Sprawy sercowe...

majek   zwykle sobie żartuję
03 lutego 2020 11:40
Mnie sie mieszkanie z tesciami nie udalo, ale podobno istnieja tacy, ktorym wyszlo. Ja sie nie czulam u siebie przede wszystkim. I meczylo mnie, ze musialam mimochodem uczestniczyc w zyciu codziennym tescia i tesciowej. I na odwrot, oni bardzo aktywnie uczestniczyli w moim. Tez mieszkalismy na gorze, miala byc tylko dla nas, ale tesciowa wpadala tam rozwiesic swoje pranie. 

Nie wiem, co planujecie na przyszlosc, ale trudno jest np. takiej tesciowej w jej wlasnym domu stawiac granice. I zawsze bedziecie traktowani jako dzieci. 
Ale mysle, ze jak bedziecie kupowac wiecej ziemi obok na te dynie, to jak bedzie jakis dramat, to ew sobie na tej ziemi mozecie wybudowac maly domek za kilka lat.
Jak sie wyprowadzilam, to zaczelam nowe zycie.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
03 lutego 2020 12:26
Dzięki dziewczyny 🙂
Myślimy o takim mieszkaniu "u mnie" już od dawna, dom jest duży i jak się postaramy to nie będziemy się z rodzicami widywać. Tylko drzwi wejściowe mają być wspólne, przejście na klatkę schodową. Góra ma być osobnym mieszkaniem (tu np warunek mojej mamy, że musimy mieć osobną łazienkę i kuchnie) i wiem, że moi rodzice tam bez "zaproszenia" nie wejdą. Ogród jest duży, mam miejsce na konie, a Seba spokojnie posadzi sobie dyniaki. Są też garaże, a on kiedyś chce otworzyć taki mały warsztat żeby dłubać po pracy przy samochodach (maniak 😉 ) No i na te wszystkie nasze potrzeby kupno nowej działki w naszej okolicy zrujnuje nas finansowo, a nie chcemy się babrać w duże kredyty. Troszke przy koniach to dla mnie wygoda, bo można gdzieś wyjechać, bo mama się zajmie. A i dziecko podrzuce (jestem troche anty-dzieciowa ale raczej się zdecyduje) 😉
Myślę że zaryzykujemy, duży wkład w górę nie będzie (w sumie trzeba zrobić tylko kuchnie, wszystko inne jest, wymaga tylko ogarnięcia pod siebie).
Pewnie głupio to zabrzmi ale ja sobie nie wyobrażam wyprowadzki z domu 🙂 Sebie też tu pasuje, dobra lokalizacja, wszędzie blisko, do pracy ma 5km.
Jedyne co to kolekcja "przydasi" o jakiej posłała kolebka 😀 doprowadza mnie do szału ale ja regularnie wszystko wyrzucam nawet jak najpotrzebniejsze na świecie 😀 (deska do kibelka też miała się przydać 😀)
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
03 lutego 2020 12:52
Napatrzyłam się na mieszkanie moich rodziców z rodzicami mojego taty (dwa osobne piętra, dwa osobne wejścia, osobne rachunki etc.) no i... nie, po prostu nie.

Mój tata rzeczywiście całe życie był traktowany "jak dziecko", dziadek zawsze wiedział lepiej, nawet jak się postawił to i tak zasadniczo nie dawało to większego efektu. Mama też nie czuła się jakoś komfortowo  w tej sytuacji, szczególnie, że to nie jej rodzice.

