Co mnie wkurza w jeździectwie?

To w sumie właśnie zależy. Od wielu rzeczy. Jeśli ma się własnego konia i trzeba za nawet byle jaki pensjonat, ale blisko dużego miasta, zapłacić dużo pieniędzy i nie być zadowolonym to czasem opłaca się pojechać gdzieś dalej. Bo koszt samego pensjonatu zwykle jest niższy, koszt paliwa wyrównuje stawkę do stawek 'wielkomiejskich', a człowiek ma spokojną głowę. Czasem też 70km jedzie się krócej, niż 20. Moja siostra, mieszkająca dokładnie po drugiej stronie miasta, w godzinach szczytu jedzie do mnie godzinę. A tych kilometrów ma do pokonania może z 10.
Jeśli dziecko chciałoby jeździć regularnie 2-3 razy w tygodniu to koszty paliwa byłyby równe z kosztami samych zajęć. No i też nie każdy rodzic ma możliwość spędzić tyle czasu przez tyle dni w tygodniu dowożąc dziecko do stajni, czekając na nie. Zwykle ma się inne obowiązki, często więcej niż jedno dziecko do zaopiekowania, a niekoniecznie musi mieć ono takie same zainteresowania. Być może wtedy warto znaleźć dobrą rekreację w mniejszym oddaleniu. Przy jeździe raz w tygodniu łatwiej sobie pozwolić na dojazd gdzieś dalej, zwłaszcza jeśli zaplanuje się to na weekend.
Ogólnie nie ma tu chyba żadnych uniwersalnych rozwiązań. Stajnia, o której pisałam wcześniej, znajdowała się jakieś 50m od pętli tramwajowej. To był jej główny atut. Okoliczności może nie były najszczęśliwsze, ale dojazd był łatwy i dzieci mogły sobie przyjeżdżać nawet same (lub przychodzić jeśli mieszkały na osiedlu), kiedy chciały. Nawet jak danego dnia akurat nie jeździły to mogły pomóc innym lub popatrzeć jak jeżdżą.
Jak się ma stajnię w odległości 70 km od dużego miasta to już mieszkańcy tego miasta nie są targetem. Na pewno w odległości 10-20 km od stajni jest kilka większych miejscowości do kilku-kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców, wśród których jest podobne procentowo zainteresowanie jeździectwem. I tam należy szukać klientów.
Moja znajoma prowadzi stajnię pod Legnicą w podobnej odległości od Wrocławia i ma pełne obłożenie. A nie ma klientów z Wrocławia.


ale ja nie narzekam na brak klientów, wręcz przeciwnie, latem bywa że odmawiam ludziom. Nie o tym pisałam.
Chodziło mi o to, że ludzie mieszkający w mieście oczekują często, że będą mieć wszystko pod nosem.
Chcieli by szkółki na poziomie, dobrych koni, w pensjonacie dużych padoków i jeszcze najlepiej piękne tereny. I wszystko 50m od domu. A tak się po prostu nie da. Coś za coś
majek   zwykle sobie żartuję
24 stycznia 2020 11:30
Ja jeszcze wrzuce swoje trzy grosze.

Ja osobiscie od lat jezdzilam tylko ja+moj kon. Czesciej sama, ale byl okres, ze jezdzilam z trenerem  (Tu tylko napomkne, ze mam wrazenie, ze wiecej dawalo mi jazda z trenerem 2x w miesiacu niz 2x w tygodniu). Odkad nie mam konia i dolaczylam do takiej grupy, co co weekend jezdzimy w trzy konie - jest bosko. Dawno nie mialam takiej radochy z jazdy. Jest dynamiczniej, ciekawiej, moze to jakas podprogowa forma wspolzawodnictwa. W tygodniu niby ten sam kon, ten sam trener, podobne cwiczenia - a jakos bez szalu. 
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
24 stycznia 2020 11:42
epk, ale to jest w pełni ok, że komuś się nie chce/nie ma jak/woli inaczej poświecić czas/pieniądze 😀 Rozumiem to i nie oceniam, bo dla mnie np. odpada przeniesienie konia w miejsce, gdzie nie jest 24h na dworze cały rok i tylko takie miejsca wchodzą w grę. Wiem doskonale, że tutaj jest masa zależności i każdy ma inną sytuację, przedstawiam swoją jako ta "inna" która dla wielu osób jest "przesadzona" 😉

