Młode Konie

halo, jak najbardziej kończyło się na gastro i wrzody były, w większość przypadków spore w żołądku plus odźwiernik.

Mnie to nie bardzo się chce Ciebie przekonywać do czegokolwiek. Lata całe minęły od czasów, gdy na mój tekst o wrzodach u mojego konia weci przewracali oczami albo wybuchali śmiechem a gastroskop był jeden na całe województwo. Dawałam omeprazol w ciemno, ludzki. Efekt był kosmiczny ale chciałam sprawdzić faktycznie co tam jest, bo pęknięcia wrzodów bałam się jak diabeł. Jak w końcu uparłam się, sprowadziłam weta do gastro i zrobił, to oczy miał jak 5zł w papierku. To były też czasy, kiedy uważano, że po miesięcznej kuracji pastami problem jest rozwiązany, nie ma co zaglądać, profilaktyka (jaka profilaktyka??? haha) jest niepotrzebna itp. bo skoro leczenie się skończyło to koń wyleczony. A tu po miesiącu leczenia no jakby wrzody dalej były...

Akurat wczoraj przy okazji całkiem innej rzeczy miałam okazję porozmawiać sobie z p. weterynarz nt. wrzodów, na temat tego, że wrzody obecnie są ultra częste, że występują u ponad 90% koni, że źrebaki z łąki półroczne potrafią mieć wrzody, że ledwo odratowali 1.5 rocznego konia u którego nikt we wrzody nie wierzył bo jak to, przecież on się nie stresuje....
Mi i tak już powiedzieli, że ja wszędzie wrzody widzę. Haha, no może tak. Ale jak na razie wszystkie konie, u których mówiłam, żeby sprawdzić i zrobiono gastro - wrzody miały. Myślę, że obecnie to już na bank naście tych koni a może i  idzie w pierwsze dziesiątki 😉. I jakoś dziwnym trafem jak wrzody zaleczone faktycznie to po odstawieniu omeprazolu objawy nie wracają mimo domniemanego przez Ciebie wpływu psychotropowego  🤣 🤣 🤣. Serio można udawać, że nie nie, to po prostu magiczne psychotropowe działanie omeprazolu a można po prostu sprawdzić. Serio konie mają mnóstwo bardziej inwazyjnych rzeczy w swoim życiu niż gastro. No i co z tymi końmi, na które sam ulgastran działa lub leczone są ranitydyną. Też psychotropowo działają? 😉.

Objawów wrzodów jest masa bo jakoś tak się dzieje, że te konie różnie reagują na ból. Wrzody tez różnie umiejscowione. I pewnie wygląda to na przesadę tylko...czemu użytkować konia, którego coś boli jeśli dodatkowo wiemy, że "receptory wrzodowe" (nazwa moja, ale chyba dość zrozumiała) znajdują się w okolicach lędźwi, w okolicach miejsca na popręg oraz... za kłębem, tam gdzie wielu koniom robią się dziury. To jest w ogóle ciekawostka - część koni wrzodowych ma pomimo dobranego siodła i stosunkowo prawidłowej jazdy dziury za kłębem. One tam często po prostu odczuwają ból.

