Depresja.

Poddaje się , totalnie. Nie radzę już sobie z niczym. Próbuje żyć normalnie ale już nie mogę. Nie pamietam już dnia bez płaczu. Czekam na wizytę u lekarza. Niepotrzebnie z tym zwlekałam. Myślałam , ze już dawno mam to za sobą.
Najgorsze jest to, ze mam cudownego chłopaka. Poznał mnie po odstawieniu leków , jak byłam normalną osobą chcoiaz wiedział ze chorowałam. Kochamy się , jest dobry, pomocny , z nieba mi spadł. I wiecie co ? Nie radzi sobie totalnie, nie rozumie. Wydziera się jak płacze , wpadam w histerie bo nie potrafię wytłumaczyć co się stało , ze w nią wpadłam. Mam o wszystko pretensje , jestem sfochowana , kapryśna chociaż wcale tego nie chce. A on się tylko wścieka, obraża. Dzisiaj mi powiedział, ze nie wydaje mu się ze to depresja bo jego wujek chorował i zupełnie inaczej się zachowywał i on wtedy sporo o tym czytał. Dobiło mnie to totalnie. Wszystko się pieprzy. Nienawidzę swojego życia , nienawidzę depresji. Zaraz stracę osobę , na której tak bardzo mi zależy ...
Averis   Czarny charakter
22 listopada 2019 10:05
Sonkowa, rozumiem, że chłopakowi może być trudno i tak dalej, ale wydzieranie się na bliską osobę, kwestionowanie jej choroby i obrażanie się za nią nie brzmią, jak zachowania partnera, który spadł z nieba i jest taki kochany. Super, że idziesz po pomoc, ale jeżeli chłopakowi jest ciężko, to jest milion innych zachowań, którymi może to pokazać. Zwłaszcza, że wie, że chorowałaś. Chcę Ci tylko pokazac, że relację tworzą dwie osoby. Jak już zaczną działać leki to po prostu porozmawiajcie, chyba że jesteś w stanie zrobić to w obecnym stanie.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 listopada 2019 10:14
Sonkowa, poproś, żeby chłopak poczytał jeszcze trochę 🙂

https://www.lundbeck.com/upload/pl/files/pdf/Poradniki/DEPRESJA_PORADNIK_2015.pdf
http://psychiatra-rojek.pl/dla-pacjenta/depresja/poradnik-dla-rodzin/

