nie ma tragedii, krzyków, pretensji czy innych dramatów, więc to nie miejsce, z którego trzeba się ewakuować, by zachować zdrowie psychiczne (swoją drogą, to jest straszne, że w ogóle istnieją miejsca pracy po których człowiek ląduje na zwolnieniu lekarskim i musi reperować swoje zdrowe psychiczne... ), ale nie tego oczekiwałam...

I teraz nie wiem jak jest w dzisiejszych czasach: faktycznie lepiej "przetrzymać" rok w danym miejscu, "żeby ładnie wyglądało w CV" - czy jednak zwiewać po kilku miesiącach... ale kurczę, nie mam 20 lat, żeby tak skakać.



Jao dwudziestoośmiolatka, która od początku pracy po studiach zmieniła pracę 4 razy (podyktowane było to pięciem się po szczebelkach najbardziej, ale też zmianą branży) powiem Ci żebyś się nie cykała ze zmianą pracy po np. pół roku. Ja w ciągu ostatniego roku pracowałam 6 miesięcy w jednej firmie, pół roku w drugiej- z każdej wyciągnęłam jak najwięcej wiedzy na temat rynku i narzędzi (w drugiej firmie zależało mi żeby się nauczyć narzędzi do digital marketingu i potem iść na menedżera) i poszłam dalej. To co ważne, to żebyś umiała zmiany uzasadnić. Drugie,że w po jednej z tych firm i telefonach o północy od menedżerów 2 miesiące jadłam pigułki na nerwicę i powiem Ci że nie warto robić sobie krzywdy żeby ładnie w CV wyglądało. To już nie te czasy gdzie pracowało się x lat w jednej firmie, na szczęście!
Facella   Dawna re-volto wróć!
02 września 2019 14:44
Ja zwiałam z firmy w której płaca była ok, warunki pozapłacowe bardzo ok, ale szef taki tyran, ze z mojego ówczesnego zespołu została jedna osoba... jedna jest na L4 ze względu na stan psychiczny. Teraz robię za mniejsze pieniądze i gorsze benefity, ale z kolei łatwiej wypracować premie, komunikacja jest jasna i nie ma zastraszania 😉 o wiele lepiej się tu czuje niż w poprzedniej. Chociaż i tak mam już dość bycia PH... ale to raczej chwilowe, bo teraz był martwy sezon.
busch   Mad god's blessing.
02 września 2019 14:57
fin, ja chyba jestem bardziej po stronie espany że może warto jeszcze trochę posiedzieć i popatrzeć, czy to może nie nostalgia. Zwłaszcza że z mojego doświadczenia po trzech miesiącach dopiero się zaczyna ogarniać - te pierwsze trzy miesiące według mojego korpodoświadczenia to głównie dopiero szkolenie się, taki w sumie nieprzyjemny i niezręczny okres kiedy czujesz się trochę (lub bardzo) balastem, jeszcze nikt nie traktuje cię jako w 100% pełnoprawnego pracownika, co za tym idzie może być też wrażenie nudy, niedociążenia, poczucie braku celu.

W moim odczuciu dopiero w kolejnych miesiącach można już w pełni ocenić swoje własne miejsce w firmie, bo już jesteś na pełnych obrotach. Więc ja na Twoim miejscu bym tam jeszcze kilka miesięcy posiedziała i poobserwowała. Poszukałabym też możliwości i ścieżek rozwoju wewnątrz firmy na innym stanowisku. Skoro, jak mówisz, to podobno największy i najbardziej szanowany pracodawca w Czechach, to być może lepiej skorzystać że jesteś już w środku i rozeznać opcje krótko- lub długofalowego transferu gdzie indziej?
Dzięki, dziewczyny, za Wasze komentarze. Muszę o tym pomyśleć. Rozum podpowiada, że najlepiej będzie wytrzymać ten rok czy półtora i potem pomyśleć o zmianie. Albo w obrębie firmy, albo gdzieś indziej. Chyba że za kolejne dwa miesiące stwierdzę, że nie wytrzymam ani tego, wtedy przyspieszę poszukiwania.