Dla mnie (podkreślam!) odległość nie jest problemem, tak samo czas dojazdu - droga jest łatwa i szybka (a jadę zza centrum, zarówno po pracy, jak i z domu), spokojnie mieszczę się w 1,5-2h w obie strony nie jadąc jakoś mega szybko koło ~100km/h (auto mam mało palące, więc nie daje mi po kieszeni). Staram się auta nie ruszać na dojazdy do pracy (bo to mnie bardziej drażni jeśli chodzi o np. środowisko), tylko w dni kiedy jadę do konia - więc tankuję bak 2x w miesiącu (panda nie ma dużego baku, pełny mam za 120zł), no max 3 jak mi się zrobi więcej wyjazdów np. do rodziców/wycieczki z psami poza Wro czy coś 😉 To tak odnośnie ekonomii dojazdów w moim przypadku, które jak widać nie wychodzą jakieś bardzo duże mimo tej odległości - ale tylko dlatego, że nie jeżdżę codziennie.
Na codzienne dojazdy i tak czasu by nie było, niezależnie od odległości (przerabiałam to kilka lat) - mam masę rzeczy w tygodniu do roboty i realnie muszę dopinać zazwyczaj x rzeczy żeby mieć wolną np. środę po 15.00 żeby do konia pojechać i pozwolić sobie na powrót przed 21.
Szukałam stajni mając konkretne wymagania i tutaj mam je spełnione, a koń w dodatku jest w półtreningu - za cenę porównywalną do samego pensjonatu bliżej Wrocławia, gdzie dojazd zajmowałby mi np. tylko 30 min krócej w sumie. Sprawdzałam! Po prostu gorsze połączenie "drogowe", światła + korki wylotowe z miasta itd., serio łatwiej jest wyjechać na Żmigród i sobie spokojnie jechać S'ką. Mam też pełen spokój i pełne zaufanie, czego nie miałam w innych stajniach.

I tutaj się zgadzam z tym co Magda pisze - zawsze jest coś za coś w takich sytuacjach, a czasami z założenia pewne opcje są odrzucane. Znam miejsce, gdzie bym jechała dłużej niż do Magdy, a jest tylko 20km od Wrocławia i np. na grupach Fb polecają, a poziom szału nie robi (choć nie ma tragedii, ot standardowo) - ponownie nawiazując do typowej rekreacji weekendowej 🙂
Jeszcze odnosnie roli rodzicow - sorry, kon to nie pilka czy mata treningowa tylko zywe, czujace zwierze i jak cie jego dobrostan nie obchodzi, to niech twoje dzieci sobie jezdza na rowerze 🙄 porownania do pilki noznej czy karate pomine milczeniem.

Moi rodzice tez byli z tych wdupiemajacych i "byle blisko i dojazd dobry", wiec malolata bedac mialam przyjemnosc wychowywac sie jezdziecko w szkolce z zajechanymi szkapami i dwunastoletnimi instruktorkami, stajni "sportowej" z treningami skokowymi na kulawych w pien koniach i w koncu stajni pensjonatowej, gdzie karmienie juz bylo opcjonalne, nie mowiac o reszcie 🤣 Nauczylo mnie to glownie codziennego zapie*dalania z widlami, niecheci wobec wlasnych rodzicow, siebie samej, jezdziectwa i koni w ogole. Konczac prywate 😉 - nie robce tego wlasnym dzieciom, szkoda zycia.

Tez btw bule na dojazdy jak glupia, zeby jezdzic na koniach traktowanych z szucunkiem 🙂 ale te 70km to juz deko absurd, nawet po autostradzie to wychodzi dlugo i drogo 👀

