Sprawy sercowe...

xxmalinaxx, dlaczego masz być ofiarą? Asertywność nie na tym polega.
Poprawa komunikacji jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a :iście na udry" - już wielu.

Widzisz, ja już na to patrzę od drugiej strony, jako matka zaręczonego syna.
I już zaczynam się czuć, że co bym zrobiła/nie zrobiła - będzie źle.
Kontaktuję się - źle. Nie kontaktuję się - źle.
Narzeczony/mąż/partner nie przestaje być czyimś synem.
Wychowywałam (starałam się) dzieci tak, by były dobrymi, mądrymi ludźmi, lojalnymi wobec swoich ukochanych.
A teraz zaczynam czuć się tak, że za to oberwę. Że przekonanie, że dzieci wychowuje się nie dla siebie, ale dla ich przyszłości - srogo się na mnie zemści.
Że, skoro ja sobie żadnej walki nie wyobrażam, to już przegrałam (choć w ogóle nie chcę w nic grać).
Skoro nie chcę zawłaszczać - stracę. A to jest bardzo smutne.
Nie rozumiem, czemu "wy" (mam wrażenie, całe pokolenie młodych kobiet) wszystko postrzegacie w kategoriach walki czy co najmniej konkurencji.
Tak bardzo czujecie się niepewne?
Jestem zdania, że miłości i życzliwości nigdy nie jest za mało. Że jest bliskość z żoną/mężem, z dziećmi, z matką i z ojcem - i one sobie nie przeszkadzają.
Bardzo cenię sobie rodzinne więzi, więzi krwi. Kto jest w rodzinie - ten już jest, na zawsze.
Trzeba się dogadywać jak najlepiej. I od siebie, gdy coś się do kogoś ma, a nie przez osobę trzecią.
Dlatego, gdyby moje niejasne przeczucia zaczęły się, tfu, sprawdzać - porozmawiam z "synową".
Bez żadnego "powiedz jej, że...". Daj Boże, żeby moje odczucia okazały się jedynie przesadnymi obawami, czarnowidztwem.
Ale gdy "was" czytam, to wcale mi nie do śmiechu 🙁
Od kilu lat czytam takie rzeczy, jakby matka partnera była wyłączona z wszelkiego "obowiązku"darzenia empatią'.
I to, często,  od matek synów, które za chwilę (czas leci błyskiem) będą "teściowymi".
Nic, życzę jak najbardziej satysfakcjonującego rozwiązania, drobnego przecież - wobec tego co potrafi zafundować życie, problemu.
halo nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy chciałabyś rozmawiać dalej, gdyby wylały się na Ciebie i Twoją rodzinę słowa krytyki, na które nie zasłużyłaś, just for fun - bo ktoś ma uprzedzenia i stereotypy? Nie ja zaczęłam tę wojnę, Twoim zdaniem mam następne ileś lat nadstawiać drugi policzek? 🤔

Rozumiem Twój żal drugiej strony, ale nie jesteś obiektywna w tym, co mówisz. Ja nie jestem niepewna, nie mam problemu z kontaktem rodziców z synem, nie chcę jedynie łamania mojej prywatności i traktowania mnie nieuczciwie, niesprawiedliwe, na podstawie wydumanych stereotypów i przekonania o swojej wyższości.
halo, widzisz miałam okazję obserwować pewien związek, w którym matka - choć daleko - była w samym środku. Serio. To był kompletny kosmos. Ona uznała, że syn jest ideałem i bogiem a na takiego zasługuje tylko jakaś księżniczka. To co wyprawiała było tak absurdalne, że nikt w to nie wierzył. Typu jak synek nie przyjechał to pisała donosy do jego zwierzchników, że matkę pozostawił chorą bez opieki itp. O jego żonie opowiadała cuda niestworzone i podstawiała "świadków" na wszystko. Zresztą jadąc całą rodziną do jej miejsca zamieszkania - rodzina zostawała pod blokiem bo nie mieli prawa wejścia do mieszkania a wchodził tylko synek. Nie, nie dało się zerwać stosunków bo to były lata 70/80 a serio potrafiła napisać swoje listy gdzie się dało i owy synek był wzywany na dywanik do wysokiej rangi zwierzchnika, żeby wyjaśnić sytuację i wysłuchać, że takie traktowanie matki jest karygodne. To, że rodzina przetrwała wynikało ze zdrowego rozsądku owego syna i ogromnych uczuć do rodziny i co by nie mówić - umiejętności lawirowania w tym wszystkim.

