Podróże

emptyline   Big Milk Straciatella
10 października 2019 20:06
olencja, ja też się zakochałam w Sarajewie, szybko wskoczyło na górę listy ulubionych miast i też myślę, że stamtąd nie spadnie. Strasznie dużo nam zostało do zobaczenia, więc już się też szykuję na kolejny wyjazd. No i Jaje polecam, są super i nie ma tłumów. Tuzla też warta zobaczenia. Ja jeszcze chcę nadrobić Trawnik, bo był na naszej liście, ale z uwagi na roboty drogowe pojechaliśmy do Banja Luki. Inaczej utknęlibyśmy na 4 godziny w korku, także dobrze, że obsługa wypożyczalni nas uprzedziła. Z jednej strony szkoda, bo BL jakoś mnie z nóg nie zwaliła, ale cieszę się, że na własne oczy zobaczyliśmy podział między dwoma republikami. Mostar faktycznie usłany turystami, ale oni się tam przelewają falami i wieczorami, kiedy wracają do Dubrownika jest o wiele luźniej. No i jeśli wystawimy nos poza starówkę, magicznie tłum znika. 🤣 Bardzo dziękuję za wszelkie tipy, jestem zachwycona BiH.
Wczoraj pojechałam na krótką wycieczkę do centrum Oslo. Liczyłam na to, że te trzy spokojniejsze dni pomiędzy jednymi zawodami a drugimi uda mi się codziennie podjechać chociaż na chwilę. Jednak najprawdopodobniej wczoraj był pierwszy i ostatni raz. I jak na nieco ponad 3-godzinny spacer, z przerwą na jedzenie i kawę, to jestem usatysfakcjonowana tym, ile udało mi się zobaczyć. Wiadomo, że całego dużego miasta nie zwiedzę w 3 godziny, więc nawet się nie nastawiałam, a swoją listę "must see" skróciłam do minimum. Co prawda, teraz jak sobie tak myślę, to zmodyfikowałabym swoją trasę, ale z drugiej strony fajnie było też tak po prostu pochodzić i nie używać Google maps non stop, tylko się trochę w uliczkach pogubić. 🙂 Chyba czytanie NG Traveler przez tyle lat mnie w końcu natchnęło. 🤣 W ogóle jak tak sobie chodziłam i starałam się wchłonąć i zobaczyć jak najwięcej szczegółów miasta, to zaczęłam żałować, że będąc w tylu miejscach z rodzicami, zamiast to doceniać, starać się zobaczyć jak najwięcej, to się tylko za nimi włóczyłam i modliłam, żebyśmy już skończyli. Teraz mam ochotę odwiedzić wszystkie te miejsca jeszcze raz.

O samym Oslo czytałam na grupach różne opinie, najczęściej niezbyt zachęcające. "Nudne" i "mało norweskie". Według mnie nie jest nudne, a już norweskie to jest na pewno. Cała Norwegia to kraj kontrastów, przytłaczająca wszechobecna natura miesza się z ludzkimi siedzibami, które wyrastają czasami w przedziwnych miejscach. Oslo też jest takie. Tylko tutaj mieszają się średniowieczne budowle z budynkami bardzo nowoczesnymi. I nie wiem jakim cudem, ale człowiek nie czuje się przytłoczony tymi wysokimi szklanymi wieżowcami, jak to bywa w tych większych, nowoczesnych miastach. Tutaj te wąskie uliczki z wysokimi kamienicami, katedrami, kościołami czy nawet budynkami rządowymi w samym środku miasta powodują, że w sumie całość daje przyjemne odczucie. Do tego dosyć często można się znaleźć w środku jakiegoś parku, gdzie jest zieleń, miejsca do siedzenia, place zabaw itp. Swoją konstrukcją trochę mi przypomina Amsterdam, tam też nad samymi ulicami są dość wysokie budynki, potem nagle człowiek się znajduje na trochę większym i szerszym miejscu, żeby zaraz znowu przejść do kolejnej wąskiej uliczki z tramwajami. Co mnie zdziwiło, to niepozorny dworzec kolejowy. Z reguły miasta mają te dworce z prawdziwego zdarzenia, wielkie, nowoczesne lub wprost przeciwnie zachowane w starym stylu. Tutaj, gdybym nie zobaczyła nazwy, to bym w ogóle ominęła ten dworzec i nawet o tym nie wiedziała. Z jednej strony jest całkowicie przysłonięty przez hotel, a z drugiej większą uwagę przyciąga przystanek autobusowy i rzeźba tygrysa na samym środku mini placu.




