Sprawy sercowe...

Ja się podpiszę częściowo pod halo. Mi by się nie chciało czekać na królewicza, ale ja sobie cenię bardzo swój komfort psychiczny. Miałam tylko jedną toksyczną relację, ale tak mnie porobiła, że bardzo dużo z tego wyniosłam, na rzecz egoizmu :P A też było dawanie przestrzeni, pisanie listów, bo on raz mnie kocha, a raz nie, w ogóle to najbardziej kocha mnie jak sobie przyćpa. Oj przecierpiałam jak durna, ale jestem emocjonalna niestety. Ale naprawdę, wstałam z kolan, otrzepałam się i jasno wiem, czego NIE chcę. I właśnie takich jazd emocjonalnych jak ma poni już nie strawię :P A też byłam strasznie zakochana, ale to zwyczajnie mija, trochę człowiek popłacze, potem się zajmie sobą i nie wiadomo kiedy ledwo o tej "drugiej połówce" się pamięta i to tylko czasami.

Oczywiście wiadomo, że sytuacje różne i nie ma co bazować na dwóch postach celem dania porady. Trzeba sobie samemu przemyśleć czego się chce i jak TOBIE będzie najlepiej, skoro i partner już myśli tylko o sobie. A nikt nie wie jak dokładnie między wami jest, może to będzie taka historia jak u mils, a może zgoła odwrotnie.
halo zgadzam się z tym w pełni.

Zawsze są dwie strony medalu, to jasne. Ale nawet nie lampka, tylko syrena alarmowa mi wyje, jak ktoś kogo się porzuca bierze całą winę na siebie. Nie i już. Sama tego doświadczyłam, jak bardzo przy rozstaniu można manipulowac drugą osobą. I gdyby nie pomoc bliskich mi ludzi, to do tej pory bym się bujała w takim poczuciu winy, żalu, braku pewności siebie i szeregu innych okropnych rzeczy. I teraz z jednej strony jestem silniejsza i o wiele bardziej świadoma tego czego chcę i czego nie chcę, ale poczucie krzywdy i kompleksy mi też zostały duże.

Mało poważne jest dla mnie rozstawanie się na miesiąc. Na każdym etapie związku, a już szczególnie tak poważnym jak narzeczeństwo czy małżenstwo...No bo co? Co niby ten miesiac ma dać? Dla mnie bardzo słabe i krzywdzące żądanie, które przedłuża cierpienie.
Gillian   four letter word
06 lutego 2020 09:42
Poni, to nie Twoja wina, to wszystko przeze mnie, zasługujesz na kogoś lepszego, ktoś Cię pokocha tak jak tego potrzebujesz, bla bla bla. Pierdolamento. Wymówki aby nie powiedzieć Ci wprost - nie chce już z Tobą być. Tymczasem Ty się zadręczasz i zachodzisz w głowę co można poprawić aby zechciał chcieć... Nie tędy droga 🙁
poni.... klasyk... klasyk...
miłość to nie cały czas motyle w brzuchu - to też złe dni, to też inne trudne sytuacje...
dla mnie klasyk "damy sobie odpocząć" = musze sprawdzić czy tamta laska mnie chce na 100%
pomieszkam jeszcze u Ciebie = muszę sie dowiedzieć czy tamta laska ma dla mnie miejsce
zasługujesz na kogoś innego = a nie faceta co juz sobie buduje z inną coś...
"zapracowany", "drażliwy" itd...

Pogonić dziada i już.

Brutalne ale prawdziwe.
Dzięki za wszystkie odpowiedzi.
To nie jest tak, że obwiniam się w 100%. Wiem, że ja nie byłam w porządku do końca, ale nie uważam, że on jest krystaliczny. Niemniej, prawdą jest, że ciągle analizuję co poszło nie tak i jak to naprawić, tak jak pisze Gillian 🙁

Raczej stawiałabym na niedojrzałość. Wiele kwestii nam umknęło i zaczęło się psuć już jakiś czas temu, ale pozostało przemilczane. Codziennie dużo rozmawialiśmy na różne tematy, ale nie o uczuciach i o tym co nam nie pasuje. Wiem, że zabrakło tych rozmów.
Wydaje mi się też, że narzeczony działa bardzo 0-1. Albo jest wszystko ok i jesteśmy razem, albo coś się zmieniło, więc zostawiamy tak jak jest i ewakuacja.