Edit. A wroc, zguglowalam i w sumie tyle czesto jade do konia 😁 no ale autostrada to 45min, da sie zyc :p
kokosnuss, trochę za ostro pojechałaś jak dla mnie. Nikt z nas nie porównałby konia do karate. Ale należymy do osób siedzących w temacie i wiedzących co i jak. Rodzice - co podałaś na własnym przykładzie - nie zawsze, a nawet dość rzadko siedzą w 'koniach'. Nie znają się. Nawet jakby chcieli, to często nie potrafią ocenić czy miejsce, w które zabierają swoje dziecko, jest odpowiednie. Zwłaszcza, że często właściciele czy instruktorzy potrafią wszystko tak ładnie przedstawić, do wszystkiego znaleźć takie wytłumaczenie, że żaden laik nie będzie nawet myślał o tym, żeby wchodzić komuś w słowo. Nie ma powodu kwestionować tego, co słyszy, bo brzmi logicznie i mówi to w ich mniemaniu osoba kompetentna. Zwłaszcza, że rzadko jest to ostra i widoczna na pierwszy rzut oka patologia. Osoby, które mają własne konie często nie widzą, że robią im krzywdę. Nie znają się niejednokrotnie na doborze siodła, rozwiązania problemów szukają w patentach, często nie są w stanie stwierdzić nawet, że koń jest kulawy (co widać po regularnie pojawiających się ofertach sprzedaży z filmikami, na których koń kuleje) etc. Czego więc spodziewać się od zupełnie zielonych osób, które nawet nie wiedzą, do czego służą te wszystkie paski nie mówiąc o tym, że każde siodło wygląda dla nich tak samo? Nie widzą różnicy między koniem z odgiętym grzbietem a koniem zaokrąglonym. Koń idący na trzech nogach wzbudzi podejrzenia, ale koń idący nieregularnie, czy tylko 'tykający' głową w kłusie? Nie potrafią tego ocenić i ciężko oczekiwać żeby potrafili.
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
24 stycznia 2020 12:24
Moi rodzice też patrzyli na odległość jak byłam dzieckiem, ale 1x w tygodniu tata dzielnie mnie woził.. 1h w korkach wrocławskich w jedną stronę (bo dojazd na jazdę w tygodniu w godzinach szczytu). A z koniem miałam tam do czynienia tyle co wsiąść, pojeździć i oddać konia dalej, kolejnej osobie. A później mnie zawozili za Wrocław do stajni m.in. z końmi wyścigowymi i w zasadzie.. dobrze, że była ogarnięta instruktorka, a mnie ominęło "koniarkowanie", bo przyszły widły 😁 Do rodziców nie mam żalu, ale też to było 15 lat temu - dostęp do internetu mniejszy, jak ktoś nie ma doczynienia ze środowiskiem to trudniej było. Teraz, w dobie masy instagramów i np. kanałów na yt nie jest problemem poświęcić 1-2h (np. łącznie w tygodniu) żeby wstępnie rozeznać się w temacie i dziecka nie narazić na krzywdę, a siebie na.. stratę czasu na dojazd 40 min i płacenie za wątpliwą wartość jazdy (bo nawet grupówkę w 2-5 koni da się naprawdę fajnie poprowadzić pod dzieci-młodzież). Jak już miałabym tracić czas to wolałabym mieć jak najwięcej pewności, że jest to jakiejś wartości i jednocześnie odpowiada dziecku.
Oczywiście, wstępny research zawsze warto zrobić. Ale tu też są pewne pułapki. Kiedyś dostęp do informacji był trudniejszy i trzeba było się wysilić, żeby do nich dotrzeć. Teraz umiejętnością jest szukanie wiarygodnych informacji wśród ton shitu. To nie jest łatwe. Zwłaszcza, że na YT czy instagramach można znaleźć naprawdę wiele 'kwiatków', którymi w żadnym wypadku nie należałoby się sugerować. Zwykle szukając najlepszego miejsca, bez względu na to, o jaką usługę nam chodzi, sugerujemy się opiniami innych, którzy mają z danym miejscem jakieś doświadczenia. Problem w tym, że te osoby często mają wiedzę niewiele większą od nas. Nieprzychylne opinie bywają usuwane. Aż sprawdziłam - stajnia z pensjonatem, który uważam za bardzo kiepski - stajenny ma problem z alkoholem i nikłe pojęcie o koniach, konie całymi dniami potrafią nie wychodzić ze stajni mimo obietnic, że wychodzą, konie rżą jak potłuczone gdy tylko w oddali zobaczą garść siana - bo w boksach nie ma po nim nawet wspomnienia - ma mnóstwo pozytywnych opinii na fb i ocenę 4.5/5. Moim zdaniem naprawdę nie jest łatwo będąc zielonym znaleźć naprawdę dobre miejsce, choć na pewno przy odrobinie chęci da się uniknąć największych patologii.
Jeszcze odnosnie roli rodzicow - sorry, kon to nie pilka czy mata treningowa tylko zywe, czujace zwierze i jak cie jego dobrostan nie obchodzi, to niech twoje dzieci sobie jezdza na rowerze 🙄 porownania do pilki noznej czy karate pomine milczeniem.