Opera jest zbudowana zgodnie z najnowocześniejszymi dziwnymi trendami. Mimo to fajnie się komponuje z resztą, zwłaszcza z przylegającą wodą. No i po dachu można chodzić, ma różne poziomy, niestety na najwyższy wejść się nie da, ale i tak widoki są ok. Nie spektakularne, bo i opera jest dość niska, ale przyjemne.




Pałac Królewski to w zasadzie mało interesująca rzecz. Ja uwielbiam klimaty królewskie, te wszystkie zwyczaje dworskie i intrygi (za dużo seriali :lol🙂, ale ten norweski to takie nic. Bardziej wygląda jak Urząd Miasta niż pałac. Może dlatego rodzina królewska już w nim nie mieszka. :P W każdym razie samo miejsce na postawienie go jest w zasadzie idealne. Na lekkim wzniesieniu, otoczone przez ogromny park. Bez trudu można sobie wyobrazić księżniczkę spacerującą po tych alejkach. No i widok z okien na pewno mieli wspaniały. Już spod wejścia był ładny, a wzniesienie nie jest jakieś wielkie. Pod samym wejściem nadal stoi wartownik.


Znalazłam tez oczywiście mieszkanie Harry'ego Hole. Nie mogę się już doczekać przeczytania całej serii od początku. Zupełnie inny wymiar czytelnictwa, jeśli się wie o czym w zasadzie pisze autor i widziało się chociaż kawałek miasta, w którym wszystko się rozgrywa.


Ale miejsce, które najbardziej skradło mi serce to twierdza Akershus i jej okolica. Po pierwsze, wchodząc na te tereny czuje się, jakby się wchodziło w inny wymiar. Ze zgiełku i tłumu nagle robi się cisza i pojedynczy rowerzyści, biegacze i spacerowicze. Ogólnie ludzie, którym nigdzie się nie spieszy. Po drugie, to miejsce bardzo często pojawiało się w Sadze o Ludziach Lodu. Po trzecie ja się urodziłam w złych czasach, mimo że życie w średniowieczu nie było za łatwe, zwłaszcza dla kobiet, to te czasy i tak mnie fascynują. Ale to też wpływ Sagi czytanej od dziecka oraz późniejszego pochłaniania seriali o tematyce średniowieczno-królewskiej. Także Akershus było moim miejscem numer 1 do zobaczenia, tylko nie do końca to przemyślałam. Nie miałam pojęcia, że tam można wejść. Spodziewałam się, że można tylko obejść naokoło i tyle. Gdybym wiedziała, że normalnie można sobie wchodzić i zwiedzać cały teren, to nie zostawiłabym tego na koniec, jak już zbliżał się czas karmienia konia. W efekcie przeszłam pobieżnie i to tylko jedną stronę. A mogłabym tam spędzić cały dzień i pewnie nadal by mi się nie znudziło. Te wszystkie oryginalnie zachowane budynki, fortece, piwnice, armaty, most i bramy. No cudo. Takie autentyczne przeniesienie się w czasie. Szkoda, że do pałacu, gdzie mieszkał król Christian IV nie można wchodzić, ale następnym razem (już planuję, że przylecę tu na jeden dzień, żeby zwiedzić Akershus porządnie :hihi🙂 pójdę przynajmniej do muzeum na terenie twierdzy.



Ogólnie Oslo mi się spodobało. A ja nie pałam miłością do miast większych od Szczecina (bo Szczecin jest idealny, wiadomo 😉) i z reguły nie przepadam za tymi wysokimi modernistycznymi budowlami o dziwnych geometrycznych kształtach. Ja jestem "teamkamienice i niskie budynki. Tutaj to mi w ogóle nie przeszkadzało i zawsze jak jestem w jakimś mieście, to zadaję sobie pytanie "czy mogłabym tu mieszkać?" i z reguły odpowiedź brzmi "nie" z różnych powodów, w Oslo czuję, że bym mogła. Nawet mimo tego, że jest w Norwegii, w której w zasadzie zostać bym nie chciała.