I żeby nie było - nikt nie namawia do leczenia w ciemno. Gastroskop porządny ma co drugi weterynarz - to serio nie te czasy, że się leczyło w ciemno albo wcale. Tylko warto przestać udawać, że nie, problemu nie ma. Jest. Warunków predysponujących jest mnóstwo. A minęły mam nadzieję czasy, w których mówiło się "ten koń tak ma" na dziwnie zachowujące się konie. Bo w ogromnej większości te dziwne zachowania to po prostu objaw bólu.
halo, raczej nikt o zdrowych zmysłach nie wyda od 2 do 6 tysięcy tak oo, bo leczenie wrzodów kosztuje i to bardzo słono.
Więc patrząc na koszt leczenia warto zrobić gastro żeby wiedzieć co i jak leczyć.
epk potwierdzam,  miewam na sekcjach nadzerki lub niewielkie owrzodzenia błony śluzowej żołądka ( nie tylko na predylekcyjnym margo plicatus, często w okolicy odźwiernika) nawet u źrebiąt,  które padły dwa trzy dni po porodzie. Prawdopodobnie było tak zawsze tylko kiedyś rzadziej badano.
kasiakliczkowska, oczywiście, że było tak zawsze - pewnie w mniejszym stopniu bo jednak warunki w jakich trzymamy konie i sposób użytkowania też się dokładają ale było było, tylko wiedzy nie było. Trzeba tylko sięgnąć pamięcią do tych wiecznie chudych, wspinających się, brykających, kopiących, gryzących przy dopinaniu popręgu koni. Do tych łykających co to albo dla nich miejsca nie było bo się inne zarażą albo stały w łykawkach. Do tych z wieczną sraczką. Itp, itp.
halo zrobiłam gastroskopię przed podjęciem leczenia.
Wcześniej też uważałam ją za strasznie inwazyjne badanie - teraz już absolutnie nie.
Te wszystkie mity wokół badania to tworzą i rozdmuchują osoby, które przeraża koszt diagnostyki i leczenia - relatywizują sobie problemy swoich koni opowiadając te i inne głupoty, od szkodliwości badania i możliwych fałszywie ujemnych wyników aż po "hiper wrażliwość" i ból istnienia 🙄
Wszystko, żeby zaoszczędzić 500 zł...
halo zrobiłam gastroskopię przed podjęciem leczenia.
Te wszystkie mity wokół badania to tworzą i rozdmuchują osoby, które przeraża koszt diagnostyki i leczenia - relatywizują sobie problemy swoich koni opowiadając te i inne głupoty, od szkodliwości badania i możliwych fałszywie ujemnych wyników aż po "hiper wrażliwość" i ból istnienia 🙄
Wszystko, żeby zaoszczędzić 500 zł...

No powiedzmy ciut więcej bo się okaże jeszcze że te wrzody są i trzeba jednak leczyć a tak można udawać, że "ten koń tak ma"
epk nie no jasne, te 500 zł to podstawowy koszt "spojrzenia prawdzie w oczy"
Jeśli podsumować całkowity koszt posiadania konia z tą przypadłością (razem ze specjalistyczną dietą), to w długoterminowej perspektywie okazuje się, że Kowalskiego nie stać na posiadanie konia w ogóle.
Ale w moim odczuciu nawet, jeśli nie stać kogoś na kurację omeprazolem, to powinno go być stać na odstawienie konia od pracy i zapewnienie odpowiednich warunków oraz paszy na kilka miesięcy. Chociaż takie minimum...
A powiedzcie mi, w sytuacji robienia badań przed kupnem konia. Warto by robić taką gastroskopię? Czy leczenie wrzodów to zabawa naprawdę droga i długotrwała na tyle, żeby z tego powodu konia wykluczyć, albo w drugą stronę - zrobić gastro dopiero po kupnie, bo samo leczenie i wdrożenie diety, to po prostu jest niedogodność, a nie zmiana życia o 180 stopni?

Szczerze powiem, że nie znam ani jednego konia z wrzodami, ale też żaden nigdy nie miał gastroskopii. Więc, czy one zdrowe, czy niezdiagnozowane - nie wiem. Ale czytając rv i w co drugim wątku natykając się na to, że każde zachowanie konia, to wrzody, to się zaczęłam zastanawiać, czy robienie takiego badania w ramach TUV miałoby sens.
Gillian   four letter word
09 lutego 2020 11:20
miałoby teoretycznie ale pamiętaj, że wrzody mogą się pojawić tak czy siak, więc na ile jest sens badanie robić? nie ma gwarancji, że nawet jesli gastro wyjdzie super to za miesiąc nie trzeba już będzie leczyć bo koniowi zmieniły się warunki.
Też prawda.

Zastanawiam się po prostu, kiedy jakieś określone zachowanie konia, to jego charakter/upodobania, a kiedy paranoja związana z widzeniem wszędzie objawów wrzodów. Kupując konia, na przykład z ogłoszenia, oddalonego x km, nie znam go przecież i nie jestem w stanie stwierdzić, które zachowania są jego, a które wrzodowe. Ja tylko czytając rv już powoli dostaję paranoi i się nad każdym koniem w stajni zastanawiam. 😁
flygirl, ja bym raczej teraz robiła gastro i szczerze - nie chciałabym kupować konia z wrzodami w odźwierniku - goją się długo (często są to wielomiesięczne kuracje), bardzo drogo (często kilka leków na raz) i znam sama osobiście konia, któremu się nie goją i musiał zostać wykluczony z jazdy, bo jak jest jeżdżony to mu się pogarsza. Oczywiście nie każdy Ci się na to musi zgodzić i to jest druga strona medalu. Ale też nie jest tak, że o, podamy leki i wszystko będzie ideolo. Co zresztą pokazuje wątek wrzodowy, do którego proponuję się przenieść bo robimy kosmiczny off top.
Te wszystkie mity wokół badania to tworzą i rozdmuchują osoby, które przeraża koszt diagnostyki i leczenia - relatywizują sobie problemy swoich koni opowiadając te i inne głupoty, od szkodliwości badania i możliwych fałszywie ujemnych wyników aż po "hiper wrażliwość" i ból istnienia 🙄
Wszystko, żeby zaoszczędzić 500 zł...