Jest coś, co mnie mocno uderzyło, jak czytałam Twój post "Poznał mnie po odstawieniu leków , jak byłam normalną osobą". Jesteś normalną osobą, tylko chorą. Depresja nie zmienia Cię w potwora, nie sprawia, że jesteś teraz zła czy nienormalna. Jesteś chora, ludzie, którzy chorują na serce, nie czują się winni, że chorują na serce...
Jeny, coraz częściej i coraz poważniej myślę o tym, by spróbować dostać się na oddział do szpitala.
Automatycznie wiązałoby się to z utratą pracy (którą dopiero co zaczynam na dobrą sprawę) i z zawaleniem studiów (jak nie całych, to przynajmniej całego roku), ale i tak nie jestem w stanie ani skończyć tych studiów, ani właściwie utrzymać pracy. Boję się sama siebie, swoich myśli i decyzji i robi się naprawdę nieciekawie. Odhaczyłam już każdy możliwy punkt pomocy i jedyne co mi zostało to bezsilność.
Z drugiej strony - wiem, jak słaba jest sytuacja z psychiatrią w Polsce i jak wielu potrzebujących nie może doczekać się pomocy. Przez to  mam nieodparte wrażenie, jakoby nie wypada mi kierować się do szpitala, bo inni potrzebują tego bardziej. Trochę tak, jakbym że złamaną nogą domagałasię pierwszeństwa na sorze.
Potworne to, nie wiem co robić.
infantil nie wiem jak wygląda dokladnie Twoja sytuacja (mam krótką pamięć i historie piszących w wątku mi się mieszają), ale czy byłaś u psychiatry, żeby Ci ustawił leki?
Też myślałam o szpitalu niedawno, ale lekarka tak dopasowała mi leki, że mogę być w domu. Tylko nie od razu. 2 razy byłam co tydzień i kontrola po miesiącu. Na nfz, lekarka nie chciała żadnych wizyt prywatnych, mimo, że w trybie expres były i przychodnia daje taką możliwość.
A w razie W miałam jechać do szpitala.
edit. Doczytałam, że szukałaś psychiatry na początku października. Udało Ci się dostać?
smartini   fb & insta: dokłaczone
10 grudnia 2019 21:00
infantil, jeżeli boisz się siebie i o siebie - idź. Nie bądź kiedyś tą, która nie doczekała pomocy! Nie wiem jak wygląda sytuacja w szpitalach, pewnie są tu mądrzejsi ale zadbaj o siebie i jeżeli widzisz w tym jedyny ratunek na ten moment to skorzystaj :kwiatek:
Tym swoim postem chciałam zalecić delikatnie ostrożność ze szpitalami, bo może się to gorzej skończyć. Miałam dwie bliskie osoby na oddziale + koleżankę, która pracowała jako psycholog i jej opowieści nie napawały optymizmem a ona sama się zwolniła.
Moja lekarka pracuje też w szpitalu i wolała mi przepisać silne prochy niż wysłać na oddział, mimo że ja innego wyjścia nie widziałam.
Ja jako ciocia dobra rada (bo do radzenia innym i prawienia morałów jestem pierwsza podczas gdy sama grzęznę w kupie) poradziłam koleżance wizytę u psychiatry. Od razu skierowano ją do szpitala na terapie dzienną. Chodziła codziennie przez 3 tygodnie , średnio jej to pomagało wiec przyjęli ją na oddział. Wszystko odbywało się natychmiast wiec może spróbuj. Może nawet ta dzienna pomoże i nie będziesz musiała od razu zostać w szpitalu. Prawdę mówiąc sama chętnie bym poszła no ale nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę chodzić na uczelnie , nie mogę mieć kolejnego roku w plecy. Muszę skończyć studia i w końcu się usamodzielnić.

A ja nie wiem czy dobrze robie. Najgorzej, ze nie mam wyjścia. Mój super związek przeżywa kryzys , wiecznie jest spina a z drugiej strony K. jest jedyną osobą, w której towarzystwie czuje się dobrze i nawet siedzenie pokłóconym w tym samym mieszkaniu działa na mnie lepiej niż siedzenie osobno. Od stycznia będziemy mieszkać razem. I nie wiem czy to dobra decyzja bo mam baaardzo dużo wątpliwości. Chociażby codziennie mam spine ze pies sierść zostawia chociaż sam tego psa bierze na łóżko. Ale z drugiej strony mieszkam teraz z dziewczynami , które stworzyły takie warunki , ze rzygać się chce , jest syf, hałas i nie pomagają żadne rozmowy. Na kawalerkę mnie nie stać a kolejnego mieszkania z kimś nie chce. I tak cały czas spędzam z K. Do mieszkania wracam tylko rano zostawić psa i po zajęciach go zabrać z powrotem do K. I nie wiem czy dobrze robie , ale nie mam żadnego innego wyjścia. Pracować tez pracuje ale koń plus moje studia nie pozwalają mi na szaleństwa. K. jest naprawdę dobry, kochany ale no nie potrafi mi pomoc i na każdą moją histerie , płacz reaguje złością bo nie rozumie o co mi chodzi .. po wizycie jest już trochę lepiej , następna za miesiąc. Ale wiadomo, ze to wszystko będzie się ciągnęło za mną jeszcze długo...
Bo oddziały są różne.
- niektóre profilowane. I osoby leżą z w miarę podobnymi schorzeniami. Inne nie są profilowane. I osoba z depresją leży razem z zaostrzoną schizofreniczką, dziwaczną i męczącą i z babcią z otępieniem która się nie myje, popuszcza i nocami nie śpi i ze starą zdegenerowaną alkoholiczką. A niektóre chore osoby potrafią być bardzo męczące ( w miarę możliwości staramy się tak umieszczać pacjentów na salach, by było jak najbardziej komfortowo, ale czasami się nie da zadowolić wszystkich)
- różna infrastruktura. Są oddziały gdzie masz sale 4 osobowe i jedna łazienka na korytarzu dla wszystkich, a są takie gdzie dodatkowo są jednoosobowe z własną łazienką na sali, sala terapii gdzie jest bieżnia, rowerek, z terapeutą zajęciowym, salą telewizyjną itd
- są oddziały dobrze zaopatrzone w personel, w tym w świetnych psychologów, a są takie gdzie jest zawsze tylko 1 lekarz na wszystkich, a psycholog albo denny, albo obstawia ponadto poradnię, odwyk i ciągle zajęty
- są oddziały gdzie pielęgniarki są świetne, zasady spoko, a są takie że szkoda gadać, typu " telefony wydawane 3 razy dziennie, zakaz komputera" ( bo nie ma personelu na tyle by mógł tego pilnować. Np niektórzy chorzy nagrywają, robią zdjęcia i wstawiają w net. Ktoś musi to wszystko ogarniać i pilnować porządku. Przy brakach kadrowych i masie roboty łatwiej zabrać telefony)
Wszystko to co powyżej i co do dupy, jest spowodowane za małym nakładem na psychiatrię. Od lat! Złe warunki, brak możliwości. I coraz mniejszą ilością personelu.
Dlatego jeśli lekarz wie, jakim oddziałem dysponuje, to może podjąć decyzję o tym, co w danym przypadku dla danego chorego będzie lepsze. I czasami lepsze jest leczenie ambulatoryjne.