W sumie to najbardziej brakuje mi tej lekkości chodzenia do pracy. Wstaję rano i już jestem zła, że muszę tam iść 😁
fin, Ja tak czekałam ktoregoś pięknego razu.... i doczekałam się nieprzedłużenia umowy oraz gorzkich słów "na odchodne". Ale też zależy od sytuacji. Może faktycznie zobacz za miesiąc...
Niemniej jednak trzymam mocno kciuki :kwiatek:

DressageLife, Żebym ja się chociaż czegoś jeszcze uczyła, to byłoby fajnie 👀 Tak jak mówię, nie ma tragedii, wielkich nerwów (póki co, zobaczymy co będzie dalej...), no, ale stagnacja i wykonywanie zadań poniżej swoich kwalifikacji też nie jest fajne. A jak teraz Twoja sytuacja? Jest Ci dobrze w obecnym miejscu?

espana, Szkoda trochę, że tak to później się zmienia.. ale może faktycznie nie warto przywiązywać się emocjonalnie do danego miejsca. Szczególnie kiedy sama widzisz co się dzieje i nie są to jakieś ploty/domysły.
Ja codziennie jestem zła, że muszę iść do pracy. Do żadnej ze swoich robót nie lecę lekko i w podskokach!
Tyle że jeśli mam roboty, które sama sobie wybrałam i pasują mi ze względu na zarobki, to nie wnikam w to że mi się nie chce.
W podskokach to bym leciała chyba tylko jako weterynarz. Oczywiście dobrze opłacany.
Gdybym miała patrzeć na prace przez pryzmat " czy świetnie się tam czuję czy nie", " czy czuję że się rozwijam", " czy to co robię jest ciekawe", to z ponad połowy prac musiałabym zrezygnować.

Wybór między dobrym samopoczuciem w pracy a zadowoleniem z zarobków, to bardzo indywidualna sprawa. Jasne, że trzeba dbać o swój stan psychiczny. Tyle, że każdy z nas jest w innej sytuacji życiowej, ma inną wytrzymałość psychiczną, inną osobowość. Cała masa zmiennych decyduje o tym, czy zostajemy w danej robocie, czy jednak mamy jej dość. Więc uogólnić się nie da i podpowiedzieć  komuś co robić też się zwykle nie da.
efeemeryda   no fate but what we make.
03 września 2019 07:54
tunrida aż się zaśmiałam na tego weterynarza  😂 bo psychiatria to moja niespełniona fanaberia z dzieciństwa i od jakiegoś czasu Ci zazdroszczę  🤣
Ja od dzieciństwa chciałam być wetem. I to takim od krów, świń. I nie przechodzilo mi to i w sumie nie przeszło. Wiem, że wetem bym była zarąbistym. Tyle że za czasów mojej młodości nie było kobiet wetów od dużych zwierząt. I zdawałam sobie sprawę, że rolnicy mogą mnie olać ze względu na płeć.
No to poszłam na medycynę, bo byłam zdolna. I tyle. I za moich czasów to zdolne dzieci szły albo na medycynę albo na prawo. I dopiero jeśli się nie dostali, to zaczynali kombinować co tu można innego robić. Jakoś nikt wtedy nie słyszał o innych dobrych zawodach. Któraś wybrała anglistykę i reszta się zastanawiala co ona może potem robić, chyba tylko być nauczycielem.
Takie to były czasy...  😉
efeemeryda   no fate but what we make.
03 września 2019 08:31
Rozumiem  :kwiatek:
Weterynaria była moim marzeniem, bo zawsze kochałam zwierzątka, najpierw miałam leczyć orangutany  😁 potem konie  😜
koniec końców są pieski i kotki i byłoby super jakby nie ludzie, naprawdę poważnie rozważam po doktoracie w prace w laboratorium lubi firmie farmaceutycznej, właściciele zwierząt potrafią skutecznie odebrać mi siłę, chęć i zapał  😵 ale to nie temat na publiczne wywody  :emot4:
Ja za to jak Was czytam to utwierdzam się tylko w przekonaniu, że moja próba pójścia za rok na studia lekarskie w wieku niecałych 25 lat to jednak nie jest taka straszna głupota 😀
Jak tego nie zrobię to do końca życia będę żałowała i szukała szczęścia w losowych pracach.
Tak jak teraz, jestem w całkiem miłym miejscu, z musu tu nie przychodzę, ale całe życie to ja się nie widzę w tych klimatach.
Ja za to jak Was czytam to utwierdzam się tylko w przekonaniu, że moja próba pójścia za rok na studia lekarskie w wieku niecałych 25 lat to jednak nie jest taka straszna głupota 😀
Jak tego nie zrobię to do końca życia będę żałowała i szukała szczęścia w losowych pracach.
Tak jak teraz, jestem w całkiem miłym miejscu, z musu tu nie przychodzę, ale całe życie to ja się nie widzę w tych klimatach.