Ponieważ widziałam coś takiego - od początku z teściami ustaliliśmy pewien dystans, którego nie przekraczaliśmy. Choć z perspektywy czasu uważam, że nie był potrzebny - moja teściowa była fajną babką kompletnie bez zapędów dyktatorskich a synów wychowała faktycznie "dla innych". Byli z nią związani mocno ale tak kompletnie normalnie. Jak miała sprawę do mnie to dzwoniła do mnie, synka potrafiła opierdzielić ostro i co ciekawe - stała za mną murem, ale tak zdroworozsądkowo. No i w życiu nie posunęłaby się do tego, żeby wpaść do nas nawet niezapowiedziana. Co więcej - kiedyś jadąc do mojego P. zadzwoniła do mnie, że jedzie i będzie i czy mi nie przeszkadza bo mnie nie ma. Ja tam nie nastawiałam się nigdy na walkę ale na ustawienie granic, których się nie przekracza - w żadną stronę.
tak was podczytuję po cichutku. Jako wieloletnia teściowa. I cieszę się ,że ...konia sobie kupiłam . Bo mam zajęcie /pasję i nie wiszę na telefonie do dzieci. Faktycznie , syna wychowuje się dla kogoś a córki zawsze drogę do domu znajdą . Opieprza się synka , wielbi synową . Jak jest się u dzieci i czegoś ominąć nie można to trzeba nogą przesunąć ( z racji wieku na przykład 😉 ) aby dojść do ..'toalety' 😉 . Bo jak im tak pasuje to ma tak stać. Pomijam jakieś skrajne sytuacje. Mam super teściową więc mogłam nauczyć się jaką być . Poza tym lepiej  jeden telefon mniej niż o jeden za dużo. Ale innych też rozumiem , nazywa się to 'syndrom opuszczonego gniazda'. Cieżko się to przechodzi. Gorzej jak się nie ma własnych pasji /towarzystwa ... a dzieci mają to zastąpić . Ale na pewno warto rozmawiać . Komunikacja to najważniejsza z rzeczy.
smartini   fb & insta: dokłaczone
28 lutego 2020 09:17
halo, chyba trochę za bardzo do siebie bierzesz dyskusję i patrzysz ze swojej osobistej perspektywy. Czy Tobie teściowa grzebała w szafach i układała dom po swojemu? Czy Ty to robisz przyszłej synowej? Nikt przecież nie mówi, że należy się odciąć od rodziny zakładając nową ale bez przesady, w każdym układzie potrzebne są pewne granice, których się nie przekracza. I jedni są ich świadomi i ich z zasady nie naruszają a niektórym niestety trzeba je przedstawić, by wszyscy byli 'on the same page'.
I o jakiej walce piszesz? o_O Nie wiem, to, że nie daję sobie wciskać kilogramów jedzenia, którego nie zjem to konkurencja? To, że malina nie życzy sobie wizyt pod jej nieobecność i przekładania jej prywatnych rzeczy w jej mieszkaniu to walka?
xxmalinaxx, doskonale Cię rozumiem. Ja miałam ten problem z moimi rodzicami, a właściwie z moim ojcem. I krew mnie zalewała a to jednak byli MOI rodzice. Gdyby to byli obcy ludzie to bym chyba eksplodowała. Moim zdaniem kluczowa jest reakcja Twojego partnera. Jeśli nie będziecie mówić w tej sprawie wspólnym głosem to niestety istnieje ryzyko, że teściowie to zbagatelizują, pomyślą, że się o coś bez sensu 'pultasz', o coś, z czym nikt inny nie ma problemu a Ty wymyślasz. Niestety kiedyś syn (córka) powinien odciąć pępowinę (albo rozsądny rodzic powinien to zrobić jeśli dziecku się nie spieszy), co chyba w tym wypadku nie zostało zrobione. Bardzo współczuję, ja się zagotowałam na samą myśl o tym, że ktoś miałby mi łazić po domu bez zapowiedzi, w dodatku ktoś dla mnie zupełnie obcy. Nie masz paranoi, to NIE JEST normalne i powinno się to ukrócić jak najszybciej. U mnie z własnym ojcem skończyło się awanturą (mieszkam w naszym rodzinnym mieszkaniu i przecież to nie problem, że się bez zapowiedzi wpadnie po jakieś narzędzia czy walizkę), bo łagodne sugestie nie działały. Ciężko mi z tym było bo w ogóle nie jestem typem awanturnika i nie lubię konfrontacji ale do niektórych inaczej nie dociera. Niestety wątpię czy sama wiele ugrasz, niektórzy po prostu mają swój obraz świata i jeśli im coś nie przeszkadza to nie potrafią uszanować bez kwestionowania tego, że komuś to może nie pasować. Powodzenia.
Słuchajcie ja znam taka jedna teściowa, co nie dość ze wprowadza porządki (np podczas urlopu), dodaje nowe elementy do mieszkania (tu nowa pościel, tam nowy kosz na pranie), zabiera jej zdaniem niepotrzebne (np wanienke niemowlęca), oraz robi różne rzeczy nieproszona, np obcina wnukom włosy (podobno jakby ja poprosic to poleciłaby fryzjera 😀), to...uwaga mocne, po urodzeniu się dziecka córki wziela pieska tejże na spacer. Pieska którego nie lubiła i który w jej ocenie (słusznej zreszta, ale niczego to nie zmienia) był dla dziecka niebezpieczny. Wrocila bez pieska.