Ale wiadomo, że jeśli mamy młodą, rokującą osobę, która chce się zabić, to raczej WSZĘDZIE personel staje na rzęsach, żeby pomóc. Niezależnie od warunków. Bo personel psychiatryczny ma chyba najwiekszy poziom empatii.
W przeciwieństwie do np alkoholika, który chla non stop i wpada sobie jak książę na detoksy i w dupie ma terapię i wszystko co ma to wymagania. I na którego szkoda słów i czasu i zachodu.

Więc jeśli ktoś naprawdę chce się zabić, to lepiej nie patrzeć na nic, tylko iść i się kłaść. Bo zabić zawsze się człowiek zdąży. Ale może zanim się to zrobi, to warto jednak iść i się położyć. Życie mamy tylko jedno.
- w szpitalu dużo łatwiej dobrać leki, bo można je modyfikować co dzień
- czasami pobyt z innymi ludźmi chorującymi, naprawdę potrafi pomóc poukładać sobie pewne myśli w głowie
- jeśli dodatkowo trafimy na oddział który nie boryka się z niedoborem personelu, tylko pracuje tak jak powinien, to często jest to zbawienne w danym momencie i dostaniemy zintensyfikowaną opiekę.
Ja wczoraj pierwszy raz od 3 lat zaczełam się bać, że znowu mogę być chora. Już od dłuższego czasu dziwnie się czuję, ale w miarę panuję nad swoimi emocjami (choć bardziej bym powiedziała, że nic nie widać po mnie)

Sonkowa jak czytam co piszesz, to czuję się trochę jakbym czytała o sobie. Też jest ze mną wspaniały człowiek, który jest dobry i mi pomaga. Nie denerwuje się na mnie, ale ja się tak bardzo boję, że coś popsuję między nami, że wolę się męczyć sama. Wiem, że to błąd bo rozmowy z nim mi pomagają ale potem znowu się boję i tak się to nakręca, mam wrażenie, że oszaleje niedługo.

