PSY

dea   primum non nocere
29 stycznia 2020 21:11
Pies mamy, ten co to teraz już emeryt z popsutymi biodrami, jak do nas przyszedł to było widać, że był szkolony. Reagował na różne sygnały, siad, leżeć, aportował tak jak nigdy nie widziałam - przynosił i oddawał - to zresztą szybko udało nam się popsuć 🤣 ale uciekał. Przywołanie nie działało jak tylko cokolwiek go zainteresowało. Wredne my, zamiast dziesięć lat prowadzić go na lince, założyłyśmy mu OE. Trzy użycia, przy pierwszym zgłupiał, ale zadziałała o tyle, że "zszedł na ziemię", zauważył właśnie i przybiegł po ratunek przed tym co go ugryzło w szyję. Oczywiście ratunek dostał 😉 pozostałe dwa już od razu zasuwał do swoich ludzi. Później jeszcze jakiś czas tylko nosił tę obrożę, w końcu zdjęta. Dzięki temu praktycznie natychmiast jeździł z nami wszędzie, pochodził sobie z końmi na tereny, co byłoby niemożliwe na smyczy, pochodził z nami na imprezy na orientację i przeżył naprawdę fajne życie. Nie żałuję tego "pójścia na skróty", bo jemu też było bliżej.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
29 stycznia 2020 21:23
honey, bo OE to pomoc jak każda inna a pewnie to szczypniecie prądem na niskim ustawieniu to lzejsze niz porzadne szarpniecie smyczą (gdybam bo nigdy na sobie nie wyprobowalam). I tak samo to dziala w koniach, mozna zbetonic i krzywdę zrobić oliwką czy halterem a świetnie się komunikować za pomocą munsztuka czy czanki. I wszystko zostało zdemonizowane przez oszołomów metod pozytywnych i bezstresowego wychowania a tak naprawdę to każda pomoc, w psim czy końskim świecie jest tak 'ostra' jak 'ostry' będzie ten, kto jej używa. I dla niektórych psów umiejętne korzystanie z OE to jedyna szansa na uniknięcie całego życia na smyczy bo taki Faraon jak pójdzie w długą to nie wróci a OE go wybije z amoku. No ale już ludzie z tego korzystający są szykanowani. Smutne ale dla koniarza nic nowego ;P


zawsze ktoś się oburzy. Nieważne, czy wsadzisz psa do klatki, czy spalisz mu miskę (tutaj wręcz niekończący się lament  🤣 ), czy też uznasz, że dobrze zastosowana awersja pomoże zrozumieć o co chodzi. (pozdrawiam)
Natomiast, może mam niepopularne stanowisko, mimo, że nie jestem przeciwna, sama stosuję w jakimś wymiarze, uważam, za super narzędzie szkoleniowe, to nie jestem za szerszą "ewangelizacją" takich metod. Pozytywny behawiorysta po kursie online, mimo, że jak nic innego działa mi na nerwy, uważam, że zrobi mniejszą krzywdę niż źle użyta awersja. Ale ja zawsze będę promować najpierw włożenie pracy w psa, zrozumienie go, rozproszenia, różne bodźce, czy co tam sprawia problemy, zanim się po nie sięgnie, jeśli już się sięga.
Słuchajcie... nasza sunia umiera.....
Zdiagnozowano raka kości. Trudno powiedzieć czy są przerzuty, na zdjęciu RTG widać tylko plamy na płucach, które mogą być zwapnieniami, a mogą być też przerzutami.

Kość udowa cała zajęta rakiem.
Opcje są dwie: eutanazja albo amputacja chorej łapy, co może kupić nam kilka mcy, a przede wszystkim jej czas bez bólu...
Teraz jest non stop na sterydach, po których odżyła.

Teściowie twierdzą, że amputacja łapy przyczyni się do jeszcze większego jej bólu i śmierci w cierpieniu. Czy tak faktycznie jest? Ile czasu dochodzi do siebie pies po takim zabiegu? Mi amputacja kończyny jawi się jako dość rutynowy zabieg. Czy długo zwierzak dochodzi po tym do siebie?
Po amputacji mogłaby się jeszcze cieszyć życiem bez bólu, a my moglibyśmy mieć nadzieję, że przerzuty jednak nie wystąpią...

