Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

madmaddie   Życie to jednak strata jest
14 listopada 2019 09:27
Kenna, tak jak tunrida pisze, kluczem jest spontaniczna aktywność fizyczna, a artykuł traktuje o tym, że nawet króciutkie okresy wzmożonej aktywności (najlepiej takiej, gdzie tętno rośnie i się zasapiemy) podnosi wydolność i przynosi benefity. Ja myślę, że w kwestii odchudzania może mieć to mniejsze znaczenie - spalane kalorie nie są znaczące czy bardziej zauważalne, ale kształtuje zdrowy nawyk, który pomoże skutki tego odchudzania utrzymać.

Ja na początku 3 tygodnia insanity odczułam znaczący skok wydolności, kocham Shauna T.  💃
Acha, już rozumiem  😀

Ja z okazji pobytu z dzieckiem w szpitalu zrobilam sobie 2 cheat days, kiedy wprawdzie nie jadłam nic ponad kaloryczność ani żadnych mega niezdrowych rzeczy, ale wczoraj na przykład tylko płatki fitness z mlekiem non stop przez cały dzień hehe Od jutra wracam na zdrowe tory.
Bolą mnie piszczele, jak biegam. 🙁 Zaczynają jakoć pod koniec treningu i trwa to jakiś czas już po zakończeniu. Czy to kwestia butów, techniki czy czegoś innego? Dodam, że na początku tak nie miałam, a treningi są w zasadzie na podobnym poziomie od 2 tygodni. Jedyne co, to że tempo mi wzrosło, bo nie słucham pani z Endomondo i robię we własnym tempie, bez ciśnięcia i ścigania się ze sobą, ale jednak mam coraz lepsze i jestem z siebie dumna. 😅 A piszczele mi dokuczają od jakichś dwóch, może trzech razy, nie wiem co z tym zrobić.
majek   zwykle sobie żartuję
21 listopada 2019 17:15
Mnie bolały piszczele jak miałam niedobre buty, ale żaden ze mnie bieganiowy autorytet.
Mnie bolały jak byłam " początkująca". Potem przeszło samo.  Za to jak przeginałam to znów dla odmiany zaczęły odzywać się stawy biodrowe, kręgosłup i halluksy.  😵
No dobra, to postaram się przeczekać póki co. W sumie najbardziej się bałam, że powiecie, że buty. 😂 Tata mi jeszcze zasugerował przetrenowanie, no ale nie sądzę, aż takich morderczych treningów to nie mam. Chociaż w sumie nie biegałam nigdy, a teraz 5 dni w tygodniu się staram przynajmniej, więc może i moje nogi niezbyt są przyzwyczajone do tej formy aktywności. Ale zawsze myślałam, że z przetrenowania to raczej będą boleć mięśnie, bólu kości z tego powodu się bym nie spodziewała.
Moim zdaniem słuchaj taty.  😉
Averis   Czarny charakter
21 listopada 2019 18:37
Piszczele też jak najbardziej można rolować. I też stawiam na przeciążenie.
Od 13go pazdziernika cwicze z trenerem personalnym.
Najpierw 1x w tygodniu, od 2 tygodni 2x. Waga dlugo stala jak zaczarowana, ale obwody lecialy.
Dzis sie zwazylam i waga w dol! W koncu!
Jeszcze 2 spotkania z personalnym w przyszlym tyg, potem szpital i zobaczymy, czy cos tam jeszcze wynajda
madmaddie   Życie to jednak strata jest
22 listopada 2019 07:54
w kontekście monitorowania postępów bardzo polecam ten podkast:
https://www.uczymyfit.pl/odchudzanie-w-praktyce-cz-4/
zwłaszcza dla osób mniej zaawansowanych 😉

ja kompletnie skopałam ten tydzień, ale to już inne skopałam niż "moja dieta oparta była o pączki i zestawy z maka" 🙂 powoli wracam do siebie, wciąż mi smutno jak patrzę na fotki sprzed dwóch lat, ale dotrę do tego poziomu (i dalej  🥂 ). Czuję mięśnie, że są. Wczoraj trzasnęłam szaloną liczbę pompek (ze względu na nadgarstki modyfikuję sobie część ćwiczeń z jakiś super-pompek do zwykłych na uchwytach). Jest moc  😜
Ja teraz dwa dni i tak nie miałabym czasu biegać, więc w niedzielę zobaczę, jak będzie. Ale tata mnie nastraszył, że to może trwać nawet do 2 tygodni. 😵 I powiedział, że jak tylko poczuję ból, to mam przestać, ech. A i madmaddie wysłała mi link do artykułu i tak jak myślałam, to nie boli kość. 😀