Illid, badanie jest inwazyjne, ale glownie przygotowanie do badania jest niefajne dla konia, zwlaszcza tam gdzie musi spędzić dzien na betonie i gnoju bo stajnia nie ma trocin. Dwa, bledy diagnostyczne sie zdarzaja. Wiec jakbym miala znowu robic, to juz nie u 'co drugiego weta z porządnym gastroskopem' tylko bym sciagnela dobrego specjaliste
karolina_ nie dzień, tylko 14 godzin, a trociny właściciel może sobie sam przecież załatwić, jeśli mu zależy... owszem, przygotowanie jest nie fajne dla konia, ale to nie jest jakaś wielka krzywda, a już na pewno nie coś, co powinno powstrzymywać przed badaniem, jeśli są jakiekolwiek podejrzenia.
I nikt nikomu nie każe wzywać byle jakiego weta...
To ja się pochwalę moim młodym , jego debiut dziesiejszy w 130  😎 mało nie zeszłam na zawał z napięcia  😜




Illid, nie taki byl zamierzony wydźwięk mojej wypowiedzi. Bardziej chodziło mi o to, ze jesli juz sa podejrzenia wrzodow i jest koniecznosc skazania konia na niewątpliwy dyskomfort zwiazany z przygotowaniem do badania i samym badaniem, to dobrze brac poleconego weta ktory robi dobrze, bo nowy gastroskop nie zawsze idzie w parze z doświadczeniem i rzetelnością.
Perlica fajny! ale macha tym zadem  😜
somebody, dzięki  😉 nareszcie się interesuje parkurem, bo 110 czy 120 to nie raczy ogonem ruszyć  😵

flygirl pytanie czy sprzedający na takie badanie się zgodzi, bo to trzeba konia przygotować, potem badać na zastrzyku itp.
Perlica, ja juz kiedys pisalam, nie rozumiem sprzedajacych którzy sie nie zgadzają na badania. Jak ktos chce niech wiezie i na rezonans na swoj koszt. Ale potem a umowie wymagam zapisu ze kupujacy akceptuje stan zdrowia konia poza zakresem badan.
Dziękuję za odpowiedzi. 90 % koni to nie żarty. Wskazywałoby na to, że przy zakupie powinno to być rutynowe badanie, jeśli nie okresowe.
Z pewnością raz wypadałoby każdego konia sprawdzić - taki jest logiczny wniosek.
Kiedyś nie badano, bo nie było możliwości diagnostycznych. W ogóle.
Zresztą skutecznej kuracji też nie było. Więc konie "tak miały".
Ważne też jest info, że dziś to częsta przypadłość młodych koni (co do tematu wątku)

Perlica, - mniam mniam 🙂
Perlica
Gratuluję  😀 bardzo ładny przejazd.
ewelin_n, , ale to nie ja, tylko zaowdnik 😉

halo miło słyszeć  🙂

karolinawszystko zależy od kwoty, bo za 40 czy 50 tysięcy nie chciałoby mi się na to zgadzać, przy koniu za konkretne pieniądze jest i konkretny kupiec, więc wtedy badzo proszę.
Jednak przy wszelkiego rodzaju badaniach możliwe są skutki uboczne, a znam historię drogiego konia który niechcący kipnął w klinicie na tUV ( powikłania po zastrzyku) i wtedy co?