Pocieszcie proszę....
smartini   fb & insta: dokłaczone
30 stycznia 2020 02:26
Meise, jeśli jesteś anglojęzyczna to zajrzyj do wat.ki, jeden z jej Goldenów jest po amputacji właśnie chyba z powodu raka kości, jeśli dobrze kojarzę to prowadzi jakąś grupę na fb dla właścicieli takich psów.
Myślę, że jeśli jest szansa na bezbolesne dodatkowe miesiące to chyba warto. Pytanie ile z tych dodatkowych miesięcy to byłoby 'uziemienie' po amputacji.
Trzymajcie się :kwiatek:
Kastorkowa   Szałas na hałas
30 stycznia 2020 03:32
Meise ja niestety nie pocieszę, ale sama przechodziłam to kilka miesięcy temu i niestety, ale mój wet - któremu ufam całkowicie powiedział, że jak raka widać na kości to znaczy, że przerzuty i są - zazwyczaj na płuca, i pies po prostu się zaczyna dusić w pewnym momencie.

Każdy przypadek jest inny - u nas rak zajął łapę w kilka dni, też mogliśmy próbować amputować, ale przynajmniej w naszym przypadku byłoby to samolubne męczenie psa.

Bardzo mi przykro z powodu diagnozy - to najgorszy syf...
Ściskam mocno
Meise, u mojego hodowcy był taki przypadek u najstarszego psa. Po przemyśleniu za i przeciw podjęłi decyzję o eutanazji, bo życie bez łapy i chodzenie na chemię to jest bardzo dużo dla starszego psa, a życie przedłuży o kilka miesięcy lub 2 tygodnie.

Pewnie wszystko zależy też jaka to rasa i waga psa oraz wiek oraz czy przód czy tył.

Nasza sunia ma 13 lat. Jest już babcią, rak zaatakował tylną łapę.

Nie wiem co robić. Wszyscy mają inne zdanie. Tż eutanazja, ja i jego brat operacja, teściowie, żeby jej dać spokój i podawać sterydy i przeciwbólowe do momentu aż przestanie jeść i wtedy uśpić.
Ja już wczoraj wypłakiwałam oczy u weta, ale cały czas w głupim człowieku tli się nadzieja, że to jednak nie to...
teściowie, żeby jej dać spokój i podawać sterydy i przeciwbólowe do momentu aż przestanie jeść i wtedy uśpić.


To jest akurat najgorszy wybór.
smartini   fb & insta: dokłaczone
30 stycznia 2020 09:12
Meise, to trudna decyzja, trzeba się zastanowić, jaki komfort życia będzie ją czekał po operacji lub na sterydach. My mieliśmy sukę, którą dopadł rak macicy i teoretycznie moglibyśmy ją ciąć ale to by była poważna operacja, długie gojenie a mogłoby przedłużyć życie wg szacunków weterynarzy o mooooże 6 miesięcy przy dobrych wiatrach. Więc może byłyby to 2 miesiące po rekonwalescencji, może wcale. Zrezygnowaliśmy, wyprowadzaliśmy ją na pasie (odcięło jej władzę w tyle) dopóki była radosna i nie odczuwała bólu. Ale nie chcieliśmy dla swojego egoizmu jakby nie patrzeć przysparzać jej dyskomfortu czy cierpienia, uśpiliśmy jak tylko zaczęliśmy podejrzewać (z weterynarzem oczywiście) duże bóle a radość zniknęła.
Spróbuj może napisać to wat.ki, prowadząc grupę dla właścicieli takich psów pewnie zna wiele przypadków, może mogłaby Ci coś opowiedzieć
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
30 stycznia 2020 09:55
Na początku września uśpiłam Bosinkę - dopadł ją nowotwór wątroby. Niestety, rozległy, wg naszego weta prowadzącego (i tych, z którymi konsultowałam również) nieoperacyjny.

Początkowo było nieźle, później zostało włączone leczenie paliatywne, dopóki miała apetyt, chęć na zabawy i po prostu życie była z nami. Pokazała nam dokładnie kiedy trzeba jej pomóc odejść.

Wszystko potrwało 6 miesięcy - od diagnozy do uśpienia. Teraz, z czasem wiem, że pewne syndromy były wcześniej, ale to już nie czas i nie miejsce na takie rozmyślania. Jestem mądrzejsza o kolejne, bardzo bolesne, doświadczenie.