W ogóle to przydadzą mi się kciuki jutro. Jadę na prawie cały dzień na zawody, a w takich przypadkach z reguły dostaję od szefowej jej kartę i mam iść sobie kupić, co chcę. A wiem, że w tym ośrodku, gdzie jedziemy mają taaaakie pyszne ciasta. Więc plan jest wstać wcześnie rano i narobić sobie ciastek owsianych albo placków bananowych i odmówić wzięcia karty szefowej, także proszę o kciuki za moją silną wolę. 😀 Dobrze, że szefa nie ma, bo on z reguły nie pyta, tylko po prostu mi coś kupuje i przynosi. 😁
flygirl, współczuję pokusy. Ciąg do słodyczy jest moim olbrzymim problemem. Ciągle mnie kusi, zasycam się gorzką czekolada i staram się trzymać, ale od kiedy już schudłam i nie chce dalej chudnąć widzę, że coraz bardziej zaczynam myśleć, że "a...przecież jedno ciastko nie zaszkodzi". I chodzi mi tu o słodycze, które są w domu, nie jestem w stanie ich kompletnie z domu wyplenic z uwagi na dzieci.
Jeśli chodzi o bóle, to mnie okresowo boli kolano i zupełnie inaczej, niż mówi Twój tata - boli trochę na początku biegania, a potem przestaje, po bieganiu również nie boli. Od kilku dni mam też atak rwy kulszowej taki, że chodzę pogięta w pół, nie mogę spać, ani normalnie ubierać się, czy schylać - a biegać mogę (nie boli bardziej, niż przy nicnierobieniu w domu) no i po bieganiu i rozciąganiu się jest przez resztę dnia o niebo lepiej. Więc cóż - kochane dzieci, nie róbcie tego w domu, tylko idźcie do lekarza, ale u mnie tak to działa.
No ja słodycze mogłabym jeść na okrągło, nawet jak już mnie mdli, to wystarczy poczekać dwie minuty i mogę jeść dalej. W zasadzie, to gdyby nie jakiś instynkt samozachowawczy to pewnie żywiłabym się tylko i wyłącznie czekoladami/ciastkami/batonami/żelkami/chipsami itp. itd. 🤣 O tyle "dobrze", że jak widzę norweskie ceny, to mi się odechciewa i szkoda mi moich pieniędzy, ale na wszelki wypadek staram się jeśli mogę nie iść do sklepu na głodniaka plus zawsze mieć ze sobą listę, znacznie mi wtedy łatwiej nie brać w rękę, co tylko zauważę, tylko szukam konkretnych rzeczy z listy. No ale nie mogę się pochwalić, że jestem taka twarda wracając do domu. 😁 Magiczna szafka w kuchni to jest pierwsze miejsce, do którego zaglądam za każdym razem tam wchodząc. No i dostawanie paczek od mojej mamy to też jest zły dietowo dzień, bo potrafię wszystko zjeść od razu. W ogóle podziwiam ludzi, którzy mogą otworzyć np. czekoladę i jej nie zjeść od razu, mi już jest łatwiej starać się nie otworzyć w ogóle niż nie zjeść czegoś, co jest otwarte. 🤔wirek:

Po całym dniu pracy plus jeżdżeniu jednego konia w za krótkich strzemionach piszczele mnie bolą okrutnie, meh. Więc sądzę, że dobrym dniem na powrót do biegania będzie ten, w którym nie będę czuć bólu po pracy. Mam nadzieję, że to nastąpi dość szybko, bo obawiam się, że moja biegowa motywacja może zaniknąć i się znowu rozleniwię.

edit. bo coś kliknęłam i mi posta ucięło.
Na słodycze jedyne wyjście zaprzeć się i nie jeść 3-4 dni. Wtedy organizm się autentycznie uspokaja. Ale żadnego cukru! Ani ciastka, ani dżemu od babci, ani cukru do napoi, nawet daktyli nie ruszam bo jak ruszę to są początkiem napadu na słodkie.
I organizm się uspokaja.
Ja dziś 5-ty dzień bez cukru. Owoce jem, ale ograniczam. I jest spoko.
A też normalnie mogę żreć słodycze, czuć mdłości i za godzinę żreć dalej. Znam to.

I nie wolno mieć nic w domu " na czarną godzinę". Ani landrynek, ani lizaków. Ani nawet zdrowych daktyli.
Jak się przetrzyma te kilka dni, to mogę leżeć na słodyczach i nic!!!
Tylko jeszcze potem trzeba pilnować żeby się za długo nie przegładzać. Bo jak nie zjem w miarę na czas, to chęć na słodycze się lekka pojawia.
Boze, jak dobrze ze nie mam ze slodkim problemu 🙂 koompletnie wystarcza mi micha musli rano - bez cukru dodatkowego, na wodzie i stosunkowo malo cukru w skladzie 🙂
I! Lyzka masla orzechowego po treningu 😉

