Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

Dziewczyny, ale to nie chodzi tylko o sam moment biegania czy gdy się jedzie na rowerze. Tylko w miastach dochodzi sprawa blokowisk czyli klatek schodowych, wind. Na ogół dwóch par drzwi, które trzeba otworzyć by wyjść na zewnątrz. Jak się już jest poza blokiem to nie ma sprawy, ale te momenty wspólnych zamkniętych przestrzeni są potencjalnym zagrożeniem.
To inaczej wygląda gdy się mieszka w domku. Nie ma tego zagęszczenia ludzi. Ale większość miast to jednak blokowiska. Niskie bloki, ale i wieżowce. W nowym budownictwie często nawet przy III piętrach jest winda. Itp, itd.


Pomijam takie drobnostki jak dotykanie barierek przy schodach czy słupków/trzymadeł gdy staje się rowerem przy przejściu dla pieszych bo to by trzeba było mieć niesamowitego "farta" by tak się zarazić. Aczkolwiek widziałam takie sytuacje osobiście, że jednak jakieś ryzyko się wytwarza - raz to były przyciski przy przejściach używane przez kilka osób pod rząd, raz właśnie słupek od znaku gdzie jeden po drugim rowerzyści go łapali ręką, a później jeden drapał się po twarzy, raz to była dziewczyna na rolkach schodząca po schodkach czyli łapiąca barierkę tak co 20cm gołymi rękami, a w międzyczasie wyciągające wpadające d oczu i ust włosy.
Ryzyko jest zawsze; gdybym mieszkała w bloku, to wychodziłabym na zewnątrz w jednorazowych rękawiczkach, żeby właśnie nie macać wszystkiego dookoła. Kontakt z wirusem nie oznacza zarażenia, bo system odpornościowy mamy - pytanie na ile wydajny, żeby nie dopuścić do zarażenia.

Ja biegam i biegać będę, póki odgórnie nie będzie zakazu ALE mieszkam na zadupiu (obrzeża Krakowa), więc mam do dyspozycji praktycznie puste przestrzenie: las, łąki, po pracy jeździłam do Puszczy Niepołomickiej (ogromny teren, masa ścieżek, ludzi w lesie = 0). Mieszkając w mieście, jeździłabym za miasto, żeby unikać kontaktu z drugim człowiekiem.
Ascaia, no to taką samą drogę musisz pokonać do sklepu. Poza tym zawsze można wyjść w jednorazowych rękawiczkach. Twarzy prawie nie dotykam, chyba, że mam świeżo umyte ręce. Aczkolwiek zaczęłam się pilnować z tym dłuuuugo przed wirusem, żeby poprawić stan cery. A do wycierania twarzy w czasie biegu mam na ręcę założoną chustę, kilkanaście centymetrów nad dłonią. Także nawet jak muszę wytrzeć pot, to nie dotykam twarzy dłonią.
Chce zacząć ćwiczenia z głowa. Z kim ćwiczycie? Macie jakaś fajna aplikacje? Filmy na yt? Potrzebuje gotowego planu dla laika. Co wybrać?
Wierzę dziewczyny, że możecie być świadome i dbacie o różne kwestie.
Ja też już mam system procedur.
Tylko cały szkopuł w tym czy ludzie wkoło też myślą co i jak robią. Mamy taką sytuację, że trzeba włączyć odpowiedzialność społeczną - za siebie, za innych, itd.
A niestety chyba raczej trzeba mieć ograniczone zaufanie. Bo lepiej zapobiegać, niż leczyć. I tym są dla mnie te obostrzenia. Lepiej zakazać "z górką", niż liczyć na to, że większość osób samodzielnie sobie ograniczenia narzucą.


kolebka, też mam tę przyjemność mieszkania na peryferiach, las mam praktycznie "tuż za ścianą". 🙂 W życiu nie chciałabym mieszkać bliżej centrum. Tylko no właśnie moim zdaniem to nie sam spacer/bieganie są "problemem".