Powinno być jak w UK, historie choroby są, historia recept także , więc każdy wie że koń był leczony na wrzody.
Skoro 90% koni ma wrzody to trza przyjąć że każdy je ma, a przynajmniej na pewno startujący i tyle.
Kupisz konia i mogą mu się u Ciebie zrobić,i wtedy czyja wina?
Perlica, ja sie zgadzam przy kazdym, bo ten zadowolony kupiec co kupil za 40tys poda dobra opinie dalej. Ale ja ogolnie jestem elastyczna dość dla właściwej osoby, bo mi zależy zeby konie dobrze trafiły. Przy 3 matkach mozna wybrzydzać.

W UK historie choroby i recept sa ze wzgledu na ubezpieczenie, tam malo kto pokrywa sam koszty weterynaryjne, bo sa duże - czesto dziwnym trafem do limitu danego ubezpieczenia  🤣

Halo, 'kiedyś' to można juz wsadzić na szczęście do opowieści pt 'jak to drzewiej bywało', bo weterynaria sie niesamowicie roozwinela. Przerabiam pierwszą kastracje od 15 lat i jak podpytalam swojego weta o pare rzeczy to patrzył na mnie jakbym sie urwala z epoki kamienia łupanego  😂
karolina_, ale dzięki temu jeśli wiesz że koń był leczony to możesz się spodziewać ,że wrzody zawsze mogą nawrócić.

Z tymi kupcami to jednak bywa różnie, i za niewielkie pieniądze, często ludzie wybrzydzają bardziej niż za większe.
karolina_, ale dzięki temu jeśli wiesz że koń był leczony to możesz się spodziewać ,że wrzody zawsze mogą nawrócić


W ogóle wrzody sie latwo mogą pojawić, niestety. I to mimo profilaktyki typu siano dostepne caly czas
A ja mam pytanie o to, jak jeździcie mlode konie które są ciężkie.
Mam na myśli ciężko opierające się na wedzidle, wręcz wiszące na waszej ręce, nie wyginajace się w szyji, żebrach, słabo idace do przodu, a jesli idące to ciężko stąpające, z natury wielkie i ciężkie.

Nie ukrywam że jestem małym jeźdźcem,który uwielbia konie elektryczne, małe, szybkie, nerwowe itp. Ale dostał mi się 7 latek, gdzie jeżdżenie na nim jest porównywalne do jeżdżenia taczki z gnojem. Koń jest tak samo giętki, tak samo chętny i przyjemny do jazdy jak taczka. Był rok czasu w ponoć profesjonalnym treningu ujezdzeniowym  😲
Dostaliśmy go z głębokimi ranami w kącikach pyska i wytarciami od ostrogi. Koń wygląda na jezdzonego na czarnej większość czasu ( co mnie w sumie nie dziwi, jazda na dobrym kontakcie i spowodowanie żeby koń był bardziej giętki, bardziej luźny, bardziej zaangażowany wymaga solidnej fizycznej orki - komuś było zwyczajnie łatwiej).

Koń potrafi po konkretnej rozgrzewce  wykonywać bardziej zaawansowne elementy, które ( jeśli nie wyzionę ducha ), mogę wpleść w pracę z nim.

Jestem ciekawa Waszych pomysłów i doświadczeń z takimi końmi.
Czy jest w ogóle fizyczna możliwość żeby takiego czołga zrobić trochę lżejszym?