Ja robię dokładnie tak samo. Uważam,  że jak jest taka możliwość to trzeba realizować marzenia.  Czas i tak minie.
Hahaha ja na tego weta też się uśmiechnęłam 😀
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
03 września 2019 16:53
fin, wiesz kiedy był w mojej karierze zawodowej najlepszy dzień w moim życiu? Kiedy po 2 miesiącach zwolnili mnie z pracy, której szczerze nienawidziłam i była najgorsza na świecie mimo, że zarabiałam w niej dużo więcej niż w poprzedniej. Wstawałam codziennie rano i cofało mi się na myśl, że znów muszę tam jechać.
Najgorszym dniem za to było kiedy zwalnialam się z kancelarii, mojej ukochanej pracy, bo szefowa nie była w stanie mi więcej płacić, a ja już miałam lepiej płatny etat w budżetówce.

Ja osobiście uważam, że komfort psychiczny jest ważny.
smartini   fb & insta: dokłaczone
03 września 2019 18:04
Po poprzedniej pracy, która zafundowała mi chroniczną bezsenność, ataki paniki i zasadniczo nawrót depresji to się zgadzam z JARA, komfort psychiczny w pracy jest ważny.
A aktualna praca pokazuje, że da się znaleźć perełkę, gdzie ludzie są super, praca ciekawa, płaca bardzo adekwatna a pracodawca fair i stawiający na ludzi 😉
Dwa tygodnie pracy na stacji benzynowej za mną.
I nocki spoko, choć odsypiałam do 13 to nie był to głupi system.
12h też da się robić, tak mi się wydaje, że dopóki jestem młoda to mogę i tak popracować. O ile stoje tylko na kasie (w wolnych chwilach dokładam towar albo sprzątam) to w ogóle spoko, zmęczenie jest, ale do wytrzymania. Za to stanie na gastro to tragedia, wczoraj już mięśnie telepały mi się w wysiłku, psychicznie byłam wywalona, mało brakowało do łez. Nie da się usiąść, jedną kawe piłam cały dzień bo po prostu nie było na nią czasu.
Od piątku zmieniam stacje (marka ta sama, tylko inna część miasta), mam tam 5km dalej, ale nie bedę stać na gastro.
Pracuje jako zastępstwo na czas urlopów, więc we wrześniu jestem skoczkiem. Za to od października zwalniają się trzy lub cztery etaty. Mam wielką zagwozdkę czy podjąć się stałej pracy i olać studia (w sensie nie rzucić, ale nie chodzenie na zajęcia odbije się na mojej wiedzy, poszłam na te studia dla siebie i żeby przy okazji zrobić tego mgr, nie łudziłam się nawet, że znajdę po nich dobrą pracę, został jeszcze rok- najgorszy bo pisanie pracy) czy studia kończyć i pracować pod warunkiem elastycznych godzin.
Byłam pewna drugiej opcji aż do dzisiaj, usłyszałam od dentystyki, że 5tys na leczenie bedzie za mało, a planowałam kupić samochód i zrobić korekcje wzroku. Jednym słowem potrzebuje kasy bo rezerwy się kończą.
Trudne decyzje i coraz trudniejsze.