Podobnie jak smartini uważam, że to cholernie trudna decyzja. Myślę, że warto popytać u różnych źródeł co i jak, jednak tak jak napisała moja poprzedniczka, przeanalizujcie dokładnie wszystkie za i przeciw, znacie ją najlepiej, przez co ciut łatwiej będzie Wam ocenić całą sytuację.
Meise, dokładnie jak smartini, pisze, bo bez jednej łapki też trzeba umieć skakać na 3, jest to wysiłek dla pozostałych 3 łap i pytanie czy te łapki są w super stanie w jej wieku bo to mała rasa i nie ma zwyrodnień czy to raczej większy pies dla którego 13 lat to już bardzo dużo?
Jeśli pies swoje waży lub ma nadwagę to nie będzie mu prosto na pewno. Pytanie czy pokonuje schody na codzień czy nie,bo jeśli mieszkacie w domu i ma ogród to też łatwiej, jeśli nie to schodzenie po schodach jest już trudniejsze.
Musisz brać uwagę techniczne aspekty.

Ja miałam taką historię z moim dobermanem, może akurat pomoże w podjęciu decyzji, bo trzeba też pod uwage brać co uważa wet i jakie są rokowania.
Mój doberman ( super hiper aktywny i zdrowy) w wieku lat 12 zaczął kaszleć, pierwszy wet leczył gardło, ale coś mi nie pasowało ( bo on nigdy nie chorował), więc udałam się na uniwerek na kliniki, tam wszystkie badania i od razu do kardiologa. Pani Prof. Pasławska orzekła wyrok : kardiomiopatia i od razu wprost zapytała : usypiamy od razu czy leczymy?
Na co ja prawie zawał, jak to usypiamy? Przecież wesoły pies, okaz zdrowia itp, więc wiadomo leczymy, bo nie mogłam uwierzyć, że on ma chore cokolwiek. Dostał leki i oczywiście była równia pochyła , 6 miesięcy w zasadzie męczarni, bo co z tego że jadł jak nie mógł spać bo co się położył to kaszlał, spał na stojąco, chodziłam na ściąganie płynu z brzucha , co jakiś czas miał ataki niedotlenienia i chodził w takim szale bez świadomości po domu itp. Generalnie on był umęczony, ja też  i naokoło sąsiadki, mama moja ( bo leki moczopędne brał więc każdy kto miał klucz od mojego mieszkania to z nim chodził na siku kiedy tylko mógł jak byłam w pracy) . Teraz po czasie, myślę że powinnam uśpić wtedy kiedy prof zapytała wprost i bez ogródek,ale miałam nadzieję że na lekach będzie normalnie żył.

Psa mojej znajomej również dopadł rak kości w tylnej nodze. Niestety, ale to kolejna historia bez "cudu".
Pies duży, ponad 30kg. Podjęli decyzję o amputacji łapy. Pies dość szybko nauczył się bez niej funkcjonować, chociaż oczywiście wymagał pomocy (szczególnie, że mieli do pokonania schody przy każdym spacerze). Niestety dość szybko (ok. 2 tygodnie po operacji) okazało się, że są przerzuty. Do tego organizm jednak osłabiony po operacji, narkozie, etc. Pojawiły się problemy z oddychaniem, z pracą serca, neurologiczne. I trzeba było pozwolić mu odejść. Teraz mówią, że trzeba było tę amputację jednak odpuścić.


A ze swojego doświadczenia mam podobną historię, ale na tle niedoczynności nerek. Wszyscy z perspektywy czasu uważamy, że zbyt długo czekaliśmy z decyzją o ostatecznym rozwiązaniu, ze długo "ratowaliśmy" i dołożyliśmy Perełce dodatkowe cierpienie.

Z drugiej strony rok temu pod znakiem zapytania była sytuacja z Nikusią, kiedy odjęło jej władzę w tyle, włącznie z problemem w oddawaniu moczu i kału. I było rozważane, co jeśli procesy fizjologiczne nie wrócą do samoczynnego działania. Ale tutaj mamy szczęśliwe zakończenie - wielka zasługa w tym mojego Taty, który poświęcił ogrom czasu i cierpliwości na opiekę nad jamniczkiem i nad rehabilitacją. Obecnie jamniczka chodzi sama, nawet czasem próbuje podbiegać, czasem przynosi zabawki  😍 . Nie wejdzie samodzielnie na wyższy krawężnik, często się potyka czy pupa "klapnie" o chodnik, ale jednak jest tak, że weterynarze są bardzo pozytywnie zaskoczeni jej stanem.
ushia   It's a kind o'magic
30 stycznia 2020 10:42
meise - nikt nie podejmie decyzji za Was i nikt nie powie jak na pewno bedzie lepiej
Wy znacie psa, widzicie go na codzien, wiec Wy musicie ocenic w jakim jest stanie, na ile ma sily i checi, co da rade zniesc a co nie
moim prywatnym zdaniem lepiej jest uspic tydzien za wczesnie niz dwa dni za pozno, bo dobre zycie, bez bolu i cierpienia to jest nasz obowiazek wobec zwierzat