Sorry - to do mnie?


To może przeczytaj całość.
Pisałam, że niejeżdżący rodzic zazwyczaj nie jest w stanie ocenić jakości szkółki, bo konie to właśnie trochę bardziej skomplikowany temat...

A i zapewniam, że instruktor karate ma zazwyczaj jednak większa odpowiedzialność na sobie niż instruktor rekreacji. Serio. I karate to dużo bardziej urazogenny sport niż konie. Serio.
I tu się liczy "dobrostan drugiego człowieka w parze"... więc imho to jednak jest porównywalne, szczególnie w kontekście czy rodzic umie ocenić jakość.
Kokosnuss, obecnie koni na wsiach nie ma a jezdziectwo jest malo popularnym sportem i statystyczny kowalski nie ma pojęcia o potrzebach gatunkowych konia. Pies - ma dostać jesc, pójść na szczepienie i odrobaczenie i wychodzić na spacer, niedobrze zeby zostawał dlugo sam w domu. Ludzie to wiedzą. A o tym czego potrzebuje koń nie maja bladego pojecia. Dlatego olx jest pełne obrazkow kucykow-maskotek z wywijającymi sie kopytami. Nie ze złej woli a z niewiedzy. Więc oczeliwanie ze ktos bedzie jechal 50km zeby dać dziecko do nauki tam gdzie konie maja dobrze jest totalnie nierealne. 
smartini   fb & insta: dokłaczone
24 stycznia 2020 21:48
karolina_, nawet w kwestiach psów czy kotów jest mnóstwo mitów i niewiedzy, które odbijają się na dobrostanie tychże, co dopiero w temacie psów.
vanille, spoko, moze ostro, ale dla mnie to jest mocno bulwersujacy temat. I mocno osobisty :kwiatek:

kotbury, nie odnosze sie do zadnej wypowiedzi konretnie, mignely mi przyklady pilki noznej i karate.

Moge wyjsc na ekstremistke, ale podobnie jak w przypadku znecania nad zwierzetami w ramach turystyki (safari na sloniu i inne paskudztwa 😤 ) dla mnie argument "bo nie wiedzialem/nie umialem znalezc informacji/nie znam sie" to zaden argument. Zrozumialy w przypadku jednej wtopy, zdarza sie - ale jak ktos decyduje sie na sport z udzialem zwierzat, to juz nie jest zadne usprawiedliwienie. Tyle ode mnie.

I jak widze, w jakich warunkach pracuja czasem konie w rozwinietym, bogatym kraju jakim jest Holandia to mi sie noz w kieszeni otwiera i niecenzuralne slowa cisna na usta 😤 Z kilkudziesiecu szkolek w okolicy Rotterdamu znam dwie, gdzie do kulawych koni w ogole wola sie weta (!).