Powiem Wam, że konie/ rajdy/ towarzystwo kawalerzystów/ wolontariaty np. Cavaliada tak mnie zahartowały, że wytrzymuje dużo więcej niż myślałam, że będę. Chłopak równy wiekiem nie dał rady pociągnąc 12h, po 8h siadał i prawie płakał, ja odpadłam ostatniego dnia, ale dalej pracowałam.

Komfort psychiczny jest bardzo ważny, mogę zapierdzielać fizycznie, ale w dobrej atmosferze i na głowie mieć luz.
Proste, że nie chce mi się wstawać o 5 rano, pracować przez cały dzień, nie mieć czasu na nic.
Klienci też dobijają.
Ale jadę, mam ludzi którzy walczą tak jak ja, rozumieją to bo sami pracują tak samo, pomagają- w jakiś sposób tworzy się zgrana ekipa.
Nie wyobrażam sobie takiego zapierdzielu + tragicznej atmosfery, wzajemnej niechęci, wykorzystywania się nawzajem.

DressageLife, Żebym ja się chociaż czegoś jeszcze uczyła, to byłoby fajnie 👀 Tak jak mówię, nie ma tragedii, wielkich nerwów (póki co, zobaczymy co będzie dalej...), no, ale stagnacja i wykonywanie zadań poniżej swoich kwalifikacji też nie jest fajne. A jak teraz Twoja sytuacja? Jest Ci dobrze w obecnym miejscu?



Tak, nie mogę narzekać ani na rozwój, ani na finanse. Z tym że skoczyłam na główkę do basenu bez wody 😁 bo nie pracuję w wewnętrznym dziale marketingu tylko firma ma swoją pulę klientów i dla nich pracuję- to jest zupełnie inna bajka niż "w środku". Muszę się jeszcze dużo nauczyć,nie tylko w pracy z klientem ale też w zarządzaniu zewnętrznymi dostawcami. Obok tego rozwijam z Szefową fundację o roli kobiet w środowisku prawniczym. Bardzo się cieszę z tego,bo mam poczucie że wkładam w społeczeństwo coś wartościowego.

A zmiany tej jednej pracy po 6 miesiącach nie żałuję, 2 miesiące łykania pigułek i zaburzeń snu nie jest warte jakiejkolwiek kasy, nieważne czy jest to 10k na rękę czy 7 czy 4. Ani telefonów i sms-ów świątek piątek i środek nocy i na prywatny numer.
Ta firma zresztą ma ogólnie słabą opinię na rynku, szkoda że nie wiedziałam o tym zanim tam poszłam. A przechodziłam z Deloitte, o którym nie mogę złego słowa powiedzieć.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
03 września 2019 19:37
myślę, że trzeba rozróżnić pracodawcę patologicznego ( 😉 ), a złe samopoczucie z powodu zmiany, mimo, że nei idzie się do niczego innego przyczepić. Ja jestem w takiej sytuacji, i owszem, bywały dni szczęśliwe jak u Jary, dawno temu, były tabsy, załamania i w ogóle. Były to jednak czynniki zewnętrzne, a teraz stricte wewnętrzne. I chyba o to chodziło fin.
busch   Mad god's blessing.
03 września 2019 19:50
Ja też myślę że komfort psychiczny jest ważny i że warto zmieniać jak coś nam nie pasuje. Tylko akurat w kontekście fin, jakoś do takiej rekomendacji brakuje mi bardziej konkretnego sprecyzowania niż "to nie to". Nie chodzi mi o to, byś się fin bardziej uzewnętrzniała - bardziej o to, że ja na Twoim miejscu pewnie bym poczekała: 1. aż się polepszy 2. aż się na tyle pogorszy, bym wiedziała co mnie najbardziej gniecie, i w związku z tym gdzie najlepiej się przenosić. W międzyczasie kupujesz sobie więcej czasu na rozeznanie sytuacji ogólnie w Skodzie jako pracodawcy + 6 miesięcy wygląda lepiej na cv niż 3. Myślę że 3 m-ce na cv będą wywoływać pytania, zwłaszcza jeśli jest tak jak mówisz że to niby ten najbardziej szanowany pracodawca w Czechach. Czy będziesz w stanie na następnej rozmowie rekrutacyjnej dobrze sprzedać powody, dlaczego rzuciłaś kwitem?