Jeszcze wam wrzucę dwa kolaże zdjęć zrobionych podczas drogi do Oslo.
<- tu dobrze nie będzie widać, ale w samym środku tych drzew jest postawiony dom.
flygirl, ahhhh kocham Oslo, dzięki za te foty, wspomnienia wróciły  😍 My tam jeszcze byliśmy w Muzeum Wikingów, obok zaraz jest muzeum wyprawy na biegun polarny (czy jakoś tak :P) i w pięknym skansenie 🙂 Ale to już zdecydowani przy większej ilości czasu, bo trochę trzeba się przemieszczać 🙂
Coś mi się na starość w głowie poprzestawiało i nawet do muzeum chciałabym pójść. 😜 No niestety z moich ambitnych planów na 3 dni krótkich wycieczek nic nie będzie, wiec naprawdę muszę dorwać jakieś dogodne godziny lotów z i do Stavanger i nadrobić co się da. 😀
flygirl ale super, świetne zdjęcia  :kwiatek:  widać, że fajny klimat ma to miasto. Byłam w Norwegii 2x, ale akurat w Oslo to jedynie lądowałam 😉 tak czy siak, kocham ten kraj, więc zazdroooo  😍

EDIT
Izrael w listopadzie - jaka pogoda  :kwiatek: ?
slojma   I was born with a silver spoon!
18 października 2019 19:22
Piekne zdjecia
kolebka
ja byłam w lutym i była pogoda na krótki rękaw, ewentualnie na lekki sweterek. I moja miejscowa znajoma mówiła, że mi współczuje, że trafiłam na tak złą pogodę  😀 Listopad-grudzień-styczeń są podobno jeszcze ładniejsze, bo wtedy nie pada, a ja w lutym trafiłam na jeden deszczowy dzień.
Ogólnie to ludzie surfowali na morzu  💃
kolebka-
"Izrael" to za słąbo sprecyzowane. Tam w zależności od rejonu, w którym się znajdujesz temperatura potrafi się bardzo różnić. Byłam na początku stycznia, w Tel Aviv była taka polska wiosna-w dzień koszulka/cienki sweterek, ale nocą ciepła kurtka. W Jerozolimie cały dzień chodziłam w ciepłej kurtce. Ale już zwiedzając Masadę i będąc nad Morzem Martwym było gorąco 🙂
Dobra, w końcu się zabieram za opisanie naszej wycieczki na Bałkany 😀

W planach mieliśmy wyjazd na miesiąc, ale oczywiście jak zwykle coś poszło nie tak i przed samym wyjazdem zepsuł nam się samochód  😂 Ostatecznie wyjechaliśmy tydzień później niż początkowo planowaliśmy i udało nam się wyskrobać 3 tygodnie i dwa dni. Pojechaliśmy VW T4, którego "przerobiliśmy" na campervana - w cudzysłowie, dlatego, że całe przerabianie polegało na tym, że mój chłopak ze swoim tatą zbili z desek łóżko, wstawiliśmy łóżko do busa, połóżyliśmy na wierzch materac, który był szerszy niż łóżko (innego nie mieliśmy), pod spód wstawiliśmy kartony z całym towarem, wrzuciliśmy dwa składaczki i powiesiliśmy zasłonki w alfabet (kupione w lumpeksie za 3 zł). Zresztą z wieszaniem zasłonek bujaliśmy się cały dzień, ostatecznie dół był przymocowany na samoprzylepne rzepy, które w podróży ciągle się odklejały  😂 Z kolei przednie szyby z racji braku zasłonek zasłanialiśmy na noc kartonami, które zgarnęliśmy z jakiegoś Auchan po drodze  😁

Całe nasze przygotowanie do wyjazdu było dość prowizoryczne, ale udało nam się przejechać ponad 4000 km bez większych wpadek (nie licząc akumulatora, który nam umarł w BiH i musieliśmy tam kupić nowy i wymienić). Przynajmniej wiemy już na przyszłość, co można poprawić, co nam się sprawdziło, a co nie i następny bus już na pewno będzie lepiej przygotowany. Na tym wyjeździe przy wszystkich busach wyglądaliśmy jak ten biedniejszy krewny, ale przynajmniej nie kusiliśmy potencjalnych złodziei  😂