A tak jeszcze odnosnie widzenia kulawizn, moj facet np. jest konsko laikiem kompletnym, ale jak najbardziej widzi, ze ten a tamten kon ucieka lewym biodrem czy skraca wykrok etc. Ludzie z reguly nie widza tego, czego nie chca widziec. A wiekszosc rodzicow nawet nie wysiada z samochodu, odwozac dzieci, wiec jak maja cos widziec? To w duzej czesci nie jest kwestia wiedzy, tylko literalnie w dupie mania dobrostanu zwierzat.
smartini   fb & insta: dokłaczone
24 stycznia 2020 22:00
Wg mnie ciężko oczekiwać, że laik magicznie nauczy się meandrów opieki nad koniem skoro ich właściwi opiekunowie (pracownicy stajni, instruktorzy, właściciele itp) się o nie nie troszczą i prezentują swoje zachowanie jako normalne.
Winowajcami są Ci ludzie, nie rodzice dzieci, które rekreacyjnie jeżdżą konno. I to te osoby należy winić, piętnować i to one muszą się zmienić.
Jak dla mnie cieżko być specjalista od wszystkiego. Istnieje jednak jakieś zaufanie społeczne i uznajemy, ze ktoś w swojej działce ma większa wiedzę od nas i wierzymy, ze oddajemy sie w dobre ręce. Kompetentne. Zwłaszcza, jeśli tak głoszą opinie. Jeśli np. Lekarz ma dobre opinie w internecie to wierzymy, ze tak jest naprawdę. Cieżko by było przy każdej wizycie przygotowywać sie wcześniej z anatomii, fizjologii, patologii i jeszcze paru innych rzeczy. Idziemy wszak do kogoś, kto sie zna (albo przynajmniej powinien). Tak samo jest z końmi i wszelkimi innymi usługami. Wierzymy, ze ktoś sie zna, ze jest kompetentny, wie co robi. Oczywiście fajnie zrobić jakiś rekonesans, przynajmniej raz na jakiś czas poobserwować jak wyglądają zajęcia ale moim zdaniem nie ma bata, żeby ktoś na sucho z internetu dowiedział sie wszystkiego i umiał wszystko ocenić. Twój facet widzi takie rzeczy, może jest opatrzony lub ma jakiś talent. Wielu kulawizn nie widza nawet osoby mające duże doświadczenie. Czasem to naprawdę subtelności. Czasem widać na pierwszy rzut oka, ze coś nie gra. A czasem wymaga wiedzy lub wprawnego oka, czasem pewne rzeczy czuc najlepiej z siodła. Mi zdarzało sie zsiadać z konia po chwili stępa lub pierwszym kłusie, bo czułam, ze coś jest nie tak. Koń po wnikliwej obserwacji okazywał sie kulawy. Co gorsza w kilku przypadkach osoby prowadzące mi jazdę nie wyglądały na szczęśliwe z powodu tego, ze sie zorientowałam bo brak jazdy = brak opłaty za nią. Trochę musiałam pojeździć by zacząć pewne rzeczy wyczuwać z siodła lub obserwować z zewnątrz. A i tak na pewno istnieją rzeczy, które mi umykają. Nawet nie chce myślec ile kulawych koni nieświadomie jeździłam przez cała godzinę. Przykro mi z tego powodu ale sama sie przekonałam, jakie bajki potrafią tworzyć pracownicy branży rekreacyjnej. A ze na początku pojęcia nie miałam to nawet bym nie pomyślała, ze ktoś próbuje wciskać mi kit. Nie przyszło by mi do głowy, żeby jako laik podważać słowa osoby, która na koniach "zeby zjadła". Bo człowiek naiwnie zakłada, ze zwłaszcza w pracy ze zwierzętami ludzie są wyczuleni na ich potrzeby i jako miłośnicy i znawcy tematu nie dopuściliby do pewnych sytuacji. Rzeczywistość bywa inna.
Tylko wiecie, ośrodek rekreacyjny to biznes. Powodzenie biznesu zależy głównie od lokalizacji.
Vanille, kulawizny w rekre to jest ciezki temat, bo kto wie ile tych koni kuleje bo kuleje a ile kuleje od kiepskiej reki jezdzca lub braku akceptacji kontaktu (bo zeby taki kon akceptowal kontakt to pare jazd w tygodniu musiałby ktos ogarniety jezdzic). Trzebaby za kazdym razem rozsiodlac, zdjąć oglowie i sprawdzić na kantarze a i efekty takiego sprawdzania moglyby byc nieprzyjemne dla klienta
Ja też uważam, że czepianie się rodziców jest mocno na wyrost. My jako właściciele koni ciągle się uczymy, zdobywamy wiedzę latami i co raz to wychodzi, że czegoś jeszcze nie wiemy, że coś jeszcze można inaczej, lepiej itp. I mnóstwo osób ma odczucie, że im więcej czasu spędza z końmi, tym wyraźniej widzi, jak wiele jeszcze nie wie. A co ma zrobić rodzic-laik? On chce, żeby dziecko się dobrze bawiło, miało zajęcie, rozwijało zainteresowania. Nie musi sam stać się specem od jeździectwa i naprawdę ciężko tego wymagać.
Moi rodzice w swoim poczuciu interesowali się tym, co ja robię w stajni. Zdarzało im się przyjechać, wchodzili do stajni, oglądali konie, parę razy byli na jeździe i oglądali. Ale! Ponieważ nie posiadali totalnie żadnej wiedzy o koniach, to bardzo szybko zaczęli pytania o koniach zadawać... mnie. Tak jest zresztą do dziś, ale wtedy, kiedy byłam nastolatką, która dopiero się uczyła, a wiedzę czerpałam od instruktorów - to ja przyjmowałam za pewnik to, co mi powiedzieli, a moi rodzice za pewnik to, co ja przekazałam im. Gdyby instruktorzy nakładli mi do głowy głupot, to takie głupoty przekazałabym rodzicom, a oni by uwierzyli. I ciężko byłoby ich za to winić. Zresztą mimo że często rozmawiamy o koniach, lubią o nich słuchać, szczególnie o kwestiach związanych z zachowaniami koni itp., to np. do dziś nie rozumieją, po co mi trener. I nie da rady tego wytłumaczyć. Pozostali na poziomie, że jeśli ktoś jeździ w trzech chodach w tym kierunku, w którym chce, i nie spada, to znaczy, że umie jeździć. Trener jest potrzebny w dwóch przypadkach - jeśli ktoś dopiero się uczy albo jeśli jest sportowcem. Pomiędzy - nie wiadomo po co. Tak samo wszelkie kwestie techniczne związane z jazdą są dla nich czarną magią i w ogóle ich to nie interesuje. I moim zdaniem to jest i zawsze było w porządku. To ja jeżdżę konno i ja mam to wiedzieć, nie oni.
Ja tutaj zgodzę się z kokosnus. Nie trzeba być nie wiem czym, by zobaczyć że konie (lub inne zwierzęta) bardzo cierpią. Nawet nie mówię o subtelnościach, małych problemach. Ale jeżeli konie są zagłodzone np. to wyraźnie widać. Niestety zasadniczo taki obraz klientów nie odradza. Rodzicom, to się bardziej dziwię, że spokojnie obserwują brykające konie pod ich dzieciakiem i sytuacje niebezpieczne. Z drugiej strony, dzieciaki też często nie mówią, co się dzieję, bo się boją, że je rodzic więcej do koni nie puści i rodzice nie patrzą. Z trzeciej strony raz w życiu tylko widziałam zagłodzonego hucuła (w skali 1-9 tak na 2), znajoma była tak zbulwersowana, że to zgłosiła. W odpowiedzi weterynarz prowadzący napisał, że wszystko jest w porządku. Zatem, jak tutaj ma coś się zmienić, jeżeli klienci nie zaczną bardziej się interesować. Myślę, że fajnie, jeżeli te fajne miejsca znajdą sobie czas na tłumaczenie różnych kwestii - i klienta edukować.
Murat-Gazon, hahaha, tez uwielbiam taka reakcje ludzi nie w temacie na wiadomość, ze jade na trening/jeżdzę z instruktorem. Zdziwienie, ze po tylu latach dalej nie umiem jeździć 😀
Ogólnie uważam, ze domorośli specjaliści bywają jeszcze gorsi niż osoba totalnie zielona. W każdej dziedzinie 😀 nie fair jest, ze niektórzy ta "zieloność" wykorzystują wciskając banialuki.