kittajka, trochę nie rozumiem argumentu ze sklepem. Bo to akurat teraz wiele osób ograniczyło. Chodzą rzadziej czy zamawiają on-line z dowozem.
Sama ostatni raz w sklepie byłam 18 dni temu. Stety-niestety muszę wychodzić z psem, więc te trzy razy dziennie mogę stać się transmiterem wirusa - nie jest mi z tym dobrze. Żeby jakoś się przysłużyć społeczeństwu ograniczyłam suce o jedno wyjście (normalnie chodzimy 4 razy dziennie), no i właśnie przestrzegam procedur, otwierania drzwi tu łokcie, tu nogą, prania rękawiczek i chust, etc, etc.
Do sklepu jednak czasem wyjść trzeba, bo jedzenie jest niezbędne do życia. Tak jak są osoby, które muszą chodzić do pracy, żeby społeczeństwo jakoś funkcjonowała. Czy właśnie Ci co muszą wyjść z psem. Pytanie czy bieganie/rower to też taki sam poziom "muszę"... Powietrza można zażyć na balkonie, poćwiczyć można w domu... Domyślam się jakiej odpowiedzi udzielicie i jak zaraz na mnie naskoczycie, ale...

W moim wieżowcu jedna klatka to ponad 40 mieszkań. W większości z nich mieszka więcej niż jedna osoba. Chciałabym wierzyć, że z windy, z drzwi zewnętrznych korzystają tylko Ci, którzy naprawdę muszą.
Jeszcze bardziej chciałabym wierzyć, że tak jest w wieżowcu moich rodziców, którzy są z racji w wieku i chorób w grupie podwyższonego ryzyka, a ojciec z psem wychodzić musi codziennie. I byłabym bardzo wdzięczna każdemu ich sąsiadowi, który w imię między innymi ich bezpieczeństwa, będzie się zastanawiać się czy na pewno musi wyjść, czy i jak użyje rękawiczek, maseczki, etc.


Ascaia, żeby ta kwarantanna trwała dwa tygodnie to można się poświęcić. Natomiast to będzie trwało miesiącami. A zamykanie się na długie miesiące w domu przyniesie więcej szkód niż pożytku. Zresztą już po samych Włochach widać, że kwarantanna im wcale nie pomogła. Takie zamykanie ludzi miało sens tylkow Chinach gdzie to państwo zadbało o regularną dezynfekcje wind, klamek, ulic i przede wszystkim gdzie była kontrola każdego mieszkańca (np odbijanie kodu w sklepie, czy autobusie), więc nawet jak wykryto u kogoś wirusa, to dało się ustalić wszystkich ludzi z którymi miał kontalt. W Europie to się nie uda.
Ascaia z tym ograniczeniem sklepu to też niestety różnie... Mama rozmawiała ze znajomymi ekspedientkami z Lewiatana na osiedlu, mówią że co najmniej kilka osób przychodzi po kilka razy DZIENNIE  🙇  rano dwie bułeczki, w południe mleko, potem jeszcze obróci po masło i dwie cytryny  🙇  i to niestety często osoby starsze!
Wczoraj widziałam trzy dziewczyny, chyba koleżanki - żegnały się na ulicy uściskiem i buzi w policzek...  🙇
kittajka Cholera wie jak z to z Włochami naprawdę jest. Chyba trudno oceniać, że kwarantanna im nie pomogła, bo nie wprowadzili jej dostatecznie szybko, tylko właśnie łazi, bawili się i to jeszcze intensywniej niż u nas, bo tam jest kultura kawiarniano-barowa. Co by było gdyby, to się już nie dowiemy.
Ale w pełni zgadzam się, że w Chinach ogromne znaczenie miało to jakie państwo wprowadziło działania - częsta i ogólnodostępna dezyfekcja. U nas możemy o czymś takim tylko pomarzyć.

kolebka no i takich bym jednak też uwiązywała do kaloryfera. 😉 Też widzę takie sytuacje i mnie szlag trafia! Najgorzej, że nawet przy obecnych zaostrzeniach i tak tacy nic nie zmienią w myśleniu i swoich przyzwyczajeniach. Ani nikt ich skutecznie nie skontroluje.