a terenie też jest taki? 
Kanie, ja bym jezdzila duzo oddan i nabran wodzy (najpierw na krok, potem kilka) i zmian ustawienia - wysoko (lub robocze jak nie umie) i zucie z reki, ale nie do uwalenia sie nosem do ziemi i tuptajacego przodu, tylko nos do wysokosci obreczy barkowej i aktywnie do przodu, bez zmiany rytmu. Dużo koni ma taką fazę, nauczy sie nosić własną głowę z czasem. A jak jest duzy i ciezki to tego czasu potrzebuje wiecej. Zgiecie to jak dla mnie kolejny etap. Ale ja nienawidzę nosić koniom glowy w rekach i szybko tego oduczam  🤣
Jak kiedyś jeszcze jeździłam więcej koni i natknęłam się parę razy na konia typu pociąg - nie do ruszenia i potem nie do zatrzymania, wieszającego się, lub zaszarpanego przez swojego jeźdźca, to jedyne co mi w miarę szybko działało, to dużo motywacji pozytywnej per paszcza podczas jazdy. Zazwyczaj szybko działało na zmotywowanie na reakcje na wodze, specjalnie jeżeli koń był wcześniejszą jazdą na taką reakcję mocno zdemotywowany. Konie jakby sobie w łbie przepisywały skojarzenia i dopiero potem raczyły rozważyć współpracę z chęcią i komunikację przez paszczę. Z tym, że marchewek/chlebka itp. nie dawałam za darmo, jedynie jak koń sam z siebie okazywał chęci do reaktywności i współpracy i zasadniczo na lekkie pomoce (strasznie nie lubię siłowni na koniu) - wolałam na początku odczekać na reakcje, nawet parę kółek, i potem nagrodzić, niż się szarpać. Ale z tym, że to zawsze była tylko podstawowa jazda, nie jakiś konkretny trening. Zanim nie miałam chętnej reakcji na podstawowe przejścia, więcej nawet nie próbowałam i nigdy jakoś dłużej takiego konia nie jeździłam - też wolę elektryczne. Jednego tylko ze 3 miesiące, ale w tym czasie zmienił się na tyle mocno, że reagował bardzo ładnie.
Moja trenerka raz dostała do pracy ciężkiego ślązaka, koń się szybko zaktywizował, chociaż nie miał z tego radość, ale to był raczej rozpieszczony koń przez właściciela, przyzwyczajony, że może się 5 razy zastanowić i ptaśki poobserwować zanim coś zrobi. Na tego konia pomogli najpierw mocniejsze pomoce i jak się obudził, to miło i delikatnie. Ale to inny przypadek, niż opisujesz.

Przy okazji - kojarzę, że kiedyś pytałaś o transport młodego ogierka mocno problematycznego. Jak to się skończyło? Udało się młodego jeszcze ogarnąć?
Unity
Tak ogier jest już u nas w stajni. Wynajęliśmy sprintera z bocznym wejściem, konia zapakowałam rano z padoku do boksu, żeby się ogarnął zanim go zapakujwmy.Mam kolegę końskiego dentystę/weta więc zaaplikował koniowi dawkę konkretna sedacji. Pakowaliśmy go w 8 osób,ale zajęło to może z 3 minuty. pakowaliśmy ze stajni prosto do auta. Wepchalismy go do środka. Na tej sedacji miał słabo siłę kopac. Odczekalismy chwilę , żeby się troszkę obudził i transportowalismy go bez uwiązania w środku. Zero problemow.

Problem był z podaniem sedacji bo koń atakował( kowal kilka tygodni wcześniej nie dał rady ). Ale wet pracuje w Schocko i miał dwoje luzaków z Schocko do pomocy. Zrobili to tak szybko że koń nie zauważył że dostał zastrzyk - dali mu się wąchać przez kraty boksu z klacza  🤣 🥂 Śmiali się że to nie jest połączenie Chacco Blue i Balou więc się nie boją 😉

A jakby kogoś interesowało to ogier jest kawałem gnoja. I czekam z niecierpliwością na kastracje. A najlepiej na wysłanie go w kosmos.

Karolina
Ja cała jazde pracuje nad tym żeby on głowę niósł sam i to nawet jakoś wychodzi, chociaż kosztuje mnie to kupę fizycznej pracy, ciągle pilnowanie i masą pracy w narożnikach, bo się dosłownie kładzie na łydkę wewnętrzna i zaczyna ciągnąć. Ten koń nawet przejścia nie umie zrobić. A nie sorry... Umie. Na słowo PRR. Serio.
On ogólnie jak ruszy to idzie jakimś tam swoim tempem o ani nie przyspiesza,ani nie zwalnia. Nie zatrzymuje się też i nie przechodzi do wyższego chodu z własnej woli.  Nie jest to muł którego muszę pchać, ale też nie koń który szczególnie energiczny jest.

Tajna
Bez kontroli. Jak chce gdzieś iść to idzie i nie mam większych szans. Nawet kłusa nie odważyłam się próbować, bo skończyła bym gdzieś w środku lasu pewnie. Albo w stajni jakby zechciał. Słabo sobie z nim poradziłam w stepie. Będę próbowała z 2 koniem za jakiś czas.
A jakby kogoś interesowało to ogier jest kawałem gnoja. I czekam z niecierpliwością na kastracje. A najlepiej na wysłanie go w kosmos.


Zaciekawiło mnie to. Czemu tak jest, był źle prowadzony/traktowany od początku, czy wrodzony trudny charakter? Co takiego robi? Są szanse, że kastracja odmieni jego charakter o 180 stopni?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się