Jak dla mnie to delikatnie mówiąc mocno średni pomysł. Niemniej wiadomo, każdemu wg potrzeb i preferencji.
Wiecie co, to chyba wszystko faktycznie zależy od człowieka i jego priorytetów, a także doświadczeń i tego do czego był przyzwyczajony.
Rok temu miałam przeprowadzić się do Gliwic z opcją ja z byłym na górze, jego rodzice na dole. I nie byłam do końca przekonana. Dom był zapisany na byłego z dożywotnim mieszkaniem rodziców, więc sensu brania kredytu i kupowania/budowy nowego domu nie było. Ale ja się obawiałam właśnie tego, że mimo iż łazienka, kuchnia i pokoje były osobne, a wspólne było tylko wejście i korytarz, nie będę czuła się jak u siebie. No i jednak mama byłego była już na emeryturze, a w dodatku była typem kobiety, która chciała wszystkich uszczęśliwić, więc podejrzewam, że nie było by ani prywatności, ani swobody, ani decyzyjności i samodzielności.
Może ja nie jestem zbyt rodzinna, nie wiem, ale lubię sobie posiedzieć sama albo tylko z TŻ i coś porobić, obejrzeć, pogadać. Takie przesiadywanie z rodzicami niemal dzień w dzień, mnie trochę męczy, bo ja potrzebuję czasu dla siebie, albo tego spędzonego razem, tyko we dwoje.
Tu gdzie mieszkam obecnie, też jest opcja postawienia drugiego domu. Działka na tyle duża, że jakbym chciała to i 2 konie mogła bym mieć w przydomowej stajni. I wiecie co wam powiem? Chociaż to kuszące, bo konie pod domem to moje marzenie, to ja podziękuję. Wolę mieć mały domek, nawet z małym ogrodem i jak się uda i finanse kiedyś pozwolą, to konia w pensjonacie, a do jednych i drugich rodziców przyjeżdżać w odwiedziny w weekendy. Bo ja się domyślam, że w dalszym ciągu nie czuła bym się jak u siebie i nie było by ani prywatności, ani swobody.
Wszystko zależy do tego jakie kto ma priorytety. I na ile jest w stanie przymknąć oko na pewne niedogodne rzeczy, by spełnić marzenia w pełni.

Robaczek M. jeżeli piszesz, że początkowo samo zamieszkanie razem nie wymagało by bardzo dużych nakładów finansowych, to myślę, że spróbować możecie. To i tak wyjdzie w praniu jak wam się tak będzie mieszkało. Jak będą zgrzyty, to pomyśleć o kredycie i własnym lokum zawsze można.
Robaczek M. warto spróbować, mimo wszystko trochę własnej przestrzeni będziecie mieli 🙂 a wyprowadzić się zawsze można, jak jesteście u siebie to można odkładać pieniądze tak czy siak.
Hahaha no u mnie niestety nie ma opcji wyrzucić czegokolwiek, ostatnio była wywózka odpadów wielkogabarytowych to oczywiście przyszedł dziadek i deska wróciła na swoje miejsce, czyli do stodoły  💘  podobnie jak dziurawy 20letni! koszyk, zerwana suszarka taka podsufitowa (patyczki się przydają do wszystkiego), stalowa zardzewiała balia... koło domu jest MASA terenu, są spady, możnaby zrobić fajne tarasy... Ale NIE bo NIE, nic nie wolno ruszać ani nawet przyciąć drzewka 😉 u mnie w domu niestety zero własnego zdania i własnych decyzji.
My mieszlaliśmy przez ponad 8 lat z moimi rodzicami.
Na poczatku bylo spoko, ale potem jak zaczelismy wiecej zycia doroslego ogarniac to sie zrobilo ostro. Wyprowadzka dala nam bardzo duzo jednak
Ja myślę, że wam dziewczyny trudniej dogadać się z teściami niż mężczyźnie.
Żeby dwie obce kobiety ze sobą wytrzymały to naprawdę trzeba dobrej woli z obu stron.
Jakoś łatwiej (nie oznacza, że łatwo) z matką się dogadać niż z teściową.
Dwie kobiety w kuchni, w urządzaniu wnętrz...ups.
Jak matka powie żeś durna.. najwyżej się pokłócicie. Teściowej trudno wybaczyć.