Ale tak serio - naprawdę miesiąc czy dwa bez biegania/ roweru/ dłuższych spacerów to jest takie straszne? To znaczy, patrząc na komentarze tutaj czy na fb widzę, że tak, ale przyznaję, że trudno mi to zrozumieć. Znaleźć "sens i potrzebę" aż tak silne by to miało tak bardzo wpływać na samopoczucie. Staram się zaakceptować fakt, że są ludzie, którzy tak mają, ale dla mnie to abstrakcja. Przecież jak się choruje to też się siedzi w domu, jak się skręci kostkę to też się siedzi w domu, itd.

Dziewczyny, dbajcie o siebie i o innych, wierzę, że wy robicie wszystko jak możecie najlepiej!
Zdrowia dla nas wszystkich i dla naszych najbliższych.
Graba.   je ne sais pas
01 kwietnia 2020 10:56
Ascaia, nie wchodzę zwykle w takie dyskusje, ale niektorym bieganie jest tak samo potrzebne dla zdrowia psychicznego, jak dla kogoś wierzącego pójście do kościoła 😉
madmaddie   Życie to jednak strata jest
01 kwietnia 2020 10:58
osoby z IO - czy mieliście problem z regeneracją mięśni? Nie mam typowych objawów, ale od dłuższego czasu mam kieeeepską dietę i nadwagę. Nie będę robić teraz dużej redukcji, ale wracam do ćwiczeń i układam sobie dietę. NIGDY nie miałam takich problemów z regeneracją mięśni, nawet na redukcji. Wysypiam się, nie mam stresów, jem dużo makro (białko zwierzęce, tzn. jajeczne, też), nie jestem na redukcji, ale ten szajs, który odwala moje ciało jest niepojęty. Nie wiem w co uderzać, czy zamówić sobie suple wspomagające, czy co.  🤔
Ascaia z mojej perspektywy - jest mi to potrzebne, po prostu żeby się zrelaksować, odpocząć psychicznie, oderwać się od tego całego chaosu. Choroba czy uraz - wiadomo, uziemienie. Ale bieganie w pojedynkę, z dala od ludzi (teraz jest ich faktycznie mało) - nie widzę problemu. Znajomi biegacze mocno ograniczyli swoje bieganie, wychodzą sporadycznie i krócej, lasy i odludzia (nawet dojeżdżają autem jak mieszkają w mieście); nie ma zawodów, więc trening nie ma sensu, ot takie rekreacyjne pobieganie dla utrzymania sprawności i przewietrzenia głowy. Także nikt nie robi teraz super mocnych treningów, wybiegań po 30km bo po prostu nie ma sensu, minimalizujemy swoje bieganie; ludzie, którzy biegali 6x w tygodniu, wychodzą teraz 3x - i ćwiczą w domu.
Poza tym ruch na świeżym powietrzu doskonale wpływa na odporność, na pewno lepiej niż siedzenie w czterech ścianach i otwieranie okna - od byle powiewu byłabym wtedy przeziębiona, a tak to jestem zahartowana.
Graba., nie wchodzisz, ale weszłaś. 😉
Różni ludzie - różne potrzeby. Przynajmniej tyle, że jedni próbują o tym rozmawiać, zrozumieć drugą stronę, a inni od razu wyśmiewają i obrażają.

kolebka, tak jak cały czas powtarzam - samo bieganie jest ok, od tego nikt się nie zarazi. W sumie nawet jakby biegać w mieście to co... przecież nikt nie biega specjalnie wpadając na ludzi. (też obecnie wywożę psa co któryś dzień dalej od osiedla, bo pobliski las stał się nagle baaaaaaardzo popularny). Żeby tylko dało się przenikać przez ściany czy wchodzić przez balkon. 😉 Ech...