Oczywiście jeśli jest ryzyko wypalenia, czy innych tego typu "hardkorów", to wiadomo że nie ma sensu się wypalać - żadnego pracodawcę nie będzie obchodzić jak się psychicznie posypiesz. No ale z opisu fin nic takiego nie wyczytuję - wiadomo to tylko moja perspektywa, może się mylę 🙂
No bo właśnie problem w tym, że nie dzieje się żaden dramat, nikt się na mnie nie wyżywa, wszyscy są mili i tak dalej, ale chyba po prostu przytłoczyło mnie dużo zmian na raz. Jest dokładnie tak, jak napisała na początku strony espana - w ADP czułam się jak w domu, wiedziałam dokładnie jakie są moje obowiązki, czułam się w tym temacie bardzo swobodnie itp.

Tutaj zaczęło się od tego, że pierwszego dnia po przyjściu dowiedziałam się, że projekt, na który byłam pierwotnie zatrudniona, zabrał nam koncern (rządzi nami Volkswagen), więc zostałam przeniesiona do teamu współpracującego z Indiami, bez mojej wiedzy. W ogóle nie ciągnie mnie w tamte rejony świata, najchętniej bym nie wystawiała nosa poza Europę i jakieś pojedyncze kraje poza nią, przeraża mnie wizja podróży służbowych do Mumbaju, co prawdopodobnie niestety mnie czeka. Sama jestem tu dopiero 3 miesiące, a od miesiąca muszę niańczyć nową współpracownicę, swoją drogą Indkę. Dziewczyna przyjechała do Czech z powodu męża, ale niestety nie ogarnia rzeczywistości i potrzebuje być prowadzona za rączkę. No i tak jak pisałam, męczy mnie brak określonych jasno obowiązków. Albo się nudzę i nie robię absolutnie nic poza umawianiem szefowi spotkań i wożeniem Indki po fabryce (bo tutaj jest ogromny teren i na spotkania w innych budynkach nie da się dostać inaczej niż służbowym autem, koleżanka nie ma prawka), albo dostaję zadania powyżej swoich kompetencji, jak np. "przejmiesz od XY opiekę nad finansami całej dywizji" 😲. Przy czym XY jest managerem jednego z teamów w naszej dywizji, a ja zwykłym robaczkiem. Wolałabym jakiś wyrównany zakres zadań, a nie takie skoki 🤣 No i właśnie... Nie brzmi to dramatycznie, prawda? A pewnie kilka osób, jak np. moja siostra, powie że to super okazja zwiedzić świat za firmowe pieniądzie. Ale raczej nie moja bajka, ja jestem zbytnim dzikusem.

Gadaliśmy o tym przedwczoraj z facetem, on na szczęście rozumie moje rozterki, ustaliliśmy że jak tylko troszkę odłożymy, to wynajmiemy mieszkanie w Pradze i będziemy dojeżdżać. Co prawda odłoży to w czasie kupno czegoś własnego, ale może fakt, że będę miała swój dawny świat na wyciągnięcie... komunikacji miejskiej, już poprawi moje samopoczucie. Jeżeli nie, to będę myśleć co dalej, temów w Škodovce jest mnóstwo, więc w razie czego ruchy wewnątrz firmy też wchodzą w grę.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 września 2019 07:42
busch, wszystko da się sprzedać. Jeśli to nie jest utrzymująca się tendencja, to jedno krótkie miejsce pracy to nie jest absolutnie żaden problem.