inna historia bez cudu - znajomy mial starenkiego malinosa - w swietnej kondycji ale milionletniego  - nie decydowali sie na amputacje, pies dostawal cbd, chwile funkcjonowal, ale uspic i tak bylo trzeba bo przestalo wystarczac

wspolczuje bardzo  🙁
Moja suczka miała epizod z odrastającym guzem na łapie, nawet tutaj pisałam; jeden wet sugerował amputację łapy, bo ponoć były zmiany na kości, ale ciężko było ocenić czy to nowotwór czy po prostu guz nacieka i zaburza obraz. Finalnie guz nie wrócił, obraz rtg jest czysty.
Nigdy nie zdecydowałabym się na amputację przedniej łapy u starego psa, tak jak dziewczyny piszą - to jest obciążenie na pozostałe łapy, kręgosłup, sama operacja i rekonwalescencja to potężny stres dla organizmu, narkoza jest ryzykiem że serce nie wytrzyma itp. Póki pies się czuje dobrze, ma apetyt, wygląda ok to super; myślę, że to po psie po prostu też już widać, że nie ma siły walczyć dalej. Poza tym przy raku praktycznie zawsze są gdzieś przerzuty u zwierzaków, zresztą co też dziewczyny wspomniały, amputujesz łapę a wyjdą płuca, krtań, narządy wewnętrzne itp
Ech, myślałam, że jednak utwierdzicie mnie w przekonaniu, że operacja to dobry pomysł, że warto, że to nadal kilka miesięcy. Nie wiem czemu, ale mam wyobrażenie, że taka amputacja nie jest bardzo poważna i zagoi się jak na przysłowiowym psie... I Wikusia będzie jeszcze chodzić z nami na spacer na trzech łapkach...
Ale ona już stareńka i w kiepskiej formie, nie mam pojęcia kiedy to się wszystko stało. Kiedy się tak postarzała.
To jest takie bolesne.
Bardzo schudła, ważyła kiedyś 16,5 kg, teraz ledwo 12.

Brzydko pachnie... rakiem. Poprzedni pies tż wydawał taki sam zapach jak zachorował na raka.

Skąd to gówno się bierze...

Pies mieszka w domu z ogromnym ogrodem, nie musi chodzić po schodach.
Meise, myślę, że poniekąd sama sobie odpowiedziałaś tym postem, ale oczywiście kluczowe jest co mówi lekarz w kwestii ewentualnych przerzutów jak i ryzyka samej narkozy przy operacji, bo to jednak amputacja kończyny.
smartini   fb & insta: dokłaczone
30 stycznia 2020 13:50
Meise, Psy przeważnie 'znikają w oczach', chorobliwa starość nie trwa jak u człowieka kilka lat a kilka miesięcy. Objawy są trudno zauważalne i bardzo często jak po psie widać, że chory to już jest dużo za późno. U nas to też było dosłownie kilka miesięcy, od suczki wprawdzie posiwiałej ale w pełni zdrowej do stanu, w którym najlepszą opcją było uśpienie minęło może 5-6 miesięcy. Inne psy z resztą to samo, tak po prostu jest. I jak brutalnie i przykro to nie brzmi - za te piękne chwile z nimi zasługują na odejście bez bólu i cierpienia.
Nasz Korsa np nie rozumiała czemu nagle nie może do nas rano podejść i się przywitać bo tylne łapki już całkowicie nie działają, czemu nie może się pobawić. I to było po niej widać i to był sygnał, że już czas. Bo zwyczajnie cierpiała, jeśli nie fizycznie to psychicznie bo jej życie diametralnie się zmieniło.
Rozumiem...