Ascaia, no właśnie problem jest taki, że aktualnie myśli się tylko o potrzebach grupy ryzyka. A cała reszta jest nieważna. Nikt nie myśli o potrzebach pozostałych ludzi. A wystarczy tylko przestać panikować przed wirusem i realnie pomyśleć co można zrobić, aby było jak najbardziej normalnie z zachowaniem środków ostrożności. I efekty tego będą coraz bardziej odczuwalne, np spadki odporności, co spowoduje wzrost innych zachorowań. No i osoby, którym przez długą izolacje i zamknięcie po prostu siądzie psycha. Nie zdziwie się jak przez to wzrośnie liczba samobójstw, zwłaszcza, że za chwilę mnósto osób zostanie bez środków do życia.
kittajka, nie "tylko" o potrzebach grup ryzyka, ale "przede wszystkim". I nic dziwnego - poważnie zagrożone jest ich zdrowie i życie.
Oczywiście, że będzie więcej samobójstw, głównie ze względów ekonomicznych.
Oczywiście, że należałoby wdrożyć bardzo intensywne działania wsparcia psychologicznego - aczkolwiek ludzie się naprawdę starają czy na grupach "widzialna ręka" pojedyncze osoby proponują po prostu rozmowy, czy też ogłaszają się poradnie zdrowia psychicznego i psychoterapeuci z ofertą rozmów telefoniczny i on-line.
Ale naprawdę mamy sytuację, w której trzeba zwiększyć odpowiedzialność społeczną i troskę wszyscy o wszystkich. Każdy z nas w tej sytuacji coś traci. Każdy. I każdy musi coś poświęcić, bardzo krytycznie pomyśleć o swoich potrzebach. Dla dobra ogółu. A dobro ogółu przekłada się na dobro nasze własne i naszych bliskich.
Główne potrzeby człowieka to jeść i mieć dach nad głową. Ja wiem, że teraz jesteśmy wszyscy w kompletnej panice z powodu wirusa ale za chwilę priorytety się zmienią. Serio jak ludzie zaczną tracić masowo domy i mieszkania i najzwyczajniej w świecie nie będą mieli za co kupić chleba to wirus stanie się czymś dużo mniej zagrażającym. I ja wiem, że robimy to głównie po to, żeby nie zabić "służby zdrowia" tylko, że za moment ta niedofinansowana służba zdrowia dostanie kolejnego ekonomicznego kopa. Ludzie, którzy nie pracują (firmy, pracownicy) nie odprowadzają składek, podatków itp a jak wiadomo pieniądze nie leżą odłożone w jakimś magicznym skarbcu tylko są na bieżąco ściągane z rynku w postaci wszelkich podatków i danin. Emerytury i renty też z tego idą - więc zaraz te grupy ryzka mogą zacząć umierać nie z powodu wirusa a z powodu braku środków na jedzenie i leki utrzymujące je obecnie przy życiu.
Utrzymanie ludzi w dobrej kondycji psychicznej to to co może pomóc w obecnej sytuacji.
Zakaz działalności rehabilitacyjnej też uderzy głównie w grupy ryzyka. 
Lotnaa   I'm lovin it! :)
01 kwietnia 2020 13:14
kittajka, w Tyrolu już skoczyła liczba samobójstw, czytałam o tym już tydzień temu.

epk, dokładnie. Ta sytuacja jest po prostu nie do utrzymania. Już się zaczęły masowe zwolnienia, ludzie lada dzień nie będą mieli pieniędzy na jedzenie. Wówczas zagrożenie wirusem schodzi na drugi czy trzeci plan, trzeba walczyć o codzienność.