Tutaj wystarczy powiedzieć prawdę - Fin została zatrudniona na inne stanowisko niż teraz wykonuje.
fin - ja mam w CV 2 miesięczny epizod w miejscu, gdzie miałam podobne odczucia. Niby nic się złego nie dzieje, nikt mnie tam nie bije, ale nie robie tego, na co się umawialiśmy. Po pierwszym miesiącu zaczęłam podnosić tę kwestię z managerami i szefem, ale chyba myśleli, że jakoś się dogadamy ( czyli dam za wygraną ). Po drugim miesiącu za porozumieniem stron zakończyłam współpracę.

Praktycznie na każdej rozmowie kwalifikacyjnej o to pytano. Mówiłam dokładnie jak było, bez wylewania swoich uczuć co do byłego pracodawcy. To w sumie był zawsze dobry moment, żeby powiedzieć co chcę robić, a w jakim kierunku rozwijać się nie chcę, bo to nie moja bajka.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
05 września 2019 08:55
Tutaj wystarczy powiedzieć prawdę - Fin została zatrudniona na inne stanowisko niż teraz wykonuje.


Dokładnie. A do tego analityk biznesowy to naprawdę fajny i rozwojowy zawód, więc jeśli ktoś chce rozwijać się w tym kierunku to warto dążyć do tego, żeby rzeczywiście rozwijać się. Większość firm IT w Polsce przyjmie każdego analityka z otwartymi ramionami. Podejrzewam, że rynek w Czechach nie różni się aż tak bardzo. Ja nie dalej jak w zeszłym miesiącu szukałam aż 6 takich osób.

fin trzymam kciuki za pomyślny rozwój sytuacji  :kwiatek:
Też miałam jeden taki epizod,
miesiąc czasu.

Niby nic, ale czułam się fatalnie, budziłam się cała w nerwach, chodziłam do pracy na 5 żeby tylko jak najwcześniej wyjść.
W cv po prostu pominelam. Miesieczna luka to nie dramat 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 września 2019 13:14
smarcik, często jeszcze pokutuje przeświadczenie, ze Grasshopperzy to „no go”. No nie w erze rynku kandydata i mobilności, pracy zdalnej, parafia na ciągły rozwój.

Ale prawda jest taka, ze jak ktoś ma umiejętności i umie się sprzedać, to naprawdę zaden problem. Jak widzę kogoś, kto pracuje więcej niż 4 lata w jednej firmie, to już jest szacun 😀
madmaddie   Życie to jednak strata jest
05 września 2019 13:17
zależy od nastawienia hiring managera tak naprawdę. Jak ktoś co 3 miesiące zmienia pracę, to średnio. Ale jak mu się raz zdarzy, to żaden problem. 😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
05 września 2019 14:56
Ja w przeciągu ostatniego roku będę mieć co najmniej czterech pracodawców w CV  🙄 tak bywa.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
05 września 2019 18:03
smarcik, często jeszcze pokutuje przeświadczenie, ze Grasshopperzy to „no go”.


W tym konkretnym przypadku ja nie jestem za tym żeby fin zmieniała pracę, w szczególności że już jej zazdrości łam tej Skody zanim jeszcze zaczęła tam pracować  😂 ale tak naprawdę jestem chyba najbardziej za tym, żeby przemyślała to sama/z facetem a niekoniecznie z nami tutaj, bo każdy doradza według swoich doświadczeń, i przez te sprzeczne rady można się jeszcze bardziej pogubić  😁

Ale tak ogólnie to jestem zdecydowanie za rozwojem zawsze i wszędzie. No i właśnie - mamy rynek pracownika - aż żal nie korzystać z możliwości! A szczególnie jeśli mówimy o takim fajnym obszarze jak analiza biznesowa 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się