A tylko dodam w dyskusji ze czytam pobieżnie ale chyba blisko mi do tego co pisze halo.
I strasznie się boje ze będę kiedyś TEŚCIOWA. I ze cokolwiek bym nie zrobiła, będzie to ruch tesciowej = zły.
Przyznaje bez bicia ze na moja mama patrzę o wiele łaskawszym okiem niż na teściowa, chociaz na szczęście z roku na rok, a będzie w tym roku już 13, jest między nami coraz cieplej.

PS ale zawsze mnie cieszy jak nadal myśli o synku i kupuje mu gacie, koszulki czy dresy, bo zawsze to jedna rzecz mniej na głowie i grubiej w portfelu 😀
Postanowiłam się odezwać, może Wy mi pomożecie  😡

Zacznij od przekabacenia narzeczonego na swoja stronę. Przy jego cichym przyzwoleniu mamusia będzie robiła się coraz gorsza i ślub magicznie nie sprawi, ze teściowa zniknie. Więc dopóki chłop jej na to pozwala, i z nia nie rozmawia, bo to bez sensu/obrazi się/pomoze na tydzień, to sama nic nie wskórasz.
Wy o stawianiu granic a ja pomyślałam sobie, że każdy ma tę granicę w innym miejscu.
Póki synowe nie będą asertywne i nie będę werbalizowaly swoich granic... będzie się ta "wojenka" nakręcać.
Dużo łatwiej zwalić winę na teściową niż wykrztusić z siebie, że człek sobie nie życzy tego czy owego.
Mojej synowej też trudno wykrztusić i dlatego prosi mojego syna o rozmowę ze mną.
Szanuję ich za to. I mam nadzieję, że moja synowa za jakiś czas mi zaufa na tyle, że będzie mogła powiedzieć pewne rzeczy sama.
Ona i ja mamy krótki staż...wszystko przed nami.
Mnie by nie przyszło do łba buszować w ich mieszkaniu.
Nie sprawdzam, nie krytykuję, nie urządzam testu białej rękawiczki.
Klucze mam...ale bez ich prośby o podlanie kwiatków do ich domu nie wejdę.
Dobrej relacje z synową zależą od dobrej woli OBU stron.
Rozmawiać trzeba a rolą synowej jest powiedzieć wprost jakich zachowań byśmy nie chciały widzieć.
Rolą teściowej uszanować to co się usłyszało......i na odwrót.
xxmalinaxx, po pierwsze nie rozumiem, czemu miałyby się na mnie czy na moją rodzinę wylać słowa krytyki.
Tj. czemu miałabym na to pozwolić, zamiast uciąć w zarodku.
Informując, że jest mi bardzo, ale to bardzo przykro i że nie zamierzam tego słuchać.
Życzliwość i ciepło i jakość komunikacji obowiązują we wszelkie strony.