Ja uważam, że ruch i bycie na zewnątrz w obecnej sytuacji są bardzo ważne. A ryzyko trzeba minimalizować i tyle.
Lotnaa, wcale mnie to nie dziwi. Tyrol żyje z turystyki, odczują to najgorzej. Nawet jak ktoś tam miał zabezpieczenie finansowe, to i tak nie pociągnie nie wiadomo jak długo. Do tego można dołożyć hejt, a wręcz lincz społeczny na osobach zarażonych. I zaczynają się problemy. To jest coś o czym mówię od samego początku.
Ascaia, każdy ma teraz jakieś ograniczenia i to jest zrozumiałe. Natomiast nie można zamknąć wszystkiego, bo to tworzy, nowe jeszcze gorsze problemy. A patrząc na przykład Tajwanu da się to zrobić bez paniki i dużo mniejszymi ograniczeniami. Zresztą sama Merkel powiedziała, że sport i spacery są tak samo ważne jak ochrona grupy ryzyka. Tylko mają być w parach lub w pojedynkę. I to jest akceptowalne ogeaniczenie.
Tylko ludność Tajwanu jest już nauczona doświadczeniem. Mieli wirusa SARS. Tam ludzie wiedzą jak się zachować kiedy rząd ogłasza epidemię.
A u nas najpierw śmichy chichy. A potem cuda wyprawiane z rękawiczkami, maskami. I zero logiki i myślenia.
Nie da się narodu nauczyć zachowań wskazanych w stanie epidemii ani w tydzień ani w 3 tygodnie.
busch   Mad god's blessing.
01 kwietnia 2020 15:30
Ascaia z mojej perspektywy - jest mi to potrzebne, po prostu żeby się zrelaksować, odpocząć psychicznie, oderwać się od tego całego chaosu. Choroba czy uraz - wiadomo, uziemienie. Ale bieganie w pojedynkę, z dala od ludzi (teraz jest ich faktycznie mało) - nie widzę problemu. Znajomi biegacze mocno ograniczyli swoje bieganie, wychodzą sporadycznie i krócej, lasy i odludzia (nawet dojeżdżają autem jak mieszkają w mieście); nie ma zawodów, więc trening nie ma sensu, ot takie rekreacyjne pobieganie dla utrzymania sprawności i przewietrzenia głowy. Także nikt nie robi teraz super mocnych treningów, wybiegań po 30km bo po prostu nie ma sensu, minimalizujemy swoje bieganie; ludzie, którzy biegali 6x w tygodniu, wychodzą teraz 3x - i ćwiczą w domu.
Poza tym ruch na świeżym powietrzu doskonale wpływa na odporność, na pewno lepiej niż siedzenie w czterech ścianach i otwieranie okna - od byle powiewu byłabym wtedy przeziębiona, a tak to jestem zahartowana.


Mam bardzo podobne podejście. Wyjście na zewnątrz działa na moją psychikę zupełnie inaczej niż ćwiczenie w domu, dobrze się sprawdza na dymiącą czachę, "uziemienie" kiedy wiadomo że stres w naszym życiu rośnie. Na pewno wychodzę dużo mniej niż normalnie, o tej porze jeździłabym rowerem 2x dziennie w drodze do pracy, miała co najmniej kilka okazji na spacer dziennie, a zamiast tego pracuję z domu i "rekreacyjnie" wyjdę może 1-2 razy w tygodniu. Czy kiszenie się w domu  te dwa razy by było dla mnie lepsze? Może i ryzyko troszkę zmniejszone, ale za to problemy ze snem związane z dymiącą czachą nie są dobre dla mojej odporności. Już teraz też zauważyłam że moja bazowo kiepska kondycja/wydolność jest coraz gorsza od braku normalnego ruchu typu spacer/rower, takiego typowego cardio, które jest dla mnie po prostu super trudne do zrobienia w domu (rzygam z nudów i nie umiem się zmotywować). Czy dalsze pogorszenie mojej wydolności jest naprawdę dużo lepsze niż minimalne zmniejszenie ryzyka? Ja nie wiem - dopuszczam możliwość że sobie wszystko tłumaczę żeby wyszło na moje 🤣
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
01 kwietnia 2020 16:13
Ja mam to samo, po prostu muszę przebywać na dworze, w naturze, dla zdrowia psychicznego. Gdybym nie mogła biegać, ale przynajmniej mogłabym siedzieć w lesie, to byłoby dla mnie ok. Wolę oczywiście aktywność niż bezczynne siedzenie, ale dla mnie priorytetem jest to, żeby być na zewnątrz, w lesie, daleko od miast, ludzi itp. Moim największym marzeniem obecnie jest to, żeby wziąć plecak, namiot i zaszyć się w ukraińskich górach z daleka od jakichkolwiek ludzi. Siedząc non stop w domu nie jestem w stanie pracować, i żadna domowa aktywność fizyczna tu nie pomaga. Wychodząc 3 razy dziennie na spacer z psem można nie rozumieć, jak to jest siedzieć non stop w zamknięciu  😉 królestwo za psa!