Unity, popierania skrajnej patologii gdzie jest syf, smród, kulawe w pień, zagłodzone konie oczywiście nikt nie popiera! Bo tu specem być nie trzeba! Ale przynajmniej w swojej okolicy nie znam juz tego typu stajni. Teraz te patologie bywają dużo lepiej ukryte moim zdaniem, takich mega zaniedbanych miejsc jest chyba coraz mniej i jak sie trafia to dość szybko robi sie afera na pół internetu
Facella   Dawna re-volto wróć!
25 stycznia 2020 09:09
Trochę w temacie rekreacji, co [url=https://www.facebook.com/stajniawecanwewill/photos/a.754400751286821/2829479503778925?type=3&sfns=mo)]to jest za wynalazek[/url]?
Gumy do stabilizacji nogi i generalnie całego ciała. O ile dobrze pamiętam, bo kiedyś widziałam.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
25 stycznia 2020 10:03
Niewłaściwie użyte. Wystarczy spojrzeć na sylwetkę jeźdźca. Pewnie stawy skokowe bolały potem przez tydzień 😀
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
25 stycznia 2020 11:07
To skoro jesteśmy przy podobnym temacie. 😉
Wkurzają mnie dziewuszki z fanpejdżami/instagramami, które staja się super-pro-guru jeździectwa i mają bardzo duży poklask wśród swoich fanów, którzy gotowi są bronić każdej "racji" i są przekonani o wielkiej słuszności działań takiej osoby.
A wszelka, nawet konstruktywna krytyka spotyka się ze ścianą oburzenia..
Moon   #kulistyzajebisty
25 stycznia 2020 11:10
Pati2012, patrz: fanpage z postu Facelli... 🤣
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
25 stycznia 2020 11:13
Moon no właśnie, moje nawiązanie  wcale nie jest zupełnie przypadkowe  🤣
Też mnie ostatnio dziwiło, że jakieś nastki bez pojęcia maja po naście tysięcy na tym instagramie, a jak ktoś coś sobą reprezentuje, ale nie wypisuje dyrdymałów i nie chwali się nowymi szmatami, to bez echa przechodzi 🤣 Toż jedna z tych dziewuch nawet robiła zrzutkę, by followersi (de facto dzieci) pomogli jej dozbierać na konia 😂 Inna mi mignęła, że koń jej się wiesza, więc aby "odwiesić" tego konia, młodego oczywiście, zatrzymuje i po chwili robi chamskie szarpnięcie z całej siły za pysk. No metoda treningowa rewelacja.
Ja przyznaję, że czasem z nudów pooglądam te dzieciaki, ale żeby to miało jakikolwiek walor dydaktyczny, czy nawet estetyczny, to nieee.
Oj tam ja najbardziej lubię sobie poczytać bloga osoby, którą znam od lat, jej koń stał w tej samej stajni co mój. Blog pełen frazesów o szacunku do koni, prawidłowym treningu, żywieniu i dobrostanie koni. A życie skrzeczy by nie powiedzieć wyje jak łożysko przed kompletnym rozsypaniem się....Fanów setki są za to.
Facella   Dawna re-volto wróć!
25 stycznia 2020 12:12
Moon no właśnie, moje nawiązanie  wcale nie jest zupełnie przypadkowe  🤣

