Depresja.

Ja to zrozumiałam że chłopak po raz pierwszy w sumie świadomie głośno przyznał, że ma jakiś problem z piciem i że przez to picie są problemy w związku.
Niekoniecznie musi być uzależniony. Może być w fazie tzw. "picia szkodliwego" ( to taki wstęp do uzależnienia, bo rozwój uzależnienia to jest proces).
I jeśli w zasadzie po raz pierwszy jest na ten temat poważna rozmowa i po raz pierwszy zauważa głośno problem, to zamiast się od razu ewakuować (zawsze się zdąży jeśli nie na dzieci i kredytów ) to ja bym dała mu szansę i wsparła w drodze do terapeuty uzależnień.
Jeśli nic z tego nie wyjdzie i picie będzie ważniejsze niż związek, to wtedy bym się ewakuowała. Ale szansę bym dała.

Do terapeuty leczenia uzależnień. Na indywidualne spotkanie. I po takim spotkaniu jednym, drugim, trzecim terapeuta zaproponuje i pokaże dalsze możliwości pomocy.
Dzisiaj przyszedł do mnie (wywaliłam go spać do salonu) i powiedział, że mu wstyd. Naprawdę bardzo wstyd. Nie chciał kolejny raz przepraszać, lecieć po kwiatki tylko naprawdę szczerze porozmawiać. Powiedział, że ma problem, że chce go pokonać. Że już nigdy nie tknie alkoholu i sam pierwszy raz wspomniał o terapii. Jest kompletnie zdołowany i widzę, że naprawdę jest mu wstyd. Tylko, że to ze przestanie pić słyszałam już tyleeee razy. Ale nigdy nie usłyszałam tego co dzisiaj.
On teraz nie siedzi w domu i nie pije. Pije na imprezie a po imprezie nie może przestać. Eeeh sama nie wiem. Spróbujemy z tym terapeutą.

vanille Ja to rozumiem bo sama sobie tak powtarzałam. Mój ojczym przegina często z alko, u mnie w domu zawsze był alkohol, może nie ma żadnej patologii czy półprzytomnych pijanych ludzi ale towarzyszył wszystkiemu. Nie będę hipokrytką bo sama chodzę na imprezy i lubię się napić ze znajomymi ale obiecałam sobie, że u mnie nigdy nie będzie w domu tych kilku piw dziennie wypijanych przez faceta, nie będzie ciagle imprez z laniem wódy. I bum, zderzenie z rzeczywistością..
smartini   fb & insta: dokłaczone
21 kwietnia 2020 09:27
Sonkowa, niech koniecznie idzie do terapeuty, dobrego i specjalizującego się w uzależnieniach. Ty też miej z tyłu głowy współuzależnienie bo jak zapomnisz to nawet Ty nie zauważysz, kiedy problem wymknął się spod kontroli. Powodzenia :kwiatek:
Czyli ma problem. A czy to zaawansowane picie szkodliwe czy pełnoobjawowe uzależnienie, to ustali terapeuta uzależnień dokładnie go o wszystko wypytując.
I to jest twoja decyzja, czy dajesz mu szansę walczyć z nałogiem czy się ewakuujesz już teraz.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 kwietnia 2020 14:54
Sonkowa, pamiętaj, żeby dbać jednak bardziej o siebie, niż o niego. Jeśli on chce z tego wyjść, to oczywiście go wspierać, ale nie zmienisz się za niego i nie uciągniesz relacji dwóch osób na swoich barkach. Sprawdzajcie ile to jest ok dla Ciebie, a nie jak bardzo on Cię potrzebuje. 
busch   Mad god's blessing.
21 kwietnia 2020 21:26
vanille Ja to rozumiem bo sama sobie tak powtarzałam. Mój ojczym przegina często z alko, u mnie w domu zawsze był alkohol, może nie ma żadnej patologii czy półprzytomnych pijanych ludzi ale towarzyszył wszystkiemu. Nie będę hipokrytką bo sama chodzę na imprezy i lubię się napić ze znajomymi ale obiecałam sobie, że u mnie nigdy nie będzie w domu tych kilku piw dziennie wypijanych przez faceta, nie będzie ciagle imprez z laniem wódy. I bum, zderzenie z rzeczywistością..