Aktualnie postanowiłam ograniczyć wychodzenie do weekendów - zakupy plus jakieś mocne zmęczenie na rowerze. Na tygodniu próbuję wysiedzieć w domu, oprócz dni kiedy muszę pojechać do pracy.
Ja mam to samo, po prostu muszę przebywać na dworze, w naturze, dla zdrowia psychicznego. Gdybym nie mogła biegać, ale przynajmniej mogłabym siedzieć w lesie, to byłoby dla mnie ok. Wolę oczywiście aktywność niż bezczynne siedzenie, ale dla mnie priorytetem jest to, żeby być na zewnątrz, w lesie, daleko od miast, ludzi itp. Moim największym marzeniem obecnie jest to, żeby wziąć plecak, namiot i zaszyć się w ukraińskich górach z daleka od jakichkolwiek ludzi. Siedząc non stop w domu nie jestem w stanie pracować, i żadna domowa aktywność fizyczna tu nie pomaga. Wychodząc 3 razy dziennie na spacer z psem można nie rozumieć, jak to jest siedzieć non stop w zamknięciu  😉 królestwo za psa!

Aktualnie postanowiłam ograniczyć wychodzenie do weekendów - zakupy plus jakieś mocne zmęczenie na rowerze. Na tygodniu próbuję wysiedzieć w domu, oprócz dni kiedy muszę pojechać do pracy.

Tak bardzo to rozumiem  🙇
Moim największym marzeniem obecnie jest to, żeby wziąć plecak, namiot i zaszyć się w ukraińskich górach z daleka od jakichkolwiek ludzi.

Popieram i to bardzo!!!
(no może chatka, a nie namiot 😉 )

Z tym wychodzeniem z psem i rozumieniem sytuacji to u mnie jest nieco inaczej. Wychodzę bo muszę. Tak bym to w obecnej sytuacji określiła. A w zamknięciu tygodniami siedziałam kilka razy w życiu. Więc znam temat. 😉

Dla mnie bardzo budujące w tym, co piszecie jest to, że chociaż aktywność na zewnątrz jest dla Was tak ważna, to jednak ograniczyłyście. To zamiast codziennie to piszecie o wychodzeniu raz czy dwa razy na tydzień. I to moim zdaniem właśnie ten kompromis, to poświęcenie się dla innych. To jest dla mnie dobra i właściwa reakcja.
Ale widzę mnóstwo komentarzy w stylu " o bosze, bosze, przecież jak nie wyjdę codziennie to zwariuję". Tu na forum też mi taki przemknął, ale już nie wiem w którym temacie, kiedy i kto to pisał. Ale był taki. I takie podejście we mnie budzi wielki bunt.

busch jak najbardziej zgadzam się, że świeże powietrze, pewnie i aktywność fizyczna budują naszą odporność. Tylko że cały czas dążę w tej dyskusji do tego, że nie chodzi tylko o nas i o to czy my zachorujemy. Tylko chodzi o bycie ewentualnym nośnikiem dla wirusa. I o to, że niestety masa ludzi zachowuje się bezmyślnie w kwestii prawidłowego używania rękawiczek, zachowywania odległości, otwierania drzwi, kichania w dłoń, etc... Wydaje mi się, że obecnie trzeba myśleć na wyrost - za siebie i za innych.