Stawianie granic to nie jest walka. Asertywność to nie jest walka.
Ale asertywność wyklucza w*urw i agresję. Tłumione bądź wybuchowe żale i takie tam.
Desperackie decyzje. "Gotowanie się". Potępianie w czambuł. To nie jest asertywność.

Ludzie nie są aniołami, każdy popełnia błędy. Jeśli ktoś zrobił coś, co mnie zabolało - po pierwsze o tym Informuję.
Że boli i że sobie nie życzę. Że nie zgadzam się na x i bardzo proszę, żeby x się nie powtórzyło.
Nie oczekuję przeprosin (choć zazwyczaj padają, bo mało kto świadomie chce robić kuku bliskim) ale zaprzestania irytujących akcji.
Jeśli x się powtórzy - podejmuję akcje zmierzające do fizycznego uniemożliwienia x.
Gdyby, np. ktoś z rodziny uparcie próbował mnie obrażać mimo moich informacji, że proszę nie, relacje pielęgnowałabym, owszem, ale w życiu nie na terytorium agresora.
Kawiarnia też dobra rzecz. Albo u mnie, a wtedy, w razie W: "Komu kawy, komu herbaty, komu palto?"
Gdyby ktoś mi wparował do chaty - uniemożliwiłabym to w przyszłości. Ale najpierw - informacja, że się nie zgadzam. że czuję się dogłębnie urażona.

Generalnie chodziłoby o to, żeby nie dochodziło do awantur ani do zbierania żalu.
Załatwiam sprawę i uznaję za niebyłą. Nie kumuluję.

Warto mieć w głowie co docelowo jest ważne, jaki chcemy mieć ostateczny rezultat.
Jeśli zależy nam na harmonii w rodzinie, trzeba ku temu pracować.
Wiedząc, że strzelenie focha, pretensje, żale ani wrzaski nie służą temu celowi.
Ani ustępowanie "dla świętego spokoju".
Co innego, jeżeli celujemy w skłócenie rodziny - wtedy jest masa sposobów, żeby to łatwo osiągnąć.
Rujnowanie, w tym relacji, jest znacznie łatwiejsze niż ich tworzenie.
Tworzenie, każde, wymaga projektu, pracy i konsekwencji. Poprawiania błędów i unikania ich w przyszłości.
Refleksji. Dym z uszu można spuścić niekoniecznie wobec osoby, która go wywołała.