Dodofon, uwierz, że dla mnie też to wyglądało, że jest ktoś inny. Ale jestem prawie pewna, że nie. Oczywiście nie wykluczam, że świetnie mną manewruje... Jeśli okaże się to prawdą, to o wiele ułatwi mi wyleczyć się z niego.

Rozstanie na miesiąc byłoby dla mnie końcem. Na razie te kilka dni razem mieszkamy. Jest tak jak wcześniej, tylko chłodniej, ale nadal mamy o czym rozmawiać.  Od jutra dajemy sobie kilka dni osobno. I to nie ja zmusiłam do tego, uznał, że to jest faktycznie lepszy pomysł. W przyszłym tygodniu wrócimy do rozmowy, jak każdy ochłonie i sobie to przemyśli. I z taką myślą jest mi na razie łatwiej. Jeśli okaże się, że on nadal chce się rozstać, jestem pewna, że nadejdzie wtedy złość i nie będę go trzymać.

Na razie chcę próbować naprawić to co się zepsuło. Nie chcę później żałować, że odpuściłam. Chociaż wiem, że mogę tym sobie robić krzywdę i na pewno sobie pomyślicie, że ranię się na własne życzenie.
fanelia   Never give up
06 lutego 2020 15:36
Podpisuję się pod halo i Dodofon. Przerabiałam dwa związki z "poczekamy, przemyślimy..." i za każdym razem to było tylko przedłużanie mojego cierpienia, bo faceci mieli się świetnie (jeden nawet znalazł sobie w tym czasie inną dziewczynę, którą nawet zdążył przedstawić rodzinie  😂 ).

W ogóle nie rozumiem czegoś takiego jak "odkochał się", "przestał czuć"... no ludzie, nie jesteśmy w romantycznej komedii (czy tragedii). Albo kogoś kochasz i robisz wszystko, żeby się o niego/ją troszczyć, spędzać z nim/nią czas i kochasz go/ją nawet jak jest gorzej (czyli macie problemy w komunikacji, czy ogólnie są problemy życiowe) i wspierasz go/ją w tym wszystkim, albo spierpapier. Miłość to decyzja, a nie "będę czuć albo nie będę czuć, a jak nie będę to sobie pójdę".

Tak jak pisze smartini - jak coś się źle dzieje, to siedzieć, rozmawiać, wymyślać rozwiązania, próbować, iść do psychologa, mediatora, przyjaciela, robić coś! Czasem parę dni przerwy po kłótni pomaga żeby ochłonąć, ale jak ktoś chce sam sobie coś przemyśleć (bez udziału drugiej osoby) to dla mnie też syrena alarmowa (że gość niedojrzały). Bo problemy w związku rozwiązuje się RAZEM. Nawet jeśli przyjdzie decyzja o rozstaniu (nie dogadujemy się, mamy inne priorytety, ktoś jest uzależniony, ktoś zdradził itd.) to podejmujemy je RAZEM, nie na jakiejś tam emigracji, której w dodatku chce tylko jedna ze stron.

Poni - a Ty zamiast do rodziców, to z koleżankami do spa powinnaś pojechać i się wyryczeć, napić, wykrzyczeć  🏇 i pokazać facetowi, że jak on ma jakieś sprawy bez Ciebie, to Ty też masz swoje. Oczywiście przerysowuję trochę... w żaden sposób nie chciałam Cię urazić. Ale trochę więcej wiary w siebie i w swoją wartość i godność  :kwiatek: mówię to z perspektywy tej, co zawsze niuniała, troszczyła się, ulegała i pomagała. Teraz w obecnym związku tez to robię (bo na tym polega miłość), ale w życiu bym się przed facetem nie płaszczyła, czy brała całą winę na siebie, nigdy w życiu. Nie można być zawsze słodziakiem, jeśli Tobie dzieje się krzywda, a facet postępuje niesprawiedliwie (bo rozwiązywanie problemów związkowych samemu moim zdaniem jest nie fair).  :kwiatek:
smartini   fb & insta: dokłaczone
06 lutego 2020 15:45
fanelia, to właśnie miałam na myśli, czasem emocji jest za dużo na sensowną, wartościową rozmowę bo wszystko bierze się za bardzo do siebie, wtedy kilka dni na ułożenie myśli, na diagnozę 'co mnie tak naprawdę boli' ma sens tylko to musi doprowadzić do wspólnej rozmowy i ewentualnie wspólnych działań/wspólnej decyzji o rozstaniu. Ja jestem trudna i mam trudne okresy ale ZAWSZE o tym rozmawiamy, ba, sama zaczynam i mówię co się ze mną dzieje. I wierzę, że gdybym tego nie robiła to P. mimo całej mojej miłości do mnie mógłby przestać czuć się komfortowo. Więc może bańka pękła ale jest co zbierać a jak nauczą się (oboje, nie tylko poni) wyrażać myśli i uczucia to może da się to ogarnąć. A może nie, tego w zasadzie nie jesteśmy w stanie przez forum stwierdzić, to tylko para ma wiedzę by o tym zdecydować 😉