Wyprowadziłam się niedawno z mojego bardzo toksycznego domu. Tam było strasznie, ale teraz też jest strasznie. Jest cicho i pusto i jestem samotna. I ciągle przerażona, bo powinno być już wszystko dobrze a czuje się bardzo źle.
Ollala miałam to samo - przeprowadziłam się i bach mnie dopadło. Cisza, spokój, a dla mnie pustka.
Ale też nałożyło się wiele różnych rzeczy - 2 tyg wcześniej dowiedziałam się, że na antydepresantach muszę zostać do końca życia (chociaż lekarka mówiła, że należy to traktować jako suplement i bardzo delikatnie do tego podeszła), skończyłam praktyki (które były super), zaadoptowaliśmy psa, no i przeprowadzka. I mnie wzięło okropnie. Zgoniłam wszystko na przeprowadzkę, a dopiero lekarka mi uświadomiła, że to za dużo było na raz zmian. Tymczasowo był powrót do poprzedniego miejsca zamieszkania.
Zatęskniłam nawet za prawie najgorszym sąsiadem 😁.
Polubiłam spacery z psem, poznałam psiarzy i bałam się, że znów poczuję tą pustkę. Jednak dosyć szybko sami psiarze przypomnieli mi, że nie będę miała za czym tęsknić 😁. I nie mogę się doczekać koni pod domem i dalszego spełniania marzeń, tak jak to miało być przed epizodem 🙂.
Pojawiam się i znikam w tym wątku  🙄 Czasem zwyczajnie człowiek chce sie wyżalić a nie ma komu a ten wątek chyba od tego jest.
Przerasta mnie to co spadło na moje barki. Sprzedaż domu i zakup dwóch mieszkań jest na mojej głowie o wszystkim muszę pamiętać, latać i załatwiać. Pochorował mi się ukochany kot i wygląda to na coś poważnego. Zaraz zaczynają mi się egzaminy na studiach a Ja totalnie nie mogę się zabrać za naukę a czarę goryczy przelała kłótnia z ukochanym. Wyjechał tydzień temu do chin, wraca dopiero po nowym roku a my jesteśmy na granicy rozstania. Dziś mam odstawić do niego auto które zostawił mi na czas wyjazdu. Wmawia mi, że chcę sie rozstać a tak naprawdę nie chcę tego... Ma problemy z agresją (nidy wobec mnie nie stosował przemocy fizycznej) ale meczy mnie to psychicznie. Z racji wyjazdy przerwał terapię i mu odbija. Po ostatnim incydencie już szybko poszło. Nie gdamay ze sobą, napisał dziś tylko czy odstawiłam wczoraj jego auto, czego nie zrobiłam i mam zrobić dzisiaj. Napisałam "dziś odstawie auto i reszte rzeczy" i odpisał "czyli to koniec?ok" i na tym sie zakończyła dzisiejsza rozmowa. Mam dosyć, czuję się totalnie wypompowana, nie mam siły pisać na klawiaturze... umówiłam się z terapeutką na jutro bo wiem, że przestałam sobie radzić. Zostałam sama bez znajomych i nie mam się komu wygadać. Dobija mnie ta samotność i to wszystko...
Muchozol tak, u mnie jest to samo. Za dużo rzeczy się wydarzyło, choć nie wszystkie były złe przecież...

To mieszkanie u moich rodziców, które mnie zniszczyło psychicznie. Zmieniam od stycznia stanowisko w pracy, bardzo się cieszę bo będę robić to co chciałam. Ale to są zmiany, jeszcze więcej obowiązków. Mój związek, który z jednej strony jest wspaniały i normalny, a z drugiej ciągle mam wrażenie, że to zniszczę za chwilę.
Ta przeprowadzka miała wszystko poukładać a jest strasznie.

Leżąc wczoraj w łóżku w tej pustce przypomniał mi się film dokumentalny o dziewczynie, która umarła sama w domu i nikt się przez kilka lat nie zorientował. I poczułam się strasznie, bo przyszło mi do głowy, że jeśli zostawił by mnie facet i nie miałabym pracy, to ze mną byłoby podobnie...To tak a propo samotności.
A przyjaciele, znajomi? Ktoś kto jak nie odezwiesz się "czy idziemy na kuraki?" albo nie odpowiesz na mema z nosaczem to Cię zadręczy telefonami? Albo chociaż pan sąsiad, który ma potrzebę pogadania 🙂?
Mi też pomaga powiedzenie, że decyzja o braku zmian też jest decyzją a nie uchyleniem się od niej.
Czytałam, że są ludzie, którzy bardzo źle znoszą zmiany. Ja zdecydowanie się do nich zaliczam. Ostatni najgłupszy przykład - po kilku latach zmieniłam torbę, kilka dni się czułam nieswojo bo miała inny wymiar i zapięcie 🤔wirek:.
Sonkowa, nie jestem ekspertem od zdrowia psychicznego, niemniej to naprawde nie brzmi jak zdrowy zwiazek ani kochany, wspierajacy partner. Reagowanie zloscia na twoj placz, zwlaszcza kiedy ma to bezposredni zwiazek z choroba to nie jest dobra ani normalna reakcja. Dbaj o siebie :kwiatek:

Ollala🙂, a twoj partner wie, ze masz takie obawy przed rozmawianiem? Nam bardzo pomaga rozmawianie o rozmawianiu, jak glupio by to nie brzmialo, bo jak siedze w dolku/z zaburzeniami nastroju/zwal jak zwal to mnie same rozmowy schizuja mocno. A drugiej osobie, najkochanszej nawet, ciezko to zrozumiec bez wytlumaczenia.

Jak zostalam sama po pozbyciu sie toksycznego eks to tez myslalam, ze z dnia na dzien bedzie lepiej. Bo przeciez problem rozwiazany. A bylo strasznie przed i jeszcze straszniej po. Czulam sie caly czas samotna, 35 metrow mieszkania bylo nagle wielkie, puste i przerazajace. Nie wiem, na ile jest zle u ciebie i czy to moment zeby szukac pomocy :kwiatek: ale mi pomoglo zwyczajne danie sobie czasu. Bez zmuszania sie, ze musze wyjsc do ludzi, ze musi byc juz dobrze i wesolo, tylko bardzo powolne oswajanie sytuacji.
Muchozol ja też tak źle znosze zmiany, nawet taka drobna rzecz jak zmiana kubka albo torebka. Jestem typem samotnika bardzo, (ale już powiedziałam tym kilku moim znajomym, żeby mi nie dali umrzeć w samotności, żeby mój pies mnie zjadł  😁 )

kokosnuss Zanim zaczeliśmy być ze sobą to się przyjaźniliśmy, wie o wszystkim co się mi wydarzyło w życiu i co mi siedzi w głowie. To jest mądry i wspierający facet, ja po prostu chciałabym sobie z tym radzić sama, nie chcę go obarczać taką ilością moich problemów (które w połowie wymyśliłam sobie sama)

Też myślę, że to kwestia czasu. Jej, dzięki dziewczyny. Dobrze było się tu wypowiedzieć, jakoś mi teraz lżej  :kwiatek:
smartini   fb & insta: dokłaczone
11 grudnia 2019 13:19
Ollala🙂, ale może jednak lepiej byłoby sobie radzić we dwoje? 🙂 może przynajmniej odpadł by strach, że to zniszczysz? U mnie aktualnie jest dobrze ale bywało różnie, P się dość szybko dowiedział 'w co wchodzi' i po prostu jest. Wie, że mi w żaden 'realny' sposób nie pomoże (nie rozwiąże istniejących problemów, nie usunie magicznie stresogennych czynników) więc zwyczajnie akceptuje i jak czasem wstanie z łóżka, pójście do pracy i ogarnięcie życia do tej 18😲0 to moje absolutne maximum w danym dniu to mu to zwyczajnie mówię a on robi mi herbatkę czy grzanki, wyprowadza psa i nie oczekuje ode mnie niczego. I to jest zbawienne!
Muchozol miałam leki znowu ustawione w połowie tego roku, ale to się u mnie nie sprawdza- muszę mieć kogoś, kto by mnie kontrolował z braniem, bo inaczej albo biorę koktajle, albo rzucam z dnia na dzień (nie mam nad tym kontroli, jakby co, to nie tak, że nie jestem świadoma konsekwencji).
I tu niestety nie chodzi tylko o depresję a też o kilka innych zaburzeń, które razem dają mieszankę wybuchową. I ja już nie daję rady.