I, tak, zawsze(!) chciałabym rozmawiać. Dokładnie określając, czego nie będę tolerować, i jakie będą konsekwencje nie liczenia się z moimi granicami.
Żadne nadstawianie drugiego policzka - dlaczego, zresztą, ktoś miałby śmieć mnie palnąć?
Z tym drugim policzkiem to w ogóle jest ciekawa sprawa, bo historycznie oznacza co innego niż zwykło się przyjmować.
Uważam, że zasada "nie rób drugiemu co tobie niemiło" co najmniej nie szkodzi.
W tym wypadku - nie rób teściowej/synowej ani partnerowi czego byś nie chciała dla siebie.
Nie chciałabyś mieć bezsłownie obruszonej synowej, prawda?
Ani żeby partner naciskał, żebyś "ustawiła" twoją rodzinę?
Jeśli chce się dobrze, dobrze dla wszystkich (w tym dla siebie) to się znajdzie skuteczny sposób.
Gillian   four letter word
28 lutego 2020 14:49
Moich przebojów z niedoszłą teściową nie chce mi się nawet wspominać (pewnie część z Was pamięta), ostatecznie mogę ofiary składać w podzięce opatrzności, że nie mam z tą potworną kobietą nic wspólnego  😵
A moja przyszła teściowa jest spoko, nie wpiernicza się w nasze sprawy, nie wypowiada swojego zdania nawet w sumie ale wspiera każdą decyzję jaką jej oznajmiamy, a co najważniejsze - jest na tyle daleko, że widujemy się trzy razy w roku  😅 😅 moja mama natomiast ma trochę zadatki na małą piekielność, ale to dziwna kobieta i trzeba brać na nią poprawkę, o czym wie mój chłop i znalazł na nią swój sposób. I chwała mu za to, że rozumie sytuację a nie ucieka gdzie pieprz rośnie  😍
fanelia   Never give up
28 lutego 2020 15:19
halo, jolka  :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek: Bardzo się cieszę, że są Wasze głosy w tej dyskusji, bo mam wrażenie, że w "dzisiejszych czasach" jest straszny nacisk na "JA I MOJA PRYWATNOŚĆ", "JA I MOJE GRANICE", "JA I MOJE KRÓLESTWO" - oczywiście granice są dobre i potrzebne!! ale często reagujemy straszną agresją i fochem na próby ich sforsowania. A wystarczy (łatwo powiedzieć) tylko więcej czułości, łagodności i rozmowy, żeby to poukładać. To jest trudne, ale im jestem starsza tym bardziej widzę, że łagodną stanowczością i taką autentyczną czułością do drugiej osoby można załatwić ogrom spraw i dotrzeć do najbardziej specyficznych ludzi.

Teraz historyjka z życia ku przestrodze 😉 Mój ex był pod strasznym pantoflem swojej mamusi. U mnie w rodzinie nie ma czegoś takiego, wszyscy panowie samodzielni, pierwszy raz z czymś takim miałam do czynienia. Od razu wydało mi się to dziwne (mama i syn non stop na telefonie, mama ciągle wparowująca do mieszkania syna, robiąca mu kanapki!!!!, obiadki, słoiczki z jedzonkiem na później, nawet herbatę!!!, zostawiała "kieszonkowe"!! = dorosły chłop 30 lat 😀 ), ale że nie miałam porównania jak bardzo to jest patologiczne to tylko zwracałam ex uwagę i tyle. Parę razy rozmawiałam z "niedoszłą teściową", że syn sobie sam umie jedzenie zrobić albo że zrobimy razem i nie trzeba nam nic gotowego zostawiać, a jak gdzieś jedziemy to nie musi ciągle wydzwaniać, że wszystko jest w porządku. Kiedy ja byłam w pobliżu (to był związek na odległość, więc raz ja byłam u nich, raz on u mnie) to się nie wtrącała za bardzo i była taktowna, ale wystarczyło, że wyjechałam to zaczynało się pantoflarstwo. W końcu po wielu rozmowach i próbach naprawy sytuacji - ex nie widział w tym nic zdrożnego, ewentualnie się ze mnie nabijał i w ogóle to mu było strasznie dobrze, że mamusia dba - zerwałam ku zdziwieniu całej jego rodziny, że ale jak to... Ogólnie był fajny chłopak, ale sytuacja z nieodciętą pępowiną tak bardzo mnie dobijała, że nie mogłabym z tym żyć. Decyzja okazała się trafna, obecny partner jest maksymalnie samodzielny i samowystarczalny, wręcz mam w drugą stronę - on cały czas kombinuje, w czym może mi pomóc, co zrobić za mnie i właściwie muszę ciągle komunikować, że ja też mam rączki i nóżki 🙂 Ex do dziś jest sam, bo się lubimy i trzymamy luźny kontakt. Mama dalej robi kanapki.
fanelia, masz rację, na pewno większy jest ten nacisk niż w czasach zakładania rodzin przez naszych rodziców. Ale po pierwsze wynikało to z możliwości mieszkaniowych - rodziny po prostu często żyły wielopokoleniowo razem i panowały w nich inne zasady. To miało swoje plusy - pomoc w wychowaniu dzieci przez dziadków ale i konsekwencje - 2 kobiety w domu rządzić nie mogły - była to zazwyczaj seniorka rodu 😉. W takich rodzinach zazwyczaj wychowali się nasi rodzice - my już nie - co przekłada się na to, że mieszkając samodzielnie chcemy mieć prywatność, której nie doświadczali często nasi rodzice. Dla nich to było normalne i przenoszą to dalej. Im się teściowie / rodzice wtrącali i byli mocno obecni - oni też uważają to za normalne. W większości - nie wszyscy. Nasze pokolenie pewnie będzie inne - kolejne jeszcze inne.

