Sprawy sercowe...

Lov   all my life is changin' every day.
03 grudnia 2019 21:09
bajaderka-zorro, tak z drugiej strony - ja rozstając się z byłym też wyprowadziłam się na tydzień, żeby przemyśleć sytuację. Jak wróciłam, to on już też wiedział, że decyzja podjęta. Ale akurat to wynikało z jego wątpliwości średnio raz na 3 miesiące, przez ostatni rok 😉
Chociaż nie powiem, ukłuło mnie ostatnio, jak sobie nowy związek na fejsie ustawił, wiem, głupota 😁 ale, żeby było śmieszniej, dobry rok mnie przekonywał że "albo ze mną, albo z żadną", bo to serio ciężki psychologicznie przypadek był. Rozstaliśmy się w połowie listopada, i jak się okazało, w styczniu już nowa była 😁
Jak spędzacie wigilie, u siebie czy u rodziców ? Mama TŻ zaprosiła nas na wigilię u siebie, głupio odmówić ale zawsze spędzałam ze swoją rodziną no i mam zagwozdkę... 🙇
kolebka, jak byliśmy razem, to jechaliśmy na wigilie do matki T. (też mieszkała w Warszawie), a później się zbieraliśmy i jechaliśmy do moich rodziców (120 km). U moich rodziców zostawaliśmy na noc, spędzaliśmy z nimi pierwszy dzień świąt i wieczorem wracaliśmy do Warszawy. Drugi dzień świąt u Babci T.
U mnie na zmianę, raz wigilia i 1-szy dzień świat u mnie, reszta u niego, za rok na odwrót. Ale u nas te święta też trochę po macoszemu, aby odbębnić, nikt żali nigdy nie wylewa.
W naszą pierwszą wigilię byłam u swoich rodziców, potem jechałam do M, w drugą byliśmy u jego rodziców, a u moich w drugi dzień świąt na obiedzie, w kolejną u moich na wigilii, u jego drugiego dnia. W tym roku wigilię spędzamy sami, do jego rodziców wpadniemy drugiego dnia, do moich jakoś po nowym roku. Z tym że my zupełnie nie religijni i niezbyt 'rodzinni'.Nasze rodziny mieszkają 30km od siebie.
Przed ślubem każdy jeździł do swoich rodzin. Też byłam zapraszana, ale odmawiałam, bo moja rodzina daleko i nie dało się tego pogodzić. Teraz jeździmy na zmianę co roku.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
06 grudnia 2019 13:59
My robimy święta od lat u siebie. Pierwszy i drugi dzień świąt robimy na zmianę - jeden rok u ciotki męża (jego ostatnia rodzina), drugi u mojej babci. A potem w styczniu u babci drugie święta - prawosławne.
smartini   fb & insta: dokłaczone
06 grudnia 2019 14:15
Ja mam do domu prawie 500km więc siłą rzeczy znacznie rzadziej widzę się z rodziną niż P także póki co Wielkanoc spędzamy u jego rodziców (w tym roku nawet moja mama przyjechała), na Boże Narodzenie jedziemy do mnie, weekend przed wyjazdem zapraszam jego rodziców teraz na obiad.  Na ten moment taki układ jest z przyczyn różnych i różniejszych, jak to się będzie rozwijać z czasem to nie wiem ale no odległość robi swoje, nie spędzimy na raz świąt w obu miejscach, nie ma szans (no chyba, że kiedyś w końcu skończą A1 albo pociągi zaczną latać :P)
bajaderka-zorro   But who to fuck am I to dare to accept?
07 grudnia 2019 12:20
bajaderka-zorro, tak z drugiej strony - ja rozstając się z byłym też wyprowadziłam się na tydzień, żeby przemyśleć sytuację. Jak wróciłam, to on już też wiedział, że decyzja podjęta. Ale akurat to wynikało z jego wątpliwości średnio raz na 3 miesiące, przez ostatni rok 😉
Chociaż nie powiem, ukłuło mnie ostatnio, jak sobie nowy związek na fejsie ustawił, wiem, głupota 😁 ale, żeby było śmieszniej, dobry rok mnie przekonywał że "albo ze mną, albo z żadną", bo to serio ciężki psychologicznie przypadek był. Rozstaliśmy się w połowie listopada, i jak się okazało, w styczniu już nowa była 😁


U Nas właśnie wszystko było ok, aż chyba za dobrze 🙂 Kilka m-cy temu pojawiła się ruda panna i się pozmieniało. Na szczęście już tego nie przeżywam tak bardzo, wkurzało mnie tylko, że laska miała jakiś problem ze mną i wstawiała na media społ. teksty z aluzjami do mnie i do mojego związku z byłym, haha 😀 No, ale zjebałam byłego, bo myślałam że może o mnie przy niej gada i po tym teksty się skończyły. Przy okazji wyszło, że mój były to oszust i to co mi opowiadał, zapewniając mnie że to 100% prawdy, prawdą nie było, samo wypłynęło, bo świat jest dosyć mały, jak się okazuje. I w sumie dzięki temu, że kłamał, a ja dowiedziałam się prawdy, jakoś łatwiej mi się było pogodzić z rozstaniem 😉 Teraz zabieram się za siebie i mam go głęboko w tyle.
Lov   all my life is changin' every day.
08 grudnia 2019 19:11
bajaderka-zorro, ja rok przed rozstaniem już byłam spakowana i jedną nogą w drzwiach - były zaczął płakać 😁 serio, tak jakoś histerycznie, że stwierdziłam, nie no, zależy mu przecież! A potem nadskakiwałam, byle było dobrze 😉 a człowiek to jednak głupi jest 😁 Dasz radę, teraz byle do przodu 😉
galopada_   małoPolskie ;)
09 grudnia 2019 05:28
My wigilię spędziliśmy długo w swoich domach, pierwszy dzień świąt u mnie, a drugi u B. Teraz z racji pracy w święta zmieniło się tylko to, że jeden z dni tu, drugi tam w zależności jak wypadną dyzury 😉 w tym roku odpada nam wigilia 😉 ale u nas całą logistykę  ułatwia 30km odległość między naszymi domami rodzinnymi 😉
kolebka, u nas też na zmianę. W tym roku Wigilia i poranek 25.12 u rodziny mojego TŻ, potem do mojej mamy, a 26.12 na pół dnia do mojego ojca. Rodziny dzieli jakieś 70 km, z czego my mamy jakieś 350 km i do jednej i do drugiej. Więc zawsze mamy święta w trasie🙁 Ale zwykle udaje się obskoczyć wszystkich.

Chociaż powiem Wam, że trochę mam dość tego jeżdżenia.. Niby fajnie, rodzinny czas, ale cholera jedna rodzina leży w kapciach przed kominkiem, druga też, a my latamy tam i z powrotem, ciągle w aucie:/ I potem u "może-kiedyś-teściów" pretensje, że tak krótko, u mamy pretensje, że w ogóle idziemy do ojca, a u ojca pretensje, że wigilie jadamy albo z rodzicami TŻ albo z moją mamą a z nim nigdy. Ehh i wszyscy niezadowoleni:/ A ja już się modlę, żeby 27.12 przyszedł jak najszybciej i żeby było po wszystkim i spokój na rok! W Wielkanoc też w aucie i z podobnymi pretensjami, ale jak jest cieplej to się to jakoś lepiej znosi:P
a nie lepiej co roku cale swieta spedzic u jednej rodziny? Takie jezdzenie ani przyjemne ani fajne. A moze raz zostac w domu?
Ja niby lubie rodzinne swieta ale rownie dobrze nam bylo jak spedzalismy je we dwoje, z hinduskim jedzeniem i przystawkami z Tesco  😁 Szczerze nie mam parcia - robimy co roku tak jak NAM wygodnie - chcemy to jedziemy do rodziny, nie chcemy to zostajemy w domu.
Moje dzieci dzielą święta pomiędzy rodziców.
Jednego roku są u nas, drugiego roku jadą do rodziców synowej.
Nie ma latania pomiędzy domami.
Wszyscy zadowoleni.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
14 grudnia 2019 12:09
U nas przez lata było tak, że jednego roku święta były u brata mojej babci, na drugi rok u nas. Potem, jak moja ciotka wyszła za mąż, przez wiele lat przyjeżdżała z mężem nadal do rodziców. Później te święta rozsypały nam się zdrowotnie. U brata mojej babci nie było windy, a mój dziadek już nie mógł wchodzić po schodach. Potem przyszedł udar i śmierć najpierw mojego dziadka, potem brata babci i od tego czasu właściwie tylko życzenia sobie składamy.
nerechta, szemrana, gdyby obie rodziny dzieliła trochę większa odległość pewnie byśmy tak robili. Ale, że jest to 70 km, to jeździmy. Trochę, żeby nikt nie miał pretensji, trochę - bo jednak żadne z nas chyba nie do końca chce zrezygnować z zobaczenia się "ze swoimi". Ale po cichu liczę na to, że kiedyś sobie zrobimy takie święta "po swojemu", we własnym domu, bez jeżdżenia gdziekolwiek. Chociaż TŻ chyba jeszcze nie dojrzał do tego..
Lov   all my life is changin' every day.
20 grudnia 2019 17:29
nerechta, zazdroszczę 😁

Ja to zawsze byłam antyświąteczna, już rodzice na mnie od dziecka psioczyli, no ale co zrobić, jak mnie ten klimat nie jara... 😉 Teraz tylko gorzej z M., bo on święta uwielbia, i tak bardzo rodzinnie chce spędzać. No i tyle było z moich marzeń na spędzanie świąt gdzieś na Hawajach 😁
Czy mieszkałyście ze swoimi TŻ razem przed wzięciem wspólnego kredytu na mieszkanie ?
My mieszkamy razem dwa lata, ale w moim domu rodzinnym wiec to nie jest takie samodzielne na 100% chociaż ogarniamy wszystko sami, gotowanie, sprzątanie, zakupy itp  Siostra mi mówi, żebyśmy wynajęli coś na rok żeby zobaczyć jak się samemu żyje, ale nie wiem co to by to zmieniło... ?  Jakie macie odczucia w tym temacie ?
smartini   fb & insta: dokłaczone
03 lutego 2020 09:55
kolebka, My mieszkamy ponad dwa lata razem, w moim mieszkaniu więc samodzielnie w pełni. W sumie nie wiem co miałoby się zmienić gdybyśmy mieszkali w większym gronie (prócz tego, że pewnie ja bym gotowała więcej a P więcej ogarniał :P).
smartini  no u mnie rodzina ma trochę podejście, że nie wiem, nie poradzimy sobie i wtedy ja zostanę z kredytem sama  😜  ale z kolei ceny wynajmu w Krakowie mnie skutecznie odstraszają, plus nie wiem jak się pies będzie zachowywał, czy nie zdemoluje pól mieszkania...
szkoda kasy na wynajem.

jakbyscie byli malzenstwem to tez mogloby sie ktoremus odwidziec, zawsze jest taka szansa 🙂 zreszta jak mieszkacie 2 lata razem, no to ja nie widze tu zadnej nowosci jednak 🙂
My mieszkamy razem dwa lata, ale w moim domu rodzinnym wiec to nie jest takie samodzielne na 100% chociaż ogarniamy wszystko sami, gotowanie, sprzątanie, zakupy itp 


Jeśli faktycznie wszystko sami ogarniacie to zgadzam się z dziewczynami - inaczej nie będzie w "waszym" mieszkaniu. Tak jak faith napisała, odwidzieć się może zawsze, niezależnie od tego ile i czy na swoim. Ale tak jak mówię, wg mnie tylko i wyłącznie jeśli faktycznie wszystko robicie sami. Ja po ponad dwóch latach związku gdzie też niby "mieszkaliśmy razem" bo całe dnie razem ale jednak w domach gdzie często było ugotowane i posprzątane uciekłam z nowo kupionego mieszkania po pół roku. Bo się okazało, że jak przyszło do bycia faktycznie na swoim to nie wyszło.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
03 lutego 2020 10:14
A jeśli jesteśmy w temacie mieszkania to mam pytanie, co myślicie o wspólnym mieszkaniu w domu rodzinnym jednej ze stron? Poważnie się zastanawiamy nad wspólnym mieszkaniem, jestem jedynaczką, mam duży dom i troche nie widze sensu w braniu kredytu i budowaniu czegoś nowego (czy tam kupowaniu). Do tego dochodzi też dokupienie ziemi, bo ja mam konie, Seba hoduje dynie giganty. U mnie jest i dom i konie i ogród, no i garaż na jego ukochane autko 🙂 Plan jest taki, że nasza będzie góra, wspólne ma być tylko wejście do domu i korytarz. Czy takie rozwiązanie sprawdza się na dłuższą mete? Moi rodzice się nie wtrącają, jestem pewna że to się nie zmieni. seba jest za, bo on ogólnie dostaje duszności na słowo "kredyt" 😀
Robaczek M., ja myślę, że to bardzo indywidualna kwestia. Wszystko zależy od rodziny i stosunków w niej. Ja np. mimo że problemów z moją nie mam nie wyobrażam sobie kompletnie takiego układu. Nawet jak wyprowadziłam się ze wspólnego mieszkania po tamtym związku to wynajęłam na chwilę pokój w centrum miasta (zanim mi się sytuacja ustabilizowała). Nie było mowy o powrocie do domu. Ale znam bardzo dużo takich par, które mieszkają w jednym, dużym domu i super im się to sprawdza (szczególnie przy dzieciach potem, ale w Twoim przypadku coś mi się obija w głowie, że Ty anty-dzieciowa? Jeśli nie to przepraszam 🙂 ). Także myślę, że jeśli Ty jesteś pewna, że będzie ok i Twój facet jest za to czemu nie.
Mamy dwa psy, więc sprzątać trzeba co dwa dni  😁  jedynie co to rachunków nie płacimy osobiście bo co miesiąc przelewamy mojej mamie pieniądze i ona wszystko opłaca, bo też mieszka tutaj.
Gotuję sama, bo nie jem mięsa praktycznie, śniadania wegańskie itp  więc zakupy też sama robię.

Robaczek M.  wszystko zależy od relacji, jak sie dogadujecie wszyscy razem. Fajnie, że macie osobną górę, to jednak daje dużo swobody 🙂 my nawet przy takiej sytuacji nie bralibyśmy tego pod uwagę, bo moja rodzina uważa, ze w domu i koło domu trzeba 24/7 zapie*dalać niezależnie od tego czy jest coś do roboty czy nie 😀  jak to mówi moja mama "odpoczywa się w nocy, w dzień się pracuje"  już nie mówiąc o tym, że jest składowisko śmieci praktycznie wszędzie dookoła domu bo oczywiście "przydasię" np. stara klapa od sedesu  🙇
Mnie by nikt nigdy w życiu już nie zmusił do mieszkania z chłopakiem u rodziców. Nie ważne czy jego czy moich. Nawet jeśli rodzice w porządku i się nie wtrącają. Nie i już. Jestem zdania, że dorosłe dzieci nie powinny mieszkać z rodzicami jak nie muszą, bo to rodzi konflikty tak czy inaczej. Zresztą ja jestem przewrażliwiona na punkcie samodzielności i swojej wolności osobistej i sama myśl, że musiałabym się jakoś dostaosowywać do rodziców budzi we mnie bunt i obrzydzenie  😀
Idealnie ujęłaś moje odczucia w tej kwestii.
Ale może to też zależy od układów z rodzicami, zarówno ja i mój chłopak niemalże uciekaliśmy z domów rodzinnych, bo już nie mogliśmy wytrzymać.
emptyline   Big Milk Straciatella
03 lutego 2020 11:24
To wszystko zależy od relacji i charakterów. Ja bym nie mogła tak mieszkać na stałe ale przykładowo moja znajoma mieszka tak już dobre 5 lat i wszyscy są zachwyceni, s mają nawet wspólną kuchnię. Wydaje mi się, że nie ma na to dobrej rady. Może warto spróbować, wyprowadzić można się zawsze.
U nas na początku było ok, ale z biegiem czasu sytuacja zrobiła się napięta, poza tym chcemy mieć kiedyś dziecko, a nie wyobrażam sobie siedzieć "na kupie"  😂  już widzę ten komitet kolejkowy do złotych rad nt. wychowywania dzieci ... 😉 jeśli ktoś ma możliwość i dobre relacje z rodziną, to uważam że warto spróbować, zawsze to lepiej niż na wynajętym 🙂
Ja od pawie roku mieszkam z partnerem w domu z jego rodzicami. Sprzątamy, pomagamy ile możemy. Jedynie nie gotujemy sami, bo kuchnia jedna i nie bardzo jest sens robić dwóch różnych obiadów. Czasem tylko coś razem z D. zrobimy na obiad, ale z racji,  że rodzice mają zupełnie inne preferencje obiadowe od naszych, to podejrzewam, że gdybym ja chciała gotować, nie zawsze by to pasowało 😉 Każdy ma inny styl gotowania.
Z tym, że u nas takie rozwiązanie ma być czasowe. Nie chcemy tak mieszkać cały czas, bo brakuje nam swobody, decyzyjności, prywatności. Też jestem zdania, że dorosłe dzieci nie powinny mieszkać z rodzicami, niezależnie od tego jak cudowni są Ci rodzice. To jednak gdzieś tam będzie rodziło konflikty. Nawet pokłócić się nie można, bo rodzice słyszą, więc się wszystko dusi w sobie, a to zdrowe nie jest. Czasem krzyknięcie czy trzaśnięcie drzwiami oczyszcza atmosferę, wbrew pozorom.

kolebka też uważam, że szkoda tracić pieniądze na wynajem. Wynajem mieszkania do tanich nie należy, są to pieniądze ładowane w cudze mieszkanie, a przecież można je odłożyć na własne w przyszłości. Dlatego jeżeli warunki w domu są znośne i da się tak mieszkać do momentu aż nie będziecie mieli możliwości na swoje własne, to bez sensu moim zdaniem jest wynajmowanie mieszkania żeby coś sprawdzić. W sytuacji kiedy mieszkacie razem już tyle czasu i większość rzeczy ogarniacie sami, to tak jak dziewczyny wcześniej pisały, nie wiem co się miało by zmienić i z czym mielibyście sobie nie poradzić.

Robaczek M. to już wszystko zależy faktycznie od podejścia rodziców i od was. Jeżeli macie szanse na niezależną kuchnię, łazienkę i pokoje, a rodzice faktycznie dadzą wam swobodę i pozwolą na samodzielność, to może nie było by to głupie. Kredyt to zawsze spore zobowiązanie i ryzyko, a jeżeli masz konie to wiadomo, że trzeba by brać większy kredyt, jeżeli dalej chcesz je mieć pod domem.
Ja osobiście nie wiem czy bym się na coś takiego zdecydowała. Ale ja jakieś 9-10 lat mieszkałam na swoim z byłym mężem i przyzwyczaiłam się do tego, że robię po swojemu, tak jak chcę i kiedy chcę. Jak mi się czasem nie chciało sprzątać to nie sprzątałam i nikt nie miał pretensji. Gotowałam tak jak lubiłam, to co lubiłam, urządzałam dom po swojemu. Bardzo ceniłam sobie tą niezależność i swobodę i w obecnej sytuacji trochę się duszę. Jednak też szkoda nam tracić pieniędzy na wynajem. Uznaliśmy, że to co musielibyśmy płacić za wynajem mieszkania, wolimy odłożyć na wkład własny.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się