Także głowa do góry, pogadajcie, spróbujcie. A jak będą wykręty, niechęć, obwinianie Ciebie - pakuj manatki do spa i pożegnaj egzemplarz 😉
Gillian   four letter word
06 lutego 2020 15:58
Poza tym, teraz nie chcesz żyć bez niego a za rok o tej porze walniesz się w czoło jak mogłaś z nim żyć 😉
mils, czym innym jest schłodzenie uczuć/kryzys w małżeństwie, a czym innym wyraźne objawy toksyczności Przed Decyzją.
Dziewczyny napisały: problemy rozwiązuje się Wspólnie.
Nawet co do tego małżeństwa to nadal wątpię w "wątpliwości". Podejrzewam zanik uczuć, rozpad więzi.
A wątpliwości są co do decyzji. Bo to tamto. A w istocie Się Wie że chce się być gdzie indziej, nie przy tym partnerze.

poni, jesteś mądra, dasz radę.
Podsumowanie, ze wszystkich wpisów:
Twoim zadaniem jest baczna ocena, czy wasza relacja nie jest aby toksyczna. Jeśli nie jest - to będziecie razem nad nią pracować,
i się uda, bo "w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz".
Jeśli jest, jeśli w związku jest dużo manipulacji, licytacji, brania pod włos, huśtawki emocjonalnej, uzależniania od siebie itp,
jeśli twoje samopoczucie będzie się pogarszać - ewakuuj się.
Najważniejsze, żebyś odwróciła/zrównoważyła wektor kto decyduje. To nie jest tak, że twój pan i władca łaskawie podejmie decyzję czy "możesz być", czy "ujdziesz w tłoku".
To Ty podejmujesz decyzję (także) czy on cię Naprawdę uszczęśliwia, czy raczej ryczysz w poduszkę.
Poni, jest jeszcze inna kwestia. Zakladajac, ze wszystko ulozy sie po Twojej mysli i nadal bedziecie razem, przemysl teraz czy bycie z kims, kto mial watpliwosci co do swojego uczucia do Ciebie i nie byl pewien czy nadal Cie kocha, sprawi, ze bedziesz czula sie w tym zwiazku szczesliwa i czy bedzie on dla Ciebie satysfakcjonujacy.
ashtray, fanelia, bardzo w punkt.

Swoje już się nagadałam, pomysły co jest przyczyną tego kryzysu, jak możemy to naprawić itd. Narzeczony przez moim wyjazdem nie chce się do tego odnosić, tylko wysłuchuje. Trochę już ochłonęłam i od wczoraj myślę o moich uczuciach teraz, a nie panicznej wizji jak sobie sam radę. I wiecie co? Jestem wściekła, że coś takiego mi robi, że oszukiwał, że nie chciał porozmawiać wcześniej, że pozwolił narastać problemom. Zawiodłam się na nim. Przypominam sobie jaką huśtawkę emocji robił ostatni miesiąc, jak się czepiał, oddalał i  patrzy na mnie inaczej niż wcześniej. Nie chcę budować w sobie nadziei. Chcę wrócić w przyszłym tygodniu ze spokojną głową, jakimś planem i nastawieniem, że może być już koniec nas. Nie chcę przeżywać jeszcze raz tego, co mam w tym tygodniu. Nie zniosę drugiego rozczarowania.
Nie podoba mi się to, że postawił tak tę sytuację, że wszystko zależy od jego decyzji. Tak jak pisze halo. Kiedy widzę obecny jego brak zaangażowania, też mi się odechciewa. Chociaż serce krwawi 🙁
Nie wiem co mi czas przyniesie.