Co do rozmów to też jest tak, że często nie umiemy rozmawiać wprost (szczególnie jak nie mamy poparcia partnera) a aluzje nie trafiają bądź są ignorowane.
Epk
Piszesz, że "Dla nich to było normalne i przenoszą to dalej. Im się teściowie / rodzice wtrącali i byli mocno obecni - oni też uważają to za normalne." i także to miałam na myśli pisząc o tym, że każdy ma te granice w innym punkcie.

Obowiązkiem wobec samego siebie jest dbanie o własne granice.
Ja nie znoszę aluzji w poważnych sprawach. Chcę i lubię usłyszeć wprost i mówić wprost.
Aluzje zostawiają wątpliwość czy dobrze odczytałam intencje.
Ironię, aluzje itp metody zostawiam sobie dla wrogów i nieprzyjaciół.
Wśród bliskich jej nie znoszę a zwłaszcza jeśli dotykają spraw ważnych dla obu stron.

Zdaję sobie sprawę, że bywają teściowie niereformowalni.
Tacy, którzy szkodzą związkom bo... chcą zaszkodzić
Są i tacy, którzy zapomnieli, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
Są też synowe, które każdy ruch teściowej traktują jakby im ta teściowa granat do chaty wrzuciła.

To trudna relacja i dlatego wymaga pracy, cierpliwości i wyrozumiałości obu stron.
A że OBU stron....to bywa, że się nie udaje zbliżyć.