Pierwszą noc spędziliśmy na parkingu pod skansenem w Zubercu na Słowacji, najpierw wpadliśmy do naszej ulubionej pizzerii w Zubercu na 20 minut przed zamknięciem i ubłagaliśmy, żeby nam jeszcze upiekli pizzę, zjedliśmy ją w busie na parkingu i troszkę przerażeni pierwszym tego typu noclegiem poszliśmy spać. Później przyjechały jeszcze dwa busy na nocleg i nie powiem, było to mocno budujące. Za to poranek był przecudowny, zjedliśmy śniadanie na łonie natury i wykąpaliśmy się w lodowatym potoku (znaczy ja w sumie tylko opłukałam twarz, bo uznałam, że nie chcę zamarznąć już pierwszego dnia), później pojechaliśmy na Węgry i spaliśmy nad Balatonem, z widokiem na półwysep Tihany. Po drodze jeszcze zgarnęliśmy opakowanie szynki, które wypadło wyprzedzającemu nas motocykliście, więc mieliśmy darmowe śniadanie na następny dzień  😂



Z Węgier pojechaliśmy do Chorwacji, najpierw pokręciliśmy się trochę Wigrami po Zagrzebiu, potem spaliśmy pod mostem w Rastoke (zostaliśmy tam, bo nie stać nas na Plitwickie Jeziora  😁 ), a później pojechaliśmy na wyspę Vir, gdzie spędziliśmy dwie noce... z grypą żołądkową. Jak nas dopadło to byliśmy w przecudownej zatoczce, która miała wszystko, co człowiekowi do szczęścia potrzeba (ciszę, spokój i widoki) oprócz toalety  😁 Nie powiem, trochę to była hardcorowa noc, ale nawet to nie było w stanie nam zepsuć nastroju. Drugą noc spaliśmy na Czerwonych Klifach, dość turystycznym miejscu, więc baliśmy się policji, ale policja podpłynęła wieczorem na motorówce i wcale się nie przejęła, że ktoś tam śpi (a z naszym białym busem byliśmy dość widoczni w blasku księżyca, a oprócz byli jeszcze motocykliści z namiotem).



Znad morza pojechaliśmy w głąb Chorwacji, niedaleko granicy z Bośnią i Hercegowiną, gdzie odetchnęliśmy - nie było tłumu turystów, komercji, straszenia policją, ludzie byli dużo milsi i sami nam mówili, gdzie najlepiej spać na dziko. Spaliśmy nad Zielonym Jeziorem (Zeleno Jezero), w okolicy są jeszcze przepięknie położone Crveno i Modro Jezero (w tym drugim można się kąpać, z czego oczywiście skorzystaliśmy  😀 )



Stamtąd pojechaliśmy do Bośni, zahaczyliśmy o wodospady Kravica, a potem kawałek dalej znaleźliśmy pięknie położone nad rzeką knajpki (oczywiście jak to w BiH najedliśmy się po korek za grosze) i zostaliśmy na noc na parkingu przy jednej z nich - dzięki temu rano przed otwarciem mogliśmy się wykąpać w rzece  😍 Później pokręciliśmy się trochę po wiochach, szutrowych, wąskich drogach, ze znakami "uwaga, miny!" na poboczu i pojechaliśmy do Trebinje. Tam niestety musieliśmy pojechać na jedną noc na camping, bo w miejscu, w którym planowaliśmy spać przyczepił się do nas dość natarczywy, pijany lokals i usilnie próbował wyciągnąć od nas pieniądze. A że było już dość późno i nie bardzo mieliśmy jak szukać innej miejscówki, to poszliśmy na łatwiznę. I całe szczęście, bo następnego dnia padł nam akumulator i jakbyśmy byli w jakiejś dziczy, to pewnie dość długo musielibyśmy czekać na kogokolwiek, żeby odpalić samochód, a na campingu od razu zgłosił się pomocny Chorwat, od którego mogliśmy odpalić.



Następny etap to Czarnogóra, po ekspresowym wieczornym zwiedzaniu Kotoru wyjechaliśmy na wzgórze nad Boką Kotorską i razem z dwoma innym busami spaliśmy pod opuszczoną twierdzą z cudownym widokiem na zatokę. Rano obudziła nas wizyta krów i osiołka  😀 To był jeden z dwóch najpiękniejszych noclegów (drugi zresztą też w Czarnogórze).



Czarnogórskie wybrzeże przejechaliśmy całe, zrobiliśmy sobie dwudniową przerwę na campingu w Buljaricy (głównie po to, żeby zrobić pranie), pobyczyliśmy się na plaży i stwierdziliśmy, że już jest nudno i jedziemy dalej  😀 Objechaliśmy czarnogórską część Jeziora Szkoderskiego i niedaleko na północ znaleźliśmy super miejscówkę nad innym jeziorem, w miejscu, które wyglądało na opuszczone kąpielisko (prawdopodobnie z czasów świetności Jugosławii).