Jadę do rodziców, bo to całkowita odmiana środowiska. Mieszkam na co dzień kilkaset km od nich. Mam tam wielu bliskich znajomych, część trochę zaniedbałam, więc już lista spotkań ustalona 🙂

poni, brawo! Czasem trzeba nabrać dystansu do sprawy, policzyć do 10. Wiem co mówię, bo często też działam na gorąco, nakręcam się i spalam a gdy na zimno dzień później analizuję sytuację to dochodzę do wniosku, że zupełnie niepotrzebnie tak działam. Wpadam w histerię przy byle zapalniku. Fakt, że od kilku lat żyłam w ciągłym napięciu, a ostatnie miesiące były gorsze niż kolejka górska. Ale pracuję nad sobą by nie robić sobie samej krzywdy w ten sposób.
Dopiszę jeszcze aforyzm:
"Jeżeli pukamy do drzwi kamienia to nie spodziewajmy się miłosnych uniesień."
Wracam tylko napisać, że miałyście rację, a szczególnie Dodofon. Jest inna dziewczyna - koleżanka z pracy.
"Tylko" z nią pisze, ale jest. Podobno rozmowa z nią pojawiła się po tym jak zaczął mieć wątpliwości. Powiedział jej, że mamy kryzys, a ona to świetnie wykorzystuje.
Sam się nie przyznał, ale czułam, że jest nie tak, więc się dogrzebałam.
Tak więc to na tyle...
poni bardzo mi przykro, ale z drugiej strony przynajmniej wyszło szydło z worka...Trzymaj się dziewczyno  :kwiatek:
Gillian   four letter word
13 lutego 2020 15:13
Lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć. Trzymaj się, teraz już z górki 🙂
bajaderka-zorro   But who to fuck am I to dare to accept?
14 lutego 2020 14:39
poni przykro mi, przechodziłam to samo w listopadzie. Musisz się teraz skupić na sobie i zobaczysz, że niedługo będzie lepiej 🙂
Czy macie doświadczenie (swoje, cudze) jeśli chodzi o wieloletni związek, gdzie okazuje się, że partner jest prawdopodobnie gejem lub bi.
Sprawa jest na etapie "sprawdzam", ale na razie pytanie wprost nie przyniesie żadnego skutku- partner będzie się wypierać lub robić z partnerki wariata.
Będę wdzięczna za każdą wskazówkę jak dalej działać (tu lub priv).
A co złego jest w partnerze bi? Jeśli jest wierny to jaki problem?
espana właśnie o to chodzi, że prawdopodobnie wierny nie jest. Ukrywa się z tym i skacze na boki.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 lutego 2020 08:36
agaEl,  no to ze zdradzającym partnerem, a nie partnerem bi.
Czy macie doświadczenie (swoje, cudze) jeśli chodzi o wieloletni związek, gdzie okazuje się, że partner jest prawdopodobnie gejem lub bi.
Sprawa jest na etapie "sprawdzam", ale na razie pytanie wprost nie przyniesie żadnego skutku- partner będzie się wypierać lub robić z partnerki wariata.
Będę wdzięczna za każdą wskazówkę jak dalej działać (tu lub priv).



niech partnerka się zbada na HIV.... niestety osoby bi są bardziej narażone (jak również zdradzający hetero)....
Co do przyznania się... sa ludzie, którzy NIGDY się nie przyznają że są gejami czy bi... znam gejów 50 lat, dzieci i żony i oni... "pier.olą pedałów, zboków, że to trzeba zagazować" - tak gadają a na weekendy znikają z "kolegami" w gejowskich knajpach... fuj...