smartini   fb & insta: dokłaczone
28 lutego 2020 17:44
szemrana, dlatego napisałam, że niektórym tych granic komunikować nie trzeba bo mają je 'w podobnym miejscu' co my, innym trzeba je zakomunikować bo jak się nie powie to skąd druga osoba ma wiedzieć, że cokolwiek jest nie tak. Przecież nie wyczyta z fusów czy resztek obiadu na talerzu (no, chyba że ktoś napisze wiadomość makaronem w kształcie literek 😀 )
no ale jak rozumiem w 'omawianym przypadku' rozmowy były, i z partnerem i z samą zainteresowaną i nie przyniosły porządanego efektu.
Nie wiem co jest takiego złego w prywatności i granicach, jeśli są normalnie komunikowane i egzekwowane. Co to za frajda robić drugiemu coś, czego nie lubi? To, że nie uczy się nas rozmawiać, szczególnie o emocjach to zupełnie inna sprawa. Rodzice często sami nie potrafią, szkoła komunikuje i nakazuje zamiast prowadzić z uczniem dialog, skąd więc dzieci, późniejsi dorośli mają się nauczyć sztuki dialogu? Bo to nie jest łatwe mówienie o tym, co człowieka boli i męczy, szczególnie gdy może to zranić tą drugą osobę albo dobić nas rykoszetem.
Teściowe, temat rzeka. Z obserwacji widzę, że niestety najczęściej zgrzyta na linii żona- teściowa, a mniej na linii mąż-teściowa.
I ja się koleżankom nie dziwię braku sympatii do teściowych. Swoją- uwielbiam, szanuję i jesteśmy po imieniu, ale to cudowna kobieta bardzo zaangażowana społecznie. Nie ma czasu się wtrącać 😉
Przymierzam się do napisania pozwu o rozwód. Mieliśmy ślub cywilny. Rozwód bez orzekania o winie.  Ma ktoś jakiś wzór takiego wniosku?
Podziału majątku nie będzie. Oraz o alimenty na córkę też  nie będę wnosić, bo pewnie będzie płacił bez sądowego orzeczenia.
nokia6002 dziś będzie płacił a jutro niekoniecznie. Pozna nową kobietę, założy rodzinę, pojawią się dzieci, na pierwsze nie starczy środków lub chęci. Lepiej się zabezpieczyć i mieć papier na te alimenty.
nokia6002, - sformalizuj sprawę alimentów. Dla córki, nie dla siebie, to warto mieć. Mój ojciec też płaci bez sądu (jeszcze rok się będzie męczył, bo trochę mi długie studia wyszły 😉), ale! był taki moment, że cieszyłam się, że mam to na papierku od notariusza. Różnie w życiu bywa. Dodatkowo jest to udokumentowany dochód, co pozwoliło mi np. wziąć na siebie umowę na telefon jak łapałam tylko dorywcze prace, czy dostać większy limit na karcie kredytowej (potrzebowałam za granicą, bardziej się opłacało nią płacić po prostu). W takim okresie bycia już trochę dorosłym, a jeszcze nie do końca samodzielnym przydaje się ten świstek.
Podział majątku to też nie jest dobra wola, a sprawa formalna. Można to załatwić przy rozwodzie. Jest jeszcze kwestia rozdzielności majątkowej (to co innego niż podział) i to też można formalnie przy okazji rozwiązać, ale te zapisy muszą być. Możecie się pogodzić i poukładać ręczniki na dwie kupki, ale formalnie to musi być na papierku.
Gospodarsto należy do mnie. dostałam w darowiźnie od rodziców. Jedynie auto jest on współwłaścicielem, ale kase dawałam ja ... I przyczepę ja kupowałam ale rejestrowałam ją na niego. ... Nie wiem właściwie po co. Ale wydaje mi się, że się dogadamy.
On jeszcze nic nie wie o moich planach .. Z tymi alimentami to racja .
nokia6002, - jeśli nie mieliście rozdzielności to WSZYSTKO co kupiliście/nabyliście po ślubie jest wspólne w świetle prawa i nieważne kto za to płacił.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
02 kwietnia 2020 09:30
nokia6002 życzę Wam, żebyście dogadali się bez problemu, ale dla własnego i dziecka bezpieczeństwa musisz niestety założyć najgorszy scenariusz - że nie dogadacie się w żadnej kwestii, i na taką właśnie okoliczność się zabezpieczać się formalnie. A poza tym dużo wytrwałości i wysyłam wirtualne uściski, bo to musi być bardzo trudny moment i trudna decyzja  :kwiatek:


keirashara z ciekawości - a to nie jest tak, że alimenty dla osoby uczącej się przysługują do 26 r.ż., nawet jeśli później też studiuje? Pytam w kontekście tych "długich studiów"  😉
smarcik, - mam 25, dlatego się łapie 😉 Generalnie po pierwszym roku zmieniłam kierunek, moja inż trwała pełne 4 lata i dopiero robię mgr - gdzie spokojnie mogłabym już być po jej obronie, stąd długie 😉
No i ja mam to, że pewnie dodatkowy rok też by mi w razie wu tatusiek pomagał, bo mamy dobry kontakt, ale tak, formalnie są do 26 r.ż. z tego co kojarzę. Tak jak zniżki na legitkę.
majek   zwykle sobie żartuję
02 kwietnia 2020 09:38
nokia, trzymam kciuki za pozytywny obrot sprawy.

Co do alimentow: mojej kolezanki byly maz wystapil o alimenty do dzieci (jak zaczely wreszcie swoje kariery po studiach, a on cieszyl sie bezrobociem i praca na czarno.). Podobno mozna bylo tego uniknac, gdyby ona nie chciala alimentow po rozwodzie. Nie wiem, nie znam sie, jak ktos mnie moze sprostowac, to sie nie obraze. Moze warto to sprawdzic.