Oddział dzienny to nie remedium na moje problemy, bo ja po prostu nie mogę być sama. Największym problemem u mnie jest to, że mieszkam sama i najbardziej chore jazdy dzieją się, gdy wracam do domu i jestem w nim sama (czyli przed pracą i po pracy).

tunrida dziękuję za ten wyczerpujący post. Trochę właśnie przeraża mnie wizja wylądowania z zaostrzonym schizofrenikiem, bo to raczej mi nie pomoże. Ale skoro nie jest tak wszędzie, to pewnie to kwestia zorientowania się gdzie warto, a gdzie nie warto.

Trochę chyba wybrałam sobie kiepski czas, bo święta.

No..święta to niby tylko 3 dni, ale potem zaraz sobota i niedziela i znowu nowy rok. Nie wiadomo, czy psychologowie sobie wolnego nie wezmą. Bo wiesz..lekarze to pracują normalnie.
Mieszkasz w dużym mieście, więc masz dużo większe możliwości położenia się do dobrego oddziału. Masz jakiś tam wybór.
Ja bym zrobiła rozeznanie, gdzie warto się położyć w Twojej sytuacji. I wbijała tam. A podbramkowo- to gdziekolwiek.
Młodej dziewczyny z myślami samobójczymi z tendencją do ich realizacji- nie odeślą. Nie powinni przynajmniej.
I tak jak Ci mówię, nawet jeśli trafi się akurat na zły moment, gdzie jest wielu trudnych pacjentów, to jednak personel stara się ulokować chorych tak, żeby ten komfort jednak mieli. Nawet jeśli ze 2 dni trzeba leżeć na niewygodnej sali, to jak tylko coś się zwolni ( a przed świętami robi się dużo wypisów) to się pacjentów przenosi tak, żeby mieli jak największy komfort.

Jeśli NAPRAWDĘ masz myśli samobójcze, to po prostu idź i się kładź. I niech się dzieje co chce.
Infantil idź na Sobieskiego i spróbuj się dostać na F VI (otwarty). Poszłam z marszu z izby przyjęć 01.01.2019. Pacjenci depresyjni i zaburzenia snu, nie ma schizofreników etc. zadbane laski i faceci w pełnym przekroju wieku. Oddział spokojny, zajęcia i terapia różnorodna - super, pielęgniarki w większości sympatyczne, lekarze wszyscy sensowni oprócz studentów, no wiadomo. Mi pobyt tam bardzo pomógł, a byłam w dupie totalnej. Idź i się nie zastanawiaj, lekarz na izbie przyjęć oceni czy potrzebujesz pomocy (no i czy będzie miejsce). Ja poszłam z dwiema parami czystych gaci w torebce bo nie wiedziałam czy mnie przyjmą. Przyjęli i niebiosom za to dziękuję, zmiany jakie zaszły przez ten rok w moim życiu są niesamowite.
Sobieskiego- dobre miejsce!!!
Tylko nie wiem, czy zakwalifikują na oddział otwarty, jeśli zacznie od tego, że ma mysli samobójcze. Obawiam się, że mogą się mieć opory i położyć ją na oddział zamknięty do czasu ustąpienia tych myśli.
Gdyby chciała się dostać na otwarty, to lepiej tymi myślami się tak nie afiszować.
Bo..myśli rezygnacyjne, czy myśli samobójcze BEZ tendencji do realizacji- pewno ok. Ale jeśli ocenią, że ma myśli "S" z tendencjami do realizacji, to nie sądzę by położyli na oddział otwarty.
infantil, trzymam kciuki za Ciebie! Jesteś bardzo wrażliwą osobą, piękną młodą dziewczyną. Nie daj się, walcz, jak chcesz się wygadać to pisz.