No a potem pojechaliśmy w góry Durmitor, które są przepiękne i tam właśnie mieliśmy najlepszą miejscówkę na tym wyjeździe (zostaliśmy dwie noce). Spaliśmy przy drodze, która prowadzi przez park narodowy, wieczorem z pomocą polskiej wódki i rakiji integrowaliśmy się z Holendrem, który mieszka na stałe w campervanie, trójką Francuzów, którzy byli od 8 miesięcy w trasie i serbskim pasterzem, który mieszkał w pobliskiej bacówce. Rano do wodopoju, który widzieliśmy z okna przychodziły stada koni, owiec i krów  😍 Do tego wszystkiego nie było tam zasięgu, więc mogliśmy odpocząć od wszystkiego  😍 Jedyny minus tego miejsca był taki, że w nocy wiał silny wiatr, a temperatura była bliżej 0 niż typowych wakacyjnych temperatur  😂



Drogą prowadzącą nad kanionem Pivy wróciliśmy do BiH i pojechaliśmy do mojego ukochanego Sarajewa. Tam znów noc na campingu, bo chcieliśmy wieczorem bez stresu móc powłóczyć się po mieście. Jak zwykle Sarajewa mi było za mało, ale to akurat u mnie norma. Ja bym mogła tam siedzieć rok, pić kawę i obserwować życie i chyba by mi się nie znudziło  😍 Z Sarajewa pojechaliśmy w stronę Serbii po drodze zahaczając jeszcze o słynny most na Drinie w Visegradzie.



W Serbii chcieliśmy się przejechać słynną Sarganską Ósemką, ale okazało się, że wszystkie miejsca siedzące na dwa najbliższe przejazdy są już wykupione, więc tylko zobaczyliśmy jak odjeżdża i pojechaliśmy do pobliskiego Drvengradu, czyli miasta zbudowanego od zera na potrzeby filmu Emira Kusturicy "Życie jest cudem". Przy wyjeździe z Serbii niestety mieliśmy dość niemiłą przeprawę z celnikiem, który tak usilnie przeszukiwał nam busa, że w końcu rozczarowany tym, że nie przekroczyliśmy limitu alkoholu i nie mamy w ogóle papierosów, uznał, że mamy za dużo kawy. Tak się tym zmartwił, że sam sobie wziął łapówkę w postaci jednego pudełka rahatlokum, które wieźliśmy na prezenty dla rodziny i znajomych  🙁 Nadal nie rozwikłałam zagadki, czy naprawdę mieliśmy tej kawy za dużo (chyba 3 kg na nas dwoje). Na szczęście chwilę później przemiły rumuński celnik nam poprawił humory żartując z nami i opowiadając nam, gdzie powinniśmy jechać. Niestety nie mogliśmy dłużej zabawić w Rumunii, bo trzeba już było kierować się w stronę domu.  



Ostatnią noc za granicą spędziliśmy na Węgrzech, rano odwiedził nas Węgier, który za pomocą rąk, nóg i Google Tłumacza wytłumaczył nam, że on zawsze tu przychodzi na ryby i że mamy się relaksować i dobrze bawić, ale żebyśmy tylko ryb nie łowili  😀 Na koniec jeszcze zostaliśmy jedną noc niedaleko nieistniejącej wsi Czeremcha w Beskidzie Niskim, po której zostało tylko kilka nagrobków, pozostałości cerkwi i tablica informacyjna. Na początku mieliśmy spać obok opuszczonego PGRu, ale przejeżdżający myśliwi podpowiedzieli nam, że 2 km dalej jest nowa wiata z grillem, więc na sam koniec mieliśmy jeszcze kolację i śniadanie prawie że w cywilizacji (oczywiście oprócz nas nie było tam nikogo).



Wyjazd był niesamowity, nie byliśmy w wielu typowo turystycznych miejscach, głównie siedzieliśmy gdzieś w dziczy, ale znaleźliśmy sporo fajnych miejsc, których nie znajdzie się w przewodnikach. No i oczywiście ludzie - to chyba jest najcudowniejsza rzecz w tego typu wyjazdach. Poznaliśmy tylu wspaniałych ludzi, nasłuchaliśmy się historii, dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy. Już się zastanawiamy, gdzie jechać za rok i co na pewno musimy poprawić w busie, żeby było jednak trochę bardziej komfortowo - ale zasłonki w alfabet na pewno z nami zostają  😁
olencja  aaale fajny trip, bardzo chętnie bym się kiedyś wybrała w podróż campervanem  😜  Cudne widoki.