No dobra, ale normalnie piecioletnie studia konczy sie majac lat 24, to zostaja jeszcze 2 lata zeby byly dlugie :P

nokia6002, jak maz nic nie wie o planach rozwodowych, to poczekaj z szacowaniem jego checi do wspolpracy do momentu, az bedzie wiedzial, serio :kwiatek: zycze ci jak najlepiej, ale czesto z ludzi najpaskudniejsze cechy wychodza w takich sytuacjach.

Moj ex tez sie chcial dogadac i to jak, wszystko pieknie, zwiazek dawno sie wypalil i zdechl, zgoda w 100%. Temat grany miesiacami, ze czas spokojnie dac sobie spokoj. Jak wyszlo w praktyce to moze niektorzy pamietaja 😉 i poszlam w swiat tak, jak stalam, bujalam sie z jedna reklamowka rzeczy, stracilam psa 🙁 wszystko, co mialo wartosc finansowa i mase nerwow, bo pan ex raczyl dzwonic i wyzywac mnie od szmat, bo 2 miesiace pozniej ktos mnie widzial z innym facetem 🙄

No ale, wszystko dobre co cie dobrze konczy 🙂
majek, - bzdura. Można uniknąć jedynie pozbawiając praw rodzicielskich 😉 Nie płacenie alimentów i brak chęci kontaktu może być powodem do podjęcia sprawy o pozbawienie praw.
kokosnuss, - no, mój przypadek 🤣 Będę studiować 7 lat, jak to policzyłam... 😵 Chciałam bym mgr. inż. na praktycznym kierunku to mam 😂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
02 kwietnia 2020 10:00
kokosnuss niekoniecznie - można być w technikum i robić 4-letnią inżynierkę 😉 wtedy kończy się w wieku 26, o ile ktoś nie ma poślizgu albo nie poszedł do szkoły rok później  🙂 A co się stało z psem? Myślałam, że był z Tobą w nowym mieszkaniu  👀

A studiowanie nigdy nie jest długie - ja chcę zacząć w tym roku inż, więc skończę mając 32 lata, jeśli nie będzie żadnej obsuwy  😁 Oczywiście o ile nie zmienię planów, dostanę się, i do września sytuacja wirusowa się unormuje - ale to już totalny OT, przepraszam  😡


Chciałabym się obejść bez prawników i adwokatów.
Tylko tak, Co potrzebuję do złożenia wniosku ?
Jeśli wyślę wniosek to muszę od razu uiścić opłatę tak?
akt małżeństwa, akt urodzenia dziecka. Coś jeszcze ?

Nie wiem jak to będzie jak się dowie. Będzie mega i to mega zdziwiony. Niby kocham go nadal, ale co. |Jak ja muszę wszystko robić sama. Dosłownie wszystko.  Nawet pierdoły żeby w piecu napalić czy nanieść drzewa.
Ostatnio przyjechał węgiel mojego taty, Tata po zawale i zawsze mu wrzucam do piwnicy, bo Pan co wysypuje z samochodu nie wsypie wszystkiego w okienko. I tak trochę leżał ten węgiel zanim się za to zabrałam, a on do mnie że czemu jeszcze nie wrzuciłam i się śmieje. No krew mnie zalała totalnie .. Myślałam, że się zmieni i zobaczy ile trzeba mi pomóc. Ale cóż jednak TV i pilot wygrał. Nie powiem, bo czasem mi coś zrobi. Ale zawsze muszę czekać do soboty, bo w inne dni nie ma mowy, bo on był w pracy do 14-15. Ehh..  Szkoda mi trochę ale po co mam  się męczyć..
nokia6002 to nie jest miłość i kiedyś to zrozumiesz. A teraz znajdź dobrego prawnika i ugotuj pasożyta.
majek   zwykle sobie żartuję
02 kwietnia 2020 10:46
majek, - bzdura. Można uniknąć jedynie pozbawiając praw rodzicielskich 😉 Nie płacenie alimentów i brak chęci kontaktu może być powodem do podjęcia sprawy o pozbawienie praw.


Ale on placil alimenty na dzieci (czasem nawet w terminie), jak dzieci dorosly to zarzadal alimentow od wlasnych dzieci.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się