Ja uważam że z takim domem rodzinnym dobrze by było, gdybyś sama zaczęła chodzić na terapię jeśli zdecydujesz się zostać i wspierać. Bywa tak że "mój ojczym/ojciec przegina często z alko ale nie ma żadnej patologii" oznacza tak naprawdę bycie Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. Które tak bardzo uważa alkoholizm za coś normalnego, że nawet z perspektywy dorosłości i samodzielności jeszcze skala problemu z domu rodzinnego nie została przetworzona. Jeśli dodamy jeszcze do tego obecną sytuację, to hmmm....
busch Akurat poniekąd przez swoją relacje w domu rodzinnym leczę się od lat 🙂 na terapie tez chodziłam i ten temat również był poruszany.
do dziewczyn, które biorą SERONIL.
Czy ten lek Wam pomaga? Brałam Seronil ze względu na brak apetytu, ale nie widzę po nim różnicy... Teraz stracił refundację i psychiatra przepisała mi Fluoxetynę, ale dalej szału nie ma...
Pramolan faktycznie mnie trochę rozluźnia i robię się głodna, ale jestem po nim przeokropnie senna..
Są lepsze leki przeciwdepresyjne które się zleca przy słabym  apetycie. Spytaj swoją psychiatrę np o preparaty mirtazapiny.
No chyba że nie chodzi o depresję z obniżonym apetytem, tylko o np anoreksję.
W ogóle jeśli nie pasują Ci leki zlecane przez lekarza, to spróbuj zmienić lekarza zamiast pytać na forum. Bo "brak apetytu" może znaczyć wszystko. I może być leczony różnymi lekami, w zależności od przyczyny tego braku apetytu.

To trochę tak, jakbyś spytała o lek na ból głowy. Dobór leku zależy od tego czy masz migrenę, skok ciśnienia tętniczego, czy silne stresy w pracy, czy stuknęłaś się w szafkę

W ogóle jeśli nie pasują Ci leki zlecane przez lekarza, to spróbuj zmienić lekarza zamiast pytać na forum. Bo "brak apetytu" może znaczyć wszystko. I może być leczony różnymi lekami, w zależności od przyczyny tego braku apetytu.



nie wiem, czemu na mnie naskakujesz 😉 ja zapytałam jak się inne osoby na tym czują, bo ja nie czuję wzmożonego apetytu. Poprostu jem normalnie, być może bez niego bym nie jadła, nie wiem, dlatego chcę znać opinię innych. Lekarz mi bardzo pasuje, a przeszłam już przez kilku w tym bylego ordynatora Krakowskiego Psychiatryka (co bylo chyba jednym z gorszych doswiadczen), więc nie będę zmieniać 🙂
Doczekałam się - rozpoczęłam dziś terapię (na NFZ). Pierwsze spotkanie (telefoniczne, dziś rano) - trudne. Do tej pory jestem zmęczona. Ale cieszę się, w końcu... jest szansa na przepracowanie różnych spraw.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
29 kwietnia 2020 14:45
Kaktus, seronil to fluoksetyna. Na rynku jest kilka leków z nią, o różnych nazwach. Ja brałam różne, w zależności jak dawkowanie wypadało, żeby nie musieć przepoławiać tabletki 😉
co do moich osobistych doświadczeń, to wszelkie nadaktywności, zaburzenia apetytu, nerwowości, inne takie, miałam w początkowej fazie brania leku. Jestem na nim chyba ze 3 (?) lata i jedyne co ze mną zostało, to nadmierna potliwość. Ale czuję się dobrze na fluo, więc jej nie zmieniam. Dodatkowo na wyciszenie mam coaxil.

W ogóle, strasznie dawno nie byłam u psychiatry  😡 mój się wymiksował z przychodni do której jeździłam i jakoś nie umiem się zebrać do nikogo nowego. Lecę na tym samym zestawie od dawna, rodzinny ŁASKAWIE mi wypisuje recepty na podstawie zaświadczenia od specjalisty.
Cześć 🙂 Mam prośbę do osób z Warszawy ( szukam poleconego psychoterapeuty, najlepiej nurt behawioralno - poznawczy, fajnie jakby ktoś polecił z własnego doświadczenia lub z doświadczenia bliskich osób ). Miło gdyby cena za h była około 120 zł.
Prośba też do osób, które korzystały z terapii grupowej, chciałabym zadać kilka pytać na priv. Chodzi o skuteczność terapii, dopasowanie do grupy, mam trochę wątpliwości.
Nescaaa, polecam panią Joannę Rutkowską-Witek, przyjmuje na Żoliborzu w InAltum, cena to 150 zł. Polecam, ja niedawno skończyłam swoją terapie u niej, dość krótką, ale jestem bardzo zadowolona.
Nie wiem czy prowadzi terapie grupowe, w tym nie pomogę bo nie korzystałam 🙂
Zaczynam ten post nie wiem który raz... Piszę i zaraz kasuję... Zapytam więc tylko - jak zaczęłyście? Do kogo najpierw zwróciłyście się ze zdaniem "permanentnie mi smutno"?
efeemeryda   no fate but what we make.
15 października 2020 10:53
do psychiatry. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Żałuję najbardziej, że męczyłam się tyle lat sama ze sobą, przyzwyczajona do tego ciągłego uczucia...
Ja też zaczęłam od psychiatry. Dostałam leki i przez pierwsze 4 miesiące próbowałam jakkolwiek się pozbierać (tj. wstać z łóżka i wziąć prysznic). Dopiero po włączeniu podstawowych funkcji życiowych poszłam na psychoterapię (która trwała 4 lata).
Obie decyzje były jednymi z najważniejszych w moim życiu.
Jeżeli chcesz porozmawiać, to śmiało, czy na priv, czy na insta.
Psychiatra, jak masz kasę to psychoterapia też. Jak nie to na NFZ też się da, ale się czeka. Ja się doczekałam, po niecałym roku, wydaje mi się że dobrze trafiłam, na pewno widzę poprawę 🙂
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
15 października 2020 12:27
Zaczęłam od psychiatry, a po kilku latach (w tym 3 lata na odstawionych lekach, bo byłam zmęczona tabletkami i "dam radę, już było naprawdę dobrze wiec się uda"😉 zdecydowałam się na psychoterapię wraz z farmakologią. I w końcu po ~pół roku jako tako czuję, że robię realny "postęp" i czuję się lepiej, zaczynam sobie radzić i akceptować pewne rzeczy (z przeszłości, ale też "tu i teraz"😉.
Psychiatra jak najbardziej!
Momentalnie lzej na sercu (i w glowie) sie robi.
Ten pierwszy krok jest zwykle najtrudniejszy, a pozniej czlowiek sobie zdaje pytanie po huk sie tyle czasu meczyl.  😵

Za "permanentnie mi smutno" w moim przypadku duza role odegral tragicznie niski poziom serotoniny.
Pisalam o tym kiedys zreszta w watku. I o ile dojscie do tego niskiego poziomu moglo miec wiele czynnikow, z tego co mi tlumaczyla psychiatra, to gdy spadnie ponizej punktu X samo do normy nie wroci. Mozg sie "rozleniwia" i nie ma bata. A sami wtedy sobie sami nijak nie pomozemy, chocbysmy poruszyli niebo i ziemie.
Glupie porownanie rzuce  😂 gdy chcemy wlaczyc swiatlo w pokoju, ale nie ma pradu to mozemy sobie pstrykac wlacznikiem do woli, czy zarowke zmienic, ale swiatlosc nie nastanie, no ni dy rydy i juz. 
Ten pierwszy krok jest zwykle najtrudniejszy, a pozniej czlowiek sobie zdaje pytanie po huk sie tyle czasu meczyl.  😵

Dokładnie! Też pukam się w głowę, czemu nie podjęłam działań wcześniej. Ale tyle razy słyszałam teksty w stylu "inni mają gorzej", "prziecież masz wszystko, nie wymyślaj problemów", "znajdź sobie zajęcie, to nie będziesz myśleć", że naprawdę byłam pewna, że to ze mną coś jest nie tak. A potem przeczytałam gdzieś, że jak ktoś ma chore nerki, to nikt mu nie powie "weź się w garść", tylko idzie się do nefrologa. I to samo należy się mózgowi: brakuje mu jakiejś substancji = idę do psychiatry, a nie "biorę się w garść".

A, no i nie ma się czego wstydzić! Nawet nie mamy pojęcia ilu ludzi z naszego otoczenia też z czymś walczy i sięga po pomoc.
moim pierwszym wyobrem była terapia, terapeuta zasugerował leki i psychiatrę, ale nie potrafiłam się do niego wybrać, więc została sama terapia. Pomogła.
Dziękuję Wam za wszystkie wpisy i wiadomości! Naprawdę, nie sądziłam, że będzie aż taki odzew. Dziękuję!

Wasze rady pokryły się z tym, co kołatało mi w głowie od jakiegoś czasu. I jestem na etapie szukania lekarza... Choć słyszane zewsząd "masz takie dobre życie", itp. nie pomaga...
mundialowa, możesz miec obiektywnie udane życie i miec depresje. To nie musi wynikać z niezadowolenia własna sytuacja. Moja mama kiedy najmocniej ja dopadło i całymi dniami płakała jie wiedziała dlaczego. Autentycznie wymieniała, ze przecież jest zdrowa, my jesteśmy zdrowi, ma co jeść, gdzie mieszkać, nic złego sie nie dzieje. A ona mimo to czuła sie fatalnie. Tez podpisuje sie pod tym co napisały dziewczyny. Moja mama sceptyczna względem wszelkich lekow i przerażona, ze ona być może miałaby brać coś do końca życia?! Do dziś nie wie, czemu tak późno wybrała sie do lekarza bo to była najlepsza decyzja na świecie. Leki przyniosły ogromna ulgę. Uzupełniająco terapia.
Ściskam!
madmaddie   Życie to jednak strata jest
16 października 2020 18:05
ja się pochorowałam spełniając długoletnie marzenia, także można, możliwości jest wiele  😜
Nie no, to porównanie z prądem jest trafne, będę go używać w rozmowach z ludźmi, bo czasem trudno mi przetłumaczyć, że leki nie zmieniają mojego stanu świadomości, po prostu windują moją serotoninę na normalny level i mogę żyć.
Bardzo dał mi do myślenia post Jagny Nowotarskiej pt. "Przecież to jest dobre życie".
Dostrzegam też, ile straciłam, i ile nadal tracę, będąc w stanie ciągłego zawieszenia. Jakbym patrzyła na swoje życie przez szybę. I widzę, tam, za tą szybą, jak z mojego życia, na moje własne życzenie (bo to ja zerwałam kontakt), znikają kolejni ludzie. Jak porzucam kolejny fajny sposób na spędzanie czasu. Jak przestaję się rozwijać, uczyć, poznawać. Widzę, że mam też lepsze momenty, kiedy mam siłę wyjechać w góry, kiedy wracam do rysowania, kiedy spacery z psem to przyjemność, a nie wkurzający obowiązek. Ale po kilku dniach "bycia lepiej" jestem tak wyczerpana, że nie mogę wstać z łóżka. I mam przez to dość siebie. Dość tego, że nie daję rady.
Tak sobie myślę, że w depresji ogromną pułapką jest to jak stereotypowo zawsze o niej myślimy. Ta szara, zwinięta w kłębek osoba, która tylko śpi i nie odsuwa zasłon. Przez to tak wiele osób idzie po pomoc stanowczo za późno. Nie za późno na ratunek. Ale za późno o te wszystkie przemęczone miesiące czy lata. Bo przecież jeśli są dni kiedy jest super. Kiedy jest tyle siły. Kiedy wieczorem człowiek robi sobie spa. Nawet nogi ogoli po same uda! I nakremuje to wszystko. W lustro spojrzy, że jakiś taki ładny i fajny. I pomysłów sto. Na naukę, na biznes, na wycieczki. To jak depresja. To jakieś takie gorsze dni tylko. Pogoda taka. No jak tu się gorzej nie poczuć. Na chwilę. A zaraz okazuje się, że te nogi ogolone i błyskotliwy biznes-plan to nie wczoraj czy przedwczoraj było. Tydzień temu? Dwa? Chyba. Bo już się nie pamięta. I nie wiadomo co się stało przez ten czas. Każdy dzień w sumie taki sam, tak samo szary i nijaki. To jak to odróżnić. No, ale za chwilę przychodzi TEN dzień! I siła jest. I pomysły. I chęci. To jaka to depresja...
Mundialowa, z tego co czytamy, to checi masz, zeby sie wygrzebac z dolka, zauwazylas, ze aktualna Ty, to... wcale a wcale nie Ta! A to najwazniejsze.
Takze hop hop! Szukaj psychiatry, psychologa z ktorym Ci "kliknie" i do dziela  🏇
Nie ma co myslec, co sie dzialo do tej pory, przeszlosci nie zmienisz, ale za to ile mozesz zdzialac w przyszlosci! 😉
Dawaj nam tu znac, kiedy bedziesz miala pierwsza wizyte! Nawet sama nie zauwazysz, kiedy zostawisz ten szary okres za soba i bedziesz razem z nami zastanawaic sie "dlaczego az tyle zwlekalam?" :kwiatek:
No niestety, człowiek jakoś funkcjonuje na oparach i często tez nie zaczyna sie czuc beznadziejnie z dnia na dzień, tylko to sie wkrada powoli. Dlatego człowiek nie dostrzega w jakiej ciemności sie znalazł bo wzrok miał czas sie z nią oswoić. Moja mama poszła do lekarza dopiero jak solidnie pierdzielnelo i juz nie dało sie oszukiwać, ze wszystko w gruncie rzeczy jest Ok. Teraz uważa, ze nie pamięta, żeby w życiu czuła sie lepiej niż obecnie. Ze juz w ogóle zapomniała, ze tak sie można czuc. No ale czym sie dziwić skoro przez wiele lat obracała sie jedynie w odcieniach szarości.
Przy okazji, szukam dobrego psychiatry (mężczyzny) w Warszawie. Prywatnie. Jeżeli macie kogoś do polecenia, to będę wdzięczna  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się