Dla mnie nastał najcięższy okres roku - ciemności, święta (źle mi się kojarzą) i do tego kontuzja. Leki na szczęście mnie trzymają w miarę w kupie, choć brak ruchu (a teraz choroba i uwięzienie w domu) nie pomaga.
Oddział dzienny to nie remedium na moje problemy, bo ja po prostu nie mogę być sama. Największym problemem u mnie jest to, że mieszkam sama i najbardziej chore jazdy dzieją się, gdy wracam do domu i jestem w nim sama (czyli przed pracą i po


O to to.. niestety mam tak samo. Jak mam zostać sama na noc to wpadam w panikę , wyzywam. W tamtym tygodniu K. pojechał do rodziców to o ile było spoko przez cały dzień (poszłam sobie na uczelnie , do konia) to wieczorem rzuciłam się na niego, zwyzywałam, ze mnie zostawił samą, oboze aż mi wstyd...
nawet teraz siedzę sama w swoim mieszkaniu bo K. musiałaś służbowo wyjechać na cały dzień i jak wariatka wypisuje co 20 min czy już wie kiedy wraca bo chce mi się płakać jak tu siedzę ... a on się tylko wkurza bo serio jestem natarczywa a on po porostu nie wie ile mu jeszcze zejdzie. I ja to rozumiem ale i tak za 10 min znów będę wypisywała kiedy będzie ..

Sonkowa, nie jestem ekspertem od zdrowia psychicznego, niemniej to naprawde nie brzmi jak zdrowy zwiazek ani kochany, wspierajacy partner. Reagowanie zloscia na twoj placz, zwlaszcza kiedy ma to bezposredni zwiazek z choroba to nie jest dobra ani normalna reakcja. Dbaj o siebie :kwiatek:



Ja to niby wiem. Dlatego się tak obawiam tego mieszkania razem i wszystkiego. Ale po pierwsze wiem, ze ze mną nie jest okej. I wiem, ze prowokuje mnóstwo kłótni, których później żałuje ale K. często tez jest nie w porządku. Ale jak mam ocenić teraz czy po prostu ten związek jest beznadziejny czy ze mną jest aż tak źle i jak zerwę i mi się poprawi to uświadomię sobie, ze zniszczyłam coś cudownego. Ile było takich przypadków ? Nawet tu na forum nie raz czytałam, ze dziewczyny szukały problemów tam gdzie ich nie ma i ubzdurały sobie, ze już nie kochają bo z nimi było nie okej a jak doszły do siebie to zrozumiały swój błąd ? Naprawdę nie potrafię na trzezwo tego ocenić. Czasami jak wpadnę w histerie i wypisuje jakieś mega krzywdzące rzeczy i później po uspokojeniu to czytam to naprawdę jest mi strasznie głupio. W większości już nauczył się, ze po prostu nie odpisuje mi się w takiej sytuacji zamiast zaostrzać kłótnie.

Z drugiej strony te przeklęte mieszkanie. Już nawet myślałam żeby konia oddać w dzierżawię i wynająć tą kawalerkę ale po pierwsze to by mnie chyba całkowicie pogrążyło a po drugie patrz moją pierwszą wypowiedz. W moim mieszkaniu nie da się mieszkać , u K. jak go nie ma nie mogę siedzieć bo jest póki co jego siostra, która się krzywo na to patrzy. Wiec rano przed uczelnia zbieram manatki i zasuwam z psem do swojego mieszkania , potem od razu na uczelnie , później ewentualnie stajnia , potem ogarnąć się do mieszkania , wziąć psa i z powrotem do K. Serio, tak się nie da żyć.
U mnie tez ciezki okres sie zbliza. Depresji nie mam, ale wiem, ze stany lekowe wjada mocno. Nie cierpie swiat, a te w tym roku beda wyjatkowo beznadziejne.
Hej, czy są tu może osoby z Warszawy, które poleciłyby, najlepiej na NFZ jakiegoś terapeutę, który wykluczy/potwierdzi depresję?
Problem rozwija się już od dłuższego czasu, obecnie mam kumulacje wszystkich objawów. Zbiegło się to trochę z wzięciem tabletki Escapelle ( czy jednorazowe wzięcie może aż tak namieszać w hormonach i "głowie" że obecnie czuje się najgorzej w swoim życiu ? )
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
12 grudnia 2019 12:12
Nescaaa terapeuta nie wyklucza ani nie potwierdza depresji. Idź do psychiatry. A jeśli chodzi o Escapelle - może, i to na długi czas! Także jak najbardziej należy o tym powiedzieć psychiatrze 🙂
Sonkowa, nie jestem ekspertem od zdrowia psychicznego, niemniej to naprawde nie brzmi jak zdrowy zwiazek ani kochany, wspierajacy partner. Reagowanie zloscia na twoj placz, zwlaszcza kiedy ma to bezposredni zwiazek z choroba to nie jest dobra ani normalna reakcja. Dbaj o siebie :kwiatek:

Z jednej strony się zgadzam, z drugiej strony chyba nie możemy tego oceniać jednostronnie. Właściwie, to w ogóle nie możemy, ale jakby spojrzeć z jego strony, to też nie ma lekko.

W tamtym tygodniu K. pojechał do rodziców [...] to wieczorem rzuciłam się na niego, zwyzywałam, ze mnie zostawił samą, oboze aż mi wstyd...

Czasami jak wpadnę w histerie i wypisuje jakieś mega krzywdzące rzeczy i później po uspokojeniu to czytam to naprawdę jest mi strasznie głupio.


Kocham mojego partnera, ale gdyby mnie krzywdził i wyzywał w chwili, kiedy nie zrobiłam nic złego (bo rodziców też trzeba czasem odwiedzić, a na służbowe wyjazdy nie mamy najczęściej wpływu), to na pewno byłoby mi przykro. Na dłuższą metę pewnie reagowałabym złością, trochę ze zmęczenia, trochę z bezsilności.

Żeby nie było, sama też miałam okresy w życiu, kiedy płakałam na myśl o tym, że muszę zostać sama w domu, więc naprawdę rozumiem. Do tej pory, jeśli zostaję sama, zasypiam z włączonym audiobookiem albo tv. Tak samo jak Ty, Sonkowa, kursowałam z psem z mieszkania do mieszkania, żeby tylko chociaż na noc nie być sama. Dostawałam napadów paniki, w najgorszym czasie nawet wybiegałam na dwór, bo miałam wrażenie, że w mieszkaniu nie ma powietrza. Ale nigdy nie wyzywałam nikogo z tego powodu.
smartini   fb & insta: dokłaczone
12 grudnia 2019 12:42
Nie wiem w sumie czy takie rzeczy się robi (pewnie tunrida by się mogła wypowiedzieć) ale może jednak? Może partner może się też umówić z terapeutą (trochę jak terapia małżeńska +-)? Wiadomo, nie w celu omawiania stanu/choroby ale by wytłumaczył, jak w takich ciężkich okresach reagować? Może pomógłby jakoś ułożyć Wam relację/sposoby komunikacji w kryzysie? Bo ani jego wściekanie się nie jest fajne ani Twoje ataki w jego stronę, natomiast jeśli warto inwestować w związek i przetrwać ciężkie chwile to może ktoś taki by w tym mógł pomóc? Nie wiem, głośno myślę, po prostu sama, gdybym nie potrafiła ukochanemu wyjaśnić co się ze mną dzieje to chciałabym, żeby ktoś znający temat mu wytłumaczył niż żeby się kisić w takich emocjach.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
12 grudnia 2019 12:47
Tak, to się nazywa terapia dla par i jak najbardziej warto wybrać się na taką wspólnie, oczywiście do innego terapeuty niż każdy chodzi pojedynczo 😉 często takie terapie/konsultacje są prowadzone przez dwóch terapeutów jednocześnie.
Moje objawy, które zaczęły się po Escapelle to ciągłe niewyspanie, mimo, że śpię po 6 - 7 h. Jestem bardzo zdołowana, nic mi się nie chce, nie mogę się skoncentrować, dodatkowo mam co jakiś czas wrażenie jakby ktoś mnie "resetował", jakbym na ułamek sekundy się wyłączała i wracała, a do tego uczucie mdłości w żołądku.
Nie mam problemów z apetytem, spokojnie mogę zasnąć i wstać z łóżka. Kiedyś brałam tą tabletkę z 4 lata temu i nie miałam takich objawów.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się