KRYPTO bi i KRYPTO geja nie namówisz do coming-outu
agaEl, chyba detektyw by się przydał.
Co prawda nie rozumiem idei związku, który żadnym związkiem nie jest - skoro nie ma miejsca na elementarne zaufanie ani na szczerą komunikację.
Ale ludzie miewają przeróżne motywacje. Jeśli związek nie jest typu "idziemy razem" tylko "kto komu dokopie" to detektyw musowo, i twarde dowody.
Jest też taki sposób, który jest mocno obrzydliwy 🙁, i nie zawsze możliwy do zastosowania. Polega na nadawaniu intensywnych komunikatów bezwarunkowej akceptacji
i wyczekaniu aż "partner" się otworzy. Po to, żeby mieć czarno na białym i dokopać. Brr.
Albo można urwać rumianek, zrobić "kocha, lubi, szanuje..." i postępować wg tego co wypadnie 😉
Nie da się ustalić, na ile komu potrzebne są złudzenia, i który rodzaj cierpień jest gorszy.
Na 100% poważnie radzę Nigdy nie ładować się w takie sytuacje jako "czynnik zewnętrzny". Bo ten "czynnik" oberwie najmocniej.
Przy partnerach w stałych związkach, którzy są niepewni swojej orientacji, to wcale bycie taką akceptującą osobą nic nie da. Tutaj jest podwójny poziom trudności - 1) coming out 2) zdrada, jeśli do niej dochodzi. Przecież ile osób hetero w stałych związkach będzie zaprzeczać, że nie zdradziło.
marszylka, a spotkałaś kiedyś kogoś niepewnego, z dorosłych? Bo ja nigdy.
Owszem, całkiem sporo małżonków, ale żeby ktoś nie wiedział która płeć kręci bardziej, to już nie.
Averis   Czarny charakter
19 lutego 2020 06:31
Dodofon, osoby bi nie są bardziej narażone z racji swojej orientacji. Narażony jest każdy, kto ma wielu partnerów seksualnych i nie stosuje zabezpieczenia.
Dodofon, osoby bi nie są bardziej narażone z racji swojej orientacji. Narażony jest każdy, kto ma wielu partnerów seksualnych i nie stosuje zabezpieczenia.


masz rację, chociaż gdzieś czytałam, ze osoby homosexulane częściej zmieniają partnerów i rodzaj sexu jaki uprawiają jest bardziej sprzyjający zarażeniu - ale być moze to bzdura.
Nie mam nic do bi czy innych orientacji pomimo żem sexualnym hetero-betonem... aczkolwiek zawsze nie mogę zrozumieć dlaczego takie osoby męczą się i nie chca wyjść i się przyznać i żyć wg. swoich upodobań
Dodofon, - bo to nie jest takie proste. Tolerancję mamy jako-taką dopiero od paru lat. Wcześniej było źle, o tym się nie mówiło. Wyobraź sobie, że nie wiesz co się z Tobą dzieje, dlaczego nie pociągają Cię mężczyźni jak przyjęte. Myślisz, że coś jest z Tobą nie tak. Zauważasz, że podobają Ci się koleżanki. Lub inaczej - potrafisz tak samo czuć pociąg do obu płci. To na prawdę nie jest czarno-białe i cholernie trudne, bo zwykle odkrywasz to w i tak popapranym okresie dojrzewania.
Ludzie w moim wieku nie zawsze się mówią otwarcie o swojej orientacji, a co dopiero osoby starsze. Na prawdę wiele się zmieniło w ciągu ostatnich 5 lat. I wyobraź sobie, że są osoby, roczniki powyżej 90, które zrywają kontakt towarzyski, bo ktoś ma inną orientację, albo wprost mówią, że tego nie rozumieją. Młodzi, wykształceni, światowi. Wiele osób tak bardzo nie dopuszcza do świadomości istnienia osób innej orientacji, że tego nie zauważają.
Moim zdaniem to nie mamy dalej żadnej tolerancji. Wręcz w ostatnim czasie jest gorzej. Albo może inaczej - z jednej strony faktycznie zrozumienie dla inności i akceptacja wzrosła. Z drugiej jest ogromne przyzwolenie na tępienie wszelkiej inności. Społeczeństwo mamy ciągle ogromnie konserwatywne.
epk, - dlatego napisałam jako-taką. Jest lepiej, ale dalej słabo, jak porówna się to ze świadomością ludzi w np. Anglii to jest przepaść. Takie wsparcie to chyba ogólnie cecha naszego społeczeństwa. Z jednej strony rubaszne żarty, z drugiej strony na słowo "wagina" sporo osób robi się czerwona.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się