kittajka, nigdzie nie pisałam, żeby zamknąć wszystko i wszystkich. Tylko właśnie o tym, by jednak ograniczać te momenty styczności z innymi, które nie są podyktowane bezwzględną koniecznością.
busch   Mad god's blessing.
01 kwietnia 2020 21:04
A propos mojej wspaniałej wydolności, już dzisiaj ćwicząc w domu nie jestem w stanie zrobić na raz wszystkich powtórzeń w serii bo brakuje mi powietrza  🙄. Dzięki regularnemu cardio nie miałam tego problemu przed kwarantanną, miałam normalne tętno jak do ćwiczeń siłowych, te czasy się skończyły, już dzisiaj wjeżdżało mi do 170 uderzeń na minutę. Zanim kwarantanna się skończy, trening siłowy stanie się dla mnie treningiem interwałowym z regularnym odwiedzaniem piątej strefy  😁
A propos mojej wspaniałej wydolności, już dzisiaj ćwicząc w domu nie jestem w stanie zrobić na raz wszystkich powtórzeń w serii bo brakuje mi powietrza  🙄. Dzięki regularnemu cardio nie miałam tego problemu przed kwarantanną, miałam normalne tętno jak do ćwiczeń siłowych, te czasy się skończyły, już dzisiaj wjeżdżało mi do 170 uderzeń na minutę. Zanim kwarantanna się skończy, trening siłowy stanie się dla mnie treningiem interwałowym z regularnym odwiedzaniem piątej strefy  😁

Ja przez przewlekłe niedotlenienie w robocie (wcześniej pracowałam na powietrzu) nabawiłam się problemów z sercem bo organizm nie był przystosowany do takich warunków.  Także nie wychodzenie takie zdrowe do końca nie jest. No ale jak trzeba to trzeba..
Tak to tylko tutaj zostawię
List z Włoch do Europy "z przyszłości"
Cavaleiro, doskonale Cię rozumiem, bo też miałam problemy zdrowotne po zmianie pracy, na taką w pomieszczeniu. U mnie obniżyła się odporność i miałam problemy z górnymi drogami oddechowymi. I trochę to potrwało zanim organizm się przystosował.
Cavaleiro, doskonale Cię rozumiem, bo też miałam problemy zdrowotne po zmianie pracy, na taką w pomieszczeniu. U mnie obniżyła się odporność i miałam problemy z górnymi drogami oddechowymi. I trochę to potrwało zanim organizm się przystosował.

Dokładnie  🙄 ,,Na szczęście" koronawirus rozwiązał mi ten problem.  Z tym, że zamiast 8h w pracy siedzę 12h w domu  😁


U której you tubowej trenerki znajdę jakieś fajne lekkie cardio. Szukam czegoś żeby się rozruszać, ale nic siłowego bo mi nie zależy za bardzo bardzo na modelowaniu sylwetki, robieniu tyłka itp, o tak dla lepszego samopoczucia żeby sobie poskakać.
Myślę, że wszystkie użytkowiczki tego wątku są odpowiedzialne i nie jest potrzebne wywoływanie w nich poczucia winy, że idą pobiegać albo na spacer. W tych warunkach lepiej by było jednak ludzi bodźcować pozytywnie. A w temacie, oprócz wieku, płci (męźczyzni są bardziej narażeni) również otyłość jest czynnikiem zwiększającym ryzyko powikłań związanych z zakażeniem SARS-CoV-2.
https://bringmethenews.com/minnesota-news/u-of-ms-osterholm-says-obesity-could-be-deadly-factor-in-u-s-covid-19-outbreak

Jak najbardziej trzeba dbać więc o ruch i dla zdrowia psychicznego i dla odporności.
Cavaleiro, w domu to chociaż okno da się otworzyć cały dzień 😉 A co do programów, to Kołakowska ma dużo cardio i praktycznie co tydzień dodaje coś nowego. Masz wersje bez podskoków, tylko na stojąco, no od koloru do wyboru 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się