Ja wczoraj się mocno pokłóciłam z tż jak wracaliśmy autem od teściów, że optuje za eutanazją bez dania jej szansy. On powiedział, że pamięta aż nazbyt dobrze jak było z poprzednim psem, jak bardzo cierpiał.

Teraz już zaczynam rozumieć... niestety cała rodzina musi tutaj się zgodzić na jedno rozwiązanie.

Kastorkowa   Szałas na hałas
30 stycznia 2020 14:02
Meise niestety, ale przy raku kości decyzja zawsze raczej jest jedna.. Tak jak mówiłam, jak widać na kości to przerzuty są na pewno już.
U nas Tor zaczął utykać na przednią łapę po jednym spacerze gdzie poszalał- pierwsze podejrzenie i diagnoza naprawdę dobrego psiego ortopedy, że nadwyrężony mięsień nic więcej nie widać poza malutką "kropeczką" na kości, ale to mogło wtedy być wszystko, jakiś artefakt.  Więc zalecenie fizjoterapii i kontrola za 2 tygodnie. Po pierwszych zabiegach nie było poprawy (a praktycznie zawsze jest po pierwszych taka nagła duża poprawa) to było martwiące, coraz bardziej nie chodził na tej łapie i zaczęła mocno obrywać tylna w której było robione więzadło tta rapidem i było niebezpieczeństwo, że to puści bo to jednak 50 kg psa było.
Po szybkiej konsultacji zrobiliśmy kontrolę dużo wcześniej bo po 3 dniach... i ta mała "kropka" zajęła całą kość, i przerzuciła się na płuca.
Był to dla nas straszny cios, ale w momencie diagnozy nasza decyzja była podjęta. Nie dałby rady bez przedniej łapy, a i tak w końcu zacząłby się dusić.
Dostał mocne leki na dwa dni i po dwóch dniach się pożegnaliśmy, ale chociaż leki ulżyły mu na te dwa dni na tyle, że na swoim ostatnim spacerze szedł dumnie z uniesioną głową i wrócił mu na chwilę błysk w oku.

Decyzja bardzo trudna i niby to było 8 miesięcy temu tak pisząc ten post się popłakałam.
Nie ma większego syfu niż to.

Kastorkowa, straszne, myślisz kontuzja, a tu coś takiego.
Meise, trudna decyzja , trzymaj się jakoś.

Perlica, dzięki, ciężko jest. Dziś nie jestem w stanie pracować, tylko myślę i myślę... oglądam zdjęcia jak była w pełni sił..

Kastorkowa, strasznie przykra historia... w dodatku że to paskudztwo się tak błyskawicznie rozwinęło... Ból po stracie tych najukochańszych zwierząt chyba nigdy nie mija.

Ja tak strasznie się boję ropnia u królików (dla nich to poniekąd jak nowotwór, bo potrafi się przenieść na organy wew, odnawia się, itd.), że niemal codziennie sprawdzam łyżwy żuchwy i ogólnie podczas głaskania i tulenia "badam" całego króla.

Ale plamka na nodze.. masakra. U nas cała łapa zajęta rakiem, wygląda to tragicznie źle.
Kastorkowa   Szałas na hałas
30 stycznia 2020 14:26
Perlica dokładnie, i jeszcze to jak szybko to się wszystko stało, w tydzień zawalił mi się świat bo może on miał 10 lat ale zdrowiem i zachowaniem to był rączy dzieciak i nikt nawet nie myślał, że w najbliższym czasie będziemy musieli się pożegnać. O tym jak to zadziałało na drugie psa nawet nie powiem - one to jakoś czują i suka od początku zrobiła się smutniejsza tak naprawdę po tym jak wróciliśmy bez niego w tamten dzień całkowicie ją odcięło i jestem spokojnie w stanie stwierdzić, że wpadła w depresje. Spędziła z nim całe swoje  choć może krótkie bo 2,5 letnie życie , ale on ją jednak wychował. To było chyba dla mnie najtrudniejsze, patrzenie na nią jak ona się czuję, i jak sama miałam ochotę zniknąć gdzieś na chwilę pod ziemią tak musiałam jej to zrekompensować i się zająć nią. To jest dla mnie niesamowite jak zwierzęta odczuwają takie rzeczy.
Nikomu nie życzę żeby kiedykolwiek usłyszał taką diagnozę dla swojego psa.
Meise moja mam próbowała walczyć o buldożkę z chłoniakiem, chemia itd. Z perspektywy czasu uważa, że powinna dużo wcześniej uśpić psa, że takie przeciąganie tak naprawdę jest tylko dla naszego komfortu psychicznego  bo piesek żyje - ale co to za życie...
Ja byłam w takiej sytuacji dwa tygodnie temu, chodziło o życie mojego ukochanego konia. Koń był w klinice, wet był za eutanazją, ale powiedział, że jeśli będę bardzo chciała on może próbować go ratować, ale szanse są praktycznie zerowe i obarczone cierpieniem konia. Pozwoliłam mu odjeść i uważam, że była to bardzo dobra decyzja, zasnął przy mnie spokojnie... Niestety nie zmienia to faktu, że dziura w sercu jest.

Trzymajcie się  :kwiatek:
mils   ig: milen.ju
30 stycznia 2020 15:46
My operowaliśmy naszego sznaucerka miniaturowego, miał 9 lat, nowotwór śledziony, przerzuty na wątrobę. Nie wybudził się już. Zaraz miną 3 lata, a cała rodzina zgodnie twierdzi, że nie zrobilibyśmy tego kolejny raz. Po operacji rekonwalescencja, leki, chemia zapewne - no nie. Nie, gdy rokowania są słabe. Pies nie powie, że źle się czuje, że jest obolały i do tego nie rozumie dlaczego tak jest. Ludzie jak walczą z rakiem, to mają świadomość walki o życie, zaciskają zęby i znoszą ile trzeba. Pies po prostu nie rozumie. Dla mnie to wystarczający argument.
Ja niestety jestem zdania, ze podtrzymywanie przy zyciu terminalnie chorych zwierzat jest tylko ludzka zachcianka. Te zwierzeta nie maja emocjonalnej potrzeby przedluzenia swojego zycia, za to na pewno odczuwaja bol i stres z nim zwiazany. Jezeli by w gre wchodzily lata zycia w komforcie, to jasne, ale w przypadku kilku miesiecy...
Meise, amputacja łapy dla psa, którego zżera rak kości jest dla niego wybawieniem. Przestaje w końcu boleć.
Natomiast nie mogę się odnieść do całości, bo jest zbyt chaotycznie jak dla mnie 🙂
To samo nam wet powiedział. Że będzie to wybawienie od bólu.

Ja mam potworny mętlik w głowie. Jeżeliby to ode mnie zależało, to pies byłby już po operacji. Bo ja wierzę, że jeszcze mogłaby mieć przed sobą słoneczne dni bez bólu.

Ja już nic nie wiem...
madmaddie   Życie to jednak strata jest
30 stycznia 2020 18:19
Meise - tak jak jest po prostu nie może zostać. To męczenie zwierzaka, nawet jak dostanie środki przeciwbólowe.
Operacja - tutaj powinien ocenić wet jak wygląda kwestia ryzyko/korzyści.
Z perspektywy osoby, która usypiała chorego psa - żałuję, że zrobiłam to tak późno. Obraz wymęczonej suki będzie ze mną chyba do końca 🙁
Nasi sąsiedzi właśnie pożegnali w tym tyg swojego psa z powodu raka kości - suczka miała już 15lat do tego była dość ciężka(owczarek), jest nam wszystkim bardzo ciężko naszi Panowie byli bardzo z nią związani. Trzymaj sie!
Wojenka   on the desert you can't remember your name
30 stycznia 2020 22:47
Ja w sobotę pożegnałam 12,5 letnią szkotkę. Mocznica, wielki guz na wątrobie. Sytuacja robiła się beznadziejna, ale ona miała tak wielką wolę walki, tak bardzo chciała jeszcze żyć... Sama się upominała w określonych porach, że czas na kroplówkę. Oczy miała bystre, rozumne. 10 razy dziennie myślałam, że to koniec i 10 razy dziennie dawała nadzieję, że wygra z mocznicą. Niestety,nie udało się. Walka trwała miesiąc. Patrzyłam, czy da mi znak, że już chce odejść. Ale ona nie poddawała się.
Zawsze jest strasznie przykro.

Zmieniając temat, chciałabym polecić film Togo, oparty na prawdziwej historii. Fajnie pokazuje oddanie psa pracującego. W filmie jest to pies zaprzęgowy, ale to także doskonałe odniesienie do wszystkich psów w służbie człowieka.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się