O tak, jakbym miała mieszkać z rodzicami to ze swoimi, mimo, że teściów uwielbiam.
Ale jednak co samemu to samemu - wszystko robisz tak jak chcesz, czy remont, czy ogródek czy składowanie rzeczy, jak się kłócisz to rodzice nie słyszą i ja to bardzo cenię.
Wiadomo, co kto lubi, ale rozmawiam ze znajomymi, którzy właśnie mają swoje piętro czy część domu i każdy planuje się wyprowadzić w przyszłości i nie wyobrażają sobie, że ten stan będzie na zawsze.
Ja bym dla własnego zdrowia psychicznego nigdy nie zdecydowała się mieszkać ze swoją mamą. Nie po to zwiałam z domu w wieku 18 lat 😂 Lepiej się dogadujemy jak mało się widzimy. Za dużo różnic.
Mieszkałam w układzie my na górze, teściowa na dole jak byłam ze swoim byłym, no i bardzo spoko było, aczkolwiek jego mama to był typ, który nie bardzo przyjmował ograniczenia wieku, jeździła po świecie na własną rękę z koleżankami, potrafiła imprezować, czasem wychodziłyśmy razem na zakupy/drinka, ogólnie mega babka. Czasem za nią tęsknie 🤣 Z obecną "teściową" też mam dobry kontakt, chyba ogólnie mam do nich szczęście 😉 I zdecydowanie wolałabym mieszkać z nią, niż ze swoją mamą. Choć ona uważa, że to niezdrowe i niehigieniczne 🤣 Jednak to fakt, jak mamy swoje, to jest swoje i jak mam ochotę nie pozmywać szklanki czy iść gaciach do kuchni, to tak robię. Nie muszę nikogo brać pod uwagę przy wyborze koloru ścian w kuchni, sadzeniu krzaka w ogrodzie, nie mam stresu, że ktoś usłyszy prywatną rozmowę, kłótnie czy seks. Dużo zależy od ludzi i tego, jaka przestrzeń jest wspólna.

Co do mieszkania, kupna - w dzisiejszych czasach można podpisać razem umowę kredytową, nie będąc małżeństwem. Ja mieszkam z P. 2,5 roku na wynajmie, ale będziemy tak robić z kupnem, bo instytuacja małżeństwa jest dla mnie przereklamowana, znam wolę sobie czaprak kupić, niż płacić za świstek, a jeszcze potem w razie czego rozwód 😉
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
03 lutego 2020 16:31
Wiadomo, że najlepiej na swoim. Dom to bliźniak, najlepiej by było drugą połowę urządzić dla siebie (całkiem osobny dom, przyklejony tylko do drugiego) ale to część dochodu rodziców i nie bardzo chce im go odbierać 🙂
Kupić działke i się wybudować może być ciężko, ceny działek w okolicy są spoooore, a żeby pomieścić konie, ogródek Sebastiana, garaże z myślą o warsztacie plus wiadomo dom to z 700 tysięcy to lekką ręką będzie potrzeba. Tu mam ten plus, że jest wszystko, a i miejsca dla koni może być więcej bo za ogrodzeniem mamy pastwiska gminne, z których można korzystać.
Wynajem nie wchodzi u nas w grę, nie chcemy wydawać kasy w nie swoje.
Naszą górę musimy tylko odświeżyć po swojemu, pomalować, umeblować i zrobić od zera kuchnie. Łazienka jest, można z czasem zrobić taką pod siebie. Spróbujemy tak, najwyżej będzie to tylko okres przejściowy.
Mam dwie znajome, znacznie starsze, mieszkające też w rodzinnym domu, mają swoje oddzielne mieszkania i każdy jest zadowolony. U rodziców Seby sobie kompletnie nie wyobrażam mieszkania, tam musielibyśmy mieszkać razem na jednym poziomie, wspólna łazienka i kuchnia...nie do przełknięcia.
Dziękuje za odpowiedzi 🙂
Hahaha no u mnie niestety nie ma opcji wyrzucić czegokolwiek, ostatnio była wywózka odpadów wielkogabarytowych to oczywiście przyszedł dziadek i deska wróciła na swoje miejsce, czyli do stodoły  💘  podobnie jak dziurawy 20letni! koszyk, zerwana suszarka taka podsufitowa (patyczki się przydają do wszystkiego), stalowa zardzewiała balia... koło domu jest MASA terenu, są spady, możnaby zrobić fajne tarasy... Ale NIE bo NIE, nic nie wolno ruszać ani nawet przyciąć drzewka 😉 u mnie w domu niestety zero własnego zdania i własnych decyzji.


Brr, okropienstwo ze az zaczelo mna telepac od samego czytania 😁 cala rodzina mojego ex to byly takie przypadki.
Za to u mojego ojca jak czlowiek cos nowego kupi i nie wyrzuci/odda/sprzeda starego zeby zrobic miejsce to juz dostanie latke zbieracza  😉

Osobiscie wolalbym jesc gruz i spac w kartonie niz mieszkac u kogokolwiek 😉 Wierze na slowo, ze sa ludzie, ktorzy oferuja kat u siebie i nic nie chca w zamian (nie finansowo, ale raczej pod katem mozliwosci ingerowania, pomagania i "pomagania"😉, ale jeszcze takich nie widzialam. Nawet najwspanialsi rodzice kierujacy sie najlepszymi pobudkami, w jakims stopniu beda trzecia strona w zwiazku. Dla mnie nie do przejscia.