Ja we wrześniu byłam z przyjaciółką na (bardzo intensywnej) podróży po Andaluzji. Leciałyśmy do Jerez, stamtąd pociągiem do Córdoby, busem do Granady i kolejnym do Málagi... 4 miasta w 5 dni.  😁

Jerez - główną atrakcją była oczywiście Real Escuela Andaluza del Arte Ecuestre. Konie boskie, wiadomo, chociaż chyba nie skumałam czaczy bo przy pracy w ręku niektóre ogiery dostawały takie cięgi batem że echo niosło się po całej hali. Poza tym miasto sprawiło na mnie wrażenie lekkiej dekadencji, chociaż wieczorem trochę się ożywiło i miło spędziłyśmy czas w jednym z najstarszych tabanco popijając lokalne wino.




Córdoba - przepiękne miasto, zakochałam się po uszy  😍 Miałyśmy hotel na dzielnicy la Judería która jest labiryntem wąskich ale jasnych i czystych (nie to co u mnie w Bcn  :hihi🙂 uliczek, wygląda naprawdę bajkowo. Niestety trafiłyśmy na konkurs platform ze scenami biblijnymi także la Mezquita-Catedral była nimi kompletnie zastawiona. Hitem natomiast okazał się wieczorny spacer po Puente Romano, synagoga, arabska herbaciarnia, kwiatowa uliczka i królewskie stajnie w których obejrzałam kolejny spektakl - Pasión y duende del caballo andaluz, który zresztą spodobał mi się o wiele bardziej niż ten w Jerez. Jeźdźcy mieli piękne stroje, pokaz był bardziej zróżnicowany i dynamiczny.






W Granadzie nabawiłyśmy się natomiast sporych zakwasów bo pierwsze co popędziłyśmy Mirador de San Nicolás - taras widokowy w dzielnicy Albaicín z którego roztacza się piękny widok na Alhambrę i Sierra Nevada. Poszwędałysmy się trochę po okolicy, obejrzałyśmy katedrę i podeszłyśmy pod Alhambrę (niestety nie udało się wejść do środka bo okazało się że bilety trzeba kupować z 2 miesięcznym wyprzedzeniem  🤔wirek🙂.




Jeśli chodzi o Malagę to w sumie wyskoczyłyśmy tylko na chwilę żeby wykąpać się w morzu i zjeść rybkę przy plaży bo już nam się spieszyło, trochę szkoda.

Równo za miesiąc za to lecę do Sevilli na SICAB, międzynarodowy czempionat koni PRE także na pewno będą foteczki i będzie się działooo  💘
feno, Andaluzja 😍 bardzo chętnie bym tam kiedyś wróciła!
A co do tripa campervanem to polecam, jeśli ktoś się nie boi braku prysznica i toalety 😀 ogromną zaletą jest to, że naprawdę można podróżować bardzo tanio. Gdybyśmy musieli wynajmować jakieś noclegi, to na pewno nie moglibyśmy sobie pozwolić na tak długi wyjazd. Naprawdę wyszło bardzo tanio, nawet wliczając zakup akumulatora 😀 A nie oszczędzaliśmy na jedzeniu, biletach wstępu itp.
feno, taras widokowy Mirador de San Nicolás to jeszcze nic, uwierz mi :P Prawdziwe zakwasy można mieć po wdrapaniu na punkt widokowy przy Ermita de San Miguel Alto, znajduje się on o wiele wyżej niż ten, na którym byłyście (chociaż z niego też piękny widok). Także, jak będziecie jeszcze kiedyś w Granadzie, to polecam ten wyżej! A no i Alhambre zdecydowanie warto obejrzeć w środku (i potwierdzam, tez kupowałam bilety duuużo wcześniej). Wstawiam zachód słońca z tego punktu wyżej 🙂



Edit. Dodaję jeszcze parę z Alhambry



Widzę, że w tym roku był "sezon" na Bałkany 😉 Trochę miejsc z fotek wygląda mocno znajomo. Jak komuś jeszcze mało bałkańskich klimatów, podrzucam kilka linków do galerii. Fotki stricte podróżne, więc mam nadzieję, że nie naruszam tym samym regulaminu 😉
Albania
https://www.flickr.com/photos/lena_i/albums/72157711132198218
Czarnogóra
https://www.flickr.com/photos/lena_i/albums/72157711188812831
Macedonia
https://www.flickr.com/photos/lena_i/albums/72157711175692107
Chorwacja
https://www.flickr.com/photos/lena_i/albums/72157711162663882
Bośnia
https://www.flickr.com/photos/lena_i/albums/72157711151308173