Zarówno fanpage jak i osóbka go prowadząca są dość kontrowersyjne...
Ja takich profili nie czytam, ale jestem w sumie "na bieżąco" dzięki moim sekcyjnym dzieciakom, ponieważ one siedzą na instagramie oraz fejsbuku i nabijają się z głupot. Czasem konstruktywnie kogoś zhejtują 😉 Dla mnie hitem jest jedna z takich "guru", notabene moja dawna znajoma, która wygłasza między innymi, że koń w nachrapniku nie spieni się i nie może przeżuwać.  Sama pokazuje swoje zdjęcia i filmiki "zebranych" koni, które idą na dłuuugiej wodzy z głową w dole i prostą jak decha szyją. I wiele wiele innych kwiatków. I niestety ma rzeszę fanów w realu i internecie...
A żeby nie być gołosłownym, to na instagramie jest to profil jezdziectwobeztajemnic, czy coś w tym stylu.
Ja takich profili nie czytam, ale jestem w sumie "na bieżąco" dzięki moim sekcyjnym dzieciakom, ponieważ one siedzą na instagramie oraz fejsbuku i nabijają się z głupot.


Zazdro, że się nabijają ... Ja patolę jeździecką wychowałam na własnej piersi, że tak to nazwę  😂- moje dzieci (sztuk 2.) oglądają aktualnie "Free rein" ... to jest dopiero jeździecki rak mózgu. Więc siłą rzeczy muszę oglądać z nimi i tłumaczyć/kontrować/pokazywać debilizmy i wcale nie wiem czy to coś da, bo tam jest taka paździerz jeździecka z kategorii "tego się nie da odzobaczyć". A z kulawym polskim tłumaczeniem to już jest naprawdę ciężki cocktail.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się