Ale ja mam swoje halucynacje tak ogolnie. Nie ukrywam, ze odkad P. wyjechal i jestem zawsze sama w swoim mieszkaniu to jednak czuje sie duzo lepiej 😡 i wizja mieszkania kiedykolwiek z kimkolwiek poki co przyprawia mnie o palapitacje.

Na mysl o kredycie to juz w ogole wolalabym skakac z okna 😁 ale wiem, ze latwo sie to mowi, majac na starcie w pojedynke zdolnosc kredytowa na kupno wlasnego M2 i zero potrzeb ponad rzeczone M2 😉 :kwiatek:
Robaczek M., Jeśli u Twoich rodziców bylibyście tak właściwie osobno, to ja bym próbowała. Też wydaje mi się, że łatwiej w domu rodziców dziewczyny.
Dwie kobiety = synowa & teściowa = zawsze konflikt... No nie, to masakra najczęściej jest.
galopada_   małoPolskie ;)
03 lutego 2020 19:40
Sankaritarina, ee nie zawsze. Mi mieszkało się z teściami bardzo dobrze 😍 aż po powrocie na swoje tęskniłam po tygodniu  😁
Na mysl o kredycie to juz w ogole wolalabym skakac z okna 😁 ale wiem, ze latwo sie to mowi, majac na starcie w pojedynke zdolnosc kredytowa na kupno wlasnego M2 i zero potrzeb ponad rzeczone M2 😉 :kwiatek:

Wiem, że to trochę poza tematem, ale zazdroszczę bardzo podejścia! Ja z kolei dostaję palpitacji serca na myśl, że właściciel wynajmowanego mieszkania może w każdej chwili wypowiedzieć mi umowę, a niestety znalezienie mieszkania mając dwa psy graniczy w Pradze z cudem. Gdyby to był zestaw 2 psy+dziecko, to w ogóle sytuacja stałaby się koszmarnie trudna. I właśnie z tego powodu nie podejmę żadnych rodzinnych decyzji, do póki tego własnego kąta nie będzie...

A mieszkania u rodziców sobie nie wyobrażam. Też mamy duży dom, dałoby się go podzielić na dwa mieszkania, ale jednak czułabym się "kontrolowana". Układy z rodzicami miałamm zawsze dobre, ale o dziwo są o wiele lepsze odkąd nie mieszkam w rodzinnym domu.
Moja siostra wynajmowała 7 lat mieszkanie, aż właściciel postanowił je sprzedać... Kwota oszałamiająca jak za metraż i totalny brak ustawności tego mieszkania, więc no cóż, siostra szuka nowego mieszkania. Dlatego ja też nie biorę pod uwagę wynajmu, wolę na swoim nawet kosztem zaciskania zębów czasem w domu rodzinnym 😉
Kurczę, ja to podziwiam takie pozytywne nastawienie do mieszkania z rodzicami. Ale ja jestem po przejściach i teraz to mam problem nawet jak mamy mieć gości zbyt często  😁

Boję się momentu, jak będę musiała poznać mamę mojego lubego. Z tego co on mówi to bardzo fajna babka, ale ja tak marnie wypadam przy poznawaniu nowych ludzi (a szczególnie rodziców), że pewnie wypadnę strasznie słabo  🙄
Ollala🙂 to nie zawsze jest pozytywne nastawienie do mieszkania z rodzicami, to czasem jest brak innego wyjścia 😉 Takie wybieranie mniejszego zła, zaciskanie zębów i wybranie opcji tymczasowej. Mnie pomaga przetrwać myśl, że to chwilowe.
Nie jestem zbytnio aktywna na revolcie, tylko podczytuję.  W tym wątku piszę pierwszy raz, bo życie mi się wali i potrzebuję obiektywnego spojrzenia. Na pewno ktoś miał podobne doświadczenia.