Najbardziej do gustu przypadły nam Czarnogóra i Macedonia, chociaż Bośnia też miała swój wielki urok. Albanię trochę uprzykrzyło nam załamanie pogody (na szczęście krótkie), trzęsienie ziemi (choć przespaliśmy, ale niektórzy się zdenerwowali) i bardzo chamscy kierowcy. Chorwacja - wiadomo, ale i tak największe stężenie Polaków na metr kwadratowy odnotowaliśmy w Bośni 😉
Lena, jakie piękne zdjęcia 😍 Albania to chyba nasz cel na przyszły rok, chociaż już zmienialiśmy cel ze 3 razy, więc nie wiem, gdzie w końcu wylądujemy 😀
No i w końcu dotarłam. Po 9 miesiącach zbierania się wybrałam się na Preikestolen. Trochę się obawiałam, bo z poprzednich dni widziałam zdjęcia, to wszystko było oblodzone i zaśnieżone, a ja jakichś wytrawnym łazikantem to nie jestem. No ale stwierdziłam, że to ostatni moment, bo będzie tylko gorzej, a nie wiem, czy na przyszłą wiosnę/lato jeszcze tu będę. Także wstałam o 4.30, prom o 6 i to była bardzo dobra decyzja. Oprócz dwóch Norweżek, z którymi szłam całą drogę i dwóch facetów na samej górze - nie było nikogo. Dopiero schodząc w dół, między 10-11 minęłam stado ludzi. Także cały pulpit mieliśmy dla siebie, była cisza (względna, bo wiatr dął konkretnie) i przytłaczający ogrom skał i surowego fiordu. Szczerze mówiąc uważam, że całego tego ogromu i piękna nie udało mi się uchwycić na zdjęciach. W ogóle bardzo mało ich zrobiłam, pierwszy raz miałam coś takiego, że wolałam przystanąć i chłonąć wszystko oczami niż za wszelką cenę uwiecznić to na zdjęciu i szukać odpowiednich ujęć. Także zdjęć nie za dużo, zresztą w internetach jest tego multum, z każdego kąta, więc i po co robić więcej. 😉 Pogodę trafiłam idealną. Było mroźno i przejrzyście. Jak schodziłam w dół to przez chwilę żałowałam, że nie przyszłam trochę później, jak słońce było wyżej niż góry, no ale potem mijałam coraz więcej i więcej ludzi i mi przeszło.







flygirl, - aaaaaaaaaaaaaaa 😍 Jak pięknie! Zazdroszczę Ci ten Norwegii, zdecydowanie jest to mój wymarzony kierunek podróży.
Też zazdroszczę. Dokładnie tego chcę co widzę na zdjęciach! Kiedyś uzbieram i na Norwegię...
Czy ktoś z revoltowiczów był na: Sri Lance, Malediwach w Indiach?  👀
Ja byłam na Malediwach. Co chcesz wiedzieć?
O Malediwach to bym chciała wiedzieć czy przede wszystkim warto wydać tyle kasy i czy faktycznie jest tak jak w internetach.Moje nieosiągalne na obecną chwilę marzenie.
pokemon byłaś w kurorcie czy "normalnie"?
Dekster, jest jak w internecie. I moje osobiste zdanie - Malediwy są dla osób, które nigdzie nie były 😉 albo mają dużo pieniędzy i jadą się natrąbić ze znajomymi.
drabcio, byłam w kurorcie, bo jak próbowałam załatwiać "normalnie", to nam wyszło jakiegoś tysiaka ledwo mniej, a załatwiania pod sufit, bo tam masz lotnisko na wyspie Male, gdzie nie ma nic, tylko lotnisko, obok miasto, w którym nic nie ma. Więc musisz się stamtąd wydostać.
Frajda jest, bo my szarpnęliśmy się na domki na wodzie i mieliśmy jakieś 50 metrów do mega rafy z wszelakimi rybami. Ale - my dużo snurkujemy w Egipcie, bo średnio raz w roku tam jesteśmy i no, nie ma się co oszukiwać - Morze Czerwone też jest piękne. No ale na Malediwach możesz sobie iść pomostem na obiad, a pod spodem przepływają manty (oczywiście wtedy byliśmy bez aparatu 😁 )
Nasze domki:



Malediwy poza kurortem wyglądają tak (bo nie byłabym sobą, jakbym nie pojechała zobaczyć "lokalnej wioski"😉:
















pokemon a jest tam bezpiecznie?W sensie,czy trzeba pilnować,żeby domki zamykać,pilnować torebek i portfeli?Obsługa komunikatywna czy raczej słabo?
Tez byłam na Malediwach i podpisuje się pod tym co mówi pokemon. Wynudzilam się tam i żałowałam ze nie wybraliśmy Sri Lanki, gdzie można pozwiedzać a jedyna atrakcja nie jest tylko turkusowa woda...
Ja byłam ‚normalnie’ w sensie w wiosce i wyjazd wyszedł bardzo tanio. Było bezpiecznie bardzo i jedzenie przygotowywali pyszne - co nie dziwiło bo świeżych ryb pod dostatkiem a wszystko inne na świeżo na wyspę dowożone. Ale przez 10 dni takie samo. Wodę dostawaliśmy w plastikowych półlitrówkach, bo w kranie śmierdząca jajami woda głębinowa. A było ponad 40 stopni. W 10 dni wyprodukowaliśmy tyle śmieci ze totalnie nie dziwiły nas MASY plastiku widoczne tu i tam na rajskich wydawałoby się wysepkach. Kazda wyspa ma swoj zakątek gdzie miejscowi chodzą palić śmieci. Dym sobie leci i fajnie jak akurat wiatr wieje tak ze nie trzeba tego wdychać...
Wyszło bardzo tanio. Jakbym miała kiedykolwiek (nie sadze) powtórzyć malediwy, to tylko w kurorcie, gdzie byłoby porządne SPA, jedzenie z kilku knajp, no i max 4 dni, bo ile można w takim skwarze i braku możliwości normalnego przemieszczania się...dla mnie Malediwy to tylko jako przystanek w podróży, np kilka dni chillu a potem zwiedzanie Sri Lanki.
No własnie plan mamy taki żeby po ok tygodniu na Sri Lance przelecieć na Malediwy na 3 dni i potem do Indii.
Jak się orientowałaś z transportami na miejscu? Jak szukałaś miejscówki? Na co patrzeć? Którą wyspę polecacie?
drabcio, miejscówkę wygooglal gdzieś mój mąż, ale nie polecam 😉 poleciłabym raczej kurort. Jak coś wybierzesz na pewno będzie to razem z transportem na lotnisko i na bank będzie oferta transportu między wysepkami. Musi bo inaczej turystyka by tam padła i nikt by nie przyjeżdżał 😀
My pływaliśmy motorówkami między wyspami, na te dalsze trzeba dolecieć tymi śmiesznymi samolotami lądującymi na wodzie 😉 może im dalej się leci tym ładniejsze widoki w wodzie? Bo u nas rafa martwa, bardzo smutny widok.

3 dni w kurorcie a przed i po inne kraje- booooskie wakacje 😍
Czy ktos byl moze na Bali? Planuje zrobic sobie prezent na koniec studiow. Slyszalam ze plaze niezbyt, chcialabym skontrastowac info.
drabcio, miejscówkę wygooglal gdzieś mój mąż, ale nie polecam 😉 poleciłabym raczej kurort. Jak coś wybierzesz na pewno będzie to razem z transportem na lotnisko i na bank będzie oferta transportu między wysepkami. Musi bo inaczej turystyka by tam padła i nikt by nie przyjeżdżał 😀
My pływaliśmy motorówkami między wyspami, na te dalsze trzeba dolecieć tymi śmiesznymi samolotami lądującymi na wodzie 😉 może im dalej się leci tym ładniejsze widoki w wodzie? Bo u nas rafa martwa, bardzo smutny widok.

3 dni w kurorcie a przed i po inne kraje- booooskie wakacje 😍


Tylko to raczej budżetowy wyjazd więc te kurorty mnie baaardzo odstraszaja cenowo:/
olencja wspaniała przygoda  😜 i super relacja.
Dekster, my byliśmy na wyspie, więc nie bardzo miał kto kraść. Jakby coś zginęło, no to krótka piłka - od razu wiadomo kto.
Najlepiej z wypadu na Malediwy wspominam loty emirackimi liniami  😜
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się