Ja caly tydzien bez wpadki i poki co 2 sesje na silce - a jutro 3 🙂
Ale potem wyjscie na miasto wieczorem wiec pewnie po dupie 😉
tunrida, dzięki, spróbuję. Ale że kompletnie żadnego cukru? Ja słodzę cukrem tylko i wyłącznie kawę i nie wyobrażam sobie kawy bez cukru. Potrzebuje tego rano no psychiatrycznie wręcz. Mogę wypić bez mleka, ale bez cukru to nie jest kawa. Jak wypije bez cukru, to potem i tak cały dzień czuję się niedokawiona. Oprócz kawy do niczego innego cukru nie sypie, a jedynym produktem z większą ilością cukrów jest 40g owsianki (taka zwykła, nie słodzona pasza z Biedronki złożona głównie z płatków owsianych, rodzynek, jakiejś homeopatycznej ilości orzechów, bez granoli i tego typu słodkich wynalazków). Chętnie zrobię sobie odwyk od słodyczy w ogóle, ale z tą kawa rano będzie ciężko (żadne zamienniki cukru mnie w niej nie satysfakcjonują).
Nie no. Bez przesady.  😉 Posłodź tę kawę. Chociaż ja robiąc odwyk od cukru odstawiam wszystko. Ale nie sądzę by posłodzona kawa spowodowała aż taki wyrzut insuliny żeby cię potem dopadł napad na słodycze. Bez przesady. Toć cukier w produktach i tak jakiś jest.
Przetrwaj te 3-4 dni i zobaczysz że organizm zaczyna reagować inaczej.

Tylko pamiętaj o tym nie przegładzaniu się. Bo kiedy mi się zdarzy taka kilkugodzinna głodówka niechcący to wtedy ręce świerzbią żeby chwycić jakieś ciacha.
A żeby sobie zrobić dobrze, to jem: orzechy, płatki kukurydziane do pochrupania w miseczce, pestki słonecznika.
I dopóki nie dotykam cukru, to te wszystkie rzeczy do pochrupania, mogę po prostu odłożyć na czas.
Gdyby zaś tylko wpadł jakiś cukierek, to od razu klapki na oczy, logiczne myślenie idzie się walić i mam napad żarcia wszystkiego co w rękę wpada, a najlepiej na słodko.
Spróbuj. Ciężkie są te pierwsze 3-4 dni. Momentami jest tak, że bym zabiła za kawałek czegoś słodkiego. No ale cóż.
Potrzebuję jakiegoś programu ogolnorozwojowego(może z naciskiem na brzuch i nogi), niezbyt ciężkiego, bo jednak to dopiero 5mcy po cesarce i trwającego 30-40 min max(moje dziecko dłużej niesypia w dzień niestety). I najlepiej bez żadnych przyrządów, ewentualnie hantle mam. I raczej żebym nie musiała tego przy filmiku robić. Wiem że w Internecie jest tego mnóstwo. No i właśnie, jest za dużo i nic sensownego nie mogę sobie znaleźć.
No ja słodycze mogłabym jeść na okrągło, nawet jak już mnie mdli, to wystarczy poczekać dwie minuty i mogę jeść dalej. W zasadzie, to gdyby nie jakiś instynkt samozachowawczy to pewnie żywiłabym się tylko i wyłącznie czekoladami/ciastkami/batonami/żelkami/chipsami itp. itd. 🤣
edit. bo coś kliknęłam i mi posta ucięło.

Ja mam to samo. Spokojnie przetrwałabym na słodyczach. Chętniej zjem batona niż obiad. Pól życia byłam przekonana, że z taką dietą nie da się być szczupłym, ale myliłam si
Szczupłym się da. Kwestia kalorii dostarczonych i spalonych. Ale czy to zdrowo.....
No i ja mam problem z tym żeby zjeść batona i już. Słodycze wyzwalają we mnie nienażartego potwora.
Ja chcicę na słodkie miałam do momentu wzięcia leków na insulinooporność 😉
Od kiedy zaczęłam je jeść, słodkie może nie istnieć
Flygirl to o czym piszesz, to tzw.shin splints, typowe dolegliwości początkujących biegaczy 😉 przemęczenie, 5x w tygodniu to serio za dużo na początek  :kwiatek: zacznij od 3x w tygodniu i dołóż np.2x trening ogólnowzmacniający typu Chodakowska czy jakoś inny Shaun  :kwiatek: przyda Ci się do wzmocnienia nóg i całego core.
Nie umiem robić ćwiczeń w domu. 😉 Ogólnowzmacniającą to mam pracę i konia/konie do jazdy. 😁

Myślałam w sumie, że mi nie zaszkodzi te 5 razy własnie ze względu na pracę fizyczną, no ale cóż. 😀 Zwłaszcza, że ani razu nie biegam ciągiem, mam tylko interwały a czasami nawet sam marsz.

Wczoraj po całym dniu na zawodach strasznie mnie bolało, ale centrum bólu się trochę obniżyło. Dzisiaj po pracy już było znacznie lepiej, więc liczę, że już niedługo będę mogła pójść porobić jakieś lekkie interwały. 😅
Averis   Czarny charakter
24 listopada 2019 15:43
Interwały dają bardziej w kość, niż dłuższy trening biegowy o niskiej intensywności 😉 Także jest to zdradliwe.
flygirl jazda konna i praca luzaka niestety nijak ma się do biegania, nie te mięśnie. Wiem co mówię, 15 lat przy koniach, a jak zaczęłam trening biegowy to po 3 mies miałam takie shin splints, że nie mogłam wyjść pod górkę z domu  😵  bo mój trener poprzedni miał wywalone na wzmacnianie...

Także ogranicz do 3x w tygodniu, wyjdzie Ci to na lepsze  :kwiatek:  a jak boli, to daj sobie z tydzień luzu żeby się mięśnie zregenerowały.
Chodzę na ściankę od maja regularnie, wcześniej było to 3 razy w tygodniu, teraz dwa razy i włączyłam jogę - w zeszłym tygodniu 2x. Wyszło tak że w poniedziałek i czwartek byłam na jodze, we wtorek i piątek na ściance. W sobotę padłam trupem i przeleżałam cały dzień, w niedzielę też byłam nieżywa. Jak wy to robicie że dajecie radę tyle trenować? Tunrida to w ogóle abstrakcyjne jak dla mnie treningi robi! Chciałam jeszcze oprócz powyższego dołożyć raz w tygodniu basen albo siłkę, ale póki co nie daję rady kompletnie. Czy to za dużo te 2 jogi i 2 ścianki? Pracę mam siedzącą, starałam się dotychczas spacerować sporo. Ważę za dużo i staram się to zmienić, choć jest ciężko oczywiście.
Każdy jest inny i tyle. Ja mam tak, że jak jestem " chuda" to mi się chce walić trening codziennie. A jak robię codziennie, to widzę progres i mi się chce.
A jak mam ze 3 dni przerwy, to mi się odechciewa robić cokolwiek i idę na to poddasze na siłę.
Każdy jest inny i tyle.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
25 listopada 2019 08:07
u mnie to zależy od stopnia wytrenowania i stanu kondycji. Robię 5/6 odwróconych treningów HIIT w tygodniu i jest ok. Ale tam - szybko skacze kondycja, szybko czuć efekty, szybko kształtują się i wzmacniają mięśnie. Tylko ja mam taki organizm - szybko chudnę, szybko tyję, szybko buduję mięśnie i zwiększam wytrzymałość. Jakbym miała biegać albo robić co to Tunrida wrzuca na instastories to bym umarła i rzuciła tym po tygodniu 😉 (been there, done that) Trzeba sobie znaleźć taką aktywność, którą jest się w stanie utrzymać.

No i często kwestia diety - rozłożenia posiłków, makr, substancji odżywczych i tak dalej - dochodzi. I wysypianie się, takie rzeczy.
Jak zrobię 8-10km spaceru z psem, to mi się nie chce potem ćwiczyć, ale jak się zmuszę to leci i ta energia się znajduje.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 listopada 2019 08:16
magda a Ty nie masz przypadkiem jakichś problemów zdrowotnych? Tarczycowych, jeśli dobrze pamiętam? Raczej tu szukałabym przyczyn, wszak nie zwlekłaś się z kanapy wczoraj, wspinasz się i jeździsz na rowerze, a joga raczej mocno wysiłkowa nie jest, więc nie powinnaś mieć problemów. Albo może w pracy dzieje się więcej niż zwykle?
Problemów zdrowotnych to ja mam kilka, pewnie najwięcej rzutują tu stany depresyjne i lękowe, na które się leczę od sierpnia i jest znaczna poprawa, ale np muszę dużo spać bo inaczej nie funkcjonuję (często staram się kłaść spać o 21, w sobotę spałam w dzień). Plus tarczyca i jakieś problemy z cukrem (muszę na to uważać, choć zgłupiałam któremu lekarzowi ufać w tej kwestii bo sprzeczne diagnozy). To raczej nie jest tak że mi się nie chce, tylko nie mam sił zwyczajnie. Owszem, trochę się zmuszać muszę, ale chciałabym więcej aktywności a nie daję rady. Rowerem od lata nie jeżdżę, stresów więcej niż zwykle nie mam, raczej się wyciszyłam trochę w koncu (już we wrześniu/październiku było lepiej pod tym kątem). Generalnie staram się słuchać organizmu i dużo odpoczywać, ale trochę mnie irytuje że tak mało jestem w stanie zrobić. Zdecydowałam się rzucić sekcję np żeby w kierunku swoich słabości bardziej pracować, ale postępy są bardzo wolne.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się