Jestem od ponad 3 lat w związku, od 2 lat mieszkamy razem, jesteśmy zaręczeni i planujemy wspólną przyszłość - ślub, dzieci, dom. A raczej planowaliśmy... 🙁 Narzeczony stwierdził, że od jakiegoś czasu nie czuje do mnie tego co kiedyś. Nie jest to decyzja pod wpływem emocji, mówi, że myśli o tym od 2-3 miesięcy. Chce, żebym była szczęśliwa, ale nie wie czy jest w stanie to szczęście mi dać i kochać mnie jak wcześniej. Nic się w ostatnim czasie szczególnego nie wydarzyło, żyliśmy tak jak dawniej. Pojawienie się innej kobiety wykluczam - nie kryje się z telefonem, w pracy ma trudy zapracowany czas, a wolne chwile spędzamy razem. Ostatni miesiąc był w prawdzie mocno kłótliwy, ale ze względu na jego oddalanie. Chce się rozstać na miesiąc, aby przemyśleć czego w życiu chce i ułożyć sobie to w głowie. Później wóz albo przewóz, ale ja boję się, że po miesiącu to już nie będzie czego kleić...
Kocham go mocno i nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale wiem, że nikogo nie zmuszę do miłości. Uważam, że nigdy nie byliśmy idealną parą, ale świetnie się dogadujemy. Lubimy podobnie spędzać czas, mamy takie same poglądy na różne kwestie i tego samego oczekiwaliśmy od życia. Jego rodzice lubią mnie, moi jego również, dogadujemy się dobrze w towarzystwach naszych znajomych.
Jestem zszokowana tą sytuacją i nie wiem jak sobie radzić. Rozpadło mi się serce. Boję się, że już nigdy się nie odkocham i spędzę resztę życia sama.

Czy taka miesięczna rozłąka jest w stanie to naprawić, aby wrócić do siebie, żebyśmy byli jeszcze razem szczęśliwi? Czy któraś z Was miała taki powrót? Czy wszystko już się rozlatywało? 🙁
Szczerze?
Pierwsza myśl to jak coś się sypie to trzeba to naprawiać razem, miesięczna przerwa Was tylko oddali. Sama jak byłam młodsza "zrywałam" w taki sposób po miesiącu przerwy.
A 1,5 roku temu miałam sytuację jak Twoja, tylko, że podjęliśmy wspólną decyzję o próbie ratowania (czy raczej naprawy) tego, tylko tu były ciężkie rozmowy i szukanie powodu tego problemu. No i się udało, teraz jest super, a żeby nie było jesteśmy razem prawie 7 lat, tylko my nie chcemy ślubów, zaręczanych i innych tego typu rzeczy... 😉
Cyśka   Załoga G :D
05 lutego 2020 10:59
Ja miałam taką "przerwę". No i cóż, skończyło się tym, że mój partner znalazł sobie nową kobietę
mils   ig: milen.ju
05 lutego 2020 11:03
Mnie się wydaje, że to naprawdę nie jest takie zero-jedynkowe... To są relacje, uczucia, emocje tu się zero-jedynkowo nie da, to nie komputer, my nie jesteśmy robotami. Porozmawiajcie, może spróbujcie ustalić konkrety dotyczące tej przerwy, a może znajdziecie inny sposób na danie mu przestrzeni? Natomiast na pewno nie sugerowałabym się "czy komuś to wyszło, czy nie". Wiem, że to może chwilowo pocieszyć czy dać nadzieję, ale może też przygotować na najgorsze czy ułatwić pogodzenie się z tym. Ale u Was czy u kogoś tam jeszcze innego może wyjść jeszcze inny scenariusz.
Gillian   four letter word
05 lutego 2020 12:02
Jestem zszokowana tą sytuacją i nie wiem jak sobie radzić. Rozpadło mi się serce. Boję się, że już nigdy się nie odkocham i spędzę resztę życia sama.



Tak na pewno nie będzie 😉 Poni, jak ktoś odszedł raz i wrócił, to już nie jest ta sama osoba. Wróci bo przemyślał a za kilka lat powie - jednak nie. Nie czuje, nie chce - to nie. Nic na siłę a kochać się nie da za dwoje! 🙂
Gillian, mils, nie chcę go zmuszać do miłości, wiem, że daleko tak nie zajedziemy. I to prawda, szukam teraz pocieszenia, że jeszcze jest dla nas szansa. Nie chcę żyć bez niego 🙁

Melanie, cały czas mam nadzieję, że będzie chciał o nas zawalczyć. Nie chcę tej relacji tak zostawiać, nie umiem się odciąć.


Na razie ustaliliśmy, że zostaje w naszym mieszkaniu. Ja na kilka dni wyjadę do rodziców, będzie miał czas na przemyślenia. A ja będę żyć nadzieją  😕
Boli mnie i mam żal, że z tym tyle zwlekał. Już wcześniej zaczął mieć jakieś wątpliwości. Zamiast o nich rozmawiać, próbować naprawić, to co się zepsuło, to umacniał je w sobie.
smartini   fb & insta: dokłaczone
05 lutego 2020 13:00
poni, ale to teraz szczególnie musicie porozmawiać, poszukać genezy 'problemu', samo z siebie, własnymi przemyśleniami się nie naprawi. Wiesz co mu przestało odpowiadać? Co się zmieniło? Rozmawialiście o tym w ogóle po tym, jak Ci zakomunikował problem? Bo to może być albo faktyczny koniec uczucia i wtedy nic nie zrobicie, zmusić do miłości to nawet samego siebie nie można. Ale może coś się jednak na przestrzeni czasu zmieniło, zamiast komunikować to dusił/dusiliście w sobie i ta relacja zaczęła się zmieniać przez to i na tym cierpieć?
mils   ig: milen.ju
05 lutego 2020 13:01
poni oczywiście, że nie. Po prostu sama nie lubię takiego zero-jedynkowego podejścia, że zachowanie A zawsze będzie generowało zachowanie B. Jeśli chcesz, to zapraszam na PW. U nas co prawda było nagle, ale... Nasza relacja była i jest typowo "nie w schemacie".
smartini AMEN.
poni, jeśli od jakiegoś czasu facet czuje że to nie to to dałabym mu czas  / wolność. Ja nie byłam pewna ślubu, jednak z uwagi na dziecko itp nie miałam siły podjąć wówczas decyzji o rozstaniu. Dziś tego żałuję, nie straciłabym kilku lat życia.
smartini, Wczoraj dużo rozmawialiśmy po tym jak zakomunikował swoje zamiary i odczucia, ale mam wrażenie, że się zaciął w sobie. Na wszystko mówił, że musi wszystko spokojnie przemyśleć w samotności. W tym momencie nie wie czego chce. Powiedział, że jakiś czas temu pojawiła mu się wątpliwość co do uczuć. Wiem, że ja te wątpliwości pogłębiałam. Na pewno na to wpłynął mój ciężki charakter, poza tym zachowałam się jak bluszcz. Uważałam, że skoro jesteśmy parą to musimy cały czas spędzać razem, a na jego wyjścia na piwo reagowałam nerwowo. Widzę, że ja go osaczyłam i w tym pewnie jest główna przyczyna. Ale narzeczony tego nie potwierdza, mówi, że uwielbia we mnie to, że jestem troskliwa i dobra, nadal mu się podobam, tylko cały problem w nim tkwi.
Ostatni miesiąc mocno nad sobą pracowałam, dałam jemu luz, zauważył te zmiany. Ale chyba za późno  😕
Dlatego bardzo chcę ratować nasz związek, wiem, że ja dużo zawiodłam.


bera, z jednej strony nie chcę tak po prostu wszystkiego zakończyć bez próby naprawy, ale z drugiej strony obawiam się, że to tylko przedłuży cierpienie.

mils, dzięki, skrobnę PW
smartini   fb & insta: dokłaczone
05 lutego 2020 14:54
poni, moje związki jak się kończyły to raz a porządnie więc z doświadczenia nic nie doradzę, ale ja bym tak zrobiła, żeby faktycznie dostał przestrzeń i oddech, którego potrzebuje ale niech to nie będzie 'no, miesiąc samotności, za 30 dni się zgadamy i zobaczymy'. Może umówcie się na jakąś spokojną rozmowę przy herbatce czy co tam lubicie za np 2 tygodnie, on będzie miał chwilę, by sobie poukładać w głowie co czuje i później móc to wyartykułować, Ty się zdystansujesz. Jeśli jest jak mówisz i faktycznie go osaczyłaś to może faktycznie pomoże trochę przestrzeni. Czasem w wyrażeniu uczuć pomaga... napisanie listu. Nawet tak dla samego siebie, by ubrać wszystko w słowa i strukturę.
Trzymam kciuki <3
A ja bym sama zwiewała.
Po ostatnim wpisie poni widzę tylko trzy opcje:
1. on jest niedojrzały, ona jest niedojrzała, oboje są niedojrzali, relacja jest niedojrzała
2. fajny człowiek, ale mu nie zależy, zapewne ma (niekomfortowe) poczucie winy
3. człowiek typu "mieć ciastko i zjeść ciastko", być z kobietą (mieć?) ale nie tworzyć relacji, nie tolerować ograniczeń/bliskości etc.
Nie chciałam pisać, ale na tekst "ja go osaczyłam" piknęła mi czerwona lampka.
A raczej na taką manipulację, żeby porzucana/opuszczana/źle potraktowana/zawiedziona partnerka czuła się winna.
Szczerze mówiąc, jak żyję ponad pół wieku, nie spotkałam się z "wątpliwościami co do uczuć".
Na pewno nie w narzeczeństwie.
Tj. nie  w takim, które przerodziło się w udane, satysfakcjonujące małżeństwo.
Oprócz takiego brutalnego powiedzenia: Sprawdź uczucia - idź do kibla. Albo jesteś zakochany, albo brzuch się dopomina.
Uważam, że naturalną reakcjąponi powinien być gniew. Oczywisty w tej sytuacji.
Co więcej, podejrzewam, że ostre wejście: Co ty, do jasnej ciasnej, odstawiasz?!!! lepiej by rokowało niż wszelkie "dawanie przestrzeni".
Tia, na razie ja zareagowałam gniewem. Bo właśnie to czuję, gdy ktoś korzysta z łagodności i zależności (emocjonalnej) drugiej osoby, a w rezultacie ją krzywdzi.
Sorki, za dużo się tego naoglądałam.
Jeśli ludzie się kochają, zwłaszcza wtedy gdy ktoś dużo pracuje - to zależy in na każdej chwili razem.
"Przestrzeni" to się szuka gdy się Wie, że robi się partnera w bambuko.

A czemu bym zwiewała, zamiast spokojnie czekać na ostateczne porzucenie?
Bo może być gorsza opcja niż rozstanie - huśtawka emocjonalna, huśtawka relacji.
Jest całkiem sporo osób, którym nagle zaczyna zależeć na "partnerze" gdy ten staje się odległy, niezależny, zaczyna się wiązać z kim innym, jest mu dobrze bez nas = trawa za płotem zieleńsza.
I wtedy się zaczyna: gonić króliczka - jest króliczek - nudno - dużo łez - dochodzenie do siebie - gonić króliczka...
Ze szczęściem ani z miłością nie ma to nic wspólnego. To prosta droga do destrukcji.
A jeszcze obie strony potrafią nazywać to "romantycznym".
Moim zdaniem warto stawiać na Miłość, nie na gierki. "Tego kwiatu jest pół światu".
Partnerzy to partnerzy - jedno rozjaśnia drugiemu świat. I oboje(!) dobrze o tym wiedzą i o to się starają.
mils   ig: milen.ju
06 lutego 2020 08:29
halo żyję dużo krócej niż Ty, ale spotkałam się z "wątpliwościami co do uczuć". W małżeństwie, teraz z ponad 20 letnim stażem, genialnym i każdemu takiego życzę. I to razy 4 czy 5, bo to przyjaciele lub bliscy przyjaciele moich rodziców. Druga sprawa, jeśli rozstanie "pozwala" nam zobaczyć jakieś nasze nie do końca fajne zachowania, które wynikają z naszych emocjonalnych problemów np. jeszcze z dzieciństwa, to to super. Praca nad sobą jest świetna, a możliwa tylko gdy dostrzegamy własne ograniczenia, błędy i strachy, które są dla nas destrukcyjne. Ale pewnie, łatwiej jest się wkurzyć, bo przecież "to nie moja wina". 🙂 To, że czegoś nie widziałaś, nie doświadczyłaś nie oznacza, że nikt inny na świecie też tego nie doświadczył czy nie widział. Nie twierdzę, że poni ma zostać, czekać i się przed facetem kajać, absolutnie